Pogrzeb komandora Zbigniewa Koziarza, byłego przewodniczącego Pomorskiego Koła Towarzystwa Przyjaciół Sanoka i Ziemi Sanockiej

      Komandor Zbigniew Koziarz, nieodżałowanej pamięci były „szef” naszego Koła zmarł w Gdyni, 29 września, w wieku 92 lat. Jego pogrzeb odbył się 12 października na Cmentarzu Marynarki Wojennej w Gdyni.
      Krótko przed godz. 11-tą w kaplicy cmentarnej wystawiona była urna z prochami Komandora, przy której składali wieńce i bukiety kwiatów przybywający pragnący Go pożegnać. Jak na jesienny, roboczy dzień (środa) było ich dość dużo. 92-letni emeryt, który zdecydowaną większość swoich przyjaciół-rówieśników pożegnał zapewne już dawno na innych cmentarzach, zgromadził blisko setkę uczestników, którzy zdecydowali się przybyć na Jego pożegnanie, komandora odchodzącego na „wieczną wachtę”, jak zwyczajowo mówią marynarze. Mimo, że pogoda nie była nadzwyczajna - jesienna, niby słoneczna, ale gotowa w każdej chwili zrobić niespodziankę. Do tego dość silny, chłodny wiaterek (może nie sztormowy) wiejący od bliskiego morza (cmentarz jest tuż nad samym brzegiem morza). Do tego Cmentarz Marynarki Wojennej dla mieszkańców Trójmiasta, nawet Gdyni, znajduje się „na końcu świata”. Ale „nasz” Komandor był taką nietuzinkową postacią, miał tylu przyjaciół i kolegów w różnym wieku, że stawiło się ich dużo na Jego pożegnanie. Co prawda, zdecydowanie przeważały jednak siwe włosy, mniej siwe przykrywały oficerskie czapki marynarskie. Było co najmniej kilkunastu wyższych oficerów Marynarki Wojennej, w tym pełnych komandorów. Ale większość uczestników to cywile, w tym grupka Sanoczan, rodaków Komandora.

      Pogrzeb miał charakter pogrzebu wojskowego, przysługującego komandorowi. Była asysta ośmioosobowego oddziału marynarzy z bronią, pod dowództwem bosmana, byli marynarze niosący na poduszkach odznaczenia Komandora, marynarz niosący Jego portret, urnę niósł oficer w asyście dwóch marynarzy z bronią. Uroczystość pogrzebową poprzedziła msza św. w intencji Zmarłego ze stosowną Ewangelią. Celebrujący mszę ksiądz w ładnym, niezbyt długim kazaniu (zimno!) bardzo ciepło przedstawił wspaniałego, szlachetnego, odchodzącego od nas człowieka nawiązując do fragmentu Ewangelii św. Mateusza (rozdz. 25, w. 31 - 46), w którym Chrystus mówi o sądzie ostatecznym. O tych, którzy okryli nagiego i nakarmili głodnego, i o tych którzy tego nie zrobili. Komandor Zbigniew, ze swoją otwartością na ludzi, sympatią do nich, uczynny, chętnie pomagający innym, zdecydowanie należy do tych pierwszych.

     Po mszy św. kondukt pogrzebowy udał się pieszo na sąsiadujący z kaplicą rejon cmentarza (przejście trwało tylko kilka minut), gdzie odbyła się ceremonia złożenia urny z prochami Komandora. Po egzekwiach odprawionych przez prowadzącego księdza głos zabrali żegnający Go przyjaciele. Pierwszy z mówców przedstawił krótką biografię Komandora. Mimo, że urodził się On w 1930 r. w odległym od morza Sanoku, życie związało go z morzem. Po maturze w sanockim liceum w 1948 r. (dawnym gimnazjum im. Królowej Zofii, żony Władysława Jagiełły) studiował na wydziale geodezji Politechniki Warszawskiej. Uzyskał tytuł magistra inżyniera geodezji. Po studiach został skierowany (takie to były czasy) do pracy w Marynarce Wojennej w Gdyni jako oficer, gdzie znalazł się w służbie hydrograficznej. Z Marynarką Wojenną i służbą hydrograficzną związał się na całe życie zawodowe. Pokochał swoją pracę, stała się Jego prawdziwą pasją. Przez pewien czas służył na okręcie hydrograficznym ORP „ Bałtyk”, dzięki doskonałym wynikom swojej służby, umiejętnościom kierowania podlegającymi Mu zespołami ludzkimi, uzyskiwał kolejne awanse aż do stopnia komandora (stopnie admiralskie z różnych względów były dla niego niedostępne). Po przejściu w stan spoczynku zajmował się najróżniejszymi sprawami. Był zawsze czymś zajęty. Pisał piękne wiersze. Właśnie jeden z takich wierszy, dość długi, mówca pozwolił sobie wyrecytować. Myślą przewodnią tego wiersza była pochwała służby hydrograficznej na morzu, wyjątkowo ważnej dla wszystkich, nie tylko marynarzy, z różnych względów.

