Władysław Henryk Piotrowski
Piotrowscy ze Strachociny w Ziemii Sanockiej
3. Trudne wieki XVII - XIX
Wiek XVII to wyjątkowo tragiczny okres w dziejach Ziemi Sanockiej i Strachociny, jak zresztą także dla całej Polski. Zaczęło się od trzech fal epidemii cholery (1588, 1600 i 1622), które zdziesiątkowały ludność okolicy. W 1624 roku Ziemię Sanocką pustoszy wyjątkowo straszny najazd Tatarów pod wodzą słynnego wodza tatarskiego Kantymira. Szereg miejscowości zostaje całkowicie spalonych, a ludność uprowadzona w jasyr. M.in. spalone zostały: Zarszyn, Jaćmierz, Haczów, Iwonicz, Bukowsko, a także Długie, Nowosielce, Grabownica, zapewne także Strachocina, kronika wymienia tylko ważniejsze ośrodki w okolicy. Tatarzy rozbili swój obóz („kosz”) w dniu 5 czerwca na polach między Bażanówką, Długiem, Strachociną i Nowosielcami i stąd wysyłali podjazdy w okolicę. W Strachocinie spłonął kościół z plebanią, a proboszcz Adam Majstroga został spalony żywcem w swoim mieszkaniu. Część ludności przeżyła najazd ukrywając się w okolicznych lasach, część (ci co dostali się w jasyr) wróciła po rozbiciu wracających z łupami Tatarów przez hetmana Koniecpolskiego pod Martynowem. Niemniej straty były ogromne, zarówno w ludziach jak i materialne.
Wieś nie zdążyła się dobrze odbudować, gdy następny najazd Tatarów w 1655r., związany z powstaniem Chmielnickiego, zrównał ją ponownie z ziemią. Znowu wielu mieszkańców zginęło, wielu poszło w jasyr. Odbudowa wsi przebiegała bardzo powoli, bieda na stałe zagościła u Strachoczan. Miarą spustoszeń wojennych w Ziemi Sanockiej mogą być wyniki lustracji królewszczyzn z 1669 r. - wykazała ona pustki na 87% uprawianych dawniej łanów! Nie inaczej było w wioskach szlacheckich (Bętkowski podaje w „Roczniku Sanockim”, że w Nowosielcach z 54 mieszkańców w 1589 r., zostało w 1665 r. 5-ciu, w Zarszynie z 280 pozostało 22).
Kolejny straszliwy najazd tatarski przeżyła Strachocina w 1672 roku, kiedy to potężna armia turecka oblegała Lwów, a czambuły tatarskie wyprawiły się po zdobycz aż po Krosno i Biecz. Posuwając się na zachód Tatarzy systematycznie niszczyli kraj, ludność (młodszą) biorąc w jasyr lub mordując (dzieci i starców), grabiąc dobytek i paląc wioski. Część jeńców udało się odzyskać hetmanowi Janowi Sobieskiemu (przyszłemu królowi) po rozgromieniu Tatarów na Ukrainie. Nie wiemy jaka była skala zniszczeń w Strachocinie podczas tego najazdu, ale sądząc z opisów zniszczeń w najbliższej okolicy, zapewne została ona całkowicie zniszczona. Na szczęście, był to ostatni w historii najazd Tatarów na Strachocinę i Ziemię Sanocką.
Tragiczne wydarzenia XVII wieku, trzykrotna odbudowa wsi praktycznie od podstaw, miały ogromne znaczenie dla życia Strachociny. Zmienił się prawdopodobnie układ przestrzenny wsi, zmieniły się domy, poginęły dokumenty, zmienili się częściowo ludzie, można powiedzieć, że wieś wyrosła na nowo. Przerwała się także ciągłość lokalnej tradycji. Miejscowe legendy zasadniczo nie sięgają wstecz poza najazd tatarski 1624r., był on takim kamieniem milowym w dziejach wsi, taką granicą czasową, że pamięć pokoleń nie mogła jej pokonać. Wszystkie wspomnienia zatrzymywały się na tych tragicznych wydarzeniach, stały się one jedynym punktem odniesienia dla wszelkich porównań i opisów. Miarą spustoszenia w dziedzinie tradycji i dokumentów może być sprawa pochodzenia Świętego Andrzeja Boboli. Jak już wspomniano, przyszły Święty był synem Krzysztofa Boboli, dzierżawcy Strachociny. Urodził się w Strachocinie w 1591 roku. Uczęszczał do szkół jezuickich w Braniewie i Wilnie. Prowadził działalność duszpasterską na terenach wschodnich Rzeczpospolitej. Zginął śmiercią męczeńską z rąk Kozaków w Peredyle koło Janowa Poleskiego (dawne woj. pińskie) 15 maja 1657r. (został beatyfikowany w 1853r., a kanonizowany w 1938r.). We wsi przechowała się jedynie niejasna legenda o pochodzeniu Świętego ze Strachociny. Długo jednak nie wierzono legendzie, a żadnych dokumentów na jej potwierdzenie nie można było znaleźć (sprawa była o tyle trudna, że dwie inne miejscowości w Polsce pretendowały do miana miejscowości rodzinnych Świętego). Dopiero pod koniec lat 70-tych XX w. znaleziono dokumenty na drugim końcu Polski, które sprawę wyjaśniają bezspornie - Święty Andrzej Bobola był Strachoczaninem. Trudności z tożsamością Świętego dają obraz ogromnych problemów na jakie natrafia każdy badacz dziejów Strachociny w wiekach XVII, XVI w. i wcześniejszych.
