"Sztafeta Pokoleń" - 1/2019
Zawartość numeru:
Oddajemy do Waszych rąk dwudziesty trzeci numer naszego biuletynu „SZTAFETA POKOLEŃ”. Oddajemy go, jak zwykle, z niegasnącą nadzieją, że będzie to zajmująca, interesująca lektura.
Dział „Z życia Stowarzyszenia” przynosi tym razem krótką informację o włączeniu się naszego Stowarzyszenia do obchodów Jubileuszu 650-lecia Strachociny.
Dział „Aktualności” przynosi nowiny z życia naszej „małej ojczyzny” – Podkarpacia (nie mylmy z województwem Podkarpackim!), w tym ciekawe informacje o nowym pomniku w Sanoku i młodej piosenkarce z Jasła.
W dziale historycznym kontynuujemy publikację fragmentów osobistej, „Kroniki” Stanisława Berbecia-Piotrowskiego. Tym razem jest to opis trudnych lat tuż-powojennych (lata 1945 – 47) w Strachocinie. W tym samym dziale kontynuujemy publikację historycznego artykułu z dziejów Strachociny w związku z jej 650-leciem.
W rubryce „Rozmaitości” zamieszczamy biograficzny portret księdza Józefa Winnickiego skreślony ręką jego parafianina z Zagórza, oraz krótkie wspomnienie wojenne Bronisław Piotrowskiego ze Strachociny, a także krótką biografię mało znanego, znakomitego obywatela Sanocczyzny, generała Ck. armii Adama Dembickiego von Wrocień.
W ramach „projektu” zamieszczania w „Sztafecie” krótkich „portretów” strachockich rodów tym razem zamieszczamy dokończenie „portretu” rodu Cecułów, kolejnego znakomitego rodu, który zaznaczył się w historii Strachociny na przestrzeni ostatnich wieków, związanego blisko z Błażejowskimi, a także, poprzez liczne małżeństwa, z Piotrowskimi.
Dziękujemy za wszystkie listy, emaile i telefony. Pomagają nam w redagowaniu biuletynu. Jak zawsze, ciągle aktualny jest nasz apel o tego typu pomoc – tak więc czekamy ciągle na Wasze artykuły, listy, emaile, telefony, SMS-y – z uwagami, sprostowaniami, informacjami,
Życzymy przyjemnej lektury!
Redakcja
Z ŻYCIA STOWARZYSZENIA PIOTROWSKICH ZE STRACHOCINY
Z regulaminu Stowarzyszenia:
„Członkami Stowarzyszenia mogą być potomkowie Stefana Piotrowskiego ze Strachociny k/Sanoka, żyjącego w latach 1667 - 1757, oraz ich małżonkowie.”
*   *   *
Zarząd Stowarzyszenia na wiosennym „posiedzeniu” omówił aktualną sytuację w Stowarzyszeniu. Posiedzenie miało charakter wybitnie korespondencyjny. Wymieniano uwagi pocztą mailową. Głównym tematem była sytuacja Stowarzyszenia w aktualnej sytuacji prawnej, po nowych regulacjach dotyczących rejestracji takich stowarzyszeń jak nasze. Także sprawa finansów po likwidacji konta Stowarzyszenia w Banku Spółdzielczym w Sanoku. Postanowiono założyć konto Stowarzyszenia na innej zasadzie (może jako konto prywatne miejscowych członków Zarządu). Dyskutowano także na temat obchodów 650-lecia Strachociny. Postanowiono włączyć się finansowo w organizację tych obchodów, m.in. w renowację i ewentualną rozbudowę Pomnika 600-lecia sprzed 50-ciu lat, a także w sfinansowanie okolicznościowej tablicy na Domu Ludowym. Na ten cel przeznaczono pieniądze zebrane z inicjatywy śp. Józefa Piotrowskiego „spod Mogiły” z Sanoka na wykonanie ogrodzenia pomnika. Obecnie takiego ogrodzenia nie przewiduje się. Należy podkreślić, że miejscowi członkowie Stowarzyszenia biorą czynny udział w przygotowaniach obchodów. Oczywiście, dyskutowano także, tradycyjnie już, na temat biuletynu Stowarzyszenia i strony internetowej.
*   *   *
W drugi dzień świąt Bożego Narodzenia 2018 r. (dzień Św. Szczepana) w Gdańsku-Osowej odbyło się, tradycyjnie już, odświętne spotkanie gdańskiego koła Stowarzyszenia. Okazją do spotkania były 14-te urodziny Joasi Błaszczychy-Piotrowskiej, córki Przemysława i Anny z Jankowskich. Spotkanie było jednocześnie spotkaniem kolędowym, kolędy śpiewali wszyscy, od najmłodszej Hani poczynając (7 lat) na Władysławie (75 lat) kończąc. Jak zwykle rozmawiano o wydarzeniach kończącego się roku i planach na przyszłość. Tematem numer jeden było 650-lecie Strachociny, kolebki rodowej Błaszczychów-Piotrowskich, którzy tworzą gdańskie koło. Gdańszczanie raczej nie wybiorą się na uroczystości 650-lecia, ale będą mocno im kibicować znad morza. Młodzi słuchacze z zainteresowaniem słuchali opowieści seniorów, Władysława i Tadeusza, o uroczystościach 600-lecia sprzed 50 lat, w których brali oni udział osobiście. W swojej relacji podkreślali znaczący udział w sukcesie tamtych uroczystości ówczesnego sołtysa Strachociny, Stanisława Klimkowskiego. Syn Stanisława, Janek Klimkowski, wiceprezes Stowarzyszenia, to członek „klanu” Błaszczychów-Piotrowskich, mąż Aliny, córki Kazimierza. Innym ważnym tematem rozmów była planowana wyprowadzka części gdańskich Błaszczychów z Gdańska do Warszawy. Mowa tu o rodzinie Jarosława, synu Tadeusza, który z żoną Magdą i synem Przemysławem (10 lat) od września zamieszkają w stolicy. Jarosław i Magda (profesor psychologii) są już pracownikami naukowo-dydaktycznymi Uniwersytetu im. Kardynała Stefana Wyszyńskiego (UKSW) w Warszawie. Jarosław wydał w tym roku monografię pt. "Transcendencja duchowa. Perspektywa psychologiczna", doskonale przyjętą przez recenzentów i naukowców-psychologów, będzie ona podstawą habilitacji Jarosława. Dyskutowano także na inne tematy związane ze Stowarzyszeniem, jego nową sytuacją prawną, nowym Zarządzie Stowarzyszenia (jego członkiem został Przemysław, tatuś jubilatki Joasi), biuletynie „Sztafeta pokoleń, stronie internetowej Stowarzyszenia. Rozmawiano także o planowanym w 2020 r., czwartym już, Zjeździe Błaszczychów. Obecni mieli nadzieję, że Zjazd się odbędzie, mimo że niedawno wszyscy Błaszczychy widzieli się na II Zjeździe potomków Stefana Piotrowskiego – Strachocina 2017. Oczywiście, nie zapomniano o jubilatce, był tort ze świeczkami, tradycyjne „Sto lat”, prezenty i życzenia. Joasia, uczennica ósmej klasy, w 2019 r. stoi przez ważnym życiowo wyborem dalszej drogi życiowej.
17 listopada 2018 r. w strachockim Domu Ludowym odbyła się ciekawa impreza, nie tylko artystyczna – „Strachocka Biesiada Weselna”, polegająca na odtworzeniu dawnego wesela strachockiego. Obrzęd weselny z zaślubinami przygotowały panie Agata Cecuła i Jolanta Pielech. W rolach głównych wystąpiła młodzież i mieszkańcy Strachociny. Gościom weselnym, w rolę których wcielili się uczestnicy imprezy, podano tradycyjny poczęstunek weselny, przygotowany w trakcie przeprowadzonych jednocześnie warsztatów kulinarnych pod nazwą „Na straży kulinarnych tradycji Strachociny”. O oprawę muzyczną zadbała Kapela Ludowa Kamraty (mająca „korzenie” też w Strachocinie). Całą imprezę przygotowała Lokalna Grupa Działania „Dolina Sanu”.
*     *     *
Internetowy Portal Morski podał ostatnio informację, że pojemność zbiorników magazynowych gazu w Polsce przekroczyła 3 mld m sześć. Wśród siedmiu zbiorników znajduje się Strachocina, najstarszy podziemny zbiornik gazu w Polsce. Operatorem wszystkich magazynów jest Gas Storage Poland, spółka z grupy kapitałowej PGNiG. Eksploatuje ona następujące zbiorniki: „Husów” mieszczący 500 mln m sześc., „Wierzchowice” - 1 mld 200 mln, „Mogilno” - 589,85 mln, „Swarzów” - 90 mln, „Brzeźnica” - 100 mln, „Strachocina” - 360 mln i Kosakowo - 239,40 mln. W sumie ich pojemność wynosi 3 079,25 mln m sześć. Mogilno i Kosakowo (nowo oddane do eksploatacji) to magazyny kawernowe, gromadzące gaz w wypłukanych przestrzeniach w złożach soli. Pozostałe to magazyny wykorzystujące wyczerpane złoża gazu. Magazyny używa się do gromadzenia gazu latem, by sięgnąć do niego w sezonie zimowym, kiedy zużycie jest większe.
*     *     *
20 stycznia 2019 r. ruszyła druga edycja Podkarpackiego RAW AIR - konkursu amatorskich skoków narciarskich, gdzie zawodnicy rywalizują na skoczni "Strachoczanka" w Strachocinie (na zboczu Gór Kiszkowych).
Pierwsze miejsce w pierwszych tegorocznych zawodach wywalczył (ponownie, jak w ubiegłym roku) Dawid Kaszuba, drugi był Przemysław Daszyk, trzeci Paweł Szyndlar. Rekord skoczni wynosi 25 m.
*     *     *
Na terenie Strachociny trwają prace przy układaniu gazociągu Strachocina – Pogórska Wola koło Tarnowa. Trasa tego gazociągu ma 97 km długości, średnica układanych rur - 1 m, ciśnienie robocze - 8,4 MPa (ok. 84 at). Jest to fragment dużego systemu gazowego Północ – Południe. Stacja w Strachocinie, stanowiąca jeden z punktów węzłowych systemu, umożliwi przesył gazu na Słowację, na Ukrainę i w kierunku Śląska, skąd do gazoportu w Świnoujściu. Do stacji będzie podłączony strachocki Podziemny Magazyn Gazu. Warto dodać, że stacja powstanie na terenach należących kiedyś m.in. do Berbeciów-Piotrowskich i Błaszczychów-Piotrowskich.
*     *     *
W popularnym kolorowym magazynie „Życie na gorąco” ukazał się krótki, bogato ilustrowany artykuł promocyjny o Sanoku. Autor (autorka?) w telegraficznym skrócie przedstawił historię miasta, wspominając królową Bonę. Opisał Muzeum Historyczne w zamku z największą na świecie, liczącą ponad 600 prac, Galerią Zdzisława Beksińskiego, „jednego z najbardziej rozpoznawalnych na świecie polskich artystów współczesnych”, a także „wspaniałą kolekcją ikon i sztuki cerkiewnej z XV – XIX w.” Oczywiście, znalazł się również w tekście opis „największego w Polsce (prawie 40 ha) i jednego z najpiękniejszych muzeów na wolnym powietrzu (skansenu) liczącego ok. 150 obiektów”, którego największą atrakcją jest replika rynku galicyjskiego miasteczka z karczmą, remizą, pocztą, piekarnią, zakładem fryzjerskim, itd. I wszystko to tętni życiem! Oczywiście, na zdjęciach nie mogło zabraknąć ławeczki z „dobrym wojakiem Szwejkiem”. Poniżej tytułowy fragment artykułu.
*     *     *
Po 380 latach dzwon Maryan z krośnieńskiej fary opuścił swoje dostojne miejsce i został poddany naprawie. Powodem był pęknięcie, które nie tylko zniekształcało jego szlachetny głos ale groziło poważnym uszkodzeniem. Zdjęcie dzwonu z wieży było trudną operacją, ale odbyło się bez kłopotów (dzwon Maryan waży 325 kg). Naprawy dokonała firma Rduch ze Śląska. Dzwonnica krośnieńskiej fary jest jednym z najważniejszych znaków rozpoznawczych Krosna, ma wysokość 38 metrów, zwieńczona jest baniastym hełmem z galeryjką widokową oraz wyposażona w zegar wieżowy i latarnię. Na samym szczycie kopuły znajduje się wiatrowskaz w kształcie monstrancji. We wnętrzu, na czwartej kondygnacji zamontowane są trzy dzwony Jan, Maryan i Urban oraz mechanizm zegarowy, dzieło Michała Mięsowicza. Urban, ważący ponad 3 tony, jest jednym z największych dzwonów w Polsce. Opis dzwonów z XIX stulecia mówi, że „gdy stary Urban z wysokiej wieży huczeć pocznie, jak głos Boga rozgniewanego, Jan i Maryan srebrnym dźwiękiem, jakby żebrząc o miłosierdzie, płacząc i jęcząc mu wtórują, bo w tych tonach pełno łez!”
*     *     *
W Sanoku pojawił się na wjeździe do centrum miasta nowy pomnik,
pomnik patrona miasta Św. Michała Archanioła. Zdjęcie nowego pomnika przysłała nam pani Małgorzata Dąbrowska, córka Władysławy z Błaszczychów-Piotrowskich, z Sanoka. Pani Małgorzata miała trudności ze zrobieniem zdjęcia ze względu na światło, ale efekt jest doskonały.
Pomnik przedstawia, tak jak na herbie miasta, uskrzydlonego św. Michała trzymającego w podniesionej ręce gorejący miecz i depczącego demona. Ubrany jest w krótką, rzymska tunikę. Taki obraz św. Michała był pierwszym herbem królewskiego miasta Sanoka, stolicy historycznej Ziemi Sanockiej, autonomicznej części przedrozbiorowego województwa ruskiego.
*     *     *
Jasło (i całe Podkarpacie) ma swoją bohaterkę. Została nią 13-letnia Roksana Węgiel, która w listopadzie 2018 r. wygrała Konkurs Eurowizji w kategorii dzieci. Roksana zaśpiewała „Anyone I Want To Be”, jako ostatnia w kolejce. Jurorzy nie ocenili jej najwyżej, przyznali jej tylko 79 punktów, które dały jej siódme miejsce wśród 20 reprezentantów krajów Eurowizji. O jej zwycięstwie przesądziło dopiero głosowanie internautów. Na jej piosenkę oddali blisko 1,3 miliona głosów. Roksana jest uczennicą Szkoły Muzycznej I stopnia w klasie fortepianu. Trenuje także gimnastykę artystyczną, taniec towarzyski, należy do hip-hopowej grupy tanecznej. Trenuje także dżudo. W 2017 roku wygrała konkurs w TVP2 „The Voice Kids" wykonując piosenkę Beyonce „Halo”. W nagrodę podpisała kontrakt płytowy z Universal Music Polska. W październiku 2018 r. premierę miał singiel „Zatrzymać chwilę”, nagrany w duecie ze znaną piosenkarką Edytą Górniak.
*     *     *
Krośnieńska Grupa Nowy Styl podpisała umowę o przejęciu kolejnej spółki w Niemczech - rodzinnej firmę Kusch+Co. W ten sposób nie tylko zwiększyła udziały w europejskim rynku biurowym, ale też wchodzi w nowe segmenty rynku: transportu i opieki medycznej. Przejęta spółka to producent i dystrybutor wysokojakościowych rozwiązań meblowych dla biur, lotnisk, terminali morskich, szpitali i ośrodków opieki. Grupa Nowy Styl to jeden z europejskich liderów wyposażenia biur i przestrzeni publicznych, m.in. hoteli czy stadionów. Powyższy zakup to kolejna inwestycja GNS w zachodniej Europie. W 2015 roku przejęła ona szwajcarską firmę Sitag, w 2013 działającą w Niemczech i Holandii spółkę Rohde & Grahl, a w 2011 roku – niemiecką markę Grammer Office. Produkty Kusch+Co (dostarcza je do 96 krajów) uzupełnią ofertę Grupy Nowy Styl. Siedziska i ławki Kusch+Co można spotkać w poczekalniach ponad 240 terminali pasażerskich na całym świecie, m.in. lotniska we Frankfurcie, paryskiego Roissy-Charles-de-Gaulle, Stockholm Arlanda, portów na Bali (Indonezja) czy w stolicy Kostaryki. GNS w wyniku transakcji powiększa się o nowoczesny zakład produkcyjny w Hallenberg, wykwalifikowaną załogę 250 pracowników oraz wieloletnich partnerów i dealerów sprzedających różnorodne produkty Kusch+Co na świecie.
*     *     *
Pracownikom Podkarpackiej Akademii Wina w Jaśle udało się wyprodukować w 2018 roku tzw. wino lodowe. Wina lodowe należą do kategorii win specjalnych. Niewielka butelka może kosztować nawet kilkaset złotych. Aby je zrobić należy dobrze dojrzałe, zdrowe winogrona przetrzymać na krzewach aż do większych mrozów, poniżej -7 st. C. Owoce muszą zamarznąć całkowicie i w takiej postaci zbiera się je i tłoczy. Zbiór winogron robi się bardzo wcześnie rano, a czasem nawet w nocy, przy sztucznym świetle. Winogrona w trakcie przerobu nie mogą rozmarznąć, dlatego temperatura w ciągu dnia też musi być minusowa. Po wytłoczeniu uzyskuje się skoncentrowany moszcz o zawartości cukru 40-50 kilogramów w stu litrach. Podkarpackie wino lodowe zostało zrobione z winogron odmiany Vidal Blanc. Wino wyprodukowano w przetwórni Winnicy Golesz w Jaśle. Uzyskano ponad 200 litrów moszczu o koncentracji powyżej 40 procent cukru. Po przeprowadzeniu fermentacji uzyskano bardzo słodki, skoncentrowany, bardzo ceniony przez znawców trunek, nie ustępujący jakością produktom najlepszych firm na świecie specjalizujących się w winach lodowych.
