Władysław Henryk Piotrowski
Piotrowscy ze Strachociny w Ziemii Sanockiej
2. Stefan Piotrowski i jego synowie
Stefan | Stanisław | Kazimierz
Pierwsze pewne zachowane informacje o przodkach Piotrowskich w Strachocinie sięgają zaledwie początków XVIII wieku. Pochodzą z „Księgi Metrykalnej” zachowanej w kościele parafialnym w Strachocinie. Najstarsza zachowana „Księga Metrykalna” (obejmująca „Księgę chrztów”, „Księgę ślubów” i „Księgę zgonów”) rozpoczyna się od roku 1753 i obejmuje okres do 1780 roku. Wcześniejsze „Księgi Metrykalne” prawdopodobnie nie zachowały się. Zapisy w tej pierwszej księdze były prowadzone po łacinie, w sposób często bardzo niedbały. Brakuje w nich danych dotyczących dziadków chrzczonego dziecka (to bardzo utrudnia identyfikację poszczególnych rodzin, szczególnie przy powtarzających się często imionach), w początkowej fazie nie odnotowywano numerów domów (prawdopodobnie ich nie było). Prowadzący księgę księża robili często błędy, mylili nazwiska (lub nie byli ich pewni zapisując je wtedy wariantowo i wpisując słówko „alias” np. „Woytowicz alias Daszyk”), zapisywali nazwiska w różnej wersji, często fonetycznie, tak jak wymawiali je mieszkańcy Strachociny, przykładowo, nazwisko Piotrowski pojawia się także w wersji Pietroski (zapewne wymawiano „e” jako „pochylone”, taka wymowa tego nazwiska zachowała się w gwarze strachockiej aż do połowy XX wieku).
Pierwszym wymienionym w „Księdze” z imienia Piotrowskim w Strachocinie jest Stefan Piotrowski (czyżby to Mustafa, syn Aleja? - tak brzmiałby tatarski odpowiednik imienia Stefan), „zmarły 28 października 1757 roku w wieku ok. 90 lat, zaopatrzony Św. Sakramentami, pochowany w kościele pod posadzką pod chórem przy wejściu” („... mortuus est Stephanus Piotrowski annorum circiter 90 munitis SS. Sacramentis et extrema Unctione, Sepultus est in Ecclesia post pavimentum in majori choro ad fores Ecclesia Strachocinensis”). Stefan musiał być kimś znaczącym we wsi, wewnątrz kościoła grzebano jedynie zmarłych wywodzących się z rodzin szlacheckich z okolicznych wiosek (część najbardziej znamienitych, np. niektórych Giebułtowskich ze Strachociny czy Rylskich z Jurowiec, grzebano w klasztorze Franciszkanów w Sanoku), np. w roku 1765 pochowano „szlachetnie urodzonego” (generosus) Tadeusza Bielawskiego także pod chórem, tak jak Stefana. Podobnie pochowano w 1766 roku Szymona, syna „szlachetnego” (nobilis) Józefa Latyńskiego, zarządcy Kostarowiec (gubernatoris villae Kostarowce). Wśród mieszkańców Strachociny tak jak Stefana pochowano jedynie niektórych Radwańskich, np. w 1760r. Sebastiana („...ad fores maiores in Ecclesiae”...), w 1761r. Michała („...ad Ecclesiam at maiores fores...”) i niektórych innych przedstawicieli strachockiej „szlachty”, np. w 1766r. Anne Buczkowsk1 („...ad minores fores Ecclesiae...”). Wszystkich pozostałych zmarłych grzebano na cmentarzu obok kościoła. Stefan nie został jednak określony przez księdza jako „szlachetny” czy „szlachetnie urodzony”. Wydaje się to zupełnie zrozumiałe, Piotrowscy i im podobni mieszkańcy Strachociny, niezależnie od ich statusu społecznego, tak bardzo różnili się stanem majątkowym od różnego rodzaju zarządców czy dzierżawców majątków w okolicy (nie mówiąc o właścicielach folwarków, jak np. Giebułtowskich), że księdzu w głowie nie zaświtała, zapewne, myśl o określeniu ich jako „szlachetnych”. A przecież jakichkolwiek patentów na piśmie swojej „szlacheckości” żaden Piotrowski nie miał. Niemniej, Stefan został uhonorowany pochówkiem wewnątrz kościoła tak jak inni „nobiles” i „generosus” z sąsiednich wsi.
