"Sztafeta Pokoleń" - 1/2015
Zawartość numeru:
Oddajemy do Waszych rąk piętnasty numer naszego biuletynu „SZTAFETA POKOLEŃ”. Oddajemy go, jak zwykle, z niegasnącą nadzieją, że będzie to zajmująca, interesująca lektura. Na wstępie chcemy zwrócić Waszą uwagę na „Apel”, który zamieszczamy, aby pomóc organizatorom ewentualnego Zjazdu Potomków Stefana Piotrowskiego w 2017 roku. Zadeklarowanie przez przyszłych uczestników udziału w Zjeździe pozwoli im na odpowiedni wybór miejsca na Zjazd.
Dział „Z życia Stowarzyszenia” przynosi, jak zwykle, bieżące informacje z życia nie tylko Stowarzyszenia, ale także z życia szerokiej rodziny potomków Stefana Piotrowskiego. Dział „Aktualności” przynosi nowiny z życia naszej „małej ojczyzny” – Podkarpacia (nie mylmy z województwem Podkarpackim!).
W dziale historycznym kontynuujemy publikację fragmentów osobistej, „Kroniki” Stanisława Berbecia-Piotrowskiego. Tym razem jest to fragment opisujący trudne lata okupacji niemieckiej 1940 - 42. Poza tym zamieszczamy tam pierwszy odcinek ciekawych „przemyśleń” Zbigniewa Frynia-Piotrowskiego podczas spaceru po rodzinnym Sanoku.
W dziale „turystycznym” przedstawiamy tym razem kolejne z mniejszych miast Podkarpacia – Grybów. Leży on na samym krańcu „naszego” Podkarpacia, ale i tam osiedlili się potomkowie Stefana
W rubryce „Rozmaitości” zwracamy uwagę na ciekawostkę historyczną przesłaną nam kiedyś przez śp. A. Wileczka. Jest to „strachocki” fragment „List strat” z czasów I wojny światowej, której stulecie właśnie obchodzimy. Strachocina w tamtej wojnie poniosła wyjątkowo duże straty. Poza tym, w ramach cyklu „Strachockie rody”, zamieszczamy tym razem pierwszy odcinek „portretu” rodu Lisowskich, jednego ze znaczących i najznakomitszych w Strachocinie.
Dziękujemy za wszystkie, tym razem wyjątkowo liczne, listy, e’maile i telefony do „redakcji”. Pomagają nam w redagowaniu biuletynu. Jak zawsze, ciągle aktualny jest nasz apel o tego typu pomoc – tak więc czekamy ciągle na Wasze artykuły, listy, e’maile, telefony, SMS-y – z uwagami, sprostowaniami, informacjami, materiałami do publikacji. Życzymy przyjemnej lektury!
Redakcja
Drodzy Potomkowie Stefana Piotrowskiego ze Strachociny!
Czas szybko leci. W 2007 roku uczciliśmy wspaniałym Zjazdem Rodzinnym 250-tą rocznicę śmierci naszego przodka Stefana Piotrowskiego. Zbliża się rok 2017 - 350-ta rocznica urodzin Stefana, niemniej godna uczczenia Zjazdem Rodzinnym. Zamierzamy taki zjazd zorganizować, ale powodzenie tego zamiaru zależy od nas wszystkich, a przede wszystkim od Waszego udziału w zjeździe.
Według bardzo wstępnych przymiarek II Zjazd Rodzinny Potomków Stefana Piotrowskiego odbyłby się w drugiej połowie lipca 2017 roku, w sobotę i niedzielę. Tym razem raczej tylko częściowo w Strachocinie. Zjazd rozpoczynałby się Mszą Św. w strachockim kościele parafialnym, potem nastąpiłaby wizyta na cmentarzu i w Sanktuarium Św. Andrzeja Boboli na pobliskiej Bobolówce. Następnie przejedziemy na miejsce, gdzie odbędzie się pozostała część Zjazdu. Bardzo wstępnie przewidujemy, że może to być motel „Kmicic” w Czerteżu koło Sanoka, odległy od Strachociny ok. 8 km (ale może być inny). Tam zaczniemy od obiadu, później przewidujemy różne panele dyskusyjne, mini-zawody sportowe, walki rycerzy, itp. Wieczorem ognisko z tradycyjnymi „kiełbaskami”, po ognisku uroczysta kolacja z zabawą taneczną. Na drugi dzień śniadanie, wyjazd do Strachociny, zwiedzanie miejscowej Izby Pamięci, wycieczka na Góry Kiszkowe do pamiątkowego kurhaniku Stefana. Wariantowo - wyjazd do Sanoka ze zwiedzaniem Skansenu, i Muzeum Historycznego na sanockim zamku z największą w Polsce galerią obrazów sławnego malarza Z. Beksińskiego. Na koniec obiad w motelu i zakończenie Zjazdu. Wstępnie koszt Zjazdu szacujemy na ok. 120 zł od osoby, ze zniżką dla młodzieży i dzieci. Udział tylko w pierwszym dniu kosztowałby ok. 90 zł. Cena nie obejmuje noclegu i kosztów dojazdu/przejazdów.
Pragniemy poznać Waszą opinię o naszej propozycji (wszelkie uwagi mile widziane) i spodziewaną liczbę uczestników zjazdu. Dlatego bardzo prosimy o wstępne i niewiążące deklarowanie swojego zainteresowania udziałem, ze wskazaniem liczby osób, na adres naszej redakcji
- adres pocztowy: Władysław Piotrowski, ul. Smugowa 4A, 80-299 Gdańsk,
tel.: 585527585, 585598055, tel. kom. 601245133,
adresy mailowe: whpiotrowski@op.pl; testep@am.gdynia.pl.
Zachęcamy do udziału w zjeździe!
Redakcja
Z ŻYCIA STOWARZYSZENIA PIOTROWSKICH ZE STRACHOCINY
Z regulaminu Stowarzyszenia:
„Członkami Stowarzyszenia mogą być potomkowie Stefana Piotrowskiego ze Strachociny k/Sanoka, żyjącego w latach 1667 - 1757, oraz ich małżonkowie.”
*   *   *
Zarząd na wiosennym posiedzeniu omówił aktualną sytuację w Stowarzyszeniu. Dyskutowano o ewentualnym zjeździe Potomków Stefana Piotrowskiego w 2017 roku, o możliwościach organizacyjnych, kosztach organizacji, o stanie finansów Stowarzyszenia i możliwościach dofinansowania zjazdu. Postanowiono przeprowadzić sondaż wśród potomków Stefana na temat organizacji zjazdu, aby uniknąć takiego „falstartu” jak w roku 2010. Także tradycyjnie już dyskutowano o zawartości naszej strony internetowej i ostatniego numeru biuletynu. Zarząd dziękuje za wpłaty na konto Stowarzyszenia. Stan konta pieniężnego powoli, ale systematycznie rośnie. Być może, część pieniędzy przeznaczymy na dofinansowanie ewentualnego zjazdu. Zarząd przypomina, że wpłat można dokonywać na konto Stowarzyszenia w Podkarpackim Banku Spółdzielczym Oddział Sanok - numer konta 64 8642 1184 2018 0012 1154 0001. Jako nazwę odbiorcy należy wpisać: Stowarzyszenie Piotrowskich ze Strachociny z siedzibą w Domu Górnika w Strachocinie, 38-507 Jurowce.
*   *   *
W drugi dzień świąt Bożego Narodzenia 2014 r. (dzień Św. Szczepana) w Gdańsku-Osowej odbyło się, tradycyjnie już, odświętne spotkanie gdańskiego koła Stowarzyszenia. Okazją do spotkania były 10-te urodziny Joasi Błaszczychy-Piotrowskiej córki Przemysława. Spotkanie było jednocześnie spotkaniem kolędowym, kolędy śpiewali wszyscy, od najmłodszej Hani poczynając (3 lata) na Władysławie (71 lat) kończąc. Jak zwykle rozmawiano o wydarzeniach kończącego się roku. Akurat w rodzinie gdańskich Błaszczychów-Piotrowskich w minionym roku nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło, ale nawet „szare”, codzienne życie przynosi wiele spraw wartych omówienia. Poza tymi bieżącymi sprawami rozmawiano o rodzinach Błaszczychów w innych częściach Polski, o rodzinie w Ameryce (gdzie zmarła ciotka Anna z Błaszczychów, ostatnia, która znała język polski), o planowanym przyjeździe „Amerykanów” w 2015 roku do Polski, o planowanym zjeździe potomków Stefana Piotrowskiego w 2017 roku, o wyborach samorządowych w Strachocinie, o witrynie internetowej Stowarzyszenia i biuletynie „Sztafeta pokoleń”. Wszyscy mają nadzieję, że zjazd rodzinny w 2017 roku dojdzie do skutku, planują w nim swój udział. Koło gdańskie Stowarzyszenia, z najmłodszymi członkami, liczy 16 osób.
*   *   *
Świąteczne spotkanie „Błaszczychów” o podobnym charakterze odbyło się także na Śląsku, w Wojciechowie koło Olesna, w domu Ewy Kowalczyk, córki Anny z Błaszczychów-Piotrowskich. Także rozmawiano tam o sprawach rodzinnych, wypytywano babcię Anię o strachockie zwyczaje świąteczne, przede wszystkim jednak kolędowano. Kolędnikom akompaniowała na pianinie najmłodsza wnuczka Anny, Ala Kowalczykówna. Wnuczki Anny wyjechały na studia w „świat” i nie zamierzają wracać w rodzinne strony, do Olesna. Karolina (30 lat, zamężna, mąż Kacper Grzebiela), prawniczka, i jej siostra Ala (26 lat), także prawniczka, osiadły we Wrocławiu, a Marta (27 lat) w Warszawie. Na razie w domu rodzinnym w Wojciechowie pozostaje wnuk Bartek (25 lat, także prawnik), ale dojeżdża do pracy w „stołecznym” Opolu i tam zapewne „wyląduje”.
20 marca 2015 w Klubie Górnika w Sanoku otwarto XX Wystawę Wielkanocną zorganizowaną przez wójta gminy Sanok oraz Gminny Ośrodek Kultury. Otwarcie uświetnił pokaz zwyczajów wielkanocnych w wykonaniu grupy obrzędowej „Strachoczanie” z Zespołu Szkół w Strachocinie, prowadzonej pod kierunkiem Agaty Cecuły oraz Jolanty Pielech. Tygodnik Sanocki pisze: "Młodzież znakomicie poradziła sobie z niełatwym, mówionym gwarą tekstem, wykazując przy tym spore zdolności aktorskie. Mówienie gwarą nie jest łatwe, ale dla chcącego nic trudnego. Było to dla nas ciekawe wyzwanie, dzięki któremu mogliśmy się czegoś nowego nauczyć i dowiedzieć. Dla naszych dziadków i rodziców są to rzeczy znane, ale dla nas zupełnie nowe. Poznajemy w ten sposób historię regionu i dawne zwyczaje. Jak choćby jedzenie bazi z palmy, co miało zapewnić zdrowe gardło, czy obdarowywanie pisankami chłopaków przez dziewczyny. Najbardziej jednak zaskoczyło nas to, że nasi przodkowie nie nosili... niczego pod ubraniem. W tym ich nie naśladujemy – przyznali ze śmiechem Marcel Wroniak, Paweł Krzywiecki, Kinga Radwańska, Bartłomiej Bochnak, Kornelia Krupianik, Mateusz Froń i Michał Pielech."
*   *   *
W kwietniu w Sali WDK w Srogowie Górnym, w Gminie Sanok, odbył się VII Gminny konkurs piosenki „Wiosenne nutki”. Piękny sukces w konkursie odnieśli młodzi Strachoczanie. W kategorii zespół wokalny w klasach 0–III najlepsi okazali się „Rock-And-Roll-owcy” ze Strachociny, w kategorii solistów klas 0–III zwyciężyła Michalina Radwańska ze Strachociny, w kategorii zespołów gimnazjalnych zwyciężył „Bartuś-Bent” ze Strachociny, a najlepszą solistką wśród gimnazjalistów była Strachoczanka Marcelina Cecuła.
*   *   *
Na Galicyjskim Rynku w sanockim skansenie ruszył w Niedzielę Palmową 29 marca 2015 r. warsztat wyrobu witraży firmowany przez Centrum Dziedzictwa Szkła w Krośnie. Warsztat mieści się w jednym z budynków usytuowanych przy samym rynku, a wejście do niego wskazuje piękny witrażowy szyld. W dwóch pomieszczeniach warsztatowych turyści będą mogli podglądnąć pracę witrażysty, jak również samemu spróbować trudnej sztuki tworzenia kolorowych witraży. Przez cały sezon będzie można zaopatrzyć się tam w szklane pamiątki wytworzone zarówno na miejscu, jak też na warsztatach hutniczych, malarskich i grawerskich w Centrum Dziedzictwa Szkła. Będzie to miejsce, gdzie każdy gość zainteresowany tematyką historii wytwarzania szkła, uzyska wszelkie informacje dotyczące oferty CDS w Krośnie.
*   *   *
Piękny sukces odniosły krośnieńskie szkoły – I Liceum Ogólnokształcące im. M. Kopernika i Technikum nr 5 (Elektryk). W ogólnopolskim rankingu, organizowanym przez miesięcznik „Perspektywy”, Liceum nr 5 znalazło się na 36 miejscu w Polsce (w rankingu maturalnym na 50) i na 3 miejscu w województwie podkarpackim. Technikum nr 5 (Elektryk) zostało najlepszym technikum w województwie i zajęło 5 miejsce w Polsce (w rankingu maturalnym 8). Miejsca w rankingu przyznawane były na podstawie wyników egzaminów maturalnych (70% oceny) i osiągnięć w olimpiadach (30%). W rankingu uwzględniono 1500 najlepszych szkół ponad-gimnazjalnych w kraju. Krośnieńskie liceum awansowało w porównaniu z poprzednim rankingiem o 6 miejsc i wyprzedza wiele liceów z dużych miast, współpracujących z ośrodkami akademickim. Licea wyprzedzające Krośnian to głównie takie licea, w tym aż 15 z Warszawy.