Z HISTORII
Moja „Kronika” – Stanisław Berbeć-Piotrowski
Odcinek XVI
Poniżej przedstawiam kolejny odcinek „Mojej kroniki” Stanisława Berbecia-Piotrowskiego - fragment zawierający opis pierwszych lat tuż po wojnie, kiedy jeszcze nie umilkły całkowicie strzały karabinowe.
Rok 1945 r.
Jednostki Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA) mordują polskie rodziny i palą ich zagrody na terenach wschodnich i w Bieszczadach.
6 sierpnia pilot amerykański zrzuca pierwszą bombę atomową na japońskie miasto Hiroszimę, kilka dni później na Nagasaki.
Sołtysem Strachociny zostaje wybrany Piotr Piotrowski („Konda”).
Przeprowadzono remont szkoły w Strachocinie. Między innymi w izbie szkolnej na piętrze zamurowano okna od strony zachodniej i wstawiono od strony południowej. Prace tę wykonał Władysław Kwolek, cieśla-stolarz ze Strachociny.
Pracownicy Kopalni Strachocina wstępują do Związku Zawodowego Pracowników Przemysłu Naftowego.
Powołany Komitet do Spraw Parcelacji przeprowadził parcelację majątku dworskiego w Strachocinie. W skład Komitetu weszli: Grzegorz Adamiak, Antoni Wójtowicz, Jan Radwański i Wojciech Adamiak. Według danych z 1929 r. Dwór posiadał: 256 morgów (143,6 ha) ziemi ornej, 36 morgów (20,2 ha) łąk, 15 morgów (8,4 ha) pastwisk i 202 morgi (113,1 ha) lasów.
Trzeba zaznaczyć, że jeszcze przed wojną czyniono starania o parcelację tego majątku. Według danych Władysława Wójtowicza rozparcelowano 144 hektary gruntów. Lasy i „resztówka” (zabudowania i park) przeszły na Skarb Państwa.
W nocy z 29 na 30 grudnia banderowcy palą sąsiednią wieś Nowosielce. Oddział UPA spalił 152 domy i zamordował 17 Polaków.
Rok 1946 r.
Naczelne Dowództwo WP utworzyło Grupę Operacyjną „Rzeszów” do zwalczania UPA. Grupa została rozwiązana w październiku 1946 r.
Po przeprowadzonej parcelacji właścicielka dworu Kazimiera Dydyńska znalazła się w ubóstwie. Dano jej do użytku jeden pokój. Pozostałe pomieszczenia zajęli pogorzelcy ze wsi. Nikt nie dbał o budynek w którym mieszkali. O ten piękny, stary, zabytkowy, modrzewiowy szlachecki „pałacyk”, pamiętający czasy świetności rodów, które kiedyś w nim mieszkały. Nienaprawiany dach, okna, drzwi, niszczały, budynek chylił się ku upadkowi, tak jak i jego właścicielka, która zbliżała się do kresu swego życia. Jedynym przyjacielem i opiekunem ostatniej dziedziczki był ks. proboszcz Kazimierz Lisowicz. Pani Kazimiera Dydyńska zmarła w 1946 r.
Z czasem mieszkający tam pogorzelcy odbudowali swoje domy i przenieśli się do nich. „Pałacyk” groził zawaleniem. Kupił go Kazimierz Buczek, mieszkaniec Strachociny, rozebrał i ze zdrowszych elementów postawił sobie dom mieszkalny. Dworski spichlerz zakupił Władysław Radwański. Przeniósł go na własną działkę i przebudował na dom mieszkalny.
Kierownik Kopalni Strachocina Z. Madeyski postanawia doprowadzić gaz z Kopalni do kancelarii we wsi. Potrzebne na gazociąg dwucalowe rury wyciągnięto z otworu nr 1. Całą robotę wykonali pracownicy Kopalni. Pod kuchnią w Strachocinie zabłysnął pierwszy płomyk gazowy. Był to początek gazyfikacji wsi. Od tego gazociągu drugie przyłącze wykonał dla siebie Stanisław Mazur, a trzecie Władysław Piotrowski (mój Ojciec).
Na przełomie lat 1945 – 46 zorganizowano w Strachocinie Kurs Przysposobienia Rolniczego. Wykładowcą był Kazimierz Kucharski ze Strachociny.
Rok 1947 r.
17 kwietnia Państwowy Komitet Bezpieczeństwa Publicznego i Naczelny Dowódca Wojska Polskiego marszałek Rola-Żymierski postanawiają przeprowadzić na terenach południowo-wschodnich Polski akcję specjalną pod kryptonimem „Wisła” celem zlikwidowania oddziałów UPA. Akcja „Wisła” trwała do końca lipca. W jej wyniku zlikwidowano zbrojne podziemie UPA, jednocześnie przesiedlając ok. 140 tys. Ukraińców i Łemków na ziemie północne i zachodnie. Ich dotychczasowe siedziby pozostały w dużej części niezaludnione.31 lipca Grupa Operacyjna „Wisła”, po oczyszczeniu terenów południowo-wschodnich z UPA zostaje rozwiązana.
Do wsi Rzepedź w Bieszczadach (opuszczonej przez mieszkańców ukraińskich) wyjechali następujący mieszkańcy Strachociny: Winniccy – Franciszek, Janina, Bronisław i Kazimiera, Adamiakowie – Józef i Paulina, Romerowiczowie – Józef i Cecylia, Szczurkowie – Maria z mężem, oraz Ćwiąkałowie – Bronisław i Aleksandra (Ćwiąkałowie po kilku latach powrócili do Strachociny). Rodzicom towarzyszyły nieletnie dzieci.
Kopalnia Strachocina rozbudowuje się. Wiercone są nowe otwory. Do nowo otwartej Szkoły Naftowej w Krośnie i Grabownicy uczęszczają na naukę różnych zawodów pracownicy Kopalni Strachocina. Na Kopalni zostaje utworzona komórka Polskiej Partii Socjalistycznej (PPS). W jej szeregi wstępuje większa część załogi. Jej sekretarzem zostaje Czesław Szott z Jaćmierza, przedwojenny socjalista.
W dawnym Domu Ludowym w górnej części wsi zostaje otwarta świetlica Związku Zawodowego Pracowników Przemysłu Naftowego.
Na Kopalni Strachocina powołano Straż Pożarną. Jej komendantem został Józef Piotrowski („z Kowalówki”) po 3-miesięcznym przeszkoleniu. Członkami tej Straży Pożarnej byli pracownicy Kopalni, nie etatowi.
Pod koniec roku rozpoczęła się gazyfikacja wsi Strachocina, na początek wymieniono dotychczasowe gazociągi.
cdn
Z HISTORII
Z dziejów królewskiej wsi Strachocina – Wł. Piotrowski
Odcinek IV
W tym roku obchodzimy 650-lecie powstania naszej rodowej „kolebki”, królewskiej wsi Strachocina. W związku z tym jubileuszem przedstawiamy cykl „obrazków” z jej dawniejszych dziejów. W poprzednim numerze zamieściliśmy odcinek przedstawiający okres XVII w., jej najtragiczniejszy moment dziejowy, jednocześnie praktycznie jej drugie narodziny, a także końcowy okres I Rzeczpospolitej. W tym odcinku przedstawiamy Strachocinę już w austriackiej Galicji.
Strachocina w austriackiej Galicji
Jak pisaliśmy w poprzednim odcinku, w 1772 roku, po ostatecznym upadku Konfederacji Barskiej, Strachocina wraz z całą Ziemią Sanocką znalazła się w zaborze austriackim, w nowoutworzonym Królestwie Galicji i Lodomerii. Nazwa nawiązywała do księstwa halicko-włodzimierskiego, do którego rościła sobie pretensje korona węgierska od XIV wieku, od czasu panowania króla Ludwika Węgierskiego w Polsce, a nawet od wczasów wcześniejszych, ale Galicja weszła w skład Austrii a nie Królestwa Węgier. Austriackie władze od początku wprowadziły nowe porządki w swojej prowincji. Prawdopodobnie właśnie w tym czasie wprowadzono numerację domów we wsi (w parafialnej „Księdze Metrykalnej” numery pojawiają się w 1780 r.). Nasilenie zmian nabrało tempa po śmierci cesarzowej Marii Teresy i objęcia samodzielnych rządów przez jej syna Józefa II Habsburga (wcześniej był współrządzącym z matką) w roku 1780. Austriacy chcieli w miarę szybko przekształcić przyłączoną do ich państwa Galicję w prowincję podobnie urządzoną jak inne części cesarstwa Habsburgów – Austria właściwa, Czechy ze Śląskiem, Morawy czy Tyrol. Nie był to łatwy problem, ustrój I Rzeczpospolitej był całkowicie różny od ustroju państw zachodniej Europy, w tym monarchii habsburskiej, która należała wtedy do wiodących państw tzw. „absolutyzmu oświeconego”. Miały w tym pomóc „reformy józefińskie”, które m.in. zupełnie zmieniały sytuację prawną chłopów – znacznie zmniejszały wymiar pańszczyzny i zmniejszały ograniczenia w ruchu ludności wiejskiej – mogła ona swobodnie przemieszczać się po obszarze prowincji. Miało to przyczynić się do gospodarczego rozwoju Galicji - przecież miała ona przynosić większe zyski z podatków budżetowi cesarstwa. Reformy te przyjmowały się ciężko, przez wielu Polaków (głównie szlachtę, ale nie tylko) były traktowane jako zamach na polskość kraju. Ale jednak przyczyniały się do ożywienia gospodarki po latach zastoju panującego pod koniec trwania Rzeczpospolitej.
W jakimś stopniu dotyczyło to także Strachociny, z tym, że akurat jeden z ważniejszych elementów reform (właśnie ten o ruchu ludności) prawdopodobnie ją ominął. Otóż Strachoczanie nie bardzo chcieli opuszczać swoją wieś i przenosić się na wschód Galicji (i do Bukowiny), gdzie ciągle było mnóstwo terenów pustych, doskonale nadających się do osiedlenia. Administracji austriackiej bardzo zależało na równomiernym rozwoju całej Galicji - chodziło o zwiększenie podatków! - dlatego zachęcała do takich przenosin. Szczególnie korzystna dla chłopów była przeprowadzka na Bukowinę. Jak pisze Wacław Tokarz w swoim opracowaniu z 1909 roku pt. „Galicja w początkach ery józefińskiej w świetle ankiety urzędowej z roku 1783”, nowego osadnika „… nie brano tam do wojska, podatki były mniejsze, a przede wszystkim dostawał on tam od razu dużo gruntu za świadczenia bez porównania mniejsze. Dawano mu parę lat wolności od świadczeń, a potem wymagano od niego nieznacznych czynszów i tylko jednego dnia pańszczyzny na miesiąc. …”. W innym miejscu swojego opracowania Tokarz pisze, że mieszkańcy wsi z cyrkułu leskiego (sanockiego) uciekali „całemi masami” na Węgry z powodu biedy – tamtejsze władze nie wydawały ich do Galicji. Wszystko to nie dotyczyło Strachociny, a jeżeli nawet, to w małym stopniu. Zapewne Strachoczanie (może nie wszyscy?) mieli w swojej wsi lepsze warunki do życia, pańszczyzna była symboliczna albo dla części mieszkańców w ogóle jej nie było, a bogatsi gospodarze wysyłali do jej odróbki swoich parobków.
Wręcz odwrotnie, w Strachocinie przybywało mieszkańców, osiedlali się przybysze z zewnątrz, budowano nowe domy. Na podstawie parafialnej „Księgi Metrykalnej” można oszacować, że ok. roku 1790 we wsi mieszkało już ok. 300 dorosłych mieszkańców, tj. ok. 140 rodzin (małżeństw posiadających dzieci, tylko o takich znajdują się informacje w parafialnej „Księdze Metrykalnej”). Najliczniejszy już wtedy był „klan” Radwańskich - 12 rodzin, Błażejowskich, Cecułów, Galantów i Piotrowskich było po 7 rodzin, Adamiaków - 6 rodzin, Daszyków - 5 rodzin, Antoszyków (Woźniaków) i Klimkowskich - po 4 rodziny, Dąbrowskich, Głowaczów, Kiszków, Lisowskich, Mormolów, Piecuchów - po 3 rodziny. W sumie w latach 1753-90 we wsi mieszkały rodziny noszące 65 nazwisk. Część z tych nazwisk pojawiała się jedynie przejściowo we wsi (nazwiska organistów, ekonomów we dworze, parobków i służby pochodzącej spoza wsi, służących także u bogatszych gospodarzy, itp.), część prawdopodobnie to wynik dowolności zapisów w parafialnej metryce przez księdza tego samego nazwiska lub zmiany nazwiska, np. Adamski na Adamiak, Buczkowski na Buczek, Szczepański na Berbeć, Rogowski na Kiszka, Woytowicz na Daszyk, czy Pączkowski na Pączkiewicz, itp. Jakość zapisów w „Księdze Metrykalnej” jest bardzo słaba. Poszczególni księża (a zapisów dokonują różni księża, nie tylko proboszczowie) prawdopodobnie mylą nazwiska, przekręcają, zapisują fonetycznie tak jak wymawiają je parafianie w swojej gwarze, itp. „Rekordzistą” jeżeli chodzi o różnorodność zapisu jest nazwisko Romerowicz. Pojawia się w najróżniejszej postaci, Rymarowicz, Rymerowicz, Remerowicz, Rumerowicz.
Ilość domów we wsi była mniejsza niż liczba rodzin, w czasie wprowadzania numeracji było ich jedynie ok. 55, pod koniec XVIII wieku ok. 80, tak więc w niektórych domach musiało mieszkać po dwie i więcej rodzin. Dzieci rodziło się w rodzinach bardzo dużo, niestety, śmiertelność wśród nich była ogromna. W latach 1753-90 rodziło się we wsi przeciętnie 17 dzieci rocznie (w rekordowym 1766 r. - 26), do wieku dorosłego dożywało przeciętnie jedynie pięcioro z nich. Najwięcej dzieci w tym okresie narodziło się w rodzinach Radwańskich - 57, Piotrowskich - 31, Galantów - 28, Cecułów - 19, Błażejowskich i Adamiaków - po 18, Daszyków - 14, Dąbrowskich i Sitków - po 11, Klimkowskich i Wójtowiczów - po 9, Romerowiczów - 8, Lisowskich - 7. Ślubów odbywało się rocznie 2 - 3, ale były lata że nie było żadnego ślubu we wsi. Zasadniczo Strachoczanie pobierali się między sobą, ale ze względu na bliskie pokrewieństwa w tak małej społeczności, zdarzały się jednak w tym okresie jeszcze dość często małżeństwa z mieszkańcami okolicznych wsi. Przeciętnie jedno małżeństwo na pięć było „mieszane”, partnerami Strachoczan byli najczęściej katolicy obrządku łacińskiego z innych wsi parafii Strachocina, chociaż zdarzały się małżeństwa Strachoczan także z Greko-katolikami (ritus Graeci). Ciekawe, że bardzo rzadko dochodziło do małżeństw z mieszkańcami wiosek polskich położonych na zachód i północ od Strachociny - Bażanówki, Jaćmierza, Długiego, Zarszyna. Czyżby mieszkańcy tamtych wiosek wyczuwali jakąś obcość cywilizacyjną Strachociny?
Ok. 1790 r. (nie znamy dokładnej daty) ukazał się pierwszy (nam znany) dokument administracji austriackiej, z którego możemy poznać nazwiska oficjalnych posiadaczy gospodarstw rolnych we wsi. Jest to wykaz gospodarzy i dane dotyczące ich przychodów z gruntów, sadów, łąk i lasów, oraz należne państwu podatki, tzw. „kataster józefiński” (metryka) utworzony na podstawie patentu cesarza Józefa II z 12 kwietnia 1785. Dysponujemy jedynie bardzo nieczytelną i niekompletną kopią tego dokumentu, jego fragment zamieszczamy poniżej. Ten fragment jest w najlepszym stanie, reszta wygląda zdecydowanie gorzej, jest bardzo słabo czytelna, szczególnie liczby dotyczące dochodów i podatków.
W pierwszej kolumnie mamy numery domów w Strachocinie. Jak już wspomniano, numerację domów wprowadzili zapewne dopiero Austriacy, w „Księdze Metrykalnej” przed rokiem 1780 nie ma ich. Numeracja zaczyna się od numeru 1 pod Widaczem i posuwa się z biegiem Potoku Różowego, przechodząc co kilka numerów z jednego brzegu na drugi. W drugiej kolumnie znajdują się nazwiska formalnych gospodarzy. W kolejnych kolumnach znajduje się „Cały gruntowy przychód na pieniądze wyrachowany”. W poszczególnych kolumnach są przychody z „pól i ugorów”, „ogrodów i łąk”, oraz „pastwisków i lasów”. Zdecydowaną większość to przychody z „pól”. Wycenione są one w złotych reńskich (florenach) i mniejszych jednostkach (krajcarach?). W następnych kolumnach znajdują się „Urbarialne powinności wg patentu z 1789 r.” (podatek) wg tego samego podziału jak dla przychodów i suma całkowita podatków („Razem”). Podatki wycenione są, tak jak przychody, w złotych reńskich (florenach) i mniejszych jednostkach.