Stefan jest przodkiem wszystkich Piotrowskich w Strachocinie. Mówi o tym legenda rodzinna, wynika to także z analizy zapisów „Księgi Metrykalnej” parafii Strachocina. W zachowanej w pierwszej „Księdze Metrykalnej” „Księdze Zgonów (pogrzebów)”, obejmującej lata 1753 - 1780, jedynym zmarłym w tym okresie (tj. w okresie jednego pokolenia) dorosłym Piotrowskim (mężczyzną), pochowanym w Strachocinie, był Stefan. Jeżeli nawet w Strachocinie przed katastrofą XVII wieku mieszkało więcej Piotrowskich (o ile w ogóle mieszkali), to prawdopodobnie jedynie ojcu Stefana udało się przeżyć ten tragiczny okres. Wiele rzeczy przemawia jednak za tym, że ojciec Stefana przybył ze wschodu, gdzieś na początku II połowy XVII w. Jakimś dowodem na to jest także imię Stefan, które nadał swojemu synowi. W tym czasie nie spotykane w Strachocinie, być może jest formą uczczenia pamięci hetmana Stefana Czarnieckiego, bohatera z czasów „potopu” szwedzkiego, ale także jednego z dowódców wojsk polskich w walkach z powstaniem kozackim na Ukrainie. Stefan Czarniecki, późniejszy hetman i bohater narodowy, przez pewien czas służył w wojskach dowodzonych przez Mikołaja Potockiego, tam mógł się z nim spotkać ojciec Stefana Piotrowskiego, być może był nawet jego podkomendnym. Bardzo możliwe że Stefan był jedynym synem swojego ojca, a z pewnością jedynym który dożył wieku dojrzałego i doczekał się potomków w Strachocinie. Jeżeli Stefan miał braci to mogli zginąć w którejś z wypraw Jana III Sobieskiego przeciw Turkom i Tatarom, król werbował duże ilości swojej armii właśnie w tych okolicach.
O rodzicach Stefana, niestety, nic pewnego nie wiemy. W parafialnej „Księdze zgonów” nie ma zapisów o rodzicach zmarłych, pozostaje tylko legenda o ojcu Stefana. Czy był nim legendarny kniaź Aleksander (Alej) Murza Piotrowski? Według dzisiejszego stanu naszej wiedzy nie można tego potwierdzić, nie ma żadnych na to dowodów. Nie jest także pewna data urodzenia Stefana. Podany przy zgonie wiek 90 lat określa ją na rok 1667. W zestawieniu z wiekiem jego wnuków wydaje się to o kilka lat za wcześnie, podejrzanie sędziwy jest także wiek Stefana przy zgonie. Prawdopodobnie wiek ten ustalono „na oko”, żadnych dokumentów o urodzeniu Stefana na miejscu w Strachocinie nie było, a zapewne nikt sobie nie zadawał trudu aby szukać ich po innych parafiach.
Prawdopodobnie po swoim ojcu Stefan odziedziczył bardzo duże gospodarstwo, jak na strachockie warunki. Raczej nie zdobył go sam, za czasów jego życia o ziemię we wsi już było bardzo trudno, Strachocina, w odróżnieniu od wielu innych wsi w okolicy, stosunkowo szybko zaludniła się po klęskach XVII wieku. Wszystkie łany zostały zasiedlone łącznie z tymi, które stały puste w pierwszej połowie XVII wieku. Gospodarstwo Stefana miało powierzchnię ponad 48 ha, czyli ponad dwa średniowieczne „łany”, potwierdzają to późniejsze stosunki własnościowe. Przeciętna wielkość gospodarstwa w Strachocinie w tym czasie wynosiła nie więcej niż 24 ha (jeden „łan”). Gospodarstwo Stefana położone było w dolnej części wsi, na prawym brzegu Potoku Różowego, pomiędzy posiadłościami Cecułów i Winnickich na wschodzie i Cecułów i Błażejowskich na zachodzie. Teren gospodarstwa miał kształt wydłużonego prostokąta o szerokości ok. 350 m i długości ok. 1600 m, który sięgał od pasa ziemi gminnej nad Potokiem Różowym aż po najwyższy szczyt strachocki zwany współcześnie Górami Kiszkowymi (Góra Piotrowskiego - Piotrowskiberg z austriackich map wojskowych). Mniej więcej pośrodku, wzdłuż roli, płynął strumyk, prawy dopływ Potoku Różowego, w XX wieku noszący nazwę Potoku Dąbrowskiego (od późniejszych właścicieli działki wzdłuż strumyka) lub Potoku Kiszkowego. Strumyk ten wypływał ze zboczy Gór Kiszkowych, po drodze przyjmował najpierw większy dopływ z prawej strony, później drugi z lewej strony i wpadał do Różowego. Potok Kiszkowy z dopływami (i siecią drobniejszych rowków) odwadniał cały teren gospodarstwa Stefana. Normalnie był dość obfity w wodę, w okresie ulewnych deszczów potrafił mocno wylewać, szczególnie w dolnym biegu, przy ujściu do Potoku Różowego. Najwyżej położona część działki Stefana, obejmująca najwyższe partie Gór Kiszkowych i teren poza nimi do granicy wsi z Długiem, była jeszcze zalesiona.