Mimo tych wszystkich nieszczęść, które spadły na Strachocinę w XVII w. potrafiła ona jednak zachować swoją specyfikę, odrębny klimat kulturowy, różniący ją od sąsiadów. Prawdopodobnie straty w ludziach nie były tak duże jak w okolicznych wsiach. Tak więc, mimo że do wsi napłynęło wielu nowych mieszkańców, zarówno z najbliższej okolicy (tych było chyba niewielu, cała okolica była niemiłosiernie spustoszona) jak i ze wschodniej części kraju - całe ogromne obszary Rzeczpospolitej na wschodzie wyludniły się, na zachód, na ziemie etnicznie polskie, ciągnęły tysiące polskich uciekinierów z Ukrainy - ton życiu wsi nadawali dawni, rdzenni jej mieszkańcy. Przybysze musieli przejąć zwyczaje, język, wpasować się do klimatu Strachociny. Gdyby było inaczej, Strachocina następnych wieków nie różniłaby się tak bardzo od swoich sąsiadów.
Bobolowie byli dzierżawcami Strachociny do XVIII wieku. Po śmierci Krzysztofa, ojca św. Andrzeja, przeszła ona na Stanisława, jego bratanka, syna Jędrzeja. Kolejnymi dzierżawcami byli Jan, jego syn Andrzej i wnuk Zygmunt. Zygmunt Bobola był prawdopodobnie ostatnim dzierżawcą Strachociny z rodu Bobolów, który mieszkał w strachockim dworze. Zygmunt zginął w bitwie pod Wiedniem w 1683 roku. Po jego śmierci folwark w Strachocinie pozostawał jeszcze przez pewien czas w rękach Bobolów. Na początku XVIII w. Strachocina przeszła w ręce rodziny Giebułtowskich z Koziegłów (de Koziglov) herbu Lis, średnio zamożnej rodziny szlacheckiej. Nie wiadomo dokładnie kiedy to się stało, prawdopodobnie pierwszym dzierżawcą Strachociny z rodu Giebułtowskich był Stefan Giebułtowski, ojciec wspomnianego Franciszka, miecznika sanockiego (urodzonego ok. 1700r.). Akt notarialny przejęcia folwarku znajduje się prawdopodobnie w archiwum w Wiedniu. Giebułtowscy byli dziedzicznymi właścicielami innych majątków w Ziemi Sanockiej, m.in. sąsiedniej Pakoszówki, Srogowa Dolnego i nieodległej Grabownicy, a także Rosolina w Bieszczadach. Stąd zapewne ich dążenie do przejęcia dzierżawy Strachociny. Stefan był synem Mikołaja z Grabownicy, właścicielem Pakoszówki, pełnił urząd podczaszego nowogrodzkiego, żonaty był z Franciszką Urbańską. W 1708 r. Stefan Giebułtowski poddzierżawił od Mniszchów (starostów grodzkich sanockich i jednocześnie dzierżawców dóbr starostwa sanockiego) klucz królewszczyzn w Besku obejmujący m.in. część Haczowa.
Odbudowa Strachociny po klęskach XVII stulecia przebiegała powoli ale systematycznie. Przybywało domów, rosła ilość mieszkańców. Na początku XVIII w. wieś liczyła ok. 150 dorosłych mieszkańców, tj. ok. 70 rodzin. Podstawą do takiego szacunku są dane z parafialnej Księgi Metrykalnej (Chrztów, Ślubów i Pogrzebów) założonej w 1753 r. Jest to zapewne najstarsza zachowana księga metrykalna parafii Strachocina. Wcześniejsze prawdopodobnie spłonęły razem z kościołem, plebanią i proboszczem Janem Majstrogą podczas najazdu tatarskiego w 1624r. Przez okres ponad stu lat parafia Strachocina pozostawała bez kościoła i prawdopodobnie bez księdza. Co prawda, Tomasz Adamiak podaje w swojej „Historii parafii” nazwiska proboszczów strachockich z okresu 1624 – 1753, ale prawdopodobnie nie przebywali oni w Strachocinie. W tym czasie w Polsce nagminną rzeczą były takie przypadki, że nominalny proboszcz zjawiał się w swojej parafii kilka razy do roku (lub nawet rzadziej), aby zainkasować swoje dochody. Probostwo było intratną posadą, proboszcz użytkował kościelną ziemię i pobierał przynależną Kościołowi dziesięcinę. Proboszczowie bardzo często wydzierżawiali majątek probostwa, posługę kościelną pełnili za nich wikariusze, a oni sami przebywali bardzo daleko od swojej parafii, nierzadko na drugim końcu Polski. Prawdopodobnie nie inaczej było w przypadku Strachociny, z tym że tu nie było kościoła. Mieszkańcy wiosek należących do strachockiej parafii chodzili do któregoś z kościołów w sąsiednich parafiach, w Jaćmierzu, Zarszynie lub Sanoku (najbardziej prawdopodobny), tam brali śluby, chrzcili dzieci, a zapewne grzebali także swoich zmarłych. Prawdopodobnie w księgach którejś z tych parafii są informacje na ich temat.
Dopiero w 1753 roku ksiądz Franciszek Jan Dutkiewicz zabrał się do odbudowy kościoła. Założył on także nową Księgę Metrykalną parafii Strachocina (10 stycznia 1753r.). Pierwsza księga z lat 1753 - 80, z pewnymi lukami, zawiera dane dotyczące urodzeń, małżeństw i zgonów, w następnych zachowanych księgach parafialnych z okresu 1787 - 1948 w komplecie (ze stosunkowo małymi brakami) zachowały się jedynie dane dotyczące urodzeń (chrztów), dla ostatniego okresu (1879-1948) jedynie tych dzieci, które dożyły wieku dojrzałego. Dane dotyczące małżeństw (ślubów) i zgonów (pogrzebów) są bardzo niekompletne, dla ślubów istnieją tylko dla lat 1863-81, dla zgonów dla lat 1846-89.
