"Sztafeta Pokoleń" - 2/2008

Zawartość numeru:

 

- Od Redakcji
- Z ŻYCIA STOWARZYSZENIA PIOTROWSKICH ZE STRACHOCINY
- AKTUALNOŚCI
- Echa Zjazdu "Strachocina 2007"
- Z HISTORII: Początki osadnictwa w Strachocinie w XIV wieku - hipoteza Józefa Błaszczychy-Piotrowskiego
- "Ziemia Sanocka"
- Wieczerza wigilijna w Strachocinie w połowie XX wieku
- CIEKAWOSTKI TURYSTYCZNE PODKARPACIA: Bóbrka - Światowa kolebka przemysłu naftowego
- ZE SPORTU
- WSPOMNIENIA O PRZODKACH: Ksiądz Piotr Lisowski, O. Marian
- ODESZLI OD NAS
- LISTY OD CZYTELNIKÓW
- NOWINY GENEALOGICZNE
- ROZMAITOŚCI
- Kalendarium rodzinne
- ŻYCZENIA ŚWIĄTECZNE

 

Od Redakcji

Drodzy Czytelnicy!

Oddajemy do Waszych rąk drugi numer biuletynu „SZTAFETA POKOLEŃ” jako materialny dowód istnienia i rozwoju naszego stowarzyszenia potomków Stefana Piotrowskiego - Stowarzyszenia Piotrowskich ze Strachociny. Sprawa Stowarzyszenia ma się dobrze, w trakcie załatwiania znajdują się formalności związane z rejestracją Stowarzyszenia. Stowarzyszenie "żyje", m.in. przejawem tego była uroczystość Wszystkich Świętych na strachockim cmentarzu. Tablica pamiątkowa Stefana Piotrowskiego została pięknie odczyszczona, wieczorem zapłonęły przed nią znicze. Zaopiekowano się także pamiątkowym krzyżem na Górach Kiszkowych ("kurhanikiem").

Jak zobaczycie na łamy biuletynu wprowadziliśmy, poza "tradycyjnymi" (jeżeli tradycją można określić jeden numer biuletynu), nowe pozycje tematyczne: Listy od Czytelników, Nowiny Genealogiczne oraz ciekawostki turystyczne z regionu Podkarpacia. Pierwszych dwóch nie trzeba bliżej przedstawiać i uzasadniać. Zamieszczanie ciekawostek turystycznych Podkarpacia w naszym biuletynie jest realizacją jednego ze statutowych celów naszego Stowarzyszenia. Mamy nadzieję, że dla wielu potomków Stefana Piotrowskiego, życiowymi losami rozrzuconych po terenie całej Polski, będą to rzeczy nowe i interesujące.

W naszym biuletynie możemy odnotować pierwsze pozytywne efekty apelu do Czytelników o nawiązywanie kontaktu z redakcją. Co prawda, jak na razie niezbyt duże, w postaci zaledwie trzech listów, ale początki są przecież zawsze trudne. Tak więc jeszcze raz powtarzamy, jak w poprzednim numerze: bez Was nie mamy żadnych szans na sukces. Dlatego zapraszamy wszystkich na łamy naszego biuletynu. Będziecie tu mogli wypowiadać swoje opinie i poglądy bez żadnych ograniczeń. Mamy nadzieję, że wspólnie osiągniemy powodzenie, jakim będzie duża poczytność biuletynu.

Redakcja

 

Z ŻYCIA STOWARZYSZENIA PIOTROWSKICH ZE STRACHOCINY

23 lipca 2008r. odbyło się w siedzibie Górnika Strachocina w Strachocinie wspólne posiedzenie Zarządu Stowarzyszenia i Komisji Rewizyjnej. Zebranie poprowadził prezes Marian Fryń-Piotrowski z Sanoka. Głównym tematem dyskusji był problem rejestracji Stowarzyszenia. Dyskutowano nad celowością rejestracji, korzyści jakie może przynieść rejestracja i ewentualnych obowiązków, które mogą się z rejestracją wiązać. Tadeusz Błaszczycha-Piotrowski z Gdańska zobowiązał się do szczegółowego przeanalizowania w najbliższej przyszłości obowiązujących przepisów regulujących sprawy działalności stowarzyszeń w Polsce i przesłania wniosków co do zalet rejestracji i kłopotów, których ona może przynieść, pozostałym zebranym. Wstępnie jednak podjęto decyzję o rejestracji Stowarzyszenia. Dyskutowano także nad projektem statutu Stowarzyszenia. Wymaga on poprawek, nie tylko czysto formalnych (m.in. zmiana nazwy Stowarzyszenia), ale i merytorycznych. Marian i Tadeusz zobowiązali się do dopracowania statutu i przedstawienia go do zatwierdzenia członkom-założycielom. Zastanawiano się nad celem działania Stowarzyszenia. M.in. padła propozycja renowacji pomnika 600-lecia Strachociny. Dyskutowano nad zawartością Biuletynu (padały propozycje tematów, m.in. od ks. Kazimierza Piotrowskiego "z Kowalówki"), uatrakcyjnienia go, wydawania częściowo w kolorze, rozważano sposoby organizacji dystrybucji, sposoby finansowania jego edycji i dystrybucji. Postanowiono, że na razie biuletyn będzie bezpłatny, finansowany z kasy Stowarzyszenia i rozprowadzany sposobem "chałupniczym", niezorganizowanym. Zarząd podjął uchwałę o dokooptowaniu do Zarządu Czesława Piotrowskiego z Jurowiec i Józefa Radwańskiego, wnuka Anieli z Fryniów-Piotrowskich (gospodarza spotkania, prezesa Górnika Strachocina).

Tadeusz Błaszczycha-Piotrowski z Gdańska, zgodnie ze zobowiązaniem z lipcowego posiedzenia Zarządu, przeanalizował przepisy o stowarzyszeniach i zaproponował członkom Zarządu utworzenie i zarejestrowanie tzw. "stowarzyszenia zwykłego", jako najkorzystniejszego na tym etapie rozwiązania organizacyjnego dla naszego Stowarzyszenia. Stowarzyszenie "zwykłe" tym się przede wszystkim różni od normalnego stowarzyszenia, że nie ma osobowości prawnej i nie może prowadzić w związku z tym własnej działalności gospodarczej. Po kilku latach, kiedy nasze Stowarzyszenie okrzepnie, "rozkręci się", będzie można wystąpić o zmianę statusu. Na spotkaniu 30 września w Strachocinie członkowie Zarządu zaakceptowali rekomendowane rozwiązanie i przystąpiono do działań mających na celu formalną rejestrację naszego Stowarzyszenia.

 

AKTUALNOŚCI

Pani Bożena Piotrowska, żona Jerzego Piotrowskiego "spod Stawiska" z Sanoka, obroniła na Uniwersytecie im. Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie pracę magisterską opartą o wspomnienia Stanisława Berbeć-Piotrowskiego ze Strachociny, naszego nestora, twórcy i kustosza Strachockiej Izby Pamięci. Częścią pracy (w formie dodatkowego, grubego tomu) są kopie rękopisów pana Stanisława. Z dużym zainteresowaniem czekamy na upublicznienie tej pracy.

Trwa modernizacja strachockiego magazynu gazu. W północnym lesie pojawiła się wieża wiertnicza, doskonale widoczna, szczególnie po zapadnięciu zmroku - jest jasno oświetlona. Starszym mieszkańcom Strachociny przypomina lata 40-te i 50-te, kiedy takich wież w strachockim lesie była zawsze kilka. Magazyn gazu w Strachocinie jest najstarszym czynnym tego typu magazynem w Polsce. Uruchomiono go w 1982 roku, na miejscu wyeksploatowanej kopalni gazu (eksploatowanej od 1928 roku). Jego pojemność wynosi 100 mln m sześc. przy ciśnieniu roboczym 2,6 - 3,2 MPa (planuje się w przyszłości rozbudowę do 300 mln m sześc.). Magazyny gazu umożliwiają równoważenie sezonowych różnic w zapotrzebowaniu na gaz w systemie i zwiększają niezawodność dostaw gazu do odbiorców. W Polsce eksploatowanych jest aktualnie 6 takich magazynów, trwa ich rozbudowa, tworzone są nowe. Ich pojemność jest ciągle mała w porównaniu z potrzebami (w Polsce niewiele ponad 10% rocznego zapotrzebowania na gaz, w Europie zachodniej ponad 20%).

Na terenie Bobolówki w Strachocinie, miejscu kultu św. Andrzeja Boboli, pojawiły się nowe elementy Sanktuarium - kapliczki upamiętniające męczeńską śmierć Świętego. Kapliczki tematyką i wystrojem nawiązują do Drogi Krzyżowej Chrystusa. Zgodnie z przekazami historycznymi, św. Andrzej Bobola, strachocki rodak, został pojmany przez oddział Kozaków w Peredyle koło Janowa na Polesiu 16 maja 1657r. Na miejscu został uwiązany do słupa i okrutnie skatowany. Potem końmi zawleczono go do Janowa Poleskiego, gdzie po kilkugodzinnych torturach został zamordowany.

W lipcu 2008 roku region Podkarpacia nawiedziły ulewne deszcze, które spowodowały znaczne powodzie. Były to dalekie echa "powodzi stulecia" na Zachodniej Ukrainie. W Sanoku poziom Sanu podniósł się tak wysoko, że zalany został częściowo skansen. Pod wodą znalazła się także część Krosna. Nawet strachocki Potok Różowy pokazał swoją "potęgę". Wody jego podniosły się o ponad półtora metra. Na terenie Jurowiec szeroko rozlał się zatapiając sąsiednie łąki. Walnie przyczynił się do podtopienia przez rzekę Sanoczek (do której wpada) dużej części Trepczy.

W Jaśle na Podkarpaciu odbyło się III spotkanie Generałów Synów Ziemi Podkarpackiej. Wzięło w nim udział 12 generałów, wśród nich admirał floty Ryszard Łukasik, były dowódca Polskiej Marynarki Wojennej (w latach 1996 - 2003), oraz generał broni Bronisław Kwiatkowski, były dowódca polskiej misji wojskowej w Iraku (w latach 2006 - 07). Generałowie spotkali się w ramach obchodów 90. rocznicy odzyskania niepodległości przez Polskę i 65. rocznicy śmierci generała Władysława Sikorskiego.

W internetowej Wikipedii ukazało się hasło "Piotrowscy herbu Piotrowski". Przedstawia ono ród kniaziów Piotrowskich, jeden z najznamienitszych tatarskich rodów w I Rzeczpospolitej. Do hasła dołączono herb Piotrowskich w wersji książęcej, znany nam dobrze od czasu Zjazdu Piotrowskich w 2007 roku. Zamieszczono także informację o potomkach kniaziowskiego rodu Piotrowskich w Strachocinie.

Także w Wikipedii zamieszczono hasło "Piotrowscy" przedstawiające wiele ciekawych informacji o Piotrowskich, przedstawicielach najróżniejszych szlacheckich rodów "herbowych". Zamieszczono także kilka różnych herbów, którymi pieczętowali (i pieczętują) się Piotrowscy - Gozdawa, Junosza, Korwin, Ślepowron, Świnka, własny (kniaziów tatarskich), a także informację o tym, że szlacheccy Piotrowscy nosili w sumie aż 18 herbów (Abdank, Belina, Ginwiłł, Gozdawa, Jastrzębiec, Junosza, Korwin, Kotwica, Nieczuja, Leliwa, Lis, Poraj, Prus1, Przerwa, Rawicz, Ślepowron, Świnka, własny). Wszystkie te informacje są dostępne w Internecie - należy wstawić w wyszukiwarkę (np. Google) hasło "Piotrowscy herbu Piotrowski", a później w " Zobacz" wejść w hasło "Piotrowscy".

1 listopada, w dniu Wszystkich Świętych, przed tablicą pamiątkową Stefana Piotrowskiego na strachockim cmentarzu pojawiły się kwiaty i mnóstwo płonących zniczy. Serdeczne podziękowania dla wszystkich, którzy pamiętali o naszym przodku. Mamy nadzieję, że będzie się tak dziać w następnych latach. Znicz zapłonął także przy pamiątkowym krzyżu na G. Kiszkowych.

 

Echa Zjazdu "Strachocina 2007"

Nie milkną echa Zjazdu potomków Stefana Piotrowskiego "Strachocina 2007". Powoli obrasta on w legendę, staje się tematem nie tylko nostalgicznych wspomnień, towarzyskich plotek czy poważnych analiz i podsumowań (w gronie organizatorów), ale także twórczości poetyckiej. Oto okolicznościowy wiersz napisany przez Panią Irenę Piotrowską z Sanoka, "rodzinną poetkę", zainspirowany naszym zjazdem.

Spotkanie po latach

Wśród gór i lasów leży Strachocina,
Lato upalne, dzień się rozpoczyna.
Mieszkańcy radośnie ten dzień witają,
Bo dziś Piotrowscy tu swe święto mają.
Teraz właśnie nadszedł ten czas,
Że klan Piotrowskich ma tu swój zjazd.

Ze stron dalekich dzisiaj się zjeżdżają,
Są wśród nich tacy - ziemi tej nie znają.
Bo ich przodkowie dawno stąd wybyli,
Gdzieś w dalekich stronach się osiedlili.
Wiele zacnych osób ta ziemia wydała,
Wśród nich kilku księży się doczekała.
Z dumą i radością też oznajmiamy,
Że my w rodzinie również księdza mamy

Z Bogiem i modlitwą zjazd rozpoczynamy,
Z dużą nadzieją, że wszyscy się poznamy.
I każdy w tym klanie dobrze się poczuje,
W tej intencji ksiądz Kazimierz mszę nam celebruje.
Niektórzy po latach dziś się spotykają,
"Kamraty" swą muzyką chwile umilają.

W miłej atmosferze, przyjaźni i zgodzie,
Ognisko płonie w Błaszczychów ogrodzie.
Dwóch gitarzystów melodie wygrywa,
Brać rozbawiona, w ręku śpiewnik trzyma.
Prawie dwieście osób, wszystko rozśpiewane,
Ach, są to chwile niezapomniane.