Jeszcze niżej zamieszczamy pełną listę gospodarzy poszczególnych gospodarstw w Strachocinie, sporządzoną na podstawie tego „katastru”. W liście zachowano pisownię zastosowaną w „katastrze”, łącznie z formą imion typu „Szymek”, „Franek”, „Kuba” itp. W sumie na liście wykazano 62 gospodarstwa, tyle ile znajduje się w wyżej opisanym „katastrze. Tak jak w oryginale „katastru” brakuje na niej nast. numerów domów: 2, 20, 23, 39, 47, 51, 52, 53, 62, 65 i numery powyżej 68. Domy o numerach powyżej 50 (leżące w dole wsi) to domy związane w jakiś sposób z dworem i Kościołem. Podlegały one prawdopodobnie innym przepisom podatkowym, tzw. podatkowi dominikalnemu, podczas gdy lista dotyczy gospodarstw płacących tzw. podatek rustykalny.
Bardzo interesujące są domy o niższych numerach, w górze wsi lub w części środkowej, których nie ma na liście. Nie stały one puste, zarówno domy jak i same gospodarstwa. Znamy dobrze sprawę domu nr 47. Mieszkał w nim najpierw Franciszek Piotrowski, syn Kazimierza, a po jego śmierci w 1775 r., jego syn Wojciech Piotrowski, żonaty z Marianną Dąbrowską. Wojciechowi i Mariannie rodziły się w domu nr 47 dzieci odnotowane w Księdze Metrykalnej. Podobnie było w domu nr 20, gdzie mieszkał Józef Radwański, oraz w domu nr 39, gdzie mieszkał Wawrzyniec Mielecki. Czyżby to był jakiś ślad samodzielnych arend z czasów I Rzeczpospolitej, o których wspominano wcześniej. Może te akurat gospodarstwa były rozliczane także w „taryfie” dominikalnej, przysługującej szlachcie i Kościołowi. Jak już wspomniano zapewne tak było w przypadku gospodarstw o numerach powyżej 50, powiązanych z dworem Giebułtowskich i z kościołem parafialnym – „taryfa” dominikalna była korzystniejsza niż rustykalna, zapewne dlatego znalazły się w niej.
W tej liście są także inne niejasności. Kilka nazwisk pojawia się w parafialnej Księdze Metrykalnej prawdopodobnie w zmienionej formie: Pastuchow w miejsce Pastuszaka, Siemaszkiewicz w miejsce Szymaszkiewicza, Szwytow (lub Szmytow) w miejsce Szmyta (Szmeta), Tkaczyk w miejsce Tkacza. Nazwisko Młynarska to zapewne Romerowicz (przy wpisie urodzenia Jakuba 15.07.1845 r. nazwisko ojca wpisano „Michał Młynarski, poprawnie (recte) Romerowicz”. Albo to nie są te same nazwiska, albo w którymś z dokumentów są błędy (bardziej prawdopodobne, że w Księdze Metrykalnej).
W powyższej liście w następnych kolumnach zamieszczono łączny przychód gospodarstw wzięty z katastru i zaokrąglony do pełnych florenów (zł), oraz podobnie zaokrąglony podatek państwowy. W ostatniej kolumnie zamieszczono dodatkowo szacunkową wielkość gospodarstw w hektarach (nie ma jej w oryginalnym „katastrze”). Do wykonania tego szacunku posłużono się przychodem dwóch gospodarstw, nr 36 (gospodarz Michał Błażejowski) i nr 37 (gospodarz Jan Cecuła z Kowalówki”). Te dwa gospodarstwa miały łączną powierzchnię 1 łana, tj. ok. 20 hektarów. Ślad tego zachował się do połowy XX wieku w postaci określeń wielkości gospodarstw powstałych dokładnie na miejscu dwóch gospodarstw z XVIII w. (nr 36 i nr 37) - „ćwierć” i „półćwiartek” (w gwarze starachockiej „poćwiartek”). Te (ok.) 20 hektary dawały roczny przychód ok. 175 zł (florenów), tak więc średnio jeden hektar dawał przychód ok. 8,75 zł. Oczywiście, tak oszacowana wielkość gospodarstw jest bardzo orientacyjna, ale pozwala się lepiej zorientować w sytuacji ekonomicznej i hierarchii pod tym względem wśród gospodarzy we wsi. Łączna powierzchnia gospodarstw ujętych w liście wynosi ok. 524 hektary. Na majątek dworski i gospodarstwa nie ujęte na tej liście podatników „rustykalnych” przypada więc ok. 365 hektarów z całkowitej powierzchni Strachociny wynoszącej 889 hektarów (wg stanu obecnego). Wydaje się to dość prawdopodobne, folwark strachocki zawsze był mały, a lasów w Strachocinie było niewiele, pod koniec XVIII wieku zapewne jeszcze mniej niż pod koniec XX wieku.
W sumie na 62 gospodarstwa na liście, 24 z nich miało powierzchnię połowy łana (10 ha) lub więcej. Nie było to najgorzej – jak pisze wspomniany powyżej Wacław Tokarz, w środkowej Galicji przeważały w tym czasie zdecydowanie mniejsze gospodarstwa, ćwierć-łanowe i mające pół-ćwierci łana. W Strachocinie dopiero w XIX wieku nastąpiło ogromne rozdrobnienie gospodarstw. Trzeba jednak jeszcze raz podkreślić, że podane wielkości gospodarstw (w hektarach) są to tylko bardzo zgrubne szacunki.
Zdecydowanym liderem wśród strachockich gospodarzy byli Radwańscy, osiem ich gospodarstw miało łączną powierzchnię ok. 109,5 hektara tj. blisko 5,5 łana. Wśród nich największe gospodarstwo miała wdowa po Kazimierzu Radwańskim (dom nr 1 – ok. 23 ha) i Jan Radwański „z Górki” (dom nr 17 – ok. 21 ha). Drudzy na tej liście są Cecułowie (prawdopodobnie dawni Cecuła-Błażejowscy) – pięciu gospodarzy gospodarowało łącznie na 46,5 hektara (ponad 2 łany). Tuż za nimi było pięciu Piotrowskich – łącznie ok. 41,5 hektara (2 łany). Trzech Galantów gospodarzyło na łącznej powierzchni ok. 34,5 ha (blisko 2 łany). Gospodarstwa o łącznej powierzchni powyżej jednego łana (ok. 20 ha) mieli jeszcze Adamiakowie (Adamscy) – łącznie ok. 23 ha, i Lisowscy – łącznie ok. 20 ha.
Nie wiadomo jaki był powód tak dużego zróżnicowania sytuacji poszczególnych rodów. Czy przyczyną były różne formy zawierania umów z dzierżawcami Strachociny o użytkowanie gruntów i gospodarstw przy osiedlaniu się we wsi, czy była to kwestia małżeństw i dziedziczenia gospodarstw przez minione sto lat, czy jakieś inne powody, np. planowe działanie dzierżawcy wsi. Nazwiska gospodarzy poszczególnych gospodarstw (i domów) we wsi na przestrzeni dziesięcioleci ciągle się zmieniały. Powody były różne. Niektóre ze zmian opisano poniżej.
Gospodarze z domu nr 9, Antoszykowie, zmienili nazwisko na Woźniak i w rękach Woźniaków gospodarstwo pozostawało, mocno okrojone przez działy rodzinne, do XX wieku.
Gospodarstwo i dom nr 10, należące do Jana Berbecia (rodzina Berbeciów nosiła wcześniej nazwisko Szczepańscy), w latach 40-tych XIX w. przeszło w posiadanie Kacpra Pawła Piotrowskiego, który ożenił się z wnuczką Jana Berbecia, Katarzyną, dziedziczką gospodarstwa. Kacper Paweł dał początek nowej linii Piotrowskich, która otrzymała przydomek „Berbeciów”. W rękach Berbeciów-Piotrowskich gospodarstwo (także mocno okrojone przez działy rodzinne, tak jak zdecydowana większość gospodarstw we wsi z roku 1790) pozostało do XX wieku.
Gospodarstwo i dom nr 13, należące w 1790 r. do wdowy Młynarskiej, przeszło pod koniec XVIII w. w ręce Romerowiczów, którzy byli tam gospodarzami do XX wieku. Nie wiadomo na jakiej zasadzie miało miejsce to przejęcie. Może wdowa Młynarska wyszła za mąż za Sebastiana Romerowicza seniora, po śmierci jego pierwszej żony? W zapisie chrztu prawnuka Sebastiana, Jakuba Romerowicza, ojca Jakuba (wnuka Sebastiana seniora) wpisano jako Michała Młynarskiego, a drobnym, pismem, inną ręką, dopisano „recte Romerowicz”, tzn. „właściwie Romerowicz”.
Gospodarstwo i dom nr 14, należące do Stefana Cecuły, po jego śmierci przeszło w posiadanie jego zięcia, Michała Piotrowskiego juniora (syn Michała Piotrowskiego seniora, ur. 4.09.1760 r.), który ożenił się z córką Stefana, Katarzyną (jedynaczka, ur. 20.08.1760 r.). Michał dał początek nowej „gałęzi” Piotrowskich - Giyrom-Piotrowskim. Gospodarstwo i dom nr 14 (z biegiem czasu zmieniały się budowle i ich numery) pozostał w rękach „Giyrów” do XX wieku.
Gospodarstwo i dom nr 15, należące do Jana Telegi, już pod koniec XVIII wieku przeszło w ręce Kazimierza Lisowskiego. Nie wiadomo na jakiej zasadzie to się stało. Prawdopodobnie rodzina Telagów (tak wpisywano ich w „Księdze Chrztów”) opuściła Strachocinę. Jedyne zapisy o niej zachowały się w „Księdze Chrztów” – Stefanowi Telaga i Reginie urodził się w 1761 syn Maciej, w 1763 r. córka Marianna a w 1765 r. syn Piotr. To są jedyne ślady po Telagach w Strachocinie. Może właśnie Telagowie skorzystali z możliwości wyprowadzenia się na wschodnią Galicję lub na Bukowinę.
Gospodarstwo i dom nr 18, należące do Wojciecha Pastuchowa (w parafialnej „Księdze Metrykalnej” nie ma takiego nazwiska, jest nazwisko Pastuszak pod tym numerem domu), już na początku XIX w. przeszło w ręce Wojciecha Pączkowskiego lub jego syna Franciszka. Rodzina Pastuszaków prawdopodobnie wyjechała ze wsi, podobnie jak Telagowie. Gospodarzami domu co najmniej do drugiej połowy XIX w. byli Pączkowscy, tyle że z biegiem czasu ich nazwisko zostało (w „Księdze Metrykalnej”) zdeformowane, najpierw na Pączkiewicz, później na Pączek. Do XX w. przetrwało we wsi w tej formie („Pączek”) jako przydomek jednej z gałęzi Adamiaków (kiedyś Adamskich).
Gospodarstwo i dom nr 19, należące do Macieja Tkaczyka (w parafialnej „Księdze Metrykalnej” nie ma takiego nazwiska, jest Sebastian Tkacz, odnotowany tylko raz, przy urodzeniu syna Szymona 26.10.1757 r.), prawdopodobnie przeszło szybko w ręce Szmytów (a może to tylko zmiana nazwiska?). Szmytowie, zapisywani w „Księgach Metrykalnych” na różne sposoby – Szmyt, Szmet, Szmydt, Szmyd – gospodarzyli w domu nr 19 do końca XIX w. Z Katarzyną Szmyt (ur. 1859 r.), córką Jana i Heleny z Klimkowskich, ożenił się Franciszek Błaszczycha-Piotrowski, a z jej młodszą siostrą Marianną – Władysław Konda-Piotrowski.
Gospodarstwo i dom nr 24, należące do Józefa Piotrowskiego, po jego śmierci (prawdopodobnie już ok. 1800 r.) przeszło w posiadanie Józefa Radwańskiego i pozostawało w rękach Radwańskich do XX wieku.
Gospodarstwo i dom nr 25, należące do Andrzeja Pastuchowa, podobnie jak gospodarstwo nr 18, przeszło w ręce Pączkowskich, być może te przejęcia były powiązane ze sobą. Później, do XX w., gospodarzyli tam Adamiakowie.
Gospodarstwo i dom nr 27, należące do Kazimierza Turka, już na początku XIX w. przeszło w ręce Radwańskich. Jan Radwański ożenił się z Katarzyną Turek (ur. 1772 r.), bratanicą Kazimierza, dziedziczką rodzinnego majątku. Nazwisko Turek przetrwało we wsi do XX wieku tylko w formie przydomka rodzin o innych nazwiskach.
Gospodarstwo i dom nr 28 należały w 1790 r. do Jakuba Błaszkowa. W parafialnej „Księdze Metrykalnej” nie ma takiego nazwiska. Prawdopodobnie chodzi tu o Jakuba Cecułę, syna Błażeja. Tak w Strachocinie określano synów (czyj syn? Błażków, czyli syn Błażeja). Jakimś potwierdzeniem tego jest fakt, że gospodarzyli tam Cecułowie aż do połowy XIX w., później zastąpili ich Dąbrowscy, kiedy z Zuzanną Cecułą, dziedziczką gospodarstwa, ożenił się Rafał Cecuła.
Gospodarstwo i dom nr 29 należące do Macieja Roczniaka już pod koniec XVIII w. przeszła w ręce Wojciecha Radwańskiego, który był żonaty z Katarzyną Roczniak. Na początku XIX wieku przeszło w ręce Macieja Piotrowskiego, który ożenił się z Klarą Radwańską, córką Wojciecha. Kolejnym jego właścicielem był Piotr Kozłowski, drugi mąż Katarzyny Piotrowskiej (po mężu). Parafialna „Księga Metrykalna” od początku XIX w. milczy o Roczniakach.
Gospodarstwo i dom nr 33 należące do Wawrzyńca Siemaszkiewicza przeszło w połowie XIX wieku w ręce Radwańskich. Nie wiadomo na jakiej zasadzie, O Szymaszkiewiczach (taka wersja jest najczęstsza w „Księdze Metrykalnej”) od tego czasu nie słychać w Strachocinie.
Gospodarstwo i dom nr 38, należący do Franciszka Filipa, już na początku XIX wieku przeszło w ręce Kwolków i pozostało u nich do XX wieku. Ale nazwisko Filip nie zginęło ze Strachociny, nie wiemy dlaczego stracili majątek.
Gospodarstwo i dom nr 37, należące do Jana Cecuły, już na początku XIX wieku przeszło, po śmierci Jana (Jan nie miał syna), w ręce jego zięcia, męża córki Anny, Szymona Piotrowskiego, syna Michała seniora, który dał początek „gałęzi” rodzinnej Piotrowskich – Piotrowskim „z Kowalówki” (później wyszły z nich inne „klany” Piotrowskich – Piotrowscy „spod Mogiły”, Piotrowscy „zza potoczka” i „Błaszczychy”-Piotrowscy). W rękach Piotrowskich gospodarstwo pozostawało do XX wieku.
Gospodarstwo i dom nr 46, należące do Ignacego Piotrowskiego, już w latach 20-tych XIX wieku przeszły w ręce Cecułów, kiedy Tomasz Cecuła ożenił się z Marianną Piotrowską, dziedziczką tego gospodarstwa (rodzina Ignacego wcześniej wyemigrowała ze Strachociny). Tomasz nosił we wsi przydomek „Car”, który przeszedł na jego potomków i był używany do końca XX w. Gospodarstwo pozostawało w rękach Cecułów – „Carów” do XX wieku.
Gospodarstwo i dom nr 55 należące do Marcina Babika, przeszło już pod koniec XVIII wieku w ręce jego zięcia Jakuba Janika, który się ożenił z jedną z córek Marcina (Marcin nie miał syna, na nim zakończył się ród Babików w Strachocinie). Do Janików gospodarstwo należało do XX wieku.
Gospodarstwo i dom nr 63, należący do Jana Szwytowa (lub Szmytowa – zapis nazwiska jest niewyraźny), przeszło już w XVIII wieku w ręce Galantów. Nie wiadomo na jakiej zasadzie. Nazwisko Szwytow (Szmytow) nie występuje w „Księdze Metrykalnej”. W rękach Galantów gospodarstwo pozostawało do XX wieku.
Warto dodać, że gospodarstwa (i domy) o numerach powyżej numeru 60 to są gospodarstwa powstające na lewym brzegu Potoku Różowego na terenach dawnego folwarku (ostatnim domem po prawej stronie Potoku był dom nr 49 należący do Winnickich). Prawdopodobnie nowi właściciele strachockiego folwarku, potrzebując pieniędzy (może na wykup majątku od austriackiego skarbu państwa?) wydzielali kolejne gospodarstwa w dolnej części wsi, na swoich gruntach, i sprzedawali je lub wydzierżawiali. Zarówno miejscowym gospodarzom (m.in. Radwańskim, Lisowskim, Błażejowskim i innym) jak i przybyszom z zewnątrz.
Jeżeli chodzi o status Strachociny po przejściu pod władzę austriacką, sprawa nie jest jasna. Strachocina jako królewszczyzna stała się własnością austriackiego skarbu państwa („Kamery”), a Giebułtowscy pozostali dalej jej dzierżawcami. Nie było to regułą w Galicji, wielu dzierżawców traciło swoje dzierżawy, prawdopodobnie przedłużenie dzierżawy kosztowało Giebułtowskich dużo pieniędzy. Dzierżawcą w tym czasie był Józef Giebułtowski, syn zmarłego w 1760 roku Franciszka i Konstancji z Pełków, poseł Ziemi Sanockiej na sejm 1764 r. (Józef podpisał elekcję ostatniego króla Polski, Stanisława Augusta Poniatowskiego). Bardzo możliwe, że Józef wykupił strachocki folwark z rąk skarbu austriackiego, ale to nie jest pewne, władze austriackie sprzedawały folwarki tylko w razie pilnych potrzeb pieniężnych. Józef żonaty był z Wiktorią Karśnicką. Po śmierci Józefa (w 1803 r.) prawdopodobnie jakiś czas majątkiem zarządzał jego brat Sykstus, właściciel nieodległego Srogowa Dolnego. Dopiero z biegiem czasu strachocki folwark przeszedł w ręce syna Józefa, Wincentego. Wincenty Giebułtowski ożenił się z Wiktorią Janowską, córką Antoniego.
