"Sztafeta Pokoleń" - 1/2013

Zawartość numeru:

 

- Od Redakcji
- Z ŻYCIA STOWARZYSZENIA PIOTROWSKICH ZE STRACHOCINY
- AKTUALNOŚCI
- Z HISTORII: Wspomnienia Zbigniewa Frynia-Piotrowskiego z Krosna
- Moja "Kronika” – Stanisław Berbeć-Piotrowski
- CIEKAWOSTKI TURYSTYCZNE PODKARPACIA: Brzozów - miasto biskupie
- ZE SPORTU
- ODESZLI OD NAS
- LISTY OD CZYTELNIKÓW
- NOWINY GENEALOGICZNE
- ROZMAITOŚCI

 
 
 

Od Redakcji

Drodzy Czytelnicy!

Oddajemy do Waszych rąk jedenasty numer naszego biuletynu „SZTAFETA POKOLEŃ”. Robimy to, jak zwykle, z niegasnącą nadzieją, że będzie to zajmująca, interesująca lektura. Dział „Z życia Stowarzyszenia” przynosi bieżące informacje z życia nie tylko Stowarzyszenia, ale także z życia szerokiej rodziny potomków Stefana Piotrowskiego. Tym razem wyjątkowo, ze względu na osobę, zamieściliśmy w nim także króciutką biografię zmarłego niedawno nestora strachockich Piotrowskich – Stanisława Berbecia-Piotrowskiego. Dział „Aktualności” zawiera nowiny z życia „rodzinnej kolebki” potomków Stefana – ich „małej ojczyzny” – Podkarpacia (nie mylmy z województwem Podkarpackim!).

W dziale historycznym kontynuujemy dwie historyczne „opowieści”. Pierwsza z nich to kolejny odcinek osobistych wspomnień Zbigniewa Frynia-Piotrowskiego z Krosna z okresu nauki w sanockim liceum. Druga „opowieść” to kolejny odcinek także osobistej, „Kroniki” ś.p. Stanisława Berbecia-Piotrowskiego, zmarłego niedawno. Prezentowany odcinek przedstawia wydarzenia z pierwszych trzydziestu lat XX wieku.

W dziale „turystycznym” przedstawiamy tym razem jedno z mniejszych miast Podkarpacia, Brzozów. Mniejsze nie znaczy, że mniej interesujące. Będąc przez wieki własnością biskupów przemyskich Brzozów wzbogacił się w prawdziwa perłę architektury – kolegiatę pod wezwaniem Przemienienia Pańskiego. Warto ją zobaczyć w naturze.

W rubryce „Rozmaitości” rozpoczynamy cykl „Rody w Strachocinie”, w którym chcemy zaprezentować historyczne materiały (głównie genealogiczne) o strachockich rodach spokrewnionych z Piotrowskimi, zgromadzone w okresie przygotowywania książki „Piotrowscy ze Strachociny w Ziemi Sanockiej – Genealogia rodu i najdawniejsze dzieje”. Na początek prezentujemy „portret” rodu Kucharskich. Jak zazwyczaj, zamieszczamy także krótką informację o polskich Tatarach, którzy obchodzili ostatnio 20-lecie istnienia swojego Związku..

Dziękujemy za listy, e’maile i telefony. Pomagają nam w redagowaniu biuletynu. Jak zawsze, ciągle aktualny jest nasz apel o tego typu pomoc – tak więc czekamy ciągle na Wasze artykuły, listy, e’maile, telefony, SMS-y – z uwagami, sprostowaniami, informacjami, materiałami do publikacji.

Życzymy przyjemnej lektury!

Redakcja

 

Z ŻYCIA STOWARZYSZENIA PIOTROWSKICH ZE STRACHOCINY

Z regulaminu Stowarzyszenia:
Członkami Stowarzyszenia mogą być potomkowie Stefana Piotrowskiego ze Strachociny k/Sanoka, żyjącego w latach 1667 - 1757, oraz ich małżonkowie.