Czas szybko mija, słonko za las znika,
Trzeba iść zatańczyć, toż tam gra muzyka.
Orkiestra przygrywa, buzia roześmiana,
Bawimy się wszyscy do białego rana.
Wszystko ma początek, musi mieć i koniec,
I to miłe spotkanie już jest zakończone.

Organizatorom zjazdu z serca dziękujemy,
Następnego niecierpliwie czekać będziemy.
Oby te spotkania zawsze miłe były,
Tego Wszystkim życzy Irka "Spod Mogiły".

Pani Irena Piotrowska, z domu Buczek, urodziła się w Jaćmierzu, jest żoną Józefa Piotrowskiego "spod Mogiły", jednego z głównych organizatorów zjazdu "Strachocina 2007". Wiersze zaczęła pisać dopiero będąc na emeryturze, chociaż pierwsze próby "wierszowania" miała już bardzo wcześnie. Jak wspomina, będąc w "Junakach" w 1952 roku w Lubaniu Śląskim i Stargardzie Szczecińskim (była to obowiązkowa praca w brygadach paramilitarnej organizacji Służba Polsce, zwanej potocznie "Junakami"), listy do domu, opisujące życie w obozie, pisała wierszem.
W swoich obecnych wierszach Pani Irena porusza problemy związane z jej życiem, a także życiem nas wszystkich - mówią one o młodości, która szybko ucieka, i o starości, która przychodzi znienacka. Pisze ona: "Piękna jest młodość - lecz szybko przemija - Aktualnie - dla ciebie - nie ma to znaczenia. Bo ci się wydaje - że trwać będzie wiecznie - Czy myślisz co cię czeka? Wtedy niekoniecznie". A w innym wierszu: "...Lecz wiek dojrzały ma też swoje zalety - i trzeba się pogodzić ze wszystkim - niestety. Taka jest twoja dola emerycie - I nie wiesz, kiedy minęło ci życie".
Autorka wraca także wspomnieniami do uroków swojej rodzinnej, jaćmierskiej ziemi ("... Koło mego domu potoczek płynie - Miłość do mej wioski nigdy nie przeminie"...), wyraża troskę o ojczyznę, wspomina "zgrzebne" czasy PRL-u ("...Ludzie pod sklepami, stali całe noce – Bo wczoraj przywieźli, dywan i dwa koce. I tego towaru, za wiele nie było – Złość i agresję, w ludziach budziło..."), wiele miejsca poświęca Ojcu Św. Janowi Pawłowi II i sprawom religijnym. Jej wiersze są ciepłe, serdeczne, proste i czułe, chociaż niekiedy z nutką ironii i krytyki, "trafiają pod strzechy".
Pani Irena wydała część swoich wierszy w tomiku pt. "Smutki i radości - młodości i starości i inne wiersze sercem pisane". Jej wiersze publikowało "Echo Zarszyna", a fragmenty także sanocka gazetka parafialna "Góra Przemienienia".

 

Z HISTORII

Początki osadnictwa w Strachocinie w XIV wieku
- hipoteza Józefa Błaszczychy-Piotrowskiego

Na temat początków osadnictwa na terenie Strachociny w XIV wieku nic pewnego nie wiemy. Przekazy historyczne, które się zachowały nie mówią na ten temat nic konkretnego. Pewne jest tylko, że 10 maja 1369 roku król Kazimierz Wielki wydał dokument lokacyjny dwom braciom, Piotrowi i Grzegorzowi z Kunowy w ziemi bieckiej, na założenie wsi Szwanczyce, na prawie magdeburskim, nad rzeką Różaną (po obu jej brzegach) w ziemi sanockiej (...villam dictam Szwanczyce terrae sanociensis in fluvio dicto Russava ex utrque parte ipsus iure theutonico Magdeburgensis...). Wieś miała obejmować obszar 50 łanów (ok. 1000 - 1200 hektarów, powierzchnia 1 łana wahała się w granicach 20 – 24 ha w różnych częściach Polski). Historycy zgodnie twierdzą, że „Szwanczyce” to dzisiejsza Strachocina. Z biegiem czasu nazwa "Szwanczyce" wyszła z użycia, została zastąpiona nazwą "Strachocina", powiązaną z nazwiskiem założyciela wsi (pierwszego sołtysa?). Jednym z dowodów o tym świadczących jest fakt przedstawienia dokumentu lokacyjnego do "oblaty" (wciągnięcia do ksiąg ziemskich) przez dzierżawcę Strachociny, Jana Bobolę, w 1523 roku.

Wieś została założona zgodnie z wydanym dokumentem, ale w którym miejscu zamieszkali pierwsi osadnicy dotychczas nic pewnego nie wiemy. Zagadkę tę próbował rozwiązać nasz rodowy historyk-amator Józef Błaszczycha-Piotrowski z Rzeszowa. Józef szczegółowo przeanalizował wszystkie dostępne do niedawna dokumenty (być może są jeszcze jakieś dostępne w archiwach ukraińskich), przeprowadził czasochłonne "badania terenowe" w Strachocinie i w wyniku tych działań wysunął ciekawą hipotezę na ten temat. Jego zdaniem jedynym miejscem gdzie mogli się osiedlić pierwsi mieszkańcy było wzgórze leżące przy wjeździe do Strachociny od strony Jurowiec, tuż przy granicy z terenem wsi Pakoszówka.

Twierdzi, że miejscem ich osiedlenia nie mógł być teren przeznaczony na uposażenie kościoła. Zresztą niewykluczone, że ten teren należał w tym czasie do Kostarowiec, dokument z 1390 roku o uposażeniu strachockiego kościoła nie jest jednoznaczny, jeżeli chodzi o przynależność przydzielonej kościołowi ziemi. Nie wchodzi w grę także teren łąk położonych w pobliżu dzisiejszego kościoła. Były one regularnie zalewane co wiosnę podczas wiosennych roztopów, a duża część z nich była na stałe zalana wodą sztucznego zalewu, na którym tu i ówdzie znajdowały się wyspy. Jedną z nich był zapewne dzisiejszy mały pagórek po lewej stronie szosy do Kostarowiec, niedaleko przed kościołem. Woda zalewu sięgała daleko w górę dzisiejszej Strachociny. Tam gdzie nie było już wody ciągnęły się dalej bagna. Wzgórze na którym znajduje się obecny cmentarz nie wchodziło w rachubę jako miejsce pod osadę (zresztą są zapisy mówiące, że wieś znajdowała się na północ od Potoku Różowego). Nie zapewniała bezpieczeństwa w tych niespokojnych czasach, a zabezpieczenie się przed napadem, nie tylko Tatarów, którzy wyprawiali się na Ruś Halicką co roku, ale najzwyklejszych watażków i rozbójników, było dla osadników sprawą najważniejszą. Idealnym miejscem na osadę było wzgórze znajdujące się przy obecnym wjeździe do Strachociny. Zapewniało ono także bezpieczeństwo od strony dzikich zwierząt. A że obawa przed ich atakami nie była bezpodstawna, mogą świadczyć wyniki polowań sąsiada Strachociny, słynnego Fryderyka Jacimirskiego, miecznika sanockiego (na początku XV wieku "trzymał" on także Strachocinę). Potrafił on przywieźć z jednej myśliwskiej wyprawy w okoliczne lasy 100 lisów i drugie tyle (200!) zajęcy. W tych lasach było także mnóstwo wilków, a trafiały się niedźwiedzie i tury. Przy takiej ogromnej ilości zwierzyny ochrona domowego inwentarza przed nią, ptactwa domowego, krów, owiec, koni, była nie lada problemem. Jak pisze Józef: "... przy takiej ilości zwierzyny lisy mogłyby biegać pomiędzy domami jak dzisiaj kundle. Przy takiej ich ilości wszystek drób gotowe były z zagród wynieść, a chowano w tym czasie ur,kapłonów i innego ptactwa wiele, np. w folwarku w Kostarowcach do 300 sztuk różnego domowego ptactwa".... Oczywiście, także własne bezpieczeństwo osadników od strony dzikich zwierząt było dużym problem.

Wspomniane wzgórze jeszcze dzisiaj sprawia wrażenie miejsca obronnego, doskonale nadającego się na małą osadę w tych niespokojnych czasach. Było odpowiednio duże na małą wioskę. Od południowego zachodu oblane było potokiem Różowym i jego zalewem o którym już wspomniano. Od południowego wschodu dalszym biegiem Różowego. Od północnego zachodu i północnego wschodu wzgórze oblane było strumieniami - dopływami Różowego. Dzisiaj to są małe, ledwie widoczne strumyki, ubogie w wodę, kiedyś były większe, w końcowy odcinek dolinki z zachodu cofała się woda zalewu, odcinek powyżej był zabagniony. Różnica poziomu pomiędzy lustrem wody Różowego w najniższym odcinku, a szczytem wzgórza wynosi ponad 100 m. Jedyny w miarę swobodny dostęp na wzgórze prowadzi od strony północnej, gdzie obniżenie terenu, co prawda, niewielkie ale także istnieje. Dostęp ten nie jest zbyt szeroki, łatwy do obrony. Od tej strony wzgórze było chronione przez wykop i wał ziemny. Na miejscu dawnego wału obecnie przebiega szosa do Jurowiec. Prawdopodobnie wzgórze to było zamieszkane od bardzo dawna, o odkryciu w Strachocinie wczesnośredniowiecznego grodziska mówią opracowania historyczne. Prawdopodobnie mieściło się ono na tym właśnie wzgórzu. Mieszkańcy Strachociny nie znają dzisiaj lokalizacji grodziska, w akcie granicznym z 1526 r. jest mowa o górze „Grodzisko” (monte Grodzisko) na granicy Strachociny z Pakoszówką. Był tutaj pradawny gród obronny na trasie z Dołów Sanockich (okolic Jaćmierza, Haczowa, Krosna) do stolicy regionu górnego Sanu leżącej w rejonie dzisiejszej Trepczy, przy ujściu Sanoczka do Sanu. W Trepczy istniały ok. X wieku dwa grodziska, jedno na wzgórzu zwanym Horodysko (Grodzisko?), drugie na wzgórzu zwanym Fajka. Z biegiem czasu, po przeniesieniu centralnego grodu do Sanoka, trasa ta straciła na znaczeniu, gród w Strachocinie podupadł, grodzisko opustoszało i poszło w zapomnienie. W XIV w. miejsce po grodzisku było idealne na założenie osady. Być może była to przestrzeń nie zalesiona, co było ważne, nie potrzeba było karczować lasu.

Pierwsza osada w Strachocinie nie była duża, liczyła 8 do 10 zagród lub nawet mniej. Świadczy o tym wartość jaką przedstawiała kilkadziesiąt lat później. Strachocina była wsią królewską, należała do starostwa sanockiego, ale już na początku XV wieku przeszła w ręce prywatne w formie zastawu. Otóż w 1434 Cloch Cornicz odstępuje Piotrowi Smolickiemu, kasztelanowi sanockiemu, Strachocinę wraz z sołectwem oraz dokumentem królewskim z zapisanymi 200 grzywnami, za taką właśnie sumę. Można, z dużym przybliżeniem przyjąć, że była to wartość Strachociny. W tym czasie Fryderyk Jacimirski, miecznik sanocki, zastawia swoją Jacimirską Wolę (dzisiejszą Bażanówkę), liczącą 11 kmieci, za 280 grzywien. Oczywiście, takie porównanie ma sens przy założeniu, że wartości żądane przy zastawie odpowiadały prawdziwym wartościom tych wiosek.

Osadnicy po sprowadzeniu wykopali od strony północnej rów (lub oczyścili istniejący od wieków), usypali wokół wały, postawili palisadę i bramę, pobudowali domy i zabrali się do przygotowania gruntów pod uprawę. Osada była założona na planie typowej okolnicy, jak większość osad tego typu w Małopolsce, z rozplanowaniem gruntów typu niwowego. Rozplanowanie takie polegało na tym, że wszystkie grunty uprawne dzielono na trzy niwy (części) przeznaczone kolejno pod zasiew zbóż ozimych, jarych i pod ugór, poza niwami uprawnymi wyznaczano teren pod zabudowę. Każdego z osadników obowiązywał przymus niwowy tzn. musiał dostosować się do porządku i kolejności upraw na niwach. Dwór sołtysa („zasadźcy”?) znajdował się na południowym krańcu wzgórza, na małym płaskim przegięciu terenu. Aby polepszyć obronność miejsca, pradawną groblę na Potoku Różowym wyremontowano, być może podwyższono, aby móc spiętrzyć wyżej, w razie potrzeby, wody potoku i jego dopływów, i zatopić skuteczniej tereny wokół wzgórza. W późniejszych czasach grobla została rozkopana, po zalewie pozostały bagna, które "zmeliorowano". Dzisiejsze koryto Różowego, idealnie proste, wskazuje na to, że jest ono dziełem rąk ludzkich, zostało wykopane poprzez istniejące kilkaset lat temu bagno. Resztki grobli zachowały się do XX w. na lewym brzegu potoku. Że była to sztuczna grobla, świadczy piasek z którego została usypana, tak różny od miejscowego gruntu. Zalew mógł służyć także do transportu płodów z pól do zabudowań gospodarczych. Prawdopodobnie do Strachociny należały w tym czasie tereny, które później znalazły się w obrębie sąsiedniej Pakoszówki. Mogą świadczyć o tym późniejsze wieloletnie spory o te tereny zakończone komisyjnym rozgraniczeniem w 1524 roku na życzenie Jana Boboli, dzierżawcy Strachociny.

Tyle mwi hipoteza Józefa Baszczychy-Piotrowskiego. Powyższy tekst przedstawiający ją został opracowany na podstawie jego listów przesłanych w czasie pracy nad naszym zbiorowym "dziełem" - "Piotrowscy ze Strachociny w Ziemii Sanockiej". Józef od wielu lat zajmuje się najdawniejszymi dziejami Strachociny, ale nigdy nie opublikował wyników swoich prac. Zgromadził mnóstwo materiału dokumentalnego, sformułował wiele twierdzeń i hipotez, które poparł solidnym materiałem dowodowym. Wszystko to z powodzeniem mogłoby być częścią solidnej monografii Strachociny, której do dzisiaj brakuje. Niewielka część z jego dorobku zostaa wykorzystana w pierwszym rozdziale wspomnianej powyżej pracy, noszącym tytuł "Gniazdo rodzinne Piotrowskich - Strachocina".