O udziale dzierżawców czy innych mieszkańców Strachociny w Powstaniu Kościuszkowskim (mimo dużej odległości wielu ochotników z Ziemi Sanockiej brało w nim udział) i wojnach Austrii z Napoleonem, a także wydarzeniach 1809 r. (wkroczenie wojsk polskich do Galicji) nie mamy żadnych wiadomości. Można się tylko domyślać, że oddziały księcia Poniatowskiego, które wtargnęły do Galicji i dotarły aż do Sanoka (oddział Ksawerego Krasickiego) nie ominęły Strachociny. Także pewny jest udział Strachoczan w wielkich bitwach Austrii z Napoleonem, pod Arcole, Rivoli, Marengo, Hohenlinden, Ulm, Austerlitz czy Lipskiem. Armia austriacka traciła w tych bitwach mnóstwo żołnierzy i ciągle potrzebowała uzupełnień. Szukała ich także wśród mieszkańców Galicji, stosując powszechny przymusowy pobór. Bardzo chętnie sięgano po szlachtę zagrodową (także byłą szlachtę zagrodową), z reguły lepiej przygotowaną do służby wojskowej.
Okres wojen „napoleońskich”, tak trudny dla państwa austriackiego, odbił się negatywnie na zamożności wsi wysokimi podatkami, nakładanymi na całą ludność prowincji. Efektem ich było ogromne zubożenie mieszkańców, co najbardziej uwidoczniło się w budowie nowych domów. W okresie 1790 - 1810 praktycznie nie przybyło w Strachocinie domów mimo że ludność zwiększyła się do ok. 320 osób dorosłych (ok. 145 rodzin). Jeżeli chodzi o nazwiska to najliczniejsi ciągle byli Radwańscy - 24 rodziny, Galantów było 10 rodzin, Piotrowskich - 9, Adamiaków - 8, Cecułów - 7, Buczków - 6, Błażejowskich, Daszyków, Kiszków, Lisowskich i Sitków - po 4 rodziny, a Dąbrowskich, Klimkowskich i Pielechów po 3 rodziny. Znikły z krajobrazu wsi takie nazwiska jak Babik, Grabar, Głąbik, Klamut, Kwaczak, Łapyta, Mizerak, Piecuch, Telaga, Tkacz, Uram, Bieliszowicz, Sidorowicz, Wilimowicz, Adamski (przeszedł w Adamiaka), Buczkowski (przeszedł w Buczka), Krupicki, Pawłowski, Skubieński, Szaniawski, Wodzicki, Wysocki. Dzieci we wsi rodziło się ciągle bardzo dużo, niestety, śmiertelność wśród nich była ogromna i nie malała. W okresie 1787 - 1810 rodziło się przeciętnie 22 dzieci rocznie. Rekordowa była dekada 1800 - 1810 kiedy rodziło się przeciętnie w roku 26 dzieci (najwięcej w 1804 - 37, ten rekord pobity został dopiero w 1864 r.!). Może miało to związek z werbunkiem do wojska i żegnaniem młodych mężczyzn udających się na wojnę? Najwięcej dzieci urodziło się wśród Radwańskich - 78, Galantów - 48, Piotrowskich - 43, Adamiaków i Buczków - po 25 oraz Cecułów i Sitków - po 21. Zdecydowanie mniej dzieci w tym okresie mieli Błażejowscy, Dąbrowscy, Klimkowscy i Lisowscy.
Niewiele wiemy o tym jak wyglądała Strachocina pod koniec XVIII wieku i jak się w niej żyło. Jeżeli chodzi o domy to te, należące do bogatszych gospodarzy, musiały być dość duże, mogące pomieścić przynajmniej kilkanaście osób a nawet więcej. Nie tylko liczną najczęściej rodzinę, a czasem nawet dwie lub trzy, ale także kilka osób służby, potrzebnej do obsługi dużego gospodarstwa. Do tego dochodziła duża część inwentarska, która znajdowała się z reguły pod jednym dachem z częścią mieszkalną. Domy biedniejszych gospodarzy były skromne, najczęściej z jedną izbą mieszkalną. Wszystkie domy były kurne, budowane z drewna, kryte słomianą strzechą, z wieloma przybudówkami i szopami, które służyły do różnych celów.
Praktycznie wszyscy mieszkańcy Strachociny zajmowali się rolnictwem, nawet ci, którzy dodatkowo byli kowalami, kołodziejami czy innymi wyspecjalizowanymi fachowcami. Rzemieślnik, który chciałby utrzymać siebie czy rodzinę tylko z rzemiosła nie miał w Strachocinie racji bytu. Każdy mieszkaniec ogromną większość prac w swoim gospodarstwie i domu praktycznie wykonywał sam lub z pomocą rodziny czy sąsiadów. Jako zwierzęta pociągowe używane były głównie woły, nie konie, tych było mało. Podstawowymi narzędziami stosowanymi do uprawy roli były pługi, brony, sierpy, kosy, cepy, motyki, łopaty, widły i grabie. Pługi i brony tylko niektóre części miały żelazne, reszta była drewniana ewentualnie okuta blachą. Uprawiano głównie cztery podstawowe zboża, żyto, pszenicę (w tym gatunek orkisz), jęczmień i owies, w różnych proporcjach, zależnie od jakości posiadanej roli. Pszenicy, wymagającej lepszej roli, uprawiano w Strachocinie mało. Więcej żyta i jęczmienia, dużo owsa. Na mało urodzajnych strachockich polach owies dawał stosunkowo niezłe plony. Oprócz tego uprawiano grykę (w Strachocinie zwaną błędnie tatarką), groch, bób, proso, konopie, len, a także warzywa: kapustę, buraki, rzepę, marchew, mak, pasternak. Przy domach sadzono drzewa owocowe, głównie jabłonie, ale także śliwy i grusze. Wiśni bardzo mało, a czereśni praktycznie nie było, przy domach sadzono trześnie, które rosły dziko także na miedzach i w lasach. Zwierząt hodowano w gospodarstwach stosunkowo mało. Łąk było mało, uprawa roślin pastewnych nie była powszechna. Oczywiście, w każdym większym gospodarstwie była co najmniej para wołów do pracy. Koni było bardzo mało, były obciążeniem gospodarstwa, trzymali je jedynie najbogatsi gospodarze. Z kolei każdy, nawet najuboższy gospodarz starał się mieć krowę, niektórzy dwie i więcej. Niewiele hodowano świń, jeszcze mniej owiec. Dość dużo kur, bardzo mało kaczek ale bardzo dużo gęsi.
Życie codzienne mieszkańców Strachociny pod koniec XVIII w. było bardzo skromne. Wyżywienie rodzin opierało się głównie na potrawach zbożowych. Jedną z powszechnych potraw była tzw. „zamieszka”, zagotowana na gęsto mąka z wodą z dodatkiem tłuszczu. Jadano także dużo kasz sporządzanych we własnym gospodarstwie, zarówno z prosa, gryki (tatarki), jęczmienia jak i z pszenicy-orkiszu. Chleb pieczono z mąki żytniej. Dużo potraw sporządzano z mąki owsianej, ościste placki owsiane były codziennością, podobnie jak żur z owsianej mąki. Z warzyw jadano głównie kapustę, na zimę kiszono ją w całych główkach. Rzepa, kiedyś bardzo pospolita, wychodziła z „mody”, dużo jadano grochu i bobu. Mięsa jadano bardzo mało, cała hodowla świń i owiec była przeznaczona głównie na sprzedaż. Podobnie jak ogromna większość nabiału. Owoce ogrodowe, głównie jabłka i śliwki, były dostępne praktycznie jedynie w lecie i jesieni (w zimie i na wiosnę jako suszone). Duże znaczenie miały owoce leśne, maliny, czarne jagody (borówki), jeżyny.
Ubiory Strachoczan wykonane były głównie z płótna lnianego różnej grubości. Lnu uprawiano bardzo dużo (także konopi), służył do wyrobu przędzy, siemię lniane dodawano do potraw, tłoczono z niego olej, którym okraszano potrawy. Z tkanin wełnianych wykonane były tylko odświętne stroje wierzchnie. Wszyscy, zarówno mężczyźni jak i kobiety, przy okazjach oficjalnych (głównie do kościoła i w czasie wyjazdów do miasta) używali wysokich butów, niezależnie od pory roku. Na co dzień chodzono w drewnianych chodakach, latem kobiety i dzieci chodziły najczęściej boso.
Być może dla wielu mieszkańców Strachociny, z których wielu miało świadomość swojego szlacheckiego pochodzenia, jedną z najważniejszych spraw, którą przyniosły rządy austriackie był „patent” cesarza Józefa II wydany jeszcze w 1775 roku „wzywający osiadłą w Galicji dawną szlachtę polską, aby wywiodła się z posiadanego szlachectwa”. Rozporządzenie to, formalnie mające dostosować sytuację prawną w nowo przyłączonej prowincji do praw obowiązujących w reszcie monarchii, zobowiązywało szlachtę polską do udokumentowania swojej szlacheckości, początkowo, do 1788 r., przed Sądami Grodzkimi, później, do 1817 r., przed Wydziałem Stanu. Po udokumentowaniu szlachcic dostawał dyplom szlachectwa (patent) i był wpisany do „Metryk szlachty galicyjskiej”. Rozporządzenie to było dobrze przemyślanym ciosem w polskość przyłączonych ziem, której podporą była przede wszystkim szlachta. Chodziło o szybkie zintegrowanie Galicji z resztą cesarstwa.
Tutaj trzeba podkreślić ogromną różnicę dzielącą Polskę od reszty Europy w kwestii stanu szlacheckiego. Ilość szlachty w Polsce była ogromna, stanowiła ona, średnio w całym kraju, ponad 10% społeczeństwa (w dawnym województwie ruskim, do którego należała Ziemia Sanocka, zdecydowanie więcej), podczas gdy na zachodzie Europy był to ułamek procenta (we Francji 0,1% !). Ta duża część społeczeństwa miała pełnię praw obywatelskich, wysoką świadomość narodową i obywatelską, wyjątkowe poczucie wolności i współdecydowania o swoim państwie. To wszystko dotyczyło w ogromnej większości ludzi ubogich lub bardzo ubogich, ponad 90% szlachty to była szlachta zagrodowa i „gołota” szlachecka (tj. nie posiadająca żadnego majątku nieruchomego) i nie mogło pasować do porządków obowiązujących w państwach zaborczych.
Udokumentowanie swojego szlachectwa przed sądem wymagało przedstawienia wywodu genealogicznego, herbu oraz dowodu na to, że rodzina od 150 lat posiadała w Rzeczpospolitej dobra ziemskie. W praktyce, dla ogromnej ilości uboższej szlachty okazało się to niezmiernie trudne, a dla biednej szlachty zagrodowej, „schłopiałej”, posiadającej maleńkie gospodarstwa, na których własnymi rękami ciężko harowała, prawie że niemożliwe. Tym bardziej niemożliwe w wypadku dzierżawy małego gospodarstwa od właściciela wsi (czy dzierżawcy „królewszczyzny). Ogromne trudności napotykało także uzyskanie odpowiednich dokumentów. Trzeba tu zaznaczyć, że praktycznie nigdy nie istniały w Rzeczpospolitej spisy szlachty, dokumenty potwierdzające dotychczasowe szlachectwo mieli nieliczni, ci którzy ze swojego szlachectwa musieli się tłumaczyć i przeprowadzali tzw. „wywód szlachectwa” przed sądem (był to proces kłopotliwy i kosztowny, zdarzający się najczęściej wśród szlachty średniozamożnej, która pretendowała do urzędów ziemskich, raczej niespotykany wśród szlachty zagrodowej). Metryki i inne dokumenty stwierdzające tożsamość były często niemożliwe do uzyskania, przepadły w zawieruchach wojennych, szczególnie w przypadkach gdy miejsca pochodzenia znalazły się poza granicami kraju. Duża część osób pochodzenia szlacheckiego nawet nie próbowała ubiegać się o uzyskanie legitymacji swojego szlacheckiego statusu. Podobnie ogromne perypetie z dokumentowaniem swojego szlachectwa miała także szlachta polska kilkadziesiąt lat później w zaborze rosyjskim, kiedy, po upadku powstania styczniowego, wydano tam tego typu przepis. Charakterystyczna jest z tego okresu anegdota o odpowiedzi szlachcica zagrodowego udzielonej rosyjskiemu urzędnikowi - „czy dąb musi dokumentować w lesie, że jest dębem, przecież to widać”.
Proces weryfikacji stanu szlacheckiego w Galicji szedł opornie, termin zakończenia akcji, początkowo określony na pół roku, był wielokrotnie przedłużany, formalnie został ostatecznie określony na koniec roku 1788 roku, ale w praktyce trwał aż do 1817 roku. Z biegiem czasu wprowadzano pewne ułatwienia w składaniu dowodów (m.in. zeznania świadków), ale nie zmieniło to w zasadniczy sposób sytuacji. Rozporządzenie cesarza praktycznie pozbawiło szlachectwa prawie całą szlachtę zagrodową i ogromną większość „gołoty” szlacheckiej (wśród tej, część miała odpowiednie dokumenty, np. przodkowie pełnili jakieś urzędy ziemskie), czyli w Galicji szacunkowo ponad 90% szlachty (w Galicji pod koniec XVIII w. mieszkało ok. 2,6 ml mieszkańców, z tego grubo ponad 250 tys. szlachty, tj. ok. 40 tys. rodzin szlacheckich, w urzędowych „Metrykach szlachty galicyjskiej” znalazło się niewiele ponad 4 tys.). Ogromną większość szlachty zagrodowej cesarski patent degradował do warstwy chłopskiej.
Warto nadmienić, że w Ziemi Sanockiej zaścianki szlacheckie nie były rzadkością (jeszcze więcej ich było w ziemi przemyskiej, pisze o tym Jan S. Bystroń w „Nazwiskach polskich” - W-wa 1993), a pojedynczy przedstawiciele ubogiej szlachty mieszkali w dużych ilościach we wsiach i miasteczkach Ziemi. Krakowski historyk K. Ślusarek w swoim opracowaniu „Drobna szlachta w Galicji 1772 - 1848” (Kraków - 1994, Wydawnictwo „Księgarni Akademickiej”) podaje aż 43 miejscowości w Ziemi Sanockiej, w których mieszkała szlachta zagrodowa lub „gołota” szlachecka. Najsłynniejszym zaściankiem w okolicy była Dobra nad Sanem, leżąca w prostej linii 14 km od Strachociny, w której pod koniec XVIII wieku mieszkało blisko 150 rodzin szlacheckiego rodu Dobrzańskich (218 mężczyzn w 1824r.). Część rodzin Dobrzańskich, posiadająca dokumenty królewskie, podjęła trud weryfikacji swojego szlachectwa, w latach 80-tych XVIII w. uzyskało weryfikację ponad 70-ciu przedstawicieli klanu Dobrzańskich (m.in. Józef Dobrzański, syn Stanisława i Teresy z Piotrowskich).
Inne, wymienione w opracowaniu w okolicy Strachociny zaścianki, mniej liczne niż Dobra, to zaścianki w miejscowościach: Olchowce (dzisiaj dzielnica Sanoka), Bukowsko, Łodzina, Mrzygłód, Nowosielce, Falejówka i, co najciekawsze - Pakoszówka, w najbliższym sąsiedztwie Strachociny (w 1799 roku mieszkało tam 12 rodzin szlacheckich). Nie ma w tym wykazie Strachociny, ale wydaje się to zrozumiałe gdy bliżej przyjrzymy się wykazowi - otóż są to wioski leżące na terenach etnicznie ruskich (ukraińskich), tam gdzie szlacheccy mieszkańcy byli Polakami lub na tyle spolonizowanymi Rusinami, że wyraźnie czuli swoją odrębność od rusińskiego otoczenia. Sytuacja na terenach etnicznie polskich była inna, tym bardziej we wsiach „królewskich”, gdzie mieszkańcy z natury, także chłopi, czuli się kimś lepszym niż chłopi z wiosek prywatnych, i różnica pomiędzy szlacheckimi i nieszlacheckimi mieszkańcami, żyjącymi obok siebie w tych samych warunkach, prawie zupełnie się zatarła. Szlacheccy mieszkańcy na tych terenach zapewne nie demonstrowali swojej szlacheckości, nic to realnego nie dawało, a mogło być powodem przykrości wśród chłopskiego otoczenia.
Należy zaznaczyć że, podobnie jak Dobrzańskim, części galicyjskiej szlachty zagrodowej udało się uzyskać zatwierdzenie swojego szlachectwa, m.in. niektórym Baczyńskim, Berezowskim, Hoszowskim, Ilnickim. Jak już wspomniano powyżej, były to głównie zaścianki szlachty polskiej (lub rusińskiej ale spolonizowanej) na terenach etnicznie ruskich (ukraińskich), na terenach etnicznie polskich były to bardzo rzadkie przypadki. Szlacheckie tradycje w Ziemi Sanockiej przetrwały do XX wieku. W latach 20-tych XX w. w samym powiecie sanockim, według szacunków, mieszkało ok. 4 tysięcy rodzin szlacheckiego pochodzenia (tj. ok. 20 tys. ludzi na 114 tys. mieszkańców powiatu!).
