"Sztafeta Pokoleń" - 2/2019

Zawartość numeru:

- Od Redakcji
- Z ŻYCIA STOWARZYSZENIA PIOTROWSKICH ZE STRACHOCINY
- AKTUALNOŚCI
- Moja "Kronika” – Stanisław Berbeć-Piotrowski - odcinek XVII
- Z dziejów królewskiej wsi Strachocina – Wł. Piotrowski - odcinek V
- ZE SPORTU
- ODESZLI OD NAS
- NOWINY GENEALOGICZNE
- LISTY OD CZYTELNIKÓW
- ROZMAITOŚCI - 1. Jeszcze raz o por. Geislerze
- ROZMAITOŚCI - 2. 650-lecie Strachociny
- ROZMAITOŚCI - 3. Strachockie rody - Radwańscy – odcinek I

 
 

Od Redakcji

Drodzy Czytelnicy!

Oddajemy do Waszych rąk dwudziesty czwarty numer naszego biuletynu „SZTAFETA POKOLEŃ”. Oddajemy go, jak zwykle, z niegasnącą nadzieją, że będzie to zajmująca, interesująca lektura.

Dział „Z życia Stowarzyszenia” przynosi tym razem krótką informację o włączeniu się naszego Stowarzyszenia do obchodów Jubileuszu 650-lecia Strachociny, a także o aktywnym udziale członków Stowarzyszenia w uroczystościach jubileuszowych.

Dział „Aktualności” przynosi nowiny z życia naszej „małej ojczyzny” – Podkarpacia (nie mylmy z województwem Podkarpackim!), w tym ciekawą informację z sanockiego Autosanu.

W dziale historycznym kontynuujemy publikację fragmentów osobistej, „Kroniki” Stanisława Berbecia-Piotrowskiego. Tym razem jest to opis bardzo ważnego momentu w życiu Strachociny – elektryfikacji wsi. W tym samym dziale zamieszczamy kolejny (V) odcinek historycznego artykułu z dziejów Strachociny w związku z jej 650-leciem.

W rubryce „Rozmaitości” zamieszczamy opis obchodów 650-lecia naszej rodzinnej wsi Strachocina oparty na relacji Agaty Cecuły, jednej z głównych twórców strony artystycznej obchodów, a także na informacjach, zdjęciach i filmach innych uczestników, członków naszego Stowarzyszenia.

W ramach „projektu” zamieszczania w „Sztafecie” krótkich „portretów” strachockich rodów tym razem zamieszczamy pierwszy odcinek „portretu” rodu Radwańskich, kolejnego znakomitego, najliczniejszego rodu, który zaznaczył się w historii Strachociny na przestrzeni ostatnich wieków. Bardzo blisko związanego poprzez liczne małżeństwa z Piotrowskimi.

Dziękujemy za wszystkie listy, emaile i telefony. Pomagają nam w redagowaniu biuletynu.
Jak zawsze, ciągle aktualny jest nasz apel o tego typu pomoc – tak więc czekamy ciągle na Wasze artykuły, listy, emaile, telefony, SMS-y – z uwagami, sprostowaniami, informacjami, materiałami do publikacji, starymi zdjęciami. Życzymy przyjemnej lektury!

Redakcja                              

 
 

Z ŻYCIA STOWARZYSZENIA PIOTROWSKICH ZE STRACHOCINY

Z regulaminu Stowarzyszenia:
Członkami Stowarzyszenia mogą być potomkowie Stefana Piotrowskiego ze Strachociny k/Sanoka, żyjącego w latach 1667 - 1757, oraz ich małżonkowie.

*       *       *

Zarząd Stowarzyszenia na jesiennym „posiedzeniu” omówił aktualną sytuację w Stowarzyszeniu. Posiedzenie miało jak zwykle charakter korespondencyjny. Dyskutowano, wymieniano informacje pocztą mailową. Głównym tematem był jubileusz 650-lecia Strachociny i udział naszego Stowarzyszenia w obchodach jubileuszowych. Członkowie Stowarzyszenia brali czynny udział zarówno w przygotowaniu imprezy, jak i w jej trakcie. Szczególnie aktywni byli nasi wiceprezesi, Waldemar Berbeć-Piotrowski z żoną Martą oraz Jan Klimkowski. Ta aktywność zyskała duże uznanie szerokiego grona organizatorów obchodów, wyrazem tego było poświęcenie rodowi Piotrowskich (szeroko rozumianemu, potomkom Stefana Piotrowskiego) oddzielnej strony w okolicznościowym folderze, wydanym z okazji 650-lecia. Zarząd dyskutował także, tradycyjnie już, na temat biuletynu Stowarzyszenia i naszej witryny internetowej.

*       *       *

W obchodach 650-lecia Strachociny aktywny udział miała cała rodzina Waldemara Berbecia-Piotrowskiego, naszego wiceprezesa.
W montażu słowno-muzycznym, przedstawiającym w skrócie historię Strachociny, a będącym bardzo ważnym elementem uroczystości jubileuszowych, wystąpiły wnuczki Marty i Waldemara. W scenie przedstawiającej rodzinę w wiejskiej chacie jednym z dzieci była Michalina Radwańska (12 lat), córka Agnieszki. W scenie przedstawiającej pożegnania przez matkę syna udającego się do powstania w postać matki wcieliła się Marcelina Cecuła (17 lat), córka Anny. W humorystycznej scence obrazującej strach Strachoczan przed zdobyczami współczesnej cywilizacji rolę córki Kasi grała Paulina Cecuła (16 lat), córka Anny. Jednym z wykonawców rapowej piosenki o historii strachockiej szkoły był Kacper Radwański (10 lat), syn Agnieszki, a Kornelii Krupianik, która śpiewała nastrojową piosenkę „Piszę już ostatni list”, na skrzypcach akompaniowała wnuczka Marty i Waldemara, Paulina Cecuła (16 lat), córka Anny. Ciocia wnuczek, Agata Myśliwiec, z domu Radwańska, siostra Marty, grała rolę Babci, opowiadającej wnukom historię rodzinnej wsi, a także śpiewała piękną piosenkę „Pytasz mnie co cię tu trzyma”, z akompaniamentem Rafała Cecuły, zięcia Marty i Waldemara.
Duży udział miała także cała rodzina w „Strachockim Weselu”, będącym ważnym wydarzeniem drugiego dnia obchodów. Marta grała rolę matki panny młodej, Waldemar – rolę ojca. swaszką była Agata z Radwańskich Myśliwiec, siostra Marty, drużkami były Marcelina i Paulina Ceculanki, wnuczki, a role kobiet grały Anna Cecuła i Agnieszka Radwańska, córki Marty i Waldemara. Także wśród „Kamratów” wystąpił potomek Stefana Piotrowskiego – Zbigniew Pielech, syn Kazimiery z „Błażejowski”-Piotrowskich, grający na akordeonie.
Dość dalekimi potomkami (potomkiniami?) Stefana Piotrowskiego są także współautorki scenariusza montażu słowno-muzycznego, który był głównym punktem (i atrakcją) części artystycznej obchodów 650-lecia, Agata Cecuła i Jolanta Pielech, siostry, córki Bronisława Dąbrowskiego i Wandy z Pielechów. Ich dziadek „po kądzieli” Franciszek Pielech, był prawnukiem Jana Pielecha i Zofii z Lisowskich, córki Andrzeja Lisowskiego i Marianny Piotrowskiej (ślub Andrzeja i Marianny miał miejsce 10 listopada 1771 roku). Jako ciekawostkę można dodać, że babcia sióstr, Helena Sitek, mama Wandy, była wnuczką („po kądzieli”) Filipa Szymańskiego, syna Wojciecha i Katarzyny, po pierwszym mężu Giyr-Piotrowskiej.

*       *       *

W trakcie podróży turystycznej po Europie Polskę, rodzinny kraj przodków, odwiedziła grupka Błaszczychów z Ameryki - wnuczki Kazimierza Błaszczychy-Piotrowskiego; Rozanne Nitschke i Lorraine Sunderland, z mężami, Deanem Nitschke i Herbertem Spencerem Sunderlandem. Dziadek wnuczek wyjechał do Stanów Zjednoczonych w 1910 r.
Amerykanie przylecieli z Wenecji do Gdańska, gdzie podejmowała ich ekipa gdańskich Błaszczychów. Zwiedzili gdańską „starówkę”, Sopot z molem i zamek krzyżacki w Malborku. Spotkanie rodzinne odbyło się w domu Przemysława Błaszczychy-Piotrowskiego w Gdańsku-Osowej. Z Gdańska Amerykanie polecieli do Krakowa, gdzie podejmowała ich krakowsko-kielecka ekipa Błaszczychów i Klimkowscy ze Strachociny. W Krakowie zwiedzili śródmieście, Kazimierz, Wawel i Ojcowski Park Narodowy. Spotkanie rodzinne odbyło się w „Polskiej Gąsce”.
Niestety, wnuczki Kazimierza nie znają już języka dziadka, a ze znajomością angielskiego u polskiej części rodziny, szczególnie u starszych, nie jest najlepiej (delikatnie mówiąc). Sytuację ratowało młodsze pokolenie, brylowała Ania Klimkowska, lingwistka z wykształcenia. W sumie obydwa spotkania, zarówno nad Bałtykiem jak i pod Karpatami, były bardzo udane, zapewne dobrze przysłużyły się dalszemu podtrzymaniu więzi rodzinnych Błaszczychów. Warto dodać, że cała czwórka z Ameryki była na II Zjeździe Potomków Stefana Piotrowskiego „Strachocina 2017”.

*       *       *

1 listopada w dniu Wszystkich Świętych, jak co roku na strachockim cmentarzu, przed tablicą pamiątkową naszego przodka, Stefana Piotrowskiego, pojawiły się kwiaty i płonące znicze. Wcześniej tablica została oczyszczona a otoczenie uporządkowane. Wszystkim, którzy pamiętali o uczczeniu pamięci Stefana w dniu Wszystkich Świętych serdecznie dziękujemy.

 

 

AKTUALNOŚCI

27 kwietnia 2019 r. podczas Gali 100-lecia Związku Towarzystw Gimnastycznych Sokół w Polsce Towarzystwo Gimnastyczne Sokół w Strachocinie otrzymało nagrodę „Srebrnego Sokoła”. Wyróżnienie to zbiegło się z 10-tą rocznicą powstania Towarzystwa Sokół w Strachocinie. W skład delegacji Strachockiego Sokoła odbierającej wyróżnienie wchodzili: Martyna Daszyk, Adrian Cecuła, Radek Cecuła i Bartosz Daszyk. Strachockie TG Sokół zostało założone 17 kwietnia 2009 r. Zrzesza 25 członków. Jest to młodzież nie tylko ze Strachociny, ale także z okolicznych miejscowości. Hasłem przewodnim TG Sokół jest: „w zdrowym ciele, zdrowy duch”. Członek Sokoła to osoba, która łączy zalety sprawnego ciała z postawą człowieka o szlachetnym charakterze. Siedziba Sokoła znajduje się w Wiejskim Domu Kultury w Strachocinie. Towarzystwo utrzymuje się z własnych składek członkowskich. Wspólnymi siłami urządzono siłownię. W finansowaniu jej pomogła gmina, a Uczniowski Klub Sportowy w Strachocinie podarował część sprzętu. Towarzystwo skupia się także na promowaniu trzeźwości. Chce pokazać młodzieży, że można się bawić w inny sposób. W ramach tego programu strachocki Sokół uczestniczył w „Weselu bez toastu” w nieodległym Miejscu Piastowym. Sokół wyremontował bieżnie na boisku szkolnym w Strachocinie. Co roku porządkuje groby Strachoczan zasłużonych dla Polski. Członkowie Sokoła kwestują na cmentarzach Sanoka na różne potrzeby, m.in. na odnajdywanie grobów żołnierzy. Od dwóch lat strachocki Sokół organizuje zawody w skokach narciarskich. Skocznię „Strachoczanka” członkowie wybudowali sami. Organizują także wyprawy w góry, kursy tańca, a nawet zawody „morsów”. Biorą udział w różnych biegach okolicznościowych, m. in. z osobami niepełno-sprawnymi z Domu Pomocy Społecznej z Brzozowa. Co rusz dołączają do Sokoła nowe osoby, które poszukują „czegoś” w życiu.

*             *             *

8-9 czerwca br. Strachocina obchodziła 650-lecie swoich „narodzin”. Przygotowaniami obchodów zajął się Społeczny Komitet Obchodów 650-lecia Strachociny na czele którego stanęła pani Sołtys Strachociny, Jadwiga Skiba. W jego skład weszli także członkowie naszego Stowarzyszenia Piotrowskich, m.in. nasi wiceprezesi: Waldemar Berbeć-Piotrowski z żoną Martą i Jan Klimkowski, mąż Aliny z Błaszczychów-Piotrowskich. Szerzej o obchodach 650-lecia piszemy w „Rozmaitościach”.

*             *             *

Zakłady Goodrich Aerospace w Krośnie, są częścią Collins Aerospace będącego jednym z oddziałów amerykańskiej korporacji United Technologies (UTC). Collins Aerospace jest jednym z największych na świecie dostawców zaawansowanych technologii dla przemysłu lotniczego i obronnego. Specjalizują się w produkcji części, podzespołów oraz podwozi lotniczych do samolotów cywilnych i wojskowych dla takich odbiorców jak: Boeing, Airbus, Bombardier, Lockheed Martin oraz Gulfstream. Historia krośnieńskich zakładów sięga połowy lat 90. ubiegłego wieku. Bazą był wydział lotniczy WSK PZL Krosno. Nowy zakład miał produkować części na potrzeby Coltec Industries. W 1999 roku Coltec Industries została wykupiona przez BF Goodrich, która w 2001 zmieniła nazwę na Goodrich. Natomiast w 2012 roku Goodrich został wykupiony przez United Technologies Corporation – UTC. W 2018 roku doszło do połączenia UTC Aerospace Systems z Rockwell Collins, i utworzenia Collins Aerospace. Drugi zakład firmy Goodrich znajduje się w Tajęcinie pod Rzeszowem. Wspólnie zakłady Goodrich są jedną z największych firm Podkarpacia, zatrudniają ponad 1000 pracowników. Ogromną większość ich produkcji (96,8% w 2018 r.) wysyłana jest na eksport.

*             *             *

W sanockim Autosanie powstał pierwszy autobus o napędzie elektrycznym. Projekt autobusu opracowali inżynierowie sanockiej fabryki przy współpracy z zagranicznym klientem. Autobus, który zjechał z taśmy montażowej to już nie prototyp, ale pierwszy egzemplarz seryjny. Po uzyskaniu homologacji, prawdopodobnie pod koniec tego roku, znajdzie się w ofercie handlowej. Pierwszy egzemplarz powstał w wersji 12 metrowej. „Elektryk” będzie produkowany także w innych wariantach. Mniejszy ma mieć 10 m, powstanie też wersja przegubowa 18-metrowa. Autobus z pełno naładowanym akumulatorem może przejechać ok. 300 km. Ładowanie „z wtyczki” będzie trwać ok. 5 godzin, z pantografu – czterokrotnie krócej. Właściciel Autosanu, PGZ zawarł już porozumienie z czterema polskimi grupami energetycznymi, PGE, Tauron, Energa i Enea, na dostarczenie w ciągu czterech lat 1500 pojazdów specjalnych, zbudowanych na bazie autobusu, dla służb monterskich i pogotowia energetycznego.

*             *             *

W Jaśle rodzą się nie tylko talenty wokalne takie jak Roksana Węgiel. Podczas III Dziecięcego i Młodzieżowego Konkursu Tańca „Taneczne Talenty”, który odbył się 24 marca w Świerzowej Polskiej sześć pierwszych miejsc w kategorii Urban Street Dance oraz Grand Prix zdobyła grupa taneczna R-Revolution z Jasielskiego Domu Kultury. Zwyciężczyniami w poszczególnych formach i kategoriach wiekowych były: Oliwia Baran (16-20 lat), Weronika Mazur (16-20 lat), duet - Oliwia Baran i Justyna Węgrzyn (16-20 lat), duet - Natalia Baran i Julia Koś (12 15 lat), duet - Oliwia Górniak i Ewa Tuchowska (12-15 lat). Grupa R Revolution (12-15 lat) zdobyła I miejsce i Grand Prix. Konkurs zorganizowany był przez: Studio Tańca AT Dance, Gminny Ośrodek w Chorkówce oraz Studio Tańca „Podkarpacie” i odbywał się w 5 kategoriach wiekowych (do lat 7, 8-11, 12-15, 16-20 oraz dorośli powyżej 20 roku życia), 4 formach tanecznych (solo, duety, mini formacje, formacje) oraz w 6 kategoriach tanecznych (Show Dance, Urban Street Dance, Urban Street Dance Show, Taniec Jazzowy i Taniec Współczesny, Cheerleading i Artystyczny Taniec Akrobatyczny oraz inne formy taneczne). Sędziowie oceniali kreatywną choreografię, umiejętności techniczne i wyraz artystyczny, dobór repertuaru, muzyki oraz kostiumów, wykorzystanie innowacyjnych figur i elementów ruchowych.

 

 

Z HISTORII

Moja „Kronika” – Stanisław Berbeć-Piotrowski
 
Odcinek XVII

Poniżej przedstawiam kolejny odcinek „Mojej kroniki” Stanisława Berbecia-Piotrowskiego - fragment zawierający opis pierwszych lat, krótko po wojnie.

Rok 1947

Na Kopalni Strachocina została utworzona komórka partyjna Polskiej Partii Socjalistycznej (PPS). W jej szeregi wstępuje większa część załogi. Jej sekretarzem został Czesław Szott z Jaćmierza, przedwojenny socjalista.

Rok 1948 r.

Na Kopalni zostaje utworzona druga komórka partyjna, Polskiej Partii Robotniczej (PPR). Jej sekretarzem zostaje Stanisław Kwolek. Wstępuje do niej znikoma ilość pracowników.

Na apel biskupa przemyskiego ks. Kanonik K. Lisowicz, proboszcz parafii Strachocina, zgodził się na dokończenie budowy zaczętego przed II-gą wojną światową dużego kościoła w Dubiecku. Budowę, pomimo dużych trudności, ukończył w całości. Za jego posługi w Strachocinie pracownicy Kopalni Strachocina ufundowali chorągiew z wizerunkiem św. Barbary i przekazali ją kościołowi.

Po wyjeździe ks. K. Lisowicza do Dubiecka proboszczem parafii Strachocina został mianowany ks. Józef Drabik.

Rok 1949 r.

Na szczycie „Kiszkowej Góry” został ustawiony wielki dębowy krzyż z wizerunkiem Pana Jezusa Ukrzyżowanego. Ufundowała go wdowa Jadwiga Rygiel, wykonał go Władysław Kwolek. Ks. Proboszcz J. Drabik zorganizował procesję od kościoła do ustawionego na szczycie góry krzyża i dokonał jego poświęcenia. W procesji wzięło udział wielu parafian.