*   *   *
W sanockim Muzeum Historycznym trwają systematyczne prace konserwatorskie, wspomagane finansowo przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. W ostatnim okresie zakończone zostały prace przy 3 wspaniałych ikonach z XVII i XVIII w. oraz przy blisko 300 zabytkach archeologicznych. Zabytki te będą eksponowane od 2015 r. na stałych wystawach tematycznych. Jedną z nich będzie historia uzbrojenia, od Średniowiecza po II wojnę światową, prezentowana w tzw. Zbrojowni, w podziemiach skrzydła zamkowego. Druga to wystawa poświęcona dziejom Sanoka i Ziemi Sanockiej, od epoki kamiennej po okres najnowszy
*   *   *
W Jaśle rozpoczął się Praktyczny Kurs Winiarstwa zorganizowany przez Podkarpacką Akademię Wina w Jaśle. Biorą w nim udział posiadacze winnic i osoby, które zamierzają zająć się uprawą winorośli i produkcją wina. Celem kursu jest wykształcenie winiarzy praktyków, którzy będą w stanie samodzielnie poprowadzić winnicę i wyrób wina na poziomie profesjonalnym, pozwalającym na sprostanie wymogom trudnego rynku. Duży nacisk położony jest na praktyczne przygotowanie winiarza do zawodu. Blisko połowa zajęć będzie odbywać się w doświadczalnej winnicy o powierzchni 1 ha i wytwórni wina z zapleczem laboratoryjnym. Program kursu zharmonizowany jest z cyklem wegetacyjnym winorośli i cyklem produkcyjnym wina. Wykłady teoretyczne odbywają się w Pałacu Sroczyńskich, siedzibie Centrum Kształcenia Zawodowego. Kurs zakończy się egzaminem, podczas którego każdy z uczestników zaprezentuje samodzielnie zrobione wino. Założycielem Podkarpackiej Akademii Wina jest Fundacja Na Rzecz Rozwoju i Promocji Winiarstwa „Galicja Vitis”, partnerem biznesowym miasto Jasło. Okolica Jasła wyrasta na wiodący ośrodek winiarstwa w Polsce.
*   *   *
Ogólnopolski dziennik „Rzeczpospolita” zamieścił ciekawy artykuł Bernadety Waszkielewicz o współpracy Jasła, Krosna i Sanoka, Podkarpackiego Trójmiasta, pt. „Trzy miasta chcą wspólnej marki”. Opisuje on wspólne inwestycje, projekty i plany na przyszłość, m.in. projekt „Zatrzymaj klimat lata”, który realizowany jest już trzeci rok z rzędu, obejmujący takie imprezy jak: Międzynarodowe Dni Wina w Jaśle, Karpackie klimaty w Krośnie i Sanocki Jarmark. W ramach artykułu wypowiadali się także gospodarze Podkarpackiego Trójmiasta - Andrzej Czernecki z Jasła, Piotr Przytocki z Krosna i Wojciech Blecharczyk z Sanoka.
*   *   *
W pierwszej połowie lipca 2014 r. sanocki „Autosan” sprzedał pierwszy autobus szkolny, wyprodukowany na bazie autobusu EUROLIDER 9, spełniający wszelkie określone przepisami wymogi dotyczące gimbusów. Autobus zamówiła gmina Tychowo w powiecie białogardzkim, w województwie zachodnio-pomorskim. Gimbus wyposażony został w silnik IVECO EEV. Przewozić może 39 pasażerów. Przystosowany jest do przewozu osób niepełnosprawnych. Pomalowany został na obowiązujący kolor pomarańczowy. Taki sam gimbus pojechał do gminy Rymań w powiecie kołobrzeskim, a także do firmy Wispol z Cieszyna. Z kolei autobus komunikacji miejskiej SANCITY 9LE został sprzedany do Szczytna. Autobusy z „Autosanu” spełniają już normę Euro 6. Fabryka ma warunki i potencjał, aby kontynuować produkcję autobusów", ale ciągle znajduje się w stanie upadłości, kieruje nim syndyk Ludwik Noworolski. Syndyk stara się sprywatyzować zakład, ogłasza kolejne przetargi. Niestety, także kolejny, piąty już, przetarg nie przyniósł pomyślnego rozstrzygnięcia. Nie było chętnych na zakup zakładu, choć zaoferowana cena 37 mln zł, była o blisko 20 mln niższa od zaproponowanej pierwotnie. Pierwszy przetarg na sprzedaż fabryki ogłoszono w maju 2014 r. Cena wywoławcza wynosiła wtedy 56 mln zł. W kolejnych sukcesywnie ją obniżano. I tak w drugim wynosiła ona 50 mln zł, w trzecim 48 mln zł, w czwartym 40 mln zł i w tym ostatnim piątym 37 mln zł. Każdy z nich zakończył się niepowodzeniem. Potencjalny nabywca musi liczyć się z tym, że kupując zakład będzie utrzymywał produkcję, korzystając z załogi, która obecnie wynosi około 360 pracowników. Prawdopodobnie syndyk złoży do Sądu Gospodarczego w Krośnie wniosek o pominięcie procedury przetargowej. Wtedy zakład mógłby zostać sprzedany z wolnej ręki.
*   *   *
Także wciąż nie ma kupca na Krośnieńskie Huty Szkła. W styczniu po raz kolejny nie udało się ich sprzedać. Sąd obniżył cenę pozostającego od 6 lat w upadłości zakładu do 130 mln zł. Była to już dziewiąta próba sprzedaży majątku huty. Pierwsza odbyła się jesienią 2012 r., cena wywoławcza wynosiła wtedy 218 mln zł. Wciąż nie ma także kupców na spółki zależne KHS – Krosglass i Hutę Szkła w Jaśle. Zarządzający hutą syndyk do sprawy sprzedaży podchodzi jednak spokojnie - zakład zakończył zeszły rok z zyskiem i kontynuuje produkcję. Zatrudnienie utrzymuje się na poziomie 2 tys. osób. Także spółki zależne zakończyły rok z zyskiem. W ciągu ostatnich kilku lat udało się podnieść upadający zakład, wypłacić zaległe wynagrodzenia, a nawet zwiększyć zatrudnienie. Załodze cały czas towarzyszy jednak niepokój o przyszłość zakładu.
Z HISTORII
Moja „Kronika” – Stanisław Berbeć-Piotrowski
Odcinek IX
Poniżej przedstawiamy kolejny fragment „Mojej Kroniki” p. Stanisława Berbecia-Piotrowskiego. Tym razem jest to odcinek zawierający zapisy wydarzeń w Strachocinie w pierwszym okresie II wojny światowej.
Kronika wydarzeń
Rok 1940
Piotr Woźniczyszyn, wywieziony na roboty przymusowe do Austrii (pracował w gospodarstwie rolnym), został za jakieś przekroczenie oskarżony przez swojego „bauera” na policji. Aresztowany, najpierw siedział w więzieniu w Linzu, później w więzieniu w Strasburgu. Skazany przez sąd na pobyt w obozie koncentracyjnym, został wywieziony do Dachau. Po odbyciu półrocznej kary powrócił do pracy w Austrii, ale do innego „bauera”.
Niemcy utworzyli organizację „Baudienst” (Junaki). Praca w „Baudienst” była przymusowa. W Strachocinie początkowo zostali powołani i skierowani do pracy w kamieniołomie w Trepczy: Mieczysław Dąbrowski, Władysław Pielech i Kazimierz Cecuła. W kolejnej grupie powołanych „junaków” znaleźli się: Franciszek Buczek, Józef Cecuła, Szczepan Cecuła, Bronisław Dąbrowski, Józef Galant, Dionizy Klimkowski, Mieczysław Kucharski, Bronisław Pielech, Stanisław „Błażejowski”- Piotrowski, Józef Radwański, Eugeniusz Radwański, Marcin Radwański, Michał Radwański, Franciszek Romerowicz, Stanisław Sitek i Władysław Witek. Stanisław Piotrowski uciekł z „Baudienstu” i ukrywał się. Józefowi Galantowi skradziono koc. Kupił podobny, ale przy zdawaniu koca, gdy miał już być zwolniony, zauważono że, koc nie ma pieczęci. Za karę otrzymał dodatkowe trzy miesiące ciężkich robót przy wapnie.
Rok 1941
Z inicjatywy władz szkolnych na wiosnę rozpoczęto we wszystkich szkołach propagowanie zakładania „szkółek drzew owocowych”.
Strachocina została nawiedzona epidemią tyfusu. Zamknięto szkołę i kościół. Wierni zbierali i odprawiali modły w prywatnych domach.
W okresie od 29 maja do 9 czerwca 1941 r. budynek szkoły był zajęty przez wojsko niemieckie. Po krótkiej przerwie zorganizowano naukę w Sali Kółka Rolniczego oraz w Sali byłego Domu Ludowego w górnej części wsi.
W Strachocinie miało miejsce oberwanie chmury i gradobicie. Grad wielkości kurzego jaja zniszczył zboże w niektórych miejscach doszczętnie. Komisja przy dostawie kontyngentu potrąciła tylko 10% zniszczenia.
Kilkudziesięciu gospodarzy zostało aresztowanych i osadzonych w więzieniu w Sanoku za niewywiązywanie się w całości z dostaw kontyngentu. Po tygodniu zostali zwolnieni do domów.
22 czerwca - Niemcy rozpoczęli atak na Związek Sowiecki. W czasie lotu bojowego formacji bombowców niemieckich z lotniska w Iwoniczu jeden z bombowców z powodu jakiejś awarii, czy przeciążenia, zrzucił nad lasem strachockim trzy bomby dużego kalibru. Po wybuchach bomb pozostały trzy ogromne leje. Po paru godzinach na to miejsce przybyła komisja niemiecka wraz z gestapo.
Przez pierwsze dwa dni przez Strachocinę przemaszerowały wojska słowackie, które wzięły udział w ataku niemieckim na Związek Sowiecki. Słowacy na krótko zatrzymali się strachockiej szkole.
Wasyl Sidor („Szelest”, „Wiszaty”) organizuje na Polesiu Policję Ukraińską. Wraz z Romanem Szuchewyczem („Tarasem Czuprynką”) tworzą pierwsze oddziały „Ukraińskiej Powstańczej Armii” - UPA.
7 grudnia Japończycy znienacka atakują bazę morską Stanów Zjednoczonych w Pearl Harbor na Hawajach (Ocean Spokojny).
Rok 1942 (zwany „Rokiem głodu”)
Zima była bardzo ostra. Od końca grudnia do połowy lutego temperatura wahała się od - 18 st. C do - 30 st. C. Wymarzło dużo drzew.
Niemcy rekwirują mieszkańcom wsi kożuchy, baranie czapki, ciepłe chusty, i wysyłają dla swoich żołnierzy walczących na froncie wschodnim.
Niemcy rozbudowują Kopalnie w Strachocinie. Stawiają nowe wieże wiertnicze, budują drogi dojazdowe. Kierownikiem Kopalni jest Stanisław Bielewicz.
Jest coraz ciężej żyć. Trzeba oddawać Niemcom coraz to większe kontyngenty. Głód zaczął się już od wczesnej wiosny. W biedniejszych, wielodzietnych rodzinach nie ma co do ust włożyć. Wiosną niektórzy idą na dworskie pole, tam gdzie jesienią były wykopane ziemniaki czy buraki i szukają resztek. To nic, że są zgniłe, zmarznięte. Zbierają i gotują. W niektórych domach gotuje się zupę z białej pokrzywy, lebiody i innych roślin. Okazyjnie tylko z buraków lub brukwi. Herbatę parzy się z gałązek śliwy, kwiatu lipowego i różnych ziół. Cukier zastępuje lukier z buraków cukrowych, jeśli uda się ich trochę ukraść na polu dworskim. Niektórzy dostają puchliny z głodu.
Ludzie z miast przychodzą na wieś i proszą o parę ziemniaków, czy odrobinę zboża. Oferują za to bieliznę, ubrania, płaszcze. Nie ma w co się ubrać. Nic nie można kupić nie mając na to kartki wydanej przez Urząd. Na wsi ludzie sieją len, konopie, międlą, przędą i dają tkaczom na wyrób płótna. Na nogach nosi się drewniaki. Jest zakaz uboju świń, cieląt, bydła. Za przekroczenie zakazu grozi wywiezienie do obozu koncentracyjnego. Kamienie z żaren zostają zabrane i złożone u sołtysa. Nie wolno w żarnach mleć zboża. Mimo tych zakazów potajemnie prowadzi się ubój. Garbuje się domowym sposobem skóry zwierząt i szyje buty. Brak mydła powoduje plagę „wszawicy”. Ludzie pędzą „bimber”. Niemcy przymykają na to oczy, wiedzą, że człowiek pijany wygadać może wszystko. Nawet robotnikom raz w miesiącu dają wódkę.
Niemcy tworzą „Policję kontyngentową” złożoną z polskich posterunkowych zwanych „granatowymi”.
4 lipca na „Hylu” („dzielnica” Strachociny - red.), w kurnej chacie Jana Mogilanego, wybuchł pożar. Pożar powstał przy suszeniu snopów jeszcze zielonego jęczmienia w dużym piecu chlebowym. Nie wygaszony całkowicie ogień w piecu zapalił włożone snopy. W jednej chwili kryta słomiana strzecha chata stanęła w ogniu. Ogień szybko przerzucił się na sąsiednie, blisko stojące domy, także kryte słomą. Działo się to w czasie upalnej pogody, w studniach i potoku brak było wody do gaszenia pożaru. Do czasu opanowania pożaru, w krótkim czasie spłonęło sześć domów mieszkalnych i jedna stodoła. Pogorzelcami byli: Jan Mogilany, Felicja Buczek, Wojciech Buczek, Wiktoria Kwolek, Maria Kwolek i Józef Samborski.
Z inicjatywy Kazimierza Galanta kilkanaście uczennic i uczniów rozpoczęło tajne nauczanie w zakresie szkoły średniej. Wykładowcami byli: Michał Trzciński - kierownik szkoły w Strachocinie, Józef Rysz - prawnik, Kazimierz Galant - student prawa, Helena Haduch-Połdiak - nauczycielka, ks. Kazimierz Lisowicz - proboszcz strachocki (uczył od 1943 r.), Stanisław Buczek. Nauka początkowo odbywała się w domu Ludwiki Dąbrowskiej w Strachocinie, później także w innych domach. Gdy Niemcy zaczęli ponosić klęski na froncie wschodnim, nauczanie odbywało się w budynku szkoły. W razie „wpadki” uczniowie byli pouczeni jak mają się tłumaczyć. Przewodniczącym Państwowej Komisji Egzaminacyjnej był mgr. Józef Stachowicz - strachocki rodak z Jaćmierza. Komisja podlegała Komisji Gminnej na Gminę Zarszyn, której przewodniczącym był Michał Trzciński (kier. Szkoły w Strachocinie), ta z kolei podlegała Powiatowej Komisji Oświaty i Kultury w Sanoku.
Wykaz uczennic i uczniów biorących udział w tajnym nauczaniu w okresie okupacji niemieckiej w Strachocinie:
Janina Adamiak, Magdalena Adamiak, Stanisław Adamiak, Jadwiga Dąbrowska, Maria Dąbrowska, Zofia Dąbrowska, Stanisław Dąbrowski, Władysława Dąbrowska, Ludwika Hyleńska, Kazimierz Kucharski, Bronisława Michalska, Irena Pielech, Zofia Pielech, Jadwiga Pielech, Stefania Piotrowska, Tadeusz Piotrowski, Kazimiera Puchka, Janina Radwańska, Stefania Winnicka, Józef Winnicki, Stanisław Winnicki, Kazimiera Witek i Kazimiera Wójtowicz.
c d n
Moje „przemyślenia” o przeszłości, związane z dwoma wydarzeniami w Sanoku w roku 2014 -
Zbigniew Fryń-Piotrowski
Odcinek I
Tak się złożyło, że w czerwcu b.r. miały miejsce dwa, ważne dla mnie, wydarzenia w Sanoku. Pierwsze z nich to Światowy Zjazd Sanoczan, który odbył się w dniach 20 - 23 czerwca, a drugie, już wiele mniejszej wagi, lecz dla mnie też ważne, to 60-lecie mojej matury.