     Drugi mówca, także bliski przyjaciel Komandora, wygłosił na Jego cześć prawdziwy hymn pochwalny, w którym podkreślił Jego ogromne zaangażowanie społeczne, wspaniałe poczucie humoru, Jego niespożyte siły w robieniu tego czego się podjął. Kochającego poezję, sztukę i muzykę, kochającego życie. Trzeci z mówców, trochę młodszy z oficerów (ale też komandor) po wielu pięknych słowach pod adresem Zmarłego określił Go jako „prawdziwego człowieka renesansu”. Przypomniał twórczość malarską Komandora. Ten oficer był dowódcą okrętu, którego „ojcem chrzestnym” był Komandor i na tym okręcie znajdują się obrazy Komandora. Na zakończenie swojego wystąpienia pozwolił sobie na odczytanie swojego wiersza (też poeta) poświęconego Zmarłemu mistrzowi poezji.

      Te przemówienia mocno przedłużyła ceremonię, a zimno dawało o sobie znać coraz bardziej. Dlatego zapewne inni mówcy nie chcąc przedłużać ceremonii, nie zabierali już głosu, m.in. przedstawiciel naszego Koła Sanoczan, kol. Zbigniew Adamski. Przewodniczący ceremonii pogrzebowej ksiądz przystąpił więc do zakończenia. Trębacz towarzyszący marynarskiej asyście wykonał odpowiedni sygnał przewidziany na ceremonię pogrzebową, Asysta sprezentowała broń, perkusista uruchomił werbel i urna spoczęła w grobie. Asysta na komendę oddała potrójną salwę honorową. Po złożeniu urny trębacz wykonał dłuższą, piękną melodię pożegnalną. Cała asysta wojskowa prezentowała się bardzo ładnie. Marynarze w granatowych kurtkach, w białych ochraniaczach, białych pasach i ładownicach, białych czapkach, dobrze wykonujący komendy dowódcy, prezentowali się znakomicie. Do atmosfery tworzonej przez marynarską asystę włączyły się, zupełnie przypadkowe, odgłosy strzelaniny z broni ręcznej dochodzące z oddali ale wyraźne (zapewne jacyś marynarze ćwiczyli w okolicy) a nawet dał się słyszeć odgłos jednego wystrzału armatniego. Oprawa wojskowa nie była na miarę tego co widzieliśmy ostatnio w TV z okazji pogrzebu królowej Elżbiety II, formalnego dowódcy Royal Navy, ale tak samo bardzo widowiskowa. Wieńców i wiązanek kwiatów złożono na grobie Komandora bardzo dużo, m.in. wieniec z szarfą od przyjaciół z Politechniki Warszawskiej, no i, oczywiście, od Pomorskiego Koła Sanoczan. Na szczęście przez cały czas pogrzebu nie padało, ale zimno dało o sobie znać, szczególnie tym, którzy nie pamiętali, że to już prawdziwa jesień i trzeba się odpowiednio ubrać.

      Warto może dodać na zakończenie, że Komandor Zbigniew Koziarz był przez kilka lat Prezesem całego Towarzystwa Przyjaciół Sanoka i Ziemi Sanockiej, które pod Jego to rządami przekształciło się w nie, z Towarzystwa Rozwoju i Upiększania Miasta Sanoka, wraz z nazwą zmieniając swój charakter. Mieszkał wtedy z żoną w rodzinnym Sanoku. Po kilku latach wrócił na Wybrzeże i na kolejnych kilka lat stanął na czele naszego Koła. Były to najlepsze, najbardziej owocne lata jego (Koła) działalności.

      Sporządził Władysław Henryk Piotrowski, ppor. rez. Mar. Woj. RP
- 13 października 2022 r.

 


Niniejszy reportaż nie jest oficjalnym sprawozdaniem.
Prezentowany jest na autorską odpowiedzialność prowadzących witrynę Koła (podobnie jak wszystkie inne publikowane tu materiały).


do strony głównej

Ostatnia zmiana tej strony: październik 2022 r.