"Sztafeta Pokoleń" - 2/2017

Zawartość numeru:

- Od Redakcji
- Do Komitetu Organizacyjnego II Zjazdu
- Z ŻYCIA STOWARZYSZENIA PIOTROWSKICH ZE STRACHOCINY
- AKTUALNOŚCI
- Z dziejów królewskiej wsi Strachocina – Wł. Piotrowski
- ZE SPORTU
- ODESZLI OD NAS
- LISTY OD CZYTELNIKÓW
- NOWINY GENEALOGICZNE
- ROZMAITOŚCI - 1. II Zjazd potomków Stefana Piotrowskiego - "Strachocina 2017"
- ROZMAITOŚCI - 2. Strachockie rody – Klimkowscy - dokończenie
- KALENDARIUM RODZINNE
- ŻYCZENIA ŚWIĄTECZNE

 
 

Od Redakcji

Drodzy Czytelnicy!

Oddajemy do Waszych rąk dwudziesty numer naszego biuletynu „SZTAFETA POKOLEŃ”. Oddajemy go, jak zwykle, z niegasnącą nadzieją, że będzie to zajmująca, interesująca lektura. Dział „Z życia Stowarzyszenia” przynosi tym razem krótką informację o odbytym II Zjeździe Potomków Stefana Piotrowskiego ze Strachociny, o zmianach organizacyjnych w naszym Stowarzyszeniu i o przygotowaniach do Zjazdu.

Dział „Aktualności” przynosi nowiny z życia naszej „małej ojczyzny” – Podkarpacia (nie mylmy z województwem Podkarpackim!), w tym ciekawą informację o nowej inwestycji w Strachocinie, a także o głosach w prasie o naszym Zjeździe.

W dziale historycznym tym razem nie zamieszczamy kolejnych fragmentów osobistej, „Kroniki” Stanisława Berbecia-Piotrowskiego - w związku ze zbliżającą się 650-lecia założenia wsi Strachocina, naszej rodowej „kolebki” (w 2019 roku!) zamieszczamy pierwszą część okolicznościowego, historycznego artykułu na temat jej najstarszej historii.

Dział sportowy przynosi ciekawą informację o starcie sanockich hokeistów w II lidze słowackiej. Jest to pierwszy tego typu eksperyment w Polsce.

W rubryce „Rozmaitości” zamieszczamy relację z II Zjazdu Potomków Stefana Piotrowskiego – „Strachocina 2017”. Do relacji dołączyliśmy kilka zdjęć z tego zjazdu.

W ramach „projektu” zamieszczania w „Sztafecie” krótkich „portretów” strachockich rodów tym razem zamieszczamy dokończenie „portretu” rodu Klimkowskich, kolejnego znakomitego rodu, który zaznaczył się w historii Strachociny na przestrzeni ostatnich wieków.

Dziękujemy za wszystkie listy, emaile i telefony. Pomagają nam w redagowaniu biuletynu. Jak zawsze, ciągle aktualny jest nasz apel o tego typu pomoc – tak więc czekamy ciągle na Wasze artykuły, listy, emaile, telefony, SMS-y – z uwagami, sprostowaniami, informacjami, materiałami do publikacji. Życzymy przyjemnej lektury!

Redakcja                              

 
 

Do Komitetu Organizacyjnego
II Zjazdu Potomków
Stefana Piotrowskiego ze Strachociny –
„STRACHOCINA 2017”

 
 

Szanowni Państwo, Członkowie Komitetu Organizacyjnego w składzie:
Waldemar Piotrowski – Przewodniczący Komitetu,
oraz Członkowie: Ks. Kazimierz Piotrowski, Zbigniew Piotrowski, Marta Piotrowska, Bronisław Piotrowski, Franciszek Piotrowski, Jan Klimkowski, Marek Piotrowski, oraz Bożena Piotrowska,

w imieniu redakcji „Sztafety pokoleń” i jej Czytelników przesyłam serdeczne podziękowania za zorganizowanie wspaniałego Zjazdu Potomków Stefana Piotrowskiego - „STRACHOCINA 2017”. Z całej Polski (i nie tylko, także z USA) płyną do naszej redakcji wyrazy uznania i podziękowania za piękną imprezę. Maile i telefony ze Śląska Górnego i Opolskiego, z Krakowa i Kielc, z Rzeszowa i Stalowej Woli, ze Sanoka i Gdańska, ze stanu Ohio w USA, podkreślają świetną organizację spotkania i jego radosny nastrój. Warto przytoczyć niektóre opinie:

„… Wszyscy wracamy myślami do Strachociny i odtwarzamy to co widzieliśmy i czego doświadczyliśmy. Byłam w swoim życiu na wielu uroczystościach, akademiach, spotkaniach o mniejszym lub większym zakresie, ale z ręką na sercu muszę powiedzieć, że Zjazd był absolutnie nadzwyczajny. Pod każdym względem. …”

„… Świetna organizacja i radosny nastrój oraz poczucie więzi, bycia wśród swoich - to pozostanie w naszych sercach dodatkowo uwiecznione w licznych "roześmianych" fotografiach….”

„… Msza św. dla nas i za nas; dla uczestników Zjazdu celebrowana przez ks. prał. Kazimierza Piotrowskiego ze słowem wygłoszonym o nas wszystkich wywodzących się od urodzonego 350 lat temu w Strachocinie w 1667 r. Stefana Piotrowskiego była głębokim przeżyciem. Jakże zacnym i świątobliwym człowiekiem musiał być ten nasz przodek skoro został pochowany w podziemiach świątyni wraz z innymi znamienitymi osobami. …”.

„… (Dom Ludowy) otworzył swoje podwoje dla uczczenia nas żyjących, z różnych odgałęzień Piotrowskich. Gościna była wyśmienita, a przy tym umilana występami najmłodszych utalentowanych muzycznie latorośli i świetnym "teatrem strachockim". Rozbawiono nas porządnie. Wielkie brawa. Dalsza część we wcale nie przeszkadzającym deszczu na zewnątrz, ze zmaganiami sportowymi najmłodszych, występem pierwszorzędnej Kapeli Ludowej "Kamraty" ze Strachociny, która jest wizytówką Gminy Sanok oraz napadem braci Rosińskich i odsieczą Jacka Dydyńskiego….”.

„… Ognisko z pieczeniem kiełbasek, przegryzane ogóreczkami było już w rzęsistym deszczu, lecz po nim jaka piękna podwójna tęcza nastała!...”.

„… Podziękowania należą się za każdy list, mail, który nas w takiej liczbie zmobilizował do przyjazdu, za wspaniałe przygotowanie młodzieży do występu i dedykacje dla poszczególnych klanów, za przygotowanie sali, wreszcie dla pań z Koła Gospodyń Wiejskich za wszystkie przepyszne dania i sałatki (jedną podpatrzyłam i zrobiłam na moje imieniny)….”.

„… Atmosfera, jedzenie, zespoły muzyczne spisały się na piątkę z plusem…. z moimi kuzynkami pytałyśmy nieśmiało, kiedy następny zjazd???...”.

Szanowni Państwo, oczywiście, wyrazów wdzięczności i uznania, a także opinii doceniających Wasz ogromny trud przy organizacji Zjazdu było o wiele więcej, zarówno składanych bezpośrednio po Zjeździe, jak i telefonicznie. Do nich przyłącza się także redakcja „Sztafety pokoleń”, biuletynu Stowarzyszenia Piotrowskich ze Strachociny.

W jej imieniu                                      
Władysław Błaszczycha-Piotrowski

Gdańsk, 8 sierpień 2017 r.

 

Z ŻYCIA STOWARZYSZENIA PIOTROWSKICH ZE STRACHOCINY

Z regulaminu Stowarzyszenia:
Członkami Stowarzyszenia mogą być potomkowie Stefana Piotrowskiego ze Strachociny k/Sanoka, żyjącego w latach 1667 - 1757, oraz ich małżonkowie.

*       *       *

W dniach 8 – 9 lipca odbył się w Strachocinie, naszej „kolebce” rodowej, II Zjazd Potomków Stefana Piotrowskiego ze Strachociny. Wzięło w nim udział ponad 200 osób z całej Polski i USA. Zdaniem chyba większości uczestników był on udany, mimo nie najlepszej pogody. Pełniejsze sprawozdanie ze Zjazdu zamieściliśmy w rubryce ROZMAITOŚCI. Zjazd był zarazem Zgromadzeniem Ogólnym naszego Stowarzyszenia i podsumowaniem jego dziesięcioletniej działalności. Podziękowano dotychczasowemu Zarządowi Stowarzyszenia i dokonano w nim zmian „odmładzając” skład. Na nowego Prezesa Stowarzyszenia wybrano Franciszka „Błażejowskiego”-Piotrowskiego z Sanoka. I Wiceprezesem pozostał Waldemar Berbeć-Piotrowski ze Strachociny, II Wiceprezesem – został Jan Klimkowski ze Strachociny (mąż Aliny z Błaszczychów-Piotrowskich). Członkami Zarządu zostali: Bożena Piotrowska „spod Stawiska” z Zabłociec koło Sanoka, Łukasz Berbeć-Piotrowski ze Strachociny, Marek Piotrowski „spod Mogiły” z Krakowa, Przemysław Błaszczycha-Piotrowski z Gdańska i Józef Radwański ze Strachociny (wnuk Anieli z Fryniów-Piotrowskich, prezes Górnika Strachocina).

*       *       *

W ramach przygotowań do II Zjazdu wykonano wiele prac konserwacyjnych i remontowych przy naszych „pamiątkach” rodzinnych w Strachocinie. Oczyszczono tablicę pamiątkową Stefana na cmentarzu parafialnym i obłożono kamieniem jej betonową podstawę (wygląda teraz zdecydowanie lepiej). Oczyszczono i pomalowano krzyż i kurhanik na Górach Kiszkowych, oczyszczono otoczenie z krzaków i młodych drzewek-samosiejek, wykoszono trawę. Wyczyszczono i pomalowano krzyż na cmentarzyku ofiar cholery w lesie „kopalnianym”, oczyszczono tablicę przy nim, jej otoczenie uporządkowano, wycięto krzaki i drzewka.

*       *       *

W Trójmieście swoje 40-lecie obchodziło zamiejscowe Koło Stowarzyszenia Przyjaciół Sanoka i Ziemi Sanockiej zwyczajowo zwane trójmiejskim Kołem Sanoczan. Prezesem Koła jest emerytowany komandor MW Zbigniew Koziarz. Członkami tego Koła, praktycznie od jego początków (patrz – legitymacja obok), są Tadeusz i Władysław Błaszczychy-Piotrowscy. Tadeusz jest jednym z najaktywniejszych jego członków, dokumentuje comiesięczne spotkania, założył i aktywnie prowadzi jego Witrynę Internetową. Wejścia na Witrynę Koła trzeba dokonać poprzez naszą Witrynę Stowarzyszenia Piotrowskich ze Strachociny (http://www.piotrowscy-ze-strachociny.pl/sanoczanie/index.html).

 

 

AKTUALNOŚCI

W sanockiej prasie ukazały się informacje o naszym Zjeździe „Strachocina 2017”. W Gazecie Sanockiej z 17 sierpnia 2017 r. ukazał się artykuł p. Sabiny Tworek z dużym tytułem „Piotrowscy ze Strachociny” i zdjęciem zbiorowym uczestników Zjazdu przed strachockim kościołem. Autorka swój tekst zaczyna od znamiennego zdania: „Jest taki ród wywodzący się ze Strachociny, dla którego ani wiek, ani odległość nie stanowią przeszkody. To rodzina Piotrowskich …”. Dalej autorka opisuje, prawdopodobnie na podstawie naszej Witryny Internetowej, rodzenie się pomysłu na zachowanie jedności rodowej w dzisiejszej rzeczywistości, powołanie Stowarzyszenia Piotrowskich ze Strachociny, sylwetkę protoplasty rodu, Stefana Piotrowskiego (1667 – 1757), I Zjazd potomków Stefana w 2007 r., i wreszcie II Zjazd „Strachocina 2017” zorganizowany dla uczczenia 350 rocznicy urodzin Stefana. Autorka wspomina także o książce-monografii „Piotrowscy ze Strachociny. Genealogia rodu i zarys najdawniejszych dziejów” wydanej w 2005 r., a także o naszej Witrynie Internetowej: http://www.piotrow-scy-ze-strachociny.pl/index.html Krótką informację naszemu Zjazdowi poświęcił także Tygodnik Sanocki. W artykuliku pt. „Nazwisko zobowiązuje - Niecodzienny Zjazd rodzinny” w numerze 27 TS z 7 lipca 2017 r. autor podpisany skrótem „ew” więcej uwagi niż Zjazdowi (informacja ukazała się przed nim) poświęcił naszej monografii, stronie internetowej i grupie amerykańskich Piotrowskich na Facebooku, „która kultywuje rodzinne tradycje, np. chcąc ocalić od zapomnienia kuchnię przodków, wymieniają się przepisami babć.”

*       *       *

Strachocina będzie w najbliższych latach miejscem dużej inwestycji gazowniczej. Już teraz w Mrzygłodzie koło Sanoka trwają prace przy wykonaniu przejścia pod Sanem nowego gazociągu Ukraina – Polska. Gazociąg połączy stację Bliche Volytsia na Ukrainie, poprzez węzeł Hermanowice po stronie polskiej, z dużą tłocznią gazu w Strachocinie. Przejście pod Sanem jest trudne – ma blisko 1000 m i będzie prowadzić przez lite skały na głębokości 32 m pod dnem rzeki. Prace przy nim powinny zakończyć się w połowie grudnia. Gazociąg jest częścią dużego programu inwestycyjnego związanego z tzw. Korytarzem Północ – Południe, gazociągiem który połączy terminal LNG w Świnoujściu nad Bałtykiem z terminalem LNG Adria w Chorwacji. Przez Strachocinę pójdzie połączenie tego gazociągu z Ukrainą i Słowacją. Oprócz wspomnianego gazociągu „ukraińskiego” z tłoczni gazu w Strachocinie zostanie wybudowany gazociąg na Słowację, do węzła i tłoczni gazu w Wielkich Kapuszanach. Rozbudowana będzie także wewnętrzna sieć przesyłowa w południowo-wschodniej Polsce. W związku z tą inwestycją na terenie strachockiego Podziemnego Zbiornika Gazu odbyło się wyjazdowe posiedzenia Zarządu województwa podkarpackiego z udziałem zaproszonych specjalistów z branży gazowniczej. Goszczący w Strachocinie goście odwiedzili także Sanktuarium Św. Andrzeja Boboli. Budowa gazociągów i tłoczni w Strachocinie spowoduje, że do budżetu Gminy Sanok wpłynie dodatkowo kilka mln zł podatku za zlokalizowaną na jej terenie infrastrukturę, a w tłoczni powstaną dodatkowe miejsca pracy.

*       *       *

W północno-zachodnim narożniku galicyjskiego rynku w sanockim skansenie zostanie odbudowana XVIII-wieczna drewniana synagoga z Połańca (woj. świętokrzyskie), która uległa zniszczeniu w czasie II wojny światowej. Jest to unikatowe przedsięwzięcie w muzeach pod gołym niebem. Synagoga była budynkiem o konstrukcji przysłupowej i zrębowych ścianach, wzmocnionych lisicami (pionowymi elementami wzmacniającymi), nakrytym czterospadowym gontowym dachem. Jej prostokątny zarys o wymiarach 22 na 11 metrów, tworzyły: kwadratowa sala główna, sień i izba poprzedzona od zachodu podcieniem oraz mieszczący się nad nimi babiniec, dostępny z dwukondygnacyjnej, pięcioprzęsłowej galerii. Wnętrze synagogi – ściany i czworoboczne zwierciadlane sklepienie – pokrywała wielobarwna polichromia przedstawiająca znaki zodiaku, rozety, symboliczne zwierzęta, skrzydlate smoki, wici roślinne, kwiaty, rozwinięte Tory oraz napisy. Po zakończeniu budowy w babińcu bożnicy zostanie urządzona stała ekspozycja bogatej kolekcji judaików zgromadzonych w MBL. W sali modlitw będą zrekonstruowane: bima (ośmioboczna altana z balustradą i baldachimem), aron ha-kodesz (ozdobna szafa ołtarzowa do przechowywania zwojów Tory), witraże w oknach, a w dalszej kolejności malowidła na ścianach i sklepieniach. Odtworzona bożnica, na tle zrekonstruowanego galicyjskiego rynku, będzie stanowić znakomite uzupełnienie obrazu karpackiej wielokulturowości prezentowanej w sanockim skansenie.

*       *       *

Spółka Krosno Glass w Krośnie powoli wychodzi na prostą. Kilka ostatnich lat działała w upadłości likwidacyjnej, co nie sprzyjało rozwojowi. Celem podstawowym spółki było utrzymać zakład przy życiu i to się udało. Zakupiła ona część przedsiębiorstwa KHS i rozpoczęła odzyskiwanie dawnych klientów KHS. Udało się, przy pomocy syndyka, przejąć część z nich. Zarząd uporządkował sprawy zatrudnienia. W spółce pozostało tylko 200 pracowników, którzy pogodzili się z takimi zarobkami, na jakie obecnie spółkę stać. W ostatnim okresie udało się podnieść trochę wynagrodzenia, ale ciągle zarobki nie są konkurencyjne na rynku. Produkcja spółki opiera się na pracy ręcznej i zarząd stara się wykorzystać ten fakt – chce promować swoje produkty jako ekskluzywne, za które trzeba więcej zapłacić. Jeśli ktoś je będzie kupował, to z powodów prestiżowych. Wymaga to jednak czasu i nakładów promocyjnych, ale spółka ma nadzieję, że dzięki temu będzie mogła w przyszłości skuteczniej sprzedawać swoje szkło na rynku. Na razie nie ma planów na masową produkcję maszynową szkła. Spółka chce znaleźć dla siebie niszę na rynku, stara się jednak poszerzać krąg swoich klientów. Spółka dąży do tego, żeby stać się bardziej „zauważalną”, nie tylko w kraju, ale także za granicą, gdzie sprzedaje blisko 80 procent swojej produkcji.

 

 

Z HISTORII

Z dziejów królewskiej wsi Strachocina – Wł. Piotrowski

W 2019 roku będziemy obchodzić 650-lecie powstania naszej rodowej „kolebki”, królewskiej wsi Strachocina. W związku z tym przedstawiamy cykl „obrazków” z jej dawniejszych dziejów. Mamy nadzieję, że będą one interesujące dla wszystkich potomków Stefana Piotrowskiego ze Strachociny. W tym numerze pierwszy odcinek cyklu.

Początki wsi

Strachocina leży na terenie historycznej Ziemi Sanockiej, w okresie I Rzeczpospolitej autonomicznej jednostki stanowiącej część województwa ruskiego. Obejmowała ona południową część obecnego województwa podkarpackiego (rzeszowskiego) po rzekę Jasiołkę i miasto Jedlicze na zachodzie, Strzyżów, Tyczyn, Błażową, Dynów i Dubiecko na północy, i Birczę, i Ustrzyki Dolne na wschodzie. Na południu granicę stanowił główny grzbiet Karpat od przełęczy Dukielskiej po przełęcz Użocką. Do Polski została ona ostatecznie przyłączona dopiero w 1344 r. Wcześniej tereny te przechodziły niezwykle burzliwe i krwawe dzieje.

W IX w. zamieszkiwały je plemiona zachodnio-słowiańskich Białych Chorwatów - Chrobatów (najnowsze teorie mówią o plemieniu Lędziców, ich nazwa miała dać początek ruskim i węgierskim określeniom na późniejszych Polaków - Lachy i Lengyel) i wschodnio-słowiańskich Tywerców. Podbite przez książąt wielkomorawskich, po ich upadku dostały się przejściowo pod panowanie władców Czech, następnie, wraz z Krakowem, weszły w skład państwa Mieszka I. Były to ziemie rzadko zaludnione, gęstsze zaludnienie istniało tylko w dolinie Sanu i na terenie Dołów Sanockich (kotlina podgórska ciągnąca się na zachód od Sanoka). Jakieś osadnictwo musiało istnieć także w dolinie Potoku Różowego, w tym na terenie Strachociny. Świadczą o tym liczne znaleziska archeologiczne. Na terenie Strachociny odkryto ślady wczesno-średniowiecznego grodziska na pograniczu z terenem Pakoszówki. Gród znajdował się na drodze prowadzącej z kotliny Dołów Sanockich do centralnego grodu regionu, „stolicy krainy górnego Sanu”, jak to określał znany historyk H. Łowmiański. Stołeczny gród znajdował się początkowo u wylotu doliny Sanoczka, w Trepczy, dopiero później przeniesiono go parę kilometrów w górę Sanu, na górę Zamkową w Sanoku. Droga przez Strachocinę musiała być używana od czasów starożytnych (była jedną z odnóg szlaku z wybrzeży Morza Czarnego nad Bałtyk), świadczą o tym znalezione na terenie Strachociny monety rzymskie z III w. (z czasów cesarza Gordianusa, 238-244 r., były jeszcze w Muzeum Historycznym w Sanoku w okresie międzywojennym), a także toporek z epoki brązu (toporek znajduje się w Muzeum Historycznym w Sanoku).

W 979 r. wielki książę kijowski, Włodzimierz Wielki, korzystając z chwili słabości władcy Polski Mieszka I, podbił tereny Ziemi Sanockiej. Wchodziły one wtedy w skład większej jednostki terytorialnej zwanej Grodami Czerwieńskimi. Teren Grodów sięgał od Sanoka, poprzez Przemyśl (główny gród), daleko na północ, w okolice dzisiejszego Chełma. Przez blisko sto lat były one kością niezgody pomiędzy Polską a Rusią, ostatecznie w roku 1079 przechodzą one na długo w ręce książąt ruskich, potomków Rościsława, wnuka Jarosława Mądrego. Ziemia Sanocka wchodzi początkowo w skład księstwa przemyskiego, później, po połączeniu z Haliczem, w skład Rusi Halickiej. Prawdopodobnie już w tym okresie była ona przez pewien czas samodzielnym księstwem, stąd późniejsza odrębność Ziemi Sanockiej w ramach województwa ruskiego, zachowana aż do rozbiorów Polski.

Czas panowania książąt ruskich to okres nieustannych walk wewnętrznych i zewnętrznych, które pustoszyły kraj i dziesiątkowały ludność. W roku 1323, po wymarciu halicko-włodzimierskiej linii Rurykowiczów, na tron halicki wstąpił mazowiecki Piast, Bolesław, syn Trojdena, księcia mazowieckiego. Bolesław był spokrewniony z Rurykowiczami przez matkę. Był on szwagrem Kazimierza Wielkiego (żoną jego była Eufemia, córka wielkiego księcia litewskiego Giedymina, jej siostra, Aldona, była królową Polski, żoną Kazimierza Wielkiego). Bolesław przeszedł na prawosławie i przyjął imię Jerzy (Jurij). Zmarł bezpotomnie, otruty przez bojarów, w 1340 r., zapisując w testamencie swoje księstwo, za zgodą miejscowych bojarów, Kazimierzowi, królowi Polski. Kazimierz, realizując testament, zajął tereny Rusi Halickiej, mimo sprzeciwu Tatarów, Węgier i Litwy, w tym w pierwszej kolejności najdalej na zachód wysunięte, Ziemię Sanocką i Ziemię Przemyską. W 1344 roku wojska króla Kazimierza opanowały Sanok i Przemyśl. Walki o Ruś Halicką trwały jednak jeszcze ponad 20 lat, ale akurat Ziemia Sanocka miała to szczęście, że pokój nastał tutaj najwcześniej.

Przyłączone do Korony Polskiej tereny Ziemi Sanockiej były bardzo wyniszczone niekończącymi się prawie, trwającymi od trzech stuleci, walkami wewnętrznymi i wojnami z sąsiadami. Była to prawdziwa cywilizacyjna pustynia, tym bardziej, że był to teren pograniczny. W ogromnej większości pokryty puszczą, mająca chronić przed wrogim sąsiadem. Teraz cały ten obszar znalazł się w jednym organizmie politycznym, nastał wreszcie upragniony pokój, który dawał szansę na szybki rozwój gospodarczy. Rozpoczęła się szeroko zakrojona akcja osiedleńcza. W wyniku tej akcji powoli zaczęła się zaludniać najbliższa okolica Sanoka, później tereny północne i zachodnie, wreszcie wschodnie i, najpóźniej, górskie tereny Beskidu Niskiego i Bieszczadów. Północna i środkowa część Ziemi Sanockiej została zasiedlona głównie przez przybyszów z sąsiedniej Małopolski, Polaków, tereny górskie zasiedlili Rusini ze wschodu i Wołosi z południa. Jak mówi krakowska kronika katedralna „za czasów Kazimierza Wielkiego w borach, lasach, zagajnikach i w miejscach porosłych krzewami zostało osadzonych tyle wsi i miast, ile niemal było kiedy indziej w Królestwie Polskim".

Jedną z najwcześniej wzmiankowanych w źródłach historycznych osad w okolicy Sanoka była Strachocina. Została ona założona w 1369 r., prawdopodobnie na dziewiczym terenie („surowym korzeniu”) w oparciu o tzw. prawo niemieckie, inaczej zwane magdeburskim. Nie oznacza to jednak, że Strachocina została zasiedlona wcześniej niż wsie sąsiednie. Z pewnością wcześniej od Strachociny powstały osady dolnej części doliny Różowego. Włodzimierz Marczak, historyk-amator pochodzący z sąsiedniej Pakoszówki, w swojej książce „Ukrainiec w Polsce”, przytacza opinie historyków ukraińskich (Żubrackiego i Ładyżyńskiego), według których ostatni książę halicki Jerzy Trojdenowicz, w obawie o swoje życie (okazało się że słusznie) usunął się ze stołecznego Lwowa i pod koniec życia osiadł w Sanoku. Nadał on prawa miejskie miastu Sanok (w 1339 r.) oraz założył kilka wsi, m.in. w dolinie Różowego. Były to Jurowce, które swoją nazwę wzięły od imienia księcia (książę miał tutaj swój dwór myśliwski do którego zjeżdżał na polowania), Czerteż, który swoją nazwę wziął od ruskiego słowa „czerteżnyki” tj. rzemieślnicy (tutaj książę osadził rzemieślników obsługujących dwór książęcy) oraz Kostarowce, które swoją nazwę wzięły od określenia „kostyhrowci” - gracze w kości, komicy, artyści. Trudno powiedzieć na ile są to hipotezy wiarygodne. Opracowania historyków (m.in. A. Fastnachta) określają datę założenia Czerteża na rok 1339, podobnie jak Trepczy (jeszcze za czasów książąt ruskich), pierwsza wzmianka o Kostarowcach pochodzi dopiero z 1390 r., a o Jurowcach z 1420 r. W niektórych opracowaniach te daty są podawane jako daty założeni wsi. Nie wydaje się to zgodne z prawdą, ewentualnie może wchodzić w grę formalna zmiana prawna (przeniesienie istniejącej wsi na prawo magdeburskie). Wcześniej od Strachociny została także założona sąsiednia Pakoszówka. W 1348 r. król Kazimierz nadał ziemię i lasy „za Jurowcami” Mikołajowi Pakoszowi za zasługi wojenne. Założona przez niego wieś wzięła swoją nazwę od właściciela. Wieś Srogów została założona prawdopodobnie później (pierwsza wzmianka pochodzi z 1404 r.), według legendy (W. Marczak) w Srogowie Górnym osiadły resztki Tatarów pobitych pod Wroczniem, a w Srogowie Dolnym osiedlili się pasterze wołoscy.

Prawdopodobnie także wsie położone na południe i zachód od Strachociny zostały założone wcześniej od niej, mimo że pierwsze wzmianki na ich temat są późniejsze - Nowosielce (1390), Długie (1390), Zarszyn (1395), Posada Zarszyńska (1395), Jaćmierz (1390), Bażanówka (1429). Znany historyk brzozowski A. Prochaska („Z przeszłości Brzozowa” – 1888 r.) pisze: „w międzyrzeczu Wisłoka i Sanu, w kasztelanii sanockiej ...wznosiły się ...olbrzymie i przestrzenne dąbrowy, siedliska turów, jeleni i dzikiego zwierza. W takiej to dąbrowie, zwanej Brzozową, Kazimierz Wielki nadał Stefanowi z Sobniowa, synowi Wojsta, w 1359 r. ziemie z obowiązkiem osadzenia jednej z pierwszych wsi tego regionu, późniejszego miasta Brzozowa”. Prawdopodobnie w tym samym czasie powstały Jaćmierz i Zarszyn. Dokumentów związanych z lokowaniem miejscowości lub zmianą ich własności zachowało się dla tych okolic bardzo mało, ale nawet w wypadkach istnienia takich dokumentów sprawa często trudna jest do ustalenia.

Podstawowe, ogólnodostępne, wiadomości o najdawniejszych dziejach Strachociny związane są z dwoma publikacjami, książkami: Przemysława Dąbkowskiego „Ziemia Sanocka w XV wieku” (Lwów 1931r.) i Adama Fastnachta „Osadnictwo Ziemi Sanockiej w latach 1340-1650”. Wiadomości tych, niestety, jest niewiele. Wszystkie inne, późniejsze opracowania, zasadniczo czerpią informacje z tych dwu źródeł. Wśród tych opracowań na specjalną uwagę zasługuje praca strachockiego historyka Tomasza Adamiaka, „Strachocina - Zarys dziejów parafii” (Strachocina 2001), która zawiera wiele cennych wiadomości nie tylko z historii strachockiego kościoła i parafii, ale także historii wsi. Wiele informacji historycznych zawiera także monografia Strachociny Benedykta Gajewskiego („Strachocina – Zarys monograficzny”, Sanok 2004).

Według Dąbkowskiego, 10 maja 1369 roku król Kazimierz wydał przywilej lokacyjny dwom braciom „rodzonym”, Piotrowi i Grzegorzowi z Kunowy, na założenie wsi Szwanczyce, według prawa niemieckiego (magdeburskiego), nad rzeką Różaną (po obu jej brzegach) w ziemi sanockiej (...villam dictam Szwanczyce terrae sanociensis in fluvio dicto Russava ex utrque parte ipsus iure theutonico Magdeburgensis...). Wieś została założona na karczunku leśnym, obejmowała obszar 50 łanów. Nie było to dużo, np. nadanie w niedalekim Haczowie obejmowało 150 łanów. Nie wiemy dzisiaj jaką powierzchnię, liczoną we współczesnym systemie miar, miał ówczesny łan użyty przy określaniu wielkości Strachociny. „Encyklopedia staropolska” Zygmunta Glogera z 1900 r. wymienia wiele różnych wielkości łana, stosowanego na przestrzeni wieków, ale twierdzi, że przy zakładaniu wsi w Polsce wieków średnich używane były tylko dwa łany: łan mały flamandzki, zwany także chełmińskim lub szredzkim, równy 30 morgom, i łan wielki frankoński czyli niemiecki, mający morgów 43,5. Dzisiejszym miarom odpowiada to ok. 16,8 hektara i ok. 24,4 hektara. Obecnie Strachocina posiada powierzchnię ok. 890 ha, tak więc przemawia to za łanami flamandzkimi a nie frankońskimi (niemieckimi), ale prawdopodobnie były to jednak łany frankońskie (niemieckie), które były głównie stosowane w południowej Polsce. Przemawia za tym także tradycja, jeszcze w XX wieku we wsi stosowane były pojęcia „ćwierć” i „półćwiartek” (w gwarze strachockiej „poćwiartek”), w domyśle łana, jako określenie wielkości gospodarstwa rolnego – odpowiednio ok. 6 ha i ok. 3 ha. O łanie frankońskim mówi także Tomasz Adamiak w swojej historii parafii. Tak więc pierwotnie Strachocina miała prawdopodobnie ponad 1200 ha powierzchni. Czyżby aż tyle straciła w wyniku późniejszych utarczek z zaborczymi sąsiadami? Przy takim twierdzeniu trzeba jednak mieć na uwadze bardzo nieprecyzyjne ówczesne metody pomiaru powierzchni gruntu.

Jak widać z przywileju lokacyjnego pierwotna nazwa osady lokowanej nad rzeką „Russawą” (Różaną) nosiła nazwę Szwanczyce. Zarówno Dąbkowski jak i Fastnacht zgodnie twierdzą, że „Szwanczyce” to dzisiejsza Strachocina. Dowodem na to jest lokalizacja nad rzeką Różaną w ziemi sanockiej, a także przedstawienie tego dokumentu do „oblaty” (wciągnięcia do ksiąg ziemskich) przez dzierżawcę Strachociny, Jana Bobolę w 1523 r. Pochodzenie pierwotnej nazwy wsi - „Szwanczyce” jest niejasne. Miejscowy młody historyk w „Głosie Strachociny” nr 1 (wydanym 15.08.1990 r. z okazji 600-lecia parafii Strachocina), z sobie tylko wiadomych powodów, łączy nazwę z prawem niemieckim (”szwabskim”?) na podstawie którego wieś była lokowana. Inny rodzimy historyk-amator, Józef Błaszczycha-Piotrowski z Rzeszowa, w swoim opracowaniu dziejów Strachociny, sugeruje pochodzenie nazwy wsi od „Szwabów”, ewentualnych pierwszych osadników, lub od nazwy potoku „Szwoczyca”, oddzielającego tereny Strachociny i Kostarowiec. W obu wypadkach chodzi raczej o podobieństwo fonetyczne, bez żadnych bliższych powiązań etymologicznych. Jeszcze inny miejscowy historyk, ks. Stanisław Adamiak, odczytuje nazwę „Szwanczyce” jako „Święcice” i wiąże nazwę z wyrazem „święty”. Takie odczytanie nazwy „Szwanczyce” wydaje się, w świetle stosowanej w XIV wieku polskiej pisowni, najbardziej przekonujące. Co prawda, zasady pisowni były w tym czasie bardzo płynne i często się zmieniały w zależności od autora tekstu, ale bardzo powszechne było oddawanie w piśmie głoski „ś” przez dwuznak „sz”, dźwięku „ci” przez „czy”, głoski „i” literą „y” a „ę” często oddawano poprzez zestaw liter „an”. Dlaczego nową osadę nazwano od słowa „święty” nie wiadomo. Może było tutaj jakieś miejsce otoczone nimbem świętości, czczone wcześniej przez okoliczną ludność.

Próbował to wyjaśnić bratanek ks. Stanisława Adamiaka, wspomniany już wcześniej Tomasz Adamiak. Przywołuje on opinię autora słownika nazw miejscowości Ziemi Sanockiej, Władysława Makarskiego (prof. KUL w Lublinie), który stwierdza, że nazwa wsi lokowanej w 1369 r. nawiązuje do nazwy wcześniejszej osady Święcice. Jego zdaniem „była to zapewne wieś polska sprzed 1340 r. (a więc jeszcze w granicach Rusi Halickiej). Miejscowość ta stanowiłaby najbardziej na wschód wysuniętą osadę polską na starym szlaku osadniczym wiodącym od zachodu doliną rzeki Wisłok (Krosno, Iskrzynia, Posada Jaćmierska). Droga ta prowadziła do Trepczy, gdzie mieścił się gród „pierwotnego Sanoka …”. Dalej T. Adamiak: „Wiele więc wskazuje na to, że przed lokacją w 1369 r. (a nawet przed 1340 r.) istniała tutaj osada, zamieszkała przez ludność polską, nosząca nazwę Święcice (lub Świącice). A skąd nazwa Święcice? Według słownika najprawdopodobniej nazwa ta pochodzi od jakiegoś świętego miejsca. Podobnie nazwa potoku zwanego w źródłach Swoczyca, którym jest, jak wynika z dokumentu fundacyjnego, potok płynący koło kościoła od strony Strachociny (być może jest to zniekształcona nazwa „Świącica"). Niewykluczone, że miejsce w którym stoi teraz kościół było miejscem świętym w czasach przedchrześcijańskich, zaś rosnące dziś wokół niego dęby i lipy są nieświadomym nawiązaniem do tamtych odległych czasów. Nie powinno nas to dziwić, gdyż chrystianizacja ziem polskich przebiegała bardzo powoli i trwała kilkaset lat. W drugiej połowie XV w. nasz najsławniejszy kronikarz Jan Długosz tak opisuje zwyczaje ludu polskiego: „Obrządek ten (pogański – red.) istnieje u Polaków aż do naszych czasów, mimo, że wyznają oni chrześcijaństwo od 500 lat, powtarzane są co roku na Zielone Święta i przypominają dawne zabobony pogańskie dorocznym igrzyskiem, zwanym po polsku „Stado", kiedy to stada narodu zbierają się na nie i podzieliwszy się na gromady, czyli stadka w podnieceniu i rozjątrzeniu umysłu odprawiają igrzyska".

Nie znamy miejsca położenia „starych" Święcic (tzn. sprzed lokacji), możemy się go tylko domyślać. Nie było jej na miejscu obecnego położenia wsi, gdyż wiemy, że Strachocina została lokowana „na surowym korzeniu" tzn. w miejscu dopiero wykarczowanego lasu. Stara osada mogła się znajdować na wzgórzu zwanym obecnie Bobolówką i dalszym, rozciągającym się w poprzek granicy między Strachocina a Pakoszówką, zwanym w dawnych wiekach Grodziskiem. Byłoby to dobre położenie ze względów obronnych - wzgórze otoczone z trzech stron bagnami - rozlewiskami potoku Różowego i jego dopływów.”

Podobnie widzi początek osadnictwa w Strachocinie nasz rodowy historyk-amator Józef Błaszczycha-Piotrowski z Rzeszowa. Co prawda, nie twierdzi jednoznacznie, że wcześniej na terenie dzisiejszej Strachociny istniała osada Święcice, ale uważa, że na wzgórzu leżącym na granicy Strachociny i Pakoszówki (o którym pisze T. Adamiak) musiała wcześniej istnieć osada lub nawet gród obronny. On uważa, że na jego miejscu osiedlili się pierwsi mieszkańcy lokowanej w 1369 roku wsi, a nie na świeżo wykarczowanym miejscu. Po szczegółowej analizie terenu nie widzi innego miejsca bardziej nadającego się do tego celu. Jego zdaniem miejscem osiedlenia „pionierów” Strachociny „nie mógł być teren przeznaczony na uposażenie kościoła. Zresztą niewykluczone, że ten teren należał w tym czasie do Kostarowiec, dokument z 1390 roku o uposażeniu strachockiego kościoła nie jest jednoznaczny, jeżeli chodzi o przynależność przydzielonej kościołowi ziemi. Nie wchodzi w grę także teren łąk położonych w pobliżu dzisiejszego kościoła. Były one regularnie zalewane co wiosnę podczas wiosennych roztopów, a duża część z nich była na stałe zalana wodą sztucznego zalewu, na którym tu i ówdzie znajdowały się wyspy. Jedną z nich był zapewne dzisiejszy mały pagórek po lewej stronie szosy do Kostarowiec, niedaleko przed kościołem. Woda zalewu sięgała daleko w górę dzisiejszej Strachociny. Tam gdzie nie było już wody ciągnęły się dalej bagna. Wzgórze na którym znajduje się obecny cmentarz nie wchodziło w rachubę jako miejsce pod osadę (zresztą są zapisy mówiące, że wieś znajdowała się na północ od Potoku Różowego). Nie zapewniała bezpieczeństwa w tych niespokojnych czasach, a zabezpieczenie się przed napadem, nie tylko Tatarów, którzy wyprawiali się na Ruś Halicką co roku, ale najzwyklejszych watażków i rozbójników, było dla osadników sprawą najważniejszą. Idealnym miejscem na osadę było wzgórze znajdujące się przy obecnym wjeździe do Strachociny od strony Jurowiec. Zapewniało ono także bezpieczeństwo od strony dzikich zwierząt. A że obawa przed ich atakami nie była bezpodstawna, mogą świadczyć wyniki polowań sąsiada Strachociny, słynnego Fryderyka Jacimirskiego, miecznika sanockiego (na początku XV wieku "trzymał" on także Strachocinę). Potrafił on przywieźć z jednej myśliwskiej wyprawy w okoliczne lasy 100 lisów i drugie tyle zajęcy. W tych lasach było także mnóstwo wilków, a trafiały się niedźwiedzie i tury. Przy takiej ogromnej ilości zwierzyny ochrona domowego inwentarza przed nią, ptactwa domowego, krów, owiec, koni, była nie lada problemem.” Jak pisze dalej Józef: "... przy takiej ilości zwierzyny lisy mogłyby biegać pomiędzy domami jak dzisiaj kundle. Przy takiej ich ilości wszystek drób gotowe były z zagród wynieść, a chowano w tym czasie kur, kapłonów i innego ptactwa wiele, np. w folwarku w Kostarowcach do 300 sztuk różnego domowego ptactwa .... Oczywiście, także własne bezpieczeństwo osadników od strony dzikich zwierząt było dużym problem.

Wspomniane wzgórze jeszcze dzisiaj sprawia wrażenie miejsca obronnego, doskonale nadającego się na małą osadę w tych niespokojnych czasach. Było odpowiednio duże na małą wioskę. Od południowego zachodu oblane było potokiem Różowym i jego zalewem o którym już wspomniano. Od południowego wschodu dalszym biegiem Różowego. Od północnego zachodu i północnego wschodu wzgórze oblane było strumieniami - dopływami Różowego. Dzisiaj to są małe, ledwie widoczne strumyki, ubogie w wodę, kiedyś były większe, w końcowy odcinek dolinki z zachodu cofała się woda zalewu, odcinek powyżej był zabagniony. Różnica poziomu pomiędzy lustrem wody Różowego w najniższym odcinku, a szczytem wzgórza wynosi ponad 100 m. Jedyny w miarę swobodny dostęp na wzgórze prowadzi od strony północnej, gdzie obniżenie terenu, co prawda, niewielkie ale także istnieje. Dostęp ten nie jest zbyt szeroki, łatwy do obrony. Od tej strony wzgórze było chronione przez wykop i wał ziemny. Na miejscu dawnego wału obecnie przebiega szosa do Jurowiec. Prawdopodobnie wzgórze to było zamieszkane od bardzo dawna, o odkryciu w Strachocinie wczesnośredniowiecznego grodziska mówią opracowania historyczne. Prawdopodobnie mieściło się ono na tym właśnie wzgórzu. Mieszkańcy Strachociny nie znają dzisiaj lokalizacji grodziska, w akcie granicznym z 1526 r. jest mowa o górze „Grodzisko” (monte Grodzisko) na granicy Strachociny z Pakoszówką. Był tutaj pradawny gród obronny na trasie z Dołów Sanockich (okolic Jaćmierza, Haczowa, Krosna) do stolicy regionu górnego Sanu leżącej w rejonie dzisiejszej Trepczy, przy ujściu Sanoczka do Sanu. W Trepczy istniały ok. X wieku dwa grodziska, jedno na wzgórzu zwanym Horodysko (Grodzisko?), drugie na wzgórzu zwanym Fajka. Z biegiem czasu, po przeniesieniu centralnego grodu Ziemi Sanockiej do Sanoka, trasa ta straciła na znaczeniu, gród w Strachocinie podupadł, grodzisko opustoszało i poszło w zapomnienie. W XIV w. miejsce po grodzisku było idealne na założenie osady. Zapewne była to przestrzeń nie zalesiona, co było ważne, nie potrzeba było karczować lasu”. Więcej na temat hipotezy Józefa Piotrowskiego pisaliśmy w numerze drugim „Sztafety pokoleń”.

W miejscowej tradycji nazwa „Szwanczyce” nie przechowała się, zresztą nazwa ta prawdopodobnie szybko wyszła z użycia bo już dokumenty z 1390 r. jej nie wymieniają, używana jest nazwa „Strachocina” i „Strachoczyna Wola”. W strachockiej legendzie obecna nazwa wsi „Strachocina” wywodzona jest od założyciela wsi, niejakiego Strachoty. Być może legenda jest późna i dorobiona do wcześniejszej nazwy, ale forma dzierżawcza „Strachocina” (czyja?) dowodzi, że jakiś Strachota zaznaczył się w sposób decydujący w historii wsi. Bardzo możliwe że „zasadźcy”, bracia Piotr i Grzegorz, nosili to nazwisko, lub Strachota był ich plenipotentem (wynajmowanie przez „zasadźców” specjalistów od działalności lokacyjnej było powszechne). Inna legenda miejscowa mówi o pochodzeniu nazwy wsi od słowa „strach” (jakoby miało straszyć tutaj), ale wydaje się to być typowym przykładem ludowej etymologii, nie mającej żadnego związku z rzeczywistością. Ciekawą hipotezę na temat Strachoty wysunął młody historyk z Wrocławia, Daniel Radwański, mający strachockie korzenie (jego ojciec Bolesław urodził się w Strachocinie). Hipoteza jest ubocznym plonem jego badań nad dziejami jednego z osiedli mieszkaniowych Wrocławia o nazwie Strachocin, znajdującego się na terenach byłej średniowiecznej wsi Strachocin. Była ona w XIV w. własnością Konrada Strachoty. Po jego śmierci majątek przejął jego syn Henryk i jego cztery siostry. Majątek szybko popadł w długi i został sprzedany jednemu z mieszczan wrocławskich. Zdaniem Daniela, Henryk Strachota, straciwszy majątek na Śląsku, wyjechał na Ruś Czerwoną szukać nowej ojczyzny i szansy na lepsze życie. W nowym miejscu przybysz ze Śląska, przedstawiający się jako ktoś, kto zarządzał już w życiu majątkiem, mógł doskonale pasować braciom z Kunowy, którzy dostali królewski przywilej na założenie wsi Święcice (Szwanczyce) nad Rusawą, na „fachowca od zakładania wsi”. Zapewne nie chwalił się zbytnio faktem swojego bankructwa na zachodzie. Przyjazd na wschód nie wzbudzał w nich podejrzeń. Takich ludzi wędrujących w tym czasie z zachodu na wschód było mnóstwo. Za wersją o Strachocie jako założycielu wsi przemawia także pierwotna nazwa Strachociny, Szwanczyce, bardzo bliska nazwie wsi Swojczyce, której częścią był podwrocławski Strachocin. Znając płynność zasad ówczesnej pisowni, nazwy te wydają się tożsame. Nie wykluczone, że Henryk Strachota za przywiezione ze sobą pieniądze otrzymane za resztki swojej śląskiej fortuny, wykupił od braci dzierżawę istniejącego już sołectwa. Za tą wersją przemawiałby fakt „użyczenia” przez Strachotę swojego nazwiska nazwie wsi. Gdyby Strachota był tylko czasowo wynajętym „fachowcem” wieś raczej nie wzięłaby od niego swojej nazwy. Za śląskim pochodzeniem Strachoty może przemawiać także samo nazwisko Strachota. Pochodzi od wyrazu „strach” i ma raczej zabarwienie pejoratywne, oznacza osobę strachliwą, wystraszoną, bojącą się. Wydaje się, że przedstawiciele warstwy, z której pochodzili bracia z Kunowy lub ewentualny inny sołtys z Małopolski, niechętnie nosiliby takie nazwisko. Dla Strachoty spod Wrocławia, Ślązaka zapewne już mocno zgermanizowanego (w XIV wieku okolice Wrocławia były pod względem etnicznym praktycznie niemieckie, słowiańskie pozostały tylko nazwy, nazwiska i częściowo imiona), znaczenie słowa „strachota”, odziedziczonego po dawnych przodkach, było już nieczytelne, ot, jakiś obojętny wyraz, nie budzący żadnych skojarzeń. Wszystko to przemawia za prawdziwością hipotezy pana Daniela Radwańskiego mówiącej o tym, że Strachota, który „użyczył” swojego nazwiska naszej rodzinnej wsi przybył ze Śląska. Więcej na temat hipotezy Daniela Radwańskiego pisaliśmy w numerze pierwszym „Sztafety pokoleń”.

c d n      

 

 

ZE SPORTU

Piłkarze Górnika Strachocina w tym sezonie nie grają już w krośnieńskiej klasie okręgowej, tylko w klasie B, mimo zajęcia w poprzednim sezonie miejsca w środku tabeli (9 miejsce). Jest to wynikiem odejścia z klubu (z powodów ekonomicznych) 12 czołowych zawodników drużyny. W tej sytuacji, zarząd klubu nie widząc żadnych szans na nawiązanie równorzędnej rywalizacji w „okręgówce” postanowił przenieść drużynę do klasy niższej (klasy A). Jednak władze OZPN Krosno nie wyraziły na to zgody i drużyna musiała zastartowała w klasie B. Strachocka młodzież początkowo spisywała się słabo, ale z każdym meczem było lepiej. Na półmetku sezonu drużyna zajmuje miejsce w dolnej połówce tabeli, ale ma dużą przewagę punktową nad grupą spadkowa (w ostatnim meczu Górnik pokonał Czerteż 7:1).

Najlepsza drużyna piłkarska Podkarpacia (właściwego), Karpaty Krosno, słabo sobie radzi w tym sezonie. W tabeli grupy IV III ligi zajmują dopiero 14 miejsce w tabeli na półmetku sezonu. Mogą mieć duże problemy z utrzymaniem się III lidze. Reprezentant Sanoka Ekobal, który jest w tym sezonie beniaminkiem w IV lidze podkarpackiej, spisuje się dobrze. Mistrzostwo raczej mu nie grozi, ale usadowił się pewnie w środku tabeli na półmetku sezonu. Spadek z tej ligi do niższej klasy grozi za to sąsiadowi Ekobalu, Cosmosowi Nowotaniec. Drużyna z Nowotańca przeżywa ogromny kryzys, odeszło od niej wielu czołowych zawodników. Czarni Jasło, którzy nie utrzymali się w IV lidze i występują w tym sezonie w klasie okręgowej, spisują się nieźle. Warto odnotować, że w tej lidze prowadzą „sąsiedzi” Strachociny, Przełom Besko przed Start Rymanów i Partyzantem Targowiska. Depczą im po piętach Czarni Jasło. Niestety, nie ma już w tej klasie Górnika Strachocina.

Sanoccy hokeiści, którzy przez kilka lat, jako Ciarko Sanok należeli do ścisłej czołówki krajowej (w sezonach 2011/2012 i 2013/2014 byli mistrzem Polski), po rocznej całkowitej przerwie wystartowali jako "Ciarko HK 58 Sanok" w rozgrywkach, ale II ligi słowackiej (słowackie media używają nazwy HK 58 Sanok). Na razie słowacki hokej wydaje się być „zbyt wysokim progiem” dla Sanoczan, zajmują oni ostatnie miejsce w tabeli.

Koszykarze drużyny Miasto Szkła Krosno bardzo dobrze zadebiutowali w poprzednim sezonie w koszykarskiej Ekstraklasie. W tym sezonie wystartowali gorzej, grają ze zmiennym szczęściem. Przegrali wysoko z Włocławkiem ale wygrali ze Szczecinem, liderem tabeli.

 

 

ODESZLI OD NAS

Jan Ignacy Adamiak ze Strachociny

2 czerwca 2017 r. zmarł w Strachocinie Jan Ignacy Adamiak, wnuk Balbiny z Giyrów-Piotrowskich. Jan urodził się 8 maja 1944 r., był synem Józefa Adamiaka i Zofii z Winnickich. Był żonaty z Danutą Mogilaną. Został pochowany na cmentarzu w Strachocinie

Sylwester Mogilany ze Strachociny

We wrześniu 2017 r. w Strachocinie zmarł Sylwester Mogilany, mąż Agnieszki z d. Piecuch, córki Alicji z Piotrowskich „spod Stawiska”. Sylwester pozostawił żonę Agnieszkę i syna Miłosza.

 

 

LISTY OD CZYTELNIKÓW

Po Zjeździe do „redakcji” biuletynu rozdzwoniły się telefony, wpłynęło wiele maili, wszystkie z podziękowaniami dla organizatorów Zjazdu za jego organizację. Wszystkie te podziękowania przekazaliśmy na ręce Przewodniczącego Komitetu Organizacyjnego Waldemara Berbecia- Piotrowskiego ze Strachociny. Poniżej szerzej informujemy tylko o takich dwóch przesyłkach mailowych z Sanoka.

Od pani Róży Nebesio z Sanoka, żony Jana, syna Michaliny z Błaszczychów-Piotrowskich, dostaliśmy piękny list, w ogromnej większości poświęcony wrażeniom ze Zjazdu. Pani Róża szeroko (i z zachwytem) opisuje nie tylko wydarzenia podczas Zjazdu, które się jej podobały, ale także barwnie opisuje uroki Strachociny. Szczególnie piękny widok z Gór Kiszkowych na dolinę Potoku Różowego („Różany”, jak mawiają Strachoczanie), z Górami Słonnymi, z Wroczniem i Kopaczem w tle, a także wspaniały widok w kierunku Zarszyna, na rozległą dolinę Dołów Sanockich. Pani Róża nie zapomniała nawet o Kopcu Chrystusa Króla koło kościoła i tryskającej tam wodzie. Wdzięczna jest organizatorom za możliwość uczestniczenia w Zjeździe i przeżywania tych wszystkich wspaniałych wydarzeń. Pani Róża jest pracownikiem Muzeum Historycznego w Sanoku, jej kolegą z pracy jest Paweł Skowroński, który wcielił się w postać jednego z braci Rosińskich, „szlachciury” z zespołu „Scutum”. Zespół ten dał wspaniały występ podczas Zjazdu. Pani Róża chce zainteresować działalnością Stowarzyszenia Piotrowskich ze Strachociny (przede wszystkim wydawniczą) bibliotekę sanockiego Muzeum Historycznego. Do pięknego listu i podziękowań organizatorom Zjazdu dołączył się także mąż Jan. Pani Różo, dziękujemy, cieszymy się z nawiązania bliższej znajomości.

Od pani Małgorzaty Dąbrowskiej z Sanoka, córki Władysławy z Błaszczychów-Piotrowskich Sawczak, naszej stałej korespondentki, otrzymaliśmy kolejne sympatyczne przesyłki. Pani Małgorzata pisze w pierwszej z uznaniem o organizatorach Zjazdu. Uważa, że należą się im szczególne podziękowania za zmobilizowania tak dużej ilości potomków Stefana Piotrowskiego do przyjazdu na Zjazd, za wspaniałe przygotowanie młodzieży do występów, za dekorację sali, a paniom z Koła Gospodyń za wszystkie pyszne dania. W innej przesyłce pani Małgorzata przesłała nam piękne zdjęcia jesieni w naszych podkarpackich uzdrowiskach – Iwoniczu i Rymanowie. Pani Małgorzato, dziękujemy!

 

NOWINY GENEALOGICZNE

Podczas II Zjazdu Potomków Stefana Piotrowskiego uczestnicy nanieśli na nasze drzewo genealogiczne kilkanaście większych i mniejszych zmian. Oto one:

Anna Piotrowska „z Kowalówki” z Leska, córka Piotra i Jadwigi z d. Kolarz, urodzona 22 czerwca 1990 r., wyszła za mąż za Marcina Żmudę, ur. 13 maja 1990 r.

Grzegorzowi i Annie z Neumannów Dąbrowskim z Rzeszowa urodziła się 18 czerwca 2017 r. córka, Aleksandra Iwanka. Grzegorz jest wnukiem Władysławy z Błaszczychów-Piotrowskich Sawczak, synem Małgorzaty i Mariana Dąbrowskich.

Wojciech i Monika Dziubanowie są rodzicami trzech córek, Agnieszki (ur. 2003 r.), Hanny Łucji (ur. 19.02.2016 r.) i Emilii (ur. 2008 r.), a nie jak podano Eweliny. Wojciech jest wnukiem Michaliny z Błaszczychów- Piotrowskich Nebesio.

15 maja 2017 r. urodził się w Warszawie Stanisław Król, syn Katarzyny z Dziubanów i Michała Królów. Katarzyna, córka Alicji i Jerzego Dziubanów, jest wnuczką Michaliny z Błaszczychów-Piotrowskich Nebesio (siostrą Wojciecha).

Mężem Ewy Nebesio (ur. 1987 r.), wnuczki Michaliny z Błaszczychów-Piotrowskich Nebesio, jest Grzegorz Sabat (ur. 1985 r.). Ewa i Grzegorz mają dwóch synów – Witolda (ur. 18.04.2012 r.) i Antoniego (ur. 16.04.2013 r.).

Mariusz Piotr Komorek (syn Leona i Zofii z Fryniów-Piotrowskich) i Izabela ze Śniecińskich, są rodzicami trójki dzieci: Macieja (ur. 12.02.1993 r.), Jakuba (ur. 11.02.1998 r.) i Kingi (ur. 7.01.2006 r.).

Beata z Fryniów-Piotrowskich i Piotr Kocowie z Krakowa, są rodzicami czwórki dzieci: Tadeusza (ur. 28.12.1995 r.), Jadwigi (ur. 17.12.1998 r.), Franciszka (ur. 23.04.2000 r. i Stefana (ur. 4.05.2007 r.).

Syn Anny z Fryniów-Piotrowskich i Henryka Dżuganów Maciej urodził się 2.06.1978 r. Maciej i Małgorzata mają dwóch synów: Rafała (ur. 17.04.2009 r.) i Szymona (ur. 8.04.2012 r.).

Marek Radwański, wnuk Cecylii z Fryniów-Piotrowskich Radwańskiej, żonaty jest z Teresą ur. 30.09.1986 r. Brat Marka, Arkadiusz Radwański, żonaty jest z Anną z d. Grzebień (a nie z Agnieszką). Arkadiusz i Anna mają dwójkę dzieci: Paulinę (ur. 20.11.2009 r.) i Marcina (ur. 14.04.2015 r.), wnuków Cecylii z Fryniów-Piotrowskich Radwańskiej.

John Chris Swemba (ur. 2.02.1976 r.), wnuk Anny z Błaszczychów-Piotrowskich i Johna Swembów, żonaty jest z Rebeccą Kost. John Chris i Rebecca maja dwóch synów: Johna Elisha (ur. 2007 r.) i Ethana Jamesa (ur. 2012 r.).

Carey Lynn Swemba (ur. 16.03.1979 r.), wnuczka Anny z Błaszczychów-Piotrowskich i Johna Swembów, jest zamężna za Dennisa, z którym mają trójkę dzieci: Dylana Thomasa (ur. 2006 r.), Chase Russell (ur. 2008 r.) i Genevieve Lee (ur. 2013 r.).

 

 

ROZMAITOŚCI

1. II Zjazd potomków Stefana Piotrowskiego ze Strachociny – Strachocina 20017 r.

Subiektywna relacja starszego uczestnika Zjazdu.

II Zjazd Potomków Stefana Piotrowskiego ze Strachociny w Ziemi Sanockiej – Strachocina 2017 odbył się w dniach 8 – 9 lipca 2007 roku w Strachocinie koło Sanoka, w województwie podkarpackim. Wzięło w nim udział ok. 200 osób.

1. Przygotowania

            Zamiar zorganizowania II Zjazdu Potomków Stefana Piotrowskiego ze Strachociny zrodził się już dziesięć lat temu, podczas I Zjazdu. Poprzedni Zjazd upamiętniał 250-tą rocznicę śmierci Stefana, II Zjazd miał upamiętniać 350-tą rocznicę urodzenia Stefana. Co prawda, nie znamy dokładnej daty urodzin Stefana, w zapisie jego zgonu, który nastąpił 29 października 1757 roku, znajduje się tylko informacja, że zmarł w wieku „około 90 lat”. Przyjęliśmy więc rok 1667 za „pewną” datę jego urodzin i zaplanowaliśmy kolejny zjazd potomków Stefana w 2017 roku. Wpisało się to zresztą dobrze w dziesięcioletni długofalowy cykl planowanych rodzinnych zjazdów. Organizacją Zjazdu zajęło się powstałe w 2009 roku (rok rejestracji) Stowarzyszenie Piotrowskich ze Strachociny. Zarząd Stowarzyszenia powołał Komitet Organizacyjny Zjazdu w składzie:
            Przewodniczący Komitetu:
                  Waldemar Berbeć-Piotrowski ze Strachociny, wiceprezes Stowarzyszenia
            Członkowie:
                  Ks. prałat Kazimierz Piotrowski „z Kowalówki” z Iwonicza
                  Zbigniew Fryń-Piotrowski z Krosna – Marszałek Zjazdu
                  Bronisław Berbeć-Piotrowski ze Strachociny
                  Franciszek „Błażejowski”-Piotrowski z Sanoka
                  Jan Klimkowski ze Strachociny (mąż Aliny z Błaszczychów-Piotrowskich)
                  Marta Berbeć-Piotrowska ze Strachociny
                  Marek Piotrowski „spod Mogiły” z Krakowa

            Ciężar przygotowań spoczywał przede wszystkim na barkach członków Komitetu pochodzących ze Strachociny i z Sanoka. W miarę możliwości pomagali im inni członkowie Komitetu a także Zarządu Stowarzyszenia. Komitet po rozważeniu różnych koncepcji zdecydował się na organizację zjazdu analogiczną jak 10 lat temu, to znaczy w strachockim Domu Ludowym (właściwie Wiejskim Domu Kultury, ale potocznie nazywanym Domem Ludowym) i na położonym niedaleko (ok. 100 m) dawnym boisku szkolnym. Ognisko zaplanowano na miejscu dawnej szkoły, wyburzonej wiele lat temu po uszkodzeniu przez wybuch gazów. Ustalono termin zjazdu na początek lipca (8 – 9 lipca) nie kolidujący z terminem rocznicy bitwy pod Grunwaldem (występ rycerzy!). Sprecyzowano wstępnie program, nie odbiegający zbytnio od programu poprzedniego zjazdu, który tak dobrze zapisał się w pamięci uczestników. Jak przed poprzednim zjazdem, najdłuższa dyskusja toczyła się na temat wysokości składki na pokrycie kosztów zjazdu. Propozycje były różne, wahały się od 50 zł do 120 zł. „Stanęło” na 90 zł od osoby powyżej 14 lat. Dla dzieci i młodzieży do lat 14 ustalono wstęp wolny. Miało to za zadanie zachęcenie do udziału w zjeździe rodzin z dziećmi. Zdaniem niektórych składka była zbyt wysoka, być może spowodowało to skromny udział w zjeździe mieszkańców Strachociny, potomków Stefana. Założono udział 200 osób i dla takiego założenia skonstruowano budżet zjazdu. Przy mniejszej ilości uczestników przyszłoby „ciąć” wydatki, przy większej mogłyby wystąpić problemy z miejscem w sali Domu Ludowego. W sumie okazało się, że założenia Komitetu były prawidłowe, w niewielkim zakresie „zdarzył” się drugi przypadek, kilkanaście „nadplanowych” osób trzeba było przyjąć po zamknięciu listy. Na szczęście okazało się, że nie wszyscy wcześniej zaplanowani dotarli na zjazd tak więc nie było problemu z miejscem. Przedstawiciele Komitetu założyli w sanockim oddziale Podkarpackiego Banku Spółdzielczego (PBSBank) oddzielne konto zjazdowe (obok konta Stowarzyszenia) dla gromadzenia wpłat zjazdowych.

           Warto podkreślić, że w biuletynie Stowarzyszenia „Sztafeta pokoleń” już od 2013 roku ukazywały się informacje o organizacji zjazdu w 2017 roku i dyskusjach wokół tej sprawy w Zarządzie Stowarzyszenia. W numerze 15 z czerwca 2015 ukazał się „Apel do Potomków Stefana” z informacją o organizacji zjazdu i prośbą o deklarowanie udziału. Apel miał za zadanie wysondowanie ilości ewentualnych uczestników zjazdu. W numerze 18-tym biuletynu z grudnia 2016 r. ukazała się informacja o powołaniu Komitetu Organizacyjnego Zjazdu, jego skład osobowy i w miarę pełna informacja o zjeździe, łącznie z podaniem konta w banku dla wpłat.

           Jesienią 2016 roku Komitet pracował już „całą parą”. Zawarł umowę z Kołem Gospodyń Wiejskich w Strachocinie w sprawie części „kulinarnej” zjazdu, łącznie ze sprecyzowaniem szczegółów jadłospisu. Zawarto umowę na wynajem sali w Domu Ludowym i miejsca na boisku „szkolnym”. Zawarto porozumienia z Bractwem Rycerskim z Sanoka, z gminnym zespołem ludowym „Kamraty” (ale ze strachockim rodowodem!), z zespołem muzycznym przygrywającym do tańców, z Zespołem Szkół w Strachocinie w sprawie występu zespołów szkolnych na Zjeździe, itp. Ustalono treść i formę „Zawiadomienia o II Zjeździe Potomków Stefana Piotrowskiego”, które w grudniu rozesłano do tych potomków Stefana, których adresami dysponowano. Ostateczny termin zgłoszeń udziału w Zjeździe ustalono na 30 kwietnia 2017 roku. Do „Zawiadomienia” dołączono „Deklarację uczestnictwa”, którą należało przesłać na adres Komitetu Organizacyjnego. Decydowała jednak tylko wpłata składki do banku, „Deklaracja” była tylko pomocą w określeniu ilości uczestników, m.in. ze względu na dzieci, które brały udział w zjeździe bezpłatnie. Wpłaty i deklaracje wpływały powoli, powodując „nerwówkę” członków Komitetu. Dopiero w drugiej połowie kwietnia ruszyła „lawina”. Jak należało się spodziewać, znaleźli się spóźnialscy, którzy nie zdążyli z wpłatą w terminie, do czasu zamknięcia konta. Stanowiło to dodatkową trudność dla Komitetu, ale udało się ją pokonać. Można szacować, że informacja o organizacji zjazdu dotarła przynajmniej do 250 adresatów – bezpośrednio poprzez „Zawiadomienie”, a także poprzez biuletyn „Sztafeta pokoleń”. Licząc z rodzinami, o zjeździe dowiedziało chyba blisko tysiąc osób. Także potomkowie Stefana w Stanach Zjednoczonych.

           Prace organizacyjne w „terenie” ruszyły późną wiosną. Staraniem Komitetu odnowiono krzyż na cmentarzyku „cholerycznym” w lesie kopalnianym. Wycięto krzaki, wykoszono trawę, krzyż pomalowano. Wyczyszczono tablicę pamiątkową Stefana na cmentarzu parafialnym. Obłożono okładziną kamienną betonową podstawę tablicy. Wykoszono teren wokół „kurhanika” Stefana na Górach Kiszkowych, a także drogę od wsi do gór. Na boisku „szkolnym” zbudowano wiatę (bardzo się przydała!), przed samym zjazdem ustawiano dodatkowo pawilon (też bardzo potrzebny podczas deszczu). Na potrzeby śpiewów chóralnych przy ognisku przygotowano „Śpiewnik zjazdowy” w dwustu egzemplarzach. W śpiewniku znalazło się 133 piosenek o najróżniejszej tematyce, począwszy od patriotycznych, poprzez tradycyjne wojskowe i partyzanckie, biesiadne (w tym niektóre dość frywolne), ludowe, cygańskie, harcerskie, stare melodyjne przeboje z dawnych lat, piosenki młodszej generacji, piosenki morskie (w tym szanty), na obcojęzycznych piosenkach kończąc. Układ piosenek był szeroko konsultowany z przedstawicielami różnych pokoleń i środowisk. W praktyce okazało się później, że nie był w ogóle wykorzystywany, padający deszcz skutecznie zdezorganizował „ognisko” i uniemożliwił śpiewanie.

           Przygotowano także „Informator zjazdowy” (200 egzemplarzy), w którym znalazł się program zjazdu, krótka informacja o Stowarzyszeniu Piotrowskich, aktualny skład jego władz, informacje o biuletynie Stowarzyszenia „Sztafeta pokoleń” i o stronie internetowej Stowarzyszenia. W tej części Informatora zamieszczono kopię decyzji starosty sanockiego z 14 stycznia 2009 roku o rejestracji Stowarzyszenia, widok okładki jednego z numerów „Sztafety”, widok strony tytułowej strony internetowej Stowarzyszenia oraz zdjęcie (niestety, tylko czarno-białe) tablicy pamiątkowej Stefana na cmentarzu. W tekście podkreślono, że członkami Stowarzyszenia (mimo nazwy) mogą być wszyscy potomkowie Stefana Piotrowskiego, noszący różne nazwiska, a nie tylko Piotrowscy, a „tłustym” drukiem podano, że w praktyce „Zarząd Stowarzyszenia traktuje wszystkich potomków Stefana Piotrowskiego za członków Stowarzyszenia, niezależnie od tego czy dopełnili wszystkich formalności regulaminowych”. W dalszej części Informatora zamieszczono krótką historię rodzinnej wsi Strachocina, ze szczególnym uwzględnieniem okresu drugiej połowy XVII wieku, czasu w którym kształtowała się współczesna Strachocina po ogromnej katastrofie (praktycznie unicestwieniu) spowodowanej najazdami tatarskimi, Kozaków i Siedmiogrodzian. Dłuższy opis poświęcono także sprawie „szlacheckości” dużej części mieszkańców Strachociny i problemy z nią po I rozbiorze Polski, w austriackiej Galicji. W kolejnej części Informatora przedstawiono krótko sylwetki Stefana, jego synów, Stanisława i Kazimierza, oraz ich dzieci. W ostatniej części przedstawiono bardzo krótko sprawę „klanów” strachockich Piotrowskich i próby wyjaśnienia pochodzenia ich „imionisk” (nazw). Informator miał objętość 52 stron. Trzecią broszurką, którą otrzymali uczestnicy było „Drzewo genealogiczne” potomków Stefana Piotrowskiego. Okładki wszystkich trzech broszurek były ozdobione zwyczajowym logo Stowarzyszenia, pierwsza strona rodowym „dębem” z nazwami „klanów” Piotrowskich, ostatnia strona domniemanym, mocno uproszczonym, herbem strachockich Piotrowskich. Dla wszystkich uczestników Zjazdu przygotowano imienne identyfikatory w różnych kolorach, każdy „klan” miał inny kolor. Na ścianie korytarza prowadzącego do sali Domu Ludowego powieszono „Drzewo genealogiczne” o wymiarze 4,3 m x 0,95 m, przedstawiające w formie prostego diagramu aktualny stan wiedzy o potomkach Stefana. Przygotowano nagrody dla zwycięzców turnieju sportowego, w tym wiele ciekawych pucharów z odpowiednimi opisami. Przygotowano sprzęt do turnieju sportowego.

            Z rozważanych wstępnie „gadżetów” zjazdowych zrealizowano pomysł z albumem i płytą w okładce (komplet wspólnie opakowany) o św. Andrzeju Boboli, strachockim Rodaku, wydany przez Wydawnictwo La Salette Księży Misjonarzy Saletynów w Krakowie, pt. „Niezłomny patron Polski Święty Andrzej Bobola”. Redaktorem albumu jest ks. Grzegorz Zembroń MS, wśród autorów tekstów jest ks. prałat Józef Niżnik, wieloletni proboszcz strachocki, twórca i budowniczy Sanktuarium Św. Andrzeja Boboli w Strachocinie. Album jest pięknie wydany, na bardzo dobrym papierze, pełen pięknych zdjęć (w tym wiele kolorowych), wśród nich także związanych ze Strachociną (kaplica na Bobolówce, wnętrze kościoła i inne), kopii obrazów historycznych, portretów znanych postaci historycznych, dokumentów. Przygotowano ponad 100 egzemplarzy albumu z płytą, otrzymała je każda rodzina, także jednoosobowa. W czerwcu rozesłano do uczestników zjazdu zaproszenia. Zaproszenia były ozdobione pięknym kolorowym herbem tatarskich kniaziów Piotrowskich, przedstawiającym stylizowaną srebrną strzałę, ozdobioną książęcym płaszczem z gronostajów i mitrą książęcą (wzór herbu przygotował przed poprzednim zjazdem Piotr Koc z Krakowa, mąż Beaty Fryń-Piotrowskiej), sam potomek szlachty zaściankowej z Podlasia.

            Program zjazdu przedstawiony w Zaproszeniu wyglądał następująco:

I dzień – sobota (8.07.2017 r.)

Godz.   9.00     Odwiedziny grobów rodzinnych na strachockim cmentarzu,
 odwiedziny Bobolówki (indywidualnie)
          10.30Spotkanie przed kościołem Św. Katarzyny - powitanie
          11.00Msza Św. w intencji naszych przodków i uczestników Zjazdu
          12.15Złożenie wieńca pod tablicą pamiątkową Stefana Piotrowskiego ze Strachociny na cmentarzu
          13.00Powitanie w Domu Ludowym
          13.20Obiad
          14.30„Spotkanie z historią rodzinną i sportem”
 - prezentacja rodzin
 - informacja o Stowarzyszeniu Piotrowskich,
 w tym o biuletynie „Sztafeta pokoleń” i stronie internetowej,
 - turniej sportowy
          19.00Ognisko z pieczeniem kiełbasek, śpiewami chóralnymi i występami „grup artystycznych”
          21.30Powrót do Domu Ludowego, kolacja, zabawa z tańcami i popisami wokalnymi do białego rana

II dzień – niedziela (9.07.2017 r.)

Godz. 10.30     Udział w Mszy Św. w kościele Św. Katarzyny
          12.00Spotkanie w Sali Domu Ludowego, poczęstunek
          13.00Wycieczka na Góry Kiszkowe do pamiątkowego „kurhanika” Stefana Piotrowskiego
          15.30Zwiedzanie strachockiej Izby Pamięci
          16.30Sala Domu Ludowego - dyskusja o Stowarzyszeniu, wybór nowych władz Stowarzyszenia, ewentualne ustalenia i uchwały
          18.00Zamknięcie Zjazdu, pożegnania.

           Krótko przed zjazdem przygotowano salę, wysprzątano, wymyto podłogę, ustawiono krzesła i stoły, na nich wizytówki poszczególnych „klanów”. Udekorowano salę, m.in. herbami (w tym haftowanym kniaziowskim herbem Piotrowskich, ofiarowanym na poprzednim zjeździe przez uczestników z USA, dziełem Rose z Błaszczychów-Piotrowskich Taylor z Rossford w stanie Ohio), a także scenografią do występu zespołu scenicznego. Przygotowano duży baner z napisem „Witamy uczestników II Zjazdu Potomków Stefana Piotrowskiego – Strachocina 2017”. Powieszono go nad wejściem do Domu Ludowego w sobotę rano. Przygotowano drewno na ognisko, kije do pieczenia kiełbasek na ognisku, a także, na wszelki wypadek, „awaryjne” namioty przeciwdeszczowe (nie zostały wykorzystane, mimo deszczu). Panie z Koła Gospodyń Wiejskich przygotowały w kuchni sprawy „kulinarne”. Główny ciężar przygotowań do zjazdu, jak już wspomniano, wzięli na siebie miejscowi członkowie Komitetu, ze Strachociny i Sanoka, wspierani przez niezbyt liczne grono miejscowych potomków Stefana.

2. Przebieg

            W sobotę 8 lipca pierwsi uczestnicy Zjazdu zaczęli zjawiać się na strachockim cmentarzu ok. godz. 9-tej. Nie było ich wielu, większość pojechała od razu do kościoła. Jednak kilkadziesiąt osób przyszło odwiedzić groby swoich przodków i bliskich. Przybysze z różnych stron Polski podziwiali piękne nagrobki i grobowce wzniesione w ostatnich latach. Osoby znające lepiej strachocki cmentarz pełniły rolę przewodników dla tych, którzy znaleźli się tam pierwszy raz w życiu. Z cmentarza część „zjazdowiczów” przeszła na nieodległą Boblówkę, do kaplicy poświęconej pamięci św. Andrzeja Boboli, stojącej w dawnym parku dworskim, z dębami pamiętającymi zapewne czas Bobolów w Strachocinie.

            Ok. godz. 10.30 przed kościołem parafialnym pod wezwaniem Katarzyny Aleksandryjskiej (ostatnio uzyskał status Sanktuarium Świętego Andrzeja Boboli) zebrali się wszyscy uczestnicy Zjazdu. Niektórzy przybyli z cmentarza lub Bobolówki, ale większość przyjechała wprost z domów pod kościół. Parkowano samochody, witano się, odnawiano stare znajomości, nawiązywano nowe.

            O godz. 11-tej rozpoczęła się msza św. w intencji zmarłych przodków i zebranych uczestników Zjazdu. Mszę odprawił ks. prałat Kazimierz Piotrowski „z Kowalówki”, były proboszcz parafii Iwonicz koło Krosna, obecnie na emeryturze. Lekcję i modlitwy „intencyjne”, oraz psalmy responsoryjne czytali i śpiewali uczestnicy Zjazdu. Ksiądz Kazimierz wygłosił piękną homilię w której skupił się na postaci Stefana Piotrowskiego jako doskonałego wzorca do naśladowania przez potomków. Wspomniał o jego „szlacheckości”, ale przede wszystkim w sensie „szlachetności”. Szlachetności charakteru, pracowitości, szacunku i uznania ze strony współmieszkańców. Świadectwem tego było złożenie jego ciała po śmierci wewnątrz kościoła, pod posadzką, pod chórem. Po zakończeniu mszy św. głos na krótko zabrał ks. prałat Józef Niżnik, strachocki proboszcz, który przybliżył zebranym postać św. Andrzeja Boboli, strachockiego rodaka. Jak zaznaczył ksiądz proboszcz, nie było to typowe jego wystąpienie, jakie wygłasza zazwyczaj do pielgrzymek przychodzących do Sanktuarium Świętego Andrzeja Boboli, bo nie chciał nam zabierać dużo czasu. Przypomniał jednak o początkach kultu św. Andrzeja w Strachocinie, o „straszeniu” w plebanii, wspomniał fragment książki Wiesława Kielara, który jeździł na wakacje do swojego wuja, ks. Władysława Barcikowskiego, proboszcza w Strachocinie, w którym autor przedstawił „nietypowe” wydarzenia na plebanii. Przede wszystkim jednak podkreślił wielkość postaci św. Andrzeja, „duszochwata” jak go nazywano - jego żarliwość w głoszeniu Ewangelii, hart ducha, wierność swoim zasadom aż do końca, aż do męczeńskiej śmierci.

            Po zakończeniu mszy rozpoczęła się sesja zdjęciowa. Jak zwykle przy takich okolicznościach, przy tej ilości ludzi, nie obyło się bez pewnego chaosu. Fotograf próbował zaprowadzić jakiś porządek, ale nie bardzo mu się udawało. Zrobiono wspólne zdjęcie na tle wejścia do kościoła, nad którym widnieje napis „Sanktuarium Świętego Andrzeja Boboli”. Prawdopodobnie wielu uczestników Zjazdu nie znalazło się na zdjęciu bo się gdzieś „zawieruszyli”, albo ich nie widać bo są zasłonięci. W sumie na zdjęciu można się doliczyć jedynie 180 osób. Zdecydowanie lepiej wypadły zdjęcia poszczególnych „klanów”. „Klan” Błaszczychów, wyjątkowo licznie reprezentowany na zjeździe (m.in. przez 16-tu Amerykanów), zrobił sobie zdjęcie na tle dzwonnicy. Sesja zdjęciowa mocno się przedłużyła, trwała ponad pół godziny. Zdjęcia były gotowe już w sobotę, zostały rozprowadzone odpłatnie.

Uczestnicy Zjazdu przed kościołem w Strachocinie

            Po wykonaniu zdjęć część uczestników pojechała wprost do Domu Ludowego, pozostali przeszli (lub przejechali) na cmentarz, gdzie złożono kwiaty i zapalono znicz pod tablicą pamiątkową Stefana Piotrowskiego. Sama uroczystość była krótka, uczestniczący w niej zjazdowicze na krótko rozproszyli się po cmentarzu odwiedzając groby swoich krewniaków, a później udali się do Domu Ludowego. Tam wszyscy otrzymali swoje identyfikatory, łącznie z najmłodszymi. Identyfikatory sprawnie rozprowadzała ekipa Jana Klimkowskiego – Jan, Ania z Berbeciów-Piotrowskich Cecuła, Weronika Błaszczycha-Piotrowska i Agata z Radwańskich. Dorośli i starsza młodzież otrzymali broszurki – Informator, „Drzewo” i Śpiewnik (było ich tyle, że bez problemów mógł je otrzymać każdy, nawet dzieci), przedstawiciele rodzin otrzymali albumy ze Świętym Andrzejem Bobolą.

            Ok. godz. 13.30 wszyscy zajęli miejsca przy stołach na sali zgodnie z przydzielonymi poszczególnym „klanom” miejscami. Przywitała ich Bożena Piotrowska „spod Stawiska” z Zabłociec koło Sanoka okolicznościowym wierszowanym tekstem, przygotowanym przez nią na tę okazję. Po niej głos zabrał Marszałek Zjazdu, Zbigniew Fryń-Piotrowski z Krosna. Marszałek krótko przed Zjazdem nabawił się kontuzji stawu biodrowego, poruszał się o kulach. Na krótko jednak przemógł swoją słabość i mimo bólu, wystąpił przed audytorium (o jednej kuli), witając zebranych, przepraszając za swoją niedyspozycję i życząc dobrej zabawy. Zakończył sakramentalnymi słowami: „Uważam II Zjazd Potomków Stefana Piotrowskiego ze Strachociny za otwarty”. Zebrani nagrodzili go gromkimi bramami. Po Marszałku głos ponownie zabrała Bożena (zastąpiła Marszałka w prowadzeniu Zjazdu już do końca) przypominając dalszy program i szczegółowo rozwijając poszczególne punkty. Kończąc, zaprosiła zebranych do obiadu życząc „Smacznego”. Stoły były już pełne napojów, kompotów, wód mineralnych, wina i mocniejszego trunku. Na obiad zaserwowano najpierw krem z kalafiorów, na drugie danie schab w sosie z ziemniakami i surówką z kapusty lub gotowaną marchewką. W trakcie obiadu Bożena prosiła na scenę mówców, którzy kolejno zabierali głos. Sołtys Strachociny, pani Jadwiga Skiba, pochwaliła inicjatywę Zjazdu i życzyła dobrej zabawy. Odczytała list od wójta Gminy Sanok z podobnymi życzenia udanego spotkania. Dyrektor Zespołu Szkół w Strachocinie, pan Andrzej Cecuła, w dłuższym przemówieniu także pożyczył zebranym udanego spotkania, wspomniał także o Stowarzyszeniu Piotrowskich, docenia jego znaczenie, życzył Stowarzyszeniu dalszego pomyślnego rozwoju. Głos zabrał także Władysław Błaszczycha-Piotrowski, przedstawiciel terenowego koła Stowarzyszenia w Gdańsku, „redaktor” biuletynu „Sztafeta pokoleń”. Przede wszystkim podziękował gorąco członkom Komitetu za zorganizowanie Zjazdu, wymieniając tych najbardziej zaangażowanych w prace przygotowawcze – Martę i Waldemara Berbeciów-Piotrowskich, Franciszka „Błażejowskiego”-Piotrowskiego i Jana Klimkowskiego. Poprosił audytorium o uczczenie ich oklaskami – były burzliwe i długie. Zademonstrował ostatni numer „Sztafety” (nr 19) dla tych „zjazdowiczów”, do których nie dotarła jeszcze wieść o niej (w korytarzu rozłożono archiwalne egzemplarze „Sztafety”), wskazał punkt kontaktowy, gdzie można ją otrzymać (Bronisław Piotrowski w Strachocinie). Zaapelował o nadsyłanie materiałów do „Sztafety”. Po nim wystąpił jego brat, Tadeusz Błaszczycha-Piotrowski z Gdańska, założyciel i opiekun Witryny Internetowej Stowarzyszenia, zachęcając zgromadzonych do zaglądania na stronę internetową Piotrowskich ze Strachociny – www.piotrowscy-ze-strachociny.pl (następnie wybrać Witrynę Stowarzyszenie Piotrowskich ze Strachociny). Można tam znaleźć wiele informacji o historii i współczesnym życiu potomków Stefana Piotrowskiego ze Strachociny, m.in. wszystkie biuletyny „Sztafeta pokoleń” (w zakładce „Biuletyny”), opracowanie „Piotrowscy ze Strachociny” (zakładka „Piotrowscy”) i mnóstwo ciekawostek w zakładce „Rozmaitości”.

            Po tych oficjalnych wystąpieniach Bożena zapowiedziała część artystyczną zjazdu – jako pierwszą zaprosiła na scenę grupę muzyczną „klanu” Berbeciów. Wszyscy muzycy grupy są albo absolwentami albo uczniami szkoły muzycznej. Za swój piękny występ otrzymali ogromne brawa, dopominano się bisów. Bożena jednak ostro pilnowała harmonogramu czasowego więc zaprosiła na scenę kolejną grupę artystyczną – teatralną, przedstawiającą scenkę obyczajową z życia dawnej Strachociny. Młodzi artyści w strojach ludowych nieźle zaprezentowali zgromadzonym dawną gwarę strachocką, tak bardzo różną od gwary sąsiednich wsi. Trzy kobiety, jeden mężczyzna i „wyrostek” plotkowali o życiu we wsi. Udanie wplatali w swoją rozmowę przydomki „klanów” strachockich Piotrowskich – Berbeciów, Błaszczychów, Fryniów, Wołaczów i innych. Niektóre z „obmawianych” postaci przypominały rzeczywiste osoby, co wywoływało salwy śmiechu na sali. Cały występ bardzo się podobał słuchaczom, nagrodzili go rzęsistymi brawami. Szkoda, że nie wszyscy obecni mogli docenić wartość tego widowiska – Błaszczychy z Ameryki, niestety, nie znają języka polskich przodków, a tłumaczenie na angielski, oddające subtelności prowadzonych na scenie dialogów, mimo kilku prób, raczej nie wchodziło w grę. Po aktorach Bożena poprosiła na scenę szkolny zespół muzyczny z Zespołu Szkół w Strachocinie. Zespół wykonał kilka piosenek dedykowanych poszczególnym „klanom” Piotrowskich. Poszczególne „klany” wstawały podczas wykonania tych piosenek, biły brawo, były nawet próby tańców. Po tym występie Bożena zapowiedziała rozpoczęcie turnieju sportowego na boisku „szkolnym” i występ kapeli ludowej „Kamraty” na scenie boiska. Wcześniej na stoły podano kawałki tortu. Nie wszyscy mogli podziwiać go w całości (patrz obok), był pięknie ozdobiony domniemanym herbem kniaziów Piotrowskich, wzoru autorstwa Piotra Koca.

            Ok. 16-tej turniej sportowy rozpoczęli najmłodsi. Pierwszą konkurencją był rzut podkową nawiązujący do jeździeckich tradycji przodków Stefana. Wygranie konkursu polegało na zdobyciu jak największej ilości punktów rzucając podkową z odległości 4 m na palik umieszczony pośrodku dywanika, na którym widniały dwa kwadraty, wewnętrzny o boku ok. 1 m, i zewnętrzny o boku ok. 2 m. Za umieszczenie podkowy dokładnie na paliku dostawało się 20 pkt., za trafienie podkową w palik w ten sposób, że podkowa pozostała, po uderzeniu w palik, na małym kwadracie – 7 pkt., za trafienie podkową w palik w ten sposób, że podkowa pozostała po uderzeniu tylko na dużym kwadracie – 3 pkt. Walka o zwycięstwo była zacięta, wygrał Antek Piotrowski „z Kowalówki” z Leska (lat 14). Zawody rzutu podkową prowadzili jako sędziowie Błaszczychy-Piotrowscy z Gdańska, Przemysław, Lechosław i Weronika, córka Przemysława. Ten sam zespół sędziowski rozpoczął także rzut podkową w kategorii „open” (bez limitu wiekowego). Zawodnicy kategorii „open” rzucali z odległości 5 m. W tym czasie najmłodsi przeszli pod kosz i rozgrywali konkurencję „rzut piłką do kosza”. I tutaj wygrał Antek z Leska. Konkurencję tę prowadziła Monika Drak z Krakowa. Niestety, konkurencji rzutu podkową „open” nie udało się dokończyć, a następnych zaplanowanych konkurencji nie dało się już nawet rozpocząć – rozpadał się deszcz, który spędził zawodników z boiska. A miało być jeszcze cięcie szablą główki kapuścianej dyndającej na lince, wyścig w workach i wyścig z jajkiem na łyżce. Wszystko popsuł deszcz. Co prawda, niezbyt mocny ale uciążliwy, nie pozwalający na prawdziwą rywalizację sportową.

            Podczas gdy najmłodsi walczyli na arenie sportowej na scenie boiska „szkolnego” rozpoczęła swój występ kapela ludowa „Kamraty”. „Kamraty” to obecnie reprezentacyjny zespół Gminy Sanok, ale początek ma w Strachocinie, powstał tutaj, jego inicjatorami była rodzina Pielechów, wśród nich Zbigniew, syn Kazimiery z „Błażejowskich”-Piotrowskich. W zeszłym roku (2016) zespół obchodził 30-lecie swojego istnienia. Przez 30 lat działalności dał setki koncertów w kraju i za granicą, prezentując ludowe melodie sanockiego regionu, w tym Strachociny, i zdobywając wiele nagród i wyróżnień na konkursach. Występuje w tradycyjnym składzie 5-osobowym – skrzypce, akordeon, trąbka, klarnet i kontrabas, przyśpiewki, głównie własne zespołu, często dowcipne, wykonuje solistka. Kapela gra głośno, nie oszczędza się, chociaż na wolnym powietrzu jej muzyka nie dawała takiego efektu jak w zamkniętej sali. Dodatkowym utrudnieniem dla słuchaczy była odległość - w trakcie koncertu zaczął padać deszcz (na szczęście, niezbyt intensywnie) i większość z nich przeniosła się z ławek przed sceną pod wiatę i pawilon, stojące w pewnej odległości od sceny. Występ „Kamratów” trwał, z krótka przerwą, ponad godzinę. Szkoda, że warunki nie pozwoliły audytorium na pełny odbiór ich maestrii.

            Ok. godz. 18.30, korzystając z polepszającej się pogody (na chwilę pokazało się nawet słońce, szkoda, że nie na długo, a także podwójna tęcza na wschodzie) na plac wyszli rycerze a właściwie XVII-wieczne „szlachciury”, z Sanoka, z grupy „Scutum”, i przedstawili wspaniały spektakl, który okazał się jednym z najbardziej udanych punktów Zjazdu. Ubrani byli w stroje z tej epoki, kiedy to Stefan Piotrowski i inni drobnoszlacheccy uchodźcy z „płonącej” Ukrainy zasiedlali na nowo wyludnioną Strachocinę. Uzbrojeni byli w szable „batorówki” oraz pistolety i muszkiety. Zademonstrowali jedną scenkę i kilka zabaw ilustrujących dawne obyczaje sanockiej szlachty „zagonowej”. W pierwszej, najdłuższej, scence odegrali konflikt spowodowany próbą porwania dziewczyny, pomiędzy słynnym Jackiem Dydyńskim a braćmi Rosińskimi, też sławnymi, ale złą sławą. Rosińscy próbowali porwania, Dydyński dziewczynę bronił. Dydyński i Rosińscy to postaci historyczne, opisuje ich historyk Władysław Łoziński w swoim dziele „Prawem i lewem – obyczaje na Czerwonej Rusi w połowie XVII wieku”. Podmiot sporu, dziewczynę, jeden z Rosińskich wybrał z widzów, została nią Sabina z Bartkowskich Berbeć-Piotrowska, od niedawna żona Łukasza, synowa Waldemara, przewodniczącego Komitetu Organizacyjnego Zjazdu. Początek sporu był słowną kłótnią, komentował ją w interesujący sposób prowadzący (jeden z Rosińskich). Padały różne argumenty, pogróżki, straszenie strażą starosty sanockiego Mniszcha. Jak było do przewidzenia, konflikt zakończył się pojedynkiem Jacka Dydyńskiego z jednym z braci Rosińskich. Jacek Dydyński to legendarna postać Ziemi Sanockiej. Pochodził z Niewistki nad Sanem (położonej 16 km na północny-wschód od Strachociny), tak pisze o nim Łoziński: „Lisowczyk, zaprawiony w dobrej szkole, ćwiczony na czatach, zasadzkach i podjazdach, śmiały ale bardzo ostrożny i przebiegły, lis szczwany, co się zowie …”. Przed pojedynkiem jeden z Rosińskich ustrzelił z muszkietu sługę rękodajnego Dydyńskiego, Jacek natychmiast się zrewanżował – zastrzelił zabójcę z pistoletu. Pojedynek był zacięty, trzymał obserwatorów w napięciu, ale „dobro” zwyciężyło, Rosiński padł od szabli Dydyńskiego. Będąc przy Dydyńskim warto wspomnieć, że w rękach Dydyńskich był przez wiele lat strachocki folwark (niewielki). Przejął go Edmund Dydyński żeniąc się z Zofią, córką Sabiny z Giebułtowskich i Wincentego Morze. Córka Edmunda, Kazimiera Maria Dydyńska była ostatnią właścicielką strachockiego folwarku, który został rozparcelowany po 1945 roku. Kazimiera zmarła w 1947 r.

            Po zakończeniu pojedynku Dydyńskiego z Rosińskim Sabina pozostała na placu boju, ale nie z Jackiem. Z tłumu widzów wyłowiono jej męża (prawdziwego) Łukasza i „zmuszono” parę do ciekawej zabawy – Łukasz trzymał obnażoną szablę a Sabina wrzucała na nią pierścienie (o średnicy ok. 10 cm). Udało jej się tylko dwa razy na pięć prób. Później w szranki do tej zabawy stawały inne pary, m.in. Amerykanie, małżeństwo Lori i Spence Sunderlandowie. Śmiechu było co nie miara, poszczególne pary wczuwały się w atmosferę i wygłupiały się w najróżniejszy sposób. Trafić pierścieniem na szablę z 2 – 3 metrów nie było łatwo. Kolejną zabawą z „panami szlachtą” był „pojedynek” czterech chłopaków wybranych z widowni. Ustawieni twarzami do siebie „na krzyż”, trzymali oni rękami koło zrobione z włókiennej liny. Za każdym z nich, w odległości ok. trzech kroków, ustawili się „szlachcice” z kieliszkami wódki (ponoć, ale nie jest pewne czy to była wódka). Na znak prowadzącego ewentualny zwycięzca miał przeciągnąć konkurentów tak aby sięgnąć jedną ręką po kieliszek i wypić „nagrodę”. Walka była niebywale zacięta, szala zwycięstwa przechylała się na różne strony, wreszcie zwycięzca, wytrzymując kolejne ataki rywali, przeciągnął ich na tyle, że mógł sięgnąć po nagrodę. Przez cały czas widzowie zagrzewali swoich faworytów do walki, zwycięzca dostał gromkie brawa. Kolejną zabawą (też w parach) było wypicie kieliszka wódki (?) ustawionego na wyciągniętej poziomo szabli. Zawodnik miał za zadanie podejść do swojej damy, przyklęknąć przed nią i wstać, przez cały czas trzymając pełny kieliszek na wyciągniętej szabli. Zadanie było trudne, ale znaleźli się kawalerowie, którzy tego dokonali. Dokonała tego także jedna dama, Ania Klimkowska, ale bez przyklęku przed wybranym kawalerem. Na przyklęk nie pozwalał jej honor damy.

            Ostatnią „zabawą” zaaranżowaną przez zespół „szlachecki” była walka na palcaty. Dawniej palcaty były to najczęściej grube kije okręcone słomą lub innym elastycznym materiałem osłabiającym siłę uderzenia (dzisiejsze prawdopodobnie gąbką). Wcześniej prowadzący wyjaśnił o co chodzi – palcaty służyły kiedyś do fechtunku, ćwiczeń szermierczych, przede wszystkim dla młodych, początkujących szermierzy. Tutaj miał fechtować mistrz, jeden ze „szlachciurów”, z młodymi i najmłodszymi (od 2 do 14 lat) adeptami szermierki. Do „walki” ustawiła się dość długa kolejka młodych amatorów walki. Mali szermierze różnie poczynali sobie z profesjonalnym przeciwnikiem, niektórzy byli stateczni, wyrachowani, inni impulsywni, szybcy, zaskakujący mistrza nietypowymi uderzeniami (np. Staś Błaszczycha-Piotrowski z Gdańska, lat 12). Startowali także dwaj Amerykanie, 14-letni Gabriel Nitschke (najstarszy z uczestników) i 4-letni Reid Grimmer (najmłodszy). Wszyscy wkładali dużo zapału i serca w walkę, przed starszymi mistrz musiał się mocno bronić.

Pojedynek na palcaty – szlachcica atakuje 12-letni Staś Piotrowski

            Walka na palcaty była ostatnią pozycją historycznego pokazu. Trwał on ponad półtorej godziny. Na zakończenie prowadzący cały pokaz, jeden z „braci Rosińskich” (w rzeczywistości Paweł Skowroński, pracownik Muzeum Historycznego w Sanoku) dał króciutki wykład historyczny na temat Jacka Dydyńskiego i braci Rosińskich (słynnych szlacheckich warchołów i rozbójników z Teleśnicy Oszwarowej w Bieszczadach), a także króciutki wykład na temat XVII-wiecznych muszkietów zakończony demonstracyjnym wystrzałem z muszkietu (wcześniej także padło kilka strzałów). Zespół dostał gromkie brawa a najmłodsi oblegli „szlachciurów” robiąc sobie z nimi zdjęcia.

            Niestety, pogoda była łaskawa tylko dla zespołu „szlachciurów”. Krótko po zakończeniu ich występu zaczęło mżyć, później zaczął padać drobny deszcz. Zakończył on definitywnie przerwane na występy grupy „szlacheckiej” zawody sportowe. Jeszcze zdążono rozpalić ognisko, lecz z każdą minutą deszcz stawał się coraz bardziej dokuczliwy. Najwytrwalsi piekli sobie kiełbaski na kijach. Nie trwało to długo, nawet oni zdezerterowali jak rozpadało się mocniej a niebo zasnuło się ciężkimi, ołowianymi chmurami nie dając szans na przejaśnienie. Nie próbowano nawet śpiewów, Marek Piotrowski „spod Mogiły” z Krakowa musiał schować swoją gitarę i przenieść pod dach. Kiełbaski przeniesiono do kuchni, podawano je później chętnym upieczone w piekarniku.

            Ok. godz. 21.00 całe towarzystwo zjazdowe znalazło się w sali Domu Ludowego, na placu po dawnej szkole samotnie dogasało ognisko. Dziew-czyny z Koła Gospodyń podały na stoły kolację - zraziki z ryżem, ogórki, dwa rodzaje sałatek, wędliny, ciasta, gorące napoje, wino, inne alkohole. W trakcie kolacji ekipa „sportowa” (Anna i Przemysław Błasz- Deszczowe ognisko czychy-Piotrowscy z Gdańska oraz Monika Drak z Krakowa) ogłosiła wyniki odbytych konkurencji sportowych w kategorii najmłodszych i wręczyła puchary, dyplomy i nagrody. Wyczytywano nazwiska dzieci, które wychodziły na środek nagradzane oklaskami. Rozdano puchary i nagrody dla uczestników tych dwu konkurencji, które się odbyły. Puchary za trzy pierwsze miejsca (było kilka drugich i trzecich miejsc „ex aequo”), dyplomy za pozostałe miejsca. Nagrody otrzymali wszyscy, którzy wzięli udział w zawodach. Radość najmłodszych była tym większa, że pozwolono im wybierać nagrody w kolejności zajmowanych miejsc, a nie przydzielano ich „odgórnie” (w obydwu konkurencjach, rzucie podkową i rzucie piłką do kosza, wygrał Antek Piotrowski „z Kowalówki” z Leska). Na koniec wszyscy nagrodzeni młodzi sportowcy zostali uhonorowani rzęsistymi oklaskami przez dorosłych.

            Po zakończeniu dekoracji młodych sportowców rozpoczęła się część dyskotekowa zjazdu. Do tańca przygrywał zespół Efekt. Błyskawicznie parkiet zapełnił się tancerzami w różnym wieku – tańczyli najmłodsi, kilkuletni (np. 4-letni Reid Grimmer z San Francisco), tańczyli także starsi, np. 77 letni Zygmunt Ćwiąkała z Bytomia. Początkowo tańczono parami, po jakimś czasie powstawały kółka tańczących, wreszcie powstało jedno olbrzymie tańczące koło. Szybko zamieniło się w długiego węża, który wylewał się nawet na korytarz. Oczywiście, nie wszyscy tańczyli, wiele osób siedziało przy stołach, trwały rozmowy na najróżniejsze tematy. Wydaje się, że przeważały tematy rodzinne, sprawy więzi rodzinnych w dzisiejszym, tak ruchliwym społeczeństwie, ale jednocześnie przy ogromnych możliwościach komunikacyjnych - telefony komórkowe, Internet, masowy dostęp do samochodów, czy nawet samolotów. Ale jednak większość obecnego na sali towarzystwa przebywała na parkiecie, gimnastykując się w takt muzyki. Chyba kulminacyjnym momentem zabawy tanecznej był polonez, który tańczono do melodii Poloneza Wiesława Kilara z filmu „Pan Tadeusz”. Polonez wypadł całkiem okazale (mając na uwadze pełną improwizację, brak jakiejkolwiek wcześniejszej próby). Prowadzącym w pierwszej parze był Cezary Drak z Krakowa, który proponował kolejne figury układu. Około północy podano kolejne ciepłe danie – barszcz i naleśniki z pieczarkami i serem. Zabawa taneczna przeciągnęła się daleko w noc, z biegiem czasu parkiet pustoszał, ostatni tancerze zeszli z parkietu ok. godz. 4.00.

            Drugi dzień Zjazdu rozpoczął się późno. Duża część wzięła udział w mszy św. o godz. 10.30, parafialnej sumie. Nie wszyscy zmieścili się wewnątrz kościoła – niedzielni wierni z parafii, uczestnicy pielgrzymki do Sanktuarium Św. Andrzeja Boboli i uczestnicy Zjazdu Potomków Stefana to zbyt dużo na strachocki kościół. Ale może to i lepiej, na zewnątrz panowała dobra pogoda dla „zmęczonych” poprzednim dniem zjazdowiczów. Ok. 12.00 wszyscy (prawie wszyscy) stawili się na poczęstunek w Domu Ludowym. Podano posiłek złożony z dań pozostałych z poprzedniego dnia oraz na życzenie kawę lub herbatę. Posiłek przeciągał się, rozmawiano o poprzednim dniu, komentowano nocne tańce. Ok. 13.00 duża część zdecydowała się na wycieczkę na Góry Kiszkowe, do kurhanika Stefana. Ale nie wszyscy, ci którzy nie czuli się na siłach (zapowiadała się mocno słoneczna pogoda) wybrali zwiedzanie Strachockiej Izby Pamięci. Wycieczka na Góry Kiszkowe (na starych austriackich mapach wojskowych noszących nazwę Piotrowskiberg – Góra Piotrowskiego) wyszła ze wsi drogą biegnącą wzdłuż granicy dziedziny należącej w XVIII w. do Stefana Piotrowskiego a także jeszcze jego wnuków, oraz dziedziny Cecułów-Błażejowskich. Dzisiaj, po różnych regulacjach, grunty te należą do innych właścicieli, ale wciąż widać ślady dawnych podziałów na „ćwierci” i „półćwiartki” (średniowiecznego łana) w postaci pasków podzielonych miedzami. Duża część ziemi uprawnej leży odłogiem, zarasta chwastami, krzakami, olchami. Miejscami widać celowe zasadzenia „szlachetniejszych” drzew, próby zalesiania. Cała grupa maszerująca na Góry szybko podzieliła się na podgrupy posuwające się w różnym tempie. Za przewodników odpowiadających na różne pytania, szczególnie młodszych uczestników wycieczki, służyli starsi, którzy pamiętali zupełnie inny krajobraz z czasów dzieciństwa i młodości, kiedy to każdy metr kwadratowy ziemi był starannie uprawiany. Trawiaste drogi, biegnące wzdłuż pasków należących do poszczególnych gospodarzy, były starannie „wystrzyżone”, ale nie przez kosiarki tylko przez pasące się krowy – drogi te służyły jako pastwiska, na inne pastwiska nie było miejsca, wszystkie grunty, poza drogami, zajmowały zboża, ziemniaki i inne uprawy. Nie wszyscy uczestnicy wycieczki zdecydowali się na podejście na sam szczyt, do kurhanika Stefana, część pozostała u stóp góry w cieniu drzew (słońca przygrzewało coraz mocniej). Co prawda, Góry Kiszkowe nie są zbyt wysokie, ich wysokość względna (od podnóża) nie przekracza 100 m, ale podejście jest dość strome. Ale większość wycieczki dzielnie wspięła się na szczyt.

Wycieczka przy kurhaniku na Górach Kiszkowych

            Teren wokół kurhanika z krzyżem i pamiątkową tablicą został wcześniej oczyszczony, trawa wystrzyżona, krzyż ozdobiony biało-czerwonymi różami (sztucznymi). Uczestnicy wycieczki złożyli kwiaty polne zebrane po drodze, zrobili serię zdjęć grupowych i indywidualnych. Próbowano także robić zdjęcia Strachociny, ale niezbyt się to udawało. Szczyt Góry Piotrowskiego powoli wraca do postaci którą zapewne miał wtedy jak nosił taką nazwę, wszędzie wyrosły wysokie drzewa, które skutecznie zasłaniają widok na wszystkie strony świata. Kurhanik praktycznie znajduje się na polanie, przez którą przechodzi gruntowa droga, zarośnięta wysoka trawą, biegnąca wzdłuż wału wzgórz od Widacza na granicy z Bażanówką. Jeszcze 30 – 40 lat temu praktycznie cały szczyt Gór Kiszkowych był uprawiany rolniczo. Tylko najbardziej strome zbocza były porośnięte drzewami. Wycieczka zeszła także kilkadziesiąt metrów niżej, do krzyża wotywnego, do którego kiedyś chodziła procesja Drogi Krzyżowej. Krzyż ten był dobrze widoczny od strony wsi, od dziedzin należących kiedyś do Stefana. Dzisiaj krzyż jest niewidoczny, zasłaniają go skutecznie drzewa.

            W drodze powrotnej część wycieczki zboczyła trochę żeby zobaczyć południowe stoki Gór Kiszkowych odwadnianych przez potoki płynące do Pielnicy w Zarszynie, dopływu Wisłoka, rzeki płynącej przez Krosno i Rzeszów (dopływ Sanu). Kiedyś uprawiano zbocza tych potoków mające nawet 45 stopni nachylenia. Obecnie na miejscu tych pól wyrosła prawdziwa, nie do przebycia, „dżungla”, nie widać śladu po dawnych polach i miedzach. W drogę powrotną wycieczka pomaszerowała inną drogą, biegnącą wzdłuż Potoku Kiszkowego, który był główną „rzeką” dziedziny Stefana, płynącą jej środkiem. Część lewobrzeżną odziedziczył Stanisław, część prawobrzeżną Kazimierz, którego potomkowie wyemigrowali ze Strachociny już w XIX wieku.

            W tym czasie gdy jedni uczestnicy Zjazdu wędrowali po dawnych dziedzinach Stefana, inni zwiedzali Strachocką Izbę Pamięci. Głównym przewodnikiem po Izbie był Waldemar Berbeć-Piotrowski, przewodniczący Komitetu Organizacyjnego, syn pomysłodawcy i twórcy Izby, Stanisława Berbecia-Piotrowskiego. Jako pomocniczy „przewodnicy” wystąpili ci starsi zjazdowicze, którzy dzieciństwo i młodość spędzili w rodzinnej wsi. Uczestnicy Zjazdu, szczególnie ci młodsi i pochodzący z miast, z ciekawością oglądali pamiątki życia swoich przodków w Strachocinie. Szczególnie duże zainteresowanie wzbudzały zbiory w pomieszczeniach dawnego Kółka Rolniczego (kiedyś sklepu) - stare dokumenty, zdjęcia, obrazy na ścianach. Wiele osób wpisało się do księgi pamiątkowej, robiono wiele zdjęć, kręcono filmy komórkami. Zwiedzanie Izby Pamięci rozciągnęło się mocno w czasie, Izbę chcieli zwiedzać także ci, którzy wracali z wycieczki na Góry Kiszkowe, a także ci, którzy wracali z innych, indywidualnych spotkań we wsi.

            W tym czasie niektórzy zjazdowicze siedzieli na sali Domu Ludowego i dyskutowali na najróżniejsze tematy, także na temat organizacji następnych zjazdów. Nie było głosu, który podawałby w wątpliwość sens organizacji takich spotkań, jak kończący się zjazd. W małym gronie zainteresowanych toczyła się dyskusja o Stowarzyszeniu Piotrowskich ze Strachociny. Przewodniczył tej grupie Waldemar Berbeć-Piotrowski, wiceprezes Stowarzyszenia. Dyskutowano o zmianie Prezesa Stowarzyszenia. Dotychczasowy Prezes, Marian Fryń-Piotrowski, już kilka lat temu, po przeprowadzce z Sanoka do Krosna, zaczął tracić zainteresowanie Stowarzyszeniem. Zarząd czekał ze zmianą Prezesa próbując jednocześnie podtrzymywać Mariana „na duchu”. Marian nie przyjechał jednak na nasz zjazd. Na nowego Prezesa wybrano Franciszka „Błażejowskiego”-Piotrowskiego z Sanoka. „odmłodzono” także skład Zarządu Stowarzyszenia. I Wiceprezesem pozostał Waldemar Berbeć-Piotrowski ze Strachociny, II Wiceprezesem został Jan Klimkowski ze Strachociny, Członkami Zarządu zostali: Bożena Piotrowska „spod Stawiska” z Zabłociec koło Sanoka, Przemysław Błaszczycha-Piotrowski z Gdańska, Łukasz Berbeć-Piotrowski ze Strachociny, Marek Piotrowski „spod Mogiły” z Krakowa i Józef Radwański ze Strachociny (prezes Górnika Strachocina).

           W czasie gdy w sali dyskutowano sprawy Stowarzyszenia, zmęczeni zjazdowicze (zarówno „drugim” dniem Zjazdu, jak i wycieczką na Góry) praktycznie biorąc rozeszli się, nie czekając na oficjalne zakończenie Zjazdu. Przewodniczący Komitetu Organizacyjnego, Waldemar, mógł wypowiedzieć sakramentalne słowa „Uważam II Zjazd Potomków Stefana Piotrowskiego – Strachocina 2017 za zakończony” już tylko do maleńkiej garstki uczestników. Wcześniej Przewodniczący Waldemar podziękował wszystkim uczestnikom Zjazdu za liczny i aktywny udział, podziękował także wszystkim, którzy przyczynili się do organizacji Zjazdu. Ma on nadzieję, że te podziękowania dotrą do wszystkich adresatów, także tych, których zabrakło już, gdy mówił te słowa. My mamy nadzieję, że przyczyni się do tego nasze Sprawozdanie ze Zjazdu w „Sztafecie pokoleń”.

            Na zakończenie warto nadmienić, że informacja o naszym zjeździe ukazała się w regionalnych gazetach – Tygodniku Sanockim i Gazecie Sanockiej, o czym piszemy z AKTUALNOŚCIACH. A w regionalnej telewizji TVP Rzeszów ukazała się ilustrowany materiał informacyjny, z króciutkimi fragmentami rozmów z uczestnikami zjazdu, Marszałkiem Zjazdu Zbigniewem Fryniem-Piotrowskim, Johnem Swembą, wnukiem Kazimierza Błaszczychy-Piotrowskiego z USA, Cezarym Drakiem z Krakowa i Władysławem Błaszczychą-Piotrowskim z Gdańska. Pokazano też składanie kwiatów pod tablicą pamiątkową Stefana na cmentarzu parafialnym. Przewodniczący Komitetu Organizacyjnego, Waldemar Berbeć-Piotrowski nie dał się telewizji namówić na rozmowę.

 

2. Strachockie rody – Klimkowscy dokończenie

Poniżej zamieszczamy dokończenie „portretu” rodu Klimkowskich ze Strachociny. W poprzednim numerze przedstawiliśmy najdawniejsze dzieje strachockich Klimkowskich i losy potomków Wawrzyńca juniora, prawnuka Wawrzyńca seniora. Tutaj prezentujemy potomków Augustyna, młodszego brata Wawrzyńca juniora, oraz potomków Andrzeja, syna Józefa, a także Marcina, wnuka Józefa.

Augustyn i jego potomkowie

Młodszy syn Macieja Klimkowskiego, Augustyn, ożenił się z Agnieszką Filip, córką Józefa i Rozalii z Lisowskich. Ślub odbył się 18 października 1870 r. Z Agnieszką Augustyn doczekał się pięciorga dzieci: Jana (ur. 3.12.1871 r.), Marianny (ur. 17.05.1874 r.), Katarzyny (ur. 5.11.1875 r.), Józefa (ur. 28.02.1885 r.) i Wiktorii (ur. 12.10.1891 r.). Augustyn dał początek tej gałęzi Klimkowskich, która otrzymała we wsi przydomek „Gusty”. Kojarzy się on jednoznacznie z imieniem August. O losach większości dzieci Augustyna nie mamy żadnych informacji. Jedynym wyjątkiem jest syn Józef.

Józef ożenił się z Agatą Galant, córką Michała i Katarzyny Mieleckiej. Józef początkowo zamieszkał w domu rodzinnym, później wybudował dom na działce, prawdopodobnie otrzymanej od teściów, na pograniczu posiadłości Błażejowskich (dom nr 36) i Galantów. Józef i Agata doczekali się dwóch synów: Eugeniusza Stefana (ur. 3.07.1920 r.) i Jana (ur. 6.03.1924 r.).

Eugeniusz ożenił się z Bronisławą Radwańską (ur. 14.09.1923 r.), córką Antoniego i Małgorzaty z Cecułów. Młodzi Klimkowscy doczekali się co najmniej jednego dziecka, syna Stanisława (ur. 1.06.1946 r.), który ożenił się Mieczysławą Jaworska z Falejówki. Tam Stanisław zamieszkał. Młodszy brat Eugeniusza, Jan, ożenił się z siostrą Bronisławy, Władysławą Radwańską.

Marcin Klimkowski, syn Szymona, i jego potomkowie

Marcin Klimkowski, syn Szymona, wnuk Józefa I, ożenił się z Marianną Adamiak (ur. 26.01.1793 r.), córką Jana i Zofii z Cecułów. Z Marianną doczekał się sześciorga dzieci: Franciszki Romany (ur. 20.02.1814 r.), Wojciecha (ur. 10.11.1817 r.), Agnieszki (ur. 23.01.1820 r.), Stanisława (ur. 11.04.1823 r.), Heleny (ur. 2.05.1826 r.) i Kazimierza (ur. 3. 03.1830 r.). O życiu Marcina i jego rodziny wiemy niewiele. Żona Marcina, Marianna, zmarła 5 września 1846 r. Marcin na starość zamieszkał u córki Agnieszki i tam zmarł 12 kwietnia 1863 r.

Najstarsza córka Marcina Franciszka wyszła za mąż za Stanisława Adamiaka (ur. 3.05.1812 r.), syna Wojciecha i Konstancji Radwańskiej. Urodziła co najmniej czworo dzieci: Józefa (ur. 14.03.1838 r.), Mateusza (ur. 20.09.1840 r.), Jana (ur. ok. 1855 r.) i Mariannę. Wnuczka Franciszki, córka Jana, Marianna, była żoną Andrzeja Giyra-Piotrowskigo. Franciszka zmarła 4lutego 1895 r.

Najstarszy syn Marcina, Wojciech, ożenił się z Reginą Radwańską (ur. 20.06.1832 r.), córką Tomasza i Marianny z Cecułów. Z Reginą nie doczekał się dzieci. Po śmierci pierwszej żony (Regina zmarła w wieku 47 lat, 21 maja 1878 r.) Wojciech ożenił się po raz drugi z wdową Gertrudą z Romerowiczów, po pierwszym mężu Pęcak.. Doczekał się z nią tylko jednego dziecka, córki Marianny (ur. w 1880 r.), która niestety zmarła po dwóch latach (zm. 13.06.1882 r.).

Młodsza córka Marcina, Agnieszka, wyszła za mąż za Stanisława Pisulę. Pochodził on prawdopodobnie z Pakoszówki. Agnieszka urodziła co najmniej czworo dzieci” Grzegorza (ur. 10.03.1857 r.), Katarzyny (ur. 13.03.1860 r.), ponownie Katarzyny (ur. 4.09.1862 r.) i Walentego. Pierwsza Katarzyna zmarła jako niemowlę, jej imienniczka, druga Katarzyna też przeżyła tylko 2 lata. Agnieszka zaopiekowała się na starość ojcem Marcinem.

Najmłodsza córka Marcina, Helena, wyszła za mąż za Jana Szmyta (ur. 21.05.1824 r.), syna Wojciecha i Marianny z Adamiaków. Urodziła co najmniej sześcioro dzieci: Wojciecha (ur. 15.04.1851 r.), Agnieszkę (ur. 3.02.1857 r.), Katarzynę (ur. 11.11.1859 r.), Mariannę (ur. 18.08.1863 r.), Annę (ur. 11.07.1866 r.) i Wiktorie (ur. 19.02.1870 r.). Niestety, Anna zmarła jako 2-letnie dziecko, a Agnieszka jako 11-letnia dziewczynka. Córka Heleny, Katarzyna, wyszła za mąż za Franciszka Błaszczychę-Piotrowskiego (była jego druga żoną), a córka Marianna została żoną Władysława Kondy-Piotrowskiego.

O losach młodszych synów Marcina, Stanisława i Kazimierza, nie mamy żadnych informacji, nie wiemy czy zmarli w dzieciństwie czy wyprowadzili się ze Strachociny.

Potomkowie Andrzeja, syna Józefa I

Najmłodszy syn Józefa I ożenił się, jak już wspomniano, z Wiktorią Mielecką i pozostał na „ojcowiźnie”, w domu nr 56, pod Klimową Górą. Z biegiem czasu przejął ojcowskiego gospodarstwo. Nosił przezwisko „Klim”, które z biegiem czasu stało się przydomkiem tej części rodu Klimkowskich, która pozostała w rodzinnym gnieździe, pod Klimową Górą.

Nie wiemy nic o losach pierworodnego syna Sebastiana, tak jak nie wiemy nic na temat losów córki Agnieszki. Najstarsza córka Andrzeja, Katarzyna, wyszła za mąż za Wojciecha Kościelniaka. Wojciech był kimś obcym we wsi, być może związany był z dworem, bo po kilku latach zbudował dom na końcu wsi (nr 74), zapewne już na terenach „dworskich”. Katarzyna i Wojciech doczekali się siedmiorga dzieci: Jakuba Stanisława (ur. 12.04.1820 r.), Katarzyny (ur. 11.04.1824 r.), Kazimierza (ur. 27.02.1826 r.), Zuzanny (ur. 9.08.1828 r.), Brygidy (ur. 30.01.1831 r.), Agnieszki (ur. 12.04.1833 r.) i Grzegorza (ur. 4.03.1835 r.). Córka Katarzyny Zuzanna, wyszła za mąż za Michała Radwańskiego, a Brygida za Sebastiana Woytowicza. Reszta rodziny Kościelniaków musiała się wyprowadzić ze wsi, bo już w II połowie XIX wieku głucho o nich w Strachocinie.

Młodsza córka Andrzeja, Magdalena, wyszła za mąż za Jana Berbecia (ur. 20.05.1788 r.), syna Jana Berbecia-Szczepańskiego i Anny z Galantów. Berbeć to przydomek (przezwisko?) Szczepańskich, wpisywane przez księży do „Księgi Metrykalnej” w miejsce nazwiska. Nie jest to odosobniony przypadek w Strachocinie. Z biegiem czasu przydomek „Berbeć”, po małżeństwie Kacpra Pawła Piotrowskiego z Katarzyną Berbeć (bratanicą Jana), przeszedł na stałe do jednej z gałęzi Piotrowskich. Magdalena była drugą żoną Jana, pierwszą była Agnieszka z Adamiaków, która urodziła trójkę dzieci. Agnieszka urodziła sześcioro dzieci: Jana (ur. 16.05.1824 r.), Mariannę (ur. 11.03.1827 r.), Błażeja (ur. 2.02.1833 r.), Apolonię (ur. 12.02.1835 r.), Marcina (ur. 4.11.1840 r.) i Rozalię (23.08.1845 r.). Rozalia zmarła w niemowlęctwie.

Kolejna córka Andrzeja, Zofia, urodziła nieślubnego syna Franciszka (ur. 5.10.1835 r.), który później ożenił się z Brygidą Radwańską, nieślubną córką Magdaleny Radwańskiej.

Najmłodsza córka Andrzeja, Marianna, wyszła za mąż za Michała Samborskiego (ur. 2.09.1804 r.), syna Antoniego i Marianny. Marianna urodziła siedmioro dzieci: Filipa (ur. 25.05.1828 r.), Agnieszkę (ur. 11.01.1831 r.), Anastazję (ur. 30.12.1833 r.), Kazimierza (ur. 4.03.1836 r.), Jacentego (15.08.1838 r.), Wojciecha (ur. 18.04.1844 r.) i Stanisława (ur. 11.05.1841 r.).

Młodszy syn Andrzeja, Wojciech, ożenił się z Apolonią Piotrowską (ur. 12.02.1825 r.), córka Sebastiana i Marianny z Kuźniarskich, siostrą Macieja Józefa Wołacza-Piotrowskiego i Kacpra Pawła Berbecia-Piotrowskiego. Apolonia urodziła dziewięcioro dzieci: Fabiana (ur. 11.01.1843 r.), Antoniego (ur. 2.06.1845 r.), Feliksa (ur.15.05.1849 r.), Katarzynę (ur. 14.04.1852 r.), Mariannę (ur. 16.09.1855 r.),Wiktorię (ur. 19.08.1858 r.), Michała (ur. 24.08.1861 r.), ponownie Wiktorię (ur. 10.10.1864 r.) i jej bliźniaka Andrzeja (ur. 10.10.1864 r.). Niewiele ponad rok po urodzeniu bliźniaków, Wiktorii i Andrzeja, Apolonia zmarła (28.01.1866 r.). Wojciech szybko ożenił się drugi raz chcąc zapewnić opiekę gromadce małych dzieci. Drugą żoną została ponownie Apolonia, ale Błaszczak (ur. 9.02.1830 r.), córką Piotra i Zofii z Buczków. Z drugą żoną Wojciech doczekał się jeszcze dwóch synów: Józefa (ur. 13.03.1867 r.) i Michała (ur. 2.09.1871 r.). Dzieci Wojciecha nie miały szczęścia – Fabian, Antoni, Michał i obydwie Wiktorie zmarli we wczesnym dzieciństwie, Katarzyna i Marianna jako dorosłe panny. Tylko Feliks doczekał się potomków. Wojciech zmarł 1 listopada 1881 r. Jego dziedzicem został Feliks.

Feliks ożenił się z Marianną Adamiak, córką Grzegorza i Zofii z Daszyków. Z Marianną doczekał się czwórki dzieci: Katarzyny (ur. 24.11.1875 r.), Wiktorii (ur. ok. 1877 r.), Anny (ur. 18.08.1885 r.) i Jakuba (ur. 23.07.1894 r.).

Najstarsza córka Feliksa, Katarzyna, wyszła za mąż za Franciszka Cecułę „Cara” (ur. 26.08.1875 r.), syna Michała i Magdaleny z Błażejowskich. Urodziła czworo dzieci: Mariannę (ur. 18.11.1902 r.), Adama (ur. 20.11.1905 r.), Stanisława (ur. 24.10.1909 r.) i Paulinę (ur. 8.11.1913 r.).

Wiktoria wyszła za mąż za Józefa Gorlickiego, nowego przybysza do Strachociny. Urodziła czworo dzieci: Katarzynę (ur. 30.11.1903 r.), Feliksa (ur. 29.05.1906 r.), Zofię (ur. 27.03.1912 r.) i Marcjannę (ur. 11.11.1921 r.). Gorliccy zamieszkali w rodzinnym domu Klimkowskich (nr 56).

Anna doczekała się nieślubnej córki Marianny (ur. 12.03.1911 r.), która wyszła za mąż za Jana Lisowskiego.

O losach syna Feliksa, Jakuba, nic nie wiemy, nie zostawił potomków w Strachocinie. W ten sposób stara siedziba Klimkowskich pod Klimową Górą przeszedł w ręce Gorlickich, a po małżeństwie Zofii Gorlickiej ze Stanisławem Piotrowskim „spod Stawiska” w ręce „Gorlickich”-Piotrowskich.

 

 

KALENDARIUM RODZINNE

W roku 2018 obchodzić będziemy „okrągłe” rocznice urodzin krewniaków, którzy urodzili się w latach zakończonych „ósemką”.

1768 - ur. Józef Piotrowski, syn Michała I i Katarzyny Cecuły,
1788 - ur. Katarzyna Piotrowska, córka Ignacego i Agnieszki z Galantów,
 - ur. Grzegorz Piotrowski „z Kowalówki”, syn Szymona i Anny z Cecułów,
1798 - ur. Marianna Piotrowska, córka Ignacego i Agnieszki z Galantów,
 - ur. Kazimierz Piotrowski „z Kowalówki”, syn Szymona i Anny z Cecułów,
 - ur. Marianna Piotrowska, córka Macieja i Klary z Radwańskich,
1818 - ur. Kacper Paweł „Berbeć” Piotrowski, syn Sebastiana i Marianny z Kuźniarskich,
 - ur. Wojciech Sitek, syn Mikołaja i Agnieszki z Piotrowskich,
1838 - ur. Zofia Piotrowska „z Kowalówki”, córka Kazimierza i Marii z Radwańskich,
 - ur. Błażej Piotrowski „z Kowalówki”, syn Michała i Katarzyny z Woźniaków, protoplasta „klanu” Błaszczychów,
1848 - ur. Maria Szum-Piotrowska, córka Andrzeja i Łucji z Radwańskich, żona Walentego Wołacza-Piotrowskiego,
1858 - ur. Wiktoria Klimkowska, córka Wojciecha i Apolonii z Berbeciów-Piotrowskich,
 - ur. Jan Piotrowski „spod Mogiły”, syn Wiktorii Piotrowskiej „z Kowalówki”, protoplasta „klanów” Piotrowskich „spod Mogiły” i Piotrowskich „zza Potoczka”,
 - ur. Katarzyna Winnicka, córka Wojciecha i Heleny z Cecułów, wnuczka Marianny z Szumów-Piotrowskich Cecuły,
1878 - ur. Ludwik Wołacz-Piotrowski, syn Walentego i Marianny z Piotrowskich,
 - ur. Józef Błaszczycha-Piotrowski, syn Franciszka i Wiktorii z Pielechów,
 - ur. Jan Fryń-Piotrowski, syn Stanisława i Teresy z d. Jopek,
1888 - ur. Józef Wołacz-Piotrowski, syn Andrzeja i Anieli z Markowskich,
 - ur. Maria Piotrowska „z Kowalówki”, córka Andrzeja i Marceliny z Romerowiczów, żona Jakuba Puchki,
 - ur. Jan Fryń-Piotrowski, syn Stanisława i Teresy z d. Jopek,
 - ur. Jan Cecuła, syn Michała i Magdaleny z Błażejowskich, wnuk Marianny z Szumów-Piotrowskich Cecuły,
 - ur. Jan Szum-Piotrowski, syn Floriana i Marianny z Kwolków,
1898 - ur. Jan Piotrowski „spod Stawiska”, syn Pawła i Katarzyny z Radwańskich,
 - ur. Marianna Szum-Piotrowska, córka Walentego i Wiktorii z d. Kolencio, żona Jana Mazura,
1908 - ur. Katarzyna Wołacz-Piotrowska, córka Ludwika i Marianny z Kwolków, żona Władysława „Kozłowskiego”-Piotrowskiego,
 - ur. Zofia Wołacz-Piotrowska, córka Michała i Katarzyny z Daszyków, żona Franciszka Wronkowicza,
 - ur. Piotr Radwański, syn Jana i Magdaleny z Wołaczów-Piotrowskich,
 - ur. Zofia Radwańska, córka Feliksa i Balbiny z Berbeciów-Piotrowskich,
 - ur. Kazimierz Berbeć-Piotrowski, syn Władysława i Marcjanny z Mogilanych,
 - ur. Władysław Lisowski, syn Stanisław i Małgorzaty z Giyrów-Piotrowskich,
 - ur. Józef Piotrowski „z Kowalówki”, syn Andrzeja i Marceliny z Romerowiczów,
 - ur. Aniela Puchka, córka Jakuba i Marii z Piotrowskich „z Kowalówki”, żona Juliana Strzeleckiego,
 - ur. Władysław Fryń-Piotrowski, syn Stanisława i Marianny z Galantów,
1918 - ur. Stanisław Berbeć-Piotrowski, syn Władysława i Marcjanny z Mogilanych,
 - ur. Francis (Frank) Kwolek, syn Marcina i Aleksandry z Berbeciów-Piotrowskich,
 - ur. Józef Galant, syn Stefana i Wiktorii z Lisowskich, prawnuk Łucji z Giyrów-Piotrowskich,
 - ur. Verna Jadwiga Piotrowska „z Kowalówki”, córka Jana i Heleny z Berbeciów-Piotrowskich, żona Robeta Rosevear,
1928 - ur. Henryk Radwański, syn Stanisława i Karoliny z Wołaczów-Piotrowskich,
 - ur. Jadwiga Mielecka, córka Józefa i Katarzyny z Wołaczów-Piotrowskich, żona Kazimierza Radwańskiego,
 - ur. Aniela Kwolek, córka Jana i Małgorzaty z Wołaczów-Piotrowskich, żona Henryka Brańskiego,
 - ur. Zyta Eugenia Berbeć-Piotrowska, córka Pawła i Ludwika z Wojtowiczów,
 - ur. Elżbieta Piotrowska „spod Stawiska”, córka Jana i Marianny z Berbeciów-Piotrowskich, żona Bronisława Tympalskiego,
 - ur. Tadeusz Giyr-Piotrowski, syn Andrzeja i Marianny z Adamiaków,
 - ur. Marianna Ćwiąkała, córka Michała i Zofii z Giyrów-Piotrowskich, żona Henryka Radwańskiego,
 - ur. Marcjanna Ćwiąkała, córka Ludwika i Marianny z Giyrów-Piotrowskich, żona Antoniego Galanta,
 - ur. Jadwiga Marta Winnicka, córka Bernarda i Franciszki z Piotrowskich „z Kowalówki”, żona Bronisława Daszyka,
 - ur. Janina Wójtowicz, córka Franciszka i Balbiny z Szumów Piotrowskich, żona Franciszka Cecuły,
 - ur. Stefan Kucharski, syn Franciszka i Małgorzaty z Daszyków, wnuk Katarzyny z Szumów-Piotrowskich Daszyk,
 - ur. Janina Daszyk, córka Michała i Marcjanny z Wójtowiczów, prawnuczka Agnieszki z Szumów-Piotrowskich Wójtowicz, żona Tadeusza Komorowskiego,
1938 - ur. Tadeusz Winnicki, syn Jana i Zofii z Wołaczów-Piotrowskich,
 - ur. Tadeusz Cecuła, syn Adama i Zofii z Woźniaków, praprawnuk Apolonii z Berbeciów-Piotrowskich,
 - ur. Mieczysław Piotrowski „spod Stawiska”, syn Jana i Marianny z Berbeciów-Piotrowskich,
 - ur. Stanisław Pisula, syn Stefana i Franciszki z Giyrów-Piotrowskich,
 - ur. Ralph Edward Kazimierski, syn Waltera i Eugene Jean z Błaszczychów-Piotrowskich,
 - ur. Genowefa Winnicka, córka Grzegorza i Pauliny z Cecułów, wnuczka Marianny z Fryniów-Piotrowskich Winnickiej,
1948 - ur. Alicja Kucharska, córka Władysława i Anieli z Winnickich, wnuczka Zofii z Wołaczów-Piotrowskich, żona Aleksandra Szumierza,
 - ur. Bogdan Łukaszewski, syn Edmunda i Leokadii z Fryniów-Piotrowskich,
 - ur. Edward Fryń-Piotrowski, syn Stanisława i Lucyny z d. Olczyk,
 - ur. Joanna Fryń-Piotrowska, córka Franciszka Piotra i Stanisławy z d. Skubel, żona Stanisława Ryznara,
 - ur. Edward Szum-Piotrowski, syn Stanisław i Józefy,
 - ur. Krystyna Kucharska, córka Mieczysława i Marianny z Galantów, prawnuczka Katarzyny z Szumów-Piotrowskich Daszyk, żona Ireneusza Godzica,
 - ur. Mariam Wójtowicz, syn Tadeusza i Marianny z Mazurów, prawnuk Agnieszki z Szumów-Piotrowskich Woytowicz,
1958 - ur. Danuta Papciak, córka Bolesława i Ireny z Wołaczów-Piotrowskich, żona Jerzego Natrońskiego,
 - ur. Jerzy Galant, syn Kazimierza i Janiny z Piotrowskich „spod Stawiska”,
 - ur. Andrzej Giyr-Piotrowski, syn Tadeusza i Marii z Karasków,
 - ur. Marian Adamiak, syn Stanisław i Zofii z Pielechów, wnuk Katarzyny z Giyrów-Piotrowskich,
 - ur. Jerzy Sitek, syn Stanisława i Ludwiki z Hyleńskich, wnuk Anieli z Piotrowskich „z Kowalówki”,
 - ur. Joseph Michael Piotrowski „z Kowalówki”, syn Joseph’a Michela i Carol Andrei Frederick,
 - ur. Andrzej Piotrowski „spod Mogiły”, syn Stanisława i Ireny Florek,
 - ur. Pamela Joan Slezak, córka Richarda i Valerie Kazimierski, wnuczka Eugene Joan z Błaszczychów-Piotrowskich, po mężu Weber,
 - ur. Beata „Błażejowska”-Piotrowska, córka Józefa i Marii z d. Malik, żona Andrzeja Bańkowskiego,
 - ur. Ewa Kucharska, córka Stefana i Alfredy z Pielechów, prawnuczka Katarzyny z Szumów-Piotrowskich Daszyk, żona Stanisława Grządziela,
1968 - ur. Teresa Giyr-Piotrowska, córka Józefa i Genowefy z Futymów, żona Andrzeja Radwańskiego,
 - ur. Jennifer Victorii Runnals, córki Richarda i Helen Antoinneta z d. Romeo, wnuczka Katherine “Kay” z Piotrowskich “z Kowalówki”, żona Michaela Rachmanine,
 - ur. Marek Piotrowski „spod Mogiły”, syn Jana i Natalii,
 - ur. Krzysztof Urban, syn Leona i Kazimiery z Fryniów-Piotrowskich,
 - ur. Robert Fryń-Piotrowski, syn Zbigniewa i Janiny ze Szczechowiczów,
 - ur. Marta Reiss, córka Jana i Łucji z Fryniów-Piotrowskich, żona Piotra Kalisty,
 - ur. Mikołaj Fryń-Piotrowski, syn Józefa i Jadwigi ze Ślusarczyków,
 - ur. Dorota Szum-Piotrowska, córka Edwarda i Danuty,
1978 - ur. Bartłomiej Szumierz, syn Aleksandra i Alicji z Kucharskich, prawnuk Zofii z Wołaczów-Piotrowski,
 - ur. Magdalena Naruszewicz, córka Marka i Wiesławy z Wołaczów-Piotrowskich, żona Daniela Cejrowskiego,
 - ur. Waldemar Korfanty, syn Bogusława i Małgorzaty, praprawnuk Magdaleny z Wołaczów-Piotrowskich,
 - ur. Magdalena Skałkowska, córka Stanisława i Marii z Korfantych, praprawnuczka Magdaleny z Wołaczów-Piotrowskich,
 - ur. Jolanta Trybuszek, córka Władysława i Marii z Berbeciów-Piotrowskich,
 - ur. Marcin Piotrowski „spod Stawiska”, syn Zbigniewa i Ewy z Traczewskich,
 - ur. Jessica Rosevear, córka Williama i Paulette Marie Krish, wnuczka Verny Jadwigi z Piotrowskich “z Kowalówki”,
 - ur. John Scotto, syn Anthony’ego i Maureen z d. Mehegen, wnuk Nellie z Piotrowskich “z Kowalówki”,
 - ur. Jarosław Błaszczycha-Piotrowski, syn Tadeusza I Elżbiety z Rymanowskich,
 - ur. Daniel Krawczyk, syn Stanisława i Grażyny z Sarkadych, wnuk Kazimiery z Błaszczychów Piotrowskich Sarkady,
 - ur. Magdalena Dziuban, córka Jerzego i Alicji z d. Nebesio, wnuczka Michaliny z Błaszczychów-Piotrowskich Nebesio, żona Andrzeja Dąbrowieckiego,
 - ur. Michał Świąc, syn Leonarda i Barbary z Fryniów-Piotrowskich,
 - ur. Maciej Dżugan, syn Henryka i Anny z Fryniów-Piotrowskich,
 - ur. Joanna Radwańska, córka Andrzeja i Sabiny z Florków, wnuczka Cecylii z Fryniów-Piotrowskich Radwańskiej, żona Sebastiana Mileckiego,
 - ur. Piotr Bańkowski, syn Andrzeja i Beaty z „Błażejowskich”-Piotrowskich, Bańkowskiej,
1988 - ur. Eugenia Kucharska, córka Andrzeja i Alicji, prawnuczka Zofii z Wołaczów-Piotrowskich, żona Piotra Pociechy,
 - ur. Kamila Giyr-Piotrowska, córka Janusza i Łucji z d. Głuszyk,
 - ur. Ewa Giyr-Piotrowska, córka Zbigniewa i Grażyny,
 - ur. Amanda Christine Beck, córka Roberta i Lori Ann z d. Bagley, wnuczka Eugenii Julii z Piotrowskich „z Kowalówki”,
 - ur. John Henry Piotrowski „z Kowalówki”, syn Henry’ego Josepha i Sandry D’Angelo,
 - ur. Matthew Scavetta, syn Daniela i Barbary Jean z d. Romeo, wnuk Katherine z Piotrowskich „z Kowalówki”,
 - ur. Alicja Bąk, córka Tadeusza i Gabrieli ze Strzeleckich, praprawnuczka Marii z Piotrowskich „z Kowalówki”,
 - ur. Monika Piotrowska „spod Mogiły”, córka Ryszarda i Krystyny,
 - ur. Alina Paulina Kowalczyk, córka Marka i Ewy z Gacków, wnuczka Anny z Błaszczychów-Piotrowskich,
 - ur. Rafał Sarkady, syn Romualda i Jolanty z d. Rolnik, wnuk Kazimiery z Błaszczychów-Piotrowskich Sarkady,
 - ur. Dawid Cisek, syn Wiesława i Barbary z Sitków, prawnuk Pauliny z Fryniów-Piotrowskich,
 - ur. Tomasz Szum-Piotrowski, syn Mriana i Grażyny z Winnickich,
 - ur. Dominika Kucharska, córka Antoniego i Renaty z Adamiaków, praprawnuczka Katarzyny z Szumów-Piotrowskich,
1998 - ur. Filip Wilczkiewicz, syn Leszka i Bernadetty z Boczarów, wnuk Marianny Petroneli z Wołaczów-Piotrowskich,
 - ur. Paulina Inglot, córka Roberta i Doroty z Łojków, prawnuczka Marianny Petroneli z Wołaczów-Piotrowskich,
 - ur. Jakub Komorek, syn Mariusza i Izabeli ze Śniecińskich, wnuk Zofii z Fryniów-Piotrowskich Komorek,
 - ur. Alicja Urban, córka Zdzisława i Elżbiety z d. Balaszczuk, wnuczka Kazimiery z Fryniów-Piotrowskich Urban,
 - ur. Jadwiga Koc, córka Piotra i Beaty z Fryniów-Piotrowskich,
 - ur. Igor Fryń-Piotrowski, syn Roberta i Elżbiety z d. Bodera,
 - ur. Nikodem Radwański, syn Mariusza i Agnieszki z Kozieradzkich, prawnuk Cecylii z Fryniów-Piotrowskich Radwańskiej,
 - ur. Weronika Wójtowicz, córka Jacka i Jolanty z Galantów, prapraprawnuczka Agnieszki z Szumów-Piotrowskich Woytowicz,
2008 - ur. Kacper Paluch, syn Roberta i Ireny z domu Papciak, prawnuk Ireny z Wołaczów-Piotrowskich,
 - ur. Jakun Połdiak, syn Macieja i Jolanty z domu Papciak, prawnuk Ireny z Wołaczów-Piotrowskich,
 - ur. Wiktoria Kosztyła, córka Grzegorza i Katzrzyny z Pielechów, praprawnuczka Katzrzyny z Wołaczów-Piotrowskich,
 - ur. Wiktor Korfanty, syn Waldemara i Eweliny, prapraprawnuk Magdaleny z Wołaczów-Piotrowskich,
 - ur. Barbara Anna Błaszczycha-Piotrowska, córka Lechosława i Katarzyny z Piotrowskich,
 - ur. Przemysław Roman Błaszczycha-Piotrowski, syn Jarosława i Magdaleny z Żemojtelów,
 - ur. Magdalena Karolina Błaszczycha-Piotrowska, córka Bartłomieja i Małgorzaty z d. Kutryn,
 - ur. Isabel Nitschke, córka Drew’a Alana i Moniki z d. Kommeth, prawnuczka Anny z Błaszczychów-Piotrowskich Swemby,
 - ur. Emilia Dziuban, córka Wojciecha i Moniki z d. Golonka, prawnuczka Michaliny z Błaszczychów-Piotrowskich Nebesio,
 - ur. Julia Wójtowicz, córka Wojciecha i Ireny z Zajączkowskich, prapraprawnuczka Agnieszki z Szumów-Piotrowskich Woytowicz.