W latach 30-tych XX wieku władze polskie (m.in. gen. Tadeusz Kasprzycki, minister spraw wojskowych w latach 1934-39) wspierały kultywowanie szlacheckich tradycji na terenach zamieszkałych przez Rusinów (Ukraińców). Tradycje te sprzyjały szybszej asymilacji i integracji z państwem polskim miejscowej ludności. W 1936 roku utworzono Komitet ds. Szlachty Zagrodowej Podkarpacia, który w rok później doprowadził do powołania we Lwowie Związku Szlachty Zagrodowej (w 1939 r. liczył on 41 tys. członków). Na Podkarpaciu istniał autonomiczny oddział Związku, bardzo liczny. Nie ma jednak żadnych informacji żeby do niego należeli Strachoczanie. Jak już wspomniano, akcja ta była organizowana na terenach etnicznie ukraińskich, Strachocina leżała poza ich obrębem. W przypadku Strachociny sytuacja mogła być dodatkowo sprzyjająca utracie szlacheckiej tożsamości. Nie była ona nigdy typowym zaściankiem, szlacheccy przybysze do wsi wydzierżawiali gospodarstwa w różnych miejscach wsi, w zależności od tego, kiedy przybyli do wsi. Przemieszani byli z innymi mieszkańcami, co sprzyjało integracji całej wiejskiej społeczności. Nie wykluczone, że część z nich, zmuszona sytuację ekonomiczną, zamieniała dzierżawę gospodarstw na bazie opłaty pieniężnej na rentę odrobkową, na wzór „pańszczyzny”, szczególnie w trudnych czasach XVIII wieku, już za czasów Giebułtowskich.
c d n
Piłkarze Górnika Strachocina w tym sezonie grają w krośnieńskiej klasie B. Praktycznie od początku sezonu liderują w tabeli, ale na półmetku sezonu nie mogli być jeszcze pewni awansu do klasy A. Depcze im po piętach LKS Płowce/Stróże Wielkie, a czekają ich jeszcze mecze z trudnymi przeciwnikami. Ambicją drużyny jest uczczenie awansem do wyższej klasy rozgrywkowej jubileuszu 650-lecia Strachociny. Warto przypomnieć, że Górnik przez wiele lat grywał z powodzeniem w lidze (później klasie) okręgowej, w grupie krośnieńskiej. Karpaty Krosno już nie są najlepszą drużyną piłkarską właściwego Podkarpacia. Grają w tym sezonie w IV lidze grupie podkarpackiej razem z Ekobalem Sanok, który spisuje się lepiej. Na półmetku rundy wiosennej Ekobal zajmował w tabeli 5-te miejsce, ale do lidera, Wisłoki Dębica, tracił sporo punktów. Tytuł mistrzowski sanockim piłkarzom w tym roku raczej nie grozi, ale konkurentów z Krosna wyprzedzali w tabeli o 4 miejsca i 8 punktów. Karpatom raczej nie grozi spadek z IV ligi, nad grupą spadkową utrzymują bezpieczny dystans. Czarni Jasło w klasie okręgowej grupa Krosno zajmowały na półmetku rundy wiosennej drugie miejsce, ale od zdecydowanego lidera Partyzanta Targowiska dzieliła ich ogromna ilość punktów, raczej niemożliwa do odrobienia.
Dobrze spisują się najbliżsi sąsiedzi Strachociny w klasie A, Orzeł Bażanówka zajmował na półmetku sezonu 2-gie miejsce (wyprzedzając Sanovię Lesko), Szarotka Nowosielce była 4-ta, a LZS Długie 7-me. Oby w przyszłym sezonie dołączył do nich Górnik Strachocina.
Sanoccy hokeiści, którzy startowali w tym sezonie jako "HK 58 Sanok" ponownie w rozgrywkach II ligi słowackiej (w grupie wschodniej) spisywali się średnio. Z drużynami z górnej połówki tabeli przegrywali, ale niezbyt wysoko, z drużynami z końca tabeli dość gładko wygrywali, w sumie zajęli 5-te miejsce wśród 8 zespołów.
Koszykarze drużyny Miasto Szkła Krosno w tym sezonie, mimo „bohaterskiej” walki w krajowej ekstraklasie nie dali rady. Zajęli ostatnie, 16-te miejsce i prawdopodobnie będą musieli się pożegnać z najwyższą klasa rozgrywkową w Polsce. Oby nie na długo.
ODESZLI OD NAS
Stanisława Skiba z Sanoka (primo voto Piotrowska)
6 lutego 2019 r. w Sanoku zmarła w wieku 91 lat Stanisława Skibowa, primo voto Błaszczycha-Piotrowska, żona Mieczysława Błaszczychy-Piotrowskiego, syna Józefa ze Strachociny (po śmierci Mieczysława wyszła ponownie za mąż). Stanisława i Mieczysław mieli dwie córki, Halinę (ur. 1951 r.) i Krystynę (ur. 1953 r.). Doczekali się czworo wnucząt.
Lucyna Piotrowska z Sanoka
20 lutego 2019 r. zmarła w Sanoku Lucyna Giyr-Piotrowska. Lucyna urodziła się 29 listopada 1957 r. Lucyna była córką Władysława Giyra-Piotrowskiego i Marii z Daszyków. Nie była zamężna. Została pochowana na cmentarzu w Sanoku.
Józef Kucharski z Katowic
W kwietniu zmarł w Katowicach Józef Kucharski, syn Franciszka i Małgorzaty z Daszyków, wnuk Katarzyny z Szumów-Piotrowskich, prawnuk Walentego Szuma-Piotrowskiego (bratanek Bronisławy Błaszczycha-Piotrowskiej). Józef urodził się 3 stycznia 1936 r. w Strachocinie. Ukończył liceum ogólnokształcące w Dubiecku nad Sanem, później Wydział Budownictwa na Politechnice Krakowskiej i uzyskał tytuł inżyniera budownictwa (był jednym z pierwszych inżynierów wśród Strachoczan). Osiadł w Katowicach na Śląsku, gdzie miał duże osiągnięcia w pracy zawodowej. Ożenił się z Marią Holota, z którą doczekał się córki Agaty.
Sprostowanie
Do notatki o śmierci i pogrzebie pani Lucyny Fryń-Piotrowskiej ze Strachociny, zamieszczonej w poprzednim numerze „Sztafety pokoleń” (nr 22), wkradł się błąd, który spowodował towarzyskie nieporozumienie. Zamieściliśmy tam informację, że „mamę pożegnała tylko córka Teresa”. Pisząc tak mieliśmy na myśli to, że z czwórki dzieci Lucyny, trzech synów, Zdzisław, Edward i Janusz, umarli wcześniej niż ich mama, i tylko córka Teresa, jako jedyna z dzieci Lucyny, mogła pożegnać mamę. Oczywiście, panią Lucynę żegnało także wielu innych ludzi (poza Teresą), wszyscy członkowie rodziny, synowe, wnuki, prawnuki, a także sąsiedzi i przyjaciele. Przepraszamy bardzo za niefortunne sformułowanie naszej notatki, która wywołała pewne nieporozumienie i mogła obrazić uczucia najbliższych pani Lucyny.
Od pani Małgorzaty Dąbrowskiej z Sanoka, córki Władysławy z Błaszczychów-Piotrowskich Sawczak, otrzymujemy regularnie sympatyczne przesyłki mailowe z informacjami rodzinnymi i informacjami z ukochanego przez nią Sanoka. Małgorzata stała się praktycznie członkiem naszego zespołu redakcyjnego. W ostatnich swoich listach (mailowych) poruszyła wiele ciekawych spraw (nie tylko o Sanoku), m.in. o Łemkach i sprawach związanych z nimi, hokejowych tradycjach Sanoka, imprezach w sanockim skansenie, itp. Ostatnio najbardziej „widowiskową” informacją było zdjęcie nowego sanockiego pomnika patrona miasta, św. Michała. Małgorzata przesłała nam własnoręcznie wykonane zdjęcia (jedno zaprezentowaliśmy w „Aktualnościach”). Miała z ich zrobieniem pewne kłopoty związane z odpowiednim oświetleniem pomnika. Ciekawą informacją była także ta, o oryginalnym nagrobku na cmentarzu sanockim generała austriackiego, Adama Dembickiego von Wroceń. Więcej informacji o tej ciekawej postaci zamieszczamy w „Rozmaitościach”. Warto może zasygnalizować, że „von Wroceń” to znaczy „z Wrocznia”, góry, która góruje nad Pakoszówką i jest doskonale widoczna ze Strachociny (przynajmniej od Błaszczychów-Piotrowskich). Oczywiście, Małgorzata przekazywała nam w listach także informacje o sprawach rodzinnych, m.in. o urodzinach swojej wnuczki Poli i śmierci ciotki Stasi Skibowej, primo voto Błaszczychy-Piotrowskiej. Dziękujemy pani Małgorzato.
Podobnie jak od Małgorzaty Dąbrowskiej wiele listów (mailowych) otrzymaliśmy od pana Kamila Sikory z Zagórza, potomka Marianny Piotrowskiej, córki Michała, przodka m.in. Błaszczychów-Piotrowskich. Kamil jest niestrudzony w swoich poszukiwaniach genealogicznych (i nie tylko). Przekazuje mnóstwo nowych szczegółów genealogicznych dotyczących Cecułów, Radwańskich, Lisowskich, Mogilanych i innych strachockich rodów. Te wszystkie rzeczy znajduje w większości w źródłach amerykańskich, m.in. na stronie internetowej ancestry.com W sprawach emigracji Strachoczan do USA jest prawdziwym ekspertem, zna wśród polskich emigrantów ponad 50 osób pochodzących ze Strachociny, m.in. w mieście Altoona w stanie Pensylwania (tam zatrzymywali się także Błaszczychy-Piotrowscy, zanim osiedli w Ohio i Michigan). Kamil w swoich listach przekazał także wiele korekt genealogicznych w „portretach” strachockich rodów zamieszczonych w „Sztafecie”. Nie ogranicza się tylko do genealogii. Opisuje „emigrację” Strachoczan w XIX w. do rozwijającego się, w związku z budową linii kolejowych i dużego węzła kolejowego, Zagórza (pisaliśmy o tym więcej w „Sztafecie” nr 16, przy przedstawianiu miasta Zagórz). O znaczących osobach w Zagórzu pochodzących ze Strachociny, dr Józefie Galancie, ks. Józefie Winnickim. Panie Kamilu, dziękujemy i prosimy o dalszą bliską współpracę.
Ciekawy list otrzymaliśmy od pana Stanisława Lisowskiego z Jasła, wnuka Małgorzaty z Giyrów-Piotrowskich. Stanisław dziękuje nam za zamieszczenie w „Sztafecie” „portretu” Cecułów (mamą Stanisława była Marianna z Carów-Cecułów). Przy okazji uzupełnia pewne dane genealogiczne rodzeństwa swojej mamy. Siostra Aniela prawdopodobnie zmarła w dzieciństwie. Siostra Jadwiga wyszła za mąż za Stanisława Jaworskiego z Rymanowa – obydwoje już nie żyją. Mieli dwie córki: Małgorzatę i Barbarę. Według informacji wujka Tadeusza, dziadek Stanisława, Jan Cecuła, miał jeszcze jedno dziecko z drugą żoną Bronisławą Cecułą, nie uwzględnione w naszym „portrecie”. Tadeusz miał młodszego brata, który zmarł jako małe dziecko. Tadeusz nie pamięta jego imienia. Panie Stanisławie, dziękujemy za list i informacje.
Od pana Eugeniusza Berbecia-Piotrowskiego z Humnisk otrzymaliśmy, jak zwykle, ciekawy list z życzeniami i informacjami o wydarzeniach rodzinnych. Pan Eugeniusz doczekał się kolejnej prawnuczki (Darii, piszemy o tym w „Nowinach genealogicznych”), a 27 grudnia 2018 roku obchodził z żoną Aleksandrą piękną rocznicę 60-lecia zawarcia związku małżeńskiego (Diamentowe Gody!). Przy okazji Eugeniusz uzupełnił pewne szczegóły dotyczące kopalni ropy w Grabownicy. Opisując (w „Sztafecie nr 21”) poszczególne jej części (kopanie) pominął jedną z nich – Graby. Okazuje się, że w Grabownicy ciągle wydobywa się ropę. Panie Eugeniuszu dziękujemy za list, życzenia i informacje. Składamy Najlepsze Życzenia z okazji pięknego Jubileuszu i życzymy Państwu długich, długich lat życia w szczęściu i zdrowiu.
24 sierpnia 2016 r. urodził się Patryk Zając, syn Eweliny z Fryniów-Piotrowskich i Piotra Zająców. Ewelina to córka Janusza i Danuty z Fryniów-Piotrowskich ze Strachociny, wnuczka Stanisława i niedawno zmarłej Lucyny, z domu Olczyk.
14 lipca 2018 r. odbył się ślub Pawła Frynia-Piotrowskiego ze Strachociny z Mariolą Niemczyk z Długiego. Paweł to syn Janusza i Danuty z Dufratów, wnuk Stanisława Frynia-Piotrowskiego i Lucyny z d. Olczyk.
16 grudnia 2018 r. urodziła się Daria Hajdenrajd, córka Mateusza i Magdaleny z d. Gromek, wnuczka Aliny z Berbeciów-Piotrowskich i Dariusza Gromków. Pradziadkiem Darii jest Eugeniusz Berbeć-Piotrowski z Grabownicy.
28 stycznia 2019 r. w Rzeszowie urodziła się Apolonia Adrianna Dąbrowska, córka Grzegorza i Anny z Neumannów, wnuczka Małgorzaty Dąbrowskiej z Sanoka, prawnuczka Władysławy z Błaszczychów-Piotrowskich. Mała Pola ma dwie starsze siostry, Lilianę Dorotę (ur. 18.06.2014 r.) i Aleksandrę Iwankę (ur. 18.06.2017 r.).
22 lutego 2019 r. urodziła się Maja Karolina Berbeć-Piotrowska, córka Łukasza i Sabiny z Bartkowskich. Rodzice małej Majki mieszkają w Strachocinie.
1. Ks. Józef Winnicki - Jerzy Tarnawski z Zagórza
Od pana Kamila Sikory z Zagórza otrzymaliśmy ciekawą przesyłkę zawierającą zamieszczoną w biuletynie parafialnym opowieść o byłym proboszczu w Zagórzu, ks. Józefie Winnickim, rodowitym Strachoczaninie, potomku Stefana Piotrowskiego, pióra Jerzego Tarnawskiego z Zagórza.
Ks. Józef Piotr Winnicki urodził się 28 lipca 1925 r. w Strachocinie. Był synem Bernarda Winnickiego (syn Jana i Marianny Radwańskiej) i Marianny z Piotrowskich „z Kowalówki” (córka Andrzeja i Marceliny Romerowicz). Ukończył Seminarium Duchowne w Przemyślu, otrzymał święcenia kapłańskie 22 lipca 1952 r.
Oto ta opowieść:
W czerwcu bieżącego roku (2018) minęła dziesiąta rocznica śmierci ks. Proboszcza Józefa Winnickiego. Jego nagłe odejście wywołało wielki żal i przygnębienie, a pogrzeb zgromadził kilka tysięcy ludzi. Przybyły poczty sztandarowe, delegacje z parafii, w których zmarły pracował, m.in. z Piskorowic koło Jarosławia. Kilka autobusów przyjechało z rodzinnej Strachociny. W nabożeństwie żałobnym uczestniczyło kilkudziesięciu księży. Taki niezwykły pogrzeb zdarza się raz na wiele lat — bo też i zmarły był niezwykłym księdzem. Te kilka tysięcy ludzi chciało mu się odpłacić za to, że był dobrym gospodarzem parafii — pozostawił odremontowany kościół, nowy dom katechetyczny, plebanię, dom opieki i rozpoczętą budowę kościoła w Nowym Zagórzu. Te inwestycje były i są dumą parafian. Cementowały więzi społeczne i miały służyć potrzebującym. Uczestnicy pogrzebu, odprowadzając księdza Józefa, chcieli mu podziękować także za dobra duchowe, którymi nas przez 30 lat obdarzał: za posługi religijne, dobroć, pobożność, życzliwość, rzetelność i ofiarność. Również za to, że przeprowadził naszą parafię przez ciężkie lata komunizmu i wprowadził do wolnej Polski. Wśród pocztów sztandarowych był obecny także sztandar „Solidarności” Regionu Podkarpacia.
Sentencja łacińska głosi, że człowiek umiera po raz drugi, kiedy umiera po nim pamięć. Nie dotyczy ona jednak w żadnym stopniu księdza Józefa. Choć minęło już 10 lat od tego czerwcowego dnia, jego grób jest wciąż pełen kwiatów i zniczy. Można tu zawsze spotkać modlących się parafian, wstępujących na cmentarz po niedzielnej mszy świętej. To chwyta za serce i każe postawić pytanie: jakim pozostał ksiądz Józef w naszej pamięci? Jakie fakty i zdarzenia z jego życia należałoby utrwalić, zachować dla przyszłych pokoleń?
Urodził się 28 lipca 1925 roku w Strachocinie, w pobożnej rodzinie chłopskiej. Po szkole powszechnej miał zamiar wstąpić do Gimnazjum Kupieckiego, ale wojna pokrzyżowała te plany. Przez ciężkie lata okupacji dojrzewała w nim myśl poświęcenia się służbie Bogu. Duży wpływ na decyzję zostania kapłanem miały rozmowy ze stryjem, który był księdzem.