Ksiądz Dutkiewicz określa siebie w „Księdze” jako „curatus” (opiekun) parafii. Dopiero po kilku latach pojawia się określenie „plebanus” (proboszcz). Kościół odbudowano w 1756r. Taką datę podaje zachowana w „Księdze Metrykalnej” notatka o konsekracji kościoła przez biskupa przemyskiego Wacława Hieronima Sierakowskiego (20 lipca), rocznik diecezji przemyskiej z późniejszych lat podaje mylną datę 1764r. Budowla była nieduża, drewniana (z drzewa modrzewiowego), kryta gontem. Na dachu miała małą wieżyczkę z sygnaturką, wewnątrz trzy ołtarze, główny z patronką kościoła Świętą Katarzyną Męczenniczką (w ołtarzu znajdowały się relikwie Świętych, Fidelisa, Austerii i Kandydy), po lewej ołtarz Najświętszej Marii Panny, po prawej Najświętszego Serca Pana Jezusa. Przy kościele była drewniana dzwonnica z trzema dzwonami. W kościele powieszono kilka obrazów o dość dużej wartości artystycznej (chociaż mało znanych malarzy), istniejące do dzisiaj. Kościół ten przetrwał do 1900 roku.
W drugiej połowie XVIII w. ważnym wydarzeniem dla mieszkańców wsi była Konfederacja Barska. W najbliższej okolicy formowały się oddziały konfederatów, m.in. oddział Rylskiego w Pisarowcach (8 km od Strachociny). Niedaleko od Strachociny, pod Rymanowem, odbył się generalny zjazd szlachty sanockiej (6 lipca 1768 r.). Zawiązano tam konfederację Ziemi Sanockiej, na czele z Jakubem Bronickim z Nowotańca. Z Rymanowa wyprawiono 1500 zbrojnych pod Kraków. Strachoczanie brali żywy udział w tych wydarzeniach. Były to ostatnie chwile I Rzeczpospolitej na tym terenie.
W 1772 roku, po ostatecznym upadku Konfederacji Barskiej, Strachocina wraz z całą Ziemią Sanocką znalazła się w zaborze austriackim, w nowoutworzonym Królestwie Galicji i Lodomerii (nazwa nawiązywała do księstwa halicko-włodzimierskiego, do którego rościła sobie pretensje korona węgierska od XIV wieku, od czasu panowania króla Ludwika Węgierskiego w Polsce). Nowa władza wprowadziła nowe porządki, prawdopodobnie w tym czasie wprowadzono numerację domów we wsi (w „Księdze Metrykalnej” numery pojawiają się w 1780r.). Reformy józefińskie (m.in. znacznie zmniejszono wymiar pańszczyzny) spowodowały pewne ożywienie w gospodarce wsi, szybko przybywało mieszkańców, budowano nowe domy. W roku 1780 we wsi mieszkało już ok. 300 dorosłych mieszkańców, tj. ok. 140 rodzin (małżeństw posiadających dzieci, tylko o takich znajdują się informacje w „Księdze Metrykalnej”). Najliczniejszy już wtedy był „klan” Radwańskich - 12 rodzin, Błażejowskich, Cecułów, Galantów i Piotrowskich było po 7 rodzin, Adamiaków - 6 rodzin, Daszyków - 5 rodzin, Antoszyków (Woźniaków) i Klimkowskich - po 4 rodziny, Dąbrowskich, Głowaczów, Kiszków, Lisowskich, Mormolów, Piecuchów - po 3 rodziny. W sumie w latach 1753-80 mieszkali we wsi przedstawiciele 65 nazwisk. Część z tych nazwisk pojawiała się jedynie przejściowo we wsi (nazwiska organistów, ekonomów we dworze, parobków i służby pochodzącej spoza wsi, służących także u bogatszych gospodarzy, itp.), część prawdopodobnie to wynik dowolności zapisów w parafialnej „Księdze Metrykalnej” przez księdza tego samego nazwiska lub zmiany nazwiska, np. Adamski na Adamiak, Buczkowski na Buczek, Szczepański na Berbeć, Rogowski na Kiszka, Woytowicz na Daszyk, czy Pączkowski na Pączkiewicz (później Pączek), itp. Jakość zapisów w „Księdze Metrykalnej” jest bardzo słaba. Poszczególni księża (a zapisów dokonują różni księża, nie tylko proboszczowie) prawdopodobnie mylą nazwiska, przekręcają, zapisują fonetycznie tak jak wymawiają je parafianie w swojej gwarze, itp. „Rekordzistą” jeżeli chodzi o różnorodność zapisu jest nazwisko Romerowicz. Pojawia się w najróżniejszej postaci, Rymarowicz, Rymerowicz, Remerowicz, Rumerowicz, itp.
Ilość domów we wsi była mniejsza niż liczba rodzin, w czasie wprowadzania numeracji było ich jedynie ok. 55, pod koniec XVIII wieku ok. 85, tak więc w niektórych domach musiało mieszkać po dwie i więcej rodzin. Dzieci rodziło się w rodzinach bardzo dużo, niestety, śmiertelność wśród nich była ogromna. W latach 1753-80 rodziło się we wsi przeciętnie 17 dzieci rocznie (w rekordowym 1766r. - 26), do wieku małżeńskiego dożywało przeciętnie jedynie pięcioro z nich. Najwięcej dzieci w tym okresie narodziło się w rodzinach Radwańskich - 57, Piotrowskich - 31, Galantów - 28, Cecułów - 19, Błażejowskich i Adamiaków - po 18, Daszyków - 14, Dąbrowskich i Sitków - po 11, Klimkowskich i Wójtowiczów - po 9, Romerowiczów - 8, Lisowskich - 7. Ślubów odbywało się rocznie 2 - 3, ale były lata że nie było żadnego ślubu we wsi. Zasadniczo Strachoczanie pobierali się między sobą, ale ze względu na bliskie pokrewieństwa w tak małej społeczności, zdarzały się jednak w tym okresie jeszcze dość często małżeństwa z mieszkańcami okolicznych wsi. Przeciętnie jedno małżeństwo na pięć było „mieszane”, partnerami Strachoczan byli najczęściej katolicy obrządku łacińskiego z innych wsi parafii Strachocina, chociaż zdarzały się małżeństwa Strachoczan z Greko-katolikami (ritus Graeci). Bardzo rzadko dochodziło do małżeństw z mieszkańcami wiosek polskich położonych na zachód i północ od Strachociny.