 

"Ziemia Sanocka"

- zamieszanie wokół terminu, krótka historia, zasięg terytorialny, ogólne dane.

Termin "ziemia", używany zwyczajowo przy określaniu jakiegoś fragmentu terytorium naszego kraju, może wywoływać sporo zamieszania i niejednoznaczności. Oficjalnie nie ma w dzisiejszej Polsce jednostki administracyjnej, którą określano by tym terminem. Często używany jest on na określenie powiatu, np. na granicy powiatu brzozowskiego w Grabownicy Starzeńskiej podróżnych swego czasu witała dużą tablicą informacyjną "ziemia brzozowska". Zastosowanie tutaj terminu "ziemia" w miejsce "powiat" miało prawdopodobnie za cel "uszlachetnienie" nazwy, nadanie jej cech dostojności, archaiczności, nawiązania do historii. I tu zaczyna się problem - powiat brzozowski zawsze był integralną częścią historycznej Ziemi Sanockiej (z dużej litery, aby nie mylić z późniejszym powiatem sanockim, także nazywanym czasem współcześnie "ziemią sanocką"). W przeszłości termin "ziemia" był bardziej jednoznaczny, ale także nie do końca. W średniowiecznej Polsce ziemia była terytorialną jednostką administracyjną powstałą z księstwa, które włączone po okresie rozbicia dzielnicowego do Królestwa Polskiego, utraciło odrębność polityczną, ale zachowało własną organizację urzędniczą. Początkowo terminów tych używano wymiennie. Stopniowe zanikanie określenia "księstwo" i coraz częstsze pojawianie się terminu "ziemia" (także w tytulaturze królewskiej) wskazywało na coraz większą integrację państwa, które zaczęło traktować dawne udzielne księstwa jako części składowe swego terytorium. W XV wieku większość ziem przekształciła się w województwa, niektóre jednak, z reguły te mniejsze, nie uzyskały takiej rangi, weszły w skład innych województw, utrzymały jednak dawną nazwę, oddzielne urzędy (nie zawsze cały komplet) i własny sejmik.

Podobne zasady obowiązywały na terenach przyłączanych kolejno do Królestwa Polskiego, m.in. na Rusi Czerwonej (Halickiej), w granicach której leżała Strachocina. W XV wieku na terenach Rusi Halickiej powstało województwo ruskie w skład którego weszły ziemie: lwowska, przemyska, sanocka, halicka i chełmska. Podział województwa na te ziemie to spuścizna dawnych podziałów dzielnicowych ruskiego Księstwa Halicko-Włodzimierskiego na drobniejsze księstwa. Jednym z tych księstw musiała być kiedyś późniejsza Ziemia Sanocka, chociaż jednoznacznych przekazów historycznych świadczących o tym nie ma. Sanok od najdawniejszych czasów był ośrodkiem administracyjnym otaczającej go krainy. Według przekazów historycznych, w roku 1150 król węgierski Gejza II w swojej wyprawie na Przemyśl zdobył Sanok i wziął w niewolę "posadnika Jasza". W ówczesnej nomenklaturze ruskiej "posadnik" odpowiadał polskiemu "kasztelanowi", tak więc już wtedy istniał oddzielny okręg administracyjny odpowiadający zapewne terytorialnie późniejszej Ziemi Sanockiej. Prawdopodobnie już wcześniej, pod koniec XI wieku, Sanok był siedzibą księcia, najpierw Wołodara Rościsławowicza, młodszego brata panującego w Przemyślu Ruryka, a później Wasylko, najmłodszego z braci Rościsławowiczów, barbarzyńsko oślepionego przez księcia kijowskiego Świętopełka. Według pewnych przekazów także ostatni z książąt halickich, Jerzy II Trojdenowicz, rezydował pod koniec życia w Sanoku. To także może świadczyć, że Sanok miał jakieś tradycje wcześniejszej siedziby książęcej. Sanok miał strategiczne położenie, leżał u zbiegu doliny Sanu i wielkiej śródgórskiej kotliny, jaką są Doły Sanockie. Zarówno dolina Sanu, jak i Doły Sanockie, były terenami nadającymi się wyjątkowo dobrze na osadnictwo ludzi i tereny te zostały w pierwszej kolejności zaludnione. Sanok był naturalnym centrum tego osadnictwa. Pozwalał także na kontrolowanie ważnej drogi prowadzącej z Węgier przez łańcuch Karpat w gęsto zaludniony rejon Przemyśla, Jarosławia i Rzeszowa. O znaczeniu tego ośrodka świadczą liczne wczesnośredniowieczne grodziska w jego okolicy.

Historyczna Ziemia Sanocka (łac. Terra Sanociensis) obejmowała południowo-zachodnią część województwa ruskiego w dorzeczu górnego i środkowego Sanu, od jego źródeł po Dubiecko, oraz w dorzeczu górnego Wisłoka. Od północy i wschodu graniczyła Ziemia Sanocka z Ziemią Przemyską, od zachodu z województwem krakowskim (powiatem bieckim) i sandomierskim (powiatem pilzneńskim). Koło Krosna schodziły się wówczas granice trzech województw I Rzeczpospolitej. Południową granicę Ziemi Sanockiej tworzyła granica Polski z Węgrami, biegnąca głównym grzbietem Karpat, począwszy od punktu leżącego kilka kilometrów na wschód od Przełęczy Dukielskiej (przełęcz leżała w powiecie bieckim województwa krakowskiego) na zachodzie, do Przełęczy Użockiej i źródeł Sanu na wschodzie, gdzie rozpoczynała się granica z Ziemią Przemyską. Odcinek granicy państwowej z Węgrami nie ulegał zmianom przez całe wieki. Granica między Ziemią Sanocką a Przemyską i sąsiednimi województwami długo była płynna, ustalono ją ostatecznie dopiero w 1554 r. Na wschodzie biegła ona od granicy państwowej w Karpatach wododziałem między Sanem a dorzeczem Dniestru w ogólnym kierunku północno-zachodnim, pozostawiając po stronie Ziemi Sanockiej Lutowiska, Czarną, Ustianową, po stronie Ziemi Przemyskiej Ustrzyki Dolne. Dalej granica biegła po terenach pogórza Przemyskiego w sposób bardzo kręty, pozostawiając po stronie przemyskiej Birczę, do Sanu na zachód od Krzywczy (należała ona do Ziemi Przemyskiej), gdzie przekraczała San. Stąd w ogólnym kierunku zachodnim, pozostawiając po stronie sanockiej Babice, Nienadową, Dubiecko, Jawornik Polski, Hyżne, Błażową, aż do miejscowości Lecka na południe od Tyczyna, gdzie na szczycie Wilcze zbiegały się granice Ziemi Sanockiej, Przemyskiej i województwa sandomierskiego. Od wsi Lecka granica pomiędzy Ziemią Sanocką a powiatem pilzneńskim województwa sandomierskiego skręcała lekko w kierunku południowo-zachodnim pozostawiając po stronie sanockiej Niebylec, po stronie sandomierskiej Strzyżów, dalej skręcała w kierunku południowym, pozostawiając po sanockiej stronie Odrzykoń z zamkiem Kamieniec i miasto Krosno. Dalej granica Ziemi Sanockiej, już z powiatem bieckim województwa krakowskiego, biegła w ogólnym kierunku południowym do głównego grzbietu Karpat, do zbiegu z granicą państwową, pozostawiając po stronie krakowskiej miasto Duklę, a po stronie sanockiej wsie, Szczepańcową, Cergową i Daliową. Należy dodać, że w wielu opracowaniach granice historycznej Ziemi Sanockiej są podawane trochę inaczej, m.in. do Ziemi Sanockiej zaliczane są miasteczka Tyczyn, położony tuż na granicy dzisiejszego Rzeszowa (Tyczyn założony został na mocy dokumentu króla Kazimierza Wielkiego 14 marca 1368 roku, pozwalającego Bartoldowi Tycznerowi na lokację nowego miasta w lasach królewskich nad rzeką Białą (dziś Strug), w pobliżu wsi o tej samej nazwie, w Ziemi Sanockiej), a także Frysztak, leżący nad Wisłokiem, na zachód od Strzyżowa. Jak już wspomniano wcześniej, granice jednostek administracyjnych w okresie I Rzeczpospolitej były dość płynne, na przestrzeni wieków wielokrotnie ulegały zmianom. Porównując teren historycznej Ziemi Sanockiej z dzisiejszym podziałem administracyjnym to obejmuje ona w całości powiaty: sanocki, leski i brzozowski, oraz części powiatów: krośnieńskiego, strzyżowskiego, rzeszowskiego, przemyskiego i bieszczadzkiego (ustrzyckiego), oraz skrawki powiatów przeworskiego oraz jarosławskiego, a także maleńki skrawek dzisiejszej Ukrainy.

W XVII wieku Ziemia Sanocka liczyła 371 wsi i 12 miast i miasteczek. Największym i najbogatszym miastem było Krosno, ale ośrodkiem władzy administracyjnej był Sanok, siedziba starosty grodowego. Inne miasta to: Babice, Baligród, Brzozów, Dubiecko, Dynów, Nowotaniec, Bukowsko, Jaćmierz, Rymanów, Mrzygłód, Lesko, Tyrawa Wołoska, Zarszyn, a także wspomniane już, Tyczyn i Frysztak. W takim kształcie Ziemia Sanocka przetrwała do końca I Rzeczpospolitej. Kilka lat po I rozbiorze i przejściu Galicji pod panowanie Austrii wprowadzono nowy podział administracyjny w wyniku którego tereny Ziemi Sanockiej zostały „rozparcelowane” i weszły w skład trzech cyrkułów, sanockiego (do 1786 roku z siedzibą w Lesku), krośnieńskiego i przemyskiego.

Granice Ziemi Sanockiej w czasach I Rzeczpospolitej
(naniesione na współczesną mapę miejscowości)

Herbem Ziemi Sanockiej był dwugłowy orzeł złoty z koroną także złotą, umieszczoną nad nim, w polu błękitnym. Kolory żółty i błękitny są barwami herbowymi Piastów śląskich opolskich. Ich obecność w herbie Ziemi Sanockiej (także Przemyskiej) to spadek po rządach księcia opolskiego Władysława II Opolczyka, który był namiestnikiem z ramienia króla Ludwika Węgierskiego na Rusi Halickiej i który obdarzył ją szeregiem przywilejów i fundacji. Znak dwugłowego orła nawiązuje do symboliki Orientu, pojawił się on w XIII w. w sąsiadującej z Polską Rusi Halickiej. Złoty (żółty) orzeł jest symbolem siły i praworządności, nawiązuje także do heraldyki opolskiej linii Piastów.

Szlachta Ziemi Sanockiej zbierała się w Sanoku na sejmiki zwoływane tylko dla niej (partykularne). Były to sejmiki gospodarskie, na których regulowano sprawy porządkowe i finansowe Ziemi i wybierano komisarzy do trybunału skarbowego, a także sejmiki deputackie, na których wybierano sędziów do trybunału. Sejmiki poselskie i relacyjne dla Sanoczan odbywały się wspólnie ze szlachtą przemyską i lwowską w Sądowej Wiszni koło Lwowa. W Sanoku znajdował się sąd grodzki, którego jurysdykcja obejmowała całą Ziemię Sanocką. Na zamku sanockim znajdował się również Sąd Wyższy Prawa Niemieckiego dla miast całej Ziemi. Ziemię Sanocką reprezentował w senacie Rzeczpospolitej kasztelan sanocki.

 

Wieczerza wigilijna w Strachocinie w połowie XX wieku

Wspólna rodzinna wieczerza wigilijna to był od zawsze, obok udziału w Pasterce, najważniejszy moment w obchodach Świąt Bożego Narodzenia w Strachocinie. Jednym z elementów, ściśle związanym z wieczerzą w pierwszej połowie XX wieku, stała się choinka, zwana w Strachocinie po prostu "drzewkiem". Była ona główną ozdobą izby, w której odbywała się wieczerza. Zwyczaj choinki przywędrował na wieś z miast na początku XX wieku, jeszcze w okresie I wojny światowej choinki były w strachockich domach rzadkością, u powały wisiały jedynie „pająki” wigilijne. Do szybkiego rozpowszechnienia choinek przyczynili się powracający z I wojny światowej weterani, wszak przecież choinka to tradycja niemiecko-austriacka. Choinka, jako żywe drzewko, symbolizowała rodzącego się Chrystusa jako źródła życia wiecznego dla ludzi. W Strachocinie choinką obowiązkowo była jodełka, użycie w miejsce jodełki świerka uważano za coś zdecydowanie gorszego, nie do zaakceptowania w szanującej się rodzinie. A trzeba dodać, że o młodą jodełkę w Strachocinie nie było łatwo (o świerka zresztą też), zdobycie ładnej, foremnej jodełki było dużą sztuką. Dlatego "nieregularnym" choinkom poprawiano urodę wstawiając w miejsca puste, sztucznie, dodatkowe żywe gałązki jodłowe (nawiercając otwory w pniu). Najczęściej choinki były duże, od podłogi do sufitu, jedynie w niektórych domach, gdzie nie było małych dzieci, ubierano choinki mniejsze, stojące na stoliku lub niższym stołku. Ubieranie ("strojenie") choinki odbywało się w Strachocinie zazwyczaj rano w dzień wigilijny. Należało to do obowiązków gospodyni ewentualnie starszych dzieci. Ozdoby choinkowe zmieniały się ciągle na przestrzeni czasu, ale podstawowy ich skład pozostawał niezmienny, zmieniały się tylko formy eksponowania. Były to jabłka oraz ciastka, cukierki i orzechy w kolorowych opakowaniach. Z biegiem czasu doszły różnego rodzaju zabawki, klejone z kolorowego papieru, słomek, wydmuszek z jajek, piórek. Później zjawiły się kolorowe bombki (zwane w Strachocinie "bańkami"), szklane sople, kolorowe szklane szyszki, itp., kupowane w sklepach. Jabłka symbolizowały jabłko z drzewa rajskiego. W Strachocinie były kłopoty z jabłkami, do końca grudnia trudno było przechować jabłka z własnego sadu, ale każda gospodyni potrafiła w jakiś sposób zdobyć przynajmniej dwie, trzy sztuki na choinkę. Koniecznie powinny być one kolorowe, najlepiej czerwone. Ciasteczka wypiekano we własnym zakresie, początkowo ze zwykłego ciasta, bardzo proste w formie, później bardziej wyszukane, pierniki i inne tego typu, w formie gwiazdek, serduszek, grzybków, półksiężyców, „mikołajów”, itp. Ciastka były zawijane w kolorowe bibułki, sreberka. Cukierki także początkowo wyrabiano we własnym zakresie, z czasem jednak kupowano w sanockich sklepach i podczas miejscowego odpustu św. Katarzyny. Zawijano je także w kolorowe bibułki. Do obowiązkowych ozdób należały także łańcuchy klejone z kolorowych bibułek. Symbolizowały one więzi rodzinne uczestników wieczerzy. Na szczycie choinki znajdowała się zawsze gwiazda betlejemska, później pojawiły się ozdobne zakończenia z kolorowego szkła wzorowane na bombkach (zwane potocznie „czubkami”). Całości dopełniały "włosy anielskie", rozciągnięte po gałązkach bardzo cienkie paseczki kolorowego, błyszczącego celofanu, oraz woskowe świeczki zapalane w trakcie wieczerzy. Bardzo duża ilość ozdób choinkowych była robiona własnoręcznie, przez cały okres adwentu. Robiły to najczęściej starsze dzieci z matkami. Trwał prawdziwy konkurs na najlepiej ubraną choinkę.