Po przybyciu do naszej parafii w 1965 roku, ksiądz Józef powiedział podczas kazania, że Zagórz zna z 1939 roku, kiedy w czasie tułaczki wojennej zatrzymał się tu z ojcem. Podkreślał gościnność gospodarzy, którzy ich przyjęli. Nie przypuszczał, że 26 lat później znajdzie się tu po raz drugi, już jako gospodarz parafii. W czasie okupacji nie zaniechał dalszego kształcenia. Organizator tajnego nauczania, prof. Józef Stachowicz, z uznaniem pisał o uczniu Józefie Winnickim we wspomnieniach "Miniony czas". Ksiądz Józef także zawsze z wdzięcznością wyrażał się o swoim mistrzu, a w 1985 roku towarzyszył mu w ostatniej drodze. Wspomniany profesor miał wielki wpływ na osobowość młodego księdza. Drugim wzorcem był zwierzchnik, ksiądz biskup Ignacy Tokarczuk, który mawiał: „Obyś był dobrym księdzem, a nie byle jakim” — cytując słowa swego ojca. Trzecim wzorcem dla księdza Józefa był natomiast jego krajan — dr Józef Galant, pracujący w Zagórzu na przełomie XIX i XX wieku. Osobowość księdza Józefa ukształtowali więc niezwykli ludzie — on chciał być ich godny, a to wymagało ciężkiej pracy i samozaparcia.
Ksiądz Józef w momencie przybycia do Zagórza był czterdziestoletnim, krzepkim mężczyzną. Wielokrotnie dawał dowody swej siły i pracowitości. Pewnego dnia w pobliżu plebanii ścinano (oczywiście ręczną piłą) z wielkim trudem wiekową lipę. Ksiądz proboszcz zaoferował swoją pomoc — stanął do piły. Przy drugiej rączce zmieniło się ośmiu „chłopa” — wszyscy musieli przerywać, bo nie dawali rady. Dopiero z dziewiątym ksiądz zakończył pracę. Wcześniej, tego samego dnia rankiem, miało zresztą miejsce zabawne wydarzenie — otóż widząc, że wikary, ksiądz Stochla, zjadł na śniadanie tylko jedno jajko, ksiądz proboszcz, który nie wiedział, że jego współbiesiadnik jest na diecie, rzekł z lekką przyganą — „Cóż z ciebie za chłop, przecież do kapłaństwa trzeba mieć siły. Ja zjadłem osiem”.
Ksiądz Józef żartował, że ksiądz biskup „wrobił go” w akcję antyalkoholową. W uporaniu się z tym problemem też często pomagała postura i siła proboszcza. Zdarzało mu się wchodzić do jednej z zagórskich „restauracji” i przekonywać mocno już „zawianych” parafian, tak, że w końcu wracali do domów. Działania te kontynuował podczas kolędy, z wieloma rozmawiał na drodze, zatrzymując panów poruszających się chwiejnym krokiem przez Zagórz. Skruszonych namawiał do wstrzemięźliwości i proponował wpisywanie się do księgi wstrzemięźliwości. Piętnował pijaństwo na kazaniach. Wiele rodzin jest mu wdzięcznych, że zajął się tym problemem, którego wydawały się nie zauważać władze. Ksiądz Józef czuł się odpowiedzialny za swoich parafian dotkniętych nałogiem, gdyż ich postępowanie niszczyło nie tylko ich samych, ale też życie rodzinne i społeczne.
Kolejnym problemem, którym się zajął ksiądz Józef, był dramat aborcji. W latach 70. zorganizował kurs planowania rodziny dla młodych matek.
Nie przywiązywał wagi do dóbr materialnych. Jeździł starym, zdezelowanym autem. Nie znosił przesadnej elegancji. Tylko wtajemniczeni wiedzieli, że w czasie choroby gospodyni wypełniał w gospodarstwie najcięższe obowiązki, uważając, że nie ma prac wdzięcznych i niewdzięcznych. W czasie budowy domu katechetycznego nie uchylał się od ciężkiej pracy fizycznej, co zjednywało mu uznanie wśród robotników.
W ponurych latach stanu wojennego dzielił sprawiedliwie dary przysyłane z Zachodu, wielką opieką otaczał uczniów — do dziś wspominają z sentymentem, jak po lekcji religii, głodni i zmęczeni dostawali od księdza proboszcza słodkie kakao.
Ksiądz Józef administrował parafią w okresie walki władzy „ludowej” z Kościołem. Piszącemu te słowa pokazywał w latach 70. publikacje antykościelne szkalujące księży, mające na celu poróżnienie tego środowiska. Przychodziły one regularnie do wszystkich parafii w Polsce, oczywiście nadawca był anonimowy. Te plugawe gazety ksiądz Józef zaraz niszczył. Komunikaty Konferencji Episkopatu i Biskupa Ordynariusza czytał głośno i w całości, były bowiem przypadki, że bardziej „spolegliwi” wobec władzy księża czytali tylko wyjątki lub jedynie omawiali te teksty. W połowie maja 1986 roku proboszcz Józef przeczytał komunikat Biskupa Ordynariusza o ukaraniu przez kolegium ds. wykroczeń w Sanoku demonstrantów, którzy składali kwiaty pod pomnikiem Kościuszki z okazji Święta 3 Maja. W komunikacie wymieniono z nazwiska i imienia członków tego haniebnego kolegium. Należy wreszcie przytoczyć prorocze słowa księdza Józefa, wypowiedziane do kilku parafian 14 grudnia 1981 roku, a dotyczące ówczesnych wydarzeń: „W niedzielę zaczęli, bijąc i aresztując ludzi, to marnie skończą”. Jak bardzo byliśmy mu wdzięczni za te słowa otuchy.
W wolnej Polsce ksiądz Józef cieszył się owocami swej pracy. W domu spokojnej starości znaleźli schronienie starzy ludzie potrzebujący pomocy, a w domu katechetycznym zaczęła działać ochronka prowadzona przez siostry zakonne. Do szkół wróciła religia. Szkole Podstawowej Nr 1 przywrócono patrona — świętego Kazimierza. Budowa nowego kościoła w Nowym Zagórzu nabierała tempa.
Niestety, tej morderczej pracy i ciągłej aktywności nie wytrzymało serce księdza — odszedł od nas do Pana z naręczem dobrych uczynków.
Do opowieści Jerzego Tarnawskiego swój króciutki „aneks” dołączył pan Kamil Sikora:
Proboszcza Winnickiego pamiętam również (zmarł gdy miałem ok. 7 lat). On znowu był, można powiedzieć, twardym księdzem, który jak coś mu nie pasowało to o tym otwarcie mówił. Jest nawet pewna anegdota o tym jak wyszedł z kościoła podczas mszy w trakcie zbierania składki, lecz nie zebrał pieniędzy od parafian znajdujących się na zewnątrz tylko powiedział do nich zaznaczając nogą kreskę na progu kościoła, że za tą linią msza się nie liczy. Jego pogrzeb był ogromnym wydarzeniem w parafii, przyjechało mnóstwo ludzi. Na jego grobie na starym cmentarzu w Zagórzu cały czas palą się znicze w sporej ilości. Tak analizując dane, które zaczerpnąłem ze strony internetowej Piotrowskich ze Strachociny, to wśród jego przodków jest Julianna Mielecka, żona Pawła Piotrowskiego "z Kowalówki", która była siostrą matki Jana Lisowskiego - Jadwigi Mieleckiej, tak więc byłem z księdzem Józefem daleką rodziną.
Pewne uzupełnienie do opowieści o ks. Józefie Winnickim dołożył jego kuzyn, ks. prałat Kazimierz Piotrowski „z Kowalówki” (mama ks. Józefa była rodzoną siostrą ojca ks. Kazimierza).
W opowieści o ks. Józefie (moim kuzynie) warto jeszcze raz podkreślić jego niesamowitą pracowitość. Parafia Zagórz posiadała ziemię rolną, na której ks. Józef często osobiście wykonywał mnóstwo prac fizycznych (procentowało doświadczenie wyniesione z czasów młodości, kiedy pracował na roli, m.in. „na Kowalówce”, gdzie jego mama otrzymała w spadku kawałek „ojcowizny”). Nie chciał wydawać pieniędzy na wynagrodzenia wynajmowanych pracowników do uprawy. Plony z tych upraw zasilały kuchnię domu spokojnej starości, którym ksiądz się szczególnie serdecznie opiekował. Można przypomnieć także ciekawy okres życia księdza Józefa w okresie studiów w Seminarium Duchownym, kiedy jako klerycy (alumni) razem z rodakiem ze Strachociny, Stanisławem Adamiakiem, organizowali w rodzinnej Strachocinie szkolenie chłopców do służby ołtarza (krótki artykuł o organizacji Kółka Ministrantów zamieściliśmy w „Sztafecie pokoleń” nr 1 z 2008 roku).
2. Aneks do „Śladów wojennej przeszłości” – Bronisław Berbeć-Piotrowski
Czytając w poprzednich numerach „Sztafety” opowiadanie pt. „Ślady wojennej przeszłości” o Czechosłowackiej Brygadzie Spadochronowej przypomniałem sobie opowiadanie mojej śp. matki o tych żołnierzach. Jak opowiadała mi matka, gdy front był być może w Odrzechowie, do Strachociny przybył oddział żołnierzy czechosłowackich – bardzo młodych chłopaków. Zatrzymali się w górze wioski. U nas, gdzie był dość duży budynek, żołnierze mieli zostać na kwaterze. Po przybyciu na miejsce, myli się i golili przy studni stojącej przed domem wesoło śpiewając. Wieczorem umyli nogi i poszli spać na strych, na leżącym tam sianie. Jednak niedługo cieszyli się odpoczynkiem – przyszedł rozkaz wymarszu. Prawdopodobnie wiedzieli, że idą walczyć, bo ci młodzi żołnierze rozpłakali się i do mojej matki się użalali: „Pójdziemy matko do nieba, do nieba”, „Po co ty mnie moja matko rodila, rodila”, itp. Dla otuchy jednemu z nich moja matka dała święty obrazek. Na tym to spotkanie z czechosłowackimi żołnierzami skończyło się – pomaszerowali w kierunku Nowosielec. Jak podaje w swojej „Kronice” mój kuzyn, Stanisław Piotrowski, weszli oni w Dudyńcach na pole minowe, gdzie dużo ich zginęło. To wszystko co zapamiętałem z opowiadania mojej matki.
Bronisław Berbeć-Piotrowski
Ten sam temat wspomniała w swoim liście do „Sztafety” Małgorzata Dąbrowska z Sanoka, córka Władysławy z Błaszczychów-Piotrowskich Sawczak:
Drążąc temat wyczytany kiedyś w Biuletynie, a dot. Geislera - Anglika, który po 49 latach odnalazł w Pastwiskach k. Rymanowa grób swego ojca, a rok później upamiętnił to tablicą na obelisku, trafiłam na stronę pastwiska.pl i tam wyczytałam szczegóły o tym niezwykłym przecież wydarzeniu. Kończy się ono jak komedia romantyczna na małżeństwie Anglika z kobietą z Pastwisk, której rodzina dopomogła mu w poszukiwaniach. Młoda, czeska reżyserka jako pracę dyplomową nakręciła o tym wszystkim film.
W witrynie internetowej pastwiska.pl można znaleźć zdjęcie pomnika poświęconego por. Geislerowi znacznie lepszej jakości niż zamieszczone przez nas w artykule na jego temat.
Oto ono:
3. Generał Adam Dembicki von Wrocień
Informację o nagrobku generała Adama Dembickiego na sanockim cmentarzu (najstarszej części, przy ul Rymanowskiej) otrzymaliśmy od pani Małgorzaty Dąbrowskiej z Sanoka.
Generał urodził się 2 grudnia 1849 r. w Sanoku. Był synem nauczyciela z Sanoka, dyrektora szkoły, wyznania grecko-katolickiego. Ukończył jedną klasę szkoły realnej, a następnie Instytut Kadecki w Hainburgu w 1866 r.. Następnie do 1870 r. kształcił się w Akademii Wojskowej w Wiener Neustadt, którą ukończył z wynikiem bardzo dobrym w 1870 r. Służbę wojskową w Cesarsko-królewskiej armii rozpoczął 1 września 1870 r. jako porucznik 45 pułku piechoty, stacjonującego w Hradec Kralowe i Brnie. W latach 1873-1876 studiował w Szkole Wojennej w Wiedniu, kończąc ją z wynikiem dobrym. Po ukończeniu szkoły został awansowany do stopnia nadporucznika i skierowany do sztabu 65 brygady piechoty. Od 1879 do 1883 r. pracował w szkolnictwie wojskowym, początkowo jako nauczyciel na kursie żandarmerii polowej, a następnie jako nauczyciel w szkole kadetów w Karthaus koło Jicina. W 1883 r. został awansowany do stopnia kapitana II klasy i powrócił do służby w 45 pp w Krems an der Donau. W październiku 1886 r. jako kapitan II klasy pułku pieszego nr 45 został przeniesiony na etat czynny obrony krajowej, a wkrótce potem mianowany rzeczywistym komendantem batalionu w galicyjskich oddziałach pieszych czynnej obrony krajowej. W 1886 r. został awansowany do stopnia kapitana I klasy i przeniesiony na Bukowinę jako dowódca kompanii w 76 batalionie Landwehry.
W październiku 1890 r. został adiutantem Dowództwa Obrony Krajowej w Przemyślu i pozostawał na tym stanowisku do końca 1894 r., awansując w międzyczasie w 1891 r. na stopień majora i w 1894 r. na stopień podpułkownika. Opuszczając Przemyśl w lipcu 1895 r. został wyróżniony przez cesarza Franciszka Józefa I, który wyraził się o jego służbie z najwyższym zadowoleniem. W 1895 r. przeniesiony do 22 Pułku Piechoty k.k. Landwehry w Czerniowcach, 1 maja 1897 r. został awansowany na stopień pułkownika. W kwietniu 1898 r. objął dowództwo 18 Pułku Piechoty k.k. Landwehry w Przemyślu, 1 września 1899 r. dowództwo 29 Pułku Piechoty k.k. Landwehry w Budziejowicach. 17 sierpnia 1903 r. objął dowództwo 90 Brygady Piechoty w Jarosławiu, awansując 1 listopada 1903 r. na stopień generała majora. 30 czerwca 1907 r. został dowódcą 5 Dywizji Piechoty w Ołomuńcu, awansując 1 listopada 1907 r. na stopień generała-porucznika (Feldmarschalleutnant – marszałek polny). 31 marca 1910 r. został odwołany ze stanowiska, 1 października został urlopowany, i udał się do Lwowa.
Nobilitację na 1 stopień szlachecki („Edler von”) bez wpisania do „Ksiąg Majestatycznych” otrzymał 11 lipca 1911 r. otrzymał od cesarza Franciszka Józefa I. Mógł ją uzyskać za 30 lat nieprzerwanej służby wojskowej i udział w przynajmniej jednej kampanii lub za 40 lat służby. Jako nobilitowany włodyka (Edler) przyjął przydomek „von Wrocień”, być może na pamiątkę „korzeni” rodzinnych gdzieś opodal góry Wroczeń. 24 sierpnia 1915 r. powrócił do służby na stanowisko zastępcy komendanta Budapesztu. We wrześniu 1916 r. został mianowany komendantem twierdzy Hohensalzburg Salzburga. 1 stycznia 1917 r. powtórnie go urlopowano, a spensjonowano 1 stycznia 1919 r. Wówczas osiadł na stałe we Lwowie. Pod koniec życia, w 1930 r. przeprowadził się do rodzinnego Sanoka.
Adam Dembicki von Wrocień był dwukrotnie żonaty. Z pierwszą żoną, Bertą, z domu Wieńkowska (ślub w 1881 r.) miał synów Georga (znany także jako Jerzy, ur. 1882 r.) i Adama (nadporucznik 1 Pułku Ułanów), który w 1911 r. poślubił Marię, córkę Tadeusza Wrześniowskiego. Dwaj synowie generała z pierwszego małżeństwa zginęli podczas I wojny światowej. Jego drugą żoną była Oktawia, z domu Pisarczuk (1890-1984), którą poślubił 24 marca 1920 r. w wieku 71 lat (panna młoda miała wówczas 30 lat). Mieli syna Adama (1927-2017).
W ostatnim okresie życia generał uległ częściowemu paraliżowi. Zmarł 17 kwietnia 1933 r. w Sanoku na udar mózgu. Został pochowany w grobowcu rodzinnym w części „Rymanowski Stary” Cmentarza Centralnego w Sanoku (foto obok). Inskrypcja nagrobna brzmi: Adam Dembicki von Wrocień. Feldmarschall-Leutnant w służbie Cesarza Austrii i Króla Węgier Franciszka Józefa I-go. Grobowiec ulegał kilkakrotnie częściowemu zniszczeniu i był obiektem dewastacji. Nagrobek został uznany za obiekt zabytkowy i podlega ochronie prawnej. Grobowiec został wyremontowany w 1987 r. ze środków rządu austriackiego. Z uwagi na powtarzalne niszczenie oszklenia fotografii nagrobnych, syn generała Adam, dzięki wsparciu prezydenta Austrii, Kurta Waldheima, zrealizował zamontowanie w tych miejscach szkła kuloodpornego, które otrzymał od władz austriackich w 1986 r. wraz z dokumentacją dotyczącą służby generała w c. i k. armii. W grobowcu zostali pochowani także: druga żona generała Oktawia (ur. 1890 r., zm. 31 marca 1984 r.), Jadwiga Pisarczuk (1882-1957, córka c.k. inspektora szkolnego w Sanoku, Tomasza Pisarczuka i Bronisławy z domu Kunickiej).
Osobę generała Dembickiego von Wrocień opisał historyk Jan Rydel w swojej pracy doktorskiej pt. Polski żołnierz w służbie Cesarza i Króla z 1986 r., wydanej w 2001 r. jako publikacja pt. "W służbie cesarza i króla".
