Sanockie gwiazdy świecą nad morzem

          8 listopada Teatr Miejski im. Witolda Gombrowicza w Gdyni wypełniony był do ostatniego miejsca. Publiczność przyszła fetować ćwierćwiecze pracy artystycznej Beaty Buczek-Żarneckiej, swojej wielkiej gwiazdy, związanej z ich teatrem od dwudziestu lat. Jubileusz swój aktorka postanowiła uczcić rolą Hermenegildy w spektaklu „Ożenić się nie mogę” Aleksandra Fredry.

        - Jak było? Wspaniale. Najpierw znakomity popis kunsztu aktorskiego Beaty, a potem wielka feta. W obiektywach kamer telewizyjnych, przy błyskach fleszy, przy niekończących się oklaskach, Jubilatka odbierała gratulacje, przyjmowała gorące życzenia oraz kosze i bukiety kwiatów od władz miasta, środowiska artystycznego Trójmiasta oraz swoich miłośników. Tych kilkanaście niezwykłych minut pokazało jak bardzo jest kochana, wręcz uwielbiana, nasza sanocka gwiazda – mówi wywodzący się z Ziemi Sanockiej Zbigniew Adamski, przyjaciel aktorki, którego losy także rzuciły na Wybrzeże. To właśnie on postanowił odkryć Beatę w jej rodzinnym mieście. Świąteczny numer „Tygodnika...” wydał mu się niezwykłą ku temu okazją.

Beata Buczek-Żarnecka w towarzystwie Zbyszka Adamskiego, czyli sanoczanie z Wybrzeża.
Oczywiście, obydwoje są członkami Towarzystwa Przyjaciół Sanoka i Ziemi Sanockiej – koło w Trójmieście.

        Urodziła się w Sanoku, gdzie spędziła całe dzieciństwo. Potem było I Liceum Ogólnokształcące im. Komisji Edukacji Narodowej, a równocześnie występy w Zespole Pieśni i Tańca „Autosan”, które miały ogromny wpływ na wybór dalszej drogi kształcenia. Została studentką Wydziału Aktorskiego PWST im. Ludwika Solskiego w Krakowie, którą ukończyła w 1989 roku. (szkołę aktorską ukończyła w 1989 roku, w tym też roku, będąc jeszcze studentką, debiutowała w Bielsku Białej!!!)

        W 1988 roku zadebiutowała rolą Justysi w „Mężu i Żonie” A. Fredry w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej. Następnie był Teatr im. Stefana Jaracza w Łodzi (1989-1990) – po ukończeniu PWST – po czym wyruszyła aż na Wybrzeże, gdzie występowała w Teatrze Muzycznym w Gdyni (1990-1993). Przed dwudziestoma laty po raz pierwszy stanęła na deskach Teatru Miejskiego im. Witolda Gombrowicza w Gdyni i tak już zostało.

        W swoim dorobku artystycznym Beata Buczek-Żarnecka ma ponad 50 ról teatralnych, telewizyjnych i filmowych, ponadto recitale oraz występy w kabaretach. Ma też kochającą publiczność, ceniącą jej wielki talent aktorski i pracowitość, pamiętającą jej wielkie role m.in.: Maszy w „Mewie” Czechowa, Antygony, Balladyny, Blanche w „Tramwaju zwanym pożądaniem”, Zuty w „Ferdydurke” Gombrowicza, Cossette w „Nędznikach” w reżyserii Jerzego Gruzy, Panny Sabiny w „Żołnierzu Królowej Madagaskaru”, także w reżyserii J. Gruzy. Telewidzowie zapewne zapamiętali ją z tak znanych produkcji jak: „Lokatorzy” (2000), „M jak miłość” (2008-2010), „Czarny czwartek” (2011), „Supermarket” (2012), „Pierwsza miłość” (2012-2013), „Układ zamknięty” (2013) czy „Na dobre i na złe” (2014). Z jak znakomitą aktorką mamy do czynienia, najlepiej świadczą wielokrotnie przyznawane nagrody. Aby przybliżyć jej kunszt aktorski, przytoczmy uzasadnienie do Nagrody Prezydenta Gdyni otrzymanej za rok 2014:

        Od 1994 roku aktorka Teatru Miejskiego im. Witolda Gombrowicza w Gdyni. Subtelna, delikatna blondynka o niezwykłej sile charakteru, obdarzona doskonałym głosem i perfekcyjnym warsztatem scenicznym. Piękna i dumna, jak w „Tramwaju zwanym pożądaniem”, zwariowana i szalona w „Dniu świra” czy „Związku otwartym”. W ubiegłym roku mogliśmy ją zobaczyć w dwóch nowych produkcjach: „Królowej Śniegu”, w której zagrała rolę tytułową i w „Pokojówkach”, w których wykreowała rolę Pani. W obu rolach zachwyca, uwodzi, a nawet... zwodzi na manowce nie tylko swych scenicznych partnerów, ale przede wszystkim widzów.

        – Na jubileusz przybyli znakomici goście, wśród nich: Wojewoda Pomorski, Prezydent Miasta Gdyni, wiele osobistości świata artystycznego i oczywiście fani i widzowie, którzy zgotowali Jubilatce długotrwałą owację na stojąco. Uświadomiło mi to, jak nasza Beata jest podziwiana i szanowana w Trójmieście. Wtedy też zadałem sobie pytanie: ciekawe czy artystka z sanockim rodowodem równie znana jest w swoim rodzinnym mieście. Nie będąc o tym przekonanym, postanowiłem podjąć się tego zadania. Pozwoliłem sobie na to, gdyż Sanok jest mi bardzo bliski. Wprawdzie urodziłem się w Pobiednie, ale średnia szkoła to już Liceum Ogólnokształcące Męskie w Sanoku, którego kontynuatorem jest I LO im. Komisji Edukacji Narodowej, to samo, które ukończyła Beata Buczek. A tak się złożyło, że od wielu lat obydwoje jesteśmy mieszkańcami Gdyni – mówi Zbigniew Adamski. – Propozycja przeprowadzenia wywiadu z Gwiazdą dla „Tygodnika Sanockiego” była moją jubileuszową niespodzianką. Przyjęła ją z wielką radością, z czego byłem bardzo dumny i szczęśliwy – dodaje „sanoczanin z Wybrzeża”.

emes

Moja miłość – scena

          * Bardzo serdecznie gratuluję tak pięknych uroczystości jubileuszowych podczas których tak miło i ciepło mówiłaś o Sanoku, stwierdzając, że najważniejsze miejsca twojego życia to pierwszy Sanok i druga Gdynia. Przyznam, że się wzruszyłem.

          – Sanok to mój Eden - raj, ale nie utracony. Zmieniający się, lecz zawsze ten sam. Tworzą go ludzie, których kocham: rodzice, bracia, przyjaciele, a także koledzy i znajomi. Z niektórymi do dziś utrzymuję bliskie kontakty.

          * Twój Sanok to szkoły: SP 3, I LO im. KEN, Szkoła Muzyczna I stopnia...

          – ...oraz Zespół „ Autosan” – wtedy działający przy Zakładowym Domu Kultury na Posadzie – moja pasja, radość i miłość. Ta artystyczna przygoda zaczęła się już w wieku 6 lat w zespole dziecięcym. Zespół Pieśni i Tańca „ Autosan” był naturalną kontynuacją w czasach licealnych. Wspaniali ludzie, którzy w dużym stopniu kształtowali moją osobowość artystyczną. Najpierw Władek Rakoczy, a potem p. Janusz Podkul – artysta niezwykły. Moja miłość do sceny narodziła się właśnie wtedy. Cały ten świat to moja baza, dzięki której do dziś łapię równowagę...

          * Bogata w doświadczenia dzieciństwa i młodości stanęłaś przed decyzją – co dalej? Podczas uroczystości jubileuszowej powiedziałaś: „Niełatwo było podjąć decyzję, ale nie żałuję, że zostałam aktorką”. Może odkryjesz przed czytelnikami, jak zapadła ta decyzja?