Jeżeli chodzi o status Strachociny po przejściu pod władzę austriacką, sprawa nie jest jasna. Strachocina jako królewszczyzna stała się prawdopodobnie własnością austriackiego skarbu państwa („kamery”), a Giebułtowscy pozostali dalej jej dzierżawcami. Dzierżawcą w tym czasie był Józef Giebułtowski, syn zmarłego w 1760 roku Franciszka i Konstancji z Pełków, poseł Ziemi Sanockiej na sejm 1764r. (Józef podpisał elekcję ostatniego króla Polski, Stanisława Augusta Poniatowskiego). Bardzo możliwe, że Józef jednak wykupił strachocki folwark z rąk skarbu austriackiego, ale to nie jest pewne. Józef żonaty był z Wiktorią Karśnicką. Po śmierci Józefa (w 1803 r.) prawdopodobnie jakiś czas majątkiem zarządzał jego brat Sykstus, właściciel nieodległego Srogowa Dolego. Dopiero z biegiem czasu strachocki folwark przeszedł w ręce syna Józefa, Wincentego. Wincenty ożenił się z Wiktorią Janowską, córką Antoniego.
O udziale dzierżawców czy innych mieszkańców Strachociny w Powstaniu Kościuszkowskim (mimo dużej odległości wielu ochotników z Ziemi Sanockiej brało w nim udział) i wojnach Austrii z Napoleonem, a także wydarzeniach 1809r. (wkroczenie wojsk polskich do Galicji) nie mamy żadnych wiadomości. Można się tylko domyślać, że oddziały księcia Poniatowskiego, które wtargnęły do Galicji i dotarły aż do Sanoka (oddział Ksawerego Krasickiego) nie ominęły Strachociny. Także pewny jest udział Strachoczan w wielkich bitwach Austrii z Napoleonem, pod Arcole, Rivoli, Marengo, Hohenlinden, Ulm, Austerlitz czy Lipskiem. Armia austriacka traciła w tych bitwach mnóstwo żołnierzy i ciągle potrzebowała uzupełnień. Szukała ich także wśród mieszkańców Galicji, stosując powszechny przymusowy pobór, przede wszystkim na wsiach. Bardzo chętnie sięgano po dawną szlachtę zagrodową, z natury dobrze przygotowaną do służby wojskowej. Ten trudny dla państwa austriackiego okres odbił się negatywnie na zamożności wsi wysokimi podatkami, nakładanymi równo na całą ludność prowincji. Efektem ich było ogromne zubożenie mieszkańców, co najbardziej uwidoczniło się w budowie nowych domów. W okresie 1790 - 1810 praktycznie nie przybyło w Strachocinie domów mimo że ludność zwiększyła się do ok. 320 osób dorosłych (ok. 145 rodzin). Jeżeli chodzi o nazwiska to najliczniejsi ciągle byli Radwańscy - 24 rodziny, Galantów było 10 rodzin, Piotrowskich - 9, Adamiaków - 8, Cecułów - 7, Buczków - 6, Błażejowskich, Daszyków, Kiszków, Lisowskich i Sitków - po 4 rodziny, a Dąbrowskich, Klimkowskich i Pielechów po 3 rodziny. Znikły z krajobrazu wsi takie nazwiska jak Babik, Grabar, Głąbik, Klamut, Kwaczak, Łapyta, Mizerak, Piecuch, Telaga, Tkacz, Uram, Barnasiewicz, Bieliszowicz, Sidorowicz, Wilimowicz, Adamski (prawdopodobnie przeszedł w Adamiaka), Buczkowski (przeszedł w Buczka), Krupicki, Pawłowski, Skubieński, Szaniawski, Wodzicki, Wysocki. Dzieci we wsi rodziło się ciągle bardzo dużo, niestety, śmiertelność wśród nich była ogromna i nie malała. W okresie 1787 - 1810 rodziło się przeciętnie 22 dzieci rocznie. Rekordowa była dekada 1800 - 10 kiedy rodziło się przeciętnie w roku 26 dzieci (najwięcej w 1804 - 37, ten rekord pobity został dopiero w 1864 r.!). Może miało to związek z werbunkiem do wojska i żegnaniem młodych mężczyzn udających się na wojnę? Najwięcej dzieci urodziło się wśród Radwańskich - 78, Galantów - 48, Piotrowskich - 43, Adamiaków i Buczków - po 25 oraz Cecułów i Sitków - po 21. Zdecydowanie mniej dzieci w tym okresie mieli Błażejowscy, Dąbrowscy, Klimkowscy i Lisowscy.
W następnym trzydziestoleciu (1810-40) rozwój wsi był ciągle bardzo powolny. Przybyło zaledwie kilka domów (w 1840 r. było ich prawdopodobnie 90), chociaż liczba dorosłej ludności osiągnęła ok. 350, tj. ok. 160 rodzin (małżeństw z dziećmi). Przeciętna wielkość gospodarstwa wynosiła niewiele ponad 1/3 łana, tj. 7 - 8 ha (ziemi ornej i innych użytków łącznie). Były to przeważnie ziemie słabe, kamieniste, trudne do uprawy. Źle uprawiane i nawożone dawały skąpe zbiory. A „gęb” do wyżywienia było sporo. Ciągle rodziło się bardzo dużo dzieci, przeciętnie 28 w roku w tym okresie (najwięcej, 34 - w 1839 r.). Śmiertelność wśród nich była zastraszająca, większość nie dożywała siedmiu lat. Sytuację pogarszała ciasnota w domach. Na małej powierzchni tłoczyło się często po kilkanaście osób (licząc dzieci). W razie choroby zakaźnej wymierały całe rodziny. Niemniej, powoli ale systematycznie rozradzały się główne strachockie „klany”. Radwańscy osiągnęli liczbę 28 rodzin, Galantów było 16 rodzin, Piotrowskich - 13, Adamiaków i Buczków - po 10, Lisowskich i Pielechów - po 7, Cecułów - 6, Sitków - 5, Kwolków, Mogilanych i Wójtowiczów - po 4, Dąbrowskich, Klimkowskich, Kiszków i Romerowiczów - po 3 rodziny. Równocześnie ciągle znikały niektóre nazwiska, albo rodziny wymierały całkowicie, albo nie miały męskich potomków (w grę prawdopodobnie nie wchodziła emigracja całych rodzin, ewentualnie jedynie pojedynczych przedstawicieli). W pierwszej połowie XIX w. zanikły takie nazwiska jak Bieda, Dedko, Dzianty, Fil, Franciszuk, Głowacz, Hydzik, Jurko, Mormol, Pastusiak, Roczniak, Stabryła, Bielakiewicz, Bogaczewicz, Borecki, Bukowski, Gawłowski, Osękowski, Pączkowski (stał się Pączkiem), Szafrański, Szczepański (stał się Berbeciem). Niektóre z nich pojawiły się tylko przejściowo w Strachocinie, być może była to służba pochodząca spoza wsi, zatrudniana nie tylko we dworze, ale także przez bogatszych gospodarzy.