*       *       *

9 maja 2013 r. zmarł w szpitalu w Brzozowie Stanisław Berbeć-Piotrowski, nestor rodu strachockich Piotrowskich, człowiek – prawdziwa instytucja w rodzinnej wsi.
Stanisław urodził się 11 sierpnia 1918 r. Był najmłodszym dzieckiem Władysława i Marcjanny z Mogilanych. Już od najmłodszych lat wykazywał najróżniejsze zainteresowania. Próbował dostać się do szkoły podoficerskiej, jako junak budował drogę na Wołyniu, w pobliżu historycznego Beresteczka. Był członkiem strachockiego Koła Młodzieży Wiejskiej, brał czynny udział w jego działalności, był członkiem chóru, zespołu teatralnego i zespołu muzycznego. Należał także do „Strzelca”.

Jako 17-latek zaciągnął się w 1935 roku jako ochotnik do Górskiego Batalionu Obrony Narodowej dla Małoletnich przy 2 Pułku Strzelców Podhalańskich w Sanoku. W 1938 roku zgłosił się jako ochotnik do wojska, do służby łączności. Wziął udział w kampanii wrześniowej jako radiotelegrafista w plutonie Samodzielnej Kompanii Łączności 5 Dywizji Piechoty ze Lwowa. Walczył m. in. w obronie Warszawy, w grupie operacyjnej „Wschód”, pod dowództwem gen. Juliusza Zuelaufa. Po kapitulacji stolicy dostał się do niewoli niemieckiej, z której został zwolniony po dwu tygodniach.

Po powrocie do Strachociny włączył się do organizującego się ruchu oporu przeciwko okupantowi niemieckiemu. Szczęśliwie udało mu się przetrwać lata wojny mimo, że był poszukiwany przez gestapo po wpadce strachockiej grupy konspiracyjnej. Udało mu się uciec do lasu, a później do rodziny w sąsiedniej Grabownicy. Momenty zagrożenia życia w czasie okupacji przeżywał jeszcze kilka razy. Przez cały ten czas dorywczo był zatrudniony w Kopalni Strachocina (pracował tam ojciec Stanisława, Władysław).

Po wojnie fantazja poniosła Stanisława do Gdyni. Przez jakiś czas pracował przy odbudowie portu, planował osiedlenie się nad morzem na stałe, ale zobowiązania rodzinne wezwały go do rodzinnej Strachociny. Podjął pracę w Kopalni Strachocina jako elektryk. Z biegiem czasu ukończył roczny kurs elektromonterów, w pracy przy urządzeniach elektrycznych pomagała mu także praktyka w wojskach łączności.
31 stycznia 1946r. ożenił się z Janiną Adamiak (ur. 25.02.1923r.), córką Józefa i Marianny z Kiszków. W 1950 r. Stanisław wybudował nowy dom według swojego projektu. Był to pierwszy murowany dom we wsi prawdziwie nowoczesny. Dom ten, po niewielkiej przebudowie, stoi do dzisiaj i ciągle jest jednym z najładniejszych. Cegła na dom pochodziła z rozbiórki podworskiej obory w sąsiednich Kostarowcach. Stanisław pracował ciągle na Kopalni Strachocina jako elektryk i mimo wielu propozycji pracy w różnym charakterze, czy to w Sanoku, czy w Krośnie, a także w innych miastach, nie chciał jej opuszczać. Trzymała go w Strachocinie miłość do rodzinnych stron, do własnoręcznie wybudowanego domu, do rodziny – żony i dwójki dzieci, córki Rozalii (ur. 1947 r.) i syna Waldemara (ur. 1952 r.).