Dyrekcja Kopalnictwa Naftowego projektuje budowę linii elektrycznej wysokiego napięcia z Kopalni Grabownica do Kopalni Strachocina. Rozpoczęto przygotowania do budowy. Po pewnym czasie nastąpiła zmiana decyzji. Postanowiono zaniechać budowy linii elektrycznej wysokiego napięcia i wybudować w Strachocinie własną elektrownię. Rozpoczęto budowę pomieszczeń dla elektrowni.

Sołtysem wsi Strachocina zostaje wybrany Wincenty Samborski.

Rok 1950 r.

Ukończono budowę elektrowni na Kopalni Strachocina. Prowadzono budowę linii elektrycznej niskiego napięcia na terenie kopalni.

Do roku 1950-tego na Kopalni Strachocina wykonano 13 otworów metodą udarową.

Rok 1951 r.

Trwa rozbudowa Kopalni Strachocina. Zrezygnowano z dotychczasowego wykonywania otworów metodą udarową, do wiercenia zastosowano system obrotowy.

Ks. proboszcz Józef Drabik zostaje przeniesiony do parafii Jabłonka, na jego miejsce zostaje mianowany proboszczem w Strachocinie ks. Jan Latawiec.

Na Kopalni rozpoczęto budowę dużego, murowanego domu mieszkalnego dla pracowników.

Z inicjatywy elektromonterów Kopalni, Stanisława Piotrowskiego i Bronisława Dąbrowskiego, w porozumieniu z kierownikiem Kopalni Mieczysławem Dąbrowskim (Strachoczaninem) wysłano do Dyrekcji Kopalnictwa Naftowego w Sanoku prośbę o zezwolenie na przyłączenie do kopalnianej elektrowni linią niskiego napięcia wsi Strachocina. Prośbę umotywowano tym, że moc elektrowni nie jest wykorzystana w całości, a w dodatku pracownicy mieszkający we wsi Strachocina zrzekną się deputatu naftowego jaki otrzymują do oświetlania swoich domów. Dyrekcja Kopalnictwa wyraziła zgodę. Linię elektryczną z Kopalni do wsi wybudowano z materiałów uzyskanych przy demontażu starej linii elektrycznej z pompowni wodnej w Trepczy do Kopalni Zabłotce.

Rok 1952 r.

Zjednoczenie Przemysłu Naftowego w Warszawie dokonało podziału Przędsiębiorstwa Naftowego na „Wiercenie” i „Eksploatację”.

Rok 1953 r.

Budynek mieszkalny na Kopalni został ukończony – wprowadzili się do niego pracownicy zamiejscowi z rodzinami.

Na terenie Kopalni rozpoczęto budowę Remizy Strażackiej i Ambulatorium Lekarskiego.

cdn                              

 

Z HISTORII

Z dziejów królewskiej wsi Strachocina – Wł. Piotrowski

Odcinek V

W tym roku obchodziliśmy 650-lecie powstania naszej rodowej „kolebki”, królewskiej wsi Strachocina. W związku z tym jubileuszem przedstawialiśmy cykl „obrazków” z jej dawniejszych dziejów, chcemy to kontynuować. W poprzednim numerze „Sztafety” zamieściliśmy odcinek przedstawiający początkowy okres Strachociny w austriackiej Galicji. W tym odcinku przedstawiamy obraz Strachociny w okresie Galicji przed autonomią.

Strachocina w Galicji przed autonomią

Monarchia austriacka wyszła z wojen z rewolucyjną Francją i Napoleonem (lata 1792 – 1813) ogromnie osłabiona gospodarczo. Skarb państwa praktycznie stał się bankrutem. Dawne polskie królewszczyzny, przejęte przez skarb austriacki jako dobra kameralne, były masowo sprzedawane, być może właśnie dopiero wtedy Giebułtowscy zostali pełnoprawnymi właścicielami strachockiego folwarku z wszystkimi przywilejami jakie z tego tytułu im przysługiwały. Były one (przywileje) już mocno ograniczone przez reformy „józefińskie”. Jednak okres wojen spowolnił wdrażanie tych reform w życie i położył się ogromnym cieniem na gospodarce Galicji, szczególnie w przypadku jej rolnictwa. Ogromnie wzrosły podatki, oprócz wysokiego podatku gruntowego wprowadzono bardzo wysoki podatek spadkowy, a także tzw. podatek spożywczy. Dodatkowymi formami opodatkowania był przymus stemplowy i monopole państwowe – solny i tytoniowy. Bardzo wysokie były cła wwozowe, może nie dotykające bezpośrednio mieszkańców Strachociny, ale pośrednio na pewno. Rząd ratował się emisjami pieniądza papierowego, którego kurs spadał z roku na rok. Bolesław Limanowski w swojej monografii „Galicja – przedstawiona słowem i ołówkiem” (Lwów – 1892 r.) przytacza opinię Kajetana Koźmiana o rządach austriackich: „Zastosowały one w szerokich rozmiarach słynną zasadę „divide et impera”, waśniąc wyznania, klasy, zawody. Zdzierstwo podatkowe nie znało granic. W sądach, które opierały się na nowo-zaprowadzonym kodeksie cywilnym i kryminalnym, robiło się wszystko za pieniądze. Zachwiały się fortuny prywatne, otworzyły się na nie targi w biurach pysznych adwokatów, kto więcej ofiarował adwokatowi i przez nie sędziom. … Najstraszliwszą jednak plagą była biurokracja – obsiadło drobne a dokuczliwe robactwo, które dręczyło świerzbieniem nieznośniejszym od samego bólu. Pomiędzy urzędnikami było wielu Czechów, których chętnie posyłano do Galicji, albowiem wiernie pomagali rządowi w jego germanizacyjnym planie, a przy tym mogli się rozmówić z ludnością krajową. Synowie ich jednak stawali się dobrymi krajowcami – dowodem: Szajnocha, Smolka, Matejko.”. Ogromnie dotkliwy był pobór do wojska, w ciągu 20 lat prowadzonych przez monarchię wojen z Galicji wyciągnięto ponad 100 tysięcy rekrutów, z tego zdecydowana większość to byli Polacy.

Wszystko to nie ominęło Strachociny, co spowodowało, że jej rozwój gospodarczy był w tym okresie bardzo powolny. W pierwszej połowie XIX wieku przybyło we wsi zaledwie kilka domów. W 1840 r. ich ilość osiągnęła ok. 90 mimo, że liczba mieszkańców w tym czasie ciągle rosła i osiągnęła ok. 350 dorosłych, tj. ok. 160 rodzin (małżeństw z dziećmi). Siłą rzeczy malała przeciętna wielkość gospodarstw, wynosiła niewiele ponad 1/3 łana, tj. 7 - 8 ha (ziemi ornej i innych użytków łącznie). Co prawda, patent cesarski z 1787 r. zabraniał dzielenia gospodarstw pomiędzy spadkobierców (z małymi wyjątkami), ale Giebułtowscy nie bardzo przejmowali się tym i pozwalali dzielić gospodarstwa. Te stosunkowo małe gospodarstwa miały przeważnie ziemie słabe, kamieniste, trudne do uprawy (grunty rolne sięgały coraz wyżej na strachockie „góry”). Źle uprawiane i nawożone dawały skąpe zbiory. A „gęb” do wyżywienia było sporo. Ciągle rodziło się bardzo dużo dzieci, przeciętnie ok. 28 rocznie w tym okresie (najwięcej, 34 - w 1839 r.). Śmiertelność wśród nich była zastraszająca, większość nie dożywała siedmiu lat. Sytuację pogarszała ciasnota w domach. Na małej powierzchni tłoczyło się często po kilkanaście osób (licząc dzieci). W razie choroby zakaźnej wymierały całe rodziny.

Niemniej, powoli ale systematycznie rozradzały się główne strachockie rody. Radwańscy osiągnęli liczbę 28 rodzin, Galantów było 16 rodzin, Piotrowskich - 13, Adamiaków i Buczków - po 10, Lisowskich i Pielechów - po 7, Cecułów - 6, Sitków - 5, Kwolków, Mogilanych i Wójtowiczów - po 4, Dąbrowskich, Klimkowskich, Kiszków i Romerowiczów - po 3 rodziny. Równocześnie ciągle znikały niektóre nazwiska, albo rodziny wymierały całkowicie, albo nie miały męskich potomków (w grę prawdopodobnie nie wchodziła emigracja całych rodzin, ewentualnie jedynie pojedynczych przedstawicieli). W pierwszej połowie XIX w. zanikły (dane z parafialnych Ksiąg Metrykalnych) takie nazwiska jak Bieda, Dedko, Dzianty, Fil, Franciszuk, Głowacz, Hydzik, Jurko, Mormol, Pastusiak, Roczniak, Stabryła, Bielakiewicz, Bogaczewicz, Borecki, Bukowski, Gawłowski, Osękowski, Pączkowski (stał się Pączkiem), Szafrański, Szczepański (stał się Berbeciem). Niektóre z nich pojawiły się tylko przejściowo w Strachocinie, być może była to służba pochodząca spoza wsi (ale mająca dzieci odnotowane w strachockiej parafii), zatrudniana nie tylko we dworze, ale także przez bogatszych gospodarzy.

Nie mamy żadnych informacji o udziale Strachoczan w ogólno-narodowych wydarzeniach politycznych przełomu XVIII i XIX w., ale z pewnością brali w nich udział. W 1797 r. w północnych Włoszech generał Henryk Dąbrowski utworzył u boku Napoleona Legiony Polskie, do których werbował Polaków, ochotników z obozów jenieckich (Napoleon walczył we Włoszech z Austrią). Dąbrowski apelował do Galicjan: „Przybywajcie koledzy, rzucajcie broń, którą was nosić przymuszono, bijmy się za sprawę wspólną wszystkich narodów, za wolność, pod walecznym Bonaparte …”. Legiony Dąbrowskiego szybko rosły w siłę, zgłaszali się do nich nie tylko jeńcy wojenni, ale także polscy dezerterzy z armii austriackiej. Legiony szybko osiągnęły liczbę kilku tysięcy. To właśnie dla nich Józef Wybicki napisał „Pieśń Legionów” Jeszcze Polska nie umarła…, która po latach „awansowała” na hymn narodowy wszystkich Polaków. Legioniści w ramach armii Napoleona, w wojnie z Austrią, odznaczyli się w bitwie pod Civita-Castellana, wielu z nich zginęło w bitwie nad Trebbią, po upadku Mantui (w 1799 r.) wielu galicyjskich legionistów, wziętych do niewoli, zostało ponownie zagnanych w szeregi austriackie. W latach 1805 – 1806 legioniści walczyli pod Wenecją, wzięli także udział w niefortunnej wyprawie na Santo Domingo. W sumie przez kilka lat przeszło przez szeregi Legionów ponad 25 tysięcy żołnierzy-Polaków, z których zdecydowana większość pochodziła z Galicji. Legiony wyszkoliły znakomitą kadrę wojskową, która była zalążkiem armii Księstwa Warszawskiego i związała się z Napoleonem aż do jego klęski pod Lipskiem w 1813 r. Jak wspomniano, nie wiadomo nic o udziale w tych wydarzeniach Strachoczan, ale przy tak masowym werbunku do armii w Galicji jest to pewne, że brali w nich udział. Z pewnością wielu z nich nie powróciło do rodzinnych domów, zginęli na polach bitew całej Europy, a może nawet na Santo Domingo w Środkowej Ameryce.

Życie Galicji, a z nią i Strachociny, nie zmieniło się wiele po Kongresie Wiedeńskim w 1815 r. Jeżeli nawet nastąpiły zmiany, to nie zawsze korzystne. Pewnemu złagodzeniu uległa polityka wynaradawiania i dążenia do asymilacji, ale rdzenni Galicjanie mieli praktycznie zamkniętą drogę do urzędów i stanowisk w administracji. A służba wojskowa i system szkolny dalej realizował, i to coraz skuteczniej, program germanizacji. W zakresie gospodarczym i społecznym nastąpił kryzys. Osłabło życie gospodarcze. Dwukrotnie wyższy podatek gruntowy podkopał kondycję rolnictwa. Technika rolnicza, zarówno w małych gospodarstwach jak i w majątkach folwarcznych, stała na bardzo niskim poziomie. Brak było pieniędzy na wprowadzanie innowacji, brak było ośrodków doświadczalnych, szkoleniowych, które by mogły szerzyć kulturę rolną. Praktycznie jedyną innowacją, która przywędrowała na galicyjską wieś w większym zakresie w tym okresie były ziemniaki, które z biegiem czasu miały się stać podstawą wyżywienia mieszkańców galicyjskiej wsi.

Ogromny upadek miast, zmniejszenie ilości mieszkańców i ich zubożenie, spowodowało duże trudności ze zbytem produktów rolnych także dla folwarków. Jakimś wyjściem dla nich z tej sytuacji były gorzelnie. Pod względem gorzelnictwa Galicja przodowała w całej monarchii austriackiej. Sprzyjało to ogromnemu szerzeniu się pijaństwa, które stało się prawdziwą plagą galicyjskiej wsi. Nie pomagały zakładane powszechnie Bractwa Trzeźwości (w Strachocinie też takie było), w jakimś sensie gorzałka stała się dla właścicieli folwarków jednym ze środków płatniczych za pracę. Rosnąca liczba ludności na wsiach nie mogła znaleźć zajęcia w biednych miasteczkach i miastach, w których praktycznie nie było żadnych zakładów przemysłowych zatrudniających większą liczbę pracowników. W peryferyjnie położonej prowincji, jaką była Galicja, nie było sprzyjających warunków do rozwoju przemysłu. Brak większych zasobów surowców, brak kapitału, słaby rynek lokalny, zerwanie powiązań z resztą ziem polskich i niekorzystna polityka gospodarcza Wiednia, powodowały, że przemysł był bardzo słabo rozwinięty. W wyniku mizernej sytuacji gospodarczej osłabło także życie kulturalne, a klęska dążeń niepodległościowych związana z upadkiem Księstwa Warszawskiego sprzyjała przyjmowaniu biernej postawy politycznej, rozpowszechnianiu się lojalizmu względem monarchii austriackiej.

Te ogólne zjawiska w dużym zakresie dotyczyły także mieszkańców Strachociny, ale jednak nie do końca. Folwark strachocki nie był duży, właściciele Giebułtowscy w nowych, bardzo trudnych, warunkach gospodarczych austriackiej Galicji, nie byli bogaczami. Zapewne dużo kosztował ich zakup folwarku (lub przedłużenie dzierżawy) od skarbu austriackiego, siłą rzeczy swoim bogactwem nie różnili się tak bardzo od bogatszych gospodarzy we wsi, niektórych Radwańskich, Lisowskich, Piotrowskich, Cecułów, Woytowiczów czy Galantów. Nie założyli gorzelni, może nie było ich stać na to, a może mieli inny pogląd na handel gorzałką i rozpijanie wsi. Stosunki pomiędzy Giebułtowskimi (ich następcami także) i wsią układały się bardzo poprawnie. Giebułtowscy bywali rodzicami chrzestnymi dzieci (m.in. u Radwańskich i Lisowskich) Przekazy rodzinne w rodzinach Radwańskich czy Kucharskich (tylko takie są mi bliżej znane) mówią wręcz o stosunkach przyjacielskich. Być może sielanki nie było, ale wzajemny szacunek z pewnością tak. Nie wiadomo jaki wpływ na to miała świadomość u Giebułtowskich historii zasiedlania wsi w XVII wieku szlacheckimi uciekinierami ze wschodu, a z drugiej strony resztki szlacheckiej świadomości w tradycjach rodzinnych wielu strachockich rodów. A że ten stosunek był dość specyficzny na tle tego, co się działo ogólnie w Galicji, świadczy chociażby przebieg wypadków w czasie historycznej „rabacji galicyjskiej” w 1846 r.

Wydarzenia roku 1846 były długo żywe we wspomnieniach i legendach rodzinnych Strachoczan. W Galicji, podobnie jak w pozostałych częściach Polski pod zaborami, przygotowywano powstanie narodowe mające na celu odzyskanie niepodległości. Patriotyczni przywódcy uważali, że za oręż chwyci cały naród, wszystkie stany, zarówno szlachta jak i chłopi, i wywalczy dla Polski wolność. Przygotowania w Galicji były mocno zaawansowane. W okolicach Strachociny formował się oddział pod wodzą Teofila Ostaszewskiego ze Wzdowa (wieś odległa o 7 km od Strachociny), który miał zaatakować Sanok od północy i opanować go. Od strony południowej, od Leska, miał zaatakować Jerzy Bułharyn. Wśród powstańców mieli być także mieszkańcy wsi, w tym także mieszkańcy Strachociny. 18 lutego 1846 r. przybył do Wzdowa Julian Goslar – emisariusz Rządu Narodowego, który polecił Ostaszewskiemu ogłosić rewolucję wśród chłopów, zapewniając, że wybucha w całej Polsce powszechne powstanie chłopów i szlachty przeciwko zaborcom. Goslar ogłosił również zniesienie pańszczyzny. Sam Ostaszewski obawiał się powstania, a dokładniej jego akcentów rewolucyjnych. Ten wielki zryw niepodległościowy trafił na bardzo trudny okres dla galicyjskiej wsi. W całej Galicji od dłuższego czasu wrzało. Krążyły wieści, rozpuszczane przez austriackich agentów, że cesarz chce znieść obowiązek pańszczyźniany, tylko szlacheccy „panowie” sprzeciwiają się temu. To ośmielało chłopów, co rusz wybuchały konflikty na wsi, na linii dwór – wieś. Chłopi wytaczali dworom procesy o zabór gruntów i różne nieprzepisowe „obciążenia”. Rzadko kiedy udawało się im wygrywać, ale procesy podgrzewały atmosferę i wyłaniały lokalnych liderów. Do tego w latach 1844 – 1845 nawiedziły Galicję prawdziwe plagi – gwałtowne burze, ulewy, powodzie, nieurodzaje. Dziesiątki ludzi zostały pozbawione dachu nad głową, tłumy wygłodniałych ludzi krążyły po kraju szukając pracy i chleba. Właśnie w tym trudnym okresie na galicyjskiej wsi miało wybuchnąć powstanie niepodległościowe. Siłą rzeczy szanse na jego sukces były znikome. Z ataku na Sanok, planowanego na 18 lutego nic nie wyszło z powodu zdrady. Agenci władz austriackich podburzali chłopów przeciwko właścicielom folwarków i powstanie antyaustriackie przerodziło się w ogólną anarchię, generalną rozprawę z dworami pańskimi. Najbardziej krwawy przebieg miały wydarzenia w cyrkułach: tarnowskim, jasielskim i sanockim (tutaj na konflikt społeczny nakładał się bardzo często konflikt narodowy i wyznaniowy). Ogółem dokonano pogromu ok. 470 dworów, w cyrkule sanockim zrabowano 45 dworów. Z rąk chłopskich zginęło ok. tysiąca osób, najwięcej w rejonie Tarnowa.

Tu warto, przy omawianiu nieudanego powstania niepodległościowego, podkreślić pewną sprawę, która różniła Strachocinę od wielu innych wiosek, nie tylko z najbliższego sąsiedztwa. Otóż historycy podkreślają powszechny brak polskiej świadomości narodowej mieszkańców galicyjskich wsi w pierwszej połowie XIX wieku (a nawet później). Chłopi na wsiach nazywani byli „mazurami” (i tak się sami nazywali), Polakiem był szlachcic. Nie można tego powiedzieć o Strachoczanach. Wielu z nich, Radwańscy, Lisowscy, Błażejowscy, Dąbrowscy, Klimkowscy, Kucharscy, Mieleccy i inni, zachowało w zbiorowej pamięci fakt, że ich przodkowie, jako Polacy, Lachy, musieli uciekać ze zrewoltowanej rusińskiej Ukrainy. Ich świadomość polskości była powszechna i bardzo głęboka. A że właśnie oni byli grupą nadającą ton nastrojom we wsi, to śmiało można twierdzić, że patriotyzm polski był powszechny wśród Strachoczan, co mocno rzutowało na ich stosunek do wydarzeń 1846 r.

W Strachocinie wydarzenia te nie przebiegały tak dramatycznie jak w okolicy. Zrabowano jednak dwór, ale napastnikami byli chłopi z sąsiednich wsi, prawdopodobnie z Kostarowiec. Jego właściciel (może dzierżawca), Florian Giebułtowski (syn Wincentego i Józefy Janowskiej, ur. 4.05.1810 r.), musiał z niego uciekać. Schronił się on u jednego z mieszkańców wsi, Szymona Andrzeja Kucharskiego (Kucharski pełnił jakąś funkcję we dworze Giebułtowskich). Jak po latach (w latach 50-tych XX w.) wspominała Franciszka z Radwańskich Kucharska (ur. w 1871 r.), żona wnuka Szymona Andrzeja, Władysława Kucharskiego, Andrzej (takiego imienia używał na co dzień Szymon Andrzej) schował Giebułtowskiego pod resztkami siana w stodole. Potwierdza to także znany „kronikarz” Strachociny Stanisław Berbeć-Piotrowski (praprawnuk Szymona Andrzeja „po kądzieli”), którego ciekawą „Kronikę” zamieszczamy w odcinkach w „Sztafecie”. Stanisław dodaje jednak, że istnieje także inna wersja wydarzeń, według której Giebułtowski zbiegł przed napastnikami do Jurowiec. Stanisław zanotował także relację Małgorzaty Wojtowicz, która twierdziła, że „część żywności zabrał z dworu przed napadem Józef Woytowicz i po powrocie Giebułtowskiego zwrócił mu ją”. Zabudowania dworskie przed spaleniem obronili mieszkańcy wsi. Wypadki w okolicznych wsiach były o wiele bardziej tragiczne, według tradycji m.in. zamordowano w okrutny sposób właściciela folwarku w Kostarowcach Słoneckiego (według opowieści krążących w Strachocinie miał się skryć w wypróchniałej wierzbie, którą chłopi pocięli na kawałki piłą – to raczej typowa fantazja). W Haczowie pojmano Juliana Goslara, jednego z głównych ideologów ruchu niepodległościowego (obok Edwarda Dembowskiego) w Galicji. Przez Strachocinę wieziono go do więzienia w Sanoku. W więzieniu w Sanoku znalazł się także znany powieściopisarz Zygmunt Kaczkowski i W. Stefański, działacz demokratyczny, wydawca i drukarz.

Dla mieszkańców Strachociny o wiele większe znaczenie od wydarzeń „rabacji” miała straszna epidemia dziwnej gorączki, która zabrała w Strachocinie w latach 1846 - 1849 153 ofiary, głównie małe dzieci. Najwięcej zmarłych było w rodzie Radwańskich – 16 osób, u Mieleckich – 14 osób, Sitków – 10 osób, Piotrowskich – 9 osób i Galantów – 8 osób. Żałoba zapanowała na długo w całej wsi.

17 kwietnia 1848 r. ukazał się patent cesarski znoszący w Galicji pańszczyznę. Ciągnący się od kilku wieków opór chłopów wreszcie poskutkował, ale cała „zasługa” zniesienia pańszczyzny przypadła dobremu cesarzowi i chłopi właśnie jego chwalili. Właścicielom i dzierżawcom folwarków przysługiwała rekompensata za utracone korzyści z tytułu pańszczyzny. Otrzymywali ją w formie papierów wartościowych notowanych na giełdzie. Kosztem wykupu tych papierów obciążono w postaci „dodatku indemnizacyjnego” do podatku ogólnego wszystkich podatników, w tym także uwłaszczonych chłopów. Płacili oni za ziemię, którą cesarz nadał im „za darmo”. Cała operacja ciągnęła się przez 30 lat.

Uwłaszczenie chłopów w 1848 r. nie miało takiego znaczenia dla mieszkańców Strachociny, jak dla innych wsi w Galicji. Folwark strachocki był bardzo mały (ok. 145 ha ziemi uprawnej), tak więc obowiązek pańszczyźniany, prawdopodobnie nie obejmujący wszystkich mieszkańców, nie był zbyt uciążliwy. Być może nawet ten obowiązek nie istniał w ogóle w formie pracy fizycznej, w tym czasie wielu właścicieli folwarków przechodziło na „oczynszowanie”, było ono korzystniejsze ekonomicznie, robotnik rolny był wszędzie bardzo tani, także w samej Strachocinie. Wiemy, że „na zarobek” do folwarku chodziło wielu mieszkańców wsi, praktycznie była to jedyna szansa na jakikolwiek zarobek. A pieniądze były potrzebne, chociażby na opłacenie podatków.

Po uwłaszczeniu chłopów rozpoczął się wreszcie trochę szybszy rozwój galicyjskiej gospodarki, chociaż ciągle nie nadążający za przyrostem liczby ludności. Ludność wsi nie mogła znaleźć pracy w bardzo powoli rozwijającym się przemyśle, w miastach. Zdecydowana większość pozostawała ciągle na wsi. Skutkowało to ogromnym przeludnieniem wsi i rozdrobnieniem gospodarstw. Jak podaje historyk Stefan Kieniewicz w swojej „Historii Polski” w latach 60-tych XIX wieku „2/3 gospodarstw miało mniej niż 10 mórg (5,7 ha), a 1/4 nawet mniej niż 2 morgi!”. Niestety, dotyczyło to także Strachociny. Zachowały się urzędowe informacje na ten temat, dotyczące Strachociny prawdopodobnie z połowy XIX w. – było w niej 150 domów. Można przyjąć, że każdy dom to jedno gospodarstwo. Te gospodarstwa posiadały 944 morgów ziemi (ok. 528,6 ha), w tym ziemi ornej 702 morgów (ok. 393 ha). Tak więc na jedno gospodarstwo przypadało ok. 3,5 ha, w tym ok. 2,6 ha ziemi ornej. Folwark posiadał 675 morgów ziemi 378 ha), w tym ziemi ornej 260 morgów (ok. 145,6 ha), oraz 316 morgów lasu (ok. 177 ha). We wsi mieszkało 839 ludzi, w tym 813 wyznania rzymsko-katolickiego (Polacy) i 26 wyznania izraelskiego (Żydzi). Nie wiemy kiedy do wsi przybyli Żydzi. Zajmowali się oni zarówno rolnictwem jak i handlem, prowadzili także karczmy. We wsi nie odnotowano żadnego mieszkańca Rusina, wyznania greko-katolickiego, co było cechą szczególną wsi w całej, bliższej i dalszej, okolicy.

Wśród mieszkańców wsi ciągle najliczniejszy był ród Radwańskich – liczył 40 rodzin. Galantów było 22 rodziny, Piotrowskich - 16, Cecułów - 11, Adamiaków, Pielechów i Sitków - po 10, Mogilanych - 9, Dąbrowskich, Buczków, Kwolków i Lisowskich - po 8, Wójtowiczów i Romerowiczów - po 6, Klimkowskich 5 rodzin. Ilość rodzących się dzieci była ciągle duża, przeciętnie 28 rocznie. Rekordowymi były lata: 1869 - 46 dzieci (prawdopodobnie jest to absolutny rekord w dziejach Strachociny), 1871 - 45 oraz 1864 i 1867 - po 42 dzieci. Oczywiście, najwięcej w okresie 1840-75 urodziło się młodych Radwańskich - 148, Galantów - 84, Piotrowskich - 52, Adamiaków - 46, Cecułów - 41, Mogilanych - 39, Wójtowiczów - 33, Dąbrowskich i Pielechów - po 30, Sitków - 28, Kwolków - 26, Romerowiczów - 24, Lisowskich - 23, Klimkowskich - 21. Wzrastająca liczba mieszkańców wsi powodowała systematyczne rozdrobnienie gospodarstw, które liczyły, jak podano wyżej, przeciętnie po 3,5 ha, ale ich wielkość bardzo się zróżnicowała. Ciągle były jeszcze gospodarstwa obejmujące obszar pół dawnego łana (np. Radwańskich „z Górki”), ale były gospodarstwa liczące niewiele ponad hektar. Mieszkańcy wsi żyli bardzo ubogo, większość walczyła z trudem o przetrwanie. Dla nich właściwie jedyną szansą było poszukanie jakiejś pracy poza rodzinną wsią. Niestety, znalezienie pracy poza rolnictwem było bardzo trudne, miasta ogromnie zbiedniały.

Jakimś wyjściem był wyjazd do wschodniej Galicji, gdzie parcelowano wiele majątków szlacheckich i sprzedawano ziemię po w miarę dostępnej cenie, często na kredyt. Szczególnie często majątki traciła średnio-zamożna szlachta, która po uwłaszczeniu chłopów, utraciwszy prawo do darmowej robocizny, mimo odszkodowania nie dawała sobie rady ekonomicznie. Nie potrafiła w porę zareagować na wydarzenia, nie obniżyła odpowiednio do możliwości swojej stopy życiowej. Że z takich przypadków korzystali także Strachoczanie świadczy chociażby wyjazd Fryniów-Piotrowskich na najdalszy kraniec Galicji, na tereny przedwojennego województwa tarnopolskiego. Pisał o tym do nas Marek Niedostojny, potomek Stanisława Frynia-Piotrowskiego.

W Strachocinie Giebułtowscy „obronili” się przed bankructwem i parcelacją. Zawdzięczali to zapewne strachockiej specyfice, pańszczyzna, jeżeli nawet była, nie stanowiła istotnego czynnika w ekonomice dworskiego majątku. Jakieś trudności jednak wystąpiły, bo właśnie na ten okres przypada stosunkowo duży ubytek gruntów dworskich. Grunty te kupowali bogatsi mieszkańcy Strachociny. Ale nie były to jakieś większe areały, po większe gospodarstwa trzeba się było wybrać na wschodnią Galicję. Wśród Strachoczan nie było zbyt dużo na tyle odważnych (i bogatych) młodych ochotników, żeby się na to zdobyć. A może decydował o tym specyficzny „patriotyzm”, duże przywiązanie do rodzinnej wioski.

c d n      

 

ZE SPORTU

Piłkarze Górnika Strachocina uczcili 650-lecie rodzinnej wioski awansem z klasy B do klasy A. W nowym sezonie, 2019/20, od początku rozgrywek spisują się doskonale, nie jak beniaminek ale jak starzy wyjadacze. Na półmetku sezonu zajmują drugie miejsce w tabeli za Szarotką Uherce (z którą wygrali), odnosząc 8 zwycięstw, 3 razy remisując i ponosząc dwie porażki, w tym jedną, która chyba najbardziej boli, z odwiecznym rywalem Orłem Bażanówka, i to na własnym boisku. Pocieszeniem może być to, że Orzeł znajduje się dopiero na 8 miejscu w tabeli.

Sanocki Ekobal i krośnieńskie Karpaty na razie spisują się nie najlepiej w IV lidze podkarpackiej. Na 3 kolejki przez półmetkiem sezonu 2019/20 Ekobal Sanok zajmował 13 miejsce z dorobkiem tylko 17 punktów, Karpaty Krosno były dopiero 15-te (na 18 drużyn), z 12-toma punktami. Na szczęście dla nich ostatnie dwie drużyny zdecydowanie odstają od całej stawki. Czarni Jasło w klasie okręgowej grupa Krosno zajmowali na dwie kolejki przed półmetkiem sezonu drugie miejsce w tabeli, ale mieli tyle samo punktów ile prowadzące Bieszczady Ustrzyki..

Sanoccy hokeiści, którzy w tym sezonie także startują w słowackiej II lidze grupa wschód jako "HK 58 Sanok" spisują się średnio. Zajmują 5 miejsce (na 10 drużyn) z dorobkiem 17 punktów. W dwunastu meczach odnieśli 4 zwycięstwa za 3 pkt., jedno zwycięstwo za 2 pkt. (po dogrywce), ponieśli 3 porażki za 1 pkt. (po dogrywce) i 4 porażki bez punktu. Warto dodać, że doskonale spisują się na lodzie młodzi Sanoczanie. UKS Niedźwiadki Sanok najpierw wywalczyły w tym roku srebrny medal w Ogólnopolskiej Olimpiadzie Młodzieży, a później zostały mistrzami Polski Juniorów. W finale pokonali Stoczniowiec Gdańsk 6:1.

Nieźle w tym sezonie spisali się żużlowcy krośnieńskiego klubu Wilki Krosno. W zakończonych rozgrywkach zajęli czwarte miejsce wśród 7 startujących drużyn. W półfinale pechowo trafili na późniejszego mistrza Polonię Bydgoszcz (kiedyś startował w niej – przez 14 lat - sam Tomasz Gollob!). W pobitym polu zostawili uznane firmy żużlowe, Polonię Piła, Kolejarza Rawicz i Wandę Kraków.

Po roku od ostatniego meczu sanockiego TSV w I lidze siatkówki męskiej (Sanoczanie zrezygnowali wtedy z rywalizacji ze względów finansowych) drużyna, tym razem jako AZS TSV, rozpoczęła rywalizację w II Lidze Podkarpackiej. Początek był udany, Sanoczanie pokonali Żagiel Radymno i AKS V LO Rzeszów II, miejmy nadzieję, że doczekamy się i I ligi.

 

 

ODESZLI OD NAS

Jan Strzelecki z Zagórza koło Sanoka

9 października 2019 r. w Zagórzu koło Sanoka zmarł Jan Strzelecki, syn Juliana i Anieli z d. Puchka, wnuk Marii z Piotrowskich „z Kowalówki”. Jan urodził się 20 lipca 1935 r. Był z zawodu nauczycielem, instruktorem zajęć praktycznych, przez 20 lat był dyrektorem szkoły. Działał także w harcerstwie. Żonaty z Teresą z d. Grunwald (zmarła wcześniej), był ojcem trojga dzieci: Gabrieli (ur. 10.11.1960 r.), Justyna (ur. 1962 r.) i Mariusza (19.01.1964 r.), doczekał się piątki wnuków: Joanny, Alicji, Kacpra, Natalii i Emilii. Spoczął na cmentarzu w Zagórzu.

 

NOWINY GENEALOGICZNE

05 października 2019 r. odbył się ślub Małgorzaty Szczech z Przedmościa z Damianem Kwaśnik (ur. 23.04.1988 r.) z Głogowa. Małgorzata jest córką Barbary z Fryniów-Piotrowskich i Dariusza Szczechów, wnuczką Zdzisława Frynia-Piotrowskiego ze Strachociny i Jadwigi z d. Zioło, prawnuczką Stanisława Frynia-Piotrowskiego i Lucyny z d. Olczyk. Małgorzata i Damian Kwaśnik są rodzicami Marcela urodzonego 24 czerwca 2017 r.

Dużą niespodziankę sprawili nam mieszkający na Górnym Śląsku, Agnieszka Masłowska i jej kuzyn Radosław Krawczyk. Są oni potomkami Stefana Piotrowskiego ze Strachociny, z „klanu” Wołaczów. Odnaleźli nas w Internecie, poprzez naszą stronę internetową. Agnieszka jest prawnuczką Karoliny z Wołaczów-Piotrowskich Radwańskiej (córki Wojciecha), a Radosław jest praprawnukiem Karoliny. Karolina (ur. 1890 r.) wyszła za mąż za Stanisława Radwańskiego ze Strachociny, syna Feliksa i Wiktorii, i urodziła czwórkę dzieci: Paulinę, Kazimierę, Henryka i Janinę. Agnieszka i Radosław są potomkami Pauliny Radwańskiej (ur. 15.04.1912 r.), najstarszego dziecka Karoliny i Stanisława. Paulina urodziła nieślubne dziecko, córkę Zofię (ur. 28.02.1933 r.), ojcem dziecka był Tadeusz Niemiec (prawdopodobnie z Bażanówki). Do małżeństwa z Tadeuszem nie doszło i Paulina wyszła, po 6 latach, za mąż za Jana Żaczka (ur. 2.12.1905 r.) z Niebocka (wieś obok Grabownicy Starzeńskiej), syna Michała i Marcjanny z d. Szmyd. Paulina i Jan doczekali się dwóch córek, Zefiryny (ur. 1940 r.) i Sabiny (ur. 1947 r.). Po wojnie rodzina Żaczków mieszkała krótko w Strachocinie na Bobolówce, w oficynie podworskiej, razem ze strachockimi pogorzelcami. Po kilku latach kupili oni dom w Pakoszówce. Jan pracował na Kopalni Strachocina.

Córki, gdy dorosły, wyjechały na Śląsk, Sabina (ukończyła liceum ekonomiczne w Przemyślu), mama Agnieszki, osiadła w Jastrzębiu Zdroju, niedaleko czeskiej granicy. W 1983 r. do Jastrzębia przeprowadzili się także dziadkowie, Jan i Paulina, ale ciągle śląska część rodziny utrzymywała bliski kontakt z pozostałymi potomkami Karoliny w Strachocinie, Sanoku i okolicy, m.in. z Janiną i Ferdynandem Woźniakami. Agnieszka wspomina swoje wizyty w Strachocinie (wcześniej w Pakoszówce), porównywanie gwary podkarpackiej ze znanym jej dialektem śląskim (sama od dzieciństwa mówiła standardową polszczyzną), okazuje się, że część słów była podobna do śląskich, jednak znaczyły zupełnie coś innego. Wspomina też pewne animozje z dziećmi rusińskimi (to podczas pobytów w Pakoszówce). Doskonale pamięta prababcię Karolinę, piekła z nią chleb, robiła masło w maśniczce, bawiła się w sąsiekach, chodziła w pole, pasała krowy, goniła kury, wszystko to dla niej było zupełnie inne niż znała ze Śląska, z miasta. Krewniacy mówili o niej: „nasza Ślązaczka przyjechała”. Pisze Agnieszka, że jej rodzice pomagali rodzinie i znajomym – na Śląsku funkcjonowały sklepy górnicze i było wszystko, na Podkarpaciu nie było niczego. Rodzice prowadzili swoisty handel wymienny - przywozili pralki, lodówki i inne dostępne na Śląsku towary, natomiast nabywali świnie, kiełbasy i najcenniejsze - chleb, salceson i ser. Agnieszka pamięta także pewną niechęć ze strony społeczności sanockiej, związaną zapewne z przywilejami, którymi cieszyli się wtedy Ślązacy, kiedyś nawet ekspedientka w sklepie chciała nasłać na nich milicję za to, że fabrykują kartki na mięso (górnicy mieli inne). Agnieszka wspomina także Janinę Hełpę-Radwańską (nauczycielkę, pracującą w Strachocinie w latach 50-tych). Janina była dla Agnieszki ciocią, z kolei mama Agnieszki była chrzestną wnuczki Janiny. Kuzyn Agnieszki, Radosław Krawczyk, wspomina Apolonię Najdzicz, nauczycielkę w Strachocinie. Była siostrą Anieli Radwańskiej z domu Starego (Starzyńskiej), matki chrzestnej Radosława, Zofii Radwańskiej- Jamińskiej. Poniżej zamieszczamy otrzymane od Agnieszki i Radka „drzewko” genealogiczne potomków Pauliny z Radwańskich, obiecują oni w przyszłości „drzewka” rodzeństwa Pauliny – Kazimiery, Henryka i Janiny.

 

LISTY OD CZYTELNIKÓW

Od pani Małgorzaty Dąbrowskiej, córki Władysławy z Błaszczychów-Piotrowskich Sawczak, otrzymujemy regularnie sympatyczne przesyłki mailowe z informacjami rodzinnymi i informacjami z ukochanego przez nią Sanoka. Pani Małgorzata, nauczycielka, młoda emerytka, bardzo dużo podróżuje turystycznie. W ostatnim okresie odwiedziła Binczarową koło Grybowa (Małopolska), gdzie zachwycała się XVIII-wieczną cerkwią greko-katolicką, a szczególnie doskonale zachowanym jej, oryginalnym, wyposażeniem. Odwiedziła także Biecz, miasteczko - prawdziwą perełkę wśród polskich zabytkowych miast.
Inna piękna wycieczka, którą odbyła, to wycieczka (pielgrzymka?) do Kalwarii Pacławskiej koło Przemyśla, a właściwie do znajdującego się tam Sanktuarium Męki Pańskiej i Matki Bożej Kalwaryjskiej. W Sanktuarium, którym opiekują się O.O. Franciszkanie, znajduje się cudowny obraz Matki Bożej, do którego od XVII wieku tłumnie pielgrzymowali (pieszo!) mieszkańcy Podkarpacia w tym Sanoka i Strachociny. Warto odnotować, że na zakonnym cmentarzu znajduje się grób O. Sebastiana Pawła Radwańskiego „z Górki” (ur. 1866 r., Sebastian to imię zakonne, ochrzczony został jako Paweł) ze Strachociny (jego siostrzenicą była Bronisława Piotrowska-Błaszczycha). Będąc w Kalwarii Małgorzata odwiedziła także słynny ogród botaniczny (arboretum) w Bolestraszycach, z którego przywiozła i przesłała nam piękne zdjęcia.
Otrzymaliśmy także bardzo ładną widokówkę przedsta-wiającą fragment sanockiego Rynku – tzw. Magistrat (nazwa z czasów Galicji) i kościół OO. Franciszkanów. Z innych informacji, które otrzymaliśmy od Małgorzaty warto wspomnieć wiadomość o sukcesie strachockiego TG Sokół (patrz Aktualności).

Podobnie jak od Małgorzaty Dąbrowskiej wiele listów (mailowych) otrzymaliśmy od pana Kamila Sikory z Zagórza, potomka Marianny Piotrowskiej, córki Michała, przodka m.in. Błaszczychów-Piotrowskich. Kamil jest niestrudzony w swoich poszukiwaniach genealogicznych (i nie tylko). Przekazuje mnóstwo nowych szczegółów genealogicznych dotyczących Cecułów, Radwańskich, Lisowskich, Mogilanych i innych strachockich rodów. Te wszystkie rzeczy znajduje w większości w źródłach amerykańskich, m.in. na stronie internetowej ancestry.com W sprawach emigracji Strachoczan do USA jest prawdziwym ekspertem, zna wśród polskich emigrantów ponad 50 osób pochodzących ze Strachociny, m.in. w mieście Altoona w stanie Pensylwania (tam zatrzymywali się także Błaszczychy-Piotrowscy, zanim osiedli w Ohio i Michigan). Panie Kamilu – dziękujemy.

Bardzo ciekawy list (a właściwie listy) otrzymaliśmy od Róży Nebesio z Sanoka, żony Jana, syna Michaliny z Błaszczychów-Piotrowskich. Pani Róża pisze o pomniku por. Franciszka Geislera w Pastwiskach (więcej o tym w „Rozmaitościach”), o książce Wiesława Kielara „I nasze młode lata” (wydana przez Wydawnictwo Dolnośląskie – Wrocław 1987 r.), w której autor wspomina swoje pobyty w Strachocinie przed wojną, kiedy odwiedzał swojego wujka ks. Władysława Barcikowskiego, strachockiego proboszcza (znamy tę książkę, stosowny jej rozdział zatytułowany "Strachocina" przekopiowaliśmy swojego czasu do naszej witryny). Wspomina także pisarza Józefa Pawłusiewicza, który w swojej książce „Na dnie jeziora” w poetycki sposób opisuje miejscowość Łęg, która została zalana przez wody „bieszczadzkiego morza”. Oto fragment tego opisu: ..."piękne drzewa i cisza - wielka, przejmująca cisza. Kiedy wiatry szalały nad Bieszczadami, kiedy zamieci śnieżne tworzyły olbrzymie zaspy, w Łęgu panowała niczym niezmącona cisza. Słychać było tylko huczące górą burze, ale ozdobne świerki, brzozy i lipy okalające nasz dom nawet nie drgnęły…”. W następnym numerze zamieścimy więcej informacji o Pawłusiewiczu, zawartych w liście Róży i innych. Jest to postać barwna, prawdziwy bard Bieszczadów.

Sympatyczny list otrzymaliśmy od pani Jadwigi Fryń-Piotrowskiej z Głogowa, wdowy po śp. Zdzisławie Fryniu-Piotrowskim ze Strachociny, niedawno zmarłym. Pani Jadwiga przekazuje informację o ślubie swojej wnuczki Małgorzaty (patrz „Nowiny genealogiczne”), dziękuje za otrzymane „Sztafety” i prosi o dalsze jej przysyłanie. Zapewnia, że czyta każdy numer i kolekcjonuje „Sztafety”. Życzy nam wytrwałości w wydawaniu „Sztafety”. Dziękujemy pani Jadwigo.

Zadzwonił do nas także pan Tadeusz Winnicki z Górnego Śląska (nie lubi mailować), syn Zofii z Wołaczów-Piotrowskich. Tadeusz ma trochę żal do organizatorów obchodów 650-lecia Strachociny za słabą informację o takim wiekopomnym wydarzeniu. Uważa, że powinny być one bardziej rozpropagowane, ogromna ilość Strachoczan, chętnych do wzięcia udziału w uroczystościach, rozproszona jest po całej Polsce (na Górnym Śląsku zapewne jest ich najwięcej). Niestety, nic oni nie wiedzieli o obchodach.

Tadeusz nie jest odosobniony w takiej opinii. Podobnie wypowiadają się także niektórzy Sanoczanie.

 

 

ROZMAITOŚCI

1. Jeszcze raz o poruczniku Franciszku Geislerze

Od pani Róży Nebesio z Sanoka, żony Jana, syna Michaliny z Błaszczychów Piotrowskich, otrzymaliśmy ciekawą korespondencję nawiązującą do zamieszczonego przez nas opowiadania Roberta Frynia-Piotrowskiego z Warszawy o poruczniku Franciszku Geislerze i jego bohaterskiej śmierci w 1944 r.

Na jeszcze jedną rzecz wpadłam, a mianowicie w nr 21 „Sztafety Pokoleń” P. Robert Fryń-Piotrowski z Warszawy pisze bardzo zajmująco o Franciszku Geislerze. Ciekawa historia, znam pomnik Geislera w Pastwiskach, naprzeciwko Centrum Pamięci Kardynała Karola Wojtyły. A piszę, bo miesiąc temu powstała Izba Pamięci por. Frantiska Geislera o czym nadmienia Korso Sanockie z dn. 24 IX 2019 (skopiowałam)

Z pozdrowieniami: Róża                      

14 września 2019 r. w miejscowości Pastwiska odbyło się uroczyste otwarcie Izby Pamięci porucznika Františka Josefa Geislera. Dzień ten został wybrany nieprzypadkowo, ponieważ wiąże się on z 75. rocznicą śmierci porucznika Geislera. Izba jest to niezwykłe miejsce, które gromadzi pamiątki z czasów jego życia. Podczas otwarcia odegrane zostały hymny państwowe: Republiki Czeskiej, Republiki Słowackiej i Rzeczpospolitej Polskiej oraz złożone zostały wiązanki kwiatów. Wszyscy zebrani na tej uroczystości mieli możliwości wysłuchania prelekcji Dr Jozefa Rodáka – historyka, byłego Dyrektora Muzeum Wojskowego w Svidniku i Pana Waldemara Półchłopka – historyka i Dyrektora Muzeum Historycznego w Dukli dotyczące opisu bitwy. W otwarciu uczestniczyła Magdalena Gajewska Wójt Gminy Zarszyn wraz z Adrianem Herbutem – zastępcą.

 

2. 650-lecie Strachociny

Opis uroczystości 650-lecia Strachociny oparty jest na relacji pani Agaty Cecuła, bibbliotekarki ze Szkoły Podstawowej w Strachocinie i z Biblioteki Gminnej w Strachocinie, która miała duży udział w przygotowaniu wielu elementów tej uroczystości.

8-9 czerwca 2019 roku to ważna data dla Strachociny. W tych bowiem dniach mieszkańcy wsi uroczyście obchodzili 650-lecie nadania przywileju lokacyjnego przez króla Kazimierza Wielkiego. Król Kazimierz zezwala w nim braciom Piotrowi i Grzegorzowi z Kunowej na założenie wsi Święcice nad potokiem zwanym Rusawą.

Przygotowaniami obchodów zajął się Społeczny Komitet Obchodów 650-lecia Strachociny. W skład Komitetu weszli: Jan Belniak, Andrzej Cecuła, Janusz Cecuła, Rafał Cecuła, Joanna Wójtowicz – Cięciwa, Witold Dobosz, Elżbieta Dobosz, Edmund Futyma, Tadeusz Galant, Jan Klimkowski (wiceprezes naszego Stowarzyszenia), Antoni Pielech, Marta Piotrowska, Waldemar Piotrowski (wiceprezes naszego Stowarzyszenia) i Józef Radwański (członek Zarządu naszego Stowarzyszenia). Na czele Komitetu stanęła Sołtys wsi pani Jadwiga Skiba.

W przygotowania do obchodów, które trwały kilka miesięcy włączyło się też wiele osób spoza Komitetu, nauczyciele Szkoły Podstawowej w Strachocinie z młodzieżą szkolną, członkinie Koła Gospodyń Wiejskich, członkowie Ochotniczej Straży Pożarnej, młodzież z klubu sportowego: „Górnik” Strachocina i inni.

Do przygotowań włączyły się też władze Gminy Sanok, Urząd Marszałkowski Województwa Podkarpackiego oraz sanocki Oddział PGNiG i GAZ-SYSTEM – (główni sponsorzy) oraz Stowarzyszenie Piotrowskich ze Strachociny.

Na pierwszym spotkaniu Komitetu opracowano program i rozdzielono zadania do wykonania. Początkowo obchody miały mieć charakter jednodniowy, ale na wniosek dyrektora Szkoły Podstawowej w Strachocinie Andrzeja Cecuły postanowiono rozszerzyć je na dwa dni. Jako, że dwudniowe obchody 650-lecia „narodzin” Strachociny to kosztowne przedsięwzięcie postanowiono zdobyć dodatkowe fundusze na ten cel. Wystosowano do byłych i obecnych mieszkańców wsi apel o środki finansowe. Utworzono specjalne konto bankowe, na które chętni mogli wpłacać datki. Uczniowie szkoły roznieśli do każdego domu przygotowaną informację na ten temat. Komitet spotykał się wiele razy celem jak najlepszego dopracowania uroczystości. Z okazji jubileuszu postanowiono odnowić i powiększyć pomnik 600-lecia Strachociny, dodając do niego element związany z 650-leciem, opracować i wydać folder przygotować zaproszenia na uroczystości oraz zorganizować wystawę przedstawiającą najważniejsze wydarzenia z historii Strachociny jak i zdjęcia archiwalne.

Pierwszy dzień uroczystości, część oficjalną czyli wprowadzenie sztandarów, odśpiewanie hymnu narodowego, powitanie, wystąpienia zaproszonych gości, część historyczno – artystyczną, występy Zespołu Ludowego „Sanok” i orkiestry dętej PGNiG z Sanoka oraz wystawę zaplanowano w hali sportowej budynku szkoły podstawowej.

Drugi dzień uroczystości – festyn rodzinny oraz występy; „Wesele strachockie” – Strachoczanie, Regionalnego Zespołu Ludowego „Ziemia Sanocka” z Nowosielec, Mażoretek „Impuls” z GOK w Sanoku, Kapeli Ludowej „Kamraty”, Kapeli Podwórkowej „Biesiada” – z Gminnego Ośrodka Kultury w Sanoku, wesołe miasteczko dla dzieci i inne np. symulator zderzeń oraz festyn dla dorosłych, zaplanowano na placu w środku wsi, niedaleko Domu Kultury i Regionalnej Izby Pamięci, na dawnym boisku szkolnym nieistniejącej już starej szkoły.

Rozbudowa pomnika to pomysł Andrzeja Cecuły. W pracę nad realizacją tego przedsięwzięcia bardzo zaangażował się Jan Belniak. Wyszukał on artystę malarza z Sanoka pana Adama Przybysza, który wykonał trzecie skrzydło pomnika upamiętniające 650 – lecie Strachociny.

Zaproszenia w formie oryginalnego minifolderu przygotowała szkoła (Agata Cecuła i Miłosz Kielar). Strona tytułowa Zaproszenia (fotografia obok) przedstawiała ciekawe miejsca Strachociny: kaplicę na Bobolówce (domniemanym miejscu urodzenia Św. Andrzeja Boboli, jednego z trzech patronów Polski) z pomnikiem 100-lecia Odzyskania Niepodległości, Kościół Parafialny pod wezwaniem Św. Katarzyny, Zespół Szkół, a także ogólną panoramę wsi (na ostatniej, 4-tej stronie Zaproszenia). Na tytułowej stronie zamieszczono także fragment Przywileju lokacyjnego wsi Strachocina z 1369 roku w tłumaczeniu z łaciny na język polski, w którym król Kazimierz zezwala braciom Piotrowi i Grzegorzowi z Kunowej na założenie wsi Święcice nad potokiem zwanym Rusawą. Święcice to pierwotna nazwa Strachociny, nie przetrwała ona długo, bo już w 1390 roku pojawia się dzisiejsza nazwa Strachocina.

Na 2-giej i 3-ciej stronach Zaproszenia (na zdjęciu poniżej) zamieszczono Program uroczystości jubileuszowej, tekst zaproszenia konkretnej osoby przez Wójta Gminy Sanok, Annę Hałas, oraz przez Przewodniczącą Społecznego Komitetu Obchodów 650-lecia Strachociny, Sołtys Jadwigę Skibę, z podpisami obydwu pań, a także emblematy sponsorów, wśród nich skromny „znaczek” Piotrowskich ze Strachociny (też dołożyliśmy małą cegiełkę do urządzenia obchodów).


Powyżej druga i trzecia strona Zaproszenia, poniżej fragment czwartej strony

Tekst trzeciej strony Zaproszenia został umieszczony na tle w sposób bardzo stonowany przedstawiającym faksymile dokumentu lokacyjnego Strachociny. Nie jest to faksymile oryginalnego dokumentu aktu lokacyjnego z 1369 roku, który nie zachował się do dzisiejszych czasów, tylko tekst wpisu z dnia 26 kwietnia 1532 roku w księgi grodzkie sanockie na wniosek ówczesnego dzierżawcy królewskiej wsi Strachocina, Jana Boboli, herbu Leliwa.

Na jubileusz przygotowano kolorowy folder „Strachocina 1369 – 2019” (foto okładki obok). 20-sto stronicowy, bogato ilustrowany folder, na papierze dobrej jakości, był w pewnym sensie skróconą wersją zaprezentowanej w szkole wystawy. Opracowaniem folderu 650-lecia Strachociny zajęły się: Joanna Wojtowicz-Cięciwa i Elżbieta Dobosz. Zebrały one materiały i teksty na tematy: historii wsi (Tomasz Adamiak), kapeli „Kamraty” ze Strachociny (GOK Krystyna Kafara), historii parafii, początków kultu św. Andrzeja Boboli, Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Rycerstwa Niepokalanej (ks. prałat Józef Niżnik), szkoły im. Ignacego Łukasiewicza i jej poprzedniczki (dyrektor Andrzej Cecuła i nauczycielka Elżbieta Dobosz), Ochotniczej Straży Pożarnej (Rafał Cecuła), Koła Gospodyń Wiejskich (Anna Wójtowicz), Regionalnej Izby Pamięci (Waldemar Piotrowski), Kopalni Gazu i Podziemnego Magazynu Gazu (Andrzej Cecuła, Elżbieta Dobosz, Mieczysław Kawecki), Spółki Gaz-System (Elżbieta Dobosz), Biblioteki (Agata Cecuła), Ludowego Klubu Sportowego „Górnik” (Józef Radwański, Tadeusz Daszyk) oraz, co nas bardzo cieszy, Stowarzyszenia Piotrowskich ze Strachociny (Waldemar Piotrowski). Zaproszenia i folder trafił do każdej rodziny w Strachocinie (na tydzień przed uroczystością członkowie Komitetu organizacyjnego osobiście roznieśli do każdego domu), a także do Strachoczan rozproszonych po całym kraju.

Sygnałem rozpoczynającym jubileuszową uroczystość w dniu 8 czerwca o godzinie 1315 była tzw. „pobudka” czyli przemarsz przez wieś orkiestry dętej PGNiG z Sanoka (do uczestnictwa której w dużej mierze przyczynił się Antoni Pielech członek tej orkiestry, który załatwił wszelkie formalności związane z udziałem orkiestry).

Orkiestra, w tradycyjnych, górniczych strojach, czapkach (czakach) ozdobionych czerwonymi pióropuszami, przynależnymi orkiestrze (orkiestrmistrz biało-czerwonym), wyruszyła z tzw. ”Bukoska”, najwyżej położonej części Strachociny i grając maszerowała przez całą wieś aż do kościoła. Pobudka wzywała mieszkańców do kościoła na Mszę świętą, która rozpoczynała jubileuszowe uroczystości.

W centrum wsi, przed Wiejskim Domem Kultury orkiestra towarzyszyła odsłonięciu części nowo-starego pomnika upamiętniającego jubileusze 600 i 650-lecia. Pomnik składa się z części starej, z 1969 roku, która została przeniesiona w nowe miejsce, ponieważ kolidowała z rozbudową remizy strażackiej, i części nowej, wykonanej obecnie. Przy okazji starą część pomnika poddano renowacji. Oczyszczono i dobudowano postument. Na części pomnika upamiętniającej 600-lecie, pochodzącej sprzed 50-ciu lat, widnieje orzeł piastowski, na części tegorocznej orzeł jagielloński (a może raczej legionowy). Przed pomnikiem na orkiestrę i mieszkańców oczekiwali reprezentanci miejscowych władz.

Odsłonięcie pomnika odbyło się z całym ceremoniałem. Strażacy ze strachockiej OSP (Andrzej Długosz, Krzysztof Buczek, Paweł Krzywiecki) wciągnęli flagę na maszt, orkiestra odegrała hymn narodowy przy asyście sztandarów: OSP (sztandarowi: Marek Hyleński, Paweł Stankiewicz, Łukasz Borczyk) i strachockiej szkoły (sztandarowi: Oliwia Niemiec, Aleksandra Galant, Jakub Gazdowicz, zmiana - Magdalena Jakima, Julia Janiak, Patryk Szałajko, Klaudia Kot, Wiktoria Dobosz, Tomasz Futyma, zmiana: Wojciech Rychlicki, Gabriela Bartkowska, Oliwia Pelczar, Sławek Sosnowski, Izabela Klimkowska, Zuzanna Kopij). Oficjalnego odsłonięcia dokonali najmłodsi obywatele wsi, kilkuletnia para (zapewne bez problemu doczekają jubileuszu 700-lecia Strachociny) - Roksana Patrylak i Dawid Woźniak, ubrani bardzo oficjalnie, w czarną spódniczkę i czarne, długie spodnie oraz białe koszule. Sołtys wsi Jadwiga Skiba złożyła pod pomnikiem bukiet kwiatów. Odsłaniający pomnik otrzymali duże brawa i wszyscy, przy wtórze orkiestry, ruszyli krokiem marszowym w stronę kościoła. Do maszerujących dołączały po drodze kolejne osoby.

Właściwe obchody Jubileuszu rozpoczęły się Mszą św. odprawioną o godzinie 1430 w Sanktuarium św. Andrzeja Boboli w intencji Strachociny i jej mieszkańców, obecnych i tych wszystkich, którzy kiedyś w niej mieszkali. Uroczystą mszę św. koncelebrowali wraz ze strachockim proboszczem, ks. prałatem Józefem Niżnikiem, strachoccy rodacy, ks. prałat Kazimierz Piotrowski „z Kowalówki” i ks. Mariusz Woźniczyszyn, prawnuk Marianny z „Kozłowskich”-Piotrowskich Buczek (na zdjęciu poniżej).


Koncelebransi mszy św. – od lewej ks. Kazimierz. Piotrowski, ks. Józef Niżnik, ks. Mariusz Woźniczyszyn

Msza miała wspaniałą oprawę muzyczną. Oprócz orkiestry PGNiG wystąpił męski chór liturgiczny z kościoła O.O. Franciszkanów w Sanoku (na zdjęciu poniżej) prowadzony przez dyrygent panią Grażynę Płodzień. Uczestnictwo chóru to zasługa Jana Belniaka, który w nim śpiewa. Dodatkowo śpiewał chórek (schola) strachockiej młodzieży przygotowany przez siostrę organistkę ze Zgromadzenia Franciszkanek. Śpiewy brzmiały wspaniale w stosunkowo niewielkim, strachockim kościele. Kościół był pięknie udekorowany. Lekcje odczytywał Andrzej Cecuła, modlitwę wiernych - Marta Lewicka. Dary składali: Wójt Gminy Sanok Anna Hałas, Rafał Cecuła, Kinga Wojtowicz, Kacper Czopor. Obsługę liturgiczną pełnili: Krzysztof Dąbrowski, Bartłomiej Cecuła, Daniel Radwański i Wiktor Jakima. Homilię wygłosił ks. przeor Józef Niżnik, strachocki proboszcz.

Po mszy świętej, przy pięknej pogodzie uczestnicy uroczystości na czele z orkiestrą przeszli piechotą do nieodległej szkoły, gdzie odbyła się część oficjalna pierwszego dnia obchodów 650-lecia, oraz część historyczno-artystyczna. Na wstępie w przepięknie udekorowanej sali gimnastycznej orkiestra PGNiG wystąpiła z 30 minutowym koncertem.

O godz. 1630 rozpoczęła się pierwsza część, oficjalna, którą poprowadził gospodarz szkoły dyrektor Andrzej Cecuła. Rozpoczął ją od wprowadzenia sztandarów (Szkoły, OSP, Rycerstwa Niepokalanej, Akcji Katolickiej i Krzewienia Kultu św. Andrzeja Boboli) i wspólnego, przy akompaniamencie orkiestry, odśpiewania wszystkich zwrotek hymnu narodowego. Następnie Wójt Gminy Sanok pani Anna Hałas w imieniu własnym i organizatorów powitała zebranych, w tym zaproszonych gości ks. prałata Józefa Niżnika kustosza Sanktuarium św. Andrzeja Boboli wraz z kapłanami, rodakami strachockimi ks. prałatem Kazimierzem Piotrowskim i ks. Mariuszem Wożniczyszynem, posła na Sejm RP Piotra Uruskiego, Marię Kurowską, członka Zarządu Województwa Podkarpackiego, Adama Drozda, przewodniczącego Komisji Karpackiej Sejmiku Podkarpackiego, Stanisława Chęcia, starostę powiatu sanockiego i Janusza Cecułę, jego zastępcę, Marka Hanusa, dyrektora Oddziału PGNiG w Sanoku, Krystiana Liszkę dyrektora Oddziału Gaz – System w Tarnowie wraz z delegacją, Mieczysława Kaweckiego, członka Rady Nadzorczej PGNiG w Warszawie, Łukasza Cichockiego, kierownika Podziemnego Magazynu Gazu w Strachocinie, Tadeusza Wojtasa, przewodniczącego Rady Gminy w Sanoku, Pawła Wdowiaka, zastępcę Wójta oraz Radnych i Sołtysów z gminy Sanok.


Wystąpienie pani sołtys Jadwigi Skiby (pierwsza z prawej).
Obok niej pani Wójt Gminy Sanok, pierwszy od lewej Dyrektor Szkoły w Strachocinie pan Andrzej Cecuła.

Na zakończenie tej oficjalnej części głos zabrała Sołtys Strachociny Jadwiga Skiba, która powiedziała: – Zaprosiliśmy Państwa do Strachociny, która świętuje 650-lecie nadania aktu lokacyjnego przez króla Kazimierza Wielkiego – mówiła sołtys Skiba. – Podjęliśmy się trudu upamiętnienia tego wydarzenia, mając na uwadze historię i szacunek dla mieszkańców wsi, którzy żyli przed nami. Warto jest powracać do korzeni, bo bez tego stajemy się coraz słabsi i ubożsi.

Po tych słowach pani Sołtys bardzo krótko przedstawiła bogatą i skomplikowaną historię królewskiej wsi Strachocina, oczywiście, nie zapominając o najsławniejszym strachockim rodaku, św. Andrzeju Boboli, patronie Polski. Na koniec swojego wystąpienia podziękowała sponsorom, którymi byli: Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo Oddział w Sanoku, Operator Gazociągów Przesyłowych GAZ-SYSTEM S.A., Powiat Sanocki, oraz prywatnym osobom, dzięki którym możliwe było zorganizowanie obchodów. Na jej ręce składano kwiaty, grawertony, medaliony i upominki z okazji tego wyjątkowego Jubileuszu.

Po wystąpieniu pani Sołtys i krótkiej przerwie na scenie wystąpił w swych wspaniałych, barwnych strojach Zespół Tańca Ludowego „Sanok” i dał piękny popis najróżniejszych tańców ludowych.

Zespół Tańca Ludowego „SANOK” powstał w 1993 r. przy Sanockim Domu Kultury. Jest kontynuatorem tradycji Zespołu Pieśni i Tańca „AUTOSAN”, którego początki sięgają 1978 r. Na wspólną, ponad 37-letnią historię zespołów składają się setki koncertów w kraju i za granicą m. in. w Szwajcarii, Portugalii, Turcji, Holandii, Szwecji, Słowacji, Bułgarii i na Węgrzech, a także sukcesy i nagrody „wytańczone” w regionalnych, ogólnopolskich oraz międzynarodowych konkursach i festiwalach. ZTL „SANOK” posiada w repertuarze tańce narodowe (polonez, mazur, krakowiak, oberek, kujawiak) oraz wiązanki tańców z wielu regionów Polski (m. in. rzeszowskich, lubelskich, łowickich, Lachów Sądeckich).

Po tej części oficjalno-urzędowej i taneczno-muzycznej rozpoczęła się część artystyczno-historyczna przygotowana przez uczniów, rodziców i nauczycieli strachockiej szkoły. Był to montaż słowno-muzyczny, który przybliżył zebranym bogatą historię Strachociny. Scenariusz opracowały panie: Agata Cecuła, Elżbieta Dobosz, Jolanta Pielech i Sylwia Staruchowicz. Historię opowiedzieli swoim wnukom babcia i dziadek siedząc z nimi przy wspólnym stole. W poszczególne postaci wcielili się: Babcia – Agata z Radwańskich Myśliwiec, Dziadek – Marek Krzywiecki, Wnuczka – Jadwiga Witek, Wnuczek – Dominik Woźniczyszyn.

Ich opowieść krótko przedstawiła bogatą i skomplikowaną historię królewskiej wsi Strachocina i życie jej mieszkańców. Opowieść była przerywana pytaniami wnucząt, na które dziadkowie wyczerpująco odpowiadali. Poszczególne fragmenty historii były ilustrowane przez scenki grane przez uczniów, występujących w strojach z epoki. Na dużym telebimie pokazywane były informacje poszerzające zakres informacji, widoczne z całej sali. Historyczna opowieść zaczęła się od przepięknej pieśni „Bogurodzica”, wykonanej przez męski chór, który wcześniej wystąpił w kościele. „Bogurodzica” była przez wieki nieoficjalnym hymnem państwowym Polski, śpiewali ją polscy rycerze (wśród nich zapewne i Strachoczanie) pod Grunwaldem.

Po „Bogurodzicy” na scenę weszła Rada Królewska króla Kazimierza III (Wielkiego, taki tytuł otrzymał długo po śmierci) i sam król, który zajął miejsce na tronie. Przed jego obliczem stawili się dwaj bracia z Kunowej, Piotr i Grzegorz, którym król wydał dokument lokacyjny na założenie wsi Święcice nad Potokiem Rusawą (scenka poniżej). Święcice to późniejsza Strachocina, dziadkowie starali się wytłumaczyć wnukom skąd się wzięła nowa nazwa. Na telebimie wyświetlono kopię dokumentu i sylwetkę króla Kazimierza. Po otrzymaniu aktu królewskiego dzielni bracia, Piotr i Grzegorz, wyruszyli z królewskiego Krakowa nad potok Rusawę aby karczować puszczę pod przyszłą wieś. Scenkę przygotował zespół pod kierownictwem Sylwii Staruchowicz, stroje rycerzy dostarczył Piotr Skowroński z Muzeum w Sanoku, rolę Króla odegrał Kamil Krzywiecki, Braci z Kunowej: Piotra – Damian Michalski, Grzegorza - Erwin Jatczyszyn, dworzan królewskich - uczniowie szkoły podstawowej.


Król Kazimierz ogłasza akt lokacyjny Strachociny

Kolejna informacja, którą wymienili dziadkowie to data założenia strachockiej parafii (1390 r.). Założenie parafii i budowa kościoła pod wezwaniem św. Katarzyny Męczenniczki w Strachocinie świadczyło o dużym znaczeniu i szybkim rozwoju wsi. Kościół ufundował Fryderyk z Miśni (Jacimirski), właściciel nieodległego Jaćmierza, dzierżawca sąsiednich Kostarowiec, a współfinansował Pakosz, właściciel sąsiedniej Pakoszówki. Nad wiekiem XV, dość szczęśliwym dla Strachociny, dziadkowie prześliznęli się bez komentarza, wspomnieli dopiero przejście Strachociny w dzierżawę Bobolów na początku XVI wieku. Przy okazji przypomnieli postać najsłynniejszego strachockiego rodaka, Św. Andrzeja Boboli, jednego z trzech głównych patronów Polski. Stosowne informacje i zdjęcia wyświetlano na bimie. O ostatnim okresie I Rzeczpospolitej dziadkowie nie chcieli dużo mówić, wspomnieli tylko biedę we wsi i kontrastujące z nią bogactwo dworu. Akurat prawdopodobnie w Strachocinie ten kontrast nie był porażający, na bimie ukazały się biedne domy strachockie, zawierające pod jedną, słomianą strzechą, część mieszkalną dla ludzi, oborę dla zwierząt i stodołę na plony. Ale także niezbyt wystawny dwór strachocki, z pewnością nie był to pałac. Rozbiory Polski dziadkowie wspomnieli ze smutkiem, zaznaczając, że Strachocina wraz z Galicją „popadła w niewolę austriacką”. Pierwszą scenką z galicyjskiej Strachociny była scenka rodzinna – mama robi masło w maśniczce, dzieci bawią się w „koło młyńskie”, wszyscy są ubrani w lniane, samodziałowe stroje. Scenka podkreśla żarliwy patriotyzm i pobożność dawnych Strachoczan, ale przyprawiona jest także szczyptą humoru. Jest i nauka „Ojcze nasz”, jest i wierszyk „Kto ty jesteś”, jest także niezła próbka dawnej gwary strachockiej (u dorosłych aktorów, u młodszych już trochę niekonsekwentna). Scenkę przygotowały Agata Cecuła i Jolanta Pielech. Rolę Ojca odegrał Paweł Krzywiecki, Matki – Amanda Krzyśko, role dzieci: Krzysztof Dąbrowski, Michalina Radwańska, Filip Mogilany i Lisiewska Dagmara.

Dziadkowie nie zapomnieli o polskich powstaniach narodowych. Akurat w Galicji było ich mniej, ale Galicjanie brali udział, przekradając się przez granicę, w powstaniach w zaborze rosyjskim. W powstaniu listopadowym wziął udział Wincenty Morze, kawaler Krzyża Virtuti Militari, późniejszy właściciel strachockiego folwarku. Jego oryginalny nagrobek, w postaci złamanej kolumny, zachował się do dzisiaj na strachockim cmentarzu. Wspomnieniom powstaniowym towarzyszyła stosowna muzyka – wykonywana przez skrzypaczkę melodia „Warszawianki” z 1830 r. Na telebimie wyświetlano różne zdjęcia związane z tekstem – strzaskaną kolumnę z nagrobka Wincentego Morze, Krzyż Virtuti Militari, sceny batalistyczne z obrazów Kossaka. Warto wspomnieć, że wielu Galicjan (zapewne i Strachoczan), wziętych do austriackiego wojska walczącego we Włoszech z Napoleonem, przechodziło (dezerterzy i jeńcy wojenni) do tworzonych tam Legionów Polskich gen. Dąbrowskiego, dobrze znanych z naszego hymnu („Marsz, marsz Dąbrowski, z ziemi włoskiej …”)

Do tematyki powstańczej nawiązywała scenka z pożegnaniem młodego powstańca-ochotnika - jedna z najbardziej nastrojowych i romantycznych – matka całuje syna (zdjęcie powyżej), zakładając mu na szyję medalik i szkaplerzyk, a młoda żona przypina mu do czapki kokardkę w barwach narodowych ze wstążeczkami. Cała trójka wyraża nadzieję, że syn i mąż powróci („jeśli Bóg pozwoli”) żywy z wojaczki, odjeżdżający prosi swoje kobiety aby na niego czekały. Scenkę tę przygotowały Agata Cecuła i Jolanta Pielech. W postać matki wcieliła się Marcelina Cecuła, w rolę powstańca Wincentego Morze – Bartłomiej Cecuła, w rolę żony – Kornelia Krupianik. Po tej ciekawej scence solistka Gabriela Adamiak zaśpiewała piękną, nastrojową piosenkę „Czarna sukienka” zaczynającą się od słów „Schowaj matko suknie moje …”.

Po opowieści o walkach o niepodległość Polski w XIX w. dziadkowie opowiedzieli wnukom o końcowym okresie tych walk. Wspomniano m.in. walkę o polski Przemyśl. Brali w niej udział także Strachoczanie, część poległych ma swoje groby na strachockim cmentarzu. Młoda uczennica deklamowała piękny wiersz o nadchodzącej wolnej Polsce. Na telebimie wyświetlano stosowne zdjęcia. Po wierszu dziadkowie opowiedzieli o ciężkich czasach I Wojny Światowej, ogromnej ilości Strachoczan, którzy stracili życie lub zdrowie w jej wyniku, na telebimie ukazywały się zdjęcia z tym związane, m.in. zdjęcia tablic pamiątkowych poświęconych ofiarom tej wojny. Wszystkim poprzednim scenkom towarzyszyła odpowiednia muzyka, piosenki wykonywane były przez chór starszej młodzieży szkolnej i chórek dziecięcy, były także nastrojowe występy solowe.

Swojego rodzaju interludium pomiędzy częścią programu poświęconą czasom zaborów i walce o niepodległość a okresem wolnej Polski był występ szkolnego zespołu tanecznego, który wykonał wspaniałego poloneza do muzyki Wojciecha Kilara z filmu „Pan Tadeusz” Andrzeja Wajdy.

Po polonezie dziadkowie dalej ciągnęli swoją opowieść dla wnuków. Wspominali czasy międzywojennej Polski. Powstanie Koła Gospodyń Wiejskich (w 1933 r.), przedsięwzięcia jego członkiń, działalność Straży Pożarnej, nie tylko przy gaszeniu pożarów czy ich zapobieganiu, ale także w sferze społecznej. Powstanie Kółka Rolniczego i jego sklepu. Powstało wtedy bardzo aktywne amatorskie kółko teatralne, chór, urządzano zabawy, festyny i zawody sportowe. Rozpoczęto poszukiwania ropy naftowej (znaleziono duże pokłady doskonałej jakości gazu).

Później przyszły wspomnienia z ciężkiego dla Strachociny okresu II Wojny Światowej, który przerwał pomyślny rozwój wsi. Wspominano rewizje, konfiskaty, kontyngenty, tajne nauczanie, aresztowanie członków strachockiej grupy oporu i wywiezienie czterech Strachoczan do obozu KL Auschwitz (Oświęcimia), wywózki Strachoczan na roboty do Niemiec, śmierć Strachoczan - oficerów w Katyniu i w innych sowieckich obozach jenieckich (odczytano list z takiego obozu nauczyciela Kazimierza Serwy do żony w Strachocinie – zdjęcie ze scenki obok). Scenkę z czytającym list żołnierzem przygotowały Agata Cecuła i Jolanta Pielech na podstawie autentycznych listów do żony kpt. Kazimierza Serwy (dwa listy zachowały się, jeden w posiadaniu rodziny, drugi w archiwum w Rzeszowie). W roli żołnierza wystąpił Łukasz Pospolitak.

Przypomniano dęby posadzone przy szkole ku pamięci ofiar: kpt. Józefa Dąbrowskiego ur. w Strachocinie – zginął w Katyniu wiosną 1940 r., kpt. Józefa Kucharskiego ur. w Strachocinie – zginął w Katyniu wiosną 1940 r., por. Bronisława Najdzicza ur. w Sielcach (ożenił się w Strachocinie) – zginął w Katyniu wiosną 1940 r., kpt. Kazimierza Serwy ur. w Krośnie (uczył w Strachocinie geografii) - zginął w Charkowie wiosną 1940 r. Wspominano Strachoczan walczących na frontach II Wojny Światowej (m.in. w bitwie o Monte Casino), przejście frontu przez Strachocinę w 1944 roku i ofiary cywilne we wsi. Opowieści i scenki były przerywane nastrojową muzyką, piosenkami chóralnymi i wykonywanymi solo. Piosenkę „Piszę już ostatni list..” wykonała Kornelia Krupianik, na skrzypcach grała Paulina Cecuła.

Historię okresu powojennego dziadkowie rozpoczęli od wspomnienia napaści maruderów z Armii Czerwonej na plebanię i ks. Lisowicza, która pociągnęła za sobą śmierć trzech Strachoczan. Po tej smutnej opowieści wystąpił chórek młodszych uczniów z radosną piosenką, której główną tezą były słowa „Kochamy Polskę z całej siły”. Po występie najmłodszych poszły opowieści dziadków o rozwoju Kopalni, która przez dłuższy czas była podporą gospodarczą Strachociny, o jej powolnym schyłku i powstaniu Podziemnego Magazynu Gazu, prawdopodobnie „najstarszego i najszczelniejszego” w Polsce. I dalej o gazyfikacji wsi, o jej elektryfikacji, też związanej z Kopalnią. Kolejna humorystyczna scenka uczniowska pokazywała obawy, mocno konserwatywnych z natury, mieszkańców Strachociny przed tą straszliwą nowinką. Scenkę przygotowały Agata Cecuła i Jolanta Pielech, rolę Matki grała w niej Barbara Galant, rolę Ojca – Daniel Radwański, rolę córki Kasi – Paulina Cecuła, syna – Kacper Wójtowicz, sąsiadki – Zuzanna Dąbrowska. Była także mowa o sukcesach drużyny piłkarskiej Górnika Strachocina.

Opowieść o najnowszych dziejach Strachociny rozpoczęła scenka przedstawiająca Św. Andrzeja Bobolę „przychodzącego” do ks. proboszcza Józefa Niżnika i stanowczym głosem mówiącego: „Jestem Andrzej Bobola, zacznijcie mnie czcić w Strachocinie”. I od tej pory dużo się w Strachocinie zmieniło – jak powiedziała babcia do wnuków. Ksiądz sprowadził relikwie Świętego, wybudował kaplicę na Bobolówce, rozpropagował Strachocinę jako prawdziwe miejsce urodzenia Świętego, walnie przyczynił się do rozwoju ruchu pielgrzymkowego do Strachociny. Przyczynił się także do powstania w Strachocinie Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Rycerstwa Niepokalanej, wybudowania klasztoru, oraz ośrodka zdrowia przy nim i Domu Pielgrzyma. Scenkę ukazanie się św. Andrzeja Boboli przygotowały Elżbieta Dobosz i Sylwia Staruchowicz. Proboszczem był w niej Dawid Pielech, a św. Andrzejem Bobolą – Jakub Gazdowicz.

Historię strachockiej szkoły przedstawili już nie dziadkowie tylko chórek uczniów w oryginalnej piosence wykonanej w stylu rapu. Była w niej przedstawiona historia szkoły w Strachocinie od XIX w., postać patrona Ignacego Łukasiewicza, budowa obecnego budynku szkoły, poświęcenie sztandaru. Piosenka była ilustrowana na telebimie odpowiednimi zdjęciami. Całość była bardzo efektowna. „Rap” o szkole przygotowały Agata Cecuła i Jolanta Pielech (tekst), a wykonali: Emilia Fydrych, Kacper Radwański i Wiktoria Patrylak, towarzyszył im chórek uczniów szkoły.

Po śpiewano-deklamowanej opowieści o szkole dziadkowie powrócili do opowieści o współczesności Strachociny – o Ośrodku Zdrowia, Domu Kultury, Bibliotece Gminnej, Regionalnej Izbie Pamięci (dzieło śp. Stanisława Berbecia-Piotrowskiego), Towarzystwie Gimnastycznym „Sokół” i budowie skoczni narciarskiej, Społecznej Kasie Pożyczkowej, wzorowanej na istniejącej kiedyś w Strachocinie Kasie Stefczyka. Wszystko to było ilustrowane zdjęciami na telebimie. Na zakończenie swojej opowieści dziadkowie otrzymali od wnuków piękne podziękowania za cenną lekcję historii „małej ojczyzny”, a sami dziękując im za wysłuchanie podkreślili, że „historia nigdy się nie kończy”, i że wnukowie opowiedzą swoim dzieciom i wnukom o tym co się obecnie dzieje. Po zakończeniu „lekcji” historii Babcia (Agata Myśliwiec) zaśpiewała piękną, sentymentalną piosenkę „Pytasz mnie co Cię tu trzyma …” z akompaniamentem akordeonu (Rafał Cecuła), ilustrowaną różnymi zdjęciami ze Strachociny (m. in. pokazano osobę założyciela i kustosza Regionalnej Izby Pamięci śp. Stanisława Berbecia-Piotrowskiego). Po tej piosence na scenę wyszli wszyscy aktorzy biorący udział w prezentowanym programie i zaśpiewali wspólnie bardzo ciekawą (treściowo) piosenkę „Pięknie żyć” (z akompaniamentem nauczyciela muzyki Jarosława Tymczaka), ilustrowaną na telebimie mnóstwem zdjęć ze szkoły, Strachociny, Sanoka i całej Polski.


Uczniowski chórek

Nagrodą za wspaniałe widowisko, które było prawdziwą ozdobą uroczystości 650-lecia Strachociny były ogromne, długie brawa, które rozległy się po chóralnym jego zakończeniu. Cały zespół zasłużył na nie, w każdym fragmencie programu widać było ogromny wysiłek jaki wszyscy, uczniowie, ich rodzice i nauczyciele włożyli w przygotowanie pięknego programu. Prezentacja multimedialna była dziełem Sylwii Staruchowicz, a zdjęcia robiła Agata Cecuła.

Przez cały czas występów w sali gimnastycznej uczestnicy uroczystości mogli obejrzeć wystawę przedstawiającą najważniejsze wydarzenia z historii Strachociny oraz archiwalne zdjęcia. Wystawę, która wymagała bardzo dużego zaangażowania, zorganizował Komitet Obchodów 650-lecia. Szczególnie dużo pracy w przygotowanie włożyły Joanna Wojtowicz-Cięciwa i Elżbieta Dobosz. Wystawa mogła dojść do skutku w wyniku dobrej współpracy z wojewódzkim Archiwum Państwowym w Rzeszowie. Zaprezentowano na niej dokumenty, fotografie, mapy związane z historią Strachociny. Wiele dokumentów pochodziło z sanockiego oddziału Archiwum a także ze zbiorów Regionalnej Izby Pamięci w Strachocinie. Ciekawe, niecodzienne eksponaty, plansze, tablice i kolorowe rollupy z poszczególnymi tematami bardzo interesowały oglądających.

Zaproszeni goście otrzymali od organizatorów piękne, szklane ozdobne wazony z wizerunkiem pomnika 650-lecia i pamiątkowym napisem, wykonane w Hucie Szkła „Justyna” w Sanoku, okolicznościowy medal z podobizną króla Kazimierza Wielkiego według pocztu Jana Matejki i datą lokacji Strachociny z jednej strony oraz widokiem budynku szkoły i napisem „650 lat Strachociny 1369 – 2019” z drugiej strony, książkę o św. Andrzeju Boboli, kolorowy folder „Strachocina 1369 – 2019” oraz płytkę z filmem o Strachocinie, wykonaną przez Eugeniusza Buczka.

Na zakończenie tej części uroczystości obchodów 650-lecia na wszystkich obecnych czekał smaczny poczęstunek przygotowany przez panie z Koła Gospodyń Wiejskich w Strachocinie.

Drugi dzień obchodów 650-lecia miał inny charakter. Całość odbywała się na placu w środku wsi, niedaleko Domu Kultury i Regionalnej Izby Pamięci, na dawnym boisku nieistniejącej już starej szkoły, występy zespołów odbywały się na istniejącej tam scenie. Był to festyn rodzinny, podczas którego na dzieci czekało wesołe miasteczko a starsi mogli „pobiesiadować” – usiąść z przyjaciółmi przy piwie, posłuchać muzyki, pooglądać piękne tańce i na koniec potańczyć. Impreza rozpoczęła się o godz. 15-tej, pogoda wyjątkowo dopisała Strachoczanom.

Na wstępie na scenie pojawiła się pani sołtys, która powitała wszystkich zebranych, przeprosiła także za pewne pominięcia przy składaniu podziękowań podczas części sobotniej w szkole tym firmom i osobom, którzy się przyczynili do zorganizowania z takim rozmachem uroczystości 650-lecia. Wszystkim pominiętym złożyła serdeczne podziękowania. Zachęciła najmłodszych do korzystania z atrakcji Wesołego Miasteczka podkreślając, że mogą robić to bez ograniczeń, żadnych biletów na to nie trzeba. Na koniec pożyczyła wszystkim świetnej zabawy i ustąpiła miejsca Januszowi Cecule, zastępcy starosty sanockiego. Pan Janusz przypomniał uroczystości 600-lecia sprzed 50 lat, na których jako młody chłopak deklamował wierszyk o Strachocinie autorstwa jego ciotki, Kazimiery z Cecułów Błaszczychy-Piotrowskiej (żony Kazimierza). Okazuje się, że ciągle pamięta ten wierszyk i deklamuje nie gorzej niż w dzieciństwie. Dostał brawa za swój występ.

Po tym wstępie na scenę wkroczyła doskonale znana Strachoczanom Kapela Ludowa „KAMRATY” (na zdjęciu poniżej).

Zrobiła ona dobry początek świetnej, zbiorowej zabawy. Zespół KAMRATY powstał w 1985 roku w Strachocinie. Z biegiem czasu został przygarnięty przez Gminny Ośrodek Kultury w Sanoku i dzisiaj działa pod jego patronatem. Jednym z „filarów” zespołu jest ciągle Strachoczanin, Zbigniew Pielech, syn Kazimiery z „Błażejowskich”-Piotrowskich, grający na akordeonie i cymbałach. Solistką, która wystąpiła w tym programie, była także Strachoczanka Zdzisława Daszyk. W repertuarze kapeli jest ponad 100 pieśni ludowych z pięknymi i bogatymi w treść słowami. Prezentuje ona autentyczny, tradycyjny, folklor wsi podsanockiej, w tym Strachociny. Przez ponad 30 lat istnienia kapela wykonała setki koncertów w kraju i za granicą. Koncerty te zawsze cieszą się dużym uznaniem słuchaczy. Tutaj KAMRATY dały swój koncert trwający blisko pół godziny, nagrodzonym głośnymi brawami przez słuchaczy

Po KAMRATACH na scenie zjawiły się gospodynie z „Wesela strachockiego”. Czekając na orszak weselny plotkowały na odwieczne tematy ożenku na wsi, posagu – ilości morgów, inwentarza, sprzętów, pościeli, charakteru młodożeńców, itp. Wszystko w dawnej gwarze strachockiej, tak bardzo różnej od mowy okolicznych sąsiadów. Orszak weselny przymaszerował na scenę poprzez całą widownię. Na czele orszaku drużba wywijający laską ubraną w kolorowe wstążki, orkiestra (KAMRATY) i „swaszka”, rozrzucająca wśród widzów „huski” (gąski - małe, charakterystyczne bułeczki).


Strachockie wesele

„Wesele” odtwarzało tradycyjne, wiejskie obrzędy, zwyczaje i pieśni związane z uroczystością weselną, charakterystyczne dla Strachociny poprzednich wieków. Była i słynna „brama” (na niej wózek z małym dzieckiem) na drodze orszaku, na której trzeba się „wykupić”), błogosławieństwo rodzicielskie i oczepiny panny młodej, I dużo przyśpiewek, w których prym wiedli „swaszka” i starosta weselny. Oczywiście także tańce, z najważniejszym tańcem – młodej pary. Przygrywały KAMRATY, całość trwała ponad 40 minut. „Wesele” przyjęte zostało przez zgromadzonym z ogromnym zainteresowaniem gromkimi brawami, zapewne najciekawsze było dla młodszej części widowni, tak różne od dzisiejszych wesel. „Wesele strachockie”, przedstawione przez strachocki teatr amatorski, było przebojem ostatnich miesięcy nie tylko w Strachocinie ale w całej gminie. Jego scenariusz opracowały niezawodne panie, Agata Cecuła i Jolanta Pielech, na podstawie zapisków śp. Stanisława Berbecia-Piotrowskiego. Stroje i inne rekwizyty pochodziły częściowo z Regionalnej Izby Pamięci, wiele było prywatnych. Zespół wystąpił w składzie: Matka – Marta Piotrowska, Ojciec – Waldemar Piotrowski, panna młoda – Kornelia Krupianik, pan młody – Bartłomiej Cecuła, swaszka – Agata Myśliwiec, starosta – Jan Belniak, drużki: Marcelina Cecuła, Paulina Cecuła, Zuzanna Dąbrowska, drużba: Paweł Krzywiecki. Obsada bramy: Daniel Radwański, Krzysztof Dąbrowski. Kobiety starsze: Anna Cecuła, Agnieszka Radwańska, kobiety: Barbara Galant, Amanda Krzyśko. „Kamraty” grały w składzie: Aleksander Galik (skrzypce sekund, kierownik kapeli), Jarosław Tymczak (skrzypce II), Zbigniew Pielech (akordeon), Grad Paweł (klarnet), Stabryła Tadeusz (trąbka), Sokół Jan (kontrabas).

Po „Weselu” i krótkiej przerwie na scenie wystąpił zespół mażoretek z zespołu „Impuls” z Gminnego Ośrodka Kultury w Sanoku. Najpierw wystąpiły mażoretki „młodsze”, w bardzo pięknych strojach, czarnych bluzeczkach i pomarańczowych spódniczkach z czarnym podbiciem i obramowaniem. Ich występ był bardzo efektowny, krótko po nich pojawiły się mażoretki „starsze” (w wieku gimnazjalnym), w strojach niebiesko-zielonych. Ich występ był bardziej złożony, popisywały się żonglerką pałeczkami („batonami”). Obydwa zespoły nagrodzone zostały gromkimi brawami.

Po młodych mażoretkach na scenie pojawił się doskonały zespół muzyczny i taneczny najbliższych sąsiadów Strachociny, zespół „ZIEMIA SANOCKA” z Nowosielec (na zdjęciu poniżej).

Zespół renomą nie ustępuje „KAMRATOM”. Występuje pod patronatem Ochotniczej Straży Pożarnej w Nowosielcach, ale opiekują się nim władze „pożarnicze” całego powiatu sanockiego. Zespół powstał w 1972 r., od tego czasu koncertował już ponad 400 razy, nie tylko w Polsce ale i za granicą, zdobywając mnóstwo tytułów, nagród i wyróżnień. Także tutaj pokazał swoją klasę. Piękne stroje, piękne dziewczyny, skomplikowane figury taneczne precyzyjnie wykonywane. Za swój występ, który trwał w dużym tempie, pół godziny, Nowosielczanie otrzymali nie mniejsze brawa niż bliskie sercu Strachoczan „KAMRATY”.

Kolejnym zespołem, który bawił strachocką publikę była Kapela Podwórkowa „BIESIADA” (na zdjęciu poniżej). Później pałeczkę od niej przejął zespół „Kormorany” ze Strachociny, który przygrywał tańczącym do końca. Wesołe miasteczko dla dzieci zapewniła Gmina Sanok.

Po występach zespołów muzyczno-tanecznych rozpoczęła się doskonała zabawa „pod gwiazdami”, która trwała na centralnym placu Strachociny długo w noc i zapewne na długo pozostanie ona w pamięci Strachoczan.

 

 

3. Strachockie rody – Radwańscy

Poniższym tekstem kontynuujemy prezentację krótkich „portretów” rodów strachockich, które na przestrzeni wieków wchodziły w relacje małżeńskie z potomkami Stefana Piotrowskiego. Te „portrety” zostały sporządzone na podstawie materiałów zgromadzonych w okresie przygotowywania książki „Piotrowscy ze Strachociny w Ziemi Sanockiej – Genealogia rodu i najdawniejsze dzieje” i niewykorzystanych w całości w tej książce. W żadnym wypadku nie roszczą sobie pretensji do miana monografii rodów, ale dla zainteresowanych mogą być ciekawe. Tym razem prezentujemy, po dużych wahaniach, „portret” rodu Radwańskich. Sporządzenie „portretu” tego rodu było szczególnie trudnym zadaniem. Jest to ród bardzo liczny (w latach 50-tych XX wieku we wsi mieszkało ponad 50 rodzin Radwańskich!), do tego charakteryzuje się on ogromną powtarzalnością imion (szczególnie dużo Janów i Józefów), "podejrzaną" mobilnością (ciągłe zmiany numerów domów, w których rodziły się dzieci), pewną dowolnością w stosowaniu posiadanych imion. Dodatkową trudnością są, jak zwykle, słabo czytelne i niejednoznaczne zapisy stosowane przez księży w „Księgach Metrykalnych”. Wszystko to powodowało, że niejednokrotnie bardzo trudno było ustalić jednoznacznie powiązania genealogiczne. Dlatego niejednokrotnie trzeba było poświęcić naprawdę dużo czasu, żeby z różnych innych przesłanek, numeru domu, rodziców chrzestnych dzieci, czy powiązań z innymi rodzinami we wsi, móc je ustalić w miarę wiarygodnie. Nie do końca się to zapewne udało. Dzieci Radwańskich z "Księgi" z lat 1935 - 1947 praktycznie nie umieszczono w „portrecie” prawie wcale, trudno było je w logiczny sposób powiązać z ciągami genealogicznymi ze względu na skąpe informacje w dostępnej „Księdze Chrztów”. Mimo tych wszystkich trudności postanowiliśmy jednak zamieścić nasze opracowanie – kolekcja „portretów” strachockich rodów nie mogła się przecież obejść bez Radwańskich, wiodącego rodu w Strachocinie, do tego tak blisko powiązanego z Piotrowskimi.

Radwańscy ze Strachociny

Radwańscy to stary ród strachocki, obecny w Strachocinie co najmniej od 300 lat. Prawdopodobnie Radwańscy, tak jak wiele innych strachockich rodów, przybyli do spustoszonej przez tatarskie najazdy wsi w drugiej połowie XVII wieku. Od tego czasu, bardzo zamożni, cieszyli się zawsze we wsi powszechnym szacunkiem i uznaniem. Na przestrzeni lat Radwańscy wielokrotnie wchodzili w związki małżeńskie z potomkami Stefana Piotrowskiego, stąd relacje między nimi zawsze były bardzo bliskie.

Nazwisko Radwański nie jest zbyt powszechne w Polsce. Legitymuje się nim ok. 4500 osób, z tego aż ok. 360 osób mieszka w powiecie sanockim (to 8% nazwiska Radwańskich w Polsce!). Inne większe skupiska to miasto Kraków (ponad 300 osób) i podkrakowski powiat wielicki (ok. 200 osób). Poza tym rozproszeni są w małych ilościach po całej Polsce. Historycznie Radwańscy to drobna szlachta, pieczętująca się według heraldyka Niesieckiego herbem Radwan. Niesiecki podaje, że herbem Radwan pieczętowało się w Polsce aż 95 rodów szlacheckich. Najsłynniejszy z nich to Zebrzydowscy, słynni nie tylko z rokoszu przeciwko Zygmuntowi III, ale także z fundacji Kalwarii Zebrzydowskiej. Początki herbu Radwan sięgają XII wieku (czasów Bolesława Śmiałego). Herb przedstawia chorągiew kościelną (feretron), trójdzielną, koloru złotego (żółtego), w polu czerwonym, z krzyżem na poziomym drzewcu. Rody „Radwanów” mieszkały w różnych dzielnicach Polski. Niesiecki odnotowuje jedynie najznaczniejszych, Arnolda, wojewodę brzesko-kujawskiego w 1228 roku i Zdzisława, kasztelana brzesko-kujawskiego w 1300 roku. Współczesny heraldyk Tadeusz Gajl podaje, że Radwańscy pieczętowali się także herbami: Leliwa, Nieczuja, Ostoja i Prus. Strachoccy Radwańscy pozostali przy Radwanie. Wśród Radwańskich nie było wybitnych postaci w historii Polski. Popularne encyklopedie podają tylko czterech i to z ostatnich stuleci: Andrzeja, malarza, Feliksa seniora – architekta, Feliksa juniora – architekta, projektanta Kopca Kościuszki w Krakowie, Zbigniewa – wybitnego prawnika, rektora Uniwersytetu Poznańskiego. Zupełnie współcześnie (brak jej jeszcze w encyklopediach) to Agnieszka Radwańska – najwybitniejsza polska tenisistka w historii.

Ród Radwańskich od dawna był najbardziej znaczący w Strachocinie. Panowała opinia, że to właśnie Radwańscy stoją u początków legendy o strachockiej „szlachcie” i że mieszkali tutaj już przed najazdem tatarskim. To właśnie przodkowie Radwańskich, herbu Radwan, mieli jakoby przywędrować pod koniec XIV wieku ze Śląska (wcześniej z pogranicza kujawsko-wielkopolskiego), przynosząc do Strachociny specyficzną gwarę i obyczaje, które przetrwały wszystkie burze dziejowe i nadały tak specyficzne rysy współczesnej Strachocinie. Inni mieszkańcy przejęli ich kulturę, późniejsi przybysze ze wschodu „podczepili” się pod legendę Radwańskich. Dodatkowo podbudował tę opinię Daniel Radwański z Wrocławia (jego ojciec pochodzi ze Strachociny), który postawił hipotezę, że Strachota (od którego pochodzi nazwa wsi) przybył z podwrocławskiej wsi Strachocin i sprowadził później z sąsiednich (dla podwrocławskiego Strachocina) Radwanic Radwańskich do pomocy w walce z sąsiadami Strachociny ( pisaliśmy o tym w „Sztafecie pokoleń”). Opinię tę zmieniła całkowicie informacja o wynikach lustracji królewskiej wsi Strachocina z 1665 roku, która wykazała, że we wsi wszystkie pełno-łanowe gospodarstwa stały puste. Tak więc Radwańscy musieli się zapewne pojawić w Strachocinie dopiero w drugiej połowie XVII wieku, sądząc po ich późniejszym statusie majątkowym i „uważaniu” we wsi, raczej nie byli zagrodnikami, którzy przeżyli katastrofę XVII w.

Niestety, nie mamy żadnych informacji o Radwańskich (i o Strachocinie) przed rokiem 1753, rokiem założenia parafialnych Ksiąg Metrykalnych. Te pierwsze księgi, sięgające do 1780 roku, są bardzo niekompletne, ubogie w informacje i bardzo trudno śledzić na ich podstawie powiązania genealogiczne poszczególnych osób. Nie wiemy ilu Radwańskich przybyło do Strachociny szukając nowego miejsca na założenie rodzinnego gniazda. Duża ich liczebność już w pod koniec XVIII w. (12 rodzin) mogła by świadczyć, że było ich kilku, dwu lub nawet więcej. Ale w „Księdze zgonów” z okresu 1753 - 1783 (z okresu jednego pokolenia) widnieje tylko czterech dorosłych mężczyzn Radwańskich - Sebastian zmarły w 1760 roku w wieku 80 lat, Michał zmarły w 1761 roku w wieku 56 lat, Maciej zmarły w 1770 roku w wieku 43 lat oraz Jakub zmarły w 1776 roku w wieku 60 lat. Tak więc na początku XVIII wieku zbyt dużo Radwańskich jednak nie było. Można więc domniemywać, że przodkiem wszystkich strachockich Radwańskich jest Sebastian Radwański, urodzony w 1680 roku, zmarły 6 marca 1760 r. Sebastian był człowiekiem znaczącym w Strachocinie, został pochowany nie na cmentarzu lecz wewnątrz kościoła, przy głównym wejściu (sepultus est ad fores majores), podobnie jak okoliczna, mniej znacząca szlachta (dzierżawcy Strachociny, Giebułtowscy byli wtedy grzebani w kościele OO. Franciszkanów w Sanoku). I jak pochowany został przodek Piotrowskich, Stefan Piotrowski. Podobnie jak Sebastian, uhonorowany został po śmierci także Michał Radwański, pochowany 19 kwietnia 1761 r. także wewnątrz kościoła a nie na cmentarzu. 23 lutego 1770 r. zmarł Maciej, także pochowany wewnątrz kościoła, a 20 marca 1776 r. zmarł Jakub Radwański, pochowany już mniej honorowo, bo na cmentarzu. Michał, Maciej i Jakub mogli być synami Sebastiana, ale nie ma na to żadnych dowodów pisanych. Ich ojcowie mogli zemrzeć przez rokiem 1753, rokiem założenia „Księgi”. Tak więc raczej nigdy nie poznany najdawniejszych początków Radwańskich w Strachocinie. Możemy jednak się pokusić o próbę odtworzenia domniemanej ich najstarszej genealogii.

Przodek Radwańskich (ojciec Sebastiana?) zapewne przybył do Strachociny z większą ilością pieniędzy i poddzierżawił u Bobolów większą ilość ziemi. Późniejszy o ponad sto lat austriacki wykaz podatkowy pokazuje ród Radwańskich jako zdecydowanego lidera pod względem posiadanej ziemi we wsi. Gospodarzyli oni na ok. 110 hektarach ziemi, powierzchni nieledwie porównywalnej ze strachockim folwarkiem. Nie wiadomo czy była to wielkość pierwotna, wynik jakiejś umowy z drugiej połowy XVII wieku, czy może wynik szczęśliwych ożenków i dziedziczenia przez Radwańskich majątków po innych rodach. Wspomniany powyżej wykaz pokazuje, że 8 gospodarstw w których gospodarzyli Radwańscy znajdowały się w czterech miejscach we wsi. Gospodarstwo z domem, który po 1780 r. nosił numer 1 (numery nadali Austriacy po I rozbiorze Rzeczpospolitej), o powierzchni ok. 23 ha położone było w górnym końcu wsi, w dzielnicy zwanej Bukoskiem (Bukowskiem), tuż pod Widaczem. Dwa kolejne gospodarstwa z domami o numerach 11 i 12, o łącznej powierzchni ok. 28,5 ha położone były trochę niżej, idąc z biegiem Potoku Różowego, na pograniczu Bukoska i górnej części wsi. Kolejne dwa gospodarstwa z domami nr 16 i 17, o łącznej powierzchni ok. 35 ha, położone były jeszcze niżej, idąc z biegiem potoku. Domy te stały na tzw. Górce, charakterystycznym pagórku, oblanym z trzech stron przez Potok Różowy i jego dwa lewe dopływy. Prawdopodobnie te trzy miejsca były najwcześniej zamieszkałe w II połowie XVII w. przez Radwańskich. Trzy kolejne gospodarstwa Radwańskich, z domami nr 60, 67 i 68, o łącznym obszarze „tylko” ok. 23 ha, położone były w dolnej części wsi. Zapewne były to późniejsze nabytki Radwańskich, może odkupione od dzierżawców Strachociny kawałki folwarku. Bardzo możliwe, że do Radwańskich należało także gospodarstwo i dom nr 20, którego nie ma na wspomnianym austriackim wykazie podatników, który obejmował tylko gospodarstwa płacące podatek tzw. rustykalny. Właściciel gospodarstwa nr 20 mógł płacić podatek tzw. dominikalny, przysługujący własności szlacheckiej i posiadłościom Kościoła. Oczywiście, opisana sytuacja miała miejsce ponad sto lat po prawdopodobnym ponownym zaludnieniu Strachociny po spustoszeniach XVII wieku, ale można z dużym prawdopodobieństwem przyjąć, że w ciągu tych stu lat dużych zmian własnościowych nie było. W 1789 r. dom nr 1 należał do Kazimierza Radwańskiego, dom nr 11 – do Franciszka, dom nr 12 – do Andrzeja (Franciszek i Andrzej to bracia, synowie Macieja), dom nr 16 – do innego Andrzeja, dom nr 17 – do Jana, dom nr 60 – do Michała, dom nr 67 – do Szymona i dom nr 68 – do kolejnego Andrzeja Radwańskiego.

Jak już wspomniano wcześniej, przodkiem strachockich Radwańskich był zapewne Sebastian Radwański, żyjący w latach 1689 – 1760. Był on gospodarzem albo na „Górce”, albo w domu noszącym później nr 20 (na „Rzeźnikówce”). Sebastian miał prawdopodobnie co najmniej trzech synów: Michała, żyjącego w latach 1705 – 1761, Macieja, żyjącego w latach 1710 – 1770 i Jakuba, żyjącego w latach 1716 – 1776.

Michał był zapewne ojcem Andrzeja, gospodarza w domu nr 16 na „Górce”, Szymona, gospodarza w domu nr 17 na „Górce” (a później po pozostawieniu na „Górce” syna Jana, gospodarzem w domu nr 67). Synem Michała był także Józef, którego syn Andrzej był gospodarzem w domu nr 68, a syn Mikołaj, zwany w rodzinie Michałem, był gospodarzem w domu nr 60. Gospodarstwa nr 60, 67 i 68 były zakupione trochę później, zapewne już w XVIII w., przez Radwańskich z „Górki” od dzierżawców strachockiego folwarku (ci potrzebowali pieniędzy na zakup strachockiego folwarku od austriackiego Skarbu po I rozbiorze Polski). Synem Michała był zapewne także Stanisław. Jego syn Jan przejściowo mieszkał u teściów (Turków) w domu nr 27, a po śmierci pierwszej żony i drugim ożenku, powrócił do domu Radwańskich, nr 67. Nie wykluczone, że także synem Michała był Wawrzyniec. Pełnił on jakąś funkcję we dworze Giebułtowskich, jego synowie weszli w posiadanie gospodarstwa i domu nr 27 (dom Turków), w którym wcześniej mieszkał syn Stanisława. Jedna z wnuczek Wawrzyńca urodziła się w domu nr 67, domu Szymona.

Syn Sebastiana, Maciej miał trzech synów, Franciszka, Andrzeja i Adama. Swoje gospodarstwo podzielił tylko między Franciszka i Andrzeja. Franciszek został gospodarzem w domu nr 11, a Andrzej został gospodarzem w domu nr 12. Z bardzo zgrubnych szacunków wynika, że gospodarstwa różniły się wielkością, być może Andrzej miał większe gospodarstwo ze względu na jakieś zobowiązania względem Adama.

Trzeci syn Sebastiana, Jakub, miał zapewne tylko jednego dziedzica, syna Kazimierza, gospodarza w domu nr 1, na końcu wsi. Gospodarstwo Kazimierza było największe wśród Radwańskich, miało ok. 23 hektarów.

Oprócz wymienionych powyżej Radwańskich we wsi w okresie przed założeniem Ksiąg Metrykalnych (1753 r.) mieszkało jeszcze trzech Radwańskich, Wojciech, Stefan i Maciej (junior), których w żaden sposób nie można powiązać z wymienionymi wcześniej Radwańskimi. Także te opisane powyżej powiązania genealogiczne są wątpliwe, dlatego będziemy prezentować oddzielnie poszczególnie „linie” genealogiczne rodu Radwańskich, sygnalizując jedynie przypuszczalne pokrewieństwa. Kolejność prezentacji będzie geograficzna, wzdłuż biegu Potoku Różowego, tego „kręgosłupa” Strachociny

Linia Kazimierza Radwanskiego (dom nr 1)

Pierwszym znanym z parafialnej Księgi Metrykalnej Radwańskim, gospodarzem w gospodarstwie i domu o późniejszym numerze 1, był Kazimierz. Kazimierz musiał urodzić się przed rokiem 1753, rokiem założenia parafialnej Księgi Metrykalnej. W Księdze Metrykalnej odnotowany jest tylko jego ślub. Kazimierz ożenił się 1 marca 1772 r. z Marianną Adamiaczonką. Świadkami ślubu byli: organista Józef Wroblowski i Michał Błażejowski (być może jego żona Zofia była spokrewniona z Radwańskimi), oraz „inni, liczni mieszkańcy Strachociny”. Zapis o ślubie nie podaje ani wieku nowożeńców, ani ich rodziców, nie znamy więc ojca Kazimierza, prawdopodobnego gospodarza na gospodarstwie i domu nr 1. Nie wiemy jakie więzy pokrewieństwa łączyły Kazimierza z Sebastianem i innymi Radwańskimi, możemy jedynie domniemywać, że był nim Jakub, urodzony w roku 1716 r., prawdopodobnie syn Sebastiana. Jakub zmarł 20 marca 1776 r., dwa lata po ślubie Kazimierza. Żona Kazimierza, Marianna była prawdopodobnie córką Stefana Adamiaka i Agnieszki. Kazimierz z Marianną doczekali się co najmniej sześciorga dzieci: Konstancji Julii (ur. 18.02.1773 r.), Katarzyny (ur. 12.10.1775 r.), Marianny (ur. 30.01.1777 r.), Łucji Agnieszki (ur. 10.12.1780 r.), Wojciecha (ur. ok. 1782 r.) i Józefa (ur. 25.03.1787 r.). Przy zapisie chrztu Józefa wpisano numer domu 1. Rodzicami chrzestnymi dzieci Kazimierza byli przede wszystkim Radwańscy – dla Katarzyny Andrzej Radwański i Katarzyna, żona Józefa Radwańskiego, dla Marianny – Tomasz Cecuła i Regina Radwańska, dla Łucji – Andrzej Radwański „advocatus” (wójt) i Marianna Radwańska, żona Franciszka, dla Józefa – Józef Adamiak i Marianna Radwańska. Kazimierz był w swoim czasie prawdopodobnie najbogatszym gospodarzem we wsi, posiadał gospodarstwo o powierzchni ok. 23 hektarów. Zmarł ok. 1790 r.

Najstarsza córka Kazimierza, Konstancja Julia, wyszła za mąż za Antoniego Galanta (ur. 4.06.1764 r.), syna Józefa i Katarzyny Cecuła, gospodarza w domu nr 35, położonego w środku wsi. Konstancja urodziła Antoniemu dziewięcioro dzieci: Józefa (ur. 13.03.1791 r.), Mariannę (ur. 23.08.1793 r.), Jana (ur. 10.05.1799 r.), Stanisława (ur. 5.05.1800 r.), Wawrzyńca (ur. 21.07.1803 r.), Jakuba (ur. 4.07.1806 r.), Michała (ur. 11.09.1809 r.), Szymona Teodora (ur. 28.10.1813 r.) i Teklę (ur. 23.09.1819 r.).

O losach młodszych córek Kazimierza, Katarzyny, Marianny i Łucji Agnieszki, nie mamy żadnych wiadomości.

Jeżeli chodzi o starszego syna Kazimierza, Wojciecha, sprawa jest dość tajemnicza. Nie znamy daty jego urodzenia, w Księdze Chrztów brakuje kilku kart z okresu 1781-86. Ożenek Wojciecha był jakiś ekstrawagancki, syn najbogatszego gospodarza w Strachocinie ożenił się z Anną Maślaną (Maślanionką), córką Wojciecha i Magdaleny z Daszyków. Maślani mieszkali prawdopodobnie w Kostarowcach. Może Anna zauroczyła go urodą, gdy Wojciech zobaczył ją w sąsiedztwie jak odwiedzała swoich krewniaków (Daszyki byli sąsiadami Radwańskich). Z Anną Wojciech doczekał się ośmiorga dzieci: Marianny (ur. 13.01.1809 r.), Katarzyny (ur. 24.11.1811 r.), Tekli (ur. 14.09.1813 r.), Magdaleny (ur. 28.05.1816 r.), ponownie Katarzyny (ur. 7.10.1817 r.), Piotra Pawła (ur. 29.06.1819 r.), Anny (ur. 7.07.1821 r.) i Franciszka (ur. 1.10.1825 r.). Wszystkie dzieci Wojciecha i Anny urodziły się w domu nr 1, co wydaje się dostatecznym dowodem na to, że Wojciech to syn Kazimierza.

O losach córek Wojciecha - Marianny, Katarzyny, Magdaleny, drugiej Katarzyny i Anny, oraz syna Franciszka nie mamy żadnych informacji (prawdopodobnie pierwsza Katarzyna zmarła w dzieciństwie i rodzice nadali to samo imię kolejnej córce). Córka Tekla wyszła za mąż za sąsiada, Stanisława Woźniaka (ur. 15.03.1804 r.), syna Tomasza i Marianny Daszyk. Woźniakowie to dawni Antoszykowie. Dziadkiem Stanisława był Jakub Antoszyk, gospodarz w domu nr 9, jeden z bogatszych gospodarzy we wsi. Zmiany nazwiska dokonali synowie Jakuba i to nie jednocześnie, ale na raty, co widać w „Księdze Metrykalnej”. Siostra Stanisława, Katarzyna, wyszła za mąż za Michała Piotrowskiego „z Kowalówki”, przodka Błaszczychów-Piotrowskich. Tekla i Stanisław doczekali się dziewięciorga dzieci: Teodora, Klary, Jana, Marii, Anny, Wincentego, Jakuba, Wojciecha i Tomasza. Jan i Wojciech dali początek dwom liniom Woźniaków, którzy do drugiej połowy XX wieku mieszkali w Bukosku, na samym górnym końcu Strachociny. Jan to pradziadek Ferdynanda (ur. 1935 r.), a Wojciech to pradziadek Władysława (ur. 1942 r.). Córka Tekli, Anna wyszła za mąż za Kazimierza Samborskiego.

Syn Wojciecha, Piotr Paweł, ożenił się z Wiktorią Buczek (ur. 8.12.1823 r.), córką Tomasza i Agnieszki. Tomasz to wnuk Wojciecha Buczkowskiego, przez prowadzących „Księgi Metrykalne” księży z biegiem czasu nazwisko Buczkowski zostało „zredukowane” do nazwiska Buczek. Piotr Paweł i Wiktoria doczekali się tylko trojga dzieci: Marii (ur. 5.04.1852 r.), Feliksa (ur. 3.01.1856 r.) i Katarzyny (ur. 4.11.1859 r.). Piotr Paweł zmarł 30 marca 1891 r., Wiktoria podążyła za nim 3 października 1892 r. Ciekawe, że wszystkie ich dzieci urodziły się w domu nr 24, który przejściowo należał do Piotrowskich. Najpierw do Stefana Piotrowskiego, który ożenił się z wdową Katarzyną (z Cecułów), a po jego śmierci do Józefa, starszego brata Stefana, który był kolejnym mężem Katarzyny. Właśnie Józef jest wymieniony na austriackim wykazie podatkowym z 1790 r. jako gospodarz. Prawdopodobnie dom nr 24 powrócił po śmierci Józefa do Cecułów, a przez ożenek do Buczków.

Starsza córka Piotra Pawła, Maria, wyszła za mąż za Mateusza Michalskiego, syna Michała i Apolonii. Maria urodziła czworo dzieci: Jakuba, Pawła, Ludwika i Julianny. Julianna została żoną Jana Frynia-Piotrowskiego, syna Antoniego. Ludwik ożenił się z Katarzyną Szmyt. Jej matka, Julianna z Mieleckich, była najpierw żoną Pawła Piotrowskiego „z Kowalówki”, a po śmierci Pawła wyszła za mąż za Feliksa Szmyta.

O młodszej córce Piotra Pawła, Katarzynie nie mamy żadnej informacji.

Syn Piotra Pawła, Feliks, ożenił się z Wiktorią Radwańską (ur. 12.05.1866 r.), córką Jana i Joanny Filip (Piotrowskiej). Z nazwiskiem matki Wiktorii jest pewne zamieszanie, nie wiadomo do końca czy jest to Filip czy Piotrowska. Z Wiktorią Feliks doczekał się siedmioro dzieci: Józefa (ur. 16.03.1882 r.), Stanisława (19.11.1887 r.), Grzegorza (ur. 11.03.1893 r.), Marianny (ur. 7.05.1896 r.), Zofii (ur. 21.11.1900 r.), Jana (ur. 22.03.1903 r.) i Franciszka (ur. 25.02.1905 r.). Wszystkie dzieci Feliksa urodziły się w domu nr 24. Feliks zmarł 18 kwietnia 1927 r.

O losach większości dzieci Feliksa i Wiktorii nie mamy żadnych wiadomości. Syn Feliksa, Stanisław ożenił się z Karoliną Wołacz-Piotrowską (ur. 28.12.1890 r.), córką Wojciecha i Marianny z Cecułów. Z Karoliną Stanisław doczekał się czwórki dzieci: Pauliny (ur. 15.04.1912 r.), Kazimiery (ur. 21.04.1919 r.), Henryka (ur. 14.01.1928 r.) i Janiny Wiktorii (ur. 4.06.1934 r.). Paulina doczekała się córki Zofii (ur. 25.02.1933 r.), która wyszła za mąż za Stanisława Jamińskiego i doczekała się z nim dwójki dzieci: Wiesława i Iwony. Po 6 latach Paulina wyszła za mąż za Jana Żaczka z Niebocka k. Grabownicy. Doczekała się z nim dwóch córek: Zefiryny (ur. 1940 r.) i Sabiny (ur. 1947 r.). Córka Jana, Janina wyszła za mąż za Ferdynanda Woźniaka (ur. 19.01.1935 r.), syna Jana i Wandy z Patroników, dalszego krewnego Janiny. Janina urodziła dwójkę dzieci: Marzenę i Wiesława.

Syn Feliksa, Jan ożenił się z Anielą Starego, córką Adama i Małgorzaty Woytowicz. Małgorzata to córka Sebastiana i Agnieszki „Szum” Piotrowskiej, córki Wojciecha Marcina. Prawdopodobnie ojciec Anieli pochodził spoza Strachociny a Aniela urodziła się też poza Strachociną. Jan i Aniela doczekali się trojga dzieci: Janiny Julii (ur. 6.04.1926 r.), Mieczysława Jakuba (ur. 6.07.1927 r.) i Władysława Stanisława (ur. 25.06.1939 r.). Rodzinę Jana nazywano we wsi Starzyńskimi, zapewne ten przydomek wziął się z nazwiska panieńskiego Anieli, spolszczono je. Córka Jana, Janina była w latach 50-tych nauczycielką w Strachocinie, bardzo cenioną przez wychowanków. Uczyła języka polskiego, ale jej lekcje miały charakter bardziej ogólny, zahaczały o historię, w tym historię rodzinnej wsi, szlacheckich tradycji mieszkańców, lokalnej gwary i zwyczajów. Jako jedna z nielicznych nauczycielek uczyła i jednocześnie wychowywała młodych Strachoczan. Starszy syn Jana, Mieczysław ożenił się z Janiną Ząbkiewicz. Młodszy syn Władysław, gwiazda strachockiego LZS-u, zarówno w siatkówce (szczególnie), jak i piłce nożnej, ożenił się z Jadwigą Adamiak.

Młodszy syn Kazimierza, Józef Radwański, ożenił się z Marianną Buczek (ur. 29.07.1791 r.), córką Józefa i Katarzyny z Galantów. Jak już wspomniano wcześniej Buczkowie nosili kiedyś nazwisko Buczkowscy, dopiero prowadzący „Księgi Metrykalne” księża z biegiem czasu nazwisko Buczkowski „zredukowali” do nazwiska Buczek. Ojciec Marianny, Józef (ur. w marcu 1767 r.) był synem Wojciecha Buczkowskiego, jego ojcem chrzestnym był Stefan Piotrowski Junior. Galantowie byli jednnymi z najbogatszych gospodarzy we wsi, tak więc małżeństwo Józefa było, w przeciwieństwie do małżeństwa starszego brata Wojciecha, zgodne z panującymi w tym czasie w Strachocinie regułami. Z Marianną Józef doczekał się aż dziesięciorga dzieci: Mikołaja Tomasza (ur. 20.12.1810 r.), Marcina (ur. 6.11.1813 r.), Agaty Katarzyny (ur. 5.02.1815 r.), Katarzyny (ur. 18.09.1816 r.), Jana (ur. 11.07.1819 r.), Macieja (ur. 16.02.1822 r.), Marianny (ur. 29.01.1825 r.), Anny (ur. 14.07.1827 r.), Franciszka (ur. 19.03.1830 r.) i Grzegorza (ur. 12.11.1832 r.). Część dzieci Józefa urodziło się w domu nr 1, ale część w domu nr 20. Dom nr 20 jest o tyle ciekawy, że, jak pisaliśmy wcześniej, nie ma go w austriackim wykazie podatkowym z 1790 r., który obejmował majątki opodatkowane w taryfie tzw. rustykalnej. Czyżby to był ślad samodzielnej arendy cząstkowej Radwańskich w Strachocinie jeszcze z czasów I Rzeczpospolitej? W artykule Franciszka Leśniaka, zamieszczonym w monografii Sanoka pod redakcją prof. Feliksa Kiryka („Sanok. Dzieje miasta” – Kraków 1995 r.), mówi on, że w XVII w. „… większa liczba dzierżawców arendowała natomiast Strachocinę …”. Taka dzierżawa (arenda) była rozliczana w taryfie tzw. dominikalnej, przysługującej tylko szlachcie i Kościołowi. Była ona zdecydowanie korzystniejsza niż taryfa rustykalna.

O synach Józefa – Mikołaju, Marcinie, i Macieju, oraz córkach – Agacie i Katarzynie, nie mamy żadnych informacji.

Córka Józefa, Marianna, wyszła za mąż za Jana Giyra-Piotrowskiego (ur. 20.06.1817 r.), syna Szymona i Katarzyny Galant, gospodarza w domu nr 14. Jan nie był już tak bogaty jak jego ojciec Szymon, bo choroba Szymona nadszarpnęła budżet rodzinny, ale ciągle był jedną z lepszych partii małżeńskich we wsi. Marianna urodziła dwóch synów, Stanisława i Floriana, i krótko potem owdowiała. Mąż Jan zmarł młodo, w wieku 36 lat, gdy młodszy syn Florian miał niewiele ponad rok a starszy Stanisław 4 lata. Marianna znalazła opiekuna dla małych synów w osobie Szymona Romerowicza, sąsiada Giyrów przez płot. Prawdopodobnie miała z nim troje dzieci, Wawrzyńca, Andrzeja i Franciszkę, ale długo nie wychodziła za niego za mąż. Szymon Romerowicz (ur. 24.10.1828 r.) był synem Andrzeja i Katarzyny. Po ślubie uznał Wawrzyńca i Andrzeja za swoje dzieci (Franciszka zmarła wcześniej), zapewne był ich biologicznym ojcem. Małżonkowie doczekali się jeszcze dwojga dzieci: Franciszka i Marcelli. Franciszek ożenił się z Marianną Wołacz-Piotrowską, wdową po Andrzeju Wołacz Piotrowskim. Marianna pochodziła z Pakoszówki, była córką Aleksandra Kossara i Małgorzaty Kuczma. Marcella wyszła za mąż za Andrzeja Piotrowskiego „z Kowalówki”. Szymon zmarł 4 marca 1885 r., Marianna zmarła 7 stycznia 1894 r.

Kolejna córka Józefa, Anna, wyszła za mąż za Stanisława Mogilanego (ur. 30.04.1802 r.), syna Andrzeja i Agnieszki z Klimkowskich, wdowca (pierwszą jego żoną była Maria Woytowicz), ojca szóstki małych dzieci. Anna urodziła Stanisławowi jeszcze pięcioro dzieci, synów: Andrzeja, Ignacego, Franciszka, Pawła i Jana. Anna zmarła 9 marca 1894 r.

Najmłodsza córka Józefa, Franciszka, wyszła za mąż za Szymona Cecułę (ur. 16.10.1812 r.), syna Wojciecha i Konstancji Lisowskiej. Urodziła ośmioro dzieci: Marcjanną, Mariannę, Katarzynę, Jana, Ponownie Katarzynę, Wojciecha, Ignacego i Jadwigę. Wnuk Franciszki, Franciszek, syn Wojciecha, ożenił się z Cecylią „Kozłowską”-Piotrowską. Franciszka zmarła stosunkowo młodo, 12 kwietnia 1877 r. Szymon zmarł 19 grudnia 1891 r.

Syn Józefa, Jan, ożenił się z Anną Berbeć (ur. 23.07.1825 r.), córką Michała Szczepańskiego alias Berbeć, jak określono go w Księdze Metrykalnej, i Zofii. Michał Szczepański – Berbeć to gospodarz w gospodarstwie i domu nr 10, które poprzez małżeństwo Pawła Piotrowskiego ze starszą siostrą Anny, Katarzyną, przeszedł w ręce Piotrowskich i do dzisiaj pozostaje w rękach Berbeciów-Piotrowskich. Jan i Anna Radwańscy doczekali się siedmiorga dzieci: Andrzeja (ur. 21.11.1847 r.), Michała (ur. 24.09.1851 r.), Marianny (ur. 3.12.1854 r.), Katarzyny (ur. 26.09.1857 r.), Józefa (ur. 15.03.1860 r.), Tomasza (ur. 17.12.1862 r.) i Wawrzyńca (30.07.1870 r.). Synowie Jana nie mieli szczęścia życiowego. Kolejno umierali nie zakładając rodzin. Nie wiemy jakie były tego przyczyny – Andrzej zmarł 22 grudnia 1872 r. w wieku 25 lat, Michał zmarł 18 stycznia 1873 r. w wieku 21 lat, Józef zmarł 31 stycznia 1873 r. jako 13-letni chłopak, Tomasz zmarł 18 października 1868 r. jako 6-latek a Wawrzyniec 29 października jako 12-letni chłopak.

Więcej szczęścia miały córki Jana – Marianna wyszła za mąż za Michała Galanta (ur. 8.09.1847 r.), syna Wawrzyńca i Agnieszki z Romerowiczów. Marianna urodziła trójkę dzieci: Andrzeja, Wiktorię i Kazimierza. Córka Andrzeja, Marianna Galant, została żoną Michała Giyra-Piotrowskiego, syna Stanisława.

Druga córka Jana i Anny, Katarzyna, wyszła za mąż za Wojciecha Woźniaka (ur. 2.05.1851 r.), syna Stanisława i Tekli z Radwańskich, dalszego krewniaka. Katarzyna urodziła pięcioro dzieci: Karolinę, Feliksa, Balbinę (Albinę), Michała i Stanisława. Balbina (Albina) została żoną Jana Berbecia-Piotrowskiego, syna Marcina.

Najmłodszy syn Józefa i Marianny, Grzegorz, ożenił się z Ewą Kotlarską (lub Kotlarczyk, nazwisko jest różnie wpisywane w „Księdze Chrztów”), córką Tomasza i Anastazji z Tkaczów. Nic bliżej nie wiemy o żonie Grzegorza. Pochodziła ona spoza Strachociny, nie jest nawet pewne jej nazwisko. Z Ewą Grzegorz doczekał się sześciorga dzieci: Józefa (ur. 6.03.1856 r.), Wiktorii (ur. 14.06.1858 r.), Marianny (ur. 9.07.1859 r.), Franciszka (ur. 26.07.1861 r.), ponownie Marianny (ur. 6.08.1864 r.) i Katarzyny (ur. 14.03.1868 r.). Franciszek zmarł jako małe dziecko 23.03.1863 r. Krótko po urodzeniu Katarzyny mama Ewa zmarła i Grzegorz, aby zapewnić opiekę małym dzieciom, szybko ożenił się z Rozalią Żyłką, córką Wojciecha i Agnieszki z Ćwiąkałów. Rozalia pochodziła z sąsiedniej Bażanówki. Z Rozalią Grzegorz doczekał się jeszcze pięciorga dzieci: Anny (ur. 14.07.1869 r.), Stanisława (ur. 4.05.1872 r.), Pawła (ur. 12.01.1874 r.), Zofii (ur. ok. 1877 r.) i Jakuba (ur. 1.07.1881 r.). Grzegorz zmarł 19.12.1890 r.

O losach dzieci Grzegorza: Wiktorii i Stanisława, nie mamy żadnych informacji. Jakub ożenił się z Katarzyną Cecułą, prawdopodobnie córką Franciszka i Marianny Galant, i wyemigrował do Ameryki. Tam Radwańscy doczekali się siedmiorga dzieci: Anny, Adama, Zofii, Wandy, Brunona, Michała i Jadwigi, ich potomkowie do dziś żyją w Ameryce. Pierwsza Marianna zapewne zmarła jako mała dziewczynka, już pięć lat później rodzice nadali to imię kolejnej córce. Druga Marianna urodziła nieślubnego syna Stefana (ur. 28.12.1886 r.).

Córka Grzegorza, Katarzyna, wyszła za mąż za Pawła Piotrowskiego „spod Stawiska” (ur. 13.01.1870 r.), syna Wincentego i Agnieszki z Adamiaków. Urodziła pięcioro dzieci: Jana, Władysława, Stanisława, Józefa i Mariannę. Jej syn Jan dał początek Piotrowskim „z Wileńszczyzny” w Grabownicy. Syn Stanisław, żeniąc się z Zofią Gorlicką dał początek „Gorlickim”-Piotrowskim w Strachocinie. Syn Józef kontynuował linię Piotrowskich „spod Stawiska”.

Córka Grzegorza, Anna, wyszła za mąż za Kazimierza Hyleńskiego (ur. 29.01.1861 r.), syna Marcina Chylińskiego i Tekli z Winnickich. Nazwisko Hyleński zmieniało się w Strachocinie na przestrzeni lat, począwszy od Chyliński, przez Hyleński, do Heleński. Do dzisiaj na strachockim cmentarzu na nagrobkach widnieją różne jego wersje, a chodzi o jeden ród. Anna urodziła sześcioro dzieci: Katarzynę, Macieja, Grzegorza, Jana, Balbinę i Zofię.

Córka Grzegorza, Zofia, wyszła za mąż za Jana Woźniaka (ur. 16.08.1873 r.), syna Wojciecha i Łucji Adamiak. Zofia urodziła dwoje dzieci: Cecylię i Józefa. Cecylia wyszła za mąż za Piotra Kondę-Piotrowskiego. Wnuk Zofii, Tadeusz Woźniak, syn Józefa, piłkarz, służył w Marynarce Wojennej, taksówkarz, zginął tragicznie w wypadku drogowym na szosie pomiędzy Zagórzem i Leskiem.

Najstarszy syn Grzegorza, Józef, ożenił się z Katarzyną Pielech (ur. 20.01.1862 r.), córką Józefa i Klary z Radwańskich. Józef i Katarzyna doczekali się sześciorga dzieci: Karoliny (ur. 26.11.1882 r.), Piotra (ur. 1.02.1887 r.), Michała (ur. 26.09.1893 r.), Jana (ur. 11.07.1896 r.), Franciszka (ur. 1.10.1899 r.) i Marianny. O losach większości dzieci Józefa nie mamy żadnych informacji.

Córka Józefa, Marianna wyszła za mąż za Stefana Radwańskiego (ur. 26.12.1898 r.), syna Stanisława i Magdaleny Winnickiej. Marianna urodziła troje dzieci: Stefanię Brygidę, Bronisława i Zdzisława Michała.

Syn Józefa, Franciszek, ożenił się z Zofią Radwańską (ur. 27.04.1895 r.), córką Stanisława i Magdaleny Winnickiej. Zofia była siostrą męża Marianny, Stefana. Zofia urodziła dwóch synów: Michała (ur. 27.09.1923 r.) i Stanisława Józefa (ur. 20.12.1924 r.). Krótko po drugim porodzie Zofia zmarła i Franciszek ożenił się z Marianną Pielech (ur. 9.03.1904 r.), córką Józefa i Katarzyny Romerowicz. Marianna urodziła dwie córki: Katarzynę Elżbietę (ur. 15.11.1927 r.) i Teresę (ur. 2.11.1932 r.). Katarzyna wyszła za mąż za Jana Szałajko, a Teresa za Kazimierza Wroniaka.

Syn Grzegorza i Rozalii, Paweł, ożenił się z Wiktorią Daszyk (ur. 17.04.1874 r.), córką Pawła i Brygidy Mogilanej. Wiktoria urodziła troje dzieci, chłopców: Józefa (ur. 6.01.1899 r.), Tomasza (ur. 16.11.1900 r.) i Jana (ur. 11.03.1903 r.). Nic nie wiemy o dalszych losach Józefa i Jana. Tomasz ożenił się z Anielą Radwańską (ur. 20.09.1904 r.), córką Aleksandra i Magdaleny Mogilanej. Aleksander i Aniela doczekali się co najmniej jednego dziecka, córki Władysławy (ur. 28.09.1926 r.).

W następnych numerach „Sztafety” przedstawimy „portrety” kolejnych linii genealogicznych starachockich Radwańskich.