Informację o Światowym Zjeździe Sanoczan i jego terminie dostałem od kolegi klasowego mieszkającego w Sanoku, Mariana B. Natychmiast podjąłem decyzję wzięcia udziału w Zjeździe. W końcu jestem Sanoczaninem od urodzenia - urodziłem się w Sanoku-Posadzie, na tzw. Czerkiesach, gdzie mieszkali przejściowo moi rodzice. Nie trwało to długo, wczesne dzieciństwo, okres wojny, przeżyłem poza Sanokiem. Opisałem ten okres w swoich „Wspomnieniach”, które były już zamieszczane we wcześniejszych numerach „Sztafety”. Krótko po wojnie, w grudniu 1945 roku moi rodzice przenieśli się już na stałe do Sanoka. Tato otrzymał pracę jako ogrodnik miejski, co wiązało się z zamieszkaniem naszej rodziny w służbowym „domu ogrodnika”. To był dla nas znaczący fakt, po kilku latach zamieszkiwania w roli lokatorów w obcych domach zamieszkaliśmy we własnym domu - „naszym domu”! Kto nie zaznał kilku przeprowadzek z miejsca na miejsce, nie może sobie wyobrazić, co to znaczy „własny dom”. Jego posiadanie zapewnia stabilność życiową, samodzielność gospodarowania, niezależność, a przede wszystkim „bezpieczeństwo”. Praca miejskiego ogrodnika zapewniała stały dochód niezbędny do utrzymania rodziny, nie było obawy, że „ktoś” przyjdzie i wszystko wywróci do góry nogami. I tak rozpoczęło się moje życie w Sanoku, doskonale zakodowane w mej głowie.
Biorąc udział w Światowym Zjeździe Sanoczan nadarzyła mi się okazja odwiedzenia miejsc związanych z pobytem w „moim mieście” w latach dzieciństwa i młodości. Zaczęły powracać wspomnienia, w głowie powstawało setki myśli: co, kiedy, gdzie, z kim i o czym? Wobec tego postanowiłem zacząć „wędrówkę w czasie” od „mego domu”. Jeżeli ktoś będzie chciał przeczytać te osobiste przemyślenia, to z góry proszę go o wybaczenie chaosu w ich opisie. Jest wręcz niemożliwe spisanie ich w sposób chronologiczny, bowiem opisując jedne, pojawiają się zaraz inne, i ciąg ten coraz bardziej się zapętla.
„Nasz dom” zlokalizowany był przy parku miejskim, formalnie przy ul. Emilii Plater nr 5, ale nie miał z tą ulicą bezpośredniego połączenia. Dojeżdżało się do nas aleją parkową przez główną bramę parku. Aleja ta biegła równolegle do „basenu” (jego pozostałości, które zachowały się po wojnie), u podstawy Góry Parkowej. Po obu jej stronach znajdował się żywopłot z gęsto posadzonych grabów, elegancko przystrzyżonych - bo tak właśnie powinien wyglądać żywopłot.
„Nasz dom” był niewielkim, parterowym budynkiem drewnianym, krytym czerwoną dachówką. Można śmiało powiedzieć, że był to przysłowiowy „mały biały domek”. Stał szczytem do „basenu”, na pochyłości terenu opadającej w kierunku „basenu”. Do domu wchodziło się po kilku schodkach na niewielki taras zwany gankiem (nie był on kryty). Wejście było w połowie długości budynku. Cały budynek składał się z trzech części. Z ganku wchodziło się do sieni w części środkowej. Z sieni wchodziło się w prawo do kuchni, z niej z kolei prowadziły drzwi do pokoju. Kuchnia i pokój zajmowały całą szerokość budynku. Z sieni na wprost prowadziły drzwi do drugiego pokoju, takiej samej wielkości jak ten za kuchnią. Z lewej strony sieni (od strony „basenu”) znajdowała się część gospodarcza. Zajmowała jedną trzecią budynku. Pomieszczenie to było w stanie „surowym”, bez tynków. Znajdowały się w nim schody na strych, oraz różne urządzenia i sprzęty potrzebne w gospodarstwie - żarna, sieczkarnia, sąsieki na zboże, kosze i różne inne narzędzia).
Ulica Emilii Plater rozpoczyna się od ulicy Mickiewicza, powyżej ulicy Szopena. Jest niedługa i tzw. ślepa. W czasie mojego dzieciństwa stało przy niej sześć domów, razem z naszym. Dziś jest ich tam kilka więcej. Idąc tą uliczką, lekko wznoszącą się w górę, po lewej stronie znajdował się dom zamieszkały przez rodzinę p. Rytarowskich. Mieszkała tam Mama z trójką dzieci: Przemkiem, Marysią i Bożenką. Po sąsiedzku kolegowałem się z Przemkiem (był nieco starszy ode mnie). Razem stanowiliśmy „wojsko” walczące z Adamem P., także moim kolegą. Adam mieszkał w domu po prawej stronie uliczki, kilka metrów powyżej domu Przemka, tam gdzie uliczka skręcała w lewo. Jego dom stał w głębi ogrodu, kilkadziesiąt metrów od uliczki. Posesja Adama była znacznie większa, zaczynała się od budynku gospodarczego wojskowych koszar, graniczyła z uliczką E. Plater i ciągnęła się w kierunku parku. Pod koniec schodziła w dół, zgodnie z ukształtowaniem terenu. Dla nas uliczka stanowiła „pas neutralny”. Naszym „bastionem” była szopka - budynek gospodarczy na posesji Przemka. Tam na stryszku mieliśmy „stanowiska ogniowe”. Adam ze starszym bratem Zygmuntem atakowali nas z własnej posesji. Amunicją były kasztany i niewielkie kamienie. Przed rozpoczęciem „działań wojennych” należało zgromadzić odpowiednia ilość „amunicji”.
Idąc dalej „starą” uliczką skręcającą w lewo pod górkę dochodziło się do kamienicy, gdzie na parterze od frontu mieszkała rodzina p. Wiśniowskich. Za ich mieszkaniem, w niewielkim pomieszczeniu, mieszkała Starsza Pani. Na piętrze, nad Wiśniowskimi, mieszkała p. Kaszycka z synem Zbyszkiem (był starszy ode mnie kilka lat). Od strony parku, też na piętrze, mieszkała rodzina p. Nizińskich z dwoma starszymi córkami.
Pan Wiśniowski był listonoszem - jeździł na rowerze rozwożąc listy i paczki. Był wysokim mężczyzną, nosił mały, czarny wąsik, grał na akordeonie i był ogromnym miłośnikiem gołębi ozdobnych różnych ras. Żona jego była gospodynią domową, mieli córkę Ewę, była ode mnie młodsza. Mieszkająca za Wiśniowskimi Starsza Pani (nie pamiętam nazwiska) chodziła z laseczką, mocno pochylona do przodu, była mała i bardzo szczupła. My, moja siostra Łucja (w domu mówiono Lucia lub Lucynka) i ja, mówiliśmy do niej „babciu”. Wyglądała na „wiekową”. W związku z tym mieliśmy kiedyś z siostrą bardzo nieprzyjemne zdarzenie. Otóż zawsze, gdy spotykaliśmy tę Panią kłanialiśmy się jej i mówiliśmy: „dzień dobry babciu” - bo tak uczyli nas rodzice - szacunku dla starszych osób. Pewnego razu „babcia” po tym pozdrowieniu strasznie się zdenerwowała i wygrażając nam laską poszła do naszej Mamy na skargę mówiąc: „Jak to tak można wychowywać dzieci, że są tak niegrzeczne i obrażają ją mówiąc „babciu”? A ona już jest ponad 30 lat wdową i wróciła w „stan panieński”. Nasza Mama przeprosiła ją i przyrzekła, że już nie będziemy jej obrażać. Od tej pory zwracaliśmy się do niej mówiąc grzecznie tylko „dzień dobry”.
Państwo Kaszyccy (2 osoby) zajmowali duże mieszkanie, w którym był salon, a w nim stało okazałe pianino - to był przepych! Pan Niziński, sąsiad Kaszyckich, był emerytowanym urzędnikiem. Córki Nizińskich też pracowały w „urzędach”. Później jedna z nich została żoną „sąsiada zza ściany” - czyli p. Zbyszka.
Skręcając od domu, w którym mieszkali Wiśniewscy skosem w lewą stronę, i omijając posiadłość Rytarowskich, dochodziło się do dość dużej piętrowej kamienicy graniczącej z „naszym domem”. Z podwórka tej kamienicy trzeba było pokonać kilka schodków, żeby wejść na naszą posesję (naturalne podwyższenie terenu). Na parterze kamienicy od naszej strony mieszkała p. Bielikowa ze swoją zamężną córką. Sąsiadka była osobą niską, dość korpulentną, bardzo uczciwą i towarzyską. Brała od nas mleko dla swojej rodziny. Nad mieszkaniem p. Bielikowej, na piętrze, mieszkały dwie starsze siostry p. Łuczyńskie. Obie pracowały w „urzędach”, jedna z nich mocno utykała na jedną nogę. Na piętrze, po drugiej stronie korytarza, mieszkali p. Marciakowie z synem Jerzym - starszym ode mnie. Pan Marciak pracował w Nadleśnictwie, Jurek uczył się w liceum, jego mama była gospodynią domową. W latach 50-tych p. Marciakowie przeprowadzili się do Komańczy, gdzie p. Marciak został nadleśniczym. Po przejściu na emeryturę powrócił on z rodzina do Sanoka i zamieszkał chwilowo w naszym nowo wybudowanym domu (nie całkiem wykończonym) przy ul. Kochanowskiego 1.
Idąc od kamienicy Wiśniowskich uliczką do góry w prawo dochodziło się do kolejnej piętrowej kamienicy. Tutaj uliczka kończyła się. Na parterze kamienicy mieszkali p. Fejklowie z dwoma córkami. Starsza z nich była rówieśniczką mojej siostry Lucyny. Pan Fejkiel posiadał dobrze prosperujący prywatny sklep przy obecnej ulicy Jagiellońskiej. Była to zasobna rodzina. Na piętrze mieszkali p. Karbowscy. Pani Karbowska była bileterką w kinie „Pokój” (przed wojną i obecnie to „Dom Sokoła”). Mąż pracował chyba w fabryce wagonów („Sanowagu”), ale nie jestem pewny. Zajmował się także hodowlą kanarków, jednorazowo miał ich kilkadziesiąt. W mieszkaniu pełno było klatek, bezustannie słychać było świergot tych pięknie upierzonych ptaszków. Hodowla była imponująca. Największą jednak pasją p. Karbowskiego była hodowla gołębi pocztowych. Miał ich blisko setkę. Wszystkie wolne chwile poświęcał na trenowanie tych ptaków w lataniu. Bez przerwy gwizdał na swoich ulubieńców i podrywał ich do lotu.
W okresie wiosny i jesieni Związek Gołębi Pocztowych organizował w każdą niedzielę tzw. loty. Polegało to na tym, że gołębie transportowano w klatkach do różnych miejscowości, oddalonych nawet o kilkaset kilometrów. Tam je o danej godzinie wypuszczano. Po przylocie ptaka do swego gniazda należało jak najszybciej zdjąć gumową obrączkę z jego nogi i zanieść do punktu, w którym znajdowała się Komisja Lotów. Tam odnotowywano czas dostarczenia obrączki. W zawodach liczył się całkowity czas - od momentu wypuszczenia gołębia do momentu dostarczenia obrączki. Im krótszy czas tym gołąb lepszy. Chodziło więc o jak najszybsze dostarczenie obrączki. W takich akcjach często brałem udział w ramach sąsiedzkiej pomocy, na prośbę właściciela gołębi. Wchodziła w grę także ambicja - chodziło o to, aby gołębie sąsiada były lepsze od innych. Takich nosicieli-biegaczy czasem było kilku, bo gołębie wpadały do gniazda nieraz po kilka w krótkich odstępach czasu. Za taką pomoc dostawaliśmy nagrodę - żona „gołębiarza” rewanżowała się wpuszczaniem nas do kina bez biletu. Często na filmy dla widzów co nie co starszych niż my - dzieci. Na salę wpuszczano nas już po kronice, kiedy wiadomo było, które miejsca są wolne.
I tak tuż po wojnie wyglądała nasza uliczka „Platerówka”.
c d n
CIEKAWOSTKI TURYSTYCZNE PODKARPACIA
GRYBÓW
Grybów to jedno z mniejszych miast tradycyjnego Podkarpacia, aktualnie liczy 6,2 tys. mieszkańców. Leży na jego zachodnim krańcu, już w województwie małopolskim, w powiecie nowo-sądeckim, 21 km na wschód od Nowego Sącza. Przez miasto przepływa rzeka Biała, dopływ Dunajca. Ma ona w górnym biegu charakter rzeki górskiej, o bardzo dużych wahaniach stanu wody, co często nastręcza kłopotów miastu. Grybów otaczają Góry Grybowskie, osiągające wysokość powyżej 700 m n.p.m., zaliczane do Beskidu Niskiego. Miasto jest siedzibą gminy miejsko-wiejskiej Grybów.
Dzieje Grybowa sięgają XIV wieku, czasów panowania Kazimierza Wielkiego, który lokował miasto na prawie magdeburskim w 1340 r. Zasadźcą był Hanco Dives, syn Jana Bogacza. Lokacja Grybowa była fragmentem wielkiej akcji osadniczej króla Kazimierza, która objęła rejon Dołów Jasielsko-Sanockich. Stało się to możliwe po przyłączeniu Rusi Halickiej do Królestwa Polskiego, tereny na wschód od Sącza przestały mieć charakter nadgraniczny, zagrożony najazdami ze wschodu. W akcji osiedleńczej duży udział mieli koloniści ze Śląska i Niemiec, stąd specyficzny charakter etniczny tych terenów. Jeszcze w 1869 roku, podróżujący po tych terenach Wincenty Pol pisał, że całą tę okolicę, od Grybowskiego Działu na zachodzie, aż po Trześniów i Haczów na wschodzie (tuż obok Strachociny), zamieszkują tak zwani Głuchoniemcy, którzy zachowali wiele elementów tej samej kultury, co węgierscy (słowaccy) i siedmiogrodzcy Sasi (m.in. strój i obyczaje), ale mówią „najczystszą mową polską dialektu małopolskiego”. Pol pisał: „Lud jest z postaci odmienny, rolnictwo stoi tu na wyższym stopniu, a tkactwo jest powołaniem i głównie domowem zajęciem tego rodu”. Zapewne dlatego pierwotnie Grybów nosił w dokumentach różne nazwy niemiecko-brzmiące: Gruenberg, Grevenstadt, Grynberg, Grewensztat. Z biegiem czasu ludność i nazwa miasta spolonizowała się.