Nie wiadomo na jakiej zasadzie ojciec Stefana był właścicielem aż dwu „łanów” ziemi z kawałkiem. Jeżeli był przybyszem ze wschodu to mógł je wydzierżawić (otrzymać w „arendę”) za resztki uratowanego majątku od dzierżawcy wsi, Jana (lub Andrzeja) Boboli, lub nawet wykupić od dzierżawcy prawo do dzierżawy tych dwu łanów (dzierżawca wsi miał prawo odsprzedawania prawa dzierżawy części wsi). Być może jednak, że otrzymał je w nagrodę za zasługi wojenne. Takie przypadki były w tym wojennym okresie dość częste, kandydatów do nagrody (przyszłych właścicieli - „posesorów”) przedstawiało na posiedzeniach sejmu wojsko, albo poprzez hetmana, albo wybieranych przedstawicieli („deputatów”). Możniejsi kandydaci otrzymywali uchwałami sejmowymi często całe wioski, żołnierzy – szlacheckich „szaraczków” - nagradzano niewielkimi kawałkami gruntu zbiorczo, jedną uchwałą sejmu. Co prawda, działo się to zwykle w tych miejscowościach, gdzie dzierżawa „królewszczyzny” ustała z jakiegoś powodu. Ale częste były przypadki „handlu” z dotychczasowymi dzierżawcami, za wydzielenie części dzierżawy dla nowego dzierżawcy otrzymywali oni dzierżawy w innych miejscowościach (z reguły odbywało się to z korzyścią dla nich). Jakimś śladem istnienia takiej sytuacji jest wspomniana już wcześniej wzmianka o tym, że w Strachocinie było więcej dzierżawców (F. Leśniak – „Sanok. Dzieje Miasta”). Jeżeli Stefan był „autochtonem” to może odziedziczył prawo do dwu łanów po zmarłych przodkach „po kądzieli” (pierwsi osadnicy w Strachocinie w XIV wieku otrzymali tylko po jednym „łanie”).
Dom Stefana stał prawdopodobnie na lewym brzegu strumyka, w jego dolnym biegu, na miejscu późniejszego domu Kiszków, noszącego od lat 80-tych XVIIIw. numer 45. Pierwsza wzmianka w parafialnej „Księdze chrztów” o tym domu pojawia się w roku 1780, zmarła w nim Katarzyna, córka Wawrzyńca Kiszki (w wieku 2 lub 8 lat, zapis jest słabo czytelny). Wawrzyniec to mąż Magdaleny Radwańskiej, prawnuczki Stefana, wnuczki Stanisława, córki Katarzyny z Piotrowskich Radwańskiej.
Nazwisko Kiszka to przezwisko jednego z Rogowskich, utrwalone z biegiem czasu jako nazwisko. W roku 1772 zmarła w Strachocinie, w wieku 73 lat, Agnieszka, żona Marcina Wawrzyńca Rogowskiego „alias” Kiszka. Jeszcze Wawrzyniec-junior (wnuk Agnieszki), w czasie swojego ślubu z Magdaleną Radwańską, wnuczką Stanisława Piotrowskiego, nosi nazwisko Rogowski, dopiero przy zapisie jego dzieci określono go nazwiskiem Kiszka. Dom o numerze 45 (a raczej kolejne domy) pozostawał w rękach Kiszków aż do pierwszej połowy XX wieku, kiedy to Jadwiga Kiszczanka wyszła za mąż za Rygla.
Położenie domu noszącego później nr 45 doskonale odpowiadało warunkom siedziby Stefana. Położony był nad potokiem, który był osią gospodarstwa Stefanowego, na podniesionym brzegu, co zabezpieczało przed ewentualną powodzią w czasie ulewy. Prawdopodobnie wzdłuż potoku prowadziła jedyna droga w górę działki, do poszczególnych kawałków gospodarstwa (później, po kolejnych podziałach, tych dróg powstało dużo więcej). Jednocześnie dom stał przy „gościńcu”, drodze prowadzącej z Bażanówki, wzdłuż Strachociny, do kościoła i Kostarowiec, w pobliżu miejsca gdzie gościniec przekraczał Potok Kiszkowy, robiąc dwa ostre zakręty wymuszone ukształtowaniem terenu. Tak więc położenie jego idealnie odpowiadało potrzebom gospodarstwa Stefana. Bardzo możliwe, że w domu tym Stefan pozostał ze swoim najstarszym wnukiem (a może najmłodszym synem?) Józefem, po wyprowadzeniu się synów, Stanisława i Kazimierza, do swoich domów. Potomkowie Józefa (w linii męskiej) wymarli już w XVIII w. i najstarszy rodzinny dom Piotrowskich przeszedł w ręce Rogowskich-Kiszków (jak wspomniano, Wawrzyniec Kiszka był mężem wnuczki Stanisława Piotrowskiego, Magdaleny Radwańskiej).
O życiu Stefana wiemy bardzo niewiele. Przyszło mu żyć w bardzo trudnych czasach. Strachocina dzieliła losy całego kraju, który nie zdążył się jeszcze odbudować po spustoszeniach wojen XVII wieku, gdy spadła na niego katastrofa Wojny Północnej (1700-1721). Ogólna bieda w kraju bezpośrednio dotykała także mieszkańców Strachociny. Zamierał handel, ludzie wracali do form gospodarki naturalnej, samowystarczalnej. Nastąpił ogromny regres cywilizacyjny w życiu codziennym. Jakby było nie dość tego, na początku XVIII wieku okolice Strachociny nawiedziły plagi przyrodnicze na niespotykaną wcześniej skalę, powodzie (w latach 1707 i 1708), susza (1711), znowu powódź (1713), a także zarazy, które dziesiątkowały ludność i zwierzęta. W roku 1711 dotarła do Strachociny nawet klęska szarańczy. Nie wiemy jak sobie radził Stefan w tak niesprzyjających warunkach. W sumie zapewne nieźle, bardzo duże gospodarstwo, jak na strachockie realia, dawało przynajmniej wyżywienia rodzinie i służbie, gorzej było z innymi dobrami, potrzebnymi do życia.