Wydarzenia roku 1846 były długo żywe we wspomnieniach i legendach rodzinnych Strachoczan. Słynna „rabacja galicyjska” była początkowo planowana jako ogólnonarodowe powstanie przeciwko Austrii. W okolicach Strachociny formował się oddział pod wodzą Teofila Ostaszewskiego ze Wzdowa (wieś odległa o 7 km od Strachociny), który miał zaatakować Sanok od zachodu i opanować go. Wśród powstańców byli także mieszkańcy Strachociny. Z ataku na Sanok nic nie wyszło z powodu zdrady. Władze austriackie podburzyły chłopów przeciwko właścicielom folwarków i powstanie antyaustriackie przerodziło się w ogólną anarchię, generalną rozprawę z dworami pańskimi. Najbardziej krwawy przebieg miały wydarzenia w powiatach tarnowskim, jasielskim i sanockim (tutaj na konflikt społeczny nakładał się bardzo często konflikt narodowy i wyznaniowy). W Strachocinie wydarzenia nie przebiegały tak dramatycznie jak w okolicy. Zrabowano jednak dwór (napastnikami byli chłopi z sąsiednich wsi), a jego właściciel, Florian Giebułtowski (syn Wincentego i Józefy Janowskiej, ur. 4.05.1810r.), musiał z niego uchodzić, schronił się u jednego z mieszkańców wsi, Szymona Andrzeja Kucharskiego. Zabudowania dworskie przed spaleniem obronili mieszkańcy wsi. Wypadki w okolicznych wsiach były o wiele bardziej tragiczne, m.in. zamordowano w okrutny sposób właściciela folwarków w Kostarowcach i Jurowcach (według opowieści krążących w Strachocinie miał się skryć w wypróchniałej wierzbie, którą chłopi pocięli na kawałki piłą). W Haczowie pojmano Juliana Goslara, jednego z głównych ideologów ruchu niepodległościowego (obok Edwarda Dembowskiego) w Galicji. Przez Strachocinę wieziono go do cyrkułu w Sanoku. Większe znaczenie od wydarzeń „rabacji” miała dla Strachociny straszna epidemia dziwnej gorączki która zabrała w latach 1847-48 115 ofiar, głównie małych dzieci. Żałoba zapanowała na długo w całej wsi.
Uwłaszczenie chłopów w 1848 r. nie miało takiego znaczenia dla mieszkańców Strachociny, jak dla innych wsi w Galicji. Folwark Strachocki był bardzo mały (niecałe 150 ha), a ludzi we wsi dużo, tak więc obowiązek pańszczyźniany, jeżeli nawet istniał, nie był zbyt uciążliwy. Jak już wspomniano, status Strachociny w tym okresie, nie jest pewny. Jeszcze w 1760r. była ona wsią „królewską”, dzierżawioną przez Giebułtowskich (w tym roku zmarł Franciszek Giebułtowski, „tenutarius villae regalis Strachocinen”, tj. dzierżawca wsi królewskiej S.). Oznaczało to, że mieszkańcy ponosili ciężary na rzecz dzierżawcy, który płacił stosunkowo niewielkie opłaty dzierżawne do skarbu królewskiego oraz tzw. „kwartę” na utrzymanie wojska „kwarcianego” (wojska obrony granic południowo-wschodnich), oraz tzw. „stacyę”, opłatę z tytułu obowiązku kwaterowania żołnierzy królewskich podczas popasu wojsk, reszta wpływów od poddanych „królewskich” stanowiła jego zysk. Mieszkańcy wsi ponosili dodatkowo pewne ciężary na rzecz starostwa grodowego w Sanoku (m.in. musieli dostarczać podwód do wożenia kamienia, wapna i drewna przy remontach sanockiego zamku), ale nie było to zbyt wiele. Jak już wspomniano, nie wiadomo czy obowiązek „pańszczyzny” obejmował wszystkich mieszkańców wsi, na pewno „na zarobek” do folwarku chodziła z nich większość, bieda przecież musiała być ogromna przy tej liczbie ludności we wsi i istniejącym areale ziemi uprawnej. Nie wiadomo tylko, czy był to przymus ekonomiczny, który wymuszał pracę na „pańskim”, czy była to formalna, ustawowa powinność. Sytuacja była jednak nieporównywalna z sąsiednimi wsiami, a tym bardziej ze skrajnymi przypadkami jakie miały miejsce w Galicji (powinności pańszczyźniane były tutaj najcięższe z wszystkich ziem polskich).