Ordery i odznaczenia generała:
Kawaler Orderu Leopolda (1909)
Order Korony Żelaznej III klasy (1902)
Signum Laudis (1895)
Wroczeń, dawniej znany pod nazwą Wrocień, to zalesiona góra na Pogórzu Dynowskim pomiędzy wsiami Falejówką i Pakoszówką, o ciekawym, regularnym, stożkowym kształtem (niczym wielka piramida przykryta ziemią i lasem) wznosząca się ok. 200 m nad poziom tych wiosek. Wysokość jej (zależnie od źródeł) wynosi 498 - 504 m n.p.m. Na zboczu góry, po stronie wsi Pakoszówka, znajduje się cmentarzysko z okresu wpływów rzymskich należące do zespołu kultury przeworskiej. Jest to niewielka nekropolia wandalskich Hasdingów przebadana archeologicznie w latach 2015-2017. Na cmentarzysku ciałopalnym archeolodzy z Instytutu Archeologii UJ oraz Muzeum Historycznego w Sanoku odnaleźli pozostałości urn popielnicowych wraz z wyposażeniem grobowym, są to m. in. miecze rzymskie, groty włóczni oraz umba (środkowa część tarczy). Cmentarz oddalony jest 15 km od Cmentarza Wandalów w Prusieku.
4. Strachockie rody – Cecułowie - dokończenie
Poniżej zamieszczamy dokończenie „portretu” rodu Cecułów ze Strachociny. W poprzednim numerze przedstawiliśmy najdawniejsze dzieje strachockich Cecułów i losy Cecułów z linii Błażeja (z domu nr 4), linii Franciszka (domy nr 4 i 70) i linii Jakuba (domy nr 4 i 46). Tutaj prezentujemy Cecułów z linii Stefana (z domu nr 14), linii Jana (z domu nr 37), linii Kazimierza (z domu nr 48) i linii Szymona (z domu nr 82).
Linia Stefana Cecuły (dom nr 14)
W domu noszącym po 1780 roku nr 14, stojącym na prawym brzegu Potoku Różowego w górnej części Strachociny, poniżej Bukoska, istniała kolejna linia genealogiczna Cecułów, której ostatnim męskim przedstawicielem był Stefan Cecuła. W austriackim wykazie podatkowym z końca XVIII wieku Stefan jest zamieszczony jako gospodarz domu nr 14. Nie wiemy jak bliskim krewniakiem był dla Stefana Błażej z domu nr 4. Stefan ożenił się z Anną Jerczonką. Ślub odbył się 28 stycznia 1759 r., świadkami byli Radwańscy, Andrzej i Sebastian, Mikołaj Mogilany i Zofia Błażejowska (kobiety były wtedy bardzo rzadko świadkami). Stefan i Anna doczekali się tylko jednego dziecka, córki Katarzyny (ur. 20.08.1760 r.). Kolejnym zapisem w „Księdze Metrykalnej”, dotyczącym mieszkańców domu nr 14 jest dopiero zapis urodzenia (i chrztu) Szymona (5.10.1790 r.), syna Michała Piotrowskiego i Katarzyny. W tym czasie gospodarzem tego domu był ciągle Stefan Cecuła, Katarzyna, matka małego Szymona Piotrowskiego, była córką Stefana. Nie wiemy kiedy Stefan zmarł, z jego śmiercią gospodarstwo i dom nr 14 przeszły w posiadanie jego córki Katarzyny i zięcia Michała Piotrowskiego, który nosił we wsi przydomek „Giyr”. W ten sposób dom nr 14 stał się gniazdem rodzinnym Giyrów-Piotrowskich. Nie wiemy jak długo właścicielami tego gospodarstwa byli Cecułowie, czy można mówić o oddzielnej „linii” genealogicznej Cecułów z tego domu. Jeżeli tak, to zakończyła się ona na Stefanie.
Linia Jana Cecuły „z Kowalówki” (dom nr 37)
Podobna sytuacja (ale nie identyczna) jak w domu nr 14 zdarzyła się w domu nr 37, położonym na prawym brzegu Potoku Różowego, w środkowej części Strachociny. Na wspominanym już wielokrotnie austriackim wykazie podatkowym z końca XVIII wieku jako gospodarz w gospodarstwie i domu nr 37 widnieje Jan Cecuła, żonaty z Reginą Dąbrowską. Gospodarstwo obejmowało ok. 11 hektarów (pół łana), nie wiemy jak długo należało do Cecułów, zapewne była to część pełno-łanowego gospodarstwa Błażejowskich i właśnie tutaj najlepiej widać ślad wspólnego przodka Błażejowskich i Cecułów. Ślub Jana z Reginą Dąbrowską odbył się 11 listopada 1760 r. Świadkami na ślubie byli, Józef Piotrowski, Michał Błażejowski i Michał Radwański. Po ślubie młodzi zamieszkali w domu rodzinnym Jana, domu który nosił później nr 37, a we wsi nazywany był „Kowalówką”. Jan i Regina Cecułowie doczekali się sześciu córek, Marianny (ur. 7.05.1761 r.), Agnieszki (ur. 21.01.1764 r.), Anny (ur. 1.03.1767 r.), Barbary (ur. 5.12.1769 r.), Tekli Katarzyny (ur. 29.09.1772 r.) i Reginy (ur. 6.11.1777 r.). Najstarsza córka Jana, Marianna, wyszła za mąż za Kazimierza Piotrowskiego i wyprowadziła się z rodzinnego domu. Córka Anna wyszła za mąż za sąsiada, Szymona Piotrowskiego (ur. 8.09.1764 r.), syna Michała Piotrowskiego i Katarzyny. Szymon i Anna doczekali się siedmiorga dzieci, piątka młodszych urodziła się w domu nr 37, u rodziców Anny na „Kowalówce”.
Początkowo „na Kowalówce” mieszkała także Agnieszka, siostra Anny, ze swoim mężem Michałem Hydzikiem. Tam urodziła się czwórka ich dzieci, ale zapewne Hydzikowie wyprowadzili się do Kostarowiec skąd pochodził Michał, po odziedziczeniu przez Michała większego gospodarstwa w rodzinnej wsi. Może jednak wchodziły w grę jakieś inne przyczyny wyprowadzki. O losach młodszych sióstr Anny nie mamy żadnych wiadomości, w rodzinnym domu, z rodzicami pozostała tylko Anna z mężem Szymonem Piotrowskim. Tak więc po śmierci Jana gospodarstwo i dom nr 37 przeszedł w ręce Piotrowskich. Jeżeli Jan reprezentował oddzielną linię Cecułów to na nim się ona zakończyła.
Linia Kazimierza Cecuły (dom nr 48)
Wędrując w XVIII wieku dalej w dół Potoku Różowego doszlibyśmy do kolejnego gniazda rodzinnego Cecułów, gospodarstwa i domu nr 48 (numer nadany przez Austriaków ok. 1780 r.). Pod koniec XVIII w. gospodarzył w nim Kazimierz Cecuła. Było to dość duże gospodarstwo, miało powierzchnię ok. 10 hektarów (ok. połowę łana). Nie znamy przodków Kazimierza, być może był nim Błażej Cecuła z domu nr 4, ale to nie jest pewne. Kazimierz żonaty był z Katarzyną. Nie znamy jej nazwiska, można spekulować, że może była Winnicką. Sąsiadami Cecułów ze wschodu byli Winniccy (od zachodu Piotrowscy), których gospodarstwo też miało powierzchnię pół łana, razem gospodarstwa Cecułów i Winnickich stanowiłyby gospodarstwo pełno-łanowe, standardowe w średniowiecznej wsi. Ale to tylko spekulacje. Kazimierz i Katarzyna doczekali się co najmniej dwójki dzieci, Kazimierza Piotra (ur. 29.06.1756 r.) i Katarzyny, urodzonej przed rokiem 1753, rokiem założenia Księgi Metrykalnej w strachockiej parafii.
Córka Kazimierza, Katarzyna wyszła za mąż za Wojciecha Sitka z domu nr 24. Z Wojciechem mieli prawdopodobnie siódemkę dzieci: Jadwigę Katarzynę (ur. 15.10.1761 r.), Jana (ur. 4.01.1764 r.), Franciszka (ur. 1.10.1765 r.), Urszulę (ur. 21.10.1768 r.), Michała (ur. 22.08.1770 r.), Agnieszkę (ur. 13.01.1773 r.) i Sebastiana, którego daty urodzenia nie znamy. Po śmierci Wojciecha Katarzyna wyszła za mąż powtórnie, za Stefana Piotrowskiego, syna Stanisława. Ze Stefanem miała córkę Mariannę (ur. 25.03.1787 r.). Możliwe, że Katarzyna po śmierci drugiego męża, Stefana Piotrowskiego, wyszła za mąż za jego starszego brata Józefa, ale może tylko Józef, będący wdowcem, zamieszkał z nią jako opiekun. Na wykazie podatkowym z 1790 r. jako gospodarz gospodarstwa i domu nr 24 widnieje Józef Piotrowski.
Syn Kazimierza, Kazimierz Piotr (zwyczajowo zwany Piotrem) ożenił się z Marianną Daszyk (ur. 26.03.1756 r.), córką Jana i Katarzyny. Z Marianną Kazimierz Piotr doczekał się sześciorga dzieci: Franciszki (ur. ok. 1780 r.), Wojciecha (ur. ok. 1785 r.), Katarzyny (ur. 26.01.1787 r.), Salomei (ur. 1.09.1790 r.), Agnieszki (ur. 28.04.1794 r.) i Konstancji (ur. 30.11.1797 r.).
Najstarsza córka Kazimierza Piotra, Franciszka, wyszła za mąż za Michała Szuma-Piotrowskiego (ur. 25.09.1770 r.), syna Szymona Piotrowskiego i Katarzyny Liwocz. Franciszka urodziła pięcioro dzieci: Katarzynę (ur. 19.10.1797 r.), Jana (ur. 26.12.1800 r.), Mariannę (ur. 15.02.1804 r.), Rozalię (ur. 12.08.1807 r.) i Annę (ur. 8.07.1810 r.). Córka Franciszki, Marianna wyszła za mąż za Tomasza Cecułę o przydomku „Car” (przydomek został odnotowany w Księdze Metrykalnej!), córka Rozalia wyszła za mąż za Wojciecha Janika.
Córka Kazimierza Piotra, Agnieszka, wyszła za mąż za Tomasza Buczka (r. 12.12.1789 r.), syna Jana i Pelagii. Agnieszka urodziła pięcioro dzieci: Magdalenę (ur. 4.06.1808 r.), Jana (ur. 17.10.1811 r.), Mariannę (ur. 5.09.1813 r.), Macieja (ur. 9.09.1819 r.) i Wiktorię (ur. 8.12.1823 r.).
Córka Kazimierza Piotra, Katarzyna wyszła za mąż za Jana Galanta (ur. 19.06.1775 r.), syna Jana i Zofii. Urodziła dziewięcioro dzieci: Mariannę (ur. 17.11.1803 r.), Agnieszkę (ur. 19.11.1806 r.), Katarzynę (ur. 23.11.1809 r.), Andrzeja (ur. 20.11.1810 r.), Konstancję (ur. 18.02.1814 r.), Wiktorię (ur. 17.12.1816 r.), Magdalenę (ur. 15.01.1820 r.), Antoniego (ur. 9.06.1824 r.) i Franciszka (ur. 15.09.1825 r.). Córka Katarzyny, Wiktoria wyszła za mąż za Wojciecha Marcina Szuma-Piotrowskiego.
Córka Kazimierza Piotra, Salomea wyszła za mąż za Franciszka Kwolka (ur. 30.09.1776 r.), syn Jana Kwolka i Katarzyny Buczek. Urodziła siedmioro dzieci: Mariannę (ur. 9.01.1812 r.), Magdalenę (ur. 23.06.1813 r.), Mariannę Jadwigę (ur. 10.10.1816 r.), Jadwigę (ur. 9.10.1819r.), Fabiana (ur. 19.01.1823 r.), Andrzeja (ur. 15.11.1825 r.) i Walentego (ur. 12.02.1831 r.). Wnuczka Salomei, córka Andrzeja, Marianna wyszła za mąż za Floriana Szuma-Piotrowskiego.
Jedyny syn Kazimierza Piotra, Wojciech, ożenił się z Konstancją Lisowską, a właściwie Apolonią Scholastyką Konstancją Lisowską (9.02.1787 r.), córką Kazimierza i Anny Daszyk-Woytowicz, którą do chrztu trzymały dwie pary szlacheckich rodziców – Jan Starzecki i Petronela Giebułtowska oraz Wacław Bobowski i Konstancja Giebułtowska (Giebułtowskie to krewniaczki właścicieli majątku dworskiego w Strachocinie). Wojciech i Konstancja doczekali się pięciorga dzieci: Tomasza (ur. 20.11.1809 r.), Szymona (ur. 16.10.1812 r.), Andrzeja (ur. 28.11.1814 r.), Katarzyny (ur. 28.10.1815 r.) i Wawrzyńca (ur. 1.08.1819 r.). Kilka lat po urodzeniu Wawrzyńca Konstancja zmarła. Wojciech ożenił się powtórnie, tym razem z Katarzyną Piotrowską (ur. 24.09.1804 r.), córką Bartłomieja Jana Piotrowskiego i Agnieszki Sitek. Z Katarzyną Wojciech doczekał się trzech córek: Marianny (ur. 30.9.1826 r.), Gertrudy (ur.12.11.1831 r.) i Apolonii (ur. 15.2.1835 r.). Wszystkie dzieci Wojciecha urodziły się w domu nr 48.
Potomkowie Tomasza, syna Wojciecha
Najstarszy syn Wojciecha, Tomasz, ożenił się z Jadwigą Katarzyną Winnicką (ur. 18.09.1815 r.), córką Józefa Winnickiego i Agnieszki Adamiak. Po ślubie młodzi zamieszkali w domu rodzinnym Tomasza. Z Jadwigą (zwaną potocznie Katarzyną) doczekał się czwórki dzieci: Józefa (ur. 15.03.1843 r.), Andrzeja (ur. 21.11.1846 r.), Franciszka (ur. 3.10.1849 r.) i Małgorzaty (ur. 3.06.1853 r.). Wszystkie dzieci Tomasza rodziły się w domu nr 48. Tomasz zmarł 13.01.1885 r.
Syn Tomasza, Franciszek, ożenił się z Marianną Galant (ur. 1.08.1857 r.). Z Marianną Franciszek doczekał się czwórki dzieci: Julianny (ur. ok. 1878 r.), Walerii (ur. 17.12.1881 r.), Cecylii (ur. 22.11.1887 r.) i Zofii (ur. 9.08.1893 r.). Młodzi prawdopodobnie zamieszkali w domu rodzinnym Marianny, u Galantów.
Najstarsza córka Franciszka, Julianna, wyszła za mąż za Władysława Sitka (ur. 9.02.1869 r.), syna Pawła i Heleny Kucharskiej. Julianna urodziła pięcioro dzieci: Mariannę (ur. 11.10.1894 r.), Walerię (ur. 28.05.1897 r.), Cecylię (ur. 26.01.1900 r.), Zofię Bronisławę (ur. 16.04.1905 r.) i Stanisława Józefa (ur. 16.03.1913 r.). Córka Julianny, Zofia wyszła za mąż za Stanisława Hyleńskiego.
Młodsza córka Franciszka, Waleria, wyszła za mąż za Franciszka Sitka (ur. 3.06.1872 r.), syna Pawła i Heleny Kucharskiej, młodszego brata Władysława, męża Julianny. Franciszek i Waleria doczekali się sześciorga dzieci: Bolesława Mariana (ur. 1899 r.), Heleny Kazimiery (ur. 22.07.1902 r.), Zofii Antoniny (ur. 16.05.1904 r.), Flory Stanisławy (ur. 04.05.1906 r.), Kazimierza Piotra (ur. 07.06.1908 r.) i Władysława Stanisława (ur. 01.07.1910 r.). Wszystkie dzieci Franciszka i Walerii były ochrzczone w Łupkowie, informacja o nich pochodzi od Kamila Sikory z Zagórza.
Najmłodsza córka Franciszka, Zofia, wyszła za mąż za Władysława „Błażejowskiego”- Piotrowskiego (ur. 31.10.1894 r.). Urodziła pięcioro dzieci: Franciszka (ur. 1921 r., zginął w KL Auschwitz w 1942 r.), Stanisława (ur. 20.11.1923 r.), Kazimierę (ur. 27.03.1926 r.), Jadwigę (ur. 16.10.1931 r.) i Józefa (ur. 7.10.1929 r.).
O losach życiowych córki Franciszka, Cecylii nie mamy żadnych wiadomości.
Najmłodszy syn Tomasza, Andrzej, ożenił się z Marianną Pączek (ur. 4.09.1857 r.), córką Michała i Teresy Katarzyny Lisowskiej. Nazwisko Pączek miało mało szczęścia u strachockich księży. Pierwotnie to byli Pączkowscy, później zmienieni na Pączkiewiczów, wreszcie na Pączków. Marianna urodziła z pewnością pięcioro dzieci, które były chrzczone w Strachocinie: Józefę (ur. 12.03.1883 r.), Cecylię (ur. 23.04.1886 r.), Albinę (ur. 24.03.1889 r.), Piotra (ur. 2.07.1893 r.) i Małgorzatę (ur. 28.06.1896 r.). Nie wykluczone, że jeszcze dwoje: Tadeusza (ur. 1895 r.) i Bronisławę (ur. 1898 r.), którzy byli ochrzczeni poza Strachociną i nie widnieją w strachockiej Księdze Chrztów. O dalszych losach życiowych dzieci Andrzeja, poza synem Piotrem, nie mamy wiadomości.
