"Sztafeta Pokoleń" - 2/2014

Zawartość numeru:

 

- Od Redakcji
- Z ŻYCIA STOWARZYSZENIA PIOTROWSKICH ZE STRACHOCINY
- AKTUALNOŚCI
- - Moja "Kronika” – Stanisław Berbeć-Piotrowski - odcinek IX
- - Strachockie młodzieżowe „Opłatki” - ks. Kazimierz Piotrowski
- - Garść wspomnień z przeszłości - Józef Błaszczycha-Piotrowski
- CIEKAWOSTKI TURYSTYCZNE PODKARPACIA:   Jedlicze - „miasto nafty”
- ZE SPORTU
- ODESZLI OD NAS
- LISTY OD CZYTELNIKÓW
- NOWINY GENEALOGICZNE
- ROZMAITOŚCI - 1. Lustracje wsi królewskiej Strachociny
- ROZMAITOŚCI - 2. Strachockie rody - Winniccy cd.
- KALENDARIUM RODZINNE
- ŻYCZENIA ŚWIĄTECZNE

 
 
 

Od Redakcji

Drodzy Czytelnicy!

Oddajemy do Waszych rąk czternasty numer naszego biuletynu „SZTAFETA POKOLEŃ”. Oddajemy go, jak zwykle, z niegasnącą nadzieją, że będzie to zajmująca, interesująca lektura. Dział „Z życia Stowarzyszenia” przynosi bieżące informacje z życia nie tylko Stowarzyszenia, ale także z życia szerokiej rodziny potomków Stefana Piotrowskiego. Dział „Aktualności” przynosi nowiny z życia naszej „małej ojczyzny” – Podkarpacia (nie mylmy z województwem Podkarpackim!). W tym informację o wyjątkowym wydarzeniu dla Sanoka - Światowym Zjeździe Sanoczan.

W dziale historycznym kontynuujemy publikację fragmentów osobistej, „Kroniki” Stanisława Berbecia-Piotrowskiego. Tym razem jest to opis chyba najbardziej tragicznego wydarzenia w Strachocinie podczas II wojny światowej - „wsypy” komórki zbrojnego podziemia. Poza tym przedstawiamy tam, od dawna planowany, zapis sympatycznego obyczaju strachockiej młodzieży - „opłatków” wigilijnych, pióra ks. Kazimierza Piotrowskiego, a także, jako ciekawostkę, charakterystyczne wspomnienie z czasów wczesnej młodości w Strachocinie Józefa Błaszczychy-Piotrowskiego z Rzeszowa.

W dziale „turystycznym” przedstawiamy tym razem kolejne z mniejszych miast Podkarpacia, „miasto nafty”- Jedlicze. Okazuje się, że każde z miast naszego Podkarpacia ma swoje ciekawe, turystyczne atrakcje.

W rubryce „Rozmaitości” zwracamy uwagę na ciekawostkę historyczną przesłaną nam kiedyś przez śp. A. Wileczka z Pakoszówki - „lustracje” królewskiej wsi Strachocina w XVI - XVII w. Z ich lektury widać jakiemu ogromnemu spustoszeniu uległa Strachocina w XVII wieku - wieś praktycznie powstawała od nowa, nowymi przybyszami byli także jej mieszkańcy w XVIII i XIX wieku, nasi przodkowie. Zamieszczamy także dokończenie „portretu” rodu Winnickich, którzy byli jednymi z bardziej znanych nowych mieszkańców osiadłych w opustoszałej wsi.

Dziękujemy za wszystkie listy, e’maile i telefony. Pomagają nam w redagowaniu biuletynu. Jak zawsze, ciągle aktualny jest nasz apel o tego typu pomoc – tak więc czekamy ciągle na Wasze artykuły, listy, e’maile, telefony, SMS-y – z uwagami, sprostowaniami, informacjami, materiałami do publikacji. Życzymy przyjemnej lektury!

Redakcja

 

Z ŻYCIA STOWARZYSZENIA PIOTROWSKICH ZE STRACHOCINY

Z regulaminu Stowarzyszenia:
Członkami Stowarzyszenia mogą być potomkowie Stefana Piotrowskiego ze Strachociny k/Sanoka, żyjącego w latach 1667 - 1757, oraz ich małżonkowie.

*       *       *

Zarząd na letnim posiedzeniu omówił krótko aktualną sytuację w Stowarzyszeniu. Dyskutowano m.in. o ewentualnym zjeździe z okazji 350-tej rocznicy urodzin naszego przodka Stefana Piotrowskiego ze Strachociny, przypadającej w 2017 roku. Zwracano uwagę na potencjalne trudności w organizacji zjazdu, który byłby tak udany jak ten sprzed siedmiu lat.
Czyżbyśmy mieli do czynienia ze znanym powszechnie przypadkiem „drugiego spotkania” - często jest mniej udane lub w ogóle nie dochodzi do skutku?
Rozważano także ewentualną organizację zjazdu w zajeździe „Kmicic” w Czerteżu. Rozmawiano także o zawartości biuletynu „Sztafeta pokoleń” i strony internetowej Stowarzyszenia, a także o sytuacji finansowej.

Stan naszego konta powoli, ale systematycznie rośnie. Zarząd przypomina, że wpłat można dokonywać na konto Stowarzyszenia w Podkarpackim Banku Spółdzielczym Oddział Sanok - numer konta 64 8642 1184 2018 0012 1154 0001. Jako nazwę odbiorcy należy wpisać: Stowarzyszenie Piotrowskich ze Strachociny z siedzibą w Domu Górnika w Strachocinie, 38-507 Jurowce.

*       *       *

Duża grupa potomków Stefana Piotrowskiego wzięła udział w Światowym Zjeździe Sanoczan. Nie tylko ci, mieszkający w Sanoku, czy w Strachocinie, ale także wielu mieszkających w odległych miejscowościach w Polsce. Wielu spotykało się ze swoimi kolegami z czasów szkolnych, spędzonych w sanockich szkołach średnich, m.in. Zbigniew Fryń-Piotrowski z Krosna, niezapomniany marszałek naszego Zjazdu w 2007 roku, obchodził z kolegami 60-lecie swojej matury w sanockim Liceum, spadkobiercy Gimnazjum im. Królowej Zofii. Na podstawie rozmów z uczestnikami Światowego Zjazdu można stwierdzić, że Zjazd podobał się i pozostawił miłe wspomnienia na długie lata.

*       *       *

W Strachocinie rodzina Fryniów obchodziła uroczyście 90-te urodziny Cecylii Radwańskiej z Fryniów-Piotrowskich, ostatniej żyjącej z siódemki dzieci Stanisława Frynia-Piotrowskiego i Marianny Galant, córki Michała i Katarzyny z Mieleckich. Cecylia doczekała się ze swoim mężem, Janem Bronisławem Radwańskim, trójki dzieci, szóstki wnuków i dziesiątki prawnuków (patrz - Nowiny Genealogiczne).

Piękną uroczystość Mamie zorganizowała córka Łucja i synowie, Andrzej i Stanisław. Udział w niej wzięli członkowie rodziny, dzieci Cecylii, wnukowie i prawnuki, a także bratankowie, Zbigniew Fryń-Piotrowski z Krosna z żoną i jego brat Marian, Prezes naszego Stowarzyszenia. Było tradycyjne „Sto lat”, życzenia zdrowia, pomyślności i dobrego humoru, takiego, jakim pani Cecylia cieszyła się przez całe dotychczasowe życie. Oczywiście, nie zabrakło tortu ze świeczkami, ogromnego bukietu róż i tradycyjnej lampki szampana. Całe spotkanie przebiegało w bardzo sympatycznej atmosferze. Jak odnotował nasz „korespondent”, najmłodsze pokolenie mogło naocznie przekonać się, że „grunt to rodzinka”, i co oznaczają więzy krwi, poszanowanie seniorów, oraz pewność, że właśnie rodzina stanowi oparcie dla swoich członków. Że rodzina jest najważniejsza.

*       *       *

1 listopada, w dniu Wszystkich Świętych, jak co roku przed tablicą pamiątkową na strachockim cmentarzu naszego przodka, Stefana Piotrowskiego, pojawiły się kwiaty i płonące znicze. Wszystkim, którzy pamiętali o uczczeniu pamięci Stefana serdecznie dziękujemy.

 

AKTUALNOŚCI

W dniach 20 - 23 czerwca w Sanoku odbył się Światowy Zjazd Sanoczan. Wzięli w nim udział nie tylko Sanoczanie z urodzenia, ale także Sanoczanie z miłości do tego wspaniałego miasta, utożsamiający się z Sanokiem i Ziemią Sanocką, mieszkający w tym mieście lub okolicach, w kraju i w szerokim świecie.

Organizatorami Zjazdu byli: Burmistrz Sanoka, Rada Miasta oraz Towarzystwo Przyjaciół Sanoka i Ziemi Sanockiej. Oficjalna inauguracja Zjazdu odbyła się na sanockim Rynku, w piątek 20 czerwca. Przed oficjalną inauguracją, ulicami miasta przeszła efektowna parada Sanockiej Młodzieżowej Orkiestry Dętej „AVANTI”. Po przemarszu orkiestry, na Rynku wszystkich uczestników Zjazdu powitali gospodarze grodu Grzegorza. Następnie odczytano list Prezydenta Rzeczpospolitej skierowany do czcigodnego grodu, jego mieszkańców i wszystkich uczestników Zjazdu, przyjęty gromkimi oklaskami. Po tym oficjalnym wstępie wykonano wspólną fotografię. Chwilę później uwagę zgromadzonych przykuła inscenizacja przejazdu orszaku ślubnego Króla Władysława Jagiełły i Elżbiety Granowskiej (trzeciej żony króla) z placu św. Michała na plac zamkowy. Pierwowzór przejazdu miał miejsce blisko 600 lat temu (w 1417 r.), po ślubie w kościele Św. Michała.

Na placu zamkowym zgromadzeni oklaskiwali różnorodne pokazy sanockiej młodzieży. Zaczęli mistrzowie władania chorągwią. Chwilę później, plac należał już do tancerzy. Przypodobać się królowi próbowali również młodsi i starsi rycerze.
Wcześniej rano, jeszcze przed oficjalną inauguracją na Rynku w budynku Rady odbyła się uroczysta sesja Rady Miasta. Od rana trwał także na Rynku, placu św. Michała i ul. 3-go Maja, kiermasz rękodzieła sanockich artystów i rzemieślników. A w Sanockim Domu Kultury rozpoczęła się konferencja naukowa pt. „Sanok - nasza tożsamość. Ludzie - Kultura - Środowisko”. W jej ramach referaty wygłosili: prof. F. Kiryk, prof. J. Lach, prof. A. Olejko, doc. dr S. Tab-kowski, dyr. MBL J. Ginalski, dr. W. Blecharczyk, M. Glinianowicz.

Po południu na Rynku odbył się koncert muzyczny zespołów, chórów i solistów - przedszkoli, szkół podstawowych, gimnazjów, liceów, uczniów PSM, studentów PWSZ, chóru „Gloria Sanociensis”. Otwarto także wystawę sanockich twórców. W sanockim Domu Kultury wystąpił popularny artysta kabaretowy Artur Andrus, który ciągle podkreśla na arenie ogólnopolskiej swoje związki z Sanokiem. Wieczorem miała miejsce premiera filmu o Sanoku, a na Błoniach odbyła się „Sanocka Watra” - ognisko z muzyką, śpiewami i grillem. Pierwszy dzień zamknął występ teatru ulicznego z Katowic „Gry i Ludzie”.

Drugi dzień Zjazdu miał trochę inny charakter, bardziej plenerowy. Część uczestników udała się na wycieczkę autokarową w Bieszczady. Część rozpoczęła na Białej Górze wycieczkę pieszą „Szlakiem Beksińskich”. W Skansenie miał miejsce „Zlot old-timerów” - motocykli i samochodów, które przejechały ulicami Sanoka na Rynek. W Skansenie trwały prezentacje kulinarne i grały kapele podwórkowe. Na stadionie „Wierchy” trwały zawody sportowe - lekkoatletyka i gry zespołowe. Gry zespołowe toczyły się także na „Orlikach” przy SP1 i SP4. Na Błoniach swoją sprawność prezentowali strażacy PSP Sanok i OSP Olchowce. W Muzeum Historycznym na Zamku trwała od rana Konferencja wielo-tematyczna z udziałem, m.in. prof. Z. Vetulaniego i Elżbiety Dzikowskiej. Po południu na Błoniach występowali artyści sanoccy w programie „Sanoczanie dla Sanoczan” z Marianem Kawskim, Damianem Kuraszem, Dominikiem Wanią, Bartoszem Głowackim, Kamilem Bartnikiem i Chórem PSM w Sanoku. Po nich wystąpiły zespoły „Skaldowie” i „Pod Budą”. A zakończył program pokaz efektów laserowych.

W trzeci dzień Zjazdu - niedzielę - uczestnicy wzięli udział w uroczystej Mszy Św. w kościele farnym w intencji Zjazdu. Po mszy na Rynku popis swojej sprawności pokazała orkiestra „AVANTI”. W tym czasie, od rana, w Skansenie trwała „Giełda Galicyjska” - kiermasz wyrobów regionalnych, występy kapel i zespołów ludowych. Po południu w Skansenie rozpoczęła się „Gala taneczno-muzyczna” zespołów SDK Sanok - „Flamenco”, Tańca Ludowego „Sanok”, Tańca Nowoczesnego „PRO.GRES” i „ConAmore”. Na Błoniach trwały prezentacje talentów uczniów gimnazjów i szkół średnich. Po nich prezentowały się sanockie zespoły: Raya Bell, Są Gorsi, Angela Gaber i Kretes. Wieczorem - zespół „Wanda i Banda” i „UK Legends”. Program na Błoniach zakończył pokaz sztucznych ogni. W SDK wystawiono sztukę „Igraszki z diabłem”.

W czwarty dzień - poniedziałek - o 12-tej na Rynku nastąpiło uroczyste pożegnanie i zamknięcie Światowego Zjazdu Sanoczan. Podczas pożegnania przyjęto „Apel na rzecz integracji Sanoczan”.

Przez całe cztery dni Zjazdu odbyło się także wiele imprez towarzyszących - wycieczki, wystawy, wernisaże grup artystów, warsztaty plenerowe, warsztaty tańca, zawody sportowe, pokazy sprawnościowe (ścianka wspinaczkowa, sporty walki), zawody wędkarskie, zawody strzeleckie, loty balonowe, itp. Zorganizowano je w różnych miejscach miasta, m.in. w budynku stacji kolejowej PKP. Zakłady „Autosan” zaprezentowały wystawę autobusów, wystawę miniatur pojazdów produkcji SFA, zdjęć z historii zakładu.

Zdaniem chyba większości uczestników (a może wszystkich?) Zjazd był bardzo udaną imprezą. Organizatorzy stanęli na wysokości zadania, a miasto Sanok zaskarbiło sobie szacunek i dozgonną przyjaźń uczestników.

*       *       *

W Humniskach k. Brzozowa na Podkarpaciu odkryto mineralną wodę alkaliczną JAVA. Takich wód jak woda JAVA jest na świecie tylko kilka. Jest to woda o pH ponad 9,2 i ujemnym potencjale redox (-570mV przy źródle). W Europie wody o pH powyżej 9 nie ma nigdzie, w USA jest tylko jedna, woda Evamor, też o pH równym 9,2. Taka woda jest polecana dla osób cierpiących na zgagę, nadkwaśność, przy migrenie, na chorobę wrzodową bądź refluks, czyli schorzenie, polegające na nieprawidłowym cofaniu się kwaśnej treści żołądkowej do przełyku. Także na choroby metaboliczne (jak dna moczanowa, cukrzyca typu 2), na wspomaganie procesu leczenia chorób nowotworowych, na przewlekłą niewydolność nerek. Woda alkaliczna jest również wspaniała na wyprawy w góry i podczas uprawiania sportu, na zakwaszenie mięśni jak i na tzw. ”zespół drugiego dnia” (czyli po przedawkowaniu alkoholu).

*       *       *

W Piwnicy Pod Cieniami w Krośnie można było oglądać wystawę z cyklu "Od ucznia do mistrza". Poświęcono ją tkactwu, kiedyś najważniejszemu dla miasta rzemiosłu. Właśnie warsztatowi tkackiemu Krosno zawdzięcza swą nazwę. To tutaj ma korzenie piękna legenda o dworskich pannach zaklętych w skały za karę, że tkały w święto. To właśnie płótna krośnieńskie w XVI i XVII w. znane były szeroko w całej Europie. Wreszcie - to tutaj działał wynalazca Jan Szczepanik, i powstała Krajowa Szkoła Tkacka oraz Zakłady Przemysłu Lniarskiego. Klamrą spinającą całość jest Międzynarodowe Biennale Artystycznej Tkaniny Lnianej pt. "z krosna do Krosna", które wskrzesza i pielęgnuje te wielowiekowe tradycje.

Historię tkactwa w Krośnie rozpoczyna prymitywna obróbka lnu w dawnych gospodarstwach domowych, przy użyciu takich narzędzi jak wrzeciono czy kołowrotek. Za sprawą kronikarza Marcina Bielskiego wiemy, że Podkarpacie już w czasach wczesnopiastowskich słynęło ze swych tkanin. Pisał on, że "mieszkańcy Podgórza kądziel dobrze przędą i przeto płócien z Podgórza u nas bywa najwięcej". Z chwilą powstania miasta rozpoczęły działalność cechy rzemieślnicze. Ze wspólnego pnia rozwinęły się w średniowieczu dwie główne gałęzie rzemiosła tkackiego, sukiennictwo, którego głównym surowcem do produkcji była wełna, oraz płóciennictwo, tworzące tkaniny z włókna lnianego i konopnego. W XVII w. praktycznie tkactwo cechowe w Krośnie już nie funkcjonowało, ale nie zniknęła umiejętność tkania. Przeniosła się jednak do okolicznych wsi, gdzie w dalszym ciągu uprawiano len - w okolicy Krosna było kilka tysięcy takich warsztatów domowych.

Tkactwo odrodziło się w XIX wieku. Zaczęło się od pod-krośnieńskiej Korczyny, gdzie prężnie działali tkacze - stworzyli nawet Towarzystwo Tkaczy, za sprawą, którego najpierw w Korczynie, a po dwóch latach w Krośnie powstała Krajowa Szkoła Tkacka. W Krośnie rozwinął się przemysł, powstała fabryka blichu i apretury, później przekształciła się w tkalnię mechaniczną. Potem był okres pewnego przestoju i dopiero w latach 30-tych rozwinął się prawdziwy przemysł tkacki. W "Lniance" pracowano wtedy na trzy zmiany. W czasie okupacji Niemcy nie wywieźli stąd maszyn, a wręcz przeciwnie - doposażono fabrykę, bo wykonywano tu ogromne zamówienia dla wojska. Po wojnie rozpoczął się powolny upadek krośnieńskiego tkactwa. Po upadku "Lnianki" najlepsze maszyny z Krosna wraz ze specjalistami wróciły do Mysłakowic i Kamiennej Góry, skąd przyjechały w latach 40-tych.

Historię tkactwa w Krośnie można zamknąć w cezurze dwóch dat. Początek to rok 1367, kiedy oficjalnie w dokumentach potwierdzono istnienie w Krośnie kramów sukienniczych i smutny rok 1997, w którym zakończono proces likwidacji Zakładów Przemysłu Lniarskiego Krosnolen.

*       *       *

„Galicyjski Rynek” w sanockim Skansenie został podwójnym laureatem ogólnopolskiego konkursu „Polska Pięknieje – 7 cudów Funduszy Europejskich”. Nagrodę z rąk wicepremier Elżbiety Bieńkowskiej odebrał podczas Gali wręczania nagród w dniu 29 maja 2014 roku, w Sali Kinowej Ministerstwa Infrastruktury i Rozwoju, dyrektor Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku, Jerzy Ginalski. „Galicyjski Rynek” został doceniony zarówno przez Kapitułę Konkursu, która przyznała mu 1. miejsce w kategorii Obiekt Turystyczny, jak i przez głosujących, dzięki którym zdobył główną Nagrodę Internautów.

Szczególnie ta ostatnia jest niezwykle ważna, gdyż potwierdza trafność i celowość zrealizowanej inwestycji oraz jej pozytywny odbiór wśród zwiedzających. Do siódmej już edycji tego prestiżowego konkursu zgłoszono 273 przedsięwzięcia, spośród których Kapituła wskazała 18 projektów nominowanych w 7 kategoriach (kategorię „Obiekt turystyczny” reprezentowało 48 projektów). Celem konkursu było wyłonienie i nagrodzenie najlepszych przedsięwzięć współfinansowanych z Funduszy Europejskich, dotyczących rozwoju turystyki, infrastruktury sportowej i rekreacyjnej, zagospodarowania przestrzeni publicznej oraz rewitalizacji. Galicyjski Rynek w Sanoku był jedynym nagrodzonym projektem w Polsce południowo-wschodniej. Do tej pory odwiedziło go ponad 350 tysięcy gości.

*       *       *

W Jaśle odbyły się IX Międzynarodowe Dni Wina. Uroczystości skoncentrowały się w dwóch miejscach miasta - na rynku i na Placu Bartłomieja. Na rynku odbyły się imprezy „oprawy” - koncerty zespołów muzycznych, projekcja filmu, teatr uliczny, kiermasz rękodzieła. Na Placu Bartłomieja miała miejsce prezentacja polskich regionów winiarskich, połączona z degustacją win, ekspozycja akcesoriów i sprzętu winiarskiego, oraz prezentacja produktów spożywczych, takich jak: sery, wędliny, pieczywo, oliwa z oliwek, itp.

W imprezie wzięło udział 20 producentów polskich win i importerzy win z całego świata, którzy zaprezentowali na 40 stanowiskach ponad 300 gatunków win. Współorganizatorami imprezy były: Stowarzyszenie Winiarzy Podkarpacia oraz Jasielskie Stowarzyszenie Winiarzy „Vinum Pro Cultura”. Okolica Jasła staje się prawdziwym zagłębiem winiarskim, jednym z największych winiarskich regionów w Polsce. Najnowszą inicjatywą wspomnianych powyżej winiarskich stowarzyszeń jest turystyczny Jasielski Szlak Winny, który obejmuje dziewięć winnic w najbliższej okolicy miasta.

 

 

Z HISTORII

Moja „Kronika” – Stanisław Berbeć-Piotrowski
 
Odcinek IX

Poniżej przedstawiamy kolejny fragment „Mojej Kroniki” p. Stanisława Berbecia-Piotrowskiego. Tym razem jest to odcinek zawierający zapisy wydarzeń w Strachocinie w pierwszym okresie II wojny światowej.

Kronika wydarzeń

Rok 1940

„Wsypa” i aresztowanie członków Organizacji Podziemnej w Strachocinie.

Organizację Podziemną w Strachocinie utworzył Stanisław Pielech w listopadzie 1939 roku. Stanisław służbę wojskową odbył w 2-gim Pułku Strzelców Podhalańskich w Sanoku i do rezerwy został przeniesiony w stopniu kaprala. Podczas służby w pułku poznał sierżanta Franciszka Kozaka. W listopadzie 1939 roku spotkał go w Sanoku. Sierżant Kozak zaproponował Pielechowi utworzenie na terenie Strachociny Organizacji Podziemnej do walki z niemieckim okupantem. Stanisław Pielech wyraził zgodę i rozpoczął werbunek. W ten sposób utworzył oddział Organizacji w Strachocinie. Jej trzon stanowiło dziewięciu członków: Tadeusz Dąbrowski, Józef Michalski, Jan Kwolek, Stanisław Pielech (komendant), Władysław Pielech, Franciszek Piotrowski, Stanisław Piotrowski (autor Kroniki – red.), Józef Szymański i Piotr Woźniak. W późniejszym okresie organizacja miała się rozrastać. Początkowo na uzbrojeniu oddziału był jeden karabin KB, jeden pistolet colt z dorobionymi nabojami i dwa granaty obronne. Z biegiem czasu oddział miał otrzymać dodatkowe uzbrojenie. Czterech członków oddziału miało przeszkolenie wojskowe, pięciu – nie. Działalność Organizacji początkowo ograniczała się do szkolenia wojskowego członków nie posiadających takiego przeszkolenia, do kolportowania wśród mieszkańców wsi wiadomości radiowych przekazywanych przez sierżanta Kozaka, do organizacji oporu w dostawach kontygentów Niemcom i w wyjazdach na roboty przymusowe do Niemiec. Zebrania członków Organizacji odbywały się przeważnie w domu komendanta, Stanisława Pielecha, pod przykrywką nauki gry na instrumentach muzycznych wiejskiej kapeli.

W kwietniu 1940 r. Tadeusz Dąbrowski oświadczył nam, że zamierza przekroczyć granicę i udać się na Węgry, a z Węgier do Francji. Do Tadeusza, do Strachociny przyjechał kolega szkolny (czy znajomy?) – Tadeusz uczęszczał do Gimnazjum w Sanoku, a później w Starym Sączu. Tadeusz przyjął kolegę bardzo gościnnie, zatrzymał go nawet dwa dni w swoim domu. Wynajął furmankę, żeby odwiozła go do Sanoka. Chciał się z kolegą pożegnać w Strachocinie, ale ten nalegał, aby go odwiózł do Sanoka, sugerując, że jeszcze porozmawiają podczas jazdy, a później Tadeusz furmanką wróci do domu. Tadeusz uległ namowom i pojechał do miasta. W Sanoku kolega zaproponował Tadeuszowi wizytę w knajpie i wypicie jeszcze piwa. Woźnicę poprosił, żeby zaczekał trochę na Tadeusza. Niestety, woźnica nie doczekał się Tadeusza do zmroku, więc wrócił sam do Strachociny. Po trzech dniach dowiedzieliśmy się, że Tadeusz znajduje się w więzieniu w Sanoku. Pomyśleliśmy, że widocznie został ujęty razem z kolegą przy przekraczaniu granicy i wylądowali w więzieniu. Dlatego nie zwiększyliśmy czujności licząc, że sprawa nie dotyczy bezpośrednio Organizacji.

16 maja 1940 r. godz. 02.30.

Drogą z granicznego wzgórza „Widacz” pomiędzy Strachociną a Bażanówką, cichutko, z wygaszonymi silnikami, suną ciężarowe samochody kryte czarnymi plandekami, tak zwane „czarne budy”. Zatrzymują się na skraju wsi. Ludzie o tej porze smacznie śpią. Nawet psy już zmęczone całonocnym czuwaniem zmrużyły oczy. Słuch ich i węch już słabo reagują na to, co się wokół nich dzieje. Nie śpi tylko dozorca, który pełni służbę obok kancelarii i magazynu Kopalni Strachocina, znajdujących się w górnej części wsi. Tym dozorca jest mój ojciec (Władysław Berbeć-Piotrowski – red.). Akurat w tym czasie wyszedł na drogę i widzi z daleka te samochody sunące cicho z „Widaczu”.

Samochody zatrzymują się, jeden z gestapowców idzie do domu Teofila Cecuły i zabiera jego córkę, młodą dziewczynę Janinę. Ma ona służyć za przewodnika i wskazywać domy mieszkalne osób znajdujących się na ich liście. Ta dziewczyna mieszka w trzecim domu od mojego rodzinnego. Wystraszona idzie posłusznie z gestapowcami. Nie wie, że na tej liście są nazwiska członków strachockiej Organizacji Podziemnej. Najpierw idą do domu Piotrka Woźniaka. Piotrek dostał kartę z nakazem wyjazdu na roboty do Niemiec, ale nie podporządkował się nakazowi i nie pojechał. Gestapowcy otaczają dom. Łomoczą do drzwi. Otwiera jego szwagier Paweł Ząbkiewicz, pytają o Piotrka. Piotrek śpi w stodole. Nic nie przeczuwa. Szwagier woła go, Piotrek się odzywa. Gestapowcy otaczają stodołę i zabierają go. On jest przekonany, że zabierają go na wywózkę do Niemiec.

Mój ojciec widząc, że gestapowcy prowadzą Piotrka i idą w dół wioski biegnie do domu, żeby mnie obudzić. Nasz dom jest vis a vis domu Piotrka, po przeciwnej stronie drogi, w odległości około 250 m. Budzi mnie i woła: „Staszek! Wstawaj i uciekaj, bo Niemcy łapią na roboty, Piotrka Woźniaka już wzięli”. Ja byłem bardzo zmęczony i śpiący, bo koło północy przyszedłem z Jaćmierza. Odpowiadam Ojcu, że mnie nie wezmą, bo ja pracuję na Kopalni i nie mam karty na wyjazd do Niemiec. Ojciec odchodząc mówi: „Jednak wstań i idź w pole”. Ojciec wyszedł, a ja … zasnąłem.

Niemcy poszli z przewodniczką i Piotrkiem w dół wioski. Korzystając z chwilowej nieuwagi gestapowców dziewczynie udało się zbiec. Gestapowcy wzięli w jej miejsce Michała Ćwiąkałę, który lepiej zna wieś. Następny na liście jest Józek Michalski. Józek śpi w domu, gestapowcy go aresztują. Józkowi Szymańskiemu, obudzonemu przez sąsiadkę Patronik, udaje się uciec przez okno w pole. Jak go gestapowcy zauważają, jest już w bezpiecznej odległości. Niemcy strzelają za nim, a nawet próbują gonić go samochodem po polnej drodze, ale udaje mu się zbiec. Franka Piotrowskiego wyprowadzają gestapowcy z domu. Aresztują także Stanisława Piotrowskiego „Błaszczychę”, Stanisława Pielecha „Maciusia” i Władysława Pielecha „Warycza”. We wsi jest więcej osób o tych samych nazwiskach i imionach. Mówią o tym gestapowcom ci trzej ostatnio aresztowani.

W tym czasie, gdy gestapowcy aresztowali osoby w środkowej i dolnej części wsi mój Ojciec zaniepokojony przyszedł jeszcze raz do domu (było to blisko od kancelarii gdzie dyżurował), aby zobaczyć czy wyszedłem. Zobaczywszy mnie, już zdenerwowanym głosem zaczął robić mi wymówki. Wstałem szybko z łóżka, włożyłem ubranie wojskowe, wciągnąłem na nogi buty „saperki”, czapkę wojskową „polówkę”, a na wierzch kurtkę cywilną, bo ranek był chłodny, i poszedłem na podwórze sąsiada Ludwika Radwańskiego. Zobaczyłem go na polu i powiedziałem, że gestapowcy „łapią ludzi” i ja idę w pole. Pytam: „Idziesz?”. Odpowiada: „Nie”. Na to ja: „Jak chcesz, ja idę”. Na to on: „To zaczekaj, wezmę buty i kurtkę”. Uszliśmy kilkanaście kroków i ja oglądnąłem się. Zobaczyłem w naszym ogrodzie gestapowca w mundurze i hełmie, który prawą ręką kładł karabin na płocie, a drugą podniósł w górę i krzyknął „Halt!”. Był oddalony około 35 m od nas. Krzyknąłem: „Ludwik, Niemcy!” Ruszyliśmy biegiem. Padł strzał. Pocisk gwizdnął mi koło ucha. Drugi strzał. Znowu pocisk bzyknął. Myśl moja pracuje błyskawicznie. „Stań bo cię zabije”. „Nie” – coś mi szepcze. „Uciekaj”. Te myśli to ułamki sekundy. Już jesteśmy za mostkiem. Zbaczam w prawo – w skos. Nad strumykiem rosną olchy. Stare i młode. Będą mnie częściowo zasłaniać. Ludwik ucieka wprost swoją drogą.

Już jestem oddalony od strzelającego gestapowca o jakieś 50 m. W biegu oglądam się. Za mną w odległości 30 – 35 metrów też ucieka jakiś cywil. W długim czarnym płaszczu, z kapeluszem w ręku. Ucieka moim śladem. Pewno ktoś z Bażanówki, myślę. Uciekając cały czas oglądałem się. Widzę, że Ludwika ściga gestapowiec w mundurze i hełmie. W tym momencie słychać strzały gdzieś koło „Górki” i słychać warkot samochodu. Już jestem na łące gromadzkiej. Uciekam skosem, na pole „z Górki”. Boże, żeby chociaż nie wyjechali samochodem na drogę z „Górki” i nie przecięli mojej trasy ucieczki. Cywil ucieka też w dalszym ciągu. Trzymamy jednakową odległość. Dobiegam drogi, przecinam ją. Jestem ogromnie zmęczony. Serce bije jak młotem. Płuca z trudem wciągają powietrze. Strach paraliżuje nerwy. Już nie mogę biec. Przecież to wyścig ze śmiercią. Jestem na polu „z Górki”, oglądam się i widzę, że uciekający cywil też jest bardzo zmęczony i zaczyna za mną iść krokiem. Zwalniam i ja, ale cały czas mam głowę odwróconą do „tyłu”. Przychodzi mi myśl: „A może on mnie ściga?” Idziemy krokiem może 10 m. Cywil zaczyna biec, ja też. On zwalnia, ja też. On biegnie i ja biegnę. I wtedy już wiedziałem, że to gestapowiec.

Jesteśmy już na polach Sitków. Las niedaleko. Wiedziałem, że on nie zbliży się do lasu. W stronę lasu swoją drogą jedzie koniem na oklep Ludwik Adamiak. Przebiegam niedaleko niego. Wiem, że mnie poznał. Cywil zatrzymuje się, rozmawiają. Nie wiem o czym. Oddaliłem się od nich około 50 m, stanąłem ciężko oddychając. Później dowiedziałem się od Adamiaka, że cywil pytał go po polsku, wskazując na mnie rewolwerem: „Co to za jeden? Jak się nazywa?”. Adamiak tłumaczył się, że mnie nie zna, bo on pochodzi z Pakoszówki i od niedawna mieszka w Strachocinie. Cywil groził mu pistoletem. Po chwili gestapowiec zawrócił, a ja poszedłem do lasu.

W tym czasie, gdy nas ścigano, inni gestapowcy okrążyli mój dom. Ojciec znowu przybiegł do domu słysząc strzelaninę. Gestapowiec przystawił mu lufę karabinu do piersi i pytał: „Gdzie syn?”Niemcy nie wiedzieli, kogo ścigali i do kogo strzelali. Być może gestapowiec strzelający z tak małej odległości i z „podpórki” nie chciał zabić? A może ręka mu drgnęła? Było nie dalej niż 30 – 35 m. A było to 16-tego maja, Świętego Andrzeja Boboli. Po powrocie z pościgu cywil-gestapowiec powiedział do moich rodziców: „Idźcie ich sprzątnąć, jeden leży w potoku pod lasem, drugi za górą”.

Gdy gestapowcy dowiedzieli się od aresztowanych, że we wsi jest więcej mężczyzn o tym samym imieniu i nazwisku, przyszli pod dom drugiego Stanisława Pielecha i aresztowali go. Ten drugi to był komendant naszej Organizacji. Z dużym opóźnieniem przyszli i po mnie – gdyby przyszli wcześniej byłbym aresztowany. Omyłkowo aresztowali także Władysława Pielecha „Warycza”, starszego mężczyznę. Właściwy Władysław Pielech – członek naszej Organizacji, zdołał uciec. Wszystkich aresztowanych przywieziono do szkoły w Strachocinie. Tam odbyło się wstępne przesłuchanie połączone z biciem. Następnie przewieziono ich do więzienia w Sanoku. Aresztowani nie przyznawali się do przynależności do Organizacji Podziemnej. Po trzech dniach omyłkowo aresztowanych wypuszczono na wolność.

(Stanisław Błaszczycha-Piotrowski uratował się przed wywózką do obozu dzięki temu, że w śledztwie konsekwentnie nie przyznawał się do udziału w Podziemnej Organizacji, udawał prymitywnego „wiejskiego przygłupa”, jak później opowiadał, a od znajomych Stanisława w hurtowni Spółdzielni „Samopomoc Chłopska” w Sanoku do sanockiego Gestapo wędrowały łapówki, głównie w postaci żywności. Stanisław był pracownikiem „Samopomocy Chłopskiej”, dowoził towar z hurtowni do sklepu w Strachocinie, stąd ci znajomi. Niemcy utrzymali działalność „SCh”, pozwalała im na łatwiejsze kontrolowanie gospodarki wsi. Stanisław wrócił do domu niemiłosiernie pobity, całe plecy miał dosłownie granatowe. Do wspomnień z trzydniowego pobytu w rękach Gestapo niechętnie wracał do końca życia – red.).

Po dwóch i pół miesiąca, w wyniku starań o zwolnienie, został zwolniony Piotr Woźniak. Wrócił do domu 1 sierpnia 1940 r. Wieść niosła, że pomogły pieniądze, które ojciec Piotra przywiózł z Argentyny, gdzie pracował na nie długie lata. Pozostali trzej aresztowani przebywali w więzieniu sanockim trzy miesiące. Później przetransportowano ich do więzienia w Tarnowie, a po kilku tygodniach wywieziono ich do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu (Auschwitz). Byli to: Józef Michalski, numer obozowy 3668, Stanisław Pielech, numer obozowy 3620, i Franciszek Piotrowski (Franciszek „Błażejowski”-Piotrowski, syn Władysława – red.). Jedynie Józef Michalski przeżył obóz. Odzyskał wolność podczas ewakuacji Oświęcimia, pieszego marszu w „nieznane”.

Stanisław Pielech 30 sierpnia 1940 r. został 30 sierpnia przewieziony z Tarnowa do Oświęcimia. Tam przebywał do 25 czerwca 1943 r., kiedy został wywieziony do obozu w Bergen-Belsen. Tam otrzymał numer obozowy 76056. Z Bergen-Belsen został wywieziony 29 lutego do obozu Sachsenhausen. 13 listopada 1944 r. został przeniesiony do obozu Buchenwald (nr obozowy 95455), gdzie zmarł w lutym lub marcu 1945 roku. Informacje te pochodzą z Polskiego Czerwonego Krzyża (Warszawa 18.01.1950r. – Podstawa: Oryg. Kartot. Ob. Buchenwald . Dz. str. B. Inf. 8379).

Tadeusz Dąbrowski, od którego wszystko się zaczęło, został aresztowany przez Gestapo i osadzony w więzieniu w Sanoku 9 maja 1940 r. o godz. 18-tej. Został wywieziony do więzienia w Tarnowie w dniu 9 sierpnia 1940 r., a następnie do obozu w Oświęcimiu. Zmarł po 6-cio miesięcznym pobycie w obozie. Jak się okazało, kolega Tadeusza był agentem Gestapo. Prawdopodobnie Tadeusz zwierzył się koledze, że w Strachocinie istnieje Organizacja Podziemna i on do niej należy.

c d n      

 

 

Strachockie młodzieżowe „Opłatki”   –   ks. Kazimierz Piotrowski „z Kowalówki”

Odpowiadając na apel Redakcji „Sztafety” kreślę poniżej garść wspomnień o sympatycznym zwyczaju, jakim były strachockie młodzieżowe „Opłatki” w czasach mojej młodości.

Chyba nigdy nie dojdziemy, kto był ich inicjatorem. Wiadomo, że po wojnie, olbrzymią falą, młodzież Strachociny wyruszyła do swojego powiatowego miasta – Sanoka, by tam podjąć naukę w szkołach średnich. Było ich kilka i wszystkie stały na wysokim poziomie. Licea, zarówno męskie jak i żeńskie, miały szczególną renomę, ale nie ustępowały im: Szkoła Handlowa i Technikum Samochodowe. Zdaje się, że Piotrowscy najliczniej korzystali z Liceum.
Brak połączenia komunikacyjnego okolicznych wiosek z Sanokiem zmuszał uczniów szkół średnich do zamieszkania w internatach. Warunki bytowe w nich były bardzo skromne, pozwalały jednak na wykorzystanie wyznaczonych godzin, by ugruntować i poszerzyć wiadomości zasłyszane w szkole. Na rozrywki nie było za wiele czasu. Nie brakowało jednak różnego rodzaju młodzieńczych „psikusów”.
„Opłatek” był nie tylko swoistą rozrywką, za którą oglądały się młode serca, ale jeszcze czymś więcej. W którym roku miała miejsce pierwsza impreza „opłatkowa” – nie podobna jest dziś ustalić, najprawdopodobniej był to koniec lat czterdziestych. Nie sposób też wskazać – jak zaznaczyłem na wstępie – kto pierwszy wpadł na pomysł zorganizowania takiej imprezy.
Idea była wyjątkowo szczytna. Chodziło przede wszystkim o uhonorowanie rodziców kształcącej się młodzieży i wyrażenie im wdzięczności za wysłanie swych dzieci na drogę zdobywania wiedzy.

Z jakich elementów składał się opłatek?
Czymś zasadniczym była jakaś skromna sztuka sceniczna, najczęściej komedyjka, która bawiła gości i pokazywała uzdolnienia, również aktorskie, strachockiej młodzieży.
Oglądanie się za odpowiednim tekstem miało miejsce daleko wcześniej i należało do starszej młodzieży. W grudniu role były już rozpisane i porozdawane, wszak pierwsza próba miała miejsce zaraz na początku ferii czyli dwa dni przed Świętami Bożego Narodzenia. W czasie dni wolnych, tych prób nie mogło być za wiele, wszak ferie to tylko dwa tygodnie. Zapamiętanie tekstów dla zdolnej młodzieży nie przedstawiało większych trudności. Kilka prób i sztuka była gotowa.
Przygotowania, a potem cała impreza, odbywały się w budynku szkoły podstawowej – oczywiście za zgodą kierownika szkoły. Tu bowiem była skromna scena z kurtyną i kulisami.

Drugim elementem „opłatka” było „przyjęcie” z poczęstunkiem przy rozstawionych w jednej z klas stołach. Nie było jakiegoś dania „na gorąco”, bo to byłoby zbyt kłopotliwe, ale nie brakowało kanapek i smacznych ciast, o które postarała się młodzież upraszając swoje Mamy, by coś smacznego upiekły. Dla starszych było trochę alkoholu, ale nigdy nie dochodziło do upicia się kogokolwiek.
Cały ciężar obsługi gości spadał na młodzież, która wszystko robiła, by goście byli zadowoleni, uszanowani i odpowiednio ugoszczeni. Oprócz rodziców uczącej się młodzieży, uczestnikami „opłatka” byli goście zaproszeni spoza ich grona – miejscowi nauczyciele, lokalne władze i inne osobistości znaczące w środowisku.

Nie trzeba dodawać, że impreza opłatkowa cieszyła się wielkim uznaniem ze strony starszych, którzy byli dumni z takiego wyczynu młodych ludzi. Przygotowanie i cała impreza pociągała pewien wysiłek ze strony młodzieży, ale satysfakcja była nagrodą i rekompensatą za poniesiony trud. „Opłatek” odbywał się zawsze w pierwszą niedzielę po Nowym Roku.
Rzecz jasna, że do młodzieży należało zrobienie porządku w szkole po jego zakończeniu. Gdy wszystko było już zrobione, młodzież urządzała sobie skromną dyskotekę i chyba już myślała o nowej sztuce scenicznej na przyszły rok.
 
Iwonicz, październik 2012r.

Kazimierz Piotrowski „z Kowalówki”,
uczestnik „opłatków” w latach 1953 - 57

Od Redakcji:

Tematem spotkań opłatkowych strachockiej młodzieży staraliśmy się zainteresować co najmniej szóstkę ich uczestników. Prosiliśmy o szerszy opis tych spotkań. Były one bardzo ciekawym, sympatycznym zwyczajem, szkoda, że zwyczaj ten trwał tak krótko.
Na naszą prośbę odpowiedział w miarę wyczerpująco jedynie ks. Kazimierz z Iwonicza. Inni zasłaniali się słabą pamięcią, dorzucali jedynie pojedyncze fakty.
Wspólnie udało się ustalić, że początki spotkań opłatkowych sięgały roku 1948, a zaniechano ich organizacji prawdopodobnie w 1958 roku, tak więc zwyczaj ten miał zaledwie dziesięcioletnią tradycję, ale warto zachować pamięć o nich.

Najlepiej zachowały się w pamięci uczestników sztuki sceniczne. Czasem były to Jasełka. Jedna z uczestniczek przypomina sobie rolę Sumienia króla Heroda. Głośnym szeptem, słyszalnym na całej sali, sączyła mu do ucha „rady”. Innym razem było to przedstawienie zawierające elementy „morskie”. Morskie fale odtwarzało kołysane niebieskie prześcieradło. Tadeusz Cecuła („Car”), późniejszy organista, śpiewał nastrojową ludową piosenkę „Hej, ty Wisło, modra rzeko pod lasem …”, a jego „kompan”, Tadeusz Winnicki (syn Zofii z Piotrowskich) łobuzerską piosenkę o skocznej melodii.
Tadeusz Winnicki był czołowym aktorem tego uczniowskiego „teatrzyku” przez cztery lata nauki w sanockim liceum. Był już wtedy prawdziwym rutyniarzem, występował także w strachockim „dorosłym” teatrze, obok takich mistrzów strachockiej sceny jak Józef Radwański, Józef Piotrowski „z Kowalówki”, czy Józef Janik. Poniżej zdjęcie grupki organizatorów jednego z „opłatków” - zdjęcie zrobiono ok. 1955 r.

Od lewej stoją: Stanisław Hoszowski, Daniela Dąbrowska, Tadeusz Winnicki (lekko z tyłu), Czesława Pielech, Władysław Radwański „Starzyński”, Anna Radwańska „z Rzeźnikówki”, Józef Błaszczycha-Piotrowski. Z klęczących obiekt „fotoreportera” uchwycił tylko Tadeusza Cecułę „Cara” i Annę Pielech. Z tyłu widać starą szkołę rozebraną w 1993 r. po wybuchu gazu.

 

Garść wspomnień z przeszłości   -   Józef Błaszczycha-Piotrowski

Poniżej przedstawiamy ciekawy (z różnych względów) fragment wspomnień otrzymanych od p. Józefa Błaszczychy-Piotrowskiego z Rzeszowa, opowiedziany bardzo charakterystycznym dla niego językiem.
Tym razem dotyczy on uroczych czasów jego wczesnej młodości w Strachocinie.

Koncert na kowadle

W poprzednim odcinku swoich wspomnień opowiedziałem o kuźni u Błaszczychów. Kuźni tej już dawno nie ma. Tak dawno, że wiele, nawet odpowiednio dorosłych, osób zapomniało o jej istnieniu. A o tym świadczyło jeszcze do 50-tych XX wieku kowadło, które stało długi czas pod okapem stodoły. Pamiętam jak popisywali się kawalerowie przychodzący do Hanki Błaszczychy Piotrowskiej z wódką, a właściwie z beczką piwa, jak to było w Strachocinie, idąc w „swaty”. Raz kiedyś przyszła jedna grupa tocząc beczkę drewnianą przez nasz ogród. Jak zwykle, mój tato, który miał w prowadzonym przez siebie sklepie tzw. „pipę”, czyli specjalne mosiężne urządzenie, rodzaj pompy do serwowania (nalewania) piwa z beczki, zamontował ją tej grupie w beczce, korzystając przy okazji, by się napić w lecie zimnego piwa. Nie wiem ile lat wtedy mogłem mieć, mogła to być już średnia szkoła. W każdym razie ja ze swoją beczką piwa jeszcze do dziewczyny nie chodziłem. Ale byłem obserwatorem właśnie tej „libacji” piwnej w wykonaniu grupy Tadka Dąbrowskiego. Był tam też Romek Piotrowski. Przyszedł też Kazik Kucharski, który uchodził za „okrutnego chojraka”, z charakterem, i za wielkiego siłacza. Doszło do popisów siłowych przed damą, czyli Hanką. Najsilniejszym z konkurentów okazał się oczywiście Kazik Kucharski, który jako jedyny potrafił kowadło, stojące niedaleko miejsca, gdzie trwała „libacja”, podnieść ponad głowę. Tadek Dąbrowski, Romek i inni podnosili ciężar tylko do piersi, a ja i moi rówieśnicy, jak Tadek Winnicki (dopuszczeni do konkursu) zdołaliśmy tylko wyprostować nogi w kolanach i nie daliśmy rady podnieść ciężaru nawet do pasa.

Na kowadle tym, nauczony przez stryjka Staszka, a także przez mojego tatę, wygrywałem różne proste melodie uderzając w stojące już pod ścianą stodoły kowadło młotkiem, bądź żelaznym zębem brony, w różne jego miejsca. Te uderzenia, a to w szpiczasty koniec kowadła, a to w jego podstawę, w płaską część czy też w sam środek, jednym słowem w różne miejsca, wydobywały z kowadła różne dźwięki. Raz wysokie na szpiczastym czubku, to znów niskie u jego podstawy tak, że z dźwięków, które wydawało uderzane kowadło można się było domyślić raczej melodii niż usłyszeć, np. „Wlazł kotek na płotek”, „Kiedy ranne wstają zorze” czy też „Lulajże Jezuniu”.

Oczywiście byłem jeszcze początkującym „Jankiem Muzykantem” i w tych melodiach więcej było rytmu, do czego zawsze miałem smykałkę (np. w tańcu), niż melodii. Starałem się jednak jak mogłem, pilnie ćwicząc by wyjść na wirtuoza, a to „grając” w trakcie powrotu z krowami z pastwiska, a to wracając z pracy w polu, czy też w drodze (gościńcem) powrotnej z kościoła. Dziwnie brzmiało to „kucie” w kowadło, czyli moje występy indywidualne, np. w niedzielę wielkanocną, kiedy „kułem” np. „Wśród nocnej ciszy”, a tu jest prawie po „rezurekcji”. Już sama ta moja gra tak denerwowała babkę Paulinę, że robiła wszystko, co w jej mocy, aby mnie odwieść od ćwiczeń muzycznych w obawie, że faktycznie mógłby ze mnie jakiś tam „Janko Muzykant” kiedyś wyrosnąć, a nadto darząc mnie wyjątkową niechęcią i brakiem sympatii, przeganiała mnie z podwórka z taką zapalczywością i gniewem, że tę niechęć wyrażała rzucaniem we mnie, a to patykami czy drewnem do palenia pod kuchnią, a to goniła mnie z pomyjami w misce lub świeżo zerwanymi pokrzywami. Przypomnę, że największy „lans” w tym czasie to były krótkie spodnie, co w zestawieniu ze świeżą pokrzywą dawało opłakane skutki.

Zabiegi babki były na tyle skuteczne, że z Kazkiem Piotrowskim zrobiliśmy sobie pod jego stodołą dwa inne instrumenty, na których już granie lepiej nam wychodziło, a co najważniejsze, w czasie „koncertów” nikt nas nie oblewał pomyjami, ani nie rzucał w nas, co tam miał pod ręką. A swoją drogą, skąd babka, będąc rodowitą Strachoczanką, nabrała takich światowych manier i ogłady, i wiedziała, że w kierunku kiepskich artystów na scenie rzuca się np. pomidorami, jajkami, itp.

Jeden ze skonstruowanych przeze mnie z Kazkiem „instrumentów” to był „butelkofon”. Proste urządzenie, ale jakie skuteczne. Otóż osiem butelek po wódce lub winie tej samej pojemności i tego samego kształtu, jednym słowem, takich samych, przez wlanie do każdej odpowiedniej ilości wody stroiliśmy (nie jestem fachowcem od nut, więc będę błądził) w gamę, czyli do tonów „do, re, mi’ …” i tak dalej, i po powieszeniu tak dostrojonych butelek na sznurku za szyjki w rzędzie na jakimś poziomym drągu mieliśmy instrument do gry na parę dobrych dni jak znalazł.

Kazek był wirtuozem jednej szczególnie piosenki. Otóż świetnie śpiewał piosenkę zaczynającą się od słów „Jedzie ułan w las, krew mu cieknie z ran …itd.” akompaniując sobie na „butelkofonie”. Później usprawniliśmy ten wynalazek dodając, tak na słuch, jeszcze do całych nut pół nuty, czyli dołożyliśmy trochę więcej butelek o innych tonach, w środek pomiędzy tam już wiszące „do, re, mi …”.

Oprócz „butelkofonu”, na podobnej zasadzie, ale już bez wieszania za szyjki, bo ich nie było, zrobiliśmy sobie „szklankofon” i „kieliszkofon”. Były to nietrwałe instrumenty jednorazowego użytku, bo ich części składowe, wypożyczane z matczynego kredensu, wracały szybko tam skąd zostały zabrane, jako niezbędne pod wieczór, gdy zbierali się sąsiedzi by dyskutować czy będzie wojna Ameryki z Rosją, czy jej nie będzie.

Oczywiście, „kieliszkofon” czy „szklankofon” wracał do kredensu czasami uszczuplony o parę „nut”, kiedy w zapale grania zbyt mocno uderzaliśmy np. widelcem w „struny”. Wtedy szybko, po cichu rozmontowywaliśmy urządzenie, i „nuty” wracały” do kredensu. Rzadko kiedy dostawaliśmy burę za ubytki w szkle, bo piło się wtedy z jednego kieliszka i jednej szklanki, więc braki były praktycznie niezauważalne.

Wracając do tytułowego kowadła – dzięki, a może przez dalekowzroczną politykę pedagogiczną i wychowawczą babki Pauliny, nie wyrósł ze mnie żaden Paganini czy jakiś tam Chopin, ani nawet Janko, ale co sobie pograłem na kowadle to sobie pograłem. Także babce na nerwach.

 

 

CIEKAWOSTKI TURYSTYCZNE PODKARPACIA

Jedlicze - „miasto nafty”

Miasto Jedlicze jest jednym z mniejszych miast Podkarpacia, liczy ok. 5 800 mieszkańców, leży w centrum Dołów Jasielsko-Sanockich, nad rzeka Jasiołką, pomiędzy Krosnem i Jasłem, w odległości 8 km od Krosna. Jest siedzibą gminy miejsko-wiejskiej. Według historyków nazwa Jedlicze pochodzi od staropolskiej nazwy jodły - „jedla” (ślad tej nazwy przechował się w słowie jedlina, tj. gałęzie i drewno jodły).

Historia miasta sięga XIV wieku, okresu intensywnej kolonizacji Dołów Jasielsko-Sanockich, po przyłączeniu Rusi Halickiej do Królestwa Polskiego (w 1340 r.), Pod koniec XIV wieku na miejscu dzisiejszego miasta powstała osada, wzmiankowana w 1409 roku, która była własnością rodu Mleczków. W bitwie pod Grunwaldem w 1410 roku wziął udział sołtys Piotr z Jedlicza. W 1427 roku Piotr Mleczko z Jedlicza udzielił pożyczki 100 marek Fryderykowi Jacimirskiemu z Jaćmierza. W 1464 roku Mikołaj Mleczko z Jedlicza sprzedał prawo użytkowania lasu w Polance (dzisiaj to dzielnica Krosna) Klemensowi Zebrzydowskiemu. Prawdopodobnie w początkach XVI wieku w posiadanie części Jedlicza weszli Bączalscy herbu Gozdawa, znany podkarpacki ród szlachecki. W 1530 r. właścicielami Jedlicza byli Mikołaj Mleczko i Stanisław Bączalski. W 1630 roku jedynym właścicielem Jedlicza był Jan Bączalski. W czasie „potopu” szwedzkiego, w 1655 roku wieś została spustoszona przez wojska szwedzkie, a dwa lata później przez wojska siedmiogrodzkie Rakoczego.

W drugiej połowie XVII wieku Jedlicz przeszedł w ręce Wielowiejskich herbu Półkozic, w 1680 r. właścicielem wsi był Piotr Wielowiejski. Osada rozwijała się pomyślnie, Wielowiejscy rozpoczęli starania o nadanie Jedliczowi praw miejskich, ale bezskutecznie. W 1740 roku Remigiusz Wielopolski ufundował w Jedliczu kościół. W II połowie XVIII wieku wieś przeszła w ręce rodziny Karnickich. Karnickim udało się uzyskać dla Jedlicza prawa miejskie w 1768 roku. Król Stanisław August Poniatowski potwierdził prawa miejskie dla Jedlicza, nadając jednocześnie prawo urządzania pięciu jarmarków rocznie. W kwietniu 1769 roku pod Jedliczem odbył się zjazd okolicznej szlachty, która zawiązała konfederację (w ramach ruchu znanego w historii jako Konfederacja Barska). 5 kwietnia 1770 r. pod Jedliczem rozegrała się bitwa oddziału konfederatów pod dowództwem Mączyńskiego z oddziałem wojsk rosyjskich Jełczaninowa. Konfederaci wycofali się w kierunku Biecza.

Po I rozbiorze Polski Jedlicz znalazł się pod zaborem austriackim, w Galicji. Konkurencja bogatszych „sąsiadów”, Krosna i Jasła, spowodowała zastój, a nawet kryzys miasteczka. Austriacy odebrali Jedliczowi prawa miejskie. W XIX wieku upowszechniła się obecna nazwa osady, Jedlicze. W pierwszej połowie XIX w. osada przeszła na własność rodziny Stojowskich. Adam Stojowski był znanym działaczem patriotyczny, jednym z organizatorów Gwardii Narodowej, wspierał działalność Edwarda Dembowskiego. Pod koniec XIX w. Jedlicze od Stojowskich zakupił przemysłowiec naftowy Seweryn Stawiarski. Był on współwłaścicielem rafinerii nafty w Lipinkach koło Biecza i właścicielem nieodległych wsi, Woli Dębowieckiej i Załęża k. Osieka Jasielskiego. Zakupił także od Ignacego Łukasiewicza pobliską Chorkówkę z tamtejszą rafinerią. Jedlicze należały do Stawiarskich do 1938 roku. Wybudowali oni piękny pałac, który zachował się do dzisiaj.

W latach 1872 - 84 przez Jedlicze poprowadzono podkarpacką linię kolejową z Zagórza do Stróż, a dwa lata później linię kolejową łączącą Rzeszów, leżący na linii kolejowej z Krakowa do Lwowa, z Jasłem, położonym przy linii Zagórz-Jasło. Powstanie tych połączeń wpłynęło na decyzję budowy w Jedliczach dużej rafinerii ropy naftowej w latach 1899 - 1902. Rafinerię wybudowała holendersko-węgierska spółka Du Nord. Stała się ona impulsem do szybszego rozwoju osady. W !902 r. wybudowano szkołę. Ważnym wydarzeniem dla Jedlicz był przyjazd we wrześniu 1903 roku Marii Konopnickiej, która zamieszkała w pobliskim Żarnowcu, w dworku ofiarowanym Konopnickiej na 25-lecie pracy pisarskiej. W 1908 r. powstała Spółdzielcza Kasa Oszczędnościowo-Pożyczkowa (późniejsza Kasa Stefczyka). Dalszy rozwój Jedlicz nastąpił po odzyskaniu przez Polskę niepodległości. Rafineria została rozbudowana, w sąsiedztwie powstały nowe kopalnie ropy naftowej. W latach 20-tych powstały osiedla - Kolonia Górna i Kolonia Dolna. W przysiółku Męcinka wybudowano w 1928 roku elektrownię gazową zasilającą w energię elektryczną całą okolicę, w tym Krosno i Jasło. Wybudowano także nowy kościół parafialny. Szczególne zasługi dla rozwoju osady miał Wincenty Manierski, kierownik miejscowej szkoły. M. in. przyczynił się on do budowy budynku Kasy Stefczyka, budynku szkoły podstawowej, a także do uruchomienia przez Towarzystwo Uniwersytetów Robotniczych biblioteki i kina. Towarzystwo organizowało odczyty, pomagało także biedniejszym uczniom finansowo.

Okres II wojny światowej, który rozpoczął się 8 września 1939 r,, był wyjątkowo tragiczny. W czasie okupacji na roboty do Niemiec wywieziono blisko 400 osób. Miejscowi Żydzi i Żydzi z okolicznych wiosek zostali zgromadzeni w getcie, które zostało w 1942 roku zlikwidowane, a ok. 200 Żydów wywieziono do warzyckiego lasu pod Jasłem i rozstrzelano. 25 lutego 1942 r. w pałacu Stawiarskich gestapo z Krakowa aresztowało pisarza Kazimierza Zdziechowskiego, hr. Władysława Krasickiego, dr Stanisława Żejmo-Żejmisa, Adama Stanisława Mickiewicza, zięcia Marii Konopnickiej i oficera ZWZ z Krakowa „Rudka”, a w następnych dniach na plebanii aresztowano ks. Józefa Przybylskiego, prof. Stefana Firleja oraz hr. Tadeusza Dzieduszyckiego. Wszyscy zginęli w Auschwitz - Birkenau. W roku 1944 jasielskie gestapo rozstrzelało w Jedliczach 22 mężczyzn, prawdopodobnie więźniów z Jasła, w odwet za zastrzelenie policjanta. W Jedliczach działała placówka AK Jaśmin, Jaga, OP-15, która brała udział w wielu akcjach. Dowodził nią por. Józef Domaniecki „Szczerba” (do stycznia 1942 r.), później chor. Franciszek Kaczkowski „Dragat” (do września 1944 r.) i ppor. Stanisław Betlej, „Lampart”, „Sierp” (do kwietnia 1945 r.). Do największych akcji należało zaatakowanie szkoły ukraińskich Werkschutzów (później wcielonych do SS „Galizien”), oraz wysadzenie torów kolejowych w lecie 1944 r. Wykoleiło się wtedy 13 wagonów z bronią i amunicją przeznaczona dla frontu wschodniego. Na terenie Jedlicz działała także placówka Batalionów Chłopskich, a także system tajnego nauczania.

Po II wojnie światowej nastąpił znaczny rozwój osady Jedlicze. Rozbudowano Rafinerię Jedlicze. Przybywało mieszkańców, budowano nowe domy, powstawały sklepy, przedszkola, ośrodek kultury. Dokończono elektryfikację i gazyfikację osady i sąsiednich miejscowości. Wybudowano nowy budynek szkoły. Rozbudowano sieć dróg i ulic. W 1956 roku zlikwidowano miejscową elektrownię przyłączając jej odbiorców do sieci ogólnokrajowej, a na miejscu elektrowni powstały Warsztaty Remontowe Zakładu Energetycznego Rzeszów, przekształcone w 1964 roku w Zakład Produkcji Pomocniczej Zakładów Energetycznych Okręgu Wschodniego w Radomiu. Zwiększyło się zdecydowanie zatrudnienie w Zakładzie. W mieście powstało Liceum Ogólnokształcące z siedzibą w dawnym pałacu Stawiarskich. Wzrastająca liczba mieszkańców spowodowała, że Jedlicze w 1959 roku uzyskało prawa osiedla miejskiego, a w 1967 roku odzyskało prawa miejskie, które uzyskało po raz pierwszy 299 lat wcześniej. W 1965 r. liczyło ok. 3,5 tys. mieszkańców.

W latach 70-tych systematyczny rozwój miasta trwał nadal. Źródłami wzrostu były przede wszystkim dwa zakłady pracy, Rafineria i Zakład związany z energetyką, ale także handel i turystyka. Pewne zahamowanie nastąpiło w latach 80-tych, w czasie ogólnokrajowego kryzysu. Czas takich małych rafinerii jak „Jedlicze” minął. W 1999 roku Rafineria „Jedlicze” weszła w skład największego polskiego koncernu PKN Orlen SA w Płocku. W ramach koncernu specjalizuje się ona teraz w przetwórstwie i regeneracji zużytych i odpadowych olejów przemysłowych i produkcji rozpuszczalników, ale produkuje także niewielkie ilości olejów opałowych. Zakład Produkcji Pomocniczej ZE w Męcince w 1989 r. został przekształcony w Zakład Produkcyjno-Remontowy Energetyki „Jedlicze”, a w 2000 roku stał się Spółką z o.o. W 2009 r. Spółka została przejęta przez spółkę VOLTEX SA z siedzibą w Lubinie, pracująca m.in. dla koncernu miedziowego KGHM. Wydaje się, że te dwa filary miasta będą nimi także w przyszłości i zapowiadają pomyślne czasy dla miasta Jedlicze.

Niezbyt długa historia Jedlicz jako miasta sprawiła, że nie są one zbyt bogate w zabytki i atrakcje turystyczne. Ale jest tutaj kilka obiektów, które warto zobaczyć, jest także sąsiedni Żarnowiec z dworkiem Marii Konopnickiej, odległy od Jedlicz o zaledwie 3 km.

Najciekawszym obiektem jest zabytkowy kościół parafialny pod wezwaniem Św. Antoniego Padewskiego zbudowany w latach 1911 - 25 w stylu neogotyckim. Projekt kościoła sporządził architekt lwowski Jan Sas-Zubrzycki. Kościół otrzymał w latach 1958 - 61 piękną polichromię według projektu prof. Władysława Drapniewskiego, artysty malarza z Pelplina na Pomorzu. Ambonę, konfesjonały, dwa ołtarze, balaski, boazerię i lampy zaprojektował znany architekt, prof. Wiktor Zin z Krakowa. Na uwagę wewnątrz kościoła zasługują też ołtarze boczne, pochodzące z 1740 r., a także płaskorzeźby i obrazy, przeniesione ze starego kościoła.

W pobliżu rynku znajduje się zabytkowy Pałac Stawiarskich, wybudowany w latach 1915 - 25, Także według projektu lwowskiego architekta Jana Sas-Zubrzyckiego. Reprezentacyjny pałac ziemiański stanął obok starego dworu, frontem do ulicy i kościoła. Zniszczony w czasie wojny przez armię sowiecką, po wojnie, po remoncie, stał się siedzibą Liceum Ogólnokształcącego im. Marii Konopnickiej. Pałac otoczony jest zabytkowym parkiem krajobrazowym, pełnym ciekawych okazów egzotycznych drzew i kilka starych dębów.

Ciekawym obiektem jest także dworzec kolejowy z XIX wieku, mający charakterystyczną architekturę dworców nie tylko galicyjskich, ale także wielu regionów Austro-Węgier.
Na jedlickim cmentarzu znajduje się neogotycka kaplica cmentarna z 1864 r. Pochowane są tam dwie córki Marii Konopnickiej, Laura Pytlińska (zm. 1935 r.) i Zofia Mickiewiczowa (zm. 1956 r.).

 

 

ZE SPORTU

Piłkarze Górnika Strachocina w tym sezonie nie grają już w krośnieńskiej lidze okręgowej, spadli do klasy A po słabych występach w zeszłym sezonie. Ma to jednak i dobre strony, mają teraz za rywali drużyny z najbliższego sąsiedztwa, odwiecznego rywala Orła Bażanówkę, LKS Zarszyn i LKS Długie. Ale także Brzozovię Brzozów i Sanovię Lesko. Górnik na kolejkę przed zakończeniem I rundy (jesiennej) zajmował 4 miejsce w tabeli, tracąc 3 punkty do lidera, Sieniawy. Wyprzedza „miejskie” drużyny Brzozowa i Leska.

Najlepsza drużyna piłkarska Podkarpacia, Karpaty Krosno, występująca w grupie lubelsko-podkarpackiej III ligi, spisuje się w tym sezonie, jak dotychczas, doskonale. Po piętnastu kolejkach była liderem tabeli, wyprzedzając Stal Rzeszów dwoma punktami. Zupełnie inne nastroje niż w Krośnie panują wśród kibiców piłkarskich w Sanoku. W wyniku kłopotów finansowych została rozwiązana i wycofana z rozgrywek drużyna Stali Sanok. Nie znalazł się żaden sponsor, który mógłby uratować seniorską piłkę nożną w Sanoku. Były próby uratowania drużyny poprzez sanocki Ekoball (Fundacja Promocji Sportu), ale skończyły się niepowodzeniem. Czarni Jasło, którzy grają w IV lidze podkarpackiej, spisują się fatalnie. Po 14 kolejkach zajmują ostatnie miejsce w tabeli i wydają się murowanym kandydatem do spadku. Nieźle spisują się piłkarze „Cosmosu” z pod-sanockiego Nowotańca, zajmują piąte miejsce w tabeli IV ligi.

Drużyna hokejowa Ciarko Stali Sanok, aktualny mistrz Polski, nie najlepiej rozpoczęła nowy sezon. Przegrała mecz o Super-puchar Polski z drużyną Comarch Cracovii, zdobywcą Pucharu Polski, i to na lodowisku w Sanoku. Później było lepiej, po 15-tu kolejkach była wiceliderem tabeli, tracąc do lidera, Jastrzębia, 3 punkty. Sanoczanie strzelali zdecydowanie najwięcej bramek.

Sanok okazał się potęgą w młodzieżowym unihokeju. Z tegorocznych mistrzostw Polski rozgrywanych w Elblągu drużyny reprezentujące powiat sanocki przywiozły pięć medali, w tym dwa złote. Drużyna Szkoły Podstawowej nr 1 w Sanoku zdobyła złoty medal w kategorii chłopców, także złoty medal zdobyła drużyna chłopców z II Liceum w Sanoku. Drużyna Szkoły Podstawowej w Bukowsku zdobyła srebrny medal w kategorii dziewcząt. Srebrny medal zdobyła także drużyna chłopców z Zespołu Szkół nr 3 w Sanoku, a drużyna chłopców z Gimnazjum nr 3 z Sanoka zdobyła brązowy medal. Poza tym dziewczęta z II Liceum w Sanoku zajęły 5 miejsce, a dziewczęta z Gimnazjum nr 1 w Sanoku zajęły 8 miejsce. Radosław Sawicki z II LO Sanok został najlepszym zawodnikiem turnieju i najlepszym strzelcem bramek. Mateusz Olszowy z ZS nr 3 Sanok - najlepszym bramkarzem turnieju, a Damian Ginda z SP nr 1 Sanok - najlepszym zawodnikiem turnieju. Wszyscy w odpowiednich kategoriach wiekowych.

Wśród potomków Stefana Piotrowskiego objawił się młody talent sportowy. Maksymilian Drak z Krakowa (lat 17), wnuk Barbary z Błaszczychów-Piotrowskich Dąbrowskiej z Sanoka, został mistrzem Polski w konkurencji free-style kajakowy, w kategorii juniorów (do 18-tu lat). Zdobył w tym roku także wicemistrzostwo Czech w tej konkurencji. Free-style kajakowy jest dyscypliną kajakarstwa górskiego, w której zawodnicy wykonują różnego rodzaju widowiskowe ewolucje, takie jak loop (salto), czy air screw (powietrzna śruba). Każdy kajakarz biorący udział w zawodach w ciągu 45-sekundowego przejazdu ma za zadanie wykonać jak najwięcej wysoko punktowanych figur. Każda ewolucja ma przypisaną odpowiednią do trudności wykonania ilość punktów. Suma punktów za wykonane figury i bonusy stanowi wynik końcowy zawodnika za przejazd. Przejazdy poszczególnych zawodników oceniane są przez trzech sędziów wariacji, którzy przyznają punkty za czysto i efektownie wykonane ewolucje. Młody Maks zainteresowanie kajakarstwem, szczególnie górskim, odziedziczył po ojcu Robercie Draku, uczestniku pamiętnego spływu rzeką kolorado w Wielkim Kanionie w Ameryce, o którym pisaliśmy w poprzednich numerach „Sztafety”.

 

 

ODESZLI OD NAS

Zofia Piotrowska ze Strachociny

16 czerwca 2014 r. zmarła w Strachocinie Zofia Jadwiga „Kozłowska”-Piotrowska, córka Władysława „Kozłowskiego”-Piotrowskiego i Katarzyny z Wołaczów-Piotrowskich. Zofia miała 75 lat (ur. się 27 marca 1939 r.). Całe życie mieszkała w domu rodzinnym, ostatnio pod opieką brata Józefa. Pochowana została na cmentarzu w Strachocinie.

Zofia z Piotrowskich Radwańska ze Strachociny

9 lipca 2014 r. zmarła w Strachocinie Zofia Wanda z Kondów-Piotrowskich Radwańska, córka Piotra Kondy-Piotrowskiego i Cecylii z Woźniaków. Zofia urodziła się 10 stycznia 1935 r. Wyszła za mąż za Stanisława Radwańskiego („z młaki”). Zofia, po wyjeździe na Śląsk jedynego syna, przez wiele lat mieszkała samotnie w starym domu rodzinnym Kondów. Została pochowana na cmentarzu w Strachocinie.

Zofia Ćwiąkała z Bytomia

13 lipca 2014 r. zmarła w Bytomiu Zofia Ćwiąkała, żona Zygmunta Ćwiąkały, syna Marianny (Marcjanny) z Giyrów-Piotrowskich, naszego „rodzinnego” sportowca-seniora, tenisisty i narciarza. Zygmunt i Zofia byli doskonale dobraną parą. Zofia niezmordowanie towarzyszyła Zygmuntowi w jego licznych eskapadach sportowych po Polsce i świecie. Zawsze była przy nim, doradzała mu, była sparring-partnerką, także partnerką w rozgrywkach miksta. Ćwiąkałowie doczekali się syna Marka (28 l.). Zofia zmarła nagle, w czasie snu. Została pochowana na cmentarzu w Bytomiu na Górnym Śląsku.

Jadwiga Piotrowska ze Strachociny

4 września 2014 r. zmarła w Strachocinie Jadwiga Józefa „Kozłowska”-Piotrowska, córka Jana i Małgorzaty z Romerowiczów. Jadwiga miała 92 lata, urodziła się 18 marca 1922 r. Nie była zamężna. Została pochowana na cmentarzu w Strachocinie.

 

 

LISTY OD CZYTELNIKÓW

Od pana Zbigniewa Frynia-Piotrowskiego z Krosna otrzymaliśmy list z pozdrowieniami i wiadomościami z życia rodzinnego. Jednocześnie Zbigniew powiadamiał nas o Światowym Zjeździe Sanoczan i apelował o udział w nim.
On wybierał się na Zjazd z „podwójnego” powodu - mimo, że mieszka w Krośnie jest Sanoczaninem z urodzenia i nie wyobraża sobie, że mogłoby go zabraknąć na Rynku w Sanoku. Drugi powód, to 60-lecie swojej matury, które zamierzał świętować ze swoimi kolegami w czasie Zjazdu.

W kolejnym liście Zbigniew przesłał swoje „przemyślenia” w czasie spaceru podczas Zjazdu Sanoczan, po swojej „krainie dzieciństwa i wczesnej młodości” - rejonie ulicy E. Plater i kina „Pokój” w Sanoku. Te „przemyślenia” będziemy zamieszczać w następnych numerach „Sztafety”. W tym samym liście Zbigniew zamieścił swoją opinię o Zajeździe „Kmicic” koło Czerteża, jako ewentualnym miejscu na II Zjazd potomków Stefana Piotrowskiego w 2017 roku. Maturalna klasa Zbigniewa urządzała tam swego czasu bardzo udane spotkanie rocznicowe. Jego zdaniem obiekt jest przestronny i funkcjonalny, na imprezę typu Zjazd rodzinny doskonały. Warto dodać, że do Zajazdu jest zaledwie kilka minut jazdy samochodem ze Strachociny. Za obydwa listy Zbigniewowi dziękujemy.

 

NOWINY GENEALOGICZNE

21 kwietnia 2014 w kościele św. Andrzeja Apostoła w Szaflarach koło Zakopanego zawarli związek małżeński: Grzegorz Fryń-Piotrowski (syn Piotra Leszka i Iwony z Knutelskich) z Pauliną Burkat (córką Waldemara i Marzeny z domu Dancewicz).

14 czerwca 2014 w kościele Parafii Przemienienia Pańskiego w Sanoku zawarli związek małżeński: Barbara Dżugan (córka Henryka i Anny z Fryniów-Piotrowskich) z Piotrem Wojnarskim (syn Krzysztofa i Bożeny z Trendowskich).

Poniżej „drzewko” genealogiczne potomków Jana Frynia-Piotrowskiego juniora ze Strachociny, syna Stanisława i Marianny z Galantów:

Poniżej kontynuujemy prezentację „drzewek” genealogicznych poszczególnych rodzin, uzupełnionych na podstawie informacji, które otrzymaliśmy od Zarządu Stowarzyszenia. Czytelników prosimy o ewentualne uwagi i poprawki.

 

 

ROZMAITOŚCI

1. Lustracje wsi królewskiej Strachociny

Lustracja z lat 1564 - 65

Lustracja królewszczyzn z lat 1564 - 65 wykonana była w „złotym wieku” Rzeczpospolitej, dla województwa ruskiego i Ziemi Sanockiej praktycznie u szczytu ekonomicznego ich rozwoju. Ogromny kryzys, który dotknął Rzeczpospolitą w połowie XVII wieku, w tej części kraju rozpoczął się wcześniej. Pod koniec XVI w. rosło z roku na rok zagrożenie tej części kraju najazdami Tatarów, którzy zapuszczali się coraz bardziej w głąb Rzeczpospolitej sięgając województwa ruskiego, w tym Ziemi Sanockiej. Chanat krymski i sąsiednie ordy rosły w siłę, a Moskwa coraz lepiej potrafiła bronić przed nimi swoich ziem. Tak więc coroczne najazdy tatarskie coraz częściej kierowały się na północy zachód niszcząc, grabiąc i rujnując gospodarkę całej Rusi Czerwonej.

Strachocina „od zawsze” była wsią królewską należącą do klucza dóbr starostwa sanockiego. Na początku XVI w. Strachocina została jednak wyłączona z klucza dóbr starostwa sanockiego i przeszła, jako oddzielna dzierżawa, w ręce Jana Boboli. Dokument królewski nadający dzierżawę królewszczyzny nosił nazwę konsensu. Prawdopodobnie za takim rozwiązaniem stała sprawa zastawu, wieś została zastawiona za dług zaciągnięty przez Skarb królewski. Stało się to w 1520 roku, za panowania Zygmunta Starego. Jan scedował dzierżawę na syna Hieronima. Zasadniczo wszelkie dzierżawy królewszczyzn miały charakter dożywotni, ale obowiązujące prawo pozwalało na łatwe cesje dożywotnich konsensów na potomków.

Podczas lustracji królewszczyzn w latach 1564 - 65 królewska wieś Strachocina, pozostawała w zastawie u Hieronima Boboli i była wyłączona z klucza dóbr starostwa sanockiego. Lustracja więc nie przedstawiła bliżej jej gospodarki. Strachociny dotyczy w sprawozdaniu lustracyjnym tylko ogólna informacja na temat tzw. stacyi, to jest opłaty z dóbr królewskich na utrzymanie wojsk Rzeczpospolitej przebywających na terenie starostwa. Była to jedyna powinność na rzecz skarbu królewskiego (inaczej mówiąc - skarbu państwa), którą taki dzierżawca królewszczyzny zobowiązany był płacić do skarbu królewskiego. Poniżej prezentujemy strony tytułowe naukowego opracowania lustracji wykonanego przez pracowników Instytutu Historii PAN oraz fragmenty tekstu lustracji dotyczące starostwa sanockiego, w zakresie istotnym dla Strachociny.

Strony tytułowe wydawnictwa przedstawiającego raport lustracji królewszczyzn województwa ruskiego, podolskiego i bełskiego z lat 1564 - 65. wydanego przez Instytut Historii Polskiej Akademii Nauk.

Powyżej fragment tekstu z raportu lustracji królewszczyzn z lat 1564 - 65 dotyczący starostwa sanockiego i Strachociny (w przypisie). Warto zwrócić uwagę na to, że Strachocina nazywana jest Strachocinem. Jednostka pieniężna „floren”( fl.) to inaczej „złoty polski”.

Lustracja z roku 1665

Lustracja królewszczyzn z 1665 roku miała miejsce w zupełnie odmiennych okolicznościach niż ta z 1564 roku. Rzeczpospolita, w tym szczególnie jej południowo-wschodnia część, doznała ogromnych zniszczeń podczas powstania kozackiego Bohdana Chmielnickiego na Ukrainie, a także podczas „potopu” szwedzkiego. Województwo ruskie i Ziemia Sanocka już wcześniej doznała straszliwego najazdu tatarskiego w 1624 roku. Podczas tej lustracji lustratorzy dotarli także do królewskiej wsi Strachocina (ciągle jeszcze nazywaną Strachocinem), tak więc mamy o niej trochę więcej informacji, które, niestety, potwierdzają ogrom zniszczeń Rzeczpospolitej. Poniżej przedstawione są charakterystyczne fragmenty z raportu lustracji - fragment strony tytułowej części dotyczącej Ziemi Sanockiej oraz początek informacji o Strachocinie.


Początek opisu królewszczyzn ziemi (powiatu) sanockiej - na początku posiadłości starostwa sanockiego
 
Początek opisu królewskiej wsi Strachocina z „wójtostwem”

Pełny tekst fragmentu raportu lustracyjnego dotyczącego wsi Strachocina z „Wójtostwem” brzmi następująco:

Wieś Strachocin z Woytostwem mil dwie od Sanocka

Ta wieś po Expirancyi Summ y zniesieniu Constitutione Anni 1647 pierwszy raz przez nas jest zlustrowana y do Skarbu podana. Possesorem tey wsi Strachocina y z Woytostwem jest Imc Pan Andrzey Bobola y z Jmcią Panią M. z Łapszowa, Małżonką swoią za konsensem krola JMci Jana Kazimierza de data Varsovia die 11 Mensis Septembris Anno Dni MDCLII. Miłościwie danym y cessyą przez Imci Pana Jana Bobolę de Piaski na osoby swoie wlana i otrzymaną et in Castro Sanocenesis Feria Quarta Pridie Festo Praesentationis Beatissime Maria Virginis Anno 1652 zeznana także y za Intromissyą urzędownie wziętą et in Castro Sanocensis Feria Quarta post Festum Sancta Dorothea Virginis et Martyris proxima Anno Dni 1653 zapisaną. Oryginała Consensus krola JMci nie produkowano tylko Extractum cessione.

Zasiadła ta wieś na łanach No 6 zdawna iakosmy tego per Inquisitiones Juratoreas przez poddanych strachocinskich dosli. Ale pięć Łanów puste. Teraz tylko z Łanu pobory ta wies płaci. Kmieci osiadłych dobrych bywało czasow y lat w tey wsi - No 19 którzy czynszu każdy z nich dawał f 2. Otrabiali po dwa w tydzien od południa lubo sprzężaiem lubo pieszo. Teraz po dezolacyi przez Żołnierza przechodzącego żadnego niemasz kmiecia.

Zagrodnikow tylko No 12 ktorzy czynszu daią po groszy     5 _ _ _ f 6
Po kurze iedney kura po gr. 3 Facit     _ _ _ _ _ f 1/6
Robić powinni po dniu iednym w tydzień.
Z Młyna tey wsi     Facit     _ _ _ _ f 12
Z Karczmy     _ _ _ _ f 50
Staw w Trzecim Roku Facit     _ _ _ _ _ _ _ f 50
Exclusis duabus partibus tertia partis facit     _ _ _ _ _ _ _     f 16/20

  Urodzay     Omłot     Wysiew     Wikt     Reszta     Taxa            
  Żyto kop 25   25   5   6   14   po f 1/15     21
  Pszenica kop 22   22   4 1/2   4 1/2   13   po f 2   26
  Jęczmień z sumitką kop 60       60   12   8   40   po f 1   40
  Owsa kop 40   40   8   10   22   po f 1   22
  Grochu kop 7   7   1 1/2   2 1/2   3   po f 1/15   4/15
  Siana brog. No 4     1   3   po f 10   30

Summa prowenta z tey wsi     Facit     f 2.29/11
Ztąd wytrąciwszy na Urzędnika salarium     f 16/11
Na pługi Dworskie     _ _ _ _ _ _ _ _ f 23
Restat summy od ktorey kwarta do Skarbu Rzpltey co roku na świątki płacona bydź ma do Rawy pod winami w prawie pospolitym o lustracjach y w kwarcie opisanemi __ _ _ _ _ f 190

Powyższy tekst w „wolnym” tłumaczeniu (raczej amatorskim) z języka polskiego XVII wieku na język polski XXI wieku wygląda następująco:

Wieś Strachocin z Wójtostwem - 2 mile od Sanoka

Ta wieś na podstawie Uchwały Sejmowej z roku 1647 jest przez nas po raz pierwszy zlustrowana i wyniki tej lustracji zostały podane do Skarbu państwa. Właścicielem tej wsi Strachocina z Wójtostwem jest Pan Andrzej Bobola z małżonką, Panią M. z Łapszowa, w drodze przekazania mu (cesji) prawa do niej przez Pana Jana Bobolę z Piasek. Jan Bobola otrzymał nadanie prawa dzierżawy (konsens) do Strachociny od króla Jana Kazimierza dokumentem wydanym w dniu 11 września 1652 roku w Warszawie. Dokonał przekazania (cesji) Andrzejowi Boboli na zamku w Sanoku czwartego dnia przed świętem Najświętszej Marii Dziewicy w roku 1652. Cesja została oficjalnie uznana i na sanockim zamku w czwartym dniu świątecznym po uroczystości Świętej Doroty Dziewicy i Męczenniczki w roku 1653 do rejestru wpisana. Oryginału dokumentu potwierdzającego nadanie prawa dzierżawy (konsensu) nie przedstawiono, okazano jedynie wypis z dokumentu przekazania (cesji).

Od dawna wieś zasiadła na 6 łanach. Dowiedzieliśmy się tego dopytując mieszkańców Strachociny. Z tych sześciu łanów aż pięć jest aktualnie pustych (niezamieszkałych). Tak więc teraz wieś płaci podatek kwarciany tylko z jednego łanu. Kiedyś, w „dobrych” czasach, we wsi mieszkało 19 kmieci. Każdy z nich płacił właścicielowi czynsz w wysokości 2 florenów (złotych polskich), oraz odrabiał u niego dwa dni w tygodniu, zaczynając od południa, albo sprzężajem (wołami lub końmi), albo pieszo. Teraz, po zniszczeniach spowodowanych wojną i przemarszami wojsk, nie ma żadnego kmiecia. Zagrodników jest tylko 12. Płacą oni roczny czynsz w wysokości 5 groszy, co daje sumę 6 florenów. Każdy z nich daje rocznie 1 kurę wartą 3 grosze, co daje sumę 1 florena i 6 groszy. Zagrodnicy mają obowiązek odrabiać u właściciela jeden dzień w tygodniu. Dochód z młyna we wsi wyniósł 12 florenów. Dochód z karczmy wyniósł 50 florenów. Staw (w trzecim roku) przyniósł dochód 50 florenów. Z tej sumy należy wyłączyć podwójną wartość dochodu z „trzeciej roli” (roli ugorowanej) - 16 florenów i 20 groszy (czyli 2x 16/20, co daje 33 floreny i 10 groszy - red.).

Tabela dochodów folwarku nie wymaga tłumaczenia - może warto wyjaśnić kilka mniej znanych (dzisiaj) wyrazów i terminów.
- Exclusa decima - to „dziesięcina odliczona”,
-Trudniej wyjaśnić termin „Maca Sanocka” - wg „Encyklopedii staropolskiej” Z. Glogera „maca” to miara zboża, mająca objętość 4 korców. Niestety, objętość korca była bardzo różna, w średniowieczu sięgała od 43 do 74 litrów, ile wynosiła „maca sanocka” nie wiemy.
- Kopa - to 60 snopów
- Bróg - ruchomy daszek na czterech słupach służący m.in. do składowania zboża, siana, słomy, itd.
- Omłot - ilość zboża do wymłócenia
- Wysiew - ilość zboża do wymłócenia na potrzeby nowych zasiewów
- Wikt - ilość zboża do wymłócenia na potrzeby konsumpcji własnej
- Taxa - cena jednostkowa

Suma dochodów z tej wsi wynosi w sumie 229 florenów 11 groszy. Od tego należy odliczyć płacę urzędnika - 16 florenów 11 groszy, oraz koszty utrzymania pługów folwarcznych - 23 floreny. Resztę stanowi suma, od której kwarta do Skarbu Rzeczpospolitej w Rawie powinna być co roku w Zielone Świątki wpłacona, pod groźbą kary przewidzianej w prawie o lustracjach i tam opisanej - 190 florenów.

Wyjaśnienie

Sprawa lustracji Strachociny w 1665 r. wymaga kilku wyjaśnień i komentarza. Jak już wspomniano, na początku XVI w. Strachocina została wyłączona z klucza dóbr starostwa sanockiego i przeszła w 1520 roku, jako oddzielna dzierżawa w ramach zastawu za zaciągnięty dług Skarbu, w ręce Jana Boboli. Taka dzierżawa nie podlegała zwyczajowej lustracji królewszczyzn. Sytuacja zmieniła się po roku 1562, kiedy to z inicjatywy króla Zygmunta Augusta Sejm Rzeczpospolitej uchwalił ustawę o wojskach „kwarcianych”. Wydzielała ona czwartą część, czyli „kwartę”, dochodu z wszystkich królewszczyzn (z wyjątkiem dóbr stołowych króla), i przeznaczała na utrzymanie wojsk stałej obrony południowo-wschodniej granicy Rzeczpospolitej. Utrzymywane z „kwarty” wojsko nazywano potocznie „kwarcianym”. Podczas lustracji królewszczyzn w latach 1564 - 65 Strachociny ustawa jeszcze nie objęła - ustawy zazwyczaj wchodziły w życie z opóźnieniem. Lustracja z roku 1665 już objęła Strachocinę szacując jej ekonomię dla celów „kwarty”. „Kwarta” była zbierana przez Komisję urzędującą w Rawie Mazowieckiej, złożoną z dwu senatorów (po jednym z Wielkopolski i Małopolski), dwu posłów, podskarbiego i starosty rawskiego. Od miejsca zbierania „kwarty” nazywano ją czasem „kwartą rawską”.

Wyjaśnienia wymaga także sprawa „łanu”, jako miary powierzchni gruntu. Okazuje się, że sprawa nie jest prosta nie tylko w Strachocinie. Gloger podaje najróżniejsze rodzaje, wielkości i definicje łanów i wspomina długoletnie, niekończące się spory historyków na ten temat. Dokument lokacyjny Strachociny z XIV wieku mówi o 50 łanach, na których powstała wieś. Dzisiaj Strachocina liczy ok. 900 hektarów powierzchni, tak więc „strachocki” łan liczyłby ok. 18 ha. Tymczasem zapis lustracji mówi o tym, że „wieś zasiadła na 6 łanach”! Nie wiemy co mieli na myśli lustratorzy, bo nawet maksymalna powierzchnia największego łanu wymienionego w Glogerze, tzw. staropolskiego (128 ha) nie pasuje do stosunków Strachociny. Być może lustratorzy wzięli pod uwagę jedynie ziemie uprawne, bez lasów, których w tym czasie mogło być jeszcze dużo.

Najciekawszą sprawą dla nas dzisiaj jest informacja w „Lustracji” mówiąca o tym, że na 6 łanów w Strachocinie, 5 było pustych, czyli nie zamieszkałych. Potwierdza się informacja przechowywana w tradycji strachockiej, że wieś była w XVII wieku całkowicie zniszczona i praktycznie powstała na nowo w drugiej połowie XVII wieku. Przodkowie ogromnej większości mieszkańców wsi żyjących w niej w połowie XX wieku (przed „wielką emigracją”) przybyli do Strachociny dopiero w drugiej połowie XVII w., w tym także nasz przodek, ojciec Stefana Piotrowskiego, prawdopodobnie o imieniu Aleksander (Alej). Wielu z nich to zapewne tak zwani „egzule” (wygnańcy) szlacheccy ze wschodu. Bardzo możliwe, że Bobolowie, dzierżawcy (tenutariusze) Strachociny wydzierżawiali części „swojego” majątku, bo mieli do tego prawo. Dzierżawca królewszczyzny posiadał nieskrępowane prawo do dalszego obrotu dzierżawionym majątkiem - odsprzedania praw nabytych, cesji, dzierżawy, arendy, itd. Dowodem na to może być informacja w pracy zbiorowej pod redakcją prof. Feliksa Kiryka „Sanok - dzieje miasta” (Secesja, Kraków, 1995r.) - „większa liczba dzierżawców arendowała natomiast Strachocinę”. W przypisie podano źródło tej informacji - Archiwum Skarbu Królewskiego w Archiwum Akt Dawnych w Warszawie - XVIII, ks. 52, k. 7 - 54.

Dla niektórych Czytelników wyjaśnień zapewne wymaga także określenie „zagrodnik” (zwany czasem „ogrodnikiem”). Zbigniew Ćwiek w opracowaniu „Z dziejów wsi koronnej XVII wieku” wyjaśnia, że byli to mieszkańcy wsi posiadający zagrodę z kawałkiem gruntu. Z reguły wielkość „działki” „zagrodnika” nie przekraczała ćwierci łana (w dawnej Strachocinie byłoby to ok. 2,5 ha). Ale mogły się zdarzać o wiele większe „działki”, mające wielkość 1 łanu lub więcej. „Zagrodnicy” strachoccy mieli zapewne o wiele mniejsze „działki”, wynika to z proporcji płaconego czynszu - „zagrodnik” płacił rocznie 5 groszy, podczas gdy „kmieć” płacił 2 floreny, czyli 60 groszy. A więc strachocki „zagrodnik” płacił 12-krotnie mniejszy czynsz.

Na koniec kilka słów o języku. Na podstawie lektury fragmentu lustracji odnoszącego się do Strachociny widać ogromną różnicę między polszczyzną z lat 60-tych XVII wieku, a polszczyzną drugiej połowy XX wieku i początków wieku XXI. Przynajmniej jeżeli chodzi o język „urzędowy”, bo takim posługiwali się lustratorzy. Być może te różnice nie były tak duże w języku potocznym. Praktycznie biorąc język dokumentu jest zupełnie niezrozumiały dla przeciętnego współczesnego Polaka i wymaga tłumaczenia. Zapewne rozumieją go dokładnie, z wszystkimi detalami, jedynie specjaliści-historycy. Powyżej przedstawione „tłumaczenie” jest jedynie tłumaczeniem „amatorskim”, mamy jednak nadzieję, że oddającym istotę sprawy.

 

2. Strachockie rody - Winniccy cd.

Dokończenie „portretu” rodu Winnickich w Strachocinie przedstawionego w poprzednim numerze „Sztafety”.

Linia Wojciecha – dzieci Wojciecha i ich potomkowie

Młodszy syn Józefa II Winnickiego, młodszy brat Józefa III (jego potomków przedstawiliśmy w poprzednim numerze „Sztafety”), Wojciech, dał początek drugiej linii Winnickich w Strachocinie, linii młodszej („juniorskiej”). /p>

Wojciech, ożenił się z Heleną Cecułą (ur. 4.03.1830r.), córką Tomasza i Marianny z Piotrowskich. Ojciec Heleny, Tomasz Cecuła (ur. 29.12.1798r.) nosił przydomek „Car” i dał początek tej gałęzi Cecułów, których nazywano „Carami”. Matka Heleny, Marianna z Piotrowskich (ur. 15.02.1804r.), była córką Michała Piotrowskiego Szuma, prawnuka Stefana Piotrowskiego, przodka wszystkich strachockich Piotrowskich. Tomasz i Marianna Cecułowie mieszkali niedaleko Winnickich, w domu nr 46, który przejęli wraz z gospodarstwem od potomków Ignacego Piotrowskiego, którzy wyprowadzili się ze Strachociny. Wojciech i Helena zamieszkali po ślubie u Cecułów, w domu nr 46. Tu przyszły na świat ich dzieci, synowie: Jan (ur. 6.06.1850r.) i Michał (ur. 15.10.1853r.). Z biegiem czasu Wojciech wybudował własny dom (dom nr 81) do którego przeprowadził się z rodziną. Tam doczekał się z Heleną jeszcze dwójki dzieci, Katarzyny (ur. 8.04.1858r.) i Józefa (ur. 11.01.1861r.). Niestety, Józef zmarł jako półroczne niemowlę, 7.06.1861r. Wojciech stosunkowo szybko zmarł, jego siły nadwerężyła budowa domu. Helena wyszła za mąż powtórnie, za Jacentego Radwańskiego (ur. 22.08.1819r.), syna Józefa Radwańskiego i Marianny z Krulickich. Jacenty zaopiekował się młodymi Winnickimi, własnych dzieci z Heleną już nie miał.

Najstarszy syn Wojciecha, Jan, ożenił się z Marianną Radwańską (ur. 1.09.1857r., zm. 21.12.1942r.), córką Grzegorza Radwańskiego i Antoniny ze Szmytów. Ta rodzina Radwańskich, z której pochodziła Marianna, należała do średniozamożnych wśród licznego „klanu” strachockich Radwańskich, tak więc posag Marianny prawdopodobnie nie był zbyt duży i nie wpłynął znacząco na stan materialny tej gałęzi Winnickich. Bratanica Marianny, Julianna Radwańska, córka Józefa, (ur. 10.04.1923r.), wyszła za mąż za Józefa „Kozłowskiego”-Piotrowskiego (ur. 9.12.1912r.). Jan i Marianna zamieszkali w domu Winnickich (dom nr 81). Doczekali się 6 dzieci: Cecylii (ur. 1878r.), Piotra (ur. 17.10.1879r.), Franciszki (ur. 10.10.1882r.), Józefa (ur. 6.03.1885r.), Bernarda (ur. 18.08.1892r.) i Małgorzaty (ur. 8.07.1898r.).

Młodszy syn Wojciecha, Michał, ożenił się z Wiktorią Cecułą (ur. 21.12.1852r.), córką Wawrzyńca i Marii z Adamiaków. Ślub odbył się w kościele strachockim 13.02.1876r. Z Wiktorią Michał doczekał się dwu córek, Tekli (ur. 1878r.) i Marianny (ur. 1880r.). Niestety, Marianna zmarła jako małe dziecko (11.03.1885r.). Żona Michała, Wiktoria zmarła dość młodo, w wieku 47 lat (3.01.1899r.). Krótko potem Michał ożenił się powtórnie, z Łucją Dąbrowską (ur. 12.12.1872r.), córką Bartłomieja i Moniki z Radwańskich. Z Moniką Michał miał 4 dzieci: Jakuba (ur. 6.07.1900r.), Katarzynę (ur. 2.04.1903r.), Magdalenę (ur. 16.05.1905r.) i Stanisława (ur. 2.09.1911r.). Michał wyprowadził się z rodzinnego domu. Jego dzieci, zarówno z Wiktorią, jak i Łucją, są odnotowane w „Księdze Metrykalnej”, że urodziły się w domu nr 155. Trudno określić gdzie stał ten dom. Z biegiem czasu numery nadawano domom chronologicznie, niezależnie gdzie się znajdowały, w górze wsi czy w dole. Nie wiadomo czy to był nowy dom, wybudowany przez Michała, czy dom teściów Cecułów, rodziców Wiktorii (to jest bardziej prawdopodobne).

Córka Wojciecha Winnickiego, Katarzyna, wyszła za mąż za Szymona Szuma-Piotrowskiego (ur. 1.11.1847r.) jako bardzo młodziutka dziewczyna, zaledwie 14-letnia. Szymon był od niej starszy ponad 10 lat. Trudno powiedzieć, co było przyczyną tak dziwnego małżeństwa, bardzo prawdopodobne, że kryje się za nim jakaś tajemnica. Może Szymon był „zmuszony” do małżeństwa. Mieszkał niedaleko (w domu nr 44), znał doskonale młodziutką Kasię, zawsze idąc do kościoła przechodził koło domu Winnickich. Ślub Katarzyny i Szymona odbył się 19.11.1872 roku, Katarzyna musiała mieć specjalną zgodę rodziców na piśmie. Szymon zapewne traktował młodziutką żonę w nietypowy sposób, nie doczekał się z nią dzieci. Trzy lata po ślubie zmarł na zapalenie płuc. Młodziutka Katarzyna (miała 17 lat) niedługo pozostała wdową. Wyszła powtórnie za mąż, za Floriana Giyra-Piotrowskiego (ur. 5.05.1852r.), syna Jana i Marii z Radwańskich. Z Florianem doczekała się syna Piotra (ur. 1877r.). Kilka lat potem Katarzyna zmarła (28.07.1884r.) mając zaledwie 26 lat. Wdowiec Florian ożenił się po raz drugi, i doczekał się gromadki dzieci. Syn Katarzyny, Piotr, wyemigrował do USA i nie utrzymywał kontaktów z przyrodnim rodzeństwem.

Dzieci Jana, syna Wojciecha, i ich potomkowie

Najstarsza córka Jana, Cecylia, wyszła za mąż za Teofila Cecułę (ur. 6.06.1896r.), syna Wojciecha i Katarzyny z Adamiaków. Miała z Teofilem 5 dzieci: Janinę Jadwigę (ur. 8.10.1923r., wyszła za mąż za Michała Galanta), Weronikę (ur. 28.09.1926r., wyszła za mąż za Edwarda Wójtowicza), Mariannę Katarzynę (ur. 26.10.1929r, wyszła za mąż za Józefa Radwańskiego), Kazimierę (ur. 9.08.1932r.) i Stanisława Franciszka (ur. 10.10.1936r., żonaty z Ireną Leśniak).

Najstarszy syn Jana, Piotr, był znaną postacią w Strachocinie. Rzutki, energiczny, był organizatorem i jednym z pierwszych komendantów Ochotniczej Straży Pożarnej w Strachocinie. Na zachowanym zdjęciu członków OSP z 1909 roku Piotr siedzi w centralnym miejscu, uśmiechnięty, pewny siebie. Piotr ożenił się w Pakoszówce, z Wiktorią Kapałowską, córką Macieja i Anny z Kossarów. Decyzje o takim małżeństwie musiał podjąć Piotr samodzielnie, nie licząc się z opinią rodziców, którzy widzieli inną partię we wsi dla niego. Zapewne w grę wchodziło mocne uczucie – Wiktoria była urodziwa, jej matka pochodziła z Kossarów, rodziny znanej z urody dziewcząt. Piotr z Wiktorią doczekali się dwu córek: Marty (ur. 3.05.1906r.) i Marianny Anieli (ur. 29.05.1923r.). Marta wyszła za mąż za Pawła Dąbrowskiego (ur. 11.01.1895r.), syna Macieja i Marianny z Radwańskich. Paweł to jedna z najlepszych partii we wsi, jego ojciec to bogaty gospodarz, wieloletni wójt Strachociny. Potomkowie Marty mieszkają w Tuchorzu koło Sanoka. Marianna wyszła za mąż za Burnatowskiego i zamieszkała w Sanoku.

Średnia córka Jana, Franciszka, wyszła za mąż za Wojciecha Woźniczyszyna (ur. 10.02.1876r.), syna Filipa i Wiktorii Buczek. Franciszka doczekała się z Wojciechem 7 dzieci: Józefa (ur. 20.11.1903r.), Piotra (ur. 1.08.1906r.), Franciszka (ur. 28.12.1910r.), Władysława (ur. 27.06.1913r.), Kazimiery Jadwigi (ur. 25.09.1920r.), Anieli Małgorzaty (ur. 5.06.1923r.) i Zofii (ur. 1.03.1927r.). Jak przedstawiono powyżej, syn Franciszki, Władysław, ożenił się z dalszą kuzynką, Franciszką Władysławą Winnicką, córką Kazimierza Winnickiego i Anieli z Radwańskich, a córka Franciszki, Kazimiera Jadwiga, wyszła za mąż za Bronisława Pawła Winnickiego, syna Kazimierza, brata Franciszki Władysławy. Rodzeństwa z dwu linii Winnickich, linii Józefa („senioralnej” i linii Wojciecha („juniorskiej”), połączyły się małżeństwami „na krzyż”. Najstarszy syn Franciszki i Wojciecha Woźniczyszynów ożenił się Katarzyną Fryń-Piotrowską, córką Stanisława i Marianny Galant. Młodszy syn, Piotr, ożenił się z Genowefą Wójtowicz.

Młodszy syn Jana, Józef, został księdzem. To prawdopodobnie pierwszy ksiądz rodem ze Strachociny. Józef wyemigrował do USA, przez wiele lat był proboszczem polskiej parafii w Buffalo, w stanie Nowy Jork. Doczekał się tytułu prałata, był znanym działaczem polonijnym, pomagał materialnie nie tylko rodzinie w kraju, ale także strachockiej parafii. Dla kościoła w Strachocinie ufundował przed wojną dzwony (zrabowane w czasie wojny przez Niemców). Po wojnie ufundował ołtarz Najświętszego Serca Pana Jezusa w bocznej kaplicy (wspólnie z bratankiem, ks. Józefem Juniorem). Na emeryturę powrócił do rodzinnej wsi. Zmarł w 1969 roku, pochowany został w rodzinnym grobowcu Winnickich na strachockim cmentarzu. W strachockim kościele (w przedsionku) znajduje się tablica pamiątkowa ku jego czci.

O najmłodszej córce Jana, Małgorzacie, nie mamy żadnej wiadomości, być może zmarła w dzieciństwie lub młodości.

Najmłodszy syn Jana, Bernard, podobnie jak starsi bracia, także był znaczącą postacią we wsi. Był i wójtem Strachociny, i komendantem Straży Pożarnej, i organizatorem Kółka Rolniczego, a przede wszystkim szanowanym powszechnie gospodarzem. Ożenił się z Franciszką Piotrowską „z Kowalówki” (ur. 30.06.1894r.), córką Andrzeja i Marceliny z Romerowiczów. Z Franciszką Bernard doczekał się 5 dzieci: Stefanii Marceli (ur. 14.09.1920r.), Jana Stefana (ur. 26.12.1922r.), Józefa Piotra (ur. 8.07.1925r.), Jadwigi Marty (ur.7.01.1928r.) i Zofii (ur. 11.01.1933r.). Bernard zmarł 14 stycznia 1968r., jego żona Franciszka 10 grudnia 1971r., zostali pochowani na cmentarzu w Strachocinie, w grobowcu rodzinnym Winnickich.

Najstarsza córka Bernarda, Stefania, wyszła za mąż za Władysława Garbaszewskiego (9.05.1923r.) z Sanoka i zamieszkała w Sanoku. Doczekała się dwu córek, Bożeny i Barbaray, i syna Stanisława. Zmarła 14 września 1993r., pochowana została obok męża na sanockim cmentarzu. Starszy syn Bernarda, Jan, był jednym z pierwszych Strachoczan, którzy ruszyli do „szkół”. Niestety, jego naukę przerwała wojna. Po wojnie Jan ukończył Technikum Naftowe w Krośnie, pracował w Kopalnictwie Naftowym. Ożenił się, miał dwójkę dzieci, Andrzeja i Annę. Młodszy syn Bernarda, Józef, poszedł w ślady stryja Józefa i został księdzem. Ukończył Seminarium w Przemyślu, bardzo długo był proboszczem w Zagórzu koło Sanoka. Cieszył się tam doskonałą opinią, po śmierci jego imieniem nazwano jedną z zagórskich ulic. Był współ-fundatorem, ze stryjem Józefem, ołtarza dla kościoła w Strachocinie). Średnia córka Bernarda, Jadwiga, wyszła za mąż za sąsiada „zza płotu”, Bronisława Daszyka (ur. 6.01.1923r.), syna Józefa Daszyka i Wiktorii z Dąbrowskich). Bronisław był wnukiem Katarzyny z Szumów-Piotrowskich. Młodzi Daszykowie zamieszkali w Strachocinie. Najmłodsza córka Bernarda, Zofia, pozostała na rodzinnym gospodarstwie. Wyszła za mąż za Jana Masteja (pochodził spoza Strachociny). Zofia doczekała się czterech córek, które powychodziły za mąż i doczekały się dzieci, a najstarsza, Elżbieta, już wnuczki. „Drzewko” genealogiczne potomków Zofii przedstawiliśmy w „Sztafecie nr 11.

Dzieci Michała, syna Wojciecha

Starsza z córek Michała (młodsza Marianna zmarła jako 5-letnie dziecko), córka pierwszej żony Wiktorii z Cecułów, wyszła za mąż za rodaka, Franciszka Galanta (ur. 21.01.1876r.), syna Stanisława i Brygidy z Radwańskich. Ich córka Katarzyna (ur. 24.11.1912r.) została żoną Jana Frynia-Piotrowskiego.

Starszy syn Michała, Jakub, syn drugiej żony Michała, Łucji z Dąbrowskich, ożenił się z Zofią Radwańską (ur. 21.11.1900r.), córką Feliksa i Wiktorii z Radwańskich. Brat Zofii, Stanisław, żonaty był z Karoliną Wołacz-Piotrowską. Jakub zamieszkał z żoną w domu rodzinnym (dom nr 155), doczekał się trójki dzieci: Anieli Bronisławy (ur. 12.05.1925r.), Jana (ur. 21.06.1926r.) i Józefa (ur. 29.05.1928r.). Nic nie wiemy o losach tej trójki.

Kolejna córka Michała, Katarzyna, wyszła za mąż za Władysława Cecułę (ur. 10.02.1900r.), syna Jana i Marianny Radwańskiej. Ojciec Władysława, Jan, to zapewne wdowiec po Mariannie Giyr-Piotrowskiej. Katarzyna i Władysław doczekali się co najmniej trójki dzieci, Stanisława Antoniego (ur. 17.01.1928r.), Leonarda Jana (ur. 1.01.1937r.) i Marianny Teresy (ur. 25.03.1943r.).

Najmłodsza córka Michała, Magdalena, wyszła za mąż za Tomasza Cecułę (ur. 28.12.1905r.), syna Józefa i Marianny Ziemby. Magdalena i Tomasz doczekali się co najmniej trójki dzieci: Stanisława Stefana (ur. 1.09.1930r.) oraz bliźniaków, Józefa i Kazimierza (ur. 20.09.1933r.). Stanisław ożenił się z Jadwigą Adamiak.

Młodszy syn Michała, Stanisław, ożenił się z Władysławą Wójtowicz (ur. 24.08.1919r.), córką Franciszka i Balbiny Szum-Piotrowskiej. Stanisław z Władysławą doczekali się co najmniej jednego dziecka , córki Krystyny Marianny (ur. 9.09.1938r.).

 

 

KALENDARIUM RODZINNE

W roku 2015 obchodzić będziemy „okrągłe” rocznice urodzin krewniaków, którzy urodzili się w latach zakończonych „piątką”.

1755 - ur. Michał Piotrowski, syn Szymona i Katarzyny z Liwoczów,
1765 - ur. Jan Piotrowski, syn Franciszka i Anny z Cecułów,
1795 - ur. Magdalena Piotrowska, córka Ignacego i Agnieszki z Galantów,
 - ur. Andrzej Piotrowski, syn Kazimierza Józefa i Zofii z Adamiaków,
1815 - ur. Maciej Józef Wołacz-Piotrowski, syn Sebastiana i Marianny z Kuźniarskich,
1825 - ur. Apolonia Piotrowska, córka Sebastiana i Marianny z Kuźniarskich, żona Wojciecha Klimkowskiego,
 - ur. Sebastian Piotrowski „spod Stawiska:, syn Franciszka Jana i Zofii z Radwańskich,
1835 - ur. Benedykt Piotrowski „spod Stawiska:, syn Franciszka Jana i Zofii z Radwańskich,
 - ur. Anastazja Piotrowska „z Kowalówki”, córka Kazimierza i Marii z Radwańskich,
 - ur. Franciszka Piotrowska „z Kowalówki”, córka Michała i Katarzyny z Woźniaków,
 - ur. Apolonia Cecuła, córka Wojciecha i Katarzyny z Piotrowskich,
1845 - ur. Jakub Romerowicz, syn Michała i Apolonii z Piotrowskich,
 - ur. Wiktoria Piotrowska, córka Marcina i Katarzyny z d. Pucz, żona Andrzeja Adamiaka,
1855 - ur. Antoni Berbeć-Piotrowski, syn Kacpra Pawła i Katarzyny z Berbeciów,
 - ur. Wojciech Wołacz-Piotrowski, syn Macieja Józefa i Katarzyny z Radwańskich,
 - ur. Marianna Klimkowska, córka Wojciecha i Apolonii z Berbeciów-Piotrowskich,
1865 - ur. Józef Cecuła, syn Fabiana i Konstancji z Wołaczów-Piotrowskich,
 - ur. Wiktoria Radwańska, córka Walentego i Franciszki, prawnuczka Anny z Piotrowskich,
1875 - ur. Katarzyna, Wołacz-Piotrowska, córka Walentego i Marianny z Piotrowskich,
 - ur. Katarzyna Klimkowska, córka Feliksa i Marianny z Adamiaków, wnuczka Apolonii z Berbeciów-Piotrowskiej, żona Franciszka Cecuły „Cara”,
 - ur. Waleria Błaszczycha-Piotrowska, córka Błażeja i Marianny z Radwańskich,
 - ur. Wiktoria Błaszczycha-Piotrowska, córka Franciszka i Wiktorii z Pielechów,
 - ur. Wojciech Fryń-Piotrowski, syn Antoniego i Magdaleny,
 - ur. Agnieszka Adamiak, córka Andrzeja i Wiktorii z Piotrowskich,
 - ur. Józefa Radwańska, córka Walentego i Franciszki, prawnuczka Anny z Piotrowskich,
 - ur. Franciszek Cecuła, syn Michała i Magdaleny z Błażejowskich, wnuk Marianny z Szumów-Piotrowskich,
1885 - ur. Franciszek Berbeć-Piotrowski, syn Marcina i Marianny z Kucharskich, wyjechał do USA,
 - ur. Anna Klimkowska, córka Feliksa i Marianny z Adamiaków, wnuczka Apolonii z Berbeciów-Piotrowskiej,
 - ur. Jan Piotrowski „z Kowalówki”, syn Andrzeja i Marceliny z Romerowiczów, wyjechał do USA,
 - ur. Piotr Piotrowski „zza Potoczka”, syn Jana „spod Mogiły” i Katarzyny z Maślanych,
 - ur. Katarzyna Sitek, córka Tomasza i Marii z Szumów-Piotrowskich,
1895 - ur. Grzegorz Cecuła, syn Jana i Marii z Giyrów-Piotrowskich,
 - ur. Marianna Giyr-Piotrowska, córka Floriana i Marianny z Romerowiczów, żona Ludwika Ćwiąkały,
 - ur. Franciszka Błaszczycha-Piotrowska, córka Franciszka i Katarzyny z d. Szmyt, żona Jana Szatkiewicza,
 - ur. Władysław Daszyk, syn Jana i Katarzyny z Szumów-Piotrowskich,
1905 - ur. Jadwiga Berbeć-Piotrowska, córka Władysława i Marcjanny z Mogilanych, żona Kazimierza Wołacza-Piotrowskiego,
 - ur. Adam Cecuła „Car”, syn Franciszka i Katarzyny z Klimkowskich, prawnuk Apolonii z Berbeciów-Piotrowskich,
 - ur. Adam Cecuła, syn Franciszka i Katarzyny z Klimkowskich, prawnuk Marianny z Szumów-Piotrowskich,
1915 - ur. Walter Bernard Piotrowski „z Kowalówki”, syn Jana i Heleny z Berbeciów-Piotrowskich, USA,
 - ur. Bolesław Benny Błaszczycha-Piotrowski, syn Kazimierza i Stelli z Tutaków, USA
 - ur. Leonia Stephanie Błaszczycha-Piotrowska, córka Andrzeja i Julii z Atalskich, żona Zygmunta Czarneckiego, USA,
 - ur. Andrzej Ludwik Fryń-Piotrowski, syn Jana i Julianny z Michalskich,
1925 - ur. Marian Lisowski, syn Józefa i Marianny z Pielechów,
 - ur. Władysława Dąbrowska, córka Wojciecha i Marianny z Lisowskich, wnuczka Franciszki z Wołaczów-Piotrowskich,
 - ur. Marianna Petronela Wołacz-Piotrowska, córka Władysława i Stanisławy z Kętrzyńskich,
 - ur. Władysław Piotrowski „spod Stawiska”, syn Jana i Marianny z Berbeciów-Piotrowskich,
 - ur. Jadwiga Giyr-Piotrowska, córka Andrzeja i Marianny z Adamiaków,
 - ur. Weronika Ćwiąkała, córka Ludwika i Marianny z Giyrów-Piotrowskich, żona Stanisława Trzebińskiego,
 - ur. Jadwiga Pisula, córka Stegana i Franciszki z Giyrów-Piotrowskich, żona Mieczysława Wnorowskiego,
 - ur. Joseph Michael Piotrowski „z Kowalówki”, syn Jana i Heleny z Berbeciów-Piotrowskich,
 - ur. Józef Piotr Winnicki, syn Bernarda i Franciszki z Piotrowskich „z Kowalówki”, ksiądz,
 - ur. Władysław Daszyk, syn Józefa i Wiktorii Dąbrowskiej, wnuk Katarzyny z Szumów-Piotrowskich,
 - ur. Ludwika Kucharska, syn Franciszka i Małgorzaty z Daszyków, wnuczka Katarzyny z Szumów-Piotrowskich,
1935 - ur. Józef Piotrowski „spod Stawiska”, syn Jana i Marianny z Berbeciów-Piotrowskich,
 - ur. Irena Adamiak, córka Józefa i Zofii z Winnickich, wnuczka Balbiny z Giyrów-Piotrowskich, żona Tadeusza Woźniaka,
 - ur. Zofia Wanda Konda-Piotrowska, córka Piotra i Cecylii z Woźniaków, żona Stanisława Radwańskiego,
 - ur. Jan Strzelecki, syn Juliana i Anieli z d. Puchka, wnuk Marii z Piotrowskich „z Kowalówki”,
 - ur. Stanisław „Kozłowski”-Piotrowski, syn Władysława i Katarzyny z Wołaczów-Piotrowskich,
 - ur. Kazimierz Dominik Buczek, syn Władysława i Marianny z „Kozłowskich”-Piotrowskich,
 - ur. Marian Cecuła, syn Franciszka i Cecylii z „Kozłowskich”-Piotrowskich,
 - ur. Marianna Teresa Daszyk, córka Michała i Marcjanny z Wójtowiczów, prawnuczka Agnieszki Szum-Piotrowskiej,
1945 - ur. Helen Antoinette Romeo, córka Antonino i Katherine „Kay” z Piotrowskich „z Kowałowki”, żona Richarda Runnalsa, USA,
 - ur. Maria Sołtysik, córka Józefa i Marceli z d. Puchka, wnuczka Marii z Piotrowskich „z Kowalówki”,
 - ur. Genowefa Piotrowska „z Kowalówki”, córka Józefa i Józefy z Żyłków, żona Wojciecha Goneta,
 - ur. Tadeusz Stanisław Błaszczycha-Piotrowski, syn Stanisława i Bronisławy z Kucharskich,
 - ur. Wanda Niemiec, córka Władysława i Czesławy z Błaszczychów-Piotrowskich, żona Jerzego Lalika,
 - ur. Teresa Małgorzata Radwańska, córka Stefana i Genowefy z Romerowiczów, żona Jana Kluski,
 - ur. Czesław „Kozłowski”-Piotrowski, syn Józefa i Julianny z Radwańskich,
 - ur. Bolesław Cecuła, syn Franciszka i Cecylii z „Kozłowskich”-Piotrowskich,
 - ur. Edward Janik, syn Józefa i Anieli z Samborskich, praprawnuk Rozalii z Szumów-Piotrowskich,
 - ur. Stanisław Wójtowicz, syn Tadeusza i Marianny z Mazurów, prawnuk Agnieszki z Szumów-Piotrowskich,
1955 - ur. Tina Marie Piotrowski „z Kowalówki”, córka Waltera Bernarda i Lilian z d. Peterson, USA,
 - ur. Marek Piotrowski „spod Mogiły”, syn Józefa i Ireny z d. Florek,
 - ur. Monica Czarnecki, córka Zygmunta i Leonii Stephanie z Błaszczychów-Piotrowskich,
 - ur. Ryszard Niemiec, syn Władysława i Czesławy z Błaszczychów-Piotrowskich,
 - ur. Wojciech Łukaszewski, syn Edmunda i Leokadii z Fryniów-Piotrowskich,
 - ur. Marian Szum-Piotrowski, syn Jana i Heleny z Zacharskich,
 - ur. Zbigniew Cecuła, syn Franciszka i Janiny z Wójtowiczów, wnuk Balbiny z Szumów-Piotrowskich,
 - ur. Zofia Wójtowicz, córka Tadeusza i Marianny z Mazurów, prawnuczka Agnieszki z Szumów-Piotrowskich, żona Tadeusza Janika,
1965 - ur. Piotr Berbeć-Piotrowski, syn Edwarda i Haliny z Kluzów,
 - ur. Bogdan Giyr-Piotrowski, syn Józefa i Genowefy z Futymów,
 - ur. Jolanta Piotrowska „z Kowalówki”, córka Romana i Władysławy z Buksztelów, żona Czesława Mazurka,
 - ur. Agata Gonet, córka Wojciecha i Genowefy z Piotrowskich „z Kowalówki”, żona Artura Czerny’ego,
 - ur. Tomasz Błaszczycha-Piotrowski, syn Józefa i Danuty z d. Szymków,
 - ur. Ann Marie Błaszczycha-Piotrowski, córka Jamesa Franka i Claudii z d. Bates Hitt, żona Michaela Jamesa, USA,
 - ur. Rochelle Slezak, córka Richarda i Valerie z Kazimierskich, wnuczka Eugene Jean z Błaszczychów-Piotrowskich, żona Richarda Pope, USA,
 - ur. Zdzisław Urban, syn Leona i Kazimiery z Fryniów-Piotrowskich,
 - ur. Piotr Leszek Fryń-Piotrowski, syn Józefa i Jadwigi z d. Ślusarczyk,
1975 - ur. Katarzyna Szumierz, córka Aleksandra i Aliny z Kucharskich, prawnuczka Zofii z Wołaczów-Piotrowskich, żona Pawła Sroki,
 - ur. Katarzyna Pielech, córka Augustyna i Wiesławy z Radwańskich, prawnuczka Katarzyny z Wołaczów-Piotrowskich, żona Grzegorza Kosztyły,
 - ur. Tomasz Korfanty, syn Zbigniewa i Marii z d. Koczera, praprawnuk Magdaleny z Wołaczów-Piotrowskich,
 - ur. Marcin Berbeć-Piotrowski, syn Edwarda i Haliny z Kluzów,
 - ur. Monika Błaszczycha-Piotrowska, córka Marka i Henryki z d. Tutaj,
 - ur. Drew Alan Nitschke, syn Deana i Rozann z d. Swemba, wnuk Anny z Błaszczychów-Piotrowskich, USA,
 - ur. Mariusz Radwański, syn Andrzeja i Sabiny z d. Florek, wnuk Cecylii z Fryniów-Piotrowskich,
 - ur. Rafał Adamiak, syn Ryszarda i Teresy z Sokołowskich, wnuk Pauliny z Fryniów-Piotrowskich,
 - ur. Monika Kucharska, córka Stanisława i Elżbiety z Radwańskich, praprawnuczka Katarzyny z Szumów-Piotrowskich,
1985 - ur. Wioletta Kucharska, córka Andrzeja i Alicji, prawnuczka Zofii z Wołaczów-Piotrowskich, żona Tomasza Patality,
 - ur. Małgorzata Berbeć-Piotrowska, córka Marka i Marii z d. Ładziak,
 - ur. Jessica Mehegen, córka Raymonda i Lorraune, wnuczka Nellie z Piotrowskich „z Kowalówki”, USA,
 - ur. Krzysztof Piotrowski „spod Mogiły”, syn Andrzeja i Barbary,
 - ur. Damian Knott, syn Wojciecha i Beaty z Sitków, prawnuk Pauliny z Fryniów-Piotrowskich,
 - ur. Ewelina Fryń-Piotrowska, córka Janusza i Danuty z Dufratów,
1995 - ur. Kamila Berbeć-Piotrowska, córka Pawła i Joanny,
 - ur. Michał Berbeć-Piotrowski, syn Janusza i Grażyny z d. Bober,
 - ur. Mateusz Berbeć-Piotrowski, syn Mariusza i Małgorzaty z d. Wojtoń,
 - ur. Kacper Strzelecki, syn Justyna i Joanny z d. Chrząszcz, praprawnuk Marii z Piotrowskich „z Kowalówki”,
 - ur. Kamil Mazurek, syn Czesława i Jolant z Piotrowskich „z Kowalówki”,
 - ur. Alicja Piotrowska „spod Mogiły”, córka Marka i Małgorzaty,
 - ur. Damian Urban, syn Jerzego i Iwony z Buczkowskich, wnuk Kazimiery z Fryniów-Piotrowskich,
 - ur. Mateusz Fryń-Piotrowski, syn Roberta i Elżbiety z d. Bodera,
 - ur. Tadeusz Koc, syn Piotra i Beaty z Fryniów-Piotrowskich,
2005 - ur. Agnieszka Sroka, córka Pawła i Katarzyny z Szumierzów, praprawnuczka Zofii z Wołaczów-Piotrowskich,
 - ur. Seweryn Mrowiec, syn Tomasza i Sabiny z Winnickich, prawnuk Zofii z Wołaczów-Piotrowskich,
 - ur. Olivia Victoria Piotrowska „spod Stawiska”, córka Wojciecha i Barbary, USA,
 - Stanisław Krzysztof Błaszczycha-Piotrowski, syn Lechosława i Katarzyny z Piotrowskich,
 - ur. Natalia Błaszczycha-Piotrowska, córka Pawła i Marty z Musiałów,
 - ur. Mikołaj Lewicki, syn Mariusza i Beaty z d. Skała, wnuk Stanisławy z Błaszczychów-Piotrowskich,
 - ur. Dominik Mazur, syn Pawła i Marzeny z Szumów-Piotrowskich,
 - ur. Wiktor Fic, syn Waldemara i Ewy Janik, prapraprawnuk Agnieszki z Szumów-Piotrowskich,