W okresie życia Stefana w dziedzinie uprawy roli nie zaszły w Strachocinie zbyt wielkie zmiany w porównaniu z poprzednimi wiekami. Podstawą rolnictwa była uprawa zbóż, pszenicy, żyta, owsa, jęczmienia i orkiszu. Stefan, podobnie jak i inni sąsiedzi, pszenicy uprawiał bardzo mało, na jego gospodarstwo składały się grunty mało żyzne, kamieniste, trudne w uprawie. Duży obszar zajmował u niego owies, który służył jako karma dla koni, bydła i świń. Oprócz zbóż uprawiano bardzo dużo prosa i gryki (hreczki, zwanej w Strachocinie tatarką), z których wytwarzano kasze. Do tego celu służyła ręczna „stępa”, oprócz kaszy jaglanej (z prosa) i gryczanej (najbardziej lubianej), robiono w niej także kaszę z jęczmienia. Uprawiano także dużo grochu i bobu, oraz rzepę i brukiew. Z roślin przemysłowych uprawiano konopie i len, nie tylko na własne potrzeby, ale także na sprzedaż na jarmarku w Sanoku. Przy domu siano mak i sadzono chmiel. Jeżeli chodzi o hodowlę, to podstawą było bydło. Świń hodowano mało, dużo hodowano gęsi (tradycja ta przetrwała w Strachocinie do czasów najnowszych) i kur.
Część plonów Stefan musiał sprzedawać na jarmarku (targu), przede wszystkim w Sanoku, ale zapewne także w Zarszynie i sąsiednim Jaćmierzu. Potrzebował pieniędzy na opłaty. Co prawda, nie wiemy jaki był status jego gospodarstwa, ale nawet w najkorzystniejszym wariancie, jako bezpośredni dzierżawca ziemi „królewskiej”, musiał płacić „kwartę” i „stacyę”, opłaty powiązane z utrzymaniem wojska królewskiego, obowiązujące w stosunku do ziemi uprawnej w „królewszczyznach”. Zarówno tych będących dobrami stołowymi („ekonomiach”), które należały bezpośrednio do dworu królewskiego, jak i pozostałych dobrach koronnych („tenutach”), dzierżawionych przez prywatnych „posesorów” („tenutariuszy”), do których należała Strachocina. Stąd zapewne dość częste wizyty Stefana w Sanoku. Do pomocy w prowadzeniu gospodarstwa Stefan regularnie zatrudniał służbę, zarówno do prac polowych jak i domowych. Ilość służby się zmieniała, w zależności od stanu osobowego własnej rodziny (i jej zdolności do pracy), nie przekraczała jednak nigdy pięciu osób, trzech parobków i dwie służące. Często, jak to było w powszechnym zwyczaju, były to dorastające dzieci krewniaków, które przy okazji uczyły się prowadzenia gospodarstwa na sposób inny niż w rodzinnych domach, nabierały nowych doświadczeń i umiejętności, które w przyszłości z powodzeniem miały stosować w swoich gospodarstwach. System ten był doskonałą szkołą życia dla młodych, zdawał bardzo dobrze egzamin w Strachocinie przez całe wieki.
Nie wiadomo jakie imię nosiła żona Stefana. Musiała zemrzeć wcześniej od męża, nie ma jej w „Księdze zgonów” rozpoczynającej się w 1753 r.
Nie wiadomo ile dzieci miał Stefan, żadne informacje na ten temat nie przechowały się w rodzinie, pewne jest tylko, że miał dwu synów, którzy dożyli wieku dojrzałego i doczekali się potomków, Stanisława i Kazimierza.
Stanisław był starszy od Kazimierza. Wskazuje na to wiek synów Kazimierza, Franciszka i Ignacego, których śluby są już odnotowane w „Księdze” (odpowiednio w roku 1765 i 1781), podczas gdy śluby synów Stanisława musiały odbyć się zdecydowanie wcześniej, przed 1753 rokiem. Ciekawy jest dobór imion dla synów przez Stefana. Zdecydowanie się różnią od imion ich rówieśników we wsi, gdzie pełno jest Michałów, Maciejów, Wawrzyńców, Szymonów, Sebastianów i innych tego typu imion, bardzo chrześcijańskich, często są to imiona apostołów czy pierwszych męczenników chrześcijańskich. Synowie Stefana noszą imiona bardzo polskie, słowiańskie, Stanisław to patron Polski, Kazimierz to patron Litwy (!). Czyżby to było pośrednim potwierdzeniem pochodzenia Piotrowskich od tatarsko-litewskich przodków? Może przez dobór super-polskich imion Stefan chciał oddalić jakikolwiek cień podejrzeń, że ma coś wspólnego z Tatarami, sprawcami ogromnego nieszczęścia wsi. Już w następnym pokoleniu imiona Piotrowskich będą zupełnie inne. Z kolei imiona, Stanisław i Kazimierz, będą coraz częściej występować w Strachocinie wśród innych rodzin, zapewne jako naśladownictwo Piotrowskich.
