Boguś Kociumbas we wspomnieniach rodziny i przyjaciół
Przede wszystkim warte wspomnienia jest poczucie humoru Taty i skłonność do anegdociarstwa. Jego historie z dzieciństwa i studiów na Wojskowej Akademii Medycznej, opowiadane głównie podczas niespiesznych weekendowych obiadów, niezmiennie mnie zachwycały i mogłam słuchać ich wielokrotnie, np. tej o regularnych spacerach z książkami na głowie dla wyrobienia sobie prawidłowej postawy. Do końca zresztą Tata zachował proste plecy i energiczny krok młodego chłopaka.
Lubiłam jego operowanie słowem i to, że na śniadanie przez większość życia jadł „paskudztwo” (otręby z bakaliami), a na dobranoc żegnał się zawsze hiszpańskim „buenas noches”, choć to były jedyne słowa, jakie znał w tym języku.
Ponadto, jak wspomina wnuczka Amelia: „Dziadek byłby zadowolony, gdyby dowiedział się, że nikt nie spóźnił się na tę uroczystość. Zawsze przestrzegał punktualności i bardzo cenił tę cechę u innych. Gdy zapraszaliśmy go na obiad na 15, wiedzieliśmy, że Dziadek będzie o 14”.
Ja z kolei zawsze prosiłam swoich chłopaków o przybycie punktualnie na spotkanie zapoznawcze, bo wiedziałam, że nic nie jest w stanie wywrzeć na nim na starcie lepszego wrażenia. Działało, Tata kwitował z zadowoleniem: „No, punktualny, porządny z niego chłopak”.
Był też...wytrwały w swoich przekonaniach. Wie coś o tym jego wnuk Marcin, któremu Dziadek zawsze dawał gorzką czekoladę, pomimo, że była to jedna z nielicznych słodyczy, jakich Marcin nie lubił. Jednak Dziadek za każdym razem myślał, że to jego ulubiona :)
Lubił i cenił zwierzęta. Syn Piotr wspomina: „Tato miał słabość do zwierząt. Zawsze podczas rozmów telefonicznych pytał o naszą kotkę i za każdym razem na zakończenie dodawał swoim charakterystycznym głosem: „Pogłaskajcie ode mnie kotkę”. Na spacerach z psami zawsze ewakuował ropuszki z głównych szlaków, żeby nie zostały przejechane lub rozdeptane.”
Bardzo dobrze gotował, a ja przejęłam od niego skłonność do kulinarnych eksperymentów. Nie zapomnę, jak dodawał soku egzotycznego do bigosu albo miodu do jajecznicy z pomidorami.
Wielokrotnie opowiadał też o swoich relacjach i przygodach z przyjaciółmi, z którymi utrzymywał bliski kontakt przez całe życie.
Przyjaciel Taty napisał taką notatkę:
„Boguś Kociumbas - ksywa „Amor”
Był naszym najbliższym kolegą. Znaliśmy się od pierwszej klasy podstawówki, potem liceum i matura w 1964 roku. Tyle wspomnień, wciąż żywych w pamięci. Tamten czas naszego dzieciństwa i dorastania to była inna epoka. Naszymi rozrywkami były książki, bitwy o bilety do kina, latem zabawy w „policjantów i złodziei”, a zimą wyprawy na narty w tzw. Dolinki. Pamiętam kraksę Bogusia, gdy na dnie owych Dolinek wjechał czubkami nart pod lód potoku, zmoczył się cały i nieźle pokiereszował, ale twardo trzymał fason, choć powrót do domu nie napawał optymizmem.
Szkoła średnia to harcerstwo i obozy w dzikich jeszcze, cudownych Bieszczadach. Szczególnie zapadł nam w pamięć obóz w Bystrem, na który zapisaliśmy się, nie wiedząc, że jest on zorganizowany dla dzieci alkoholików, co się okazało na miejscu. Gdy na koniec przyjechał organizator z darami, zostaliśmy zmuszeni do udawania lekko niedorozwiniętych. Do tej pory mam przezabawne zdjęcie prezentujące nas w tej roli. Obdarowani kurtkami i butami wróciliśmy do domów. No i zrobiła się afera. Nasi nobliwi ojcowie dostali szału i w zębach odnosiliśmy te dary do komendy hufca.
Boguś był wspaniałym kolegą, serdecznym i lojalnym, należał do ścisłej czołówki klasowej, a jego pasją były nauki przyrodnicze, co zaowocowało w wyborze studiów na elitarnej wówczas uczelni, jaką był WAM. Został świetnym lekarzem. Był z natury bardzo dociekliwy i dokładny, dlatego odnosił sukcesy w swojej dziedzinie medycyny.
Będzie nam go bardzo brakowało.
Żegnaj, Przyjacielu.
Radek Szachnowski - ksywa „Dżuma”
Jacek Charchalis - ksywa „Melon”
Był wspaniałym lekarzem (radiologiem), do końca realizował się w pracy. Cieszył się, że syn Radek i wnuczka Amelia poszli w jego ślady. Amelia dzieliła się z nim każdą nowiną o zdanej sesji, a jego rozpierała duma.
Bardzo lubił muzykę. Gdy byłam młodsza robiliśmy sobie czasem weekendowe posiadówki w garażu i słuchaliśmy na całej mocy samochodowych głośników.
Bez wątpienia smutno będzie bez niego.