Sama wieczerza wigilijna pozostawała bez większych zmian w Strachocinie od dziesiątków lat. Gromadziły się na niej duże rodziny, zdarzało się nawet, że w wieczerzy brało udział 30, 40 osób, poza ścisłą rodziną gospodarzy także "delegaci" rodzin spokrewnionych. Wieczerze wigilijne odbywały się w różnych porach w poszczególnych domach rodzinnych (wcześniej uzgadniano między rodzinami godziny "wieczerzania" w poszczególnych domach), wieczerza w pierwszym domu (często był to dom seniora rodu) zaczynała się tradycyjnie w momencie pojawienia się pierwszej gwiazdki na niebie (gorzej było w dzień pochmurny). Tak więc uczestnicy wieczerzy krążyli po wsi przez cały wieczór, przemieszczając się między domami. Wieś była pełna gwaru, głośnych rozmów, gdzieniegdzie śpiewów kolęd i pastorałek aż do północy, kiedy wszyscy udawali się na pasterkę. W zależności od wielkości rodziny można było uczestniczyć w trzech, czterech lub więcej wieczerzach wigilijnych tego wyjątkowego wieczoru. Wydaje się, że czymś wyjątkowym w strachockich wieczerzach wigilijnych były właśnie te liczne spotkania osób spokrewnionych, którzy na co dzień rzadko albo wcale nie mieli okazji siedzieć przy wspólnym stole. To one nadawały im tę szczególną atmosferę rodzinnego zgromadzenia („sejmiku”), tak różną od atmosfery wieczerzy z udziałem małej, cztero-, pięcioosobowej rodziny.

Przed rozpoczęciem wieczerzy gospodarz przynosił do izby i wstawiał do kątów „dziada” i „babę”, zrobionych ze słomy, symbolizujących zmarłych przodków, którzy także mieli brać udział we wspólnej wieczerzy. Stół wigilijny obowiązkowo przykryty był białym obrusem (wcześniej to była po prostu czysta lniana płachta) pod którym znajdowało się siano i po garści każdego z czterech zbóż - żyta, pszenicy, jęczmienia i owsa. Na wstępie na stole pojawiały się ząbki czosnku, którymi uczestnicy wypędzali z izby "złego ducha" rzucając je po kątach. Następnie głos zabierał gospodarz domu (ewentualnie osoba najstarsza), który w krótkim (zazwyczaj) "przemówieniu" witał obecnych, składał im życzenia wszelkiej pomyślności i obdzielał ich kawałkami opłatka, które podawał na talerzyku. Przy okazji przekazywania opłatka poszczególnym osobom składał niektórym dodatkowe, indywidualne życzenia, czy to powrotu do zdrowia chorym, czy to szczęśliwego rozwiązania kobietom spodziewającym się dziecka, czy pomyślnego zakończenia budowy domu, czy zdania matury uczniom kończącym szkołę w najbliższym roku. Młodsi obdarowani opłatkiem dziękując całowali składającego życzenia w rękę. W Strachocinie uczestnicy wieczerzy nie dzielili się pomiędzy sobą opłatkiem (byłoby to zresztą niemożliwe ze względu na ogromną ciasnotę, biesiadnicy dosłownie siedzieli jeden na drugim), wzajemne życzenia składali sobie po odejściu od stołu indywidualnie.

Następnie na stół "wjeżdżały" potrawy wigilijne. W strachockich domach nie było jednoznacznie określonej ilości potraw, najczęściej przyjmowano liczbę 12, tyle ilu było apostołów. Potrawy podawano tylko w kilku talerzach, poszczególni uczestnicy wieczerzy nie mieli indywidualnych nakryć, jedynie łyżki (później także widelce). Jadano ze wspólnych talerzy (misek), ci z drugiego rzędu sięgali z trudem przez pierwszy rząd do talerzy. Zresztą nikt się nie objadał, najczęściej liczył się z tym, że będzie brał udział w kolejnych wieczerzach. Pod talerze kładzione na stół podkładano kawałki opłatka wigilijnego i z tego czy przykleił się do talerza czy nie wróżono o powodzeniu gospodarstwa w najbliższym roku. Przykładowo przyklejenie się opłatka do talerza z pierogami wróżyło duże powodzenie w hodowli świń. Pierwszą podawaną na stół potrawą był „kwas wigilijny”, rodzaj zupy przygotowanej na bazie soku kiszonej kapusty z dużą ilością suszonych grzybów, bardzo charakterystycznej dla Strachociny, niezmiernie rzadko spotykanej w Polsce (podobną zupę, zwaną "zupą smołdzińską" podają w Słupsku na Pomorzu, górale żywieccy znają podobną „kwaśnicę”, ale z kapustą). Przepis na dobry "kwas" znajduje się w "Rozmaitościach". Ważną potrawą były grzyby przyrządzane w różny sposób. Poza tym królowały różnego rodzaju pierogi (ziemniaczane, z kapustą, z twarogiem), gołąbki, kluski z makiem, knedle, groch, kapusta. Wszystkie potrawy były postne, do II wojny światowej przyrządzane głównie na oleju lnianym, po wojnie głównie na maśle. Obowiązkowo podawano kompot z suszonych owoców (głównie ze śliwek, w Strachocinie zwany „juszką”) i najróżniejsze kisiele (później budynie) oraz ciasta. Podstawowymi ciastami były makowce i pierniki, ale poszczególne gospodynie prześcigały się w wypiekach najróżniejszych ciast i ciasteczek, serników, mazurków, keksów, faworków (chrustu). Wigilijnym chlebem była „strucla”, bardzo biały, pszenny chleb drożdżowy, pieczony w blaszanej foremce, ozdobiony na wierzchniej stronie warkoczem z tego samego ciasta i posypany makiem. W niektórych domach w Strachocinie (ale nie wszędzie) podawano kresowy przysmak - kutię, potrawę zrobioną z obtłuczonej pszenicy, ziaren maku, miodu i bakalii - różnorakich orzechów, rodzynek i innych dodatków. W rzadko którym domu w Strachocinie podawano podczas wieczerzy wigilijnej ryby. Jedynie w niektórych domach zjawiały się na stole marynowane śledzie, praktycznie jedyne ryby, które były dostępne w sklepach.

Nieznany był w Strachocinie zwyczaj prezentów wigilijnych pod choinką, św. Mikołaj przynosił prezenty jedynie w noc 6 grudnia, w dniu swoich imienin, głównie zresztą dla dzieci. Podczas wieczerzy wigilijnej w Strachocinie podawano alkohol mimo gorących apeli księży o abstynencję w tym dniu. Może w większości domów nie w dużych ilościach, ale wieczerzy bez alkoholu chyba nie było nigdzie. W trakcie wieczerzy śpiewano kolędy. Z reguły zaczynano od uroczystej "Wśród nocnej ciszy". Niekiedy pod koniec wieczoru, na kolejnej wieczerzy, kiedy alkohol trochę już uderzał do głów, śpiewano dość frywolne pastorałki. Pod koniec wieczerzy niektórzy gospodarze przynosili do izby snopek słomy i rozkładali go na podłodze, aby dać szansę pobaraszkowania dzieciom (czasem dołączała się także młodzież). Tarzali się oni w tej słomie, mocując się, reszta obserwowała zapasy z boku. Po wieczerzy gospodarz szedł do obory i wrzucał opłatek krowom do żłobu. Młodzież, która pasła krowy zbierała po wieczerzy sztućce i okręcała je mocno sianem spod obrusa, dzięki temu w nadchodzącym roku krowy miały się nie „gzić”. Panny „na wydaniu” wychodziły na dwór i nasłuchiwały z której strony zaszczeka pies – z tej w nowym roku przyjdzie do nich mąż.

Wieczerze w poszczególnych domach zasadniczo nie trwały długo. Uczestnicy, w tym członkowie rodziny gospodarzy wieczerzy, wędrowali na inne wieczerze, odpowiednio do ustalonego wcześniej "harmonogramu". Oczywiście, ilość uczestników wieczerzy i ilość wieczerzy w których brali udział członkowie rodzin była różna. Różniło się to w poszczególnych rodzinach i "klanach" rodzinnych, jedne z nich były bardziej tradycyjne i podtrzymywały długo więzi pokrewieństwa (do tych należały rodziny Piotrowskich), inne miewały mniej kontaktów między-rodzinnych.

 

CIEKAWOSTKI TURYSTYCZNE PODKARPACIA

Bóbrka - Światowa kolebka przemysłu naftowego

W ramach nowej rubryki "Ciekawostki turystyczne Podkarpacia" przedstawiamy Skansen - Muzeum Przemysłu Naftowego im. Ignacego Łukasiewicza w Bóbrce.

Skansen jest obiektem unikalnym nie tylko w skali Polski ale także w skali światowej.
Na tym skrawku polskiej ziemi narodziła się gałąź przemysłu, która w II połowie XIX w. popchnęła świat w kierunku niebywałego dotąd rozwoju cywilizacyjnego. Jest rzeczą niezaprzeczalną, że podwaliny pod ten niespotykany rozwój dał Polak Ignacy Łukasiewicz, a polskie Podkarpacie stało się kolebką przemysłu naftowego, mającego do dzisiaj ogromne znaczenie dla całego świata.

Żyjemy w epoce dynamicznego rozwoju nauki i techniki. Technologie i konstrukcje tradycyjne wypierane są sukcesywnie przez nowe generacje. A przecież te tradycyjne budowle, maszyny i urządzenia są niepodważalnymi dowodami ciągłości rozwoju nauki i techniki, stanowią dorobek wielu pokoleń naukowców i przemysłowców. Ocalić od zniszczenia i zapomnienia, zgromadzić i otoczyć opieką rzeczowe dokumenty rozwoju przemysłu naftowego, wyeksponować i pokazać młodym pokoleniom, całemu polskiemu społeczeństwu ogromny naukowy i przemysłowy dorobek polskich nafciarzy - taka idea leżała u podstaw zorganizowania Skansenu - Muzeum Przemysłu Naftowego. Cel ten najlepiej mógł być spełniony na terenie czynnej do dziś, najstarszej w świecie kopalni ropy naftowej w Bóbrce Zachowały się tam bowiem autentyczne obiekty i dokumenty - świadectwa historii rozwoju przemysłu naftowego od jego narodzin po dzień dzisiejszy. Idea budowy Muzeum powstała jeszcze za życia I. Łukasiewicza, pod koniec XIX w. Doczekała się realizacji w 1960 roku, kiedy to z okazji Jubileuszu 1000-lecia Państwa Polskiego powołany został Komitet Opiekuńczy Budowy Skansenu Naftowego. W 1972 r. SITPNiG wykupiło od prywatnych właścicieli około 20 ha terenu, na którym zlokalizowano Muzeum, od tego czasu stało się jego hipotecznym właścicielem. Budowa otoczona została opieką zakładów całego sektora naftowego, pod patronatem Ministerstwa Górnictwa i Energetyki, Ministerstwa Przemysłu Chemicznego oraz podlegających im zjednoczeń. Muzeum położone jest wśród lasów, w malowniczym terenie, w odległości ok. 12 km od Krosna, 6 km od Dukli i 15 km od przejścia granicznego w Barwinku.

Na ok. 20 ha ogrodzonego obszaru rozlokowane są ekspozycje górnictwa naftowego, gazownictwa, przemysłu rafineryjnego i dystrybucji produktów naftowych. Znajdują się tu autentyczne obiekty zabytkowe, będące świadectwem rodowodu polskiego przemysłu naftowego:
- Obelisk kamienny wzniesiony przez I. Łukasiewicza, upamiętniający założenie kopalni "oleju skalnego" w 1854 roku.
- Dwa czynne szybiki naftowe (kopanki) "Franek" i "Janina" oraz kilka zapadlisk szybików z lat rozwoju kopalni (1854- 1880).
- Osiem zabytkowych drewnianych budynków z XIX w., w których mieściły się warsztaty mechaniczne, kuźnia, kotłownie, kieraty pompowe, magazyny, pomieszczenia administracyjne i mieszkalne.
- Czynne otwory wiertnicze z lat 1890.
- Sieci transmisji do napędu pomp wgłębnych, stare systemy ropociągów i zbiorniki do magazynowania ropy.
- Trzy wiertnice z masztami i wieżami do głębokiego wiercenia obrotowego (1000-5000 m) oraz siedem wiertnic przewoźnych z masztami do wiercenia udarowego średnich głębokości (ok. 800 m).
- Urządzenia do napowierzchniowego wyposażenia otworów ropnych i gazowych oraz pompy wgłębne z wszelkimi rodzajami narzędzi i sprzętu do wierceń i eksploatacji otworów ropnych i gazowych.
- Różnorodne typy stalowych i drewnianych "kiwaków" do napędu pomp, a także unikalne stare pompy, sprężarki gazowe, maszyny i kotły parowe.
- Różnorodne typy urządzeń wyciągowych (windy obróbcze) do operacji technicznych w otworach ropnych.