Nie wykluczone, że Stefan miał jeszcze jednego syna, Józefa, najmłodszego, z którym zamieszkał na starość, po wyprowadzeniu się z domu dwu starszych synów. Wydaje się to jednak mało prawdopodobne, ze względu na dużą różnicę wieku. Józef był zapewne wnukiem Stefana, najstarszym synem Stanisława. Oczywiście, poza wymienionymi powyżej synami mógł mieć Stefan innych synów, którzy zmarli w dzieciństwie lub młodości, nie osiągając wieku dojrzałego, lub córki , które wyszły za mąż i zmieniły nazwisko. Jest to bardzo prawdopodobne, przeciętna ilość dzieci w rodzinach wynosiła 5 – 8, a niejednokrotnie było ich ponad 10, tutaj wymieniliśmy jedynie dwu (ewentualnie trzech) synów.
Wszystkie powyższe najwcześniejsze udokumentowane dane dotyczące Piotrowskich, pochodzą przede wszystkim z parafialnej „Księgi Metrykalnej” (założonej w 1753 roku), gdzie zapisów dokonywano jedynie przy okazji urodzin, ślubów i zgonów. Najwięcej informacji przynoszą zapisy urodzin, oprócz imienia i nazwiska dziecka są imiona rodziców (niestety, bez nazwiska rodowego matki) i imiona i nazwiska rodziców chrzestnych. Najmniej informacji podają zapisy zgonów, jedynie imię i nazwisko zmarłego i jego wiek (nie zawsze). Dlatego trudno czasem odtworzyć powiązania pomiędzy występującymi w „Księdze” przedstawicielami rodu Piotrowskich. Niestety, przekazy i legendy rodzinne nie zawierają zbyt wielu informacji na temat szczegółów życia rodzinnego Piotrowskich z tych odległych czasów. W pamięci potomnych zachowały się tylko bardzo ogólne wiadomości, bardziej oddające nastrój epoki niż zawiłości rodzinnej genealogii.
Syn Stefana, Stanisław w „Księdze Metrykalnej” wymieniony jedynie jako świadek na ślubach w 1760 roku (jego dzieci urodziły się na długo przed 1753 rokiem, rokiem rozpoczęcia zapisów w „Księdze”). Należy zaznaczyć, że w latach 50-tych i 60-tych XVIII wieku jako świadków na ślubie wpisywano kilka osób (byli to prawie zawsze mężczyźni), bardzo często były to te same osoby, nieledwie „etatowi” świadkowie, na ślubach zupełnie obcych sobie osób. Najczęściej powtarzający się świadkowie to Michał Błażejowski i Andrzej, Michał i Sebastian Radwańscy, a pod koniec tego okresu Józef Wroblowski, strachocki organista. Z Piotrowskich najczęściej jako świadek występował Kazimierz - 14 razy, a należy zaznaczyć, że ślubów było zaledwie 2 - 4 rocznie. Prawdopodobnie funkcja świadka była wyrazem uznania i szacunku, przynajmniej ze strony księdza, bo to on dokonywał wpisu do „Księgi”. Ale być może konsultował się także z parą „młodych” (raczej z ich rodzicami, znając realia epoki). Dlatego byli to zapewne bogatsi gospodarze, w starszym lub, co najmniej, średnim wieku. Stanisław Piotrowski musiał być takim. Zagadką pozostaje dlaczego Stanisław wystąpił jako świadek jedynie w 1760 roku (wszystkie cztery przypadki w tym roku!), może później zachorował, a może stracił „względy” u proboszcza, księdza Dutkiewicza? Z analizy wieku synów i wnuków Stanisława można określić, w sposób bardzo niedokładny, datę jego urodzenia na ok. 1700 rok, tak więc w 1760 roku miał 60 lat, był ojcem i dziadkiem dla licznej rodziny, bogatym gospodarzem, doskonale się nadawał na „etatowego” świadka na ślubach.
Nie zachowały się żadne informacje w rodzinach Piotrowskich na temat żony Stanisława. Z częstych kontaktów w okresie późniejszym Piotrowskich z Cecułami, można się tylko domyślać, że mogła to być Ceculanka.
Cecułowie to stary strachocki ród, jeden z liczniejszych we wsi, jego przedstawiciele do dzisiaj żyją w Strachocinie. W połowie XVIII wieku we wsi mieszkało już 8 rodzin noszących to nazwisko, były to rodziny Błażeja, Jakuba, dwu Szymonów, Franciszka, oraz Stefana i Kazimierza. Te dwa ostatnie imiona w jakimś stopniu potwierdzają kontakty Piotrowskich z Cecułami, są one charakterystyczne dla Piotrowskich w Strachocinie na przełomie XVII i XVIII wieku.
