Wojciech Sołtys
JÓZEF STACHOWICZ - TWÓRCA ROCZNIKA SANOCKIEGO
Z Jego inicjatywy i przy Jego dużym osobistym wkładzie powstało niniejsze wydawnictwo, którego ukazuje się już kolejny numer. Miał pod tym względem spore doświadczenie uzyskane przy redagowaniu „Księgi Pamiątkowej Gimnazjum Sanockiego” w 1958 r. oraz „Dwu dni w mieście naszej młodości”, stanowiących pokłosie zjazdu wszystkich roczników miejscowego gimnazjum. Bez wątpienia do prac nad „Rocznikiem...” zachęcały Go głosy pełne uznania dla „Księgi”, która stała się bardzo poczytna nie tylko w mieście, ale i w regionie. Kolportowana przez zjazdowiczów mieszkających w kraju i za granicą przyczyniała się do popularyzowania wiedzy o Szkole i o historycznej Ziemi Sanockiej, o której były artykuły w tych wydawnictwach.
Narodziny „Rocznika...” przypadają na koniec lat pięćdziesiątych i początek sześćdziesiątych, czasów kiedy wejście na rynek wydawniczy było nie lada wyczynem. Profesor pokonał wszystkie przeszkody. Zgrupował koło siebie grono sanoczan z urodzenia lub zasiedzenia w tym mieście, uzyskał pieniądze na druk oraz zezwolenie na przydział papieru.
Był znany w środowisku, liczono się z Nim i wierzono, że sprawę doprowadzi do szczęśliwego końca. Potrafił nie tylko pozyskać autorów, ale przekonać ich, że powinni pisać bezinteresownie, by tylko „Rocznik...” mógł się ukazać. W pierwszym numerze umieścił „160 lat walki ze dworem w Jaćmierzu”, poprawiał prace początkujących autorów, szukał możliwości przepisania ich na maszynie - oczywiście bezpłatnie. W kolejnym numerze ukazała się Jego „Oświata i kultura oraz język Jaćmierza i Bażanówki”. Kochał swoją rodzinną miejscowość i dawał temu wyraz w interesowaniu się jej przeszłością oraz kulturą. Jego „Próba monografii Jaćmierza, Posady i Bażanówki”, licząca 200 stron, zdeponowana jako maszynopis w miejscowej szkole, służy nie tylko jako źródło do badania dziejów, ale i przykład starannie i gruntownie oraz ładnym językiem napisanej monografii.
Niewątpliwie największym dorobkiem pisarskim Profesora są jego pamiętniki, wydane sumptem syna Janusza w 1994 r., pod tytułem „Miniony czas”. Napisane są piękną polszczyzną i mają bardzo ładną szatę graficzną. Obejmują przeżycia autora z wszystkich miejscowości, w których żył i pracował. Bardzo ciekawe są wspomnienia wojenne z lat 1919—1920 z walk z Ukraińcami w powiecie sanockim oraz z bolszewikami na Wschodzie. Równie ciekawie opisana jest atmosfera szkół średnich, w których pracował, szczególnie w Sanoku.
Nakład w wysokości 500 egzemplarzy szybko się rozszedł, a recenzje „Miniony czas” uzyskał bardzo pochlebne. Umiłowanie swego gniazda rodzinnego przejawiało się w często używanym żartobliwym powiedzeniu, że pochodzi „z nie bardzo podłego miasta Jaćmierza”. Tu się urodził w 1900 r. w rodzinie chłopskiej jako jedno z siedmiorga dzieci. Ojciec Szczepan pozostawił małą gospodarkę i wychowanie dzieci trosce żony, a sam poszedł do sąsiedniej Strachociny, gdzie jako kucharz pracował w dworze. Profesor zawsze wspominał, że oprócz pracy zarobkowej rodzic przepadał za książkami, a każdy wolny czas wykorzystywał na czytanie, głównie dzieł Sienkiewicza, którego był wielkim wielbicielem. Zaszczepił też swoim dzieciom zamiłowanie do książki, nie tylko tym, które poszły do szkół, ale i pozostającym na roli, czego przykładem może być brat Profesora, Sylwester. W Jaćmierzu, Józef ukończył 4 klasy szkoły ludowej, zdał egzamin do 8-klaso-wego gimnazjum klasycznego w Brzozowie, a następnie przeniósł się do Sanoka, gdzie pobierał nauki. Swoje przeżycia szkolne rad był przyrównywać „do drogi Radka”, bo też trzeba było wytrwałości powieściowego bohatera, by pokonać wszystkie trudności, jakie stawały przed młodym adeptem wiedzy gimnazjalnej, a później uniwersyteckiej. Jeszcze przed maturą zaciągnął się jako ochotnik do wojska i walczył w latach 1919-1920 przeciwko Armii Czerwonej, za co został odznaczony medalem „Polska swemu obrońcy”. Zwolniony z wojska wrócił do szkoły, a po zdaniu matury pracował rok jako nauczyciel na Kurpiach, we wsi Zawada koło Ostrołęki, gdzie założył pierwszą polską szkołę, a równocześnie zdobył środki finansowe, które umożliwiały mu rozpoczęcie studiów.
W latach 1922—1926 studiował polonistykę na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie. Zrezygnował z pozostania na uczelni i podja6ł pracę w Seminarium Nauczycielskim w Przemyślu. W tym typie szkolnictwa należało nie tylko podać wiedzę wychowankom, ale czynić to z zachowaniem wszelkich wymogów metodyki nauczania. Stąd praca na pierwszej placówce wymagała od młodego polonisty ogromnego wysiłku. Wracał pamięcią do niej zawsze z rozrzewnieniem, podkreślając pilność uczniów, ambicję, ich taktowny sposób zachowania. Dawała ona wiele satysfakcji nauczycielowi, który zżywał się z młodzieżą.