Syn Andrzeja, Piotr, ożenił się z Petronelą Wronkowicz pochodzącą spoza Strachociny. Petronela urodziła syna Edwarda (ur. 16.05.1926 r.) i zapewne krótko potem zmarła (rozwodów jeszcze wtedy praktycznie nie było) i Piotr ożenił się z Józefą Ciupka, która urodziła dwójkę dzieci: Helenę (ur. 10.03.1934 r.) i Mariana (ur. 22.03.1938 r.).
Najstarszy syn Tomasza, Józef, który odziedziczył gospodarstwo (może nie całe?) i dom nr 48, ożenił się w sąsiedniej Pakoszówce, z Magdaleną Kocylowską, córką Andrzeja i Katarzyny Kossar. Magdalena była zapewne greko-katoliczką. Jej kuzyn Jozafat Kocyłowski, był greko-katolickim biskupem przemyskim, męczennikiem, błogosławionym kościoła katolickiego (beatyfikacji dokonał papież Jan Paweł II w 2001 r. we Lwowie). Magdalena, która przeszła na obrządek łaciński, urodziła czworo dzieci: Piotra (ur. ok. 1878 r.), Mariannę (ur. 29.03.1879 r.), Annę (ur. 11.02.1881 r.) i Jana (ur. 16.06.1887 r.). Trójka młodszych dzieci urodziła się w domu nr 48, o Piotrze na ten temat nie mamy informacji.
Starszy syn Józefa, Piotr, ożenił się z Marcjanną (Martą) Mogilaną (ur. 24.04.1891 r.), córką Kazimierza Mogilanego i Marianny Sitek, i zamieszkał w domu rodzinnym. Marcjanna urodziła pięcioro dzieci: Tadeusza Wincentego (ur. 22.01.1921 r.), Apolonię Teofilę (ur. 7.02.1924 r.), Władysława (ur. 9.01.1927 r.), Zofię Teresę (ur. 12.03.1930 r.) i Jana Pawła (ur. 26.06.1932 r.). Wszystkie dzieci urodziły się w domu nr 48.
Syn Piotra, Tadeusz ożenił się z Franciszką „Kozłowską”-Piotrowską (jego dzieci i wnuków pokazano na diagramie), Córka Piotra, Apolonia wyszła za mąż za Kazimierza Cecułę (ur. 7.08.1921 r., syna Marcina i Anieli Mazur), syn Piotra, Władysław ożenił się z Aleksandrą Wojnicką w Radomiu, a Jan ożenił się z Czesławą Misiewicz, też poza Strachociną.
Na temat losów życiowych córki Józefa, Anny, nie mamy żadnych wiadomości. Córka Józefa, Marianna wyszła za mąż za Jana Buczka (ur. 01.11.1866 r.), syna Franciszka i Julianny Ryglewicz. Ich syn Władysław ożenił się z Marianną „Kozłowską”-Piotrowską, córką Jana i Małgorzaty Romerowicz.
Młodszy syn Józefa, Jan, ożenił się z Heleną Radwańską (ur. 20.07.1897 r.), córką Józefa Radwańskiego „z Górki” i Malwiny Dąbrowskiej. Dziadek Heleny, Walenty, był najbogatszym gospodarzem we wsi, jego starszy syn Paweł został księdzem, Franciszkaninem (O. Sebastian). Helena była praktycznie jedynaczką, brat Aleksander zmarł w młodości. Po ślubie młodzi zamieszkali w domu „na Górce” (nr 17). Jan i Helena doczekali się dziewięciorga dzieci: Marianny (17.06.1914 r.), Kazimiery (ur. 4.03.1916 r.), Bronisława (ur. 4.10.1919 r.), Stanisława (ur. 28.03.1921 r.), Weroniki (ur. 29.06.1923 r.), Józefa (ur. 21.10.1925 r.),Teresy (ur. 15.08.1929 r.), Aleksandra (ur. 10.05.1931 r.) i Władysława (ur. 22.06.1937 r.).
Najstarsza córka Jana, Marianna, wyszła za mąż za Stanisława Pielecha (ur. 17.02.1911 r.), syna Wojciecha i Julianny Balik. Urodziła dwoje dzieci: Czesława Edwarda (ur. 14.10.1936 r.) i Annę Bogumiłę (ur. 19.04.1840 r.). W czasie wojny Stanisław stanął na czele antyniemieckiej komórki konspiracyjnej w Strachocinie. Aresztowany przez Niemców (w wyniku prowokacji) zginął w LG Auschwitz (Oświęcimiu). Córka Marianny, Anna wyszła za mąż za strachockiego rodaka Stanisława Hoszowskiego i zamieszkała w Rzeszowie.
Córka Jana, Kazimiera wyszła za mąż za Kazimierza Piotrowskiego „Błaszczychę” (ur. 4.01.1912 r.), syna Jana i Pauliny Giyr-Piotrowskiej.
Córka Jana, Weronika wyszła za mąż za Piotra Radwańskiego (ur. 19.10.1919 r.), syna Henryka i Anieli Fryń-Piotrowskiej. Urodziła trójkę dzieci: Stanisława, Józefa i Elżbietę. Józef ożenił się z Marią Lisowską i doczekał się dwóch córek: Justyny i Moniki. Pełni funkcję prezesa Górnika Strachocina.
Córka Jana, Teresa wyszła za mąż za Franciszka Wąsa i zamieszkała z rodziną pod Rzeszowem.
Syn Jana, Bronisław, wyemigrował do Łodzi i tam założył rodzinę, która utrzymywała bliskie kontakty z rodziną w Strachocinie.
Syn Jana, Stanisław ożenił się z Anielą Dąbrowską (ur. 13.02.1924 r.), córką Antoniego i Julianny Radwańskiej. Z Anielą doczekał się czwórki dzieci: Krystyny, Jerzego, Janusza i Mariusza. Stanisław po latach zbudował dom na działce rodzinnej „na Górce”.
Syn Jana, Józef wyemigrował na Śląsk, nic bliżej nie wiemy o jego dalszych losach.
Syn Jana, Aleksander pozostał w rodzinnym domu dziedzicząc rodzinne gospodarstwo (mocno okrojone przez działy rodzinne).
Potomkowie Szymona, syna Wojciecha
Młodszy syn Wojciecha, Szymon, ożenił się z Franciszką Radwańską (ur. 19.03.1830 r.), córką Józefa i Marianny Buczek, i także zamieszkał z żoną w domu rodzinnym (nr 48). Z Franciszką doczekał się dziewięciorga dzieci: Marcjanny (ur. 6.01.1852 r.), Marianny (ur. 6.03.1855 r.), Katarzyny (ur. 1.11.1857 r.), bliźniaków Jana i Katarzyny (ur. 9.10.1860 r.), Wojciecha (ur. 30.03.1863 r.), Ignacego (ur. 1.08.1866 r.), Stanisława (ur. 27.04.1871 r.) i Jadwigi (ur. 14.08.1873 r.). Bliźniak Jan zmarł jako kilkumiesięczne dziecko (zm. 18.02.1861 r.), podobnie jak Stanisław (zm. 20.09.1871 r.). Franciszka zmarła dość młodo, w wieku 47 lat (zm. 12.04.1877 r.), Szymon w wieku 79 lat (zm. 19.12.1891 r.).
Córka Szymona, Marianna, wyszła za mąż za Franciszka Radwańskiego (ur. 22.10.1854 r.), syna Jana i Agnieszki Pączek. Marianna urodziła pięcioro dzieci. Najstarszy syn, Henryk, ożenił się z Anielą Fryń-Piotrowską.
Syn Szymona, Wojciech, ożenił się z Katarzyną Adamiak (ur. 10.09.1865 r.), córką Jakuba i Marianny Sitek. Z Katarzyną Wojciech doczekał się pięciorga dzieci: Julii (ur. 21.08.1888 r.), Władysława (ur. 10.07.1890 r.), Józefa (ur. 19.11.1892 r.), Teofila (ur. 6.06.1896 r.) i Franciszka Tomasza (ur. 11.08.1898 r.).
Syn Wojciecha, Teofil, ożenił się z Cecylią Winnicką (ur. 1878 r.), córką Jana i Marianny Radwańskiej. Cecylia urodziła pięcioro dzieci: Janinę Jadwigę (ur. 8.10.1923 r.), Weronikę (ur. 20.09.1926 r.), Mariannę Katarzynę (ur. 26.10.1929 r.), Kazimierę (ur. 9.08.1932 r.) i Stanisława Franciszka (ur. 10.10.1936 r.).
Najstarsza córka Teofila, Janina, wyszła za mąż za Michała Galanta, córka Weronika wyszła za mąż za Edwarda Wójtowicza, córka Marianna wyszła za mąż za Józefa Radwańskiego a Stanisław ożenił się poza Strachociną, z Ireną Leśniak.
Syn Wojciecha, Franciszek Tomasz, ożenił się z Cecylią „Kozłowską”-Piotrowską (ur. 23.12.1904 r.), córką Józefa i Marianny Kiszka. Cecylia urodziła ośmioro dzieci: Bronisława Franciszka (ur. 2.04.1926 r.), Mariannę (ur. 16.07.1927 r.), Władysława (ur. 30.10.1929 r.), Józefa (ur. 31.05.1932 r.), Mariana (ur. 19.01.1935 r.), Kazimiery (ur. 21.11.1936 r.), Anny (ur. 16.05.1940 r.) i Bolesława Kazimierza (ur. 29.03.1945 r.).
Najstarszy syn Franciszka, Bronisław, ożenił się z Kazimierą Bronisławą Lisowską (ur. 22.08.1922 r.), córką Karola i Wiktorii Dąbrowskiej. Syn Józef zginął tragicznie w pracy na Kopalni Strachocina, porażony prądem elektrycznym (zm. 24.05.1958 r.). Syn Franciszka Marian ożenił się z Czesławą „Gorlicką”-Piotrowską (ur. 13.09.1939 r.), córką Stanisława i Zofii Gorlickiej. Córka Anna wyszła za mąż za Tadeusza Łomnickiego, górala, urodziła trójkę dzieci: Ewę (ur. 1963 r.), Marka (ur. 1967 r.) i Małgorzatę (ur. 1972 r.). Najmłodszy syn Franciszka, Bolesław Kazimierz, ożenił się z Heleną „Błażejowską”-Piotrowską (ur. 1949 r.), córką Stanisława i Marianny Radwańskiej, i doczekał się córki Magdaleny (Magdalena wyszła za mąż za Pawła Fica, urodziła syna Piotra). Bolesław i Helena mieszkają w Sanoku.
Potomkowie Ignacego, syna Szymona
Syn Szymona, Ignacy, ożenił się z Agatą Buczek, córką Franciszka i Julianny Ryglewicz. Z Agatą doczekał się jedenaściorga dzieci: Wiktorii (ur. 18.08.1890 r.), Feliksa (ur. 13.10.1892 r.), Małgorzaty (ur. 15.01.1895 r.), Piotra (ur. 26.06.1897 r.), Marianny (ur. 17.11.1899 r.), Jana (ur. 17.11.1901 r.), Cecylii (ur. 16.02.1906 r.), Józefa Andrzeja (ur. 21.11.1907 r.), Franciszka (ur. 4.01.1910 r.), Zofii (ur. 14.04.1912 r.) i Jadwigi (ur. 30.07.1914 r.).
Najstarsza córka Ignacego, Wiktoria, wyszła za mąż za Franciszka Galanta. Córka Ignacego, Małgorzata wyszła za mąż za Antoniego Radwańskiego, jej córka Marianna wyszła za mąż za Stanisława „Błażejowskiego”-Piotrowskiego).
Syn Ignacego, Jan ożenił się z Kazimierą Herbut (spoza Strachociny). Z Kazimierą doczekał się trójki dzieci: Bolesława (ur. 16.03.1935 r.), Krystyny (ur. 25.05.1937 r.) i Jana (ur. 10.08.1942 r.) – Krystyna wyszła za mąż za Stanisława Niemczyka, jej brat Jan ożenił się z Franciszką Ziejka.
Syn Ignacego, Józef Andrzej, ożenił się Alojzą Galant (ur. 20.06.1919 r.), córką Grzegorza i Balbiny Radwańskiej. Z Alojzą doczekał się czwórki dzieci: Ireny (ur. 29.03.1936 r.), Tadeusza (ur. 23.01.1939 r.), Kazimiery (ur. 9.02.1944 r.) i Bogusławy (ur. 28.10.1946 r.). Córka Józefa Andrzeja, Irena wyszła za mąż poza Strachociną, za Bronisława Czurę. Córka Józefa Andrzeja, Bogusława wyszła za mąż za Józefa Wójtowicza „Ślusarza” (ur. 11.04.1943 r.).
Syn Ignacego, Franciszek, ożenił się z Janiną Wójtowicz (ur. 15.04.1928 r.), córką Franciszka i Balbiny Szum-Piotrowskiej, i doczekał się z nią dwójki dzieci: Anny (30.07.1947 r.) i Zbigniewa. Anna wyszła za mąż za Edwarda Ząbkiewicza a Zbigniew ożenił się z Natalią Mogilaną. Zbigniew i Natalia doczekali się dwójki dzieci: Agnieszki i Rafała (ur. 1980 r.). Rafał ożenił się z Anną Berbeć-Piotrowską, córką Waldemara i Marty, i doczekał się trzech córek: Marceliny (ur. 11.12.2001 r.), Pauliny (ur. 28.02.2003 r.) i Wiktorii (ur. 16.04.2006 r.).
Najmłodsza córka Ignacego Jadwiga wyszła za mąż za Tadeusza Radwańskiego (ur. 22.01.1909 r.), syna Feliksa i Wiktorii Cecuła, wdowca (pierwsza żona to Zofia Galant). Jadwiga urodziła córkę Kazimierę Teresę (ur. 4.07.1947 r.).
Potomkowie Wawrzyńca, syna Wojciecha
Najmłodszy syn Wojciecha Cecuły i Konstancji Lisowskiej, Wawrzyniec, ożenił się z Marianną Adamiak (ur. ok. 1817 r.), córką Kazimierza i Marianny Radwańskiej. Z Marianną Wawrzyniec doczekał się trójki dzieci: Katarzyny (ur. 21.11.1849 r.), Wiktorii (ur. 21.12.1852 r.) i Aleksandra (12.07.1858 r.). 29 października 1865 r. Marianna zmarła Wawrzyniec ożenił się powtórnie, z Marianną Mielecką, córką Jakuba i Agnieszki Wójtowicz. Ślub odbył się 17 kwietnia 1868 r., panna młoda miała 25 lat. Marianna urodziła córkę Anastazję (ur. 27.03.1869 r.). Wawrzyniec zmarł w 1882 r.
Córka Wawrzyńca, Katarzyna, zmarła wieku 50 lat (zm. 5.03.1899 r.).
Córka Wawrzyńca, Wiktoria wyszła za mąż za Michała Winnickiego (ur. 15.10.1853 r.), syna Wojciecha i Heleny Cecuła. Wiktoria urodziła dwójkę dzieci: Teklę (ur. 1878 r.) i Mariannę (ur. 1880 r.) i wkrótce zmarła. Wdowiec Michał ożenił się powtórnie z Łucją Dąbrowską. Córka Wiktorii, Tekla, wyszła za mąż za Franciszka Galanta. Młodsza córka, Marianna, zmarła jako pięcioletnie dziecko (zm. 11.03.1885 r.).
Syn Wawrzyńca, Aleksander, zmarł jako trzyletnie dziecko (zm. 21.07.1861 r.).
Córka Wawrzyńca, Anastazja, wyszła za mąż za Jana Adamiaka (ur. 22.07.1862 r.), syna Jakuba i Marianny Sitek. Anastazja urodziła siedmioro dzieci: Tomasza, Katarzynę, Juliannę, Antoniego, Franciszka, Józefa i Mariannę. Syn Anastazji, Antoni (ur. 30.05.1898 r.) ożenił się z Katarzyną Giyr-Piotrowską.
Trudno mówić o „linii” w przypadku Szymona, podobnie jak w przypadku Stefana Cecuły z domu nr 14 i Jana Cecuły z domu nr 37. Dom nr 82 położony był w dolnym biegu Potoku Różowego (odcinka w Strachocinie). Miał on coś wspólnego z dworem Giebułtowskich, może to był dom „służbowy”, należący do dworu. Ale w austriackim wykazie podatkowym z końca XVIII w. jako gospodarz gospodarstwa i domu nr 82 wymieniony jest Szymon Cecuła. Nie wiemy jakie więzy pokrewieństwa łączyły Szymona z innymi Cecułami. Bardzo prawdopodobne, że Szymon jest tożsamy z Szymonem Błażejowskim, pochodzącym z domu nr 36, bratem Michała Błażejowskiego. To by potwierdzało wspólne pochodzenie Błażejowskich i Cecułów. Szymon Błażejowski był żonaty z Katarzyną, miał czwórkę dzieci: Szymona (ur. 11.10.1753 r.), Mariannę (ur. 6.01.1762 r.), Jana (ur. 10.05.1765 r.) i Katarzynę Barbarę (ur. 22.11.1768 r.). Szymon Cecuła także był żonaty z Katarzyną i miał dwójkę dzieci: Agnieszkę (ur. 21.01.1757 r.) i Zofię (ur. 29.02.1772 r.). Daty urodzenia dzieci idealnie wpisują się w ewentualność jednych rodziców. Niestety, bardzo skromne dane z parafialnej Księgi Metrykalnej nie pozwalają rozstrzygnąć tego zagadnienia. Córka Szymona, Zofia, wyszła za mąż za Jana Adamiaka (ur. 17.06.1754 r.), syna Stefana i Agnieszki, z domu nr 26. Urodziła trójkę dzieci: Mariannę (26.01.1793 r.), Katarzynę (ur. 30.08.1797 r.) i Jana. Dom nr 82 po opuszczeniu go przez rodzinę Szymona prawdopodobnie długo stał pusty.