Cecułowie byli w jakoś powiązani z Błażejowskimi. Jeden z nich, Szymon, żonaty z Katarzyną, jest w „Księdze Metrykalnej” zapisywany przy narodzinach kolejnych dzieci raz jako Błażejowski (w latach 1753, 62, 65 i 68), innym razem jako Cecuła (w latach 1757 i 72). Bez wątpienia chodzi o te same osoby, świadczą o tym nie tylko imiona, ale i rodzice chrzestni dzieci. Być może jest to sprawa jedynie indywidualna jednej rodziny, ale nie można wykluczyć i takiej możliwości, że Cecułowie to pierwotnie Błażejowscy. Przy dużej ilości Błażejowskich część z nich zmieniła nazwisko na Cecuła (może to było przezwisko części Błażejowskich), albo raczej księża prowadzący zapisy metrykalne to zrobili. Przypadki takich zmian zdarzały się w Strachocinie. Jeżeli tak było, musiało się stać wcześniej, najpóźniej na początku XVIII w. Bardzo możliwe, że przodkowie Cecułów mieszkali w Strachocinie już przed najazdem tatarskim, chociaż nie ma tego nazwiska wśród nazwisk mieszkańców wioski znanych z XV w. Cecułowie należeli do najbogatszych rodów we wsi, z pannami Ceculankami chętnie żenili się przedstawiciele strachockiej „szlachty”, szczególnie Piotrowscy i Radwańscy. Stefan zapewne był zadowolony, że ożenił syna z przedstawicielką bogatej rodziny, niezależnie od jej statusu społecznego. Żona wniosła Stefanowi bogaty posag.
Stanisław z żoną po ślubie początkowo zamieszkał razem z ojcem Stefanem pod jednym dachem, wspólnie z całą rodziną pracując na gospodarstwie. Po kolei przychodziły na świat dzieci.
Prawdopodobnie najstarszym synem Stanisława był Józef, urodzony ok. 1720 roku.
Jak już wspomniano, nie można całkowicie wykluczyć, że Józef to najmłodszy syn Stefana, ale jest to bardzo mało prawdopodobne.
Kolejnymi synami Stanisława byli, Michał (ur. ok. 1725r.),
Wojciech (ur. ok. 1727r.),
Szymon (ur. ok. 1730r.)
i Stefan (ur. ok. 1740r.).
Bardzo możliwe, że Stanisław miał także syna Antoniego (ur. ok. 1730r.), ale to nie jest pewne.
Poza synami Stefan miał co najmniej dwie córki, Katarzynę i Zofię.
Z biegiem czasu Stanisław zbudował przy pomocy ojca dom dla własnej rodziny. Stanął on w zachodniej części ojcowskiej działki, w miejscu gdzie stały kolejne domy Piotrowskich noszące po 1780 roku numer 44 (w latach 20-tych XX wieku dom nr 44 przeszedł w ręce Mazurów, kiedy to Marianna Piotrowska wyszła za mąż za Jana Mazura). Był to dom bardzo tradycyjny, obszerny, z kilkoma pomieszczeniami mieszkalnymi („komorami”) dla rodziny i służby, mieszczący pod jednym dachem także część inwentarską. Stefan wydzielił dla Stanisława gospodarstwo w zachodniej części działki, początkowo zapewne niezbyt duże, dopiero pod koniec życia Stefana nastąpiła docelowa regulacja spraw spadowych i gospodarstwo Stanisława objęło prawie całą część ojcowskiego gospodarstwa leżącą na lewym brzegu Potoku Kiszkowego.
Według tradycji rodzinnej Stanisław był człowiekiem bardzo poważnym, mało towarzyskim, raczej nie udzielającym się publicznie. Jak wspomniano, był zaledwie 4 razy świadkiem na ślubach. Zaledwie raz jest wymieniony w „Księdze Metrykalnej” jako ojciec chrzestny (Jana Mormola, syna Sebastiana i Barbary z Piotrowskich), a i to nie jest pewne czy to nie pomyłka. Było to w roku 1771, Stanisław miałby wtedy ok. 71 lat, być może chodzi tu o Stefana, najmłodszego syna Stanisława, tyle że ksiądz pomylił imiona. Może jednak ojciec awaryjnie, w stanie wyższej konieczności, zastąpił w ostatniej chwili syna.
Ogromnym problemem dla Stanisława była sprawa „urządzenia w życiu” swoich dzieci. Jego gospodarstwo liczyło ok. 24 ha (jeden średniowieczny „łan”). Było to dość dużo jak na Strachocinę, ale do spadku pretendowało prawdopodobnie aż sześciu synów (nie licząc córek, które też liczyły na odpowiednie posagi). Podział gospodarstwa na sześć części nie wchodził w grę, Piotrowscy natychmiast stoczyliby się do kategorii zupełnych biedaków. Trzeba było szukać innych rozwiązań. Najstarszego Józefa przygarnął dziadek Stefan, który zachował dla siebie na starość pewne dożywocie (takie zasady obowiązywały w tym czasie w Strachocinie) - był to zapewne pas ziemi tuż nad samym Potokiem Kiszkowym (Dąbrowskich) ciągnący się do samych gór, nie więcej niż „ćwierć łana” (ok. 6 ha), prawdopodobnie był on w większości „wykrojony” z połówki gospodarstwa przynależnej Kazimierzowi, który miał tylko dwu synów. Pozostałych synów potraktował Stanisław różnie.