Znajdują się tu również, z pietyzmem odtworzone na podstawie dokumentacji, pierwowzory takich urządzeń, jak:
- Model starego szybiku (kopanki).
- Wiertnica do ręcznego wiercenia udarowego oraz wiertnica udarowa systemu kanadyjskiego, napędzana maszyną parową (lokomobilą).
- Wiertnica udarowa szarpakowo-linowa typu "Bitków".
- Wiertnica udarowa konstrukcji polsko-kanadyjskiej do głębokich wierceń.

Wnętrze wiertnicy adaptowane jest do organizowania konferencji, wystaw okolicznościowych i imprez towarzyskich. Znajduje się tu także sala restauracyjna z zapleczem kuchennym i sanitariatami. W siedmiu pomieszczeniach budynku administracyjnego, zbudowanego jeszcze przez I. Łukasiewicza, który stoi w centrum Muzeum, prezentowane są:
- Pamiątki związane z I. Łukasiewiczem.
- Galeria portretów - karykatur ludzi nafty.
- Rekwizyty, symbole tradycji naftowej.
- Mapy, zbiory geologiczne, rdzenie i skamieliny.
- Plan kopalni Bóbrka z 1879 roku.
- Modele, fotografie i rysunki obrazujące rozwój techniki wiertniczej i eksploatacyjnej.
- Kolekcja sztandarów, medali okolicznościowych, zbiory filatelistyczne, ekspozycje Europolgazu, wizytówki muzeów USA i Norwegii.
- Jedna z największych w kraju kolekcji lamp naftowych.

Obok domu otoczonego ogrodem - parkiem znajduje się popiersie I. Łukasiewicza umieszczone na cokole z marmuru. W pobliżu wzniesiony został budynek - pierwowzór górskiej stacji benzynowej Centrali Produktów Naftowych, przed którym eksponowane są unikalne oryginalne dystrybutory paliw z początkowych lat rozwoju stacji benzynowych.

Wewnątrz budynku znajduje się ekspozycja zabytkowych urządzeń i aparatury, m. in.:
- Modele urządzeń do magazynowania i transportu produktów naftowych.
- Aparatura do oznaczania właściwości fizycznych i chemicznych produktów naftowych oraz urządzenia do oznaczania liczby oktanowej paliw.
- Kilka rodzajów liczników pomiarowych.
- Stoiska z produktami naftowymi.
- Unikalne urządzenia, w jakie wyposażone były laboratoria zakładów rafineryjnych.
- Modele i fotografie dawnych rafinerii nafty.

Na terenie Muzeum, w zabytkowym domu "Naftusia" znajdują się pokoje gościnne. Są także pomieszczenia dla obsługi i konserwacji zabytków oraz zakład usługowy produkcji pamiątek. Muzeum posiada bogate archiwum dokumentów w postaci oryginałów książek, czasopism, map, albumów z fotografiami, akcji spółek naftowych, dokumentacji i rysunków urządzeń i narzędzi wiertniczych, od początkowego okresu rozwoju przemysłu naftowego do czasów dzisiejszych. Znajdują się tu również kserokopie unikalnych rękopisów i reprodukcje dokumentów z okresu studiów, pracy zawodowej i społecznej I. Łukasiewicza, a także wielu osób - pionierów przemysłu naftowego. W Muzeum redagowane jest czasopismo naukowo-historyczne "Wiek Nafty". Muzeum posiada pracownię poligraficzną, wyposażoną w dobrej jakości sprzęt komputerowy, która świadczy również usługi na zewnątrz. Bieżąco rozwijana jest akcja informacyjna i propagandowa o historii przemysłu naftowego. Nakręcono kilka ciekawych filmów wideo o Muzeum i przemyśle naftowym, w tym nagrodzony przez Krajową Radę Radiofonii i Telewizji film pt. "Ignacy Łukasiewicz", wydano kilka wersji folderów i reklamówek. Na terenie Muzeum, a także poza jego granicami, organizowane są wystawy okolicznościowe, przedstawiające rodowód polskiej nafty i ludzi, którzy przemysł ten tworzyli. Muzeum Naftowe to obiekt, który jest rzeczowym argumentem naszego pierwszeństwa w historii światowego przemysłu naftowego.

Artykuł opracowano na podstawie informacji Pana Adama Kozłowskiego.

 

ZE SPORTU

Piłkarze Górnika Strachocina słabo wypadli w sezonie 2007/2008. Jeszcze bardziej przykra niespodzianka spotkała ich po zakończeniu sezonu. Za domniemaną próbę korupcji drużyna została przez Wydział Dyscypliny OZPN w Krośnie zdegradowana z ligi okręgowej (klasy 0) do klasy A. Decyzja była efektem postępowania dyscyplinarnego, przeprowadzonego po wpłynięciu do OZPN anonimowego listu, opisującego korupcyjne zjawiska w krośnieńskiej klasie okręgowej. Autorzy anonimu wymienili w nim kluby, które ich zdaniem zapewniały sobie wynik nie tylko przez grę na boiskach, wśród nich znalazł się Górnik. Zdaniem działaczy Górnika Wydział Dyscypliny podjął decyzję o degradacji zbyt pochopnie, bez szczegółowego wyjaśnienia sprawy. Górnik żadnego meczu nie kupił. Mimo protestu degradacja została utrzymana w mocy i drużyna rozpoczęła rozgrywki w klasie A (z opóźnieniem, od czwartej kolejki). Mamy nadzieję, że pobyt w klasie A nie potrwa dłużej niż rok. Po pierwszej rundzie rozgrywek Górnik zajmuje drugą pozycję w tabeli za Brzozovią Brzozów ze stratą trzech punktów do lidera. Górnik przegrał spotkanie z Brzozovią 1:2 w Brzozowie. Najbardziej niefortunną wpadką w rundzie była przegrana na własnym boisku (0:1) z przeciętną drużyną Pisarowiec. W rundzie rewanżowej z większością drużyn czołówki Górnik będzie grał na własnym boisku.

Zdecydowanie lepiej wiedzie się drużynie juniorów Górnika. Jako beniaminek w lidze okręgowej nie czuje respektu przed bardziej doświadczonymi przeciwnikami. Po pierwszej rundzie zajmuje trzecie miejsce w tabeli.

Różnie się wiedzie drużynom piłkarskim Podkarpacia w rozgrywkach ligowych. Karpaty Krosno w III lidze (lubelsko-rzeszowskiej) po I rundzie zajmują dopiero 12. miejsce w tabeli. W IV lidze (rzeszowskiej) Stal Sanok jest liderem, lecz Czarni Jasło zajmują dopiero 11. miejsce. W klasie 0 (krośnieńskiej) Bieszczady Ustrzyki są na 3. miejscu, Start Rymanów na 4., Sanovia Lesko na 8., a Zgoda Zarszyn na ostatnim.

Bartosz Kowalczyk (19 lat) z Olesna Śl., wnuk Anny z Błaszczychów-Piotrowskich, podpisał kontrakt z II-go ligowym MKS Kluczbork na grę w piłkę nożną. Bartosz od najmłodszych lat trenował piłkę nożną w Oleśnie Śląskim w OKS Olesno, pod okiem swojego ojca Marka Kowalczyka, byłego piłkarza, m.in. silnej drużyny ligowej Raków Częstochowa, później trenera. Bartosz ukończył liceum ogólnokształcące w Oleśnie Śl., jest studentem Wydziału Prawa Uniwersytetu Opolskiego. MKS Kluczbork jest czołową drużyną grupy zachodniej II ligi, walczy o awans do I ligi (zaplecza ekstraklasy). Bartosz gra w pomocy, na razie jest rezerwowym, najczęściej występuje w drużynie rezerw, ale odnotował już występy w pierwszej drużynie. Za swoje występy zbiera bardzo dobre recenzje.

Miłosz Piotrowski (17 lat) z Sanoka, syn Józefa Piotrowskiego "spod Mogiły" jest zawodnikiem KH Sanok w hokeju na lodzie. Gra w drużynie juniorów młodszych, najczęściej występuje na lodowisku jako obrońca. Sanocki klub jest jednym z najlepszych polskich klubów w hokeju na lodzie. Od lat utrzymuje się w ekstraklasie, co dla klubu z małego miasta, o skromnym budżecie, jest dużym osiągnięciem. Dla małego, biednego ośrodka jakim jest Sanok jedynym co pozostaje, to nadrabiać braki finansów pracą z młodzieżą. I tak się dzieje, KH Sanok w młodszych kategoriach rozgrywkowych radzi sobie doskonale. Miłosz jest wyróżniającym się zawodnikiem wśród juniorów Sanoka, ma stałe miejsce w pierwszej drużynie.

Zygmunt Ćwiąkała (68 lat) z Bytomia, syn Marcjanny z Giyrów-Piotrowskich, został w 2008 roku mistrzem Polski w tenisie w kategorii wiekowej powyżej 65 lat. W lipcu wygrał w Warszawie Narodowe Mistrzostwa Polski zarówno w singlu jak i w deblu. W 1/8 finału wygrał z Iwańskim z Łodzi 6/2, 6/2, w ćwierćfinale z Krawczykiem mieszkającym w USA (byłym uczestnikiem Wyścigu Pokoju) 6/3, 6/2, w półfinale z Leszkiem Beimem z Warszawy 6/3, 6/2 i wreszcie w finale pokonał Juliusza Kaczmarka z Gdyni 3/6, 7/5. Z Bronisławem Wileńskim ze Strzelc Opolskich wygrał również debla - w finale przeciwko Kaczmarkowi i Popczykowi (wielokrotny mistrz świata Dziennikarzy) 7/6, 1/6, 10/7. Miesiąc wcześnie Zygmunt wywalczył tytuł wicemistrzowski w deblu w Międzynarodowych Mistrzostwach Polski w Sopocie.

Agnieszka Radwańska (19 lat) z Krakowa, której korzenie rodzinne prawdopodobnie sięgają Strachociny, najlepsza polska tenisistka, ma za sobą najlepszy sezon w swojej karierze sportowej. Przebojem wdarła się do pierwszej "dziesiątki" rankingu światowego, miała doskonałe występy w turniejach "wielkiego szlema". Na zakończenie sezonu wzięła udział jako zawodniczka rezerwowa w mistrzostwach WTA w Katarze (bierze w nim udział osiem najlepszych zawodniczek sezonu). W meczu w którym zastąpiła kontuzjowaną Serbkę Anę Iwanowic pokonała gładko S. Kuzniecową (Rosja) 6:2, 7:5.

 

WSPOMNIENIA O PRZODKACH

Ksiądz Piotr Lisowski, O. Marian

Ksiądz Piotr Lisowski, Ojciec Marian, urodził się 26 lipca 1919 roku w Strachocinie. Jego rodzicami byli Stanisław Lisowski i Małgorzata z Giyrów-Piotrowskich.

Ojciec Piotra Stanisław Lisowski (ur. ok. 1878r.), pochodził z jednego z najznakomitszych rodów w Strachocinie, wielokrotnie spokrewnionego z Piotrowskimi. Najstarszym znanym jego przodkiem był Wojciech Lisowski, żonaty z Anną, żyjący w pierwszej połowie XVIII wieku. Jego synem był Andrzej Lisowski (ur. ok. 1750r.). Andrzej ożenił się z Marianną Piotrowską (ur. ok. 1752r.), córką Michała. Andrzej posiadał duże gospodarstwo w górnej części Strachociny. Dziadek Stanisława, Andrzej Lisowski junior (ur. ok. 1781r.), ożenił się z Konstancją Dąbrowską, a po jej śmierci z Konstancją Woźniak, córką Andrzeja Woźniaka i Zofii. W sumie z dwoma żonami Andrzej junior miał 12 dzieci, co tradycyjnie już, mocno podkopało pozycję ekonomiczną tej rodziny Lisowskich. Mimo tego, ojciec Stanisława, Antoni Lisowski (ur. 6.06.1827r.), najstarszy syn z drugiego małżeństwa, był ciągle dość bogatym gospodarzem. Ożenił się z Jadwigą Mielecką (ur. 13.10.1836r., zm. 2.07.1879r.), przedstawicielką innego znanego strachockiego rodu. Agnieszka była wnuczką Wawrzyńca Mieleckiego i Anny, córką Jana Mieleckiego (ur. 14.08.1791r.) i Agnieszki z Woytowiczów (ur. 3.01.1809r., córka Kazimierza i Marianny Cecuły). Stanisław był najmłodszym synem Antoniego Lisowskiego.

Matka Piotra, Małgorzata (ur. 16.09.1883r.) pochodziła z Giyrów-Piotrowskich, jej ojcem był Stanisław Giyr-Piotrowski (ur. 3 maja 1849r., zm. 8 maja 1906r.), matką była Wiktoria z Kiszków (ur. 16 grudnia 1857r., zm. 5 stycznia 1938r.), córka Jakuba i Małgorzaty Cecuła. Ród Kiszków, z którego pochodziła Wiktoria nosił kiedyś nazwisko Rogowski. Zmiana nazwiska miała miejsce za życia prapradziadka Wiktorii, Marcina Rogowskiego, lub za życia pradziadka Wiktorii, Wawrzyńca Rogowskiego-Kiszki. Wawrzyniec był żonaty z Magdaleną Radwańską, wnuczką Stanisława Piotrowskiego. Kiszkowie-Rogowscy zamieszkali w starym domu Piotrowskich i dom ten należał do Kiszków aż do XX wieku. Dziadek Wiktorii, Stanisław (ur. 2.05.1795r.), ożenił się z Teklą Boczarówną, pochodzącą spoza Strachociny. Stanisław odziedziczył po ojcu gospodarstwo i dom nr 45, stary dom Piotrowskich. Ojciec Wiktorii, Jakub (ur. 21.07.1817r.), był najstarszym synem Stanisława, dziedzicem rodzinnego majątku. Od nazwiska Kiszków wziął swoją nazwę najwyższy szczyt Strachociny - Góry Kiszkowe. Matką Wiktorii była Małgorzata z Cecułów (ur. 9.06.1827r.), córka Tomasza Cecuły i Marii z Piotrowskich. Tomasz pochodził z tej gałęzi licznego w Strachocinie rodu Cecułów, którą od dawna określano „Carami”, mieszkał na dawnych posiadłościach Piotrowskich, nad brzegiem Potoku Kiszkowego w domu nr 46, należącym wcześniej do Franciszka Piotrowskiego. Żona Tomasza, babka Wiktorii, Maria z Piotrowskich, to córka Michała Piotrowskiego z pierwszego małżeństwa z Franciszką Cecułą, wnuczka Szymona I.