Król Kazimierz Jagiellończyk powtórnie lokował miasto w 1488 r. Rozwijało się ono pomyślnie, leżało na skrzyżowaniu szlaków handlowych na Ruś i Węgry. Miasto zyskało ważny przywilej - prawo składu węgierskiego wina a także pobór ceł. Grybów był własnością królewską, do czasu I rozbioru Polski był starostwem niegrodowym, to znaczy ośrodkiem gospodarczym klucza sąsiednich „królewszczyzn” (do starostwa należało szesnaście wsi). Dopiero w 1830 roku Grybów zakupił na licytacji od rządu austriackiego baron Ferdynand Hosch, Austriak. Miasto miało prawo do 7 jarmarków rocznie. W XVI i XVII wieku istniało w Grybowie szereg cechów rzemieślniczych - cechy kowali, ślusarzy, krawców, sukienników, szewców, tkaczy, kuśnierzy, cieśli, garncarzy, piekarzy i rzeźników. W XVI wieku istniała w Grybowie wytwórnia prochu i saletry. W połowie XVII wieku nastąpiła katastrofa gospodarcza miasta. Podczas „potopu szwedzkiego” miasto zostało zniszczone przez Szwedów i Siedmiogrodzian Rakoczego. Na terenie miasta, pod Czerwoną Górą (obecnie Orlik Grybowski nad rzeką Białą) miała miejsce bitwa z wojskami szwedzkimi. W latach 60-tych XVII w. miasto miało tylko 80 domów i ok. 300 mieszkańców.
Wiek XVIII nie przyniósł większej poprawy, pod koniec wieku miasto liczyło ok. 1500 mieszkańców. Dopiero wiek XIX przyniósł pewien rozwój. W mieście osiedlali się Żydzi (na początku XX w. stanowili już 30% ludności miasta). Powstawały drobne zakłady przemysłowe - browar, fabryka wódek, garbarnia, tartaki. W latach 60-tych XIX stulecia w okolicy Grybowa przebywał znany malarz Artur Grottger, odwiedzając swoją narzeczoną Wandę Monne’. Tutaj powstało kilka z jego dzieł, m.in. „U grobu Kościuszki”. Grybowskie krajobrazy i zabytki malowali na przełomie XIX i XX wieku Stanisław Wyspiański i Józef Mehoffer, zwiedzający okolicę. W latach 70-tych XIX w. zbudowano połączenie kolejowe do Grybowa, które przyczyniło się do dalszego rozwoju miasta. Zbudowano rafinerię ropy naftowej, rozwijał się handel, rozbudowano grybowski browar. Pobudowano synagogę, ratusz i piękny, neogotycki kościół katolicki. Grybów stał się stolicą powiatu grybowskiego. Powiat grybowski istniał także w okresie międzywojennym. W latach 30-tych XX w. ludność miasta osiągnęła ponad 3 tys.
W czasie II wojny światowej Niemcy wymordowali żydowską ludność miasta. W czasie okupacji niemieckiej od października do grudnia 1939 znajdował się w Grybowie obóz przejściowy dla jeńców polskich, a w latach 1944–1945 obóz pracy przymusowej dla Polaków i Żydów. Po wojnie trwał dalszy rozwój miasta, ale dość powolny. Konkurencja sąsiedniego Nowego Sącza była zbyt silna, aby Grybów mógł stać się większym ośrodkiem przemysłowym. Najważniejszym czynnikiem gospodarki miasta pozostało rolnictwo i drobny przemysł spożywczy, przede wszystkim browar. Grybów stracił funkcję administracyjną powiatu. Przedwojenną liczbę mieszkańców miasto osiągnęło dopiero w latach 60-tych. Warto podkreślić, że Grybów przez większość okresu powojennego miał szczęście do gospodarzy miasta. Potrafili zadbać o porządek i czystość w mieście, zieleń i kwiaty. Dowodem na to był zdobyty tytuł „miasteczka - mistrza gospodarności” w konkursie ogólnopolskim. W ostatnim okresie miasto rozwija się jako ośrodek turystyczny i to jest bardzo obiecujący kierunek rozwoju.
Grybów nie ma zbyt dużo obiektów zabytkowych, ale warty jest odwiedzenia. Zarówno samo miasto jak i najbliższa okolica. Zwiedzanie miasta należy zacząć od Rynku. Jest on bardzo nietypowy, bo pochyły. Odznacza się wyjątkową harmonią zabudowy, jego trzy pierzeje tworzą kamienice zbudowane w XVIII i XIX wieku. W rynku znajduje się większość sklepów, liceum, bank, i siedziba Urzędu Miasta. Układ urbanistyczny rynku zachowuje swój oryginalny, średnio-wieczny plan, a pod kamienicami z dziewiętnastego wieku znajdują się relikty starej zabudowy z XVI i XVII w. – sklepione piwnice na wino przywożone niegdyś z Węgier. Grybów stanowił ważny ośrodek handlu winem, składując go więcej niż Biecz, Gorlice czy Nowy Sącz. Przy rynku, na południowej pierzei, stoi okazały, dwupiętrowy budynek Liceum im. Artura Grottgera, wybudowany w 1876 roku z przeznaczeniem na Magistrat (ratusz).
Przy wschodniej pierzei rynku stoi klasycy-tyczny dwór dawnych właścicieli Grybowa, Hoschów. Wybudował go w latach 30-tych XIXw. austriacki baron Ferdynand Hosch, właściciel Grybowa i grybowskiego „klucza” majątków. Dwór zbu-dowany został na planie litery H w nawiązaniu do inicjału właściciela jako dwukondygnacyjny, skromny w dekoracji budynek. Przy dłuższych elewacjach ,wschodniej i zachodniej, znajdują się tarasy wsparte na czterech parach kolumn każdy. Dzisiejsze wnętrza dworu zostały przebudowane i nie zachowały pierwotnych dekoracji. Na południe od budowli, na terasach opadających w dolinę rzeki Białej, Hosch założył ogród z symetrycznymi kwaterami. Przy budynku zachowała się oficyna, w której mogła funkcjonować kuchnia. Dwór otoczony jest zielenią, a z jego tarasowych ogrodów, wysoko ponad Białą, otwiera się widok na południe, w kierunku odległej Lackowej. W dworze ma siedzibę Dom Opieki.
W drugiej części wschodniej pierzei rynku stoi neogotycki kościół pod wezwaniem Św. Katarzyny Aleksandryjskiej, zbudowany w latach 1909 - 1914 według projektu znanego architekta warszawskiego Józefa Piusa Dziekońskiego. Jest to budowla ceglana z dodatkiem kamienia, trójnawowa, halowa z transeptem oraz prezbiterium zamkniętym wielobocznie. Po bokach znajdują się przybudówki, mieszczące od południa zakrystię i przedsionek, od północy kaplicę, od frontu kwadratową wysoką wieżę wtopioną w korpus. Nawy rozdzielone są masywnymi kolumnami o uproszczonych kapitelach, na których umieszczone są późno rokokowe drewniane rzeźby dwunastu apostołów z atrybutami. W oknach prezbiterium znajduje się pięć witraży figuralnych z przedstawieniami św. Katarzyny i świętych polskich. Dwanaście rokokowych obrazów z 2 połowy XVIII wieku przedstawia apostołów. W kartuszach w dolnej części obrazów umieszczone jest wyznanie wiary w języku łacińskim. Po lewej stronie kościoła na ścianie prezbiterium znajduje się pięć figur barokowych z XVIII wieku tworzących kompozycję sceny Przemienienia Pańskiego. Wolnostojący, kamienny ołtarz główny przedstawia Chrystusa na krzyżu na tle płaskorzeźby panoramy Jerozolimy. Wnętrze posiada cztery ołtarze. W lewej nawie usytuowany jest obraz Matki Bożej Przedziwnej – słynącej łaskami, w ramionach transeptu ołtarz z obrazami: św. Antoniego, św. Franciszka, św. Maksymiliana, w prawej nawie ołtarz z wizerunkiem Serca Jezusowego. Namalowany na desce lipowej obraz Serca Jezusowego umieszczono wewnątrz wykonanego w 1970 roku ołtarza. Tło obrazu przedstawia z lewej strony człowieka, który zasłabł i upadł, a dwie postacie okazując mu swoją miłość spieszą mu z pomocą podając wielkiej miłości Jezusa Chrystusa do człowieka. Nad postaciami widoczny jest krajobraz przypominający ziemię palestyńską lub włoską.
W prawym ramieniu transeptu znajduje się ołtarz z obrazem św. Józefa i św. Bernardyna oraz nowsza kopia obrazu Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Ponadto na ścianach świątyni umieszczone są m.in. obrazy: Ostatniej Wieczerzy, św. Franciszka, św. Stanisława Kostki i św. Mikołaja. Obrazy św. Katarzyny oraz Miłosierdzia Bożego przymocowane są do kolumn po prawej i lewej stronie naw. Wewnątrz świątyni znajdują się stacje Drogi Krzyżowej z II połowy XIX wieku. Kościół posiada dwie kaplice. Jedna z nich znajduje się przy prezbiterium. Ma neogotycki ołtarz przedstawiający Zwiastowanie z dwoma scenami - z prawej Pokłonu Trzech Króli, z lewej 12-letniego Jezusa nauczającego w świątyni. Druga kaplica znajdująca się przy nawie bocznej od południa z ołtarzem Matki Bolesnej z "Furtki". Na zewnątrz kościoła znajduje się jeszcze neogotycka kaplica Męki Pańskiej, wewnątrz której umieszczono cztery barokowe rzeźby świętych z XVIII wieku, statuę Matki Bożej Bolesnej oraz posąg Chrystusa Frasobliwego. Świątynia posiada tytuł bazyliki mniejszej i Sanktuarium Maryjnego ze słynącym łaskami obrazem Matki Boskiej Różańcowej zwanej Przedziwną lub Grybowską. Charakterystyczna czerwona wieża kościoła, jest prawdziwym symbolem miasta.
Niedaleko kościoła, nad rzeką Białą, znajduje się budynek starej plebanii zbudowany w roku 1699. Plebania o charakterze niewielkiego dworku, jest parterowa, zbudowana z drewna modrzewia w konstrukcji ścian zrębowej, ma dobudowany ganek z murowanymi kolumnami. Znajduje się w niej Muzeum Parafialne, z eksponatami sztuki sakralnej i elementami wyposażenia wnętrz z nieistniejących kościołów grybowskich – rozebranego starego kościoła św. Katarzyny oraz spalonego w 1945 roku kościółka św. Bernarda, który stał obok plebanii. Są tu również przedmioty pochodzące z okolicznych cerkwi i synagogi grybowskiej. Najcenniejszym obiektem w muzeum jest obraz malowany na desce około roku 1450, przedstawiający św. Zofię z trzema córkami – Wiarą, Nadzieją i Miłością. Inne ciekawe eksponaty to obrazy: Przemienienia Pańskiego z XVI w., św. Rodziny z około 1500 roku, św. Sebastiana z XVII w., dwie ikony z postaciami apostołów z XVI w., ikona Chrystusa z początku XVIII wieku oraz dwa trójkątne zwieńczenia nie zachowanego ołtarza tryptykowego z popiersiami proroków Daniela oraz Zachariasza z około 1460 roku. Muzeum posiada także starodruki np. ewangeliarze cerkiewne z początku XIX wieku oraz pergaminowy dokument królewski z 1724 r. adresowany do rzemieślników grybowskich z własnoręcznym podpisem króla Augusta II Mocnego.
Warty odwiedzenia jest także grybowski cmentarz żydowski. Znajduje się on na zalesionym wzgórzu, około 1200 m na zachód do Rynku. Jego powstanie datowane jest na drugą połowę XVIII wieku, zachowane nagrobki - około 50 macew - wykonane z kamienia, pochodzą z XIX i XX w. Większość z nich uległa zniszczeniu, jednak do dziś pozostało kilka zachowanych w dobrym stanie. Na niektórych widoczne są inskrypcje w języku polskim i hebrajskim. Nekropolia była miejscem pochówku zmarłych Żydów z okolicznych miejscowości. Wiosną 1943 r. na terenie nekropolii zastrzelono 150 starych i niezdolnych do pracy Żydów z Nowego Sącza. W czasie okupacji cmentarz został zbezczeszczony przez żołnierzy niemieckich, którzy wykorzystali kamień z nagrobków do brukowania placu na terenie browaru w Siołkowej.
W zachodniej części kirkutu znajduje się wojskowy cmentarz nr 130a. Przynależność armijna pochowanych żołnierzy nie jest ustalona - według niektórych źródeł byli to żołnierze austriaccy. Na wydzielonej kwaterze wojskowej początkowo znajdowało się siedem grobów pojedynczych, obecnie pozostały 4 macewy, z czego dwie zachowane w stanie dobrym, z niewidocznymi napisami. Macewy są betonowe, prefabrykowane, typowe dla pochówków żydowskich - na dole umieszczono owalne tabliczki imienne, na górze wykuto gwiazdę Dawida. Nagrobki zaprojektował niemiecki architekt i inżynier Hans Mayr.
Piłkarze Górnika Strachocina w tym sezonie nie grają już w krośnieńskiej lidze okręgowej, spadli do klasy A. W niższej klasie rozgrywkowej spisują się dobrze, na 8 kolejek przed końcem sezonu są liderem tabeli, mają dużą szansę awansować do ligi okręgowej, ale nie będzie to łatwe. Wicelidera tabeli Lotniarza Bezmiechowa wyprzedzają tylko jednym punktem, a Wisłok Sieniawa tylko dwoma, a czekają „górników” wyjazdowe mecze z tymi rywalami.
Najlepsza drużyna piłkarska Podkarpacia, Karpaty Krosno, występująca w grupie lubelsko-podkarpackiej III ligi, spisuje się w tym sezonie, jak dotychczas, bardzo dobrze. Na pięć kolejek przed końcem sezonu są liderem tabeli, ale rzeszowska grupa „pościgowa” jest tuż, tuż. Karpaty wyprzedzają Stal Rzeszów tylko dwoma punktami, a Resovię trzema. Fatalnie spisują się w tym sezonie piłkarze Czarnych Jasło w IV lidze. Są „czerwoną latarnią” tabeli (zajmują ostatnie miejsce) tracąc tyle punktów do rywali, że nie mają żadnej szansy na utrzymanie się w IV lidze.
Drużyna hokejowa Ciarko Stali Sanok, mistrz Polski z 2014 roku, nie obroniła w tym roku tytułu najlepszej drużyny w kraju. Od początku sezonu rozpoczęła nie najlepiej. Przegrała prestiżowy mecz o Super-puchar Polski z drużyną Comarch Cracovii, zdobywcą Pucharu Polski, i to na lodowisku w Sanoku. Później nie było źle, po sezonie zasadniczym Ciarko znalazło się na drugim miejscu. W ćwierćfinale hokeiści Ciarko gładko uporali się z Orlikiem Opole, zwyciężając w trzech meczach, nie przegrywając żadnego. Niestety, w półfinale z GKS Tychy Sanoczanie przegrali w stosunku meczów 2:4, inkasując na lodowisku rekordową ilość kar, szczególnie w czwartym meczu w Tychach, co mocno osłabiło drużynę. Zapewne porażka z Tychami podłamała drużynę i rywalizację o 3 miejsce z Podhalem Nowy Targ przegrała praktycznie bez walki, przegrywając zarówno mecz w Nowym Targu jak i rewanż u siebie, zajmując ostatecznie czwarte miejsce. Natomiast tytuł mistrzowski udało się obronić juniorom Ciarko. Na lodowisku w Sosnowcu, w meczu finałowym juniorzy Ciarko pokonali Unię Oświęcim 4:1. Wcześniej, w półfinale, Sanoczanie pokonali Podhale Nowy Targ.
Coraz lepsze rezultaty osiągają sanoccy siatkarze. Drużyna TSV Cell Fast Sanok, grająca w 6 grupie II ligi, w pięknym stylu wygrała sezon zasadniczy (w tej samej grupie drużyna PWSZ Karpaty Krosno zajęły 8 miejsce) i rywalizację o prawo gry w eliminacjach do I ligi. Niestety, nie udało się jeszcze tym razem wywalczyć awansu, w turnieju kwalifikacyjnym TSV zajął 3 miejsce, awans wywalczyły drużyny Czarnych Katowice i Hutnika Kraków.
Dobrze rozpoczął w tenisie nowy rok nasz najlepszy sportowiec-senior, Zygmunt Ćwiąkała z Bytomia, syn Marcjanny z Giyrów-Piotrowskich. Po przejściu do wyższej kategorii wiekowej (plus 75) dotarł do ćwierćfinału w Otwartych Mistrzostwach Europy Seniorów w Austrii, przegrywając dopiero po zaciętym meczu ze znanym kiedyś profesjonalistą Peterem Pokornym (Pokorny zdobył już 19 tytułów mistrza świata seniorów). Do ćwierćfinału tych mistrzostw dotarł także w deblu i w grze mieszanej. W lutym Zygmunt wygrał Halowe Mistrzostwa Polski Seniorów w Chorzowie pokonując w finale wielokrotnego mistrza świata dziennikarzy, Andrzeja Karczewskiego. Zygmunt nie zaniedbuje także nart, w silnie obsadzonych zawodach o Puchar Senatora w Suchem k/Poronina zajął w swojej kategorii wiekowej trzecie miejsce.
Władysława z Błaszczychów-Piotrowskich Sawczak z Sanoka
15 października 2014 r. zmarła w Sanoku Władysława Sawczak, córka Józefa Błaszczychy-Piotrowskiego i Franciszki. Władysława urodziła się 16 czerwca 1924 r. w Sanoku. Wyszła za mąż za Mariana Sawczaka, oficera WP, z którym doczekała się dwójki dzieci, Małgorzaty i Marka. Syn Marek zmarł młodo, bezdzietnie. Córka Małgorzata wyszła za mąż za Mariana Dąbrowskiego i doczekała się syna Grzegorza. Mąż Władysławy, płk Marian Sawczak, zmarł w 2009 r.
Anna z Błaszczychów-Piotrowskich Swemba z Rossford (USA)
1 listopada 2014 r. zmarła w Rossford koło Toledo w stanie Ohio (USA) Ann (Anna) Irene z Błaszczychów-Piotrowskich Swemba. Anna była córką Kazimierza Błaszczychy-Piotrowskiego i Stelli z Tutaków, Polki z pochodzenia, ale urodzonej już w USA. Rodzice Stelli pochodzili ze wsi Głębokie koło Beska (ok. 16 km od Strachociny). Anna urodziła się 24 listopada 1920 r. w Toledo (USA). Była zamężna za Johna Stanleya Swembę. Polaka z pochodzenia. Z Johnem doczekała się piątki dzieci: dwu synów: Michaela Johna i Johna Michaela, i trzech córek: Rozann, Patricii i Elaine, a także 12 wnuczek i wnuków oraz kilku prawnuków.
Oskar Dąbrowski z Kielc
19 listopada 2014 r. zmarł tragicznie w Kielcach Oskar Dąbrowski, syn Dariusza i Anny z Zychów, wnuk Barbary z Błaszczychów-Piotrowskich Dąbrowskiej z Sanoka. Oskar miał 25 lat, był studentem ekonomii na Uniwersytecie im. J. Kochanowskiego w Kielcach.
Cecylia z Fryniów-Piotrowskich Radwańska ze Strachociny
24 grudnia 2014 r. w Strachocinie zmarła w wieku 90-ciu lat Cecylia z Fryniów-Piotrowskich Radwańska, wdowa po Janie Bronisławie Radwańskim. Cecylia była najmłodszą córką Marii i Stanisława Fryniów-Piotrowskich. Urodziła się 4 kwietnia 1924 r. W małżeństwie z Janem miała trójkę dzieci - Łucję, Andrzeja i Stanisława. Doczekała się sześciorga wnucząt i dziesięciorga prawnuków. Jej pogrzeb odbył się 27 grudnia. Mszę św. celebrował i przewodniczył uroczystości pogrzebowej strachocki proboszcz ks. prałat Józef Niżnik. Służbę ministrantów pełnili Nikodem i Daniel Radwańscy - prawnukowie Cecylii. W uroczystości wzięła liczny udział bliższa i dalsza rodzina Cecylii oraz wielu mieszkańców Strachociny. Ksiądz prałat wygłosił piękną homilię, w której przedstawił długie, pracowite życie zmarłej, podkreślił Jej skromność, uczynność, ofiarność w niesieniu pomocy innym, zawsze ujmujący uśmiech na twarzy. Także głęboką religijność, wyrażającą się w regularnym udziale w Mszy św. i przyjmowaniu Sakramentów św. Jej postępowanie polecał młodym, jako przykład do naśladowania, szczególnie, jeżeli chodzi o wychowanie dzieci i podtrzymywanie więzi rodzinnych. Podziękował zmarłej za przykładne życie i wyraził nadzieję, że teraz, w „Domu Ojca”, będzie wstawiała się za swych bliskich i znajomych, którzy pozostali na tej ziemi. Cecylia spoczęła na strachockim cmentarzu, obok swojego męża.
Zdzisław Urban z Zabrza
4 marca 2015 r. zmarł w Zabrzu w wieku 50 lat Zdzisław Urban, wnuk Pawła Frynia-Piotrowskiego. Zdzisław urodził się 14 czerwca 1965 r., był synem Leona i Kazimiery z Fryniów-Piotrowskich. Żonaty z Elżbietą Balaszczuk, doczekał się dwu córek, Katarzyny i Alicji.
Władysław Błażejowski ze Strachociny
Na początku marca 2015 r. zmarł w Strachocinie Władysław Błażejowski, syn Jana, przyrodniego brata Władysława „Błażejowskiego”-Piotrowskiego. Śp. Władysław Błażejowski urodził się 9 maja 1924 r. Pracował na Kopalni Strachocina i prowadził małe gospodarstwo rolne. Był żonaty z Jadwigą z Pielechów - „Maciusiów”, córką Józefa i Bronisławy z Romerowiczów. Przez żonę Władysław był blisko związany z Piotrowskimi, brat Jadwigi, Marian Pielech, ożenił się z Kazimierą „Błażejowską”-Piotrowską, a siostra Jadwigi, Zenobia wyszła za mąż za Kazimierza Giyra-Piotrowskiego. Babka śp. Władysława, Marianna z Galantów Błażejowska, córka Franciszka i Teresy z Galantów, wychodziła trzykrotnie za mąż. Pierwszym jej mężem był Franciszek Kucharski. Po jego śmierci Marianna wyszła za mąż za Tomasza Błażejowskiego, dziadka śp. Władysława. Po śmierci Jana wyszła za mąż za Michała Piotrowskiego, syna Stanisława Frynia-Piotrowskiego. Zmarły Władysław był uzdolnionym poetą ludowym. Na zawołanie tworzył okolicznościowe wiersze, a także całe wierszowane opowieści na różne tematy. Był bardzo lubiany przez sąsiadów, na spotkaniach z nimi popisywał się improwizowanymi wierszami. Pozostawił córkę Dorotę i syna Stanisława, który wyemigrował do Krakowa.
Kazimierz Piotr Daszyk ze Strachociny
W marcu 2015 r. zmarł w wieku 79 lat Kazimierz Piotr Daszyk, syn Józefa i Wiktorii z Dąbrowskich, wnuk Katarzyny z Szumów-Piotrowskich. Kazimierz urodził się 19 lutego 1936 r., żonaty był z Kazimierą Galant. licji.
Michalina z Błaszczychów-Piotrowskich Nebesio z Sanoka
25 marca 2015 r. zmarła w Sanoku, w wieku 87 lat, Michalina Nebesio, córka Józefa Błaszczychy-Piotrowskiego i Franciszki. Michalina (ur. 22.09.1926 r.), zamężna za Józefa Nebesio, pozostawiła dwójkę dzieci, Alicję (zamężną za Jerzego Dziubana) i Jana.
Jan Reiss z Krosna
21 kwietnia 2015 r. zmarł w Krakowie, w wieku 80 lat Jan Reiss, mąż Łucji z Fryniów-Piotrowskich. Jan urodził się 30 października 1935 r., był synem Michała i Katarzyny z d. Wiermusz. Z Łucja doczekali się trzech córek, Marty, Magdaleny i Małgorzaty. Z zawodu chemik, pracował jako technolog w różnych zakładach chemicznych w Sanoku, Brzozowie i Krośnie. Był człowiekiem przedsiębiorczym, pełnym optymizmu życiowego, jednocześnie bardzo pogodnym, wesołym (bardzo lubił śpiewać) i towarzyskim. Lubiany przez wszystkich, był troskliwym mężem i ojcem, a dla wnucząt najukochańszym dziadkiem. Takim pozostanie na zawsze dla najbliższych.
Od pani Magdaleny Cejrowskiej z Gdańska otrzymaliśmy bardzo ciekawą przesyłkę mailową poszerzającą naszą wiedzę o potomkach Stefana Piotrowskiego. Pani Magdalena jest wnuczką Kazimierza Wołacza-Piotrowskiego, urodzonego 21 listopada 1923 roku w Strachocinie, syna Władysława i Stanisławy z Kętrzyńskich. Kazimierz ożenił się w Ropience koło Ustrzyk Dolnych ze Stanisławą Rudiak. Po wojnie wyjechał z rodziną do Piły. Jego córka Wiesława przeprowadziła się z Piły do Gdańska. Magdalena jest córką Wiesławy, ma trójkę dzieci. Znalazła naszą stronę internetową i nawiązała z nami kontakt. Chętnie wzięłaby udział w zjeździe rodzinnym potomków Stefana. Uzupełnione „drzewko” genealogiczne potomków prapradziadka Magdaleny, Wojciecha Wołacza-Piotrowskiego zamieszczamy w rubryce „NOWINY GENEALOGICZNE”.
Otrzymaliśmy także telefon ze Śląska Opolskiego od Anny z Błaszczychów-Piotrowskich Gacek, wnuczki Pauliny Błaszczychy-Piotrowskiej, ze zdecydowanym sprzeciwem na temat sposobu odmalowania postaci babci Pauliny w zaprezentowanej w poprzednim numerze „Sztafety” „Garści wspomnień z przeszłości” autorstwa Józefa Błaszczychy-Piotrowskiego. Zdaniem Anny Paulina nie dość, że była kochaną babcią dla innych wnuków, to była także osobą godną szacunku i podziwu pod każdym innym względem. W wieku 24 lat została wdową, po śmierci męża Jana w I wojnie światowej (praktycznie w wieku 22 lat, kiedy Jan wyruszył na wojnę). Opiekowała się trójką nieletnich synów (5 lat, 3 lata i jeden rok) i prowadziła z powodzeniem 6-cio hektarowe gospodarstwo Błaszczychów. Nie wyszła drugi raz za mąż, zmarła w wieku 76 lat. (w „Sztafecie” nr 9 z 2012 r. przedstawiliśmy szerzej postać Pauliny w rubryce „WSPOMNIENIA O PRZODKACH”). Jednocześnie Anna odniosła się do wydarzeń opisanych w „Kronice” Stanisława Berbecia-Piotrowskiego, dotyczących aresztowania Stanisława Błaszczychy-Piotrowskiego przez Gestapo, jej ojca. Po powrocie ojca do domu zebrało się grono sąsiadów (cała izba) i dopytywali „jak było”. Ojciec niechętnie mówił, przychodziło mu to z trudem, zamiast opowiadania odwrócił się, podniósł koszulę sycząc z bólu i pokazał swoje plecy. Mała Andzia (miała wtedy 6 lat) nie zobaczyła nic, bo babcia Paulina zasłoniła jej oczy. Do końca życia ojciec odczuwał skutki tego pobytu w więzieniu w Sanoku i nie chciał o tym mówić.
Od Zbigniewa Frynia-Piotrowskiego otrzymaliśmy list z informacją o śmierci ciotki, Cecylii z Fryniów-Piotrowskich Radwańskiej oraz opisem jej pogrzebu (patrz - ODESZLI OD NAS). Jednocześnie Zbigniew dziękuje w swoim liście ks. prałatowi Józefowi Niżnikowi, strachockiemu proboszczowi, za posługę pogrzebową i za bardzo ciepłe słowa o Zmarłej i całej Jej rodzinie. Za podkreślenie, jak wiele dobra płynęło od Zmarłej dla innych, podkreślenie jej skromności, optymizmu i pracowitości w ciągu całego, niełatwego, ziemskiego żywota. Zbigniew informuje, że z odejściem Cecylii zeszło ze sceny historycznej kolejne pokolenie Fryniów. Obowiązek podtrzymania dalszego trwania „klanu” Fryniów spada na młodszą generację. Ma nadzieję, że to „trwanie” będzie tak szlachetne i przyjazne ludziom, jak w przypadku poprzedniego pokolenia. Na koniec listu ponownie zwraca się do księdza prałata składając mu podziękowania „Bóg zapłać” za otuchę i dobre słowa dla rodziny Zmarłej i życzy Mu dużo Błogosławieństwa Bożego na dalsze lata posługi w parafii Strachocina.
Wspaniały list (12 stron A4!) otrzymaliśmy od Tadeusza Winnickiego ze Śląska, syna Zofii z Wołaczów-Piotrowskich. List jest wielowątkowy, dużo w nim informacji rodzinnych i genealogicznych, ale także obyczajowych, ilustrujących życie mieszkańców Strachociny w połowie XX wieku. Tadeusz opisał słynną grę młodych Strachoczan zwaną „kociumyrą”, a także inną grę zwaną „wyganiaczką”. Będziemy przedstawiali wszystkie opisane sprawy w kolejnych numerach „Sztafety”. W innym liście Tadeusz przedstawił sylwetkę swojego dziadka Jana Piotrowskiego (ur. 1882 r.), syna Walentego Wołacza-Piotrowskiego i Marianny z Szumów-Piotrowskich, który zginął w I wojnie światowej z rąk wojsk rosyjskich („Moskali”) prawdopodobnie niedaleko rodzinnej Strachociny, w Odrzechowej (wieś na południe od Zarszyna, ok. 10 km w linii prostej od Strachociny). Wcześniej Jan był rannym, znalazł się na „liście strat”. (patrz ROZMAITOŚCI – Jan wymieniony jest tam jako ranny). Tadeuszowi bardzo dziękujemy i zachęcamy do stałej współpracy ze „Sztafetą”.
Od pana Eugeniusza Berbecia-Piotrowskiego z Humnisk koło Brzozowa otrzymaliśmy widokówkę z Brzozowa z pozdrowieniami i pięknymi życzeniami pomyślności w roku 2015. Widokówka przedstawia główne zabytki Brzozowa, te które przedstawialiśmy już w „Sztafecie”, ale jak zupełnie różne na wspaniałych zdjęciach kolorowych. Dziękujemy panie Eugeniuszu.
Od pana Waldemara Berbecia-Piotrowskiego z Mielca (młodszego brata Eugeniusza) otrzymaliśmy, via Zarząd Stowarzyszenia w Strachocinie (adres: Dom Górnika w Strachocinie, 38-507 Jurowce), informację genealogiczną o jego rodzinie (zamieszczamy je w rubryce NOWINY GENEALOGICZNE). Bardzo się cieszymy z takich przesyłek, szczególnie gdy przynoszą wiadomości o narodzinach nowych potomków Stefana Piotrowskiego. Dziękujemy panie Waldemarze.
Od pani Małgorzaty Dąbrowskiej z Sanoka, córki Władysławy z Piotrowskich Sawczak, otrzymaliśmy mailową informację o narodzinach jej wnuczki Liliany (patrz - NOWINY GENEALOGICZNE) oraz z informacjami na temat rodziny potomków jej dziadka, Józefa Błaszczychy-Piotrowskiego ze Strachociny. Informacje te wykorzystamy w następnych numerach „Sztafety”. Dziękujemy pani Małgorzato.
7 sierpnia 2010 r. urodził się w Turcoing we Francji Fabian Delezenne, syn Fabrice i Edyty z Berbeciów-Piotrowskich. Fabian ma starszego brata Floriana, urodzonego 8 maja 2004 roku.
18 czerwca 2014 r. urodziła się w Rzeszowie Liliana Dorota Dąbrowska, córka Anny z Neumanów i Grzegorza Dąbrowskich, wnuczka Władysławy z Błaszczychów-Piotrowskich Sawczak. Grzegorz Dąbrowski jest synem Małgorzaty z Sawczaków i Mariana, prawnukiem Józefa Błaszczychy-Piotrowskiego ze Strachociny.
7 października 2014 r. ożenił się Robert Lisowski z Brzozowa, syn Mariana i Marii z Błaszczychów-Piotrowskich. Robert (ur. w 1966 r. w Brzozowie), jest doktorem ekonomii, wykładowcą akademickim. Ślub młodej pary odbył się w bazylice Zwiastowania NMP w Leżajsku, słynnej ze wspaniałych organów. Żona Roberta jest absolwentką romanistyki i pedagogiki na KUL w Lublinie. Po ślubie państwo młodzi zamieszkali w Warszawie, gdzie podjęli pracę w swoich zawodach.
22 listopada 2014 r. urodził się w Rzeszowie Mikołaj Berbeć-Piotrowski, syn Macieja i Moniki z domu Siembab. Rodzice Mikołaja mieszkają na stałe w Mielcu. Mikołaj ma dwie starsze siostrzyczki, Karolinę (ur. 10.06.2000 r.) i Martynę (ur. 21.07.2004 r.).
Poniżej przedstawiamy pierwszy odcinek uzupełnienia do genealogii Winnickich ze Strachociny na podstawie informacji z listu Tadeusza Winnickiego (patrz – LISTY OD CZYTELNIKÓW). Dalsze uzupełnienia zamieścimy w kolejnych biuletynach.
Córka Józefa IV Winnickiego, Marianna (ur. 8.12.1900 r.) wyszła za mąż za Iwana Gorala z Postołowa koło Leska, Greko-katolika (Rusina). W 1946 roku jej rodzina została wysiedlona do ZSRR, na Syberię. W latach 60-tych udało się im powrócić na Ukrainę, do Łucka na Wołyniu. Rodzinie Marianny powodziło się dobrze, dzieci zdobyły dobre wykształcenie, dobrze zarabiały. Z biegiem czasu kontakty rodziny Marianny z krewnymi w Polsce urwały się.
Młodsza córka Józefa IV, Cecylia (ur. 19.08.1906 r.), wyszła za mąż do sąsiedniej Woli Góreckiej za Władysława Szubę. Rodzina Szubów utrzymywała bliskie kontakty z Winnickimi w Strachocinie. Syn Cecylii Stanisław, ożenił się w Strachocinie, z Leokadią Dąbrowską (ur. 28.11.1934 r.), córką Wojciecha i Marianny z Lisowskich, wnuczką Franciszki z Wołaczów-Piotrowskich. Jego siostra Anna wyszła za mąż za Dżugana z Pakoszówki, oficera WP, i zamieszkała z rodziną na Śląsku, w rejonie Głubczyc (mąż służył w straży granicznej). Druga córka Cecylii Lesława wyszła za mąż do sąsiednich Nowosielec i tam zamieszkała. Syn Tadeusz zginął tragicznie w pożarze domu jako kawaler. Syn Józefa IV, Franciszek, miał oprócz córki Barbary jeszcze dwu synów, Stefana i Władysława. Franciszek do końca życia mieszkał w Rzepedzi, tam zmarł i został pochowany. O rodzinach synów Józefa IV, Władysława i Jana, pisaliśmy szerzej w „Sztafecie” nr 13.
Poniżej przedstawiamy uzupełnione według informacji p. Magdaleny Cejrowskiej „drzewko” genealogiczne potomków Władysława Wołacza-Piotrowskiego, syna Wojciecha (patrz – LISTY OD CZYTELNIKÓW).
1. Lista Strachoczan - ofiar I wojny światowej
Poniżej przedstawiamy listę Strachoczan – ofiar I wojny światowej. Lista zawiera informacje pochodzące z wydawanych w czasie wojny "Wiadomości o rannych i chorych" - "Nachrichten über Verwundete und Kranke" („List strat”), publikowanych w latach 1914 - 1917 w Wiedniu przez Gemeinsames Zentralnachweisebureau, udostępnionych obecnie w Internecie przez Narodową Bibliotekę Republiki Czeskiej KRAMERIUS.
Informację o tym zbiorze dokumentów, a także zaprezentowane poniżej kopie fragmentów dotyczących Strachoczan, otrzymaliśmy od śp. pana Aleksandra Wileczka z Pakoszówki, historyka-amatora.
Na liście znajdują się mieszkańcy Strachociny polegli, ranni i wzięci do niewoli. Jest ona bardzo niekompletna, zawiera tylko te osoby, na które natknął się pan Aleksander w swoich poszukiwaniach materiałów historycznych dotyczących mieszkańców Pakoszówki („List strat” było w czasie wojny ok. 2860, każda liczyła kilkadziesiąt stron). Pełna lista „strachockich” strat jest z pewnością o wiele dłuższa. Zawiera ona przecież zarówno poległych, jak i rannych, a także wziętych do niewoli, a na tablicy umieszczonej na strachockim kościele, obejmującej tylko poległych widnieje aż 47 nazwisk (zdaniem niektórych mieszkańców wsi nie są to jeszcze wszyscy). Każde nazwisko poprzedzone jest informacją, skąd pochodzi wiadomość o losie wymienionej osoby (adres mailowy zasobu archiwalnego, data edycji „listy strat” i jej strona).
Listę poprzedza tłumaczenie niektórych niemieckich terminów i skrótów. Informacje kursywą pod nazwiskami Strachoczan pochodzą od redakcji. Nie udało się nam zidentyfikować wszystkich osób, liczymy na pomoc czytelników.
Poniżej tłumaczenie z j. niemieckiego niektórych słów i skrótów:
ErsKomp. – pierwsza kompania
FJB - Feldjaegerbataillon – batalion strzelców
gefallen – poległy
Gefreiter – starszy szeregowy
gestorben - zmarły
Inft. – szeregowiec
IR - Infanterie-Regiment – Pułk Piechoty
Jag. – jaeger - strzelec
k. k. – cesarsko-królewski
kriegsgef. - wzięty do niewoli
Leg. – legionista
LIR - Landwehr Infanterie-Regiment – Pułk Piechoty Obrony Krajowej
Lst IR – Landsturm Infanterie Regiment – Pułk Piechoty Pospolitego Ruszenia
LstInfst – szeregowiec Pospolitego Ruszenia
Marschkomp. – kompania marszowa
Poln. Leg. IR – Pułk Piechoty Legionów Polskich
Regiment – pułk
tot – martwy, zmarły
verw. – verwunden – ranny
W Sanoku stacjonował III Batalion 45 Pułku Piechoty oraz III Batalion 18 Pułku Piechoty Obrony Krajowej – Landwehry.
http://kramerius.nkp.cz/kramerius/PShowPageDoc.do?id=9822059
Lista strat wydana 12.01.1915 – str. 25
Jan Wołacz-Piotrowski, ur. 12.08.1882 r., syn Walentego i Marianny z Szumów-Piotrowskich. Zginął w I wojnie św. Pozostawił żonę, Cecylię z Kiszków i córkę Zofię, która wyszła za mąż za Jana Winnickiego.
http://kramerius.nkp.cz/kramerius/PShowPageDoc.do?id=9823443
Lista strat wydana dnia 22.02.1915 – str. 49
http://kramerius.nkp.cz/kramerius/PShowPageDoc.do?id=9835055
lista strat wydana 13.01.1916 – str. 27
Karol Lisowski, syn Szymona i Franciszki Wołacz-Piotrowskiej. Powrócił z niewoli rosyjskiej, ożenił się z Wiktorią Dąbrowską, doczekał się dwójki dzieci, Bolesława (ur. 14.5.1920r.) i Kazimiery (ur. 22.8.1922r.)
http://kramerius.nkp.cz/kramerius/PShowPageDoc.do?id=9823686
Lista strat wydana 3.03.1915 – str. 8
http://kramerius.nkp.cz/kramerius/PShowPageDoc.do?id=9842799
Lista strat wydana 3.11.1916 – str. 11
Piotr Cecuła, syn Andrzeja i Marianny Pączek, ur. 2.07.1893 r. Powrócił z wojny, był dwa razy żonaty, doczekał się trójki dzieci. Prawdopodobnie Piotr w 1915 r. zbiegł z rosyjskiej niewoli.
http://kramerius.nkp.cz/kramerius/PShowPageDoc.do?id=9824522
Lista strat wydana 29.03.1915 – str.44
Jan Winnicki, syn Jakuba i Marianny Zielonki, ur. 14.05.1881 r. Powrócił z wojny, ożenił się miał trójkę dzieci – Józefa, Zofie i Paulinę.
http://kramerius.nkp.cz/kramerius/PShowPageDoc.do?id=9830414
Lista strat wydana 18.09.1915 – str. 26
Ludwik Kwolek, syn Franciszka i Wiktorii Radwańskiej, ur. 23.08.1893 r. Nie powrócił z wojny.
http://kramerius.nkp.cz/kramerius/PShowPageDoc.do?id=9831850
Lista strat wydana 21.10.1915 – str. 10
Prawdopodobnie to Piotr Cecuła, syn Józefa i Magdaleny Kocyłowskiej, ur. 1878 r. Powrócił z wojny, ożenił się z Marcjanną Mogilaną i doczekał się piątki dzieci.
http://kramerius.nkp.cz/kramerius/PShowPageDoc.do?id=9834922
Lista strat wydana 11.01.1916 – str. 12
Prawdopodobnie to Władysław (Ladislaus) Daszyk, syn Jana i Katarzyny Szum-Piotrowskiej, ur. 7.04.1895 r.
http://kramerius.nkp.cz/kramerius/PShowPageDoc.do?id=9834954
Lista strat wydana 11.01.1916 – str. 44
Jan Błaszczycha-Piotrowski, syn Błażeja i Małgorzaty z Żyłków-Żuchowskich, ur. 12.09.1879 r. Jako „jedyny żywiciel rodziny” (ojciec Błażej zmarł gdy Jan miał 11 lat) nie odbył służby wojskowej. Służył w 32 Pułku Piechoty Pospolitego Ruszenia (Landsturmu). Wziął udział w obronie Przemyśla. Skierowany na front włoski zginął pod Hudilog nad Soczą (Isonzo) w dzisiejszej Słowenii w IV „Bitwie nad Isonzo”. Pozostawił żonę Paulinę z Giyrów-Piotrowskich i trzech synów – Stanisława (ur. 1910r.), Kazimierza (ur. 1912 r.) i Władysława (ur. 1914r.)
http://kramerius.nkp.cz/kramerius/PShowPageDoc.do?id=9835838
Lista strat wydana 3.02.1916 – str. 36
Wojciech Mogilany, syn Andrzeja i Klary Kocyłowskiej, ur. 23.05.1895 r. Nie powrócił z I wojny św.
http://kramerius.nkp.cz/kramerius/PShowPageDoc.do?id=9835845
Lista strat wydana 3.02.1916 – str. 43
Jan Radwański, syn Andrzeja i Agnieszki Pucz, ur. 22.07.1893 r., wnuk Joanny Filip-Piotrowskiej. Wrócił z wojny, wyjechał ze Strachociny.
http://kramerius.nkp.cz/kramerius/PShowPageDoc.do?id=9835858
Lista strat wydana 3.02.1916- str. 56
Prawdopodobnie Kazimierz Woźniak, ur. 1878 r., syn Wojciecha i Łucji Adamiak. Powrócił z wojny, doczekał się z Julianną Pielech 4 dzieci.
http://kramerius.nkp.cz/kramerius/PShowPageDoc.do?id=9836941
Lista strat wydana 10.03.1916 – str. 35
Grzegorz Radwański, ur. 11.03.1893 r., syn Feliksa i Wiktorii z Radwańskich. Nie powrócił z I wojny św.
http://kramerius.nkp.cz/kramerius/PShowPageDoc.do?id=9836916
Lista strat wydana 10.03.1916 – str. 10
Jan Cecuła, ur. 3.10.1888 r., syn Franciszka i Marianny Galant. Nie powrócił z I wojny św.
http://kramerius.nkp.cz/kramerius/PShowPageDoc.do?id=9838073
Lista strat wydana 18.04.1916 – str. 9
http://kramerius.nkp.cz/kramerius/PShowPageDoc.do?id=9838248
Lista strat wydana 26.04.1916 – str. 50
Piotr Radwański, syn Józefa i Magdaleny Woźniczyszyn, ur. 17.02,1888 r. Nie powrócił z wojny.
http://kramerius.nkp.cz/kramerius/PShowPageDoc.do?id=9839799
Lista strat wydana dnia 4.07.1916 - str. 43
Zygmunt Radwański, ur. 28.12.1891 r., syn Wincentego i Walerii Markiewicz. Powrócił z wojny, wyjechał ze Strachociny, doczekał się potomków.
http://kramerius.nkp.cz/kramerius/PShowPageDoc.do?id=9840579
Lista strat wydana 10.08.1916 – str. 17
Franciszek Galant, ur. 27.05.1895 r., syn Jana i Anny Mogilanej. Powrócił z wojny, ożenił się z Cecylią Adamiak i miał z nią piątkę dzieci. Przez wiele lat był sołtysem Strachociny.
http://kramerius.nkp.cz/kramerius/PShowPageDoc.do?id=9840954
Lista strat wydana 26.08.1916 – str. 18
Paweł Galant, ur. 15.08.1889 r., syn Piotra i Reginy Buczek. Powrócił po wojnie, ożenił się z Marianna Adamiak i miał trójkę dzieci – Katarzynę, Zofię i Kazimierza.
http://kramerius.nkp.cz/kramerius/PShowPageDoc.do?id=9840979
Lista strat wydana 26.08.1916 – str. 43
Tomasz Piotrowski „spod Mogiły”, ur. 28.12.1896 r., syn Jana i Marty z Żyłków. Służył w 32 Pułku Piechoty Pospolitego Ruszenia (Landsturmu). Dostał się do niewoli na froncie włoskim Powrócił po wojnie do wsi. Ożenił się z Pauliną Radwańską i doczekał się z nią trójki dzieci – Stanisława, Józefa i Zofii.
http://kramerius.nkp.cz/kramerius/PShowPageDoc.do?id=9841290
Lista strat wydana 7.09.1916 – str. 56
Paweł Winnicki, ur. 1877 r., syn Jakuba i Marianny Zielonka. Powrócił z I wojny św. Ożenił się z Marianną Fryń-Piotrowską i doczekał się trójki dzieci – Grzegorza, Magdaleny i Jana.
http://kramerius.nkp.cz/kramerius/PShowPageDoc.do?id=9843192
Lista strat wydana 23.11.1916 – str. 32
Tomasz Lisowski, ur. 8.12.1896 r., syn Jana i Katarzyny Mogilanej.
http://kramerius.nkp.cz/kramerius/PShowPageDoc.do?id=9848684
Lista strat wydana 22.05.1917 – str. 44
http://kramerius.nkp.cz/kramerius/PShowPageDoc.do?id=9848905
Lista strat wydana dnia 30.05.1917 - str. 5
http://kramerius.nkp.cz/kramerius/PShowPageDoc.do?id=9848956
Lista strat wydana 30.05.1917 – str. 56
Walenty Szymański, ur. 11.08.1875 r., syn Wojciecha i Teresy Kwolek. Idąc na wojnę pozostawił żonę, Teklę z Galantów, z czwórką dzieci. Powrócił z wojny, po wojnie doczekał się syna Józefa urodzonego 19 marca 1919 r.
http://kramerius.nkp.cz/kramerius/Search.do?documentType=&text=Strachocina
Lista strat wydana 1.09.1917 – str. 38
Jan Radwański, syn Andrzeja i Julianny z Galantów, urodzony 17.11.1895 r. a nie 1894.
http://kramerius.nkp.cz/kramerius/PShowPageDoc.do?id=9856764
Lista strat wydana dnia 14.02.1919 – str. 50
Prawdopodobnie to Jan Radwański umieszczony powyżej, tylko rok urodzenia zmylony.
http://kramerius.nkp.cz/kramerius/PShowPageDoc.do?id=9841858
Lista strat wydana 30.09.1916 - 38
Nic nie wiadomo, aby jakiś Izaak Silbermann mieszkał w Strachocinie przed I wojna św., ale nie można tego wykluczyć.
http://kramerius.nkp.cz/kramerius/PShowPageDoc.do?id=9815744
Lista strat wydana 7.07.1916 – str. 10
2. Strachockie rody - Lisowscy
Poniższym tekstem kontynuujemy prezentację krótkich „portretów” rodów strachockich, które na przestrzeni wieków wchodziły w relacje małżeńskie z potomkami Stefana Piotrowskiego. Te „portrety” zostały sporządzone na podstawie materiałów zgromadzonych w okresie przygotowywania książki „Piotrowscy ze Strachociny w Ziemi Sanockiej – Genealogia rodu i najdawniejsze dzieje” i niewykorzystanych w całości w tej książce. W żadnym wypadku nie roszczą sobie pretensji do miana monografii rodów, ale dla zainteresowanych mogą być ciekawe. Tym razem prezentujemy „portret” rodu Lisowskich.
Lisowscy ze Strachociny
Lisowscy to stary ród strachocki, obecny w Strachocinie co najmniej od 300 lat. Prawdopodobnie Lisowscy, tak jak wiele strachockich rodów, przybyli do zniszczonej przez tatarskie najazdy wsi w drugiej połowie XVII wieku. Od tego czasu, niezbyt liczni, ale dość zamożni, cieszyli się zawsze powszechnym szacunkiem i uznaniem we wsi. Na przestrzeni lat wielokrotnie wchodzili w związki małżeńskie z potomkami Stefana Piotrowskiego, stąd bliskie relacje między rodami – wśród strachockich Lisowskich jest wielu potomków Stefana Piotrowskiego „po kądzieli”. Dzisiaj, po latach masowych wyjazdów, zarówno Lisowskich jak i Piotrowskich, w rodzinnej wiosce pozostała ich jedynie garstka.
Nazwisko Lisowski jest dość popularne w Polsce, legitymuje się nim ok. 14 600 osób, mieszkających w różnych miejscach w całym kraju. Internetowy portal Moikrewni.pl podaje, że najwięcej Lisowskich mieszka w Warszawie (324 osoby) i w innych dużych miastach polskich – Krakowie, Łodzi, Szczecinie, Kielcach, Gdańsku, itd. Poza dużymi miastami stosunkowo dużo Lisowskich mieszka w woj. świętokrzyskim i mazowieckim, no, i w powiecie sanockim. Takie rozmieszczenie Lisowskich to przede wszystkim skutek „wielkiej wędrówki ludów” po II wojnie światowej, kiedy to Polacy musieli uchodzić z kresów wschodnich. Najsłynniejszą postacią wśród Lisowskich w historii był chyba Aleksander Józef Lisowski herbu Jeż, żyjący w latach 1575 – 1616, pułkownik, słynny zagończyk, wsławiony szczególnie w wojnach z Moskwą. Aleksander był twórcą i dowódcą formacji „lisowczyków”, lekkiej jazdy, niezwykle sprawnej w walce, która zasłynęła w całej środkowej Europie z waleczności, ale także z okrucieństwa i łupiestwa. A może była nią słynna Roksolana, żona najwybitniejszego sułtana tureckiego, Sulejmana Wspaniałego (1495 - 1566), oraz matka sułtana Selima II. Według legendy to Aleksandra Lisowska, branka z południowej Ukrainy. Aktualnie telewizja emituje turecki serial „Wspaniałe stulecie”, którego jedną z głównych bohaterek jest właśnie Roksolana (w serialu nosi tureckie imię Huerren), przedstawiona w niezbyt korzystnym świetle. Lisowskich nie brakuje także w każdej popularnej polskiej encyklopedii.
W ogromnej większości Lisowscy byli drobną, lub co najwyżej średnią szlachtą, wywodzącą się głównie z Mazowsza i ziemi sieradzkiej. Pieczętowali się różnymi herbami. XVIII-wieczny heraldyk Niesiecki wymienia ich aż dziewięć: Bończa, Jeż (tego herbu był słynny Aleksander), Lis, Leliwa, Lubicz, Mądrostki, Nowina, Przegonia i Ślepowron. Współczesny heraldyk Tadeusz Gajl dodaje jeszcze siedem - Doliwa, Jastrzębiec, Korwin, Nałęcz, Odrowąż, Pomian i własny Lisowskich. W czasie wielkiej kolonizacji południowo-wschodnich ziem Rzeczpospolitej w wiekach XVI i XVII, wielu Lisowskich (głównie herbu Ślepowron i Korwin) wywędrowało z centralnej Polski na tereny dzisiejszej Ukrainy, szukając lepszego życia. Powstanie kozackie Chmielnickiego i późniejsze wojny z Turcją zmusiło dużą ich część do ratowania się ucieczką na tereny etnicznie polskie. Właśnie z tej fali uciekinierów prawdopodobnie pochodził pierwszy Lisowski, który osiadł w połowie XVII wieku w Strachocinie. Niestety, nie znamy jego imienia. Warto dodać jednak, że strachoccy Lisowscy przechowują w swojej tradycji rodzinnej także inną wersję ich pochodzenia. Legenda mówi, że ich przodkiem był nie przybysz na Ukrainę z terenów zachodniej Polski, lecz Tatar kipczacki Lisaj, który osiadłszy na Ukrainie przybrał nazwisko Lisowicz, później zmienione na Lisowski. Ale to tylko legenda, nie ma żadnych dowodów na jej potwierdzenie.
Najstarszym znanym z imienia Lisowskim w Strachocinie, odnotowanym w strachockiej parafialnej „Księdze Metrykalnej”, był Michał Lisowski, urodzony w 1701 r. Michał zmarł 4 kwietnia 1761 r. w wieku 60 lat. Kolejnym Lisowskim odnotowanym w „Księdze” był Marcin Lisowski urodzony w 1703 r. Marcin zmarł 5 marca 1761 r. w wieku 58 lat. O obydwu Lisowskich zachowały się w „Księdze” jedynie suche zapisy o śmierci, bez żadnych informacji o rodzicach czy dzieciach. Niewiele dodatkowych informacji, pomocnych w odtwarzaniu genealogii strachockich Lisowskich, mamy także w następnym zapisie w „Księdze”, dotyczącym chrztu w dniu 18.01.1756 r. Agnieszki Lisowskiej, córki Marcina i Agnieszki. Niewykluczone, że ojcem Agnieszki był wspomniany powyżej, 53-letni w dniu chrztu Agnieszki, Marcin, zmarły w 1761 roku, ale nie jest to pewne. Dopiero zapis o chrzcie Marcina Lisowskiego w dniu 14.11.1760 r., syna Wojciecha Lisowskiego i Anny, można uznać za w miarę pewny początek genealogii strachockich Lisowskich. Wojciech raczej nie był synem wspomnianego wyżej Marcina (o czym poniżej), być może jego ojcem był wspomniany wcześniej Michał, ale to nie jest pewne. Tak więc Wojciecha należy traktować za tego, który początkuje udokumentowane „drzewo” genealogiczne jednej z dwu linii strachockich Lisowskich. Wojciech urodził się ok. 1730 r. Poza Marcinem doczekał się jeszcze co najmniej dwu synów, Andrzeja i Kazimierza, urodzonych przed 1753 r., rokiem założenia „Księgi Metrykalnej”. Wojciech mieszkał w górnej części wsi, w domu który po 1780 r. nosił numer 7 (numerację domów we wsi wprowadzili dopiero Austriacy po I rozbiorze Polski). Gospodarstwo Lisowskich było bardzo duże, jak na strachockie stosunki. W wykazie podatkowym sporządzonym przez władze austriackie ok. 1790 r., tylko dwa gospodarstwa Radwańskich, Kazimierza i Andrzeja, płaciły większy podatek, i to niewiele większy. Nic bliżej nie wiemy o Annie, żonie Wojciecha.
Należy zaznaczyć, że oprócz linii Lisowskich z gospodarstwa nr 7 w drugiej połowie XVIII wieku istniała we wsi druga linia Lisowskich. W austriackim wykazie podatkowym z 1790 r. gospodarzem w domu i gospodarstwie nr 54, w dole wsi, był Franek Lisowski (tak zapisano w wykazie). Gospodarstwo Franka było małe, obciążone podatkiem ponad trzykrotnie mniejszym niż gospodarstwo Andrzeja Lisowskiego w górze wsi (nr 7). Franek mógł być synem Marcina urodzonego w 1703 roku, starszym (o wiele lat) bratem Agnieszki. Agnieszka urodziła nieślubnego syna Michała (ur. 22.09.1787 r.). Później wyszła za mąż za Franciszka Bogaczewicza i doczekała się z nim co najmniej trójki dzieci: Marcina Andrzeja (ur. 12.11.1788 r.), Wojciecha (ur. 4.04.1795 r.) i Józefa (ur. 28.03.1797 r.). Nie znamy dalszych losów rodziny Bogaczewiczów, zapewne wyprowadziła się ze Strachociny. Pierworodny syn Agnieszki, Michał, zachował nazwisko Lisowski, ożenił się w Strachocinie, z Marianną Kwolek, córką Franciszka, i miał z nią szóstkę dzieci: Teklę (ur. 17.09.1835 r., zm. 24.06.1841 r.), Mateusza (ur. 20.09.1838 r.), Kazimierza (ur. 27.02.1842 r., zm. 1.11.1844 r.), Szymon (ur. 29.10.1842 r., zmarł zaraz po urodzeniu, zapewnie przedwcześnie urodzony), Łukasz (ur. 10.10.1845 r.) i Paweł (ur. 13.01.1850 r.). Cała szóstka rodziła się właśnie w domu nr 54, należącym w 1790 r. do Franka Lisowskiego. O dalszych losach Mateusza, Łukasza i Pawła Lisowskich, wnuków Agnieszki, nic nie wiemy. Być może wyjechali ze wsi, śladem swoich kuzynów Bogaczewiczów.
Franek Lisowski, gospodarz z domu nr 54, miał syna Józefa (ur. ok. 1780 r.), który ożenił się z Salomeą Radwańską, z którą doczekał się co najmniej dwójki dzieci: Marianny (ur. 14.01.1808 r.) i Macieja Michała (ur. 21.09.1813 r.). Maciej Michał urodził się w domu nr 54. Nic nie wiadomo o jego dalszych losach. Marianna wyszła za mąż za Józefa Radwańskiego.
Linia Wojciecha, gospodarza w domu nr 7
Syn Wojciecha, Kazimierz Lisowski (ur. przed 1753 r.), ożenił się z Anną Woytowicz - Daszyk (ur. 27.05.1761 r.), córką Józefa Woytowicza – Daszyka i Agnieszki. Ojciec Anny, Józef, prawdopodobnie nazywał się wcześniej Woytowicz. Z niewiadomych powodów zmienił z biegiem czasu nazwisko na Daszyk, przy zapisach w parafialnej „Księdze Metrykalnej” dzieci Kazimierza i Anny, Anna jest raz zapisywana jako „Daszyczonka”, innym razem jako „Woytowiczonka”. Kazimierz zamieszkał z Anną w domu, który później nosił numer 15. Sprawa z tym domem nie jest jasna. W austriackim wykazie podatkowym z 1790 roku gospodarstwo nr 15 należy do Jaśka (tak brzmi imię w dokumencie) Telagi. Jest zdecydowanie mniejsze niż gospodarstwo Lisowskich (z domem nr 7), podatek z niego jest 2,5 razy mniejszy. Nazwisko Telaga występuje w Strachocinie bardzo krótko, w parafialnej „Księdze” w latach 1761 – 1765 jest chrzczona trójka dzieci Stefana Telagi i Reginy (Maciej, Marianna i Piotr). Od tego czasu o Telagach w Strachocinie głucho, z wyjątkiem tego dokumentu austriackiego. Kazimierz i Anna Lisowscy doczekali się co najmniej 5 dzieci: Apolonii Scholastyki Konstancji (trojga imion) – ur. 9.02.1787 r., Wawrzyńca (ur. 24.07.1792 r.), Antoniego (ur. 13.05.1794 r.), Jana (ur. 16.05.1797 r.) oraz Andrzeja (ur. ok. 1785 r., z tego okresu brak kart w „Księdze Metrykalnej”). Warto zwrócić uwagę na rodziców chrzestnych Apolonii – do chrztu trzymały ją dwie pary rodziców – Jan Starzecki i Petronela Giebułtowska oraz Wacław Bobowski i Konstancja Giebułtowska. Cała czwórka to szlachta z okolicznych dworów (Giebułtowscy byli dzierżawcami „królewskiej” Strachociny, ale także właścicielami majątków w okolicy). Trudno komentować to wydarzenie, ale był zapewne jakiś jego powód. Z pewnością po takim chrzcie szacunek dla Lisowskich w Strachocinie wzrósł zdecydowanie.
Apolonia Scholastyka Konstancja wyszła za mąż za Wojciecha Cecułę, z gospodarstwa nr 48, leżącego w dole wsi, pomiędzy posiadłościami Piotrowskich i Winnickich. Jej potomkowie to najliczniejsza gałąź licznego rodu Cecułów w Strachocinie.
Najstarszy syn Kazimierza, Andrzej, ożenił się z Zofią Piotrowską i doczekał się dwójki dzieci – Agnieszki (ur. 14.01.1814 r.) i Wincentego Wojciecha (ur. 3.04.1815 r.). Nic nie wiemy o losach dzieci Andrzeja. Wszystkie dzieci Kazimierza i jego wnuki (oczywiście, bez dzieci Apolonii) urodziły się w domu nr 15, w górze wsi.
Najmłodszy syn Kazimierza, Jan, ożenił się z Agnieszką Florek (Florczak?), córką Andrzeja i Marianny. Nic bliżej nie wiemy o rodzinie Agnieszki. Jan i Agnieszka doczekali się 10 dzieci: Franciszka Jana (ur. 9.10.1821 r.), Feliksa Jana (ur. 6.01.1823 r.), Katarzyny (ur. 20.04.1825 r.), Urszuli (ur. 15.10.1828 r.), Stanisława (ur. 7.05.1831 r.), Marii (ur. 13.03.1834 r.), Zuzanny (ur. 31.07.1836 r., zm. 23.04.1842 r.), Elżbiety (ur. 17.02.1839 r.), Antoniego i Małgorzaty – bliźniaków (ur. 19.05.1842 r.). Córki Katarzyna i Urszula wyszły za mąż – Katarzyna za Walentego Woźniczyszyna, Urszula za Jana Kuźniarskiego. Syn Antoni ożenił się z Joanną Radwańską, córką Józefa i Marii Sitek (córka Jana). Antoni i Joanna doczekali się 5 dzieci, trzech synów – Feliksa (ur. 9.07.1867 r., zm. 23.01.1869 r.), Karola (ur. 24.01.1870 r.) i Walentego (ur. 14.01.1879 r.), oraz dwu córek – Celestyny Cecylii (ur. 22.11.1872 r.) i Marianny (ur. 3.10.1875 r., zm. 10.05.1877 r.). O losach pozostałych dzieci Jana nic nie wiemy. Nie wiemy także nic o losach wnuków Jana, dzieci Antoniego.
Drugi syn Wojciecha, gospodarza z domu nr 7, Andrzej (a właściwie Jędrzej) urodził się przed 1753 r., ożenił się z Marianną Piotrowską, córką Michała Piotrowskiego i Katarzyny z Cecułów, prawnuczką Stefana Piotrowskiego, przodka wszystkich Piotrowskich w Strachocinie. Ślub odbył się 10 listopada 1771 roku. Andrzej przejął gospodarstwo po Wojciechu, jest gospodarzem w domu nr 7 na austriackim wykazie podatkowym z 1790 roku. Andrzej i Marianna doczekali się 11 dzieci: Agnieszki (ur. 4.01.1773 r.), Zofii (ur. 27.02.1774 r.), Wojciecha (ur. 14.04.1775 r.), Heleny (ur. 3.03.1777 r.), Marianny Konstancji (ur. 19.01.1780 r.), Andrzeja (ur. ok. 1781r.), Franciszka (ur. 28.01.1788 r.), Petroneli Anny (ur. 8.05.1789 r.), Józefa ( ur. 13.03.1793 r.), Agnieszki (ur. 14.01.1796 r.) i Magdaleny (ur. 29.08.1799 r.).
Większość dzieci Andrzeja prawdopodobnie zmarła w dzieciństwie lub młodości. Zapewne tylko Zofia, Marianna Konstancja i Andrzej Junior dożyli wieku dojrzałego i pozakładali rodziny. Zofia wyszła za mąż za Jana Pielecha (ur. 22.05.1762 r.), syna Józefa Pielecha i Zofii Berbeć. Jan był przodkiem znanej we wsi rodziny Pielechów „Maciusiów” (przydomek rodzinie dał wnuk Jana, Maciej Pielech). Pielechowie to także jeden z najstarszy strachockich rodów. I dość zamożnych. Ojciec Jana, Józef, był gospodarzem w domu nr 21, jego gospodarstwo miało dochód powyżej średniej we wsi. Zofia urodziła jedynie dwójkę dzieci, Jana i Franciszkę, potem zmarła. Młody wdowiec ożenił się z Konstancja Adamską-Pucz. Druga córka Andrzeja, Marianna Konstancja, wyszła za mąż za Tomasza Dąbrowskiego (ur. 11.12.1768 r.), wdowca (pierwszą żoną Tomasza była Franciszka Antoszyk-Woźniak), gospodarza w domu nr 8, sąsiada Lisowskich. Dąbrowscy to także, podobnie jak Lisowscy, jedna z najbardziej znaczących rodzin w Strachocinie, obecna we wsi od ponad 300 lat. Marianna i Tomasz Dąbrowcy doczekali się trzech synów: Mikołaja (ur. 4.12.1807r.), Wawrzyńca (ur. 27.07.1810 r.) i Andrzeja (ur. 11.12.1813 r.). Wawrzyniec ożenił się z Anną Piotrowską (ur. 8.07.1810 r.), córką Michała Szuma-Piotrowskiego i Franciszki z Cecułów. Nic nie wiemy dalszych losach synów Marianny i Tomasza Dąbrowskich. Jeżeli nie pomarli bezdzietnie, to wyprowadzili się ze Strachociny.
Syn Andrzeja, Andrzej Junior, został spadkobiercą rodzinnego majątku Lisowskich. Ożenił się z Konstancją Dembowicz (w innej wersji Dębowicz), córką Wojciecha. Konstancja pochodziła spoza Strachociny, nic bliżej nie wiemy o jej rodzinie. Z Konstancją Andrzej doczekał się 12 dzieci: Marianny (ur. 19.05.1809 r.), Wojciecha (ur. 10.04.1811 r.), Rozalii (ur. 30.08.1812 r.), Franciszka (ur. 4.10.1815 r.), Teresy Katarzyny (ur. 25.09.1818 r.), Łucji Wiktorii (ur. 10.12.1820 r.), Marianny (ur. 7.06.1823 r.), Anny (ur. 24.07.1824 r.), Antoniego (ur. 6.06.1827 r.), Petroneli (ur. 14.05.1830 r.), Karola (ur. 8.01.1833 r.) i Marii (ur. 1.09.1836 r.., zm. 29.05.1841 r.). Z tej dwunastki doczekała się dzieci piątka: Wojciech, Rozalia, Franciszek, Teresa Katarzyna i Antoni.
Potomkowie Andrzeja Juniora Lisowskiego
Córka Andrzeja Juniora, Rozalia, wyszła za mąż za Józefa Filipa ze Strachociny i doczekała się z nim 8 dzieci, 6 córek (Marii, Joanny, Łucji, Tekli, Agnieszki i Katarzyny) i dwóch synów (Marcina i Antoniego). Z osobą Joanny (ur. 20.08.1832 r., zm. 31.12.1906 r.), drugiej córki Rozalii, związane jest charakterystyczne nieporozumienie w parafialnej „Księdze Metrykalnej”. Wyszła ona za mąż za Jana Radwańskiego i przy zapisach chrztów niektórych jej dzieci zapisywana jest jako Joanna Piotrowska, córka Józefa Piotrowskiego i Rozalii Lisowskiej. Może to oznaczać, że pierwszym mężem Rozalii był Józef Piotrowski, z którym Rozalia nie miała dzieci. Dopiero po jego śmierci Rozalia wyszła za mąż za Józefa Filipa. Po latach najstarsza córka Rozalii mogła być pomyłkowo zapisywane przez księży pod panieńskim nazwiskiem „Piotrowska” zamiast „Filip”. Niewykluczone jednak, że jakiś ksiądz potraktował nazwisko „Filip” jako „przezwisko” (przydomek) Piotrowskiego. Tego typu nieporozumień w najstarszych „Księgach Metrykalnych” jest więcej. Joanna i Jan Radwańscy doczekali się 10 dzieci, trzech córek (Marianny, Katarzyny i Wiktorii), oraz 7 synów (Andrzeja, Antoniego, Pawła, Stanisław, Józefa, Feliksa i Jakuba). Do dzisiaj żyje w Strachocinie wielu jej potomków.
Inna córka Rozalii, Agnieszka (ur. 16.04.1849 r.), wyszła za mąż za Augustyna Klimkowskiego (ur. 30.08.1841 r., zm. 4.02.1912 r.), przedstawiciela jednego ze znaczących rodów w Strachocinie. Agnieszka i Augustyn Klimkowscy doczekali się 5 dzieci, trzech córek (Marianny, Katarzyny i Wiktorii) i dwóch synów (Jana i Józefa). Warto zaznaczyć, że przy zapisie chrztu syna Józefa, Eugeniusza Stefana (ur. 3.07.1920 r.), w „Księdze Metrykalnej” także wpisano mylnie jego babcię Agnieszkę jako Piotrowską a nie Filip. Także wielu potomków Agnieszki żyje dzisiaj w Strachocinie.
Córka Andrzeja, Teresa Katarzyna, wyszła za mąż za strachockiego rodaka Michała Pączka (ur. 18.08.1795 r.), syna Franciszka i Marianny Szmyd. Przodkowie Michała nosili nazwisko Pączkowski, które z biegiem czasu zmieniało się na Pączkiewicz i w końcu przybrało formę Pączek. Pączkowscy, drobna szlachta zagonowa herbu Jastrzębiec, przybyli zapewne do Strachociny w drugiej połowie XVII wieku, jak przedstawiciele wielu innych strachockich rodów. Dziadkiem Michała był Wojciech, który używał jeszcze nazwiska Pączkowski. Wojciech żył w połowie XVIII wieku i był jednym z dwu Pączkowskich we wsi (obok Macieja). Ojciec Michała przy zapisie chrztu Michała nosi już nazwisko Pączkiewicz, a syn Michał został już tylko Pączkiem. Pączkowscy nie byli jedynymi w Strachocinie, których nazwisko w „Księgach Metrykalnych” zmieniało się w ten sposób. Michał Pączek był dużo starszy od Teresy Katarzyny. Mimo tego małżonkowie doczekali się jeszcze 5 dzieci, trzech synów (Sebastiana, Franciszka i Andrzeja) i dwu córek (Wiktorii i Marianny). Dzieci przychodziły na świat w domu rodzinnym Lisowskich (dom nr 7). Córka Teresy Marianna wyszła za mąż za Andrzeja Cecułę, syna Tomasza i Katarzyny Winnickiej. O losach pozostałych dzieci Teresy nie mamy żadnych informacji.
Najstarszy syn Andrzeja Juniora, Wojciech Lisowski, ożenił się z Marianną Radwańską, córką Józefa Radwańskiego. Młodzi przenieśli się do domu Radwańskich (nr 61) w dole wsi. Wojciech i Marianna doczekali się czwórki dzieci: Brygidy (ur. 30.01.1842 r.), Jana (ur. 27.12.1844 r.), Feliksa (ur. 7.01.1850 r.) i Wawrzyńca (ur. 13.08.1853 r.). Nie wiemy nic o dalszych losach dzieci Wojciecha. Bardzo możliwe, że ci którzy dożyli wieku dorosłego wyemigrowali do Stanów Zjednoczonych, właśnie pod koniec XIX wieku rozpoczęła się „gorączka” wyjazdów z Galicji do USA.
Młodszy syn Andrzeja Juniora, Franciszek, ożenił się z Łucją Giyr-Piotrowską (ur. 13.12.1819 r.), córką Szymona i Katarzyny Galant. Franciszek zamieszkał w domu rodzinnym Lisowskich (nr 7). Z Łucją doczekał się dwu synów: Jana (ur. 27.12.1839 r., zm. 31.01.1900 r.) i Ludwika (ur. 25.08.1853 r.). Niestety, Ludwik zmarł jako niemowlę (zm. 2.01.1854 r.). Syn Franciszka, Jan, ożenił się z Rozalią Adamiak, córką Józefa i Anny Dąbrowskiej. Jan i Rozalia doczekali się dwójki dzieci – Wojciecha (ur. 13.12.1881 r.) i Wiktorii (ur. 18.02.1889 r.). Wiktoria wyszła później za mąż za Stefana Galanta, syna Pawła i Wiktorii Romerowicz, i doczekała się dwójki dzieci: Kazimierza Władysława (ur. 13.12.1913 r.) i Józefa (ur. 15.09.1918 r.).
Losy kolejnego syna Andrzeja Juniora, Antoniego i jego potomków, przedstawimy następnym numerze biuletynu. O losach najmłodszego syna, Karola, nie mamy żadnych informacji.
Potomków kolejnego syna Andrzeja Juniora, Antoniego (ur. 6.6.1827r.) przedstawimy w następnym numerze „Sztafety pokoleń” (nr 16).