W 1932 r. na prośbę kuratorium przeniósł się do Stanisławowa, do Liceum Handlowego, gdzie objął etat polonisty, a równocześnie pełnił funkcję zastępcy dyrektora. Tu zastała Go II wojna światowa. W 1940 r. wrócił do rodzinnego Jaćmierza, gdzie zaczął się może najważniejszy okres w Jego pracy pedagogicznej - w tajnym nauczaniu. Te bardzo trudne, ale i bardzo owocne lata uwiecznił na łamach „Tygodnika Powszechnego” i opisał je szczegółowo w „Roczniku Komisji Nauk Pedagogicznych” z 1962 r., w artykule „Milknące echa”. Przewodniczył tajnej Państwowej Komisji Egzaminacyjnej na powiat sanocki, organizował komplety nauczania, pytał z materiału z poszczególnych klas, jak również przy małej i dużej maturze. O Jego wysiłku mówi przeszło 280 przeprowadzonych przez Niego egzaminów. Podczas okupacji niemieckiej Jaćmierz - dzięki Niemu - stał się ośrodkiem skupiającym najliczniejszy aktyw nauczycielski i największą liczbę uczniów rekrutujących się z okolicznych miejscowości. Dało to asumpt do stworzenia przez Niego powojennego gimnazjum, które działało w Jaćmierzu przez dwa lata.
Znanemu już i cenionemu pedagogowi zaproponowało kuratorium w Rzeszowie przeniesienie się do Sanoka i zorganizowanie tu Liceum Pedagogicznego. Przystąpił do tego z wielkim sercem i oddaniem i udało Mu się skompletować doborowe grono nauczycielskie, stworzyć wystarczającą bazę lokalową i naukową. Zlokalizowana była na Posadzie, gdzie w gmachu szkoły im. T. Kościuszki mieściła się placówka przez Niego kierowana i szkoła podstawowa, w której młodzi adepci zawodu nauczycielskiego prowadzili zajęcia praktyczne.
Nie sądzone Mu było przez dłuższy czas pracować w tym liceum. W trudnych latach, powiązanych z Jego przeszłością okupacyjną, krytycznym stosunkiem do tego, co zaczęło się dziać na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych, musiało dojść do zdjęcia Go ze stanowiska dyrektora. Na wniosek Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa został pozbawiony tej funkcji z dnia na dzień. W ten sposób zemszczono się na Nim za odmowę współpracy z tą instytucją. Został przeniesiony do I Liceum Ogólnokształcącego na stanowisko nauczyciela. Po 1956 r. pełnił tu, aż do przejścia na emeryturę w r. 1962, funkcję zastępcy dyrektora.
Z Jego inicjatywy i przy walnym Jego współudziale odbył się w 1958 r. wielki zjazd koleżeński wszystkich wychowanków tego zakładu z okazji 70-lecia pierwszej matury. Ślad po tym wydarzeniu pozostał w tablicach pamiątkowych, jak również w redagowanych przez Niego wydawnictwach poświęconych zjazdowi. Był członkiem komitetu obchodów 800-lecia Sanoka, którego niejako pokłosiem stał się „Rocznik Sanocki”. Podobne obchody organizował z okazji 600-lecia Jaćmierza, podczas których w miejscowej szkole wmurowano tablicę pamiątkową ku czci pierwszego jej kierownika, Stanisława Haducha.
Jeszcze przez pięć lat, po przejściu na emeryturę, uczył na połowie etatu. Nie przestał też pisać do „Nowin Rzeszowskich”, do „Podkarpacia”, „Profili”, czasopism pedagogicznych.
Zawsze czytał niemal zachłannie począwszy od tygodników literackich, a skończywszy na opracowaniach historycznych. Był doskonale zorientowany w wydarzeniach historycznych z najnowszych naszych dziejów.
Wielki miłośnik i entuzjasta polskiej literatury, mniej uwagi poświęcał literaturze na świecie, żartując, że „nie będziesz miał bogów cudzych”. Zawsze był przygotowany do prowadzenia zajęć lekcyjnych, na których był bardzo wymagający w stosunku do uczniów. Wielu z nich utrzymywało z Nim stałe kontakty, które nie zostały zerwane nawet przez rozdzielające granice państwowe. Pisali systematycznie listy, odwiedzali Go. Jakże często można było u Niego zastać wychowanka z Przemyśla, Stanisławowa, nie mówiąc o sanoczanach. Zaglądało też do Niego wielu ludzi, którzy chcieli pożyczyć lekturę, poradzić się w sprawach pedagogicznych lub posłuchać wspomnień. Był urodzonym gawędziarzem o sprawnie funkcjonującym umyśle aż do samej śmierci, która nastąpiła 22 lipca 1985 r. Został pochowany w rodzinnym grobowcu w Jaćmierzu.
Pozostawił po sobie pamięć doskonałego polonisty, który nie tylko przekazywał wiedzę, ale i sam wiele pisał. Wpajał miłość do literatury ojczystej i do kraju, uczył tak potrzebnych cnót w codziennym życiu, jak rzetelność, punktualność, obowiązkowość. Dbały o własny honor, umiał i tę cechę przekazać młodzieży.
Społeczeństwo Jaćmierza i Jego wychowankowie uczcili pamięć swego Profesora wmurowaniem tablicy pamiątkowej w miejscowej szkole, w lipcu 1991 roku.
Źródło: Rocznik Sanocki, Sanok 1995, Wyd. Tow. Rozw. i Upiększ. Miasta Sanoka, str.: 9 - 17