Piotr miał rodzeństwo, czterech braci (Jan, Władysław, Kazimierz i Tadeusz) i siostrę Bronisławę. Brat Kazimierz (ur. 1921r.) zmarł w 2008 roku w Sanoku. Po ukończeniu szkoły podstawowej Piotr wstąpił do Małego Seminarium Misyjnego Ojców Franciszkanów w Niepokalanowie. Tam zdobył wykształcenie w zakresie szkoły średniej i odbył nowicjat zakonny. W Niepokalanowie rozpoczął studia teologiczne. Studiował filozofię chrześcijańską, słuchając m.in. wykładów Św. Maksymiliana Kolbe. Wojna uniemożliwiła normalny tok studiów Piotra. Spowodowała, że Piotr studiował w trzech seminariach, we Lwowie u OO. Franciszkanów, przejściowo w nieodległej od rodzinnej Strachociny Starej Wsi u OO. Jezuitów i wreszcie w Krakowie w Seminarium Franciszkańskim, gdzie 6 kwietnia 1945 roku otrzymał święcenia kapłańskie z rąk biskupa Stanisława Rosponda, a 25 maja 1945 roku złożył uroczystą profesję zakonną przyjmując imię zakonne Marian. Dla najbliższych i Strachoczan zawsze był jednak Piotrem. Podczas studiów był zawsze wyróżniającym się alumnem. W trudnych, powojennych latach, kiedy tak brakowało księży wymordowanych przez okupantów, ks. Piotr został skierowany do pracy w Jaworze na Dolnym Śląsku, w charakterze wikariusza parafialnego i katechety. Po roku został skierowany przez władze zwierzchnie zakonu na studia specjalistyczne w zakresie teologii moralnej na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Uwieńczył je doktoratem z teologii uzyskanym w kwietniu 1951 roku na podstawie pracy Nałóg pijaństwa - studium moralne. Później (w 1959r.) praca ta została wydana w formie książkowej przez Wydawnictwo Pallotinum. Była bardzo dobrze przyjęta, do dzisiaj jest cytowana przez autorów przy omawianiu zjawisk alkoholizmu i bezdomności. Podczas studiów, w 1950 roku, ks. Piotr rozpoczął pracę dydaktyczną jako teolog moralista i wychowawczą jako magister kleryków w Wyższym Seminarium Franciszkańskim w Krakowie. Jednocześnie ks. Piotr był zaangażowany w pracę duszpasterską przy bazylice Św. Franciszka w Krakowie, szczególnie jako gorliwy i ofiarny spowiednik. Lata owocnej pracy kapłańskiej i naukowej powodowały, że ks. Piotr zyskiwał coraz większe uznanie wśród współbraci, co owocowało coraz wyższymi funkcjami w szeregach zakonu Franciszkanów. W latach 1962 - 65 ks. Piotr pełnił funkcję sekretarza prowincji krakowskiej Zakonu Franciszkanów, a w latach 1965 - 68 pełnił zaszczytną funkcję prowincjała. Dwukrotnie (w 1966r. i 1969r.) brał udział w kapitule generalnej Zakonu w Rzymie.

W późniejszych latach sprawował inne ważne funkcje zakonne. Przez długi okres był prefektem (rektorem) Wyższego Seminarium Duchownego OO. Franciszkanów w Krakowie. Dwie kadencje był asystentem w radzie prowincjalnej. Angażował się mocno także w działalność poza własnym zakonem. W latach 1963 - 69 był wykładowcą teologii moralnej w seminarium częstochowskim. W latach 1969 - 75 wykładał teologię moralną w seminarium krakowskim, a w latach 1973 - 76 także w seminarium Bernardynów w Kalwarii Zebrzydowskiej. W latach 1968 - 73 prowadził wykłady zlecone z duszpasterstwa trzeźwości na Wydziale Teologicznym KUL w Lublinie. W roku 1970 ówczesny metropolita krakowski kardynał Karol Wojtyła, późniejszy Papież Jan Paweł II, mianował ks. Piotra - O. Mariana, egzaminatorem kapłanów diecezjalnych i zakonnych składających egzaminy jurysdykcyjne.

Przez wiele lat ks. Piotr posługiwał także siostrom zakonnym, przez 9 lat był spowiednikiem zwyczajnym Sióstr Sercanek, przez 3 lata spowiednikiem nadzwyczajnym Sióstr Klarysek. Przez długi okres współpracował owocnie z Ośrodkiem Duszpasterstwa Trzeźwości w Zakroczymiu, gdzie prowadził rekolekcje i wykłady trzeźwościowe. Prowadził także akcje trzeźwościowe w wielu seminariach diecezjalnych i zakonnych.

Ks. Piotr był uznanym naukowcem z pokaźnym dorobkiem. Był autorem kilkunastu opracowań i wielu artykułów. Tematem jego rozważań była m.in. doktryna moralna Św. Bonawentury, duchowość Św. Maksymiliana Kolbe, a także zagadnienia związane z alkoholizmem. Z upoważnienia metropolity krakowskiego, arcybiskupa kardynała Franciszka Macharskiego był cenzorem kościelnym pisma OO. Franciszkanów w Krakowie "Bratni Zew".

Niestety, niestrudzona praca, ciągłe podróże, być może dodatkowo lekceważący stosunek do własnego zdrowia wynikający z jego strachockiego wychowania, nadwerężyły siły ks. Piotra. Stosunkowo wcześnie powalił go zawał serca, później doszła ciężka, długoletnia cukrzyca i inne dolegliwości. Spędził wiele czasu na łóżku szpitalnym, zmarł stosunkowo wcześnie, w wieku 72 lat, w połowie października 1991 roku. Pochowany został w Krakowie. Podczas pogrzebu ks. Piotra piękną homilię pożegnalną wygłosił O. Cecylian Niezgoda, jego bliski przyjaciel (w latach 1962 - 65 był prowincjałem, ks. Piotr był w tym czasie sekretarzem prowincji). Większość podanych powyżej informacji o ks. Piotrze pochodzi z tej homilii. O. Cecylian wymienił wszystkie osiągnięcia i zasługi ks. Piotra, zwrócił uwagę słuchaczy na jego mądrość, pracowitość, wspaniałą umiejętność współpracy z innymi, szczególnie z młodzieżą i ludźmi uzależnionymi. Na zakończenie zacytował słowa starej akademickiej pieśni Gaudeamus i nawiązując do jej treści powiedział: "Los ten sprawdził się w życiu O. Mariana jak najdokładniej. W młodości był zdrowy, silny, sprawny, zdolny i pełen energii. Był jak drzewo, które się rozrasta i pnie w górę. W starszych latach natomiast pochylił go zawał serca ... I tak po radosnej młodości i przykrej starości, choć nie była to starość zbyt późna, oddał swą duszę Bogu, a ciało zostawił w naszych rękach, byśmy je ze czcią powierzyli matce ziemi na przyszłe ostateczne i chwalebne zmartwychwstanie!".

Bardzo ciepło wspominają księdza Piotra strachoccy rodacy, potomkowie Stefana Piotrowskiego. Nasz senior Stanisław Berbeć-Piotrowski był najbliższym kolegą z podwórka księdza, ich rodziny mieszkały "przez płot" w górnej części Strachociny. Młody Stanisław chodził razem z Piotrem przez dwa lata do szkoły w Jaćmierzu (do 5-tej i 6-tej klasy, do 7-mej Piotr chodził do Zarszyna), codziennie robili, najczęściej "na piechotę", 6 km w jedną stronę. Stanisław wspomina Piotra jako niezwykle zdolnego, błyskotliwego ucznia, a zarazem bardzo dobrego kolegę, uczynnego, pomagającego słabszym w nauce. Piotr zupełnie nie pasował do standardowego modelu szkolnego prymusa, mimo że nim był. Doskonale wspomina młodego Piotra także jego kolega i rówieśnik Władysław Kucharski, mąż Anieli z Winnickich, córki Zofii z Wołaczów-Piotrowskich. Władysław, rodzony brat dwu współbraci zakonnych ks. Piotra, Józefa i Stanisława Kucharskich (obydwaj już zmarli, Józef w klasztorze w Krośnie, Stanisław w Sanoku), chodził z małym Piotrem do szkoły w Strachocinie od pierwszej klasy. Już wtedy był on wyróżniającą się postacią wśród kolegów. Wspomnienia o ks. Piotrze z innego okresu życia ma Barbara z Błaszczychów-Piotrowskich Dąbrowska z Sanoka, żona Tadeusza, kuzyna ks. Piotra. Ks. Piotr odwiedził Dąbrowskich (razem z ks. Józefem Kucharskim) w Mrzygłodzie nad Sanem, w okresie kiedy Dąbrowscy startowali do nowego życia świeżo po ślubie (na początku lat 60-tych). Mieszkali w starej chacie, w ogromnie prymitywnych warunkach. Księża przywieźli ze sobą wszystko, co w tym czasie uchodziło za "niezbędne" przy takiej wizycie, łącznie ze zmieloną kawą i cukrem, nie przynieśli tylko gorącej wody. Ks. Piotr okazał się w bezpośrednim kontakcie wspaniałym człowiekiem, bardzo bezpośrednim, dowcipnym, wesołym, dodawał im otuchy, udzielał rad na trudną przyszłość, obiecywał pomoc w razie potrzeby.

Ks. Piotr często odwiedzał rodzinną wieś. Przyjeżdżał do rodziny, odwiedzał sąsiadów, rozmawiał. Nie dał nigdy odczuć rozmówcy, że przybywa z trochę innego świata, jest profesorem, rektorem, prowincjałem. Takim go pamiętają starsi Strachoczanie, takim powinien pozostać dla wszystkich młodych. Najwybitniejszy potomek Stefana Piotrowskiego wśród tych, którzy od nas odeszli.

 

ODESZLI OD NAS

Kazimiera z Błaszczychów-Piotrowskich Sarkady

W marcu 2008 roku w Sanoku zmarła Kazimiera z Błaszczychów-Piotrowskich Sarkady. Kazimiera była wdową po Aleksandrze Sarkadym, który zmarł dwa lata wcześniej, córką Józefa Błaszczychy-Piotrowskiego ze Strachociny. Kazimiera pozostawiła dwójkę dzieci z rodzinami, córkę Grażynę (ur. 1951r.) i syna Romualda (ur. 1956r.).

Kazimierz Lisowski

Zmarł 19 marca 2008 r. Został pochowany na starym cmentarzu w Sanoku przy ul. Dmowskiego. Kazimierz urodził się 20 marca 1921r., był synem Małgorzaty z Giyrów-Piotrowskich i Stanisława Lisowskiego, młodszym bratem księdza Piotra, O. Mariana, o którym piszemy wcześniej. Kazimierz pozostawił żonę Kazimierę z Wojtowiczów. Miał czwórkę dzieci, dwu synów, Augustyna i Janusza, którzy już nie żyją, oraz dwie córki, Dorotę (wyjechała do USA) i Ewę. Ewa jest żoną Zbigniewa Pielecha ze Strachociny, syna Kazimiery z Błażejewskich-Piotrowskich, członka zespołu „Kamraty”, który występował podczas zeszłorocznego Zjazdu Potomków Stefana Piotrowskiego.”

Stanisław Radwański

Zmarł 3 lutego 2008r. Został pochowany na cmentarzu w Strachocinie, obok ojca Piotra . Stanisław urodził się1 stycznia 1947 roku w Strachocinie. Był synem Piotra Radwańskiego i Weroniki z Cecułów, wnukiem Anieli z Fryniów-Piotrowskich. Stanisław nie był zbyt szeroko znany w Strachocinie, po zawarciu małżeństwa wyprowadził się do nieodległej Falejówki. Jego ojciec Piotr był wieloletnim kierownikiem sklepu Kółka Rolniczego ("Samopomocy Chłopskiej") w Strachocinie, młodszy brat Józef to wieloletni prezes Górnika Strachocina.

 

LISTY OD CZYTELNIKÓW

Poniższym tekstem inaugurujemy nową rubrykę naszego Biuletynu – „Listy od Czytelników”. Na każdy list Czytelnika zamierzamy odpowiadać indywidualnie, ale w tej rubryce zasygnalizujemy główne tematy w nim poruszane. Oczywiście, w przypadku zastrzeżenia anonimowości nadawcy uszanujemy jego decyzję. Z kolei w przypadku żądania opublikowania listu w całości zastosujemy się do niego. Jak na razie nasza korespondencja nie wygląda zbyt imponująco, ale pocieszamy się starym przysłowiem, że początki są zawsze trudne.

Pisze do nas Pani Kazimiera Siwińska z Sanoka. Pani Kazimiera jest wnuczką Balbiny z Berbeciów-Piotrowskich. Balbina (ur. 1882r.) wyszła za mąż za mąż za Feliksa Radwańskiego ze Strachociny, syna Stefana Radwańskiego i Gertrudy z Woytowiczów. Feliks przebywał kilka lat w Ameryce. Za przywiezione pieniądze wybudował nowy dom dla swojej rodziny na działce Berbeciów. Radwańscy doczekali się piątki dzieci. Z biegiem czasu Feliks zakupił duże gospodarstwo z domem w Jaćmierzu i tam się wyprowadził z rodziną, co spowodowało, że ta gałąź klanu Berbeciów jest praktycznie nieznana wśród mieszkańców Strachociny. W „Drzewie genealogicznym” przygotowanym na Zjazd znalazły się tylko szczątkowe informacje o dzieciach Balbiny i Feliksa, nie wspomniano nic o wnukach i prawnukach. Nie dotarła do tej gałęzi Berbeciów także informacja o naszym Zjeździe. Pani Kazimiera przypomina o tej „zapomnianej” gałęzi rodu, podaje trochę ogólnych informacji i obiecuje w przyszłości zdecydowanie więcej szczegółów. Dziękujemy za list i czekamy na następny.