          – W wieku 10 lat wiedziałam, że będę aktorką, tylko wstydziłam się do tego przyznawać ?. Pomysł ten zarzuciłam przez chwilę, bo zakochałam się i chciałam pójść na jakieś „normalne” studia. Ale że z miłości zostały tylko pył i złamane serce, to wróciłam do realizacji pierwotnych planów. Na szczęście!

          * A jak wygląda praca w Twoim zawodzie?

          Aktorstwo to rzemiosło; 99 procent pracy i 1 procent talentu. Nie ma wolnych weekendów, czas pracy nienormowany, wieczory poza domem. Ale jest coś w zamian: kontakt z żywym człowiekiem, wyczulonym na każdą moją emocję. To rozmowy z przypadkowo spotkanymi widzami na ulicy, w barze, to radość tworzenia, kształtowania i kreowania artystycznej rzeczywistości, a czasem poczucie robienia czegoś ważnego i pięknego. To roziskrzone oczy dzieci i lśniące od łez dorosłych, to śmiech i magiczna cisza na widowni. Daję i otrzymuję.

          * Poza pracą w teatrze i filmie prowadzisz również wiele inicjatyw, jak choćby koncerty okolicznościowe, działalność charytatywną, pedagogiczną itp. W tej działalności niesiesz ludziom dużo dobrego...

          – Kiedy ktoś zwraca się z prośbą o pomoc lub wsparcie jakiejś ważnej, np. charytatywnej inicjatywy, to aktorzy zazwyczaj angażują się w to. Ja też tak reaguję. To oczywiste i nie ma powodu, by rozwodzić się nad tym.. A prawda jest taka, że ten kto daje, otrzymuje najwięcej.

          * W swoim wystąpieniu jubileuszowym pięknie powiedziałaś o najbliższych: rodzicach, mężu Mariuszu (też aktorze Teatru Miejskiego), dzieciach: Oli i Filipie. Mówiłaś o wielkim wsparciu z ich strony, zarówno w łatwych jak i trudnych momentach życia. Nie wszyscy lubimy, aby zbyt dużo mówiono o naszym prywatnym życiu i nie musisz tego tematu rozwijać, ale chylę czoła przed Tobą za te refleksje, bo wskazałaś widzom, jak nieocenionym skarbem jest Rodzina...

          – Dziękuję.

          * Pozostało nam, abyś opowiedziała o swoich pasjach, marzeniach i tylko własnych małych radościach, jednym słowem: kiedy jest Ci błogo i wspaniale?

          – Moje życie jest wciąż spełniającym się marzeniem. A moje wspaniałości to spacer brzegiem morza, to czas w moim domu spędzony z mężem i dziećmi, to górskie wędrówki, to przyjaciele i, oczywiście, „mój” Sanok. Sanok mojego dzieciństwa ze skansenem, z urokliwymi uliczkami i zaułkami, z ulubionym Beksińskim. Sanok, który z upływem czasu jest w moich oczach coraz piękniejszy. To moja magia!

          * Kończąc naszą rozmowę, powiedzmy razem: Sanok i Ziemia Sanocka pozostają bardzo bliskie naszym sercom i cieszy nas to, że możemy tam bywać, kiedy tylko czas pozwala. Wzbogacamy tam nasze wnętrza, poprawiamy samopoczucie, chwytamy dobry nastrój. I zawsze żal nam odjeżdżać, bo to miejsce takie jest nam bliskie i kochane. Powtórzmy za Adamem Asnykiem:

                    „Ziemio rodzinna
                    Kto ukochał ciebie sercem swoim
                    I w twe objęcia chyli się z tęsknotą,
                    Tego pogodnym obdarzasz spokojem
                    Spojrzeniem Matki i Matki pieszczotą”

Rozmawiał:                   
Zbyszek Adamski      

Źródło: Tygodnik Sanocki, 51/1200 z 19 grudnia 2014

W Wikipedii istnieje artykuł: Beata Buczek-Żarnecka.


do strony głównej

Ostatnia zmiana tej strony: marzec 2015 r.