Antoniego (o ile to był w ogóle syn Stanisława) udało mu się ożenić dość bogato w Kostarowcach. Antoni zapewne nie był zbyt zachwycony takim rozwiązaniem, stąd całkowite zerwanie więzów ze strachockimi Piotrowskimi.
Najmłodszy Stefan był do śmierci ojca ciągle kawalerem i Stanisław mógł się nim nie przejmować.
Pozostali trzej, Michał, Wojciech i Szymon, zostali obdzieleni „po równo”, każdy dostał zapewne 8 ha ziemi (po śmierci ojca). Stanisław zamieszkał z najmłodszym z tej trójki, Szymonem, który do śmierci rodziców uprawiał także ich „dożywocie”. Będący kawalerem Stefan zamieszkał razem z rodzicami i bratem Szymonem.
Sprawa z Kazimierzem, młodszym synem Stefana, wygląda zupełnie inaczej, jeżeli chodzi o szczegółowe zapisy w „Księdze Metrykalnej”. Jest on wymieniony jako ojciec Ignacego Piotrowskiego przy zapisie jego ślubu w dniu 28.01.1781 r. Biorąc pod uwagę tę datę i inne dane można, bardzo niedokładnie, określić datę urodzenia Kazimierza na rok 1710.
Żoną Kazimierza, została Konstancja. Pochodziła ona prawdopodobnie z rodziny Kucharskich. Świadczyć o tym może fakt „trzymania do chrztu” przez Konstancję wszystkich dzieci Michała Kucharskiego (ur. w 1729 roku, zm. 22.10.1759r.) i Marianny (ur. w 1759 roku, zm. 14.07.1759r.), to jest: Sebastiana (ur. 10.01.1753r.), Wojciecha (ur. 18.04.1756r.) i Jakuba Ignacego Jana (ur. 13.07.1759r.). Bardzo możliwe, że po śmierci rodziców chrześniaków (Marianna Kucharska zmarła po porodzie Jakuba, Michał wkrótce potem), Konstancja zaopiekowała się małymi sierotami. Michał Kucharski był zapewne młodszym bratem Konstancji. Konstancja była dużo młodsza od Kazimierza. Jeszcze w 1774 roku była matką chrzestną, tak więc musiała się urodzić nie wcześniej jak w 1720 roku (raczej nie zapraszano na matki chrzestne starszych kobiet, przecież miały wychowywać chrześniaków w wypadku śmierci naturalnych rodziców).
Kazimierz i Konstancja mieli co najmniej 5 dzieci, dwu synów, Franciszka (ur. ok. 1740r.) i Ignacego (ur. ok. 1750r.) oraz trzy córki, Konstancję, Ewę i Mariannę.
Kazimierz był, w przeciwieństwie do swojego starszego brata Stanisława, człowiekiem towarzyskim, mającym szerokie kontakty, otwartym na sprawy publiczne. W ciągu 18 lat (w latach 1753 - 71) był aż 14 razy świadkiem na ślubach, często zupełnie obcych sobie ludzi. A trzeba zaznaczyć, że, jak już wspomniano, rocznie bywało zaledwie 2 - 4 śluby we wsi. Prawdopodobnie „dobrym duchem” Kazimierza była żona Konstancja, osoba bardzo towarzyska, kontaktowa, lubiana w rodzinie i we wsi. Konstancja za swojego życia była aż 9 razy matką chrzestną, nie tylko u najbliższej rodziny, ale także u znanych rodzin w Strachocinie, Cecułów, Lisowskich, Ginalskich. W 1764 roku była matką chrzestną Franciszki Krzemińskiej z Kostarowiec, ojcem chrzestnym razem z nią był „szlachetny” (nobilis) Józef Latyński, administrator Kostarowiec. To świadczy o wysokim statusie Konstancji (i Kazimierza) we wsi i parafii.
Kazimierz z biegiem czasu, przy pomocy ojca, także wybudował samodzielny dom dla swojej rodziny. Dom ten po 1780 roku nosił nr 46. Położony był po prawej stronie Potoku Kiszkowego, na zboczu wyniosłego wzgórza, mniej więcej na wprost domu Stefana. W latach 30-tych XIX wieku dom ten przeszedł w ręce Cecułów-Carów (kiedy Marianna Piotrowska wyszła za mąż za Tomasza Cecułę).
Nie wiadomo dlaczego obydwaj synowie opuścili dom Stefana? Być może ze Stefanem pozostał jakiś syn, który zmarł bezdzietnie i nie ma żadnego śladu po nim w „Księdze” (ani w pamięci rodzinnej). Z biegiem czasu, jak już wspomniano, z dziadkiem zamieszkał wnuk Józef, syn Stanisława.