Po 1959 roku, kiedy Kopalnia Strachocina mocno ograniczyła swoją działalność, Stanisław jako elektryk nie miał zatrudnienia. Wędrował więc po różnych kopalniach przenoszony służbowo – do Potoka k. Krosna, do Roztok k. Jasła, do różnych kopalni w okolicy Lubaczowa. Na krótko powrócił do Strachociny pełnić funkcję przewodniczącego GRN w Pakoszówce (do Gromady Pakoszówka należała Strachocina). Wreszcie po kilku latach takich wędrówek Stanisław powrócił ponownie do pracy jako elektryk w Kopalni Strachocina, z tym, że często był delegowany do pracy do Sanoka, Grabownicy i innych zakładów sanockiej „Nafty”. Mimo kilku prób nie dane mu było zdobyć formalnego wykształcenia, zawsze na przeszkodzie stawały jakieś nieprzewidziane okoliczności. Pomimo tego, jego wiedza zdobyta przez wiele lat praktyki sprawiła, że był bardzo cenionym elektrykiem, posiadającym najwyższe uprawnienia w swoim zawodzie.

W 1979 roku Stanisław korzystając z nadarzającej się możliwości przeszedł w wieku 61 lat na emeryturę kombatancką. Od tego czasu mógł poświęcić więcej czasu na działalność społeczną i pasję swojego życia - dokumentowanie życia rodzinnej wsi. Działał w OSP Strachocina, przez kadencję pełnił funkcję sekretarza OSP. Kontynuował pracę przy prowadzonej od dawna swojej „Kronice Strachociny”. Zorganizował od podstaw strachocką Regionalną Izbę Pamięci. W pracę przy Izbie wkładał całe serce. Nieustannie poszukiwał eksponatów po strychach i stodołach. Nie tylko w Strachocinie, ale także w bliskiej i dalszej okolicy. Nie szczędził czasu i własnych pieniędzy na naprawy i konserwację eksponatów. Najbardziej dumny był, gdy udało mu się zdobyć jakiś eksponat, którego nie miało Muzeum Budownictwa Ludowego (Skansen) w Sanoku.

Brał także czynny udział we wszystkim, co działo się w rodzinnej wsi – udzielał się przy budowie Domu Ludowego, przy budowie budynków klasztornych przy kościele. Był głównym inicjatorem wydania i autorem tekstu historii OSP w Strachocinie („W Służbie Narodu - Ochotnicza Straż Pożarna”). Był członkiem ZBOWiD, porucznikiem rezerwy, został odznaczonym Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski i wielu innymi odznaczeniami. Był kopalnią informacji o starej Strachocinie, głównym współautorem opracowania „Piotrowscy ze Strachociny – Genealogia rodu i zarys najdawniejszych dziejów”. Swoje długie i bogate w wydarzenia życie opisał w książce „Wspomnienia”, wydanej staraniem Bożeny Piotrowskiej „spod Stawiska” z Sanoka, która opatrzyła książkę sympatycznym wstępem i zakończeniem. Uroczystość związana z wydaniem tej książki była wielkim wydarzeniem nie tylko dla rodzinnej Strachociny.

Po śmierci został pochowany na strachockim cmentarzu, w „honorowym” miejscu, niedaleko od tablicy pamiątkowej Stefana Piotrowskiego. W pogrzebie wzięło udział nie tylko wielu mieszkańców rodzinnej wsi, ale także rodzina i przyjaciele z okolicy. W tym także członkowie naszego Stowarzyszenia, którzy złożyli na grobie Stanisława wieniec.

*       *       *

W lutym przedstawiciele naszego Stowarzyszenia wzięli udział w zebraniu Ochotniczej Straży Pożarnej w Strachocinie. Na zebraniu omawiano sprawę przeniesienia pomnika 600-lecia Strachociny, związaną z budową nowego wyjazdu z remizy strażackiej. Podjęto decyzję o przeniesieniu pomnika na placyk obok Izby Pamięci, naprzeciwko Domu Ludowego. OSP wykona postument pod pomnik i dokonana przeniesienia. Nasze Stowarzyszenie zobowiązało się do wykonania ozdobnego ogrodzenia. Na tym samym zebraniu OSP podjęła decyzje o objęciu opieką strachockiej Izby Pamięci, zorganizowanej i prowadzonej dotychczas przez naszego zmarłego seniora, Stanisława Berbecia-Piotrowskiego. OSP ma nadzieję na uzyskanie na ten cel dofinansowania z Urzędu Gminy lub innej instytucji. Nasze Stowarzyszenie zobowiązało się do wszelkiej pomocy przy prowadzeniu Izby Pamięci.

