Dlaczego w winiecie naszych stron internetowych umieściliśmy portret Austriackiego Cesarza?
Rzecz jasna "dla zgrywu".
I już.
"Nasz Wielce Miłościwy Cesarz i Król"
doskonale się do tego celu nadaje, bo dziś już nikogo, a to absolutnie nikogo,
"tak naprawdę", na serio nie obchodzi. Nie ma nikogo kto by w jego portret
chciał rzucać kałamarzem.
Za to podobiznę "Miłościwego Pana" można spotkać w co drugiej krakowskiej
kawiarni. I dba się tam o to, by tej podobizny "nie obsrywały muchy".
Dlaczego miałaby dziwić w winiecie stron internetowych Trójmiejskiego Koła Terenowego
Towarzystwa Rozwoju i Upiększania Miasta Sanoka?
Można wszakże dla tej obecności znajdować i jak najpoważniejsze uzasadnienia.
Mieszkańcy Galicji nie mają żadnych wątpliwości gdy mówią o swoich stronach "TU JEST POLSKA".
Przecież właśnie z tych "ukrainnych" i małopolskich okolic wywodzi się współczesna polszczyzna.
To stąd, z krakowskich Oleandrów w 1914 wyszła "Kadrówka".
To tu, w 1918 młodzież (nasi dziadowie, ojcowie, wujowie, stryjowie) entuzjastycznie zaciągała się do wojska, by bić się o wolną Polskę (w innych dzielnicach Kraju różnie z tym bywało).
To tu w czasie II wojny światowej, jak nigdzie indziej kwitło nielegalne szkolnictwo.
Dzisiaj zaś nasi galicyjscy kuzyni są podporą obywatelskiego społeczeństwa Trzeciej Rzeczpospolitej.
Gdyby wszyscy Polacy byli tacy jak oni, żylibyśmy już w zupełnie innym kraju, w Polsce o jakiej - na razie - możemy jedynie marzyć.
A jednocześnie jest i tak, że gdy Sanoczanin pojedzie do Bratysławy, Miskolca czy Ljubljany nie może oprzeć się ... wrażeniu swojskości.
Wszędzie podobna architektura, takie same budynki szkolne, dworce kolejowe, podobni ludzie - chociaż używający różnych języków.
To kraje którymi ongiś rządził nasz "Wielce Miłościwy Cesarz i Król".
Nasi przodkowie, mieszkańcy Ziemi Sanockiej i innych ziem późniejszej Galicji wcale nie chcieli trafić pod cesarskie berło. Kiedy jednak już pod nie trafili stali się jednym z ważniejszych filarów tamtej swoistej XIX-wiecznej, cząstkowej Unii Europejskiej - Mitteleuropy.
Początkowo Cesarz pewno wzbudzał u Galicjan wyłącznie negatywne uczucia. Potem to się zmieniało.
Do tego stopnia, że u zarania PRL-u nasze babki, nasi dziadkowie, patrząc na Sodomę i Gomorę jakie zaprowadzali komuniści powiadali (najzupełniej serio!): "Gdybyż tak żył Cesarz ... Nigdy by na to wszystko nie pozwolił ...".
Tak przynajmniej było w domu piszącego te słowa (TeSteP'a).
Dziś Cesarz już jest jedynie symbolem "zgrywnej", ahistorycznej nostalgii. Nie tyle za "Austrią Feilx" ile za jakimiś tam "starymi, dobrymi czasami" w ogóle. Tymi, w których na śniadanie jadało się chrupiące kajzerki (od kaiser - cesarz).
Dla nas, Sanoczan "w diasporze" Cesarz jest jednak, przede wszystkim symbolem naszych galicyjskich korzeni.
Korzeni, z których jesteśmy dumni.
Dziś naszą "małą ojczyzną" jest Wybrzeże, Trójmiasto, a zwłaszcza Gdańsk.
Gdańsk - swojego czasu wielkie miasto europejskie, członek Hanzy - też przecież jakiejś swoistej, XV-XVII-wiecznej cząstkowej pra-Unii Europejskiej.
Miasto "obywateli Europy", którzy z Polską prowadzili wojny (za Batorego), a jednak do tego stopnia czuli się z nią związani, że przeciwstawili się czynnie XVIII-wiecznym rozbiorom.
Dziś mało tu potomków dawnych mieszkańców. W domach zbudowanych na ruinach II wojny światowej mieszkają przybysze z Litwy, Kaszub, Rusi. Także przybysze z Ziemi Sanockiej.
Mieszka tu też jednak ciągle i jakiś genius loci - duch miejsca.
Niektórzy mówią, że to duch niepokory.
Nie mają racji.
To jest ten sam duch, który panuje w Sanoku i innych miastach galicyjskich.
To duch obywatelstwa. Poczucie BYCIA NA SWOIM.
W Sanoku to jest oczywiste: zawsze tam byliśmy. Jak wytłumaczyć tę zuchwałą pewność siebie u powojennej zbieraniny z Trójmiasta?
Zostawmy to socjologom. Mniejsza o przyczyny, ważne, że przybysz z Sanoka, z Ziemi Sanockiej czuje się tu ... jak w Sanoku.
Miasto-moloch i galicyjska "dziura".
Dla eks-Sanoczanina, Polaka z Ziemi Sanockiej mogą być one, są one równie bliskie.
A jednak nie zapominamy o swoich korzeniach.
Bo jakżeż nie mieć sentymentu do TAKIEGO miasta jak Sanok?!
Mamy ten sentyment.
Właśnie dlatego jeździmy w TAMTE strony tak często jak tylko możemy, właśnie dlatego spotykamy się w gronie naszej " diaspory", właśnie dlatego nasz najstarszy kolega Gabriel Groch , swojego czasu powołał do życia naszą organizację.
Choć nie było to łatwe.
Niech nam więc patronuje nasz "Wielce Miłościwy Cesarz i Król" - symbol naszej galicyjskości, z której tak jesteśmy dumni.
Dlaczego nie ... ?
TeSteP