Czy Stefan z synami, o ile byli szlachcicami zagrodowymi, brali udział w życiu publicznym szlacheckiej społeczności okolicy, np. w sejmikach w Sanoku? Trudno powiedzieć, bardzo możliwe że nie. Zapewne zależało to od tego, czy Piotrowscy byli autochtonami w Strachocinie, czy przybyszami ze wschodu. W tym pierwszym przypadku było to możliwe, a nawet pewne. W drugim przypadku raczej nie miało to miejsca. W tym czasie praktycznie nie istniały żadne patenty czy inne dowody szlacheckości tak drobnych „posesjonatów”. Cała rzecz polegała na tradycji, zwyczaju, uznaniu wśród szlacheckiej społeczności, świadectwie sąsiadów, szczególnie tych bogatszych. A z tym w przypadku nowych przybyszów mogło być gorzej. Miejscowi niechętnie uznawali ewentualne prawa przybyszów. Nie wiadomo zresztą czy Piotrowskim tak bardzo zależało na udziale w życiu publicznym w szerszej skali, tym bardziej gdy wiązały się z tym jakieś wydatki, chociażby na podróż do Sanoka, nie wspominając o odpowiedniej odzieży i innym ekwipunku.
Życie codzienne rodzin Stanisława i Kazimierza niewiele różniło się od życia rodziny ich ojca Stefana. Strachocina, tak jak cała Polska, odczuwała skutki ogromnego spustoszenia w wyniku Wojny Północnej i klęsk, które po niej przyszły. Nie zmieniły się zasadniczo metody uprawy roli, nie wprowadzano nowych upraw. Wszędzie królował, jak przez wieki, system „trójpolówki”. Ciągle hodowano mało bydła. O jakimś znaczniejszym postępie trudno mówić. W przypadku synów Stefana można nawet mówić o pewnym regresie. Ich gospodarstwa były dwa razy mniejsze niż gospodarstwo ojca, a obciążenia z różnych tytułów były niewiele mniejsze. Jednak na tle pozostałych mieszkańców wsi Piotrowscy prezentowali się nieźle. Tym lepiej, że byli dobrymi gospodarzami, sumiennymi w pracy, oszczędnymi. Jednym z powodów, może nie najważniejszym, ale godnym odnotowania, był fakt, że ominęła ich prawdziwa klęska jaką była plaga pijaństwa. Pijaństwo na wsi polskiej w tym okresie osiągnęło apokaliptyczny rozmiar. Przykład szedł „z góry”. Były to przecież słynne „czasy saskie”, o których powszechnie mówiono: „Za króla Sasa, jedz, pij i popuszczaj pasa”. Ucztowali, obżerając się i pijąc, magnaci, ucztowała szlachta po dworach, robili to także mieszkańcy wsi. W tym wypadku gorzej było z jedzeniem, ale piwa i gorzałki nigdy nie brakowało. Pędzili ją dzierżawcy wsi i sprzedawali za pośrednictwem Żydów-karczmarzy mieszkańcom, korzystając z tzw. prawa propinacji („przymusu trunkowego”, monopolu na sprzedaż alkoholi). Dochody ze sprzedaży wódki stanowiły znaczną część całkowitych dochodów właścicieli folwarków. Przy trudnościach ze zbytem zboża (eksport zboża z Polski w XVIII wieku praktycznie się załamał) przerobienie go na alkohol i sprzedanie mieszkańcom wsi było najprostszym rozwiązaniem problemu. Łatwość dostępu do alkoholu powodowała, że pito „na umór”, wszyscy, nie tylko mężczyźni. Ogólnie przyjęta była zasada, że picie wódki jest nieodzowne przy ciężkiej pracy na roli w surowym, polskim klimacie. Nie pomagały gorące apele księży z ambony czy zakładanie towarzystw trzeźwości. Nie inaczej było w Strachocinie. Postawa Piotrowskich w tej sprawie mocno kontrastowała z otoczeniem. Zarówno Stefan, jak i jego synowie, według tradycji rodzinnej, pili mało, nawet Kazimierz, który był bardzo towarzyski i wesoły. Czyżby był to kolejny ślad ich tatarskiego pochodzenia Być może, innym takim śladem była ogromna religijność Piotrowskich. Jej pamięć była także przechowywana z pokolenia na pokolenie. Nie wykluczone, że początkiem tej głębokiej religijności była neoficka żarliwość przodka, ojca Stefana. Później, w następnych pokoleniach Piotrowskich, było już gorzej, Piotrowscy najczęściej z dystansem podchodzili do wszelkich form kultu religijnego.
Jak już wspomniano, Stanisław i Kazimierz byli dobrymi gospodarzami. Mimo wyjątkowo trudnych czasów, w których przyszło im żyć, potrafili utrzymać poziom życia ich rodzin. Dzięki ich pracowitości, solidności, przysłowiowym gospodarskim podejściu do wszystkiego, wzrastała ich pozycja we wsi, pośrednim dowodem na to były małżeństwa kolejnych ich synów, małżeństwa z pannami z najlepszych strachockich rodzin.
Nie wiadomo kiedy zmarli Stanisław i Kazimierz oraz ich żony, nic nie mówi o tym rodzinna tradycja. Musiało się to stać po 1780 roku, nie ma wzmianki o ich śmierci w istniejącej „Księdze Zgonów” zawierającej zapisy do tego roku. Tak więc musieli być świadkami upadku Polski i włączenia ich rodzinnej wsi do państwa Habsburgów. Zapewne dla nich, ludzi starych, było to ogromnie smutne przeżycie.
|
Powrót do witryny Stowarzyszenia Piotrowskich ze Strachociny" |