Bardzo ciekawy list dostaliśmy od Pani Stanisławy Lewickiej z Sanoka. Pani Stanisława jest córką Bronisława Błaszczychy-Piotrowskiego z Brzozowa. Przysłała nam mnóstwo informacji dotyczących tej gałęzi klanu Błaszczychów, której początek dał jej dziadek Józef. Więcej szczegółów na ten temat zamieszczamy w rubryce „Nowiny genealogiczne”. Pani Stanisława wybiera się w najbliższym czasie do USA śladami swojego pradziadka Franciszka i dziadka Józefa. Zamierza odwiedzić Immigration Museum na Ellis Island w Nowym Jorku i tam odnaleźć jakieś zapiski o nich. Mamy nadzieję, że po powrocie podzieli się swoimi wrażeniami z poszukiwań amerykańskich śladów rodzinnych z Czytelnikami „Sztafety”.

Dostaliśmy także list od pana Przemysława Błaszczychy-Piotrowskiego z Gdyni. Przynosi on garść informacji o nowościach genealogicznych w gałęzi Błaszczychów wywodzącej się od Stanisława Błaszczychy-Piotrowskiego ze Strachociny. Zamieszczamy je w rubryce „Nowości genealogiczne”.

 

NOWINY GENEALOGICZNE

23 stycznia 2007r. urodził się Tomasz Kucharski, syn Antoniego Kucharskiego i Renaty z Adamiaków, praprawnuk Katarzyny z Szumów-Piotrowskich i Jana Daszyków. Kucharscy mieszkają w Strachocinie, Antoni był kilka lat temu czołowym piłkarzem Górnika Strachocina.

We wrześniu 2007 roku ożenił się Bartłomiej Grzegorz Piotrowski (ur. 1979r.) ze Stalowej Woli, syn Marka Błaszczychy-Piotrowskiego. Jego żoną została Małgorzata Kutryn (ur. 1979r.) z Niska. Ślub i wesele odbyły się w Nisku, tam też zamieszkali po ślubie młodzi małżonkowie.

W Sanoku urodziła się w 2008r. Ewelina Dziuban, córka Wojciecha i Moniki, prawnuczka Michaliny z Błaszczychów-Piotrowskich i Józefa Nebesiów.

14 kwietnia 2008r. w Gdańsku urodziła się Barbara Błaszczycha-Piotrowska, córka Katarzyny i Lechosława Błaszczychów-Piotrowskich. Chrzest małej Basi odbył się w kościele w Słupsku, rodzinnym mieście mamy Katarzyny. Przyjęcie po uroczystości miało miejsce w restauracji „Karczma Słupska”.

18 sierpnia 2008r. w Gdańsku urodził się Przemysław Roman Błaszczycha-Piotrowski, syn Magdaleny z Żemojtelów i Jarosława Błaszczychów-Piotrowskich. Chrzest małego Przemka odbył się w kościele w Gdańsku-Chełmie. Przyjęcie na tę okazję w restauracji „Lido” w Gdańsku-Siedlcach.

Karolina Kowalczyk, córka Ewy, wnuczka Anny z Błaszczychów-Piotrowskich, wyszła za mąż za Kacpra Grzebielę. Ślub odbył się 27 września w pięknym, zabytkowym kościele Św. Anny w Wojciechowie koło Olesna, wesele w restauracji w Oleśnie Śl. W weselu wzięli udział także przedstawiciele "klanu" Błaszczychów ze Strachociny, Kielc i Gdańska. Rodzina Grzebielów pochodzi spoza Śląska, z Ziemi Wieluńskiej, ojciec Kacpra, Jan Grzebiela, ze Strojca koło Praszki (matka Jana pochodzi z Przeworska na Podkarpaciu), matka Kacpra, Krystyna, spod Strojca (jest wicedyrektorką liceum w Oleśnie). Obecnie rodzice Kacpra mieszkają w Wojciechowie. Kacper jest ekonomistą z zawodu, ukończył Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, Karolina ukończyła prawo na Uniwersytecie Wrocławskim. Młodzi małżonkowie zamierzają zamieszkać i pracować we Wrocławiu.

Po uzupełnieniu o otrzymane informacje drzewo genealogiczne gałęzi klanu Błaszczychów, której początek dał Józef Błaszczycha-Piotrowski (ur. 1878r.) ze Strachociny, syn Franciszka, wygląda następująco:

<

 

ROZMAITOŚCI

Bukowsko to najbardziej na zachód położona "dzielnica" Strachociny. Leży tuż pod Widaczem, u źródeł Potoku Różowego, w najwyższej części wsi. Swą nazwę zawdzięcza prawdopodobnie Bukowskim, którzy w XVII wieku byli dzierżawcami tej części "królewskiej" wsi Strachociny. Był to ród drobnoszlachecki, który mieszkał w Strachocinie do XIX wieku. Ostatnim zapisanym śladem Bukowskich w Strachocinie był chrzest w miejscowym kościele w dniu 25 lutego 1809 roku Heleny Wiktorii Teofili Bukowskiej, córki pana Michała Bukowskiego i pani Julianny z Dobrzańskich. Julianna zapewne pochodziła ze szlachty zaściankowej Dobrzańskich z Dobrej nad Sanem. Rodzicami chrzestnymi dziecka byli Wincenty i Wiktoria Giebułtowscy oraz Grzegorz i Józefa Giebułtowscy. Michał Bukowski był już wtedy jedynie dzierżawcą majątku kościelnego parafii Strachocina. Tereny Bukowska przeszły wcześniej, bo już w XVIII wieku, w posiadanie rodu Antoszyków, którzy na początku XIX wieku z niewiadomych (dzisiaj) przyczyn zmienili nazwisko na Woźniak, oraz innych strachockich rodów: Chylińskich, Cecułów, Woytowiczów-Daszyków, Lisowskich, Radwańskich, Dąbrowskich i Szczepańskich. Mieszkający w Bukowsku w XX wieku Jan Woźniak (ur. 1907r.) nosił przydomek „Dziedzic”, tak jak i jego ojciec Józef. Prawdopodobnie nazwą Bukowsko początkowo określano samą końcówkę wsi, dopiero z biegiem czasu zasięg nazwy zwiększał się, przesuwał w dół Potoku Różowego i praktycznie sięgnął w końcu Berbeciów-Piotrowskich i terenu dzisiejszego stadionu Górnika. Sprawa granicy Bukowska jest do dzisiaj dyskusyjna, przez mieszkańców Strachociny różnie określana, pewne jest, że do Bukowska nigdy nie były jednak zaliczane domy położone na południe od głównej ulicy wsi i na wschód od stadionu Górnika. Dawniej mieszkańców Bukowska nazywano czasem we wsi Smrokalami (nazwa pochodzi prawdopodobnie od strachockiej nazwy sosny – „smrok”), uważano ich za strachockich „górali”.

W mieście Zagórz koło Sanoka istnieje ulica nosząca imię księdza Józefa Winnickiego, potomka Stefana Piotrowskiego ze Strachociny. Ksiądz Józef Winnicki (ur. 28 lipca 1925 r.) był synem Bernarda Winnickiego (wieloletniego sołtysa Strachociny przed II wojna światową) i Franciszki z Piotrowskich "z Kowalówki". Święcenia kapłańskie otrzymał w 1952 roku w Przemyślu. Był długoletnim proboszczem w Zagórzu, bardzo lubianym i szanowanym przez parafian.

Kantymir Murza (zm. 1637r.), dowódca tatarski, najbardziej złowroga postać w historii Strachociny (był przyczyną jej zagłady w 1624 roku), zwany też przez rodaków chanem Temirem, a przez Polaków Krwawym Mieczem, był wybitnym tatarskim wodzem i politykiem. Przewodził Ordom: Białogrodzkiej, Budziackiej i Dobrudzkiej. Około 1603 utworzył samodzielny Chanat Nogajski. Walnie przyczynił się do zwycięstwa armii turecko-tatarskiej w bitwie pod Cecorą w 1620r. (w której zginął hetman Żółkiewski). Brał także znaczący udział w bitwie pod Chocimiem w 1621 roku, po której otrzymał z rąk sułtana Osmana II tytuł emira i godność bejlerbeja oczakowskiego. Wielokrotnie przewodził najazdom tatarskim na Rzeczpospolitą (w latach 1612 - 1621 Orda 31 razy napadała na polskie ziemie) i Moskwę (w 1614 r. zapuścił się na pół mili od miasta Moskwa). W latach 1618 - 1624 jego zagony spustoszyły ogromną część południowo-wschodniej części kraju. Najstraszliwszy najazd miał miejsce w 1624r., wtedy to właśnie została zniszczona Strachocina. W drodze powrotnej z tej wyprawy Kantymir poniósł klęskę z rąk hetmana Stanisława Koniecpolskiego pod Martynowem 20 czerwca 1624r. Podczas przeprawy przez Dniestr ubito pod nim konia, sam Kantymir został trzykrotnie ranny, ale uszedł z życiem. Pod koniec lat 20-tych Kantymir zamieszany był w rozgrywki polityczne o tron krymski, w których brała udział także Rzeczpospolita. W 1629r. został pobity przez Stefana Chmieleckiego. Po roku 1630 Kantymir wszedł w konflikt z chanem Dżanibekiem Gerejem II dążąc do przejęcia władzy na Krymie, w 1635 wszczął tam wojnę domową z nowym chanem Inajetem Gerejem. Pobity w 1637r. pod Akermanem, zbiegł do Turcji, gdzie został zamordowany z rozkazu sułtana tureckiego.

W Strachocinie, jak w wielu innych miejscowościach w całej Polce, do ostatnich lat zachowały się tradycyjne potrawy podawane do wigilijnego stołu. Najbardziej charakterystyczną z nich jest "kwas wigilijny". Potrawa ta jest praktycznie nie spotykana w innych miejscowościach kraju, znają ją niektórzy mieszkańcy (i ich dzieci) przedwojennego Lwowa. W Karczmie Kaszubskiej w Słupsku podawana jest "zupa smołdzińska" bardzo podobna do strachockiego "kwasu" (bardzo możliwe, że przywieźli ją tutaj Lwowiacy po wojnie), jego bliskim "krewnym" jest także "kwaśnica" znana wśród górali z Żywiecczyzny. Poniżej przepis na strachocki "kwas wigilijny" według Tadeusza Stanisława Błaszczychy-Piotrowskiego z Gdańska:
Składniki - kwas z kiszonej kapusty (można kupić w sklepie, ale najlepiej samemu zakisić kapustę, będzie pewność że kwas jest dobry), pietruszka, marchew, cebula, seler, kilka suszonych grzybów (najlepiej borowików), kasza jęczmienna sól, masło, mąka na zasmażkę.
Przyrządzenie - kwas przegotować, dodać tyle wody by nie był zbyt kwaśny (kwaśny ma być, ale w miarę, "do smaku"). Włożyć pokrojoną na ćwiartki cebulę, pietruszkę, marchew (pokrojone niezbyt drobno). Cebulę dobrze jest po pokrojeniu przypiec na płytce. Dodać trochę masła (w "oryginale" tłuszczem był olej lniany - potrawa powinna być postna!). Gdy jarzyny są już dobrze podgotowane wsypać kaszę jęczmienną. "Na boku" ugotować kilka grzybów (w kwasie źle się gotują). Wlać wraz z wywarem do zupy. Potrawa jest gotowa gdy kasza się ugotuje. Na koniec dodać zasmażkę. W Strachocinie "kwas" podawano z białym, pszennym pieczywem jako pierwszą potrawę wigilijną.

Miasto Sanok wzbogaciło się ostatnio o wyjątkową rzecz. Są to monumenty upamiętniające ważne dla miasta rocznice i postaci, ale nie w formie głazów z napisami, spiżowych rzeźb czy betonowych instalacji, lecz … drzew. Na ten pomysł wpadł Wojciech Blecharczyk, od 2002r. burmistrz miasta, działacz Ligi Ochrony Przyrody, wcześniej nauczyciel biologii w liceum ogólnokształcącym. W 2000 r. postanowił upamiętnić 850. rocznicę pierwszej wzmianki o istnieniu Sanoka. Na skwerze obok zabytkowej willi przy ul. Jana III Sobieskiego (siedziba miejskiej biblioteki) zasadzono trzy ozdobne drzewa. Sadzonki otoczono efektownymi kratami, które wykonał artysta metaloplastyk Jan Krawiec, i dołączono do nich tabliczki informacyjne. Rocznicę wzmianki z 1150 r. upamiętnia lipa szerokolistna (Tilia platyphyllos), surmia (Katalpa bignonioides) o imieniu Jerzy – upamiętnia Jerzego II Trojdenowicza, księcia halicko-włodzimierskiego, który nadał Sanokowi prawa miejskie, zaś miłorząb (Gingko biloba) Bartko – „zasadźcę” Sanoka, pierwszego wójta, Bartka z Sandomierza. W tym samym czasie na Okopisku – dawny kirkut (cmentarz żydowski), dziś piękny zieleniec przy ul. Jagielońskiej – posadzono klon kulisty (Acer capradocicum) o imieniu Sonka poświęcony królowej Zofii Holszańskiej, czwartej żonie Władysława Jagiełły, która po śmierci zwycięzcy spod Grunwaldu przeżyła ostatnie lata na sanockim zamku (stanowił jej „oprawę” wdowią). Kolejne drzewa pojawiły się w 2004 r. w parku im. Adama Mickiewicza (największy w kraju miejski park o charakterze górskim). Tulipanowcem (Liriodendron tulipifera) Grzegorz uczczono najwybitniejszego sanoczanina – Grzegorza z Sanoka, humanistę i poetę doby renesansu, profesora Akademii Krakowskiej i arcybiskupa lwowskiego. Surmia bignioniowa TUMS przy kościele farnym Przemienienia Pańskiego upamiętniła setną rocznicę powstania Towarzystwa Upiększania Miasta Sanoka, a klon pospolity (Acer platanoides) Karl w odmianie czerwono-listnej – dziesięciolecie partnerstwa Sanoka z niemieckim miastem Reinheim (Karl to imię burmistrza Reinham). Po dwóch latach na placu Partnerstwa zasadzono identyczne drzewo o imieniu Vladimir na pamiątkę obchodów dziesięciolecia partnerstwa Sanoka i Humennego na Słowacji. W 2005 r. posadzono dąb kolumnowy (Quercus columnaris) „w hołdzie wielkiemu sanoczaninowi Zdzisławowi Beksińskiemu” – przy ul. Jagiellońskiej, gdzie do końca lat 70. mieścił się dom rodzinny malarza (wychowywał się w nim, mieszkał i pracował do 1978 r.). Z kolei w 2006 r. na trawniku przy parafii Chrystusa Króla pojawiła się urodziwa osobliwość: bożodrzew gruczołowaty (Ailanthus Glandulosa) dedykowany Janowi Pawłowi II, honorowemu obywatelowi Sanoka. Rok temu natomiast obok szkoły podstawowej przy ul. Jana Pawła II uhonorowano sanoczanina prałata ks. Zdzisława Peszkowskiego, kapelana Rodzin Katyńskich. Poświęcony mu platan (Platanus acerifolia) nosi imię Jastrzębiec, takim bowiem herbem pieczętował się szlachecki ród Peszkowskich. To swoiste arboretum rozsiane po różnych zakątkach miasta liczy na razie 11 okazów. Już wkrótce liczba ta ma się zwiększyć: zarząd okręgu bieszczadzkiego Ligi Ochrony Przyrody podjął na ostatnim zjeździe uchwałę, aby kolejnym „zielonym pomnikiem” upamiętnić obchodzoną 80. rocznicę powstania tej najstarszej w Polsce organizacji ekologicznej.

 

KALENDARIUM RODZINNE

W roku 2009 obchodzić będziemy „okrągłe” rocznice urodzin i „okrągłe” rocznice śmierci krewniaków, którzy urodzili się lub zmarli w latach zakończonych „dziewiątką”:

<
1779  - ur. Franciszek Jan Piotrowski, s. Andrzeja, przodek Piotrowskich "spod Stawiska", "z Wileńszczyzny" (Grabownica) i "Gorlickich"-Piotrowskich
1789- ur. Józef Piotrowski, s. Andrzeja
 - ur. Marianna Franciszka z Piotrowskich "z Kowalówki", c. Szymona, żona Mikołaja Galanta
1779- ur. Katarzyna Piotrowska, c. Kazimierza Józefa, przodka Fryniów-Piotrowskich
1809- ur. Rozalia Piotrowska, c. Franciszka Jana
 - ur. Agnieszka Szymaszkiewicz, c. Agnieszki z Fryniów-Piotrowskich
 - ur. Jan Fryń-Piotrowski, s. Kazimierza Józefa
1819- ur. Brygida Piotrowska, c. Franciszka Jana
 - ur. Łucja Giyr-Piotrowska, c. Szymona, żona Franciszka Lisowskiego
1829- ur. Julianna Joanna Piotrowska, c. Franciszka Jana
1839- ur. Jan Lisowski, s. Łucji z Giyrów-Piotrowskich
 - ur. Franciszek Romerowicz, s. Apolonii z "Kozłowskich"-Piotrowskich
1849- ur. Marcin Berbeć-Piotrowski, s. Kacpra Pawła
 - ur. Feliks Klimkowski, s. Apolonii z Berbeciów-Piotrowskich
 - ur. Stanisław Giyr-Piotrowski, s. Jana
 - ur. Marcin Błaszczycha-Piotrowski, s. Michała
 - ur. Wojciech "Kozłowski"-Piotrowski, s. Marcina
 - ur. Maciej "Kozłowski"-Piotrowski, s. Stanisława
1859- ur. Paweł Wołacz-Piotrowski, s. Macieja Józefa
 - ur. Magdalena Szum-Piotrowska, c. Wojciecha
1869- ur. Katarzyna Konda-Piotrowska, c. Jana
 - ur. Julianna Błaszczycha-Piotrowska, c. Błażeja
 - ur. Stanisław Fryń-Piotrowski, s. Antoniego
 - ur. Marianna Mogilana, c. Urszuli z "Kozłowskich"-Piotrowskich
 - ur. Katarzyna Radwańska, c. Franciszki z Szumów-Piotrowskich
 - ur. Małgorzata Wójtowicz, c. Agniszki z Szumów-Piotrowskich
1879- ur. Władysław Wołacz-Piotrowski, s. Wojciecha
 - ur. Józef Mielecki, mąż Katarzyny z Wołaczów-Piotrowskich
 - zm. Szymon Piotrowski "z Kowalówki", s. Pawła
 - ur. Jan Błaszczycha-Piotrowski, s. Błażeja
 - ur. Anna Adamiak, c. Wiktorii z "Kozłowskich"-Piotrowskich
 - ur. Marianna Adamiak, c. Wiktorii z "Kozłowskich"-Piotrowskich
 - ur. Józef Szum-Piotrowski, s. Floriana
 - ur. Franciszek Sitek, s. Anastazji z Szumów-Piotrowskich
1889- ur. Karol Lisowski, s. Franciszki z Wołaczów-Piotrowskich
 - ur. Aleksandra Berbeć-Piotrowska, c. Antoniego, żona Marcina Kwolka (USA)
 - ur. Balbina Giyr-Piotrowska, c. Stanisława, żona Ignacego Winnickiego
 - ur. Wiktoria Lisowska, wnuczka Łucji z Giyrów-Piotrowskich, żona Stefana Galanta
 - ur. Paweł Błaszczycha-Piotrowski, s. Błażeja
 - ur. Teofil Błaszczycha-Piotrowski, s. Marcina
 - ur. Julianna Daszyk, c. Marianny z Wójtowiczów, wnuczka Agnieszki z Szumów- Piotrowskich
1899- ur. Małgorzata Kwolek, c. Andrzeja Wołacza-Piotrowskiego
 - ur. Franciszka z Giyrów-Piotrowskich, c. Floriana, żona Stefana Pisuli
 - ur. Władysław "Kozłowski"-Piotrowski, s. Józefa
 - ur. Michał Daszyk, s. Marianny z Wójtowiczów, wnuk Agnieszki z Szumów- Piotrowskich
 - ur. Małgorzata z Daszyków, c. Jana i Katarzyny z Szumów-Piotrowskich, żona Franciszka Kucharskiego
1909- ur. Piotr Lisowski, s. Franciszki z Wołaczów-Piotrowskich
 - zm. Marcin Berbeć-Piotrowski, s. Kacpra Pawła
 - ur. Stanisław Berbeć-Piotrowski, s. Jana (z Grabownicy)
 - ur. Bronisława z Lisowskich, c. Małgorzaty z Giyrów-Piotrowskich, żona Teofila Pucza
1919- ur. Kazimiera Radwańska, c. Karoliny z Wołaczów-Piotrowskich
 - ur. Piotr Lisowski, s. Małgorzaty z Giyrów-Piotrowskich, ksiądz, Franciszkanin, O. Marian
 - ur. Stanisław Ćwiąkała, s. Marcjanny z Giyrów-Piotrowskich
 - ur. Genowefa Puchka, c. Marii z Piotrowskich "z Kowalówki"
 - ur. Henry Bernard Błaszczycha-Piotrowski, s. Andrzeja (USA)
 - ur. Paulina z Fryniów-Piotrowskich, c. Stanisława, żona Władysława Galanta
 - ur. Piotr Radwański, s. Anieli z Fryniów-Piotrowskich
 - ur. Eugenia Adamiak, c. Jana, wnuczka Wiktorii z "Kozłowskich"-Piotrowskich
1929- ur. Eufrozyna Ludwika Włacz-Piotrowska, c. Władysława
 - ur. Władysław Stanisław Giyr-Piotrowski, s. Michała
 - ur. Stanisław Piotrowski "spod Mogiły", s. Tomasza
 - ur. Józef "Błażejowski"-Piotrowski, s. Władysława
 - ur. Władysław Cecuła, s. Cecylii z "Kozłowskich"-Piotrowskich
 - ur. Kazimiera Adamiak, c. Jana, wnuczka Wiktorii z "Kozłowskich"-Piotrowskich
 - ur. Stanisław Daszyk, s. Józefa, wnuk Katarzyny z Szumów-Piotrowskich
1939- ur. Emil Berbeć-Piotrowski, s. Stanisława
 - ur. Czesława "Gorlicka"-Piotrowska, c. Stanisława, żona Mariana Cecuły
 - ur. Danuta Dąbrowska, wnuczka Balbiny z Giyrów-Piotrowskich, żona Kazimierza Adamiaka
 - ur. Janina z Lisowskich, c. Jana, wnuczka Małgorzaty z Giyrów-Piotrowskich, żona Józefa Sudoła
 - ur. Józef Jan Winnicki, s. Bronisławy z Piotrowskich "z Kowalówki"
 - ur. Jan Antoni Piotrowski "spod Mogiły", s. Józefy
 - ur. Barbara Jadwiga z Błaszczychów-Piotrowskich, c. Stanisława, żona Tadeusza Dąbrowskiego
 - ur. Józef Błaszczycha-Piotrowski, s. Kazimierza
 - ur. Zofia Jadwiga "Kozłowska"-Piotrowska, c. Władysława
 - ur. Janina Weronika Wójtowicz, c. Piotra, praprawnuczka Marianny z Szumów-Piotrowskich
 - ur. Bronisława Marianna Woźniak, c. Cecylii z Daszyków, prawnuczka Agnieszki z Szumów-Piotrowskich
1949- ur. Wiesława z Radwańskich Pielech, wnuczka Katarzyny z Wołaczów-Piotrowskich
 - ur. Marek Błaszczycha-Piotrowski, s. Kazimierza
 - ur. John Michael Swemba, s. Anny z Błaszczychów-Piotrowskich (USA)
 - ur. Earletta z Taylorów, c. Rose z Błaszczychów-Piotrowskich, żona Gregorio Ramosa Gumbana (USA)
 - ur. Helena z "Błażejowskich"-Piotrowskich, c. Stanisława, żona Bolesława Cecuły
 - ur. Piotr Galant, s. Zofii z Fryniów-Piotrowskich
1959- ur. Marek Berbeć-Piotrowski, s. Eugeniusza
 - ur. Jerzy Berbeć-Piotrowski, s. Bolesława
 - ur. Ryszard Piotrowski "spod Mogiły", s. Józefa
 - ur. Elaine ze Swembów, c. Anny z Błaszczychów-Piotrowskich, żona Jamesa Russela Christoffa (USA)
 - ur. Zdzisława z "Błażejowskich"-Piotrowskich, c. Józefa, żona Tadeusza Hydzika
 - ur. Lucyna z Radwańskich, c. Anieli z Buczków, wnuczka Marianny z "Kozłowskich"-Piotrowskich, żona Zbigniewa Radwańskiego
 - ur. Bernadetta z Szumów-Piotrowskich, żona Mieczysława Przystasza
 - ur. Bogumiła z Szumów-Piotrowskich, żona Jacka Moskala
1969- ur. Paweł Berbeć-Piotrowski, s. Bronisława
 - ur. Piotr Giyr-Piotrowski, s. Stanisława
 - ur. Wojciech Giyr-Piotrowski, s. Kazimierza
 - ur. Susan Lynn Błaszczycha-Piotrowska, c. Jamesa, żona Jamesa Earla (USA)
 - zm. Władysław "Błażejowski"-Piotrowski, s. Michała
 - ur. Jacek Kluska, s. Łucji z Radwańskich, wnuk Cecylii z Fryniów-Piotrowskich
 - zm. Edward Szum-Piotrowski, s. Stanisława
1979- zm. Józef Piotrowski "spod Stawiska" ("z Wileńszczyzny"), s. Jana
 - zm. Andrzej Giyr-Piotrowski, s. Stanisława
 - ur. Bartłomiej Grzegorz Błaszczycha-Piotrowski, s. Marka
 - ur. Carey Lynn Swemba, c. Johna Michaela, wnuczka Anny z Błaszczychów-Piotrowskich (USA)
 - ur. Oskar Wrosz, s. Jolanty z Łukaszewskich, wnuk Leokadii z Fryniów-Piotrowskich
 - ur. Jakub Fryń-Piotrowski, s. Mariana
1989- ur. Łukasz Berbeć-Piotrowski, s. Marka
 - ur. Magdalena Gromek, c. Aliny z Berbeciów-Piotrowskich
 - ur. Małgorzata Giyr-Piotrowska, c. Andrzeja
 - ur. Katarzyna Twardak, c. Joanny z Adamiaków, praprawnuczka Balbiny z Giyrów-Piotrowskich
 - ur. Marcin Czerny, s. Agaty z Gonetów, wnuk Genowefy z Piotrowskich "z Kowalówki"
 - ur. Michał Gonet, s. Jacka, wnuk Genowefy z Piotrowskich "z Kowalówki"
 - ur. Bartosz Marek Kowalczyk, s. Ewy z Gacków, wnuk Anny z Błaszczychów-Piotrowskich
 - ur. Oskar Dąbrowski, s. Dariusza, wnuk Barbary z Błaszczychów-Piotrowskich
 - ur. Katarzyna Knott, c. Beaty z Sitków, prawnuczka Pauliny z Fryniów-Piotrowskich
 - zm. Janusz Fryń-Piotrowski, s. Stanisława
 - ur. Małgorzata Szczech, c. Barbary z Fryniów-Piotrowskich
 - ur. Edyta Grządziel, c. Ewy z Kucharskich, praprawnuczka Katarzyny z Szumów-Piotrowskich
1999- ur. Magdalena Giyr-Piotrowska, c. Bogdana
 - ur. Jagoda Farbaniec, c. Katarzyny z Krukarów, praprawnuczka Balbiny z Giyrów-Piotrowskich
 - ur. Amelia Grace Christoff, c. Ee, wnuczka Anny z Błaszczychów-Piotrowskich (USA)
 - ur. Julia Lisowska, c. Piotra, prawnuczka Bronisława Błaszczychy-Piotrowskiego