Po uwłaszczeniu chłopów rozpoczął się szybki rozwój wsi w Ziemi Sanockiej. Dotyczyło to także Strachociny, chociaż w mniejszym stopniu. Właśnie druga połowa XIX wieku przyniosła ogromne zmiany cywilizacyjne na galicyjskiej wsi. Budowa sieci kolejowej (linię Zagórz - Jasło oddano do użytku w 1884r.), rozwój przemysłu w miastach, później rozwój kopalnictwa naftowego (Galicja przez krótki czas była pierwszą „potęgą” naftową na świecie, później przez dłuższy czas była druga, po USA), upowszechnienie oświaty, zrewolucjonizowało życie ludności wsi. Strachocina pozostała trochę na uboczu tych przemian. Jak już wspomniano, dla Strachoczan charakterystyczna była dość duża rezerwa w stosunkach z mieszkańcami okolicznych wsi. Całkowicie różna gwara, zwyczaje, mentalność, powodowały że stosunkowo rzadko dochodziło do mieszanych małżeństw. Ta izolacja wzmacniana była dodatkowo sytuacją komunikacyjną - Strachocinę ominęły ważniejsze szlaki komunikacyjne, zarówno kolej (do najbliższej stacji kolejowej w Zarszynie było 6 km) jak i drogi bite z Sanoka do Krosna i Brzozowa. Spowodowało to pewien zastój cywilizacyjny w porównaniu z sąsiadami. Podczas gdy mieszkańcy sąsiednich wsi, szczególnie etnicznie polskich w rejonie Zarszyna, Jaćmierza czy Haczowa, chwytali się zajęć pozarolniczych, różnego rodzaju rzemiosł, szukali pracy w sąsiednich miastach, nauki w szkołach, emigrowali poza Galicję, jednocześnie podnosząc standard cywilizacyjny swoich wsi rodzinnych, mieszkańcy Strachociny trzymali się kurczowo swego kawałka ojcowizny uważając, że tylko uprawa roli jest ich godna.
Mimo tego rozwój wsi w porównaniu z poprzednimi okresami zdecydowanie przyśpieszył, w okresie 35 lat (w latach 1840-75) przybyło we wsi aż 55 nowych domów (wzrost o 60%!), ich liczba w 1875 roku osiągnęła 145. Liczba dorosłych mieszkańców wsi sięgnęła ok. 380, tj. 175 rodzin (małżeństw z dziećmi). I ciągle na czele byli Radwańscy - 40 rodzin. Galantów było 22 rodziny, Piotrowskich - 16, Cecułów - 11, Adamiaków, Pielechów i Sitków - po 10, Mogilanych - 9, Dąbrowskich, Buczków, Kwolków i Lisowskich - po 8, Wójtowiczów i Romerowiczów - po 6, Klimkowskich 5 rodzin. Ilość rodzących się dzieci systematycznie rosła i osiągnęła przeciętną 28 rocznie. Rekordowymi były lata: 1869 - 46 dzieci (prawdopodobnie jest to absolutny rekord w dziejach Strachociny), 1871 - 45 oraz 1864 i 1867 - po 42 dzieci. Oczywiście, najwięcej w okresie 1840-75 urodziło się młodych Radwańskich - 148, Galantów - 84, Piotrowskich - 52, Adamiaków - 46, Cecułów - 41, Mogilanych - 39, Wójtowiczów - 33, Dąbrowskich i Pielechów - po 30, Sitków - 28, Kwolków - 26, Romerowiczów - 24, Lisowskich - 23, Klimkowskich - 21.
Wzrastająca liczba mieszkańców wsi powodowała systematyczne rozdrobnienie gospodarstw, które teraz liczyły przeciętnie poniżej 5 ha. Wielkość gospodarstw bardzo się zróżnicowała, ciągle były jeszcze gospodarstwa obejmujące obszar pół dawnego łana (np. Radwańskich „z Górki”), ale były gospodarstwa liczące niewiele ponad hektar. Mieszkańcy wsi żyli bardzo ubogo, większość walczyła z trudem o przetrwanie. To nie sprzyjało rozwojowi cywilizacyjnemu i kulturalnemu wsi. Strachoczanie mało interesowali się sprawami szerokiego świata. Żyli w swoim małym światku, odizolowani od sąsiadów. Dobrym przykładem na to jest sprawa politycznego ruchu ludowego. To właśnie tu, w środkowej Galicji znajduje się jego kolebka. Ten ruch, tak szybko rozwijający się w najbliższej okolicy (Zarszyn, Jaćmierz, Bażanówka, Długie, Nowosielce, Haczów - stąd pochodził przywódca ruchu Jan Stapiński), nie ogarnął Strachociny.
Być może, w tym przypadku zadecydowały dobre stosunki właścicieli folwarku z mieszkańcami wsi na przestrzeni stuleci. Z lektury opracowania S. Rymara „Haczów - wieś ongiś królewska” wiemy, że w innych wsiach (głownie królewskich, ale nie tylko) toczyły się ciągle procesy w sądach na tle zatargów o wymiar pańszczyzny i czynszów, pomiędzy chłopami i właścicielami folwarków. Występowanie w tych procesach było doskonałą „szkołą” dla przyszłych działaczy ludowych. Strachoczanie takiej „szkoły” nie mieli, Stronnictwo Ludowe nie miało swojej komórki w Strachocinie aż do 1918 r. Jedynie Kasa Zapomogowa (Stefczyka) powstała dość wcześnie, bo już w 1890 r., jednym z głównych organizatorów Kasy był Błażej Piotrowski (zginął tragicznie w tym samym 1890 r. wioząc ładunek nawozów sztucznych z Sanoka do Strachociny, być może jeden z pierwszych takich ładunków).
Ważnym wydarzeniem w regionie w tym okresie, także dla podsanockich wsi, było powstanie w 1880 r. Gimnazjum Męskiego im. Królowej Zofii w Sanoku oraz wybudowanie internatu (Bursy Jubileuszowej im. Jego Cesarsko-Królewskiej Mości Franciszka Józefa) przeznaczonego głównie dla młodzieży wiejskiej. W przyszłości przez to Gimnazjum prowadzić miała droga Strachoczan w szeroki świat.
Podstawowym problemem Strachociny na początku XX wieku stało się przeludnienie. W ciągu dwustu lat, pomiędzy rokiem 1710 a 1910, liczba mieszkańców wsi wzrosła ponad trzykrotnie. A ziemi do uprawy praktycznie nie przybywało. Powodowało to ogromne rozdrobnienie gospodarstw. Z pierwotnych działek wielkości 1 łana (ok. 20 - 24 ha), przypadających na jedno gospodarstwo, pochodzących jeszcze z XIV wieku (ewentualnie z XVII w., z czasu najazdów tatarskich), powstawały, jako skutek podziałów rodzinnych, działki ok. 3 ha (”półćwiartek”) lub mniejsze (1,5 lub nawet ok. 0,75 ha). Należy dodać, że rozdrobnienie gospodarstw postępowało o wiele szybciej w Strachocinie niż w sąsiednich wioskach. Spowodowane to było szybszym przyrostem ilości mieszkańców Strachociny. Czy był on wynikiem większej dzietności Strachoczanek, czy, z jakichś względów, mniejszą śmiertelnością strachockich dzieciaków (ten czynnik przez całe wieki regulował liczbę ludności nie tylko wsi, ale i miast), czy imigracją do wsi (że były takie przypadki, są na to dowody), czy wreszcie niechęcią do emigracji ze wsi, trudno powiedzieć, może każdy z tych czynników po troszeczkę powodował, że Strachocina już pod koniec XIX w. była ogromnie przeludniona.
Typowe gospodarstwo o powierzchni ok. 3 ha (gospodarze średniozamożni) w okolicach „matecznika” Piotrowskich, miało kształt paska gruntu o szerokości ok. 20 m, ciągnącego się ok. 1,5 km, od domu do granicy wsi. Wzdłuż tego paska biegła trawiasta droga, która służyła jako droga komunikacyjna, a jednocześnie jako pastwisko dla bydła. Bydło (krowy) było, oczywiście, trzymane „na powrozach” (konopnych linkach) przez poszczególnych pastuchów po 2 - 3 sztuki. Gospodarstwa mniejsze miały postać pasków jeszcze węższych lub składały się z oddzielnych, prostokątnych kawałków o wymiarze będącym podwielokrotnością 20 m. Oczywiście, w tych wypadkach problem dojazdu do działki był załatwiany inaczej, najczęściej droga dojazdowa była wydzielona jako własność wspólna. Na tym tle często dochodziło do ogromnych nieporozumień, tym bardziej że ta wspólna droga służyła za wspólne pastwisko. Wymiary działek powyżej podane zmieniały się w zależności od części wsi, jak już wspomniano, takie były w środkowej części, tam gdzie znajdował się „matecznik” Piotrowskich.
Typowe zabudowanie gospodarcze mieściło pod jednym dachem część mieszkalną, inwentarzową i stodołę. Część mieszkalną stanowiła najczęściej jedna izba z piecem, oczywiście kurna, z glinianą podłogą. Domy były drewniane, kryte słomianą strzechą. Tylko bogatsi gospodarze posiadali inne zabudowania, częściej osobno stojącą stodołę, bardzo rzadko oborę lub spichlerz (np. zabudowania Kucharskich). U bogatszych mieszkańców część mieszkalna posiadała drugie pomieszczenie, tzw. „walkierz”, a nawet drewnianą podłogę. Kurne chaty zaczęły zanikać dopiero pod koniec XIX w., tzw. półkurne, tj. z przewodem kominowym wyprowadzonym na strych, przetrwały aż do II wojny światowej. Domy zbliżone do domów XIX-wiecznej Strachociny można oglądać w Muzeum Budownictwa Ludowego (skansenie) w Sanoku.
Typowym strojem mieszkańców Strachociny - mężczyzn, były tzw. płótnianki (takiej nazwy używa ks. S. Adamiak, w gwarze strachockiej nazywane były „pótlonkami”, przy czym „ó” to „o” ścieśnione), tj. płaszcze z grubego, bielonego płótna lnianego, krojem zbliżone do dawnych szlacheckich żupanów. Kołnierz był haftowany, podobnie jak kołnierz lnianej koszuli (oczywiście, w stroju odświętnym). Całości dopełniał szeroki pas i wysokie buty z cholewami. Kobiety ubierały się najczęściej na biało. Biała koszula, długa, lniana spódnica i fartuch haftowany kolorowymi nićmi. Podobnie haftowane rękawy i przód koszuli. Całości dopełniały sznury korali. Panny nosiły bardziej ozdobne koszule, fartuchy i spódnice. Na głowie obowiązkowo kolorowe chustki. W zimie, zarówno mężczyźni jak i kobiety, często nosili kożuchy (kobiety dodatkowo grube, wełniane, kraciaste duże chusty, zarzucane na ramiona). Pod koniec XIX wieku strój mieszkańców szybko się zmieniał (upodabniał się do standardowego stroju ogólnokrajowego) w związku z gwałtownym wzrostem importu tkanin bawełnianych i wełnianych fabrycznych z Czech i Śląska Cieszyńskiego.
Zmieniały się obyczaje i mentalność Strachoczan. We wsi działała 4-klasowa szkoła podstawowa. Pierwsza szkoła w Strachocinie powstała z inicjatywy strachockiego proboszcza ks. Jana Mikołajewicza w 1861r. Mieściła się w drewnianym budynku z jedną izbą lekcyjną, w której uczyły się wszystkie klasy. Obowiązywał przymus szkolny, ale duża część rodziców nie doceniała znaczenia szkoły i nie wysyłała swoich dzieci do niej. W 1878r. rozpoczęto budowę nowej, trochę większej, szkoły. Rozpoczęto w niej naukę 1 września 1879r. Nauka prowadzona była na dwie zmiany, rano i po południu. Ciągle jeszcze nie wszystkie dzieci chodziły do szkoły, jednak zrozumienie dla potrzeby kształcenia dzieci było coraz powszechniejsze. Początkowo nauczyciele byli przyjezdni, ale szybko funkcję tę przejęli Strachoczanie. W latach 1871 - 1895 nauczycielem był Wincenty Radwański (ur. 18.07.1848r., zm. 3.09.1895r.), Strachoczanin. W roku 1904 dokonano generalnego remontu i rozbudowy szkoły. Przewodniczącym Rady Szkolnej był wtedy Jan Winnicki, do szkoły uczęszczało w tym czasie 199 dzieci. W 1910r. szkole przydzielono drugiego nauczyciela. Prowadził on lekcje w pomieszczeniu Kółka Rolniczego, w szkole było już zbyt ciasno.
Niektórzy absolwenci strachockiej szkoły udawali się po naukę dalej, do Gimnazjum w Sanoku lub szkół kościelnych, a później do seminariów duchownych i na wyższe uczelnie. Jednymi z pierwszych wykształconych Strachoczan - wychowanków miejscowej szkoły byli: ks. dr Wojciech Galant, profesor teologii w seminarium w Przemyślu, ks. Feliks Radwański, późniejszy długoletni proboszcz w Leżanach k/Jasła, ks. Paweł Radwański (o. Sebastian), Franciszkanin, syn długoletniego wójta, najbogatszego gospodarza we wsi, Walentego „z Górki”, Wincenty Radwański, długoletni nauczyciel w Strachocinie, Michał Dąbrowski. Z powodzeniem kontynuowali oni naukę w szkołach średnich, co daje dobre świadectwo strachockiej szkole.
W roku 1854 nowym właścicielem strachockiego folwarku, po przedwczesnej śmierci Floriana Giebułtowskiego, syna Wincentego, (Florian zmarł 26.09.1854r. w wieku 44 lat), został Wincenty Morze (1809-1882), który ożenił się z dziedziczką folwarku, Sabiną Giebułtowską (1814-1901), młodszą siostrą Floriana (siostra Sabiny, Sylwia, wyszła za mąż za Niedźwiedzkiego, syna właściciela m.in. majątku w sąsiednich Górkach). Wincenty był niezwykle barwną postacią, uczestnik Powstania Listopadowego w Królestwie, kawaler krzyża Virtuti Militari, ogromny oryginał, anegdoty o nim opowiadano we wsi jeszcze 70 lat po jego śmierci. Państwo Morzowie zostali pochowani na nowym cmentarzu, ich nagrobki są najstarszymi na nowym miejscu, po stu latach są nieźle zachowane. Morzowie mieli dwie córki, Zofię (ur. 1844r.) i Teofilę (ur. 1846r.). Teofila wyszła za mąż za Wawrzyńca Franciszka Gniewosza (syn Józefa Gniewosza i Anieli z Ostaszewskich), wdowca po Paulinie Grotowskiej, przedstawiciela średniozamożnej szlachty sanockiej (m.in. właścicieli sąsiednich Nowosielec). Gniewoszowie zamieszkali w Strachocinie (Wawrzyniec Franciszek zmarł w 1893r.), nie mieli dzieci. Starsza córka Morzów, Zofia, wyszła za mąż za przedstawiciela znanej w Ziemi Sanockiej rodziny szlacheckiej Dydyńskich, Edmunda Kazimierza Dydyńskiego herbu Gozdawa (ślub odbył się 26.02.1870r.), właściciela Boczowa, syna Teresy (córka Michała Dydyńskiego) i Antoniego, urodzonego w 1836r. Dydyńscy mieli trzy córki, Zofię Marię (ur. 4.04.1872r., zm. 17.01.1927r.), Kazimierę Marię (ur. 11.12.1873r., zm. 15.02.1947r.) i Helenę (Helena zmarła we wczesnej młodości). Edmund zmarł młodo, 27 grudnia 1882 roku, w wieku zaledwie 38 lat. Majątek pozostał w rękach wdowy Zofii i córek. Starsza z córek, Zofia, wyszła za mąż za kuzyna, Władysława Niedźwiedzkiego, syna (wnuka?) Sylwii Giebułtowskiej. Niedźwiedzcy zamieszkali w Strachocinie, ale mieli majątek także w pobliskich Górkach. Nie mieli dzieci, zmarli w okresie międzywojennym. Młodsza córka, Kazimiera, nie wyszła za mąż, po śmierci Niedźwiedzckich cały majątek przeszedł w jej ręce i pozostawał aż do parcelacji w 1945 roku. Kazimiera Dydyńska, ostatnia z rodu Dydyńskich (linii strachockiej), zmarła dwa lata później, 15 maja 1947r. Jej spadkobiercą został pułkownik Jerzy Pajączkowski, pochodzący z zaprzyjaźnionej z Dydyńskimi rodziny z Sanoka, prawdopodobnie usynowiony przez Kazimierę. Pułkownik pozostał po II wojnie światowej na Zachodzie.
Przełom wieków przyniósł dalsze zmiany w świadomości mieszkańców Strachociny. Wieś powoli otwiera się na świat. Bieda, chęć polepszenia swojego losu i przykład mieszkańców sąsiednich wsi, powodują że Strachoczanie, co prawda z dużym opóźnieniem i zrazu nieufnie, włączają się do masowego ruchu emigracyjnego z Galicji za ocean, głównie do USA, ale także do Kanady, Argentyny i Brazylii. Wyjeżdżają niemal całe roczniki młodych ludzi, głównie ci najubożsi, z gospodarstw poniżej 1 ha, ale także młodzież z bogatszych rodzin daje się ponieść wizji „wielkiej przygody”. Często włączają się także ludzie w średnim wieku, starsi raczej nie ryzykują. W Strachocinie nie ma domu z którego nie wyjechałaby przynajmniej jedna osoba, były przypadki że z rodziny na miejscu pozostawali tylko dziadkowie.
|
Powrót do witryny Stowarzyszenia Piotrowskich ze Strachociny" |