*       *       *

Zarząd Stowarzyszenia na wiosennym posiedzeniu dyskutował o sprawie rozszerzenia działalności Stowarzyszenia w terenie, a także nad innymi problemami bieżącej działalności, m.in. zawartością biuletynu „Sztafeta pokoleń” i naszej strony w Internecie. Omawiano także sprawę zobowiązań podjętych podczas zebrania OSP w sprawie ogrodzenia pomnika i współpracy przy prowadzeniu Izby Pamięci, ze szczególnym uwzględnieniem strony finansowej. Stan naszego konta pieniężnego systematycznie rośnie, ale dość wolno. Zarząd dziękuje ofiarodawcom za wpłaty. Przypomina, że wpłat można dokonywać na konto Stowarzyszenia w Podkarpackim Banku Spółdzielczym Oddział Sanok - numer konta 64 8642 1184 2018 0012 1154 0001. Jako nazwę odbiorcy należy wpisać: Stowarzyszenie Piotrowskich ze Strachociny z siedzibą w Domu Górnika w Strachocinie, 38-507 Jurowce. W miejscu „tytułem” należy wpisać „ogrodzenie pomnika 600-lecia”.

*       *       *

W drugi dzień świąt Bożego Narodzenia 2012 w Gdańsku-Osowej odbyło się, jak co roku, odświętne spotkanie gdańskiego koła Stowarzyszenia. Okazją były 8-me urodziny Joasi Błaszczychy-Piotrowskiej. Rozmawiano o Strachocinie, o witrynie internetowej Stowarzyszenia, o biuletynie „Sztafeta pokoleń”, a przede wszystkim o samym Stowarzyszeniu. Przypominano ambitne plany naszego Prezesa Mariana w sprawie organizacji kół terenowych Stowarzyszenia. Prezes uważa, że takie koła powinny powstać w całym kraju, wszędzie gdzie mieszkają potomkowie Stefana Piotrowskiego ze Strachociny. Koło gdańskie, jedno z nielicznych, które dotychczas powstały, zostało zawiązane 17 maja 2009 roku. Liczy 16 osób. Członkowie gdańskiego Koła apelują do wszystkich potomków Stefana o organizację takich kół. Przypominamy, że zgodnie z Regulaminem naszego Stowarzyszenia koło (w Regulaminie nazywane formalnie „grupą członkowską”) mogą założyć już trzy osoby (odpowiedni fragment naszego Regulaminu brzmi: „Grupy członkowskie tworzone są przez Zarząd na wniosek co najmniej trzech członków Stowarzyszenia. Do wniosku powinien być załączony protokół zebrania założycielskiego.”).

 

AKTUALNOŚCI

W sali Klubu „Górnik” w Sanoku w okresie wielkanocnym miała miejsce XVII Wystawa Wielkanocna, na której były prezentowane małe dzieła sztuki wykonane przez lokalnych rękodzielników – pisanki zdobione różnymi technikami, palmy wielkanocne, stroiki świąteczne, kwiaty z bibuły, haftowane i malowane obrazy, a także wyroby sztuki użytkowej – koszyki wiklinowe , serwety szydełkowe i haftowane, z motywami świątecznymi. Jednym z punktów ceremonii otwarcia wystawy był obrzęd wielkanocny przedstawiony przez grupę obrzędową „Strachoczanie” ze Strachociny.

*       *       *

Jasło, Krosno i Sanok podpisały list intencyjny o rozszerzeniu współpracy w ramach Podkarpackiego Trójmiasta. Stało się to 22 marca br. w Urzędzie Miasta Krosna. Powstałe w 2006 roku Podkarpackie Trójmiasto – Jasło, Krosno, Sanok, ma już na swoim koncie wiele wspólnych przedsięwzięć. Do tej pory była to jednak głównie współpraca na polu kulturalnym i promocyjnym. Teraz miasta te postanowiły współpracować także gospodarczo i inwestycyjnie. Podpisany dokument jest wstępem do planowanych wspólnych działań i przedsięwzięć, m.in. sięgania po środki unijne. List intencyjny został sygnowany przez władze wspomnianych miast, czyli burmistrza Jasła –Andrzeja Czerneckiego, prezydenta Krosna – Piotra Przytockiego i burmistrza Sanoka – dr Wojciecha Blecharczyka.

*       *       *

W sanockim Skansenie poświęcono kamienną Drogę Krzyżową, wykutą przez rzeźbiarza ludowego Tadeusza Śnieżka z Jasienicy Rosielnej. Przez wiele lat wykuwał on w kamieniu piaskowcowym poszczególne stacje dla miejscowego kościoła parafialnego, ale ostatecznie trafiły one do Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku, gdzie stanowić będą ważny element ekspozycji rzeźby ludowej w kamieniu. Staną one na pograniczu sektorów łemkowskiego i pogórzańskiego, wzdłuż rosnącego tu lasu. 43 kamienne figury posadowione na odpowiednich fundamentach nie tylko nie zakłócają pozostałej ekspozycji, ale stają się elementem łączącym usytuowane tu świątynie i zagrody różnych grup etnicznych. W poświęceniu, które odbyło się w Wielka Sobotę, wzięli udział, obok księdza rzymsko-katolickiego, także ksiądz greko-katolicki i pop prawosławny.

*       *       *

Do zbiorów Muzeum Historycznego w Sanoku trafiły niezwykłe dokumenty. Są to cztery przywileje dotyczące Leska, w tym najstarszy zachowany przywilej lokacyjny dla miasta, wydany 14 września 1477 r. przez braci Kmitów. W przywileju tym Jan, Piotr, Stanisław i Andrzej Kmitowie z Wiśnicza – dziedzice na Sobniu – powtórzyli nadanie miastu prawa magdeburskiego i określili prawa i obowiązki mieszczan. Kolejny dokument wystawiony został 9 grudnia 1490 r. w Piotrkowie przez króla polskiego Kazimierza Jagiellończyka. Nadaje miastu prawo odbywania dwóch jarmarków dorocznych. Trzeci przywilej, wydany w Krakowie 27 marca 1546 r. przez Zygmunta I Starego, zezwala na utworzenie cechu rzemieślniczego w Lesku i reguluje wszystkie kwestie związane z przynależnością cechową – inaczej mówiąc, jest to statut cechowy. Ostatni z dokumentów to przywilej wydany przez króla polskiego Zygmunta III Wazę w 1624 r. – wymaga jeszcze przetłumaczenia i opracowania.

*       *       *

Przed nami jedno z największych wydarzeń kulturalnych w historii Sanoka. Od 20 do 23 czerwca 2014 w Sanoku odbędzie się Światowy Zjazd Sanoczan. Idea organizacji Światowego Zjazdu Sanoczan zrodziła się z przekonania, że dla żyjących na obczyźnie sanoczan rodzinne miasto jest duchową świętością, obiektem wspomnień i tęsknoty. Wielu mieszkających poza granicami kraju sanoczan w miarę posiadanych możliwości odwiedza swoje rodziny i szkoły podczas jubileuszowych zjazdów absolwentów. Wielu marzy, jeżeli nie o powrocie na stałe, to chociażby na krótko. Zjazd będzie kolejnym impulsem do przyjazdu w rodzinne strony. Organizatorami imprezy są: Miasto Sanok, Rada Miasta Sanoka oraz Towarzystwo Przyjaciół Sanoka i Ziemi Sanockiej.

*       *       *

Krosno otrzymało ponad 107 mln zł na rozbudowę obwodnicy. Z tej sumy miasto otrzyma refundację wydatków, które zostały poniesione na roboty budowlane zrealizowane w latach 2008 – 2010 oraz na dokumentację techniczną, a także na realizację zaliczek kosztów, które będą poniesione na dalszą rozbudowę w latach 2013 – 2015. Całość robót obejmie cały odcinek drogi krajowej w granicach miasta. Największą częścią projektu będzie rozbudowa skrzyżowania ul. Podkarpackiej z ul. Witosa, w ramach której powstaną dwie jezdnie aż do mostu na rzece Lubatówce. Roboty budowlane powinny się zakończyć do końca czerwca 2015 r. Środki na inwestycję pochodzą z ogólnokrajowego Programu Operacyjnego Infrastruktura i Środowisko.

*       *       *

Trwają prace na wzgórzu zamkowym w Sanoku. Zrekonstruowano stare wejście na pierwsze piętro zamku. Nowego blasku nabrał taras widokowy. Zmienia się dziedziniec zamku. Zmiany zachodzą także w podziemiach dziedzińca zamkowego. Spacerując po dziedzińcu, przez okna, które znajdują się na powierzchni będzie można zajrzeć do podziemi, które obecnie są przygotowywane. Mieścić się tam będzie m.in. okrągła sala konferencyjna. Dookoła tej sali znajdzie się okrągły korytarz, który będzie miał charakter wystawowy. Sale obok posłużą za nowe magazyny dla muzeum. Projekt ma nadać wzgórzu zamkowemu nowy atrakcyjny wygląd i sprawić by stało się ono kulturalnym centrum miasta.

*       *       *

Zakład Robót Górniczych w Krośnie razem z czterema innymi spółkami wiertniczo-serwisowymi z grupy PGNiG (m.in. PNiG Jasło S.A.) wszedł w skład nowego podmiotu - Exalo Drilling S.A. Konsolidacja spółek ma służyć stworzeniu jednej z największych firm z branży poszukiwawczej na rynku środkowo-wschodniej Europy, liczącego się gracza na światowych rynkach. Jeszcze w tym roku ma także wejść na giełdę. Dzięki połączonemu potencjałowi spółka już dziś obecna jest na wielu europejskich i światowych rynkach. Celem połączenia jest lepsze wykorzystanie mocy produkcyjnych, tak by większość zasobów była w ciągłym ruchu, a także większa zdolność konkurencyjna na rynkach zagranicznych.

*       *       *

Na pamiątkę badań archeologicznych przeprowadzanych na placu Św. Michała w Sanoku zostanie wybity Talar Sanocki. Na jego awersie znajdzie się kościół św. Michała w Sanoku. Będzie to wizualizacja bryły średniowiecznej świątyni wzniesionej najpewniej przez króla Kazimierza Wielkiego i uposażonej przez Władysława Jagiełłę, który w dniu 2 maja 1417 roku pojął tutaj za swą trzecią żonę, Elżbietę Granowską z Pileckich. Rekonstrukcja nieistniejącego dziś kościoła możliwa była dzięki odsłonięciu jego fundamentów w trakcie badań prowadzonych w 2012 roku przez zespół archeologów pod kierunkiem Piotra Kotowicza i Marcina Glinianowicza oraz w wyniku interpretacji architektonicznej autorstwa prof. Tomasza Węcławowicza z Krakowa. Sanocki kościół parafialny zbudowany był z lokalnego kamienia – piaskowca krośnieńskiego i był budowlą jednonawową zakończoną wielobocznym, zamkniętym prezbiterium. Od strony północnej do prezbiterium przylegała wówczas zakrystia wraz ze skarbcem.

*       *       *

Zespół Tańca Ludowego SANOK, na XIX Ogólnopolskich Konfrontacjach Zespołów Tanecznych „Małogoszcz 2013” zdobył Grand Prix w kategorii folklorystycznej. W mającej długą tradycję imprezie uczestniczyło ok. 1,5 tysiąca tancerzy reprezentujących ponad 80 zespołów z całej Polski. W Małogoszczy zespół zatańczył ambitny układ ognistych oberków i romantycznego kujawiaka wywołując entuzjazm publiczności i samego jury. W swojej historii tancerze występujący pod okiem zasłużonego choreografa Janusza Podkula zdobyli już wiele laurów na festiwalach w kraju i za granicą. Na co dzień grupa działa przy Sanockim Domu Kultury. Działalność ZTL Sanok wspiera zawiązane w 2009 roku Stowarzyszenie Miłośników Zespołu Tańca Ludowego SANOK.

*       *       *

W Wojkówce koło Krosna powstał pierwszy na Podkarpaciu browar - Browar Rzemieślniczy. Stworzyli go dwaj krośnianie, Krzysztof Ziobro i Piotr Zajdel. Produkują naturalne, niepasteryzowane piwa. Browar mieści się w wyremontowanej starej szkole, w ładnym, stylowym budynku. Właściciele zawodowo pracują w innych branżach, ale z miłości do złocistego trunku postanowili spróbować swoich sił w browarnictwie. Pierwsze kroki stawiali jako domowi piwowarzy, jeden z nich Piotr Zajdel, zajmuje się także uprawą winorośli i produkcją wina na własne potrzeby. Właściciele produkują piwo sami. Najważniejszy składnik, czyli woda, jest miejscowy, pochodzi z własnej studni głębinowej. Do tego dochodzą sprowadzane z Niemiec prażone słody jęczmienne i granulowany chmiel. Każdy etap produkcji odbywa się na miejscu. Aktualnie w ofercie browaru znajdują się cztery piwa: piwo pszeniczne, Dunkel (ciemne piwo z tzw. dolnej fermentacji, przeprowadzonej w niskiej temperaturze), Amber Lager (piwo słodsze, bursztynowe) oraz podwójnie chmielony Pils (Pilzner).

*       *       *

Sanocki Autosan dostarczył do Włoch kolejny autobus miejski z rodziny Sancity. Do 5 sztuk Sanicity 9LE już eksploatowanych przez włoskich użytkowników, wyeksportowanych w latach ubiegłych, dołączył 10-metrowy, niskopodłogowy Sancity 10LF. W autobusie zamontowano silnik Iveco EEV i automatyczną skrzynię biegów Allison. Wyposażony on został w klimatyzację dla pasażerów i kierowcy marki Webasto oraz 20 foteli pasażerskich firmy Ster. Autobusem podróżować może łącznie 87 pasażerów. Autobusy miejskie SANCITY eksploatowane we Włoszech uzupełniają dwa międzymiastowe Gemini sprzedane w ubiegłym roku. Rosną także zamówienia z rynku krajowego na autobusy międzymiastowe. Największą popularnością cieszą się autobusy LIDER 9, GEMINI i LIDER 10 w wersji przystosowanej do nauki jazdy i szkolenia kierowców.

*       *       *

Stała ekspozycja odtwarzająca wieczerze wigilijną z początku ubiegłego stulecia przypomina w Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku zwyczaje związanie ze świętami Bożego Narodzenia na Podkarpaciu. Rekonstrukcja wigilijnej wieczerzy od wielu lat zaskakuje zwiedzających. Dziwi przede wszystkim brak choinki. Zamiast choinki wieszano wtedy gałązki jodły lub niewielkie drzewko u sufitu chałupy. Choinka, jaką znamy obecnie, była wtedy rzadkością na podkarpackiej wsi. Pojawiła się tutaj dopiero pod koniec dwudziestolecia międzywojennego, a w niektórych miejscowościach dopiero po drugiej wojnie światowej. Ekspozycję przypominającą wieczerzę wigilijną z początku XX stulecia można oglądać w chałupie z Dąbrówki. Pochodzący z 1681 roku obiekt jest najstarszym zabytkiem w skansenie. Natomiast jego wnętrze odtwarza pierwsze lata poprzedniego wieku. Pod obrusem na stole położono siano oraz ziarna wszystkich zbóż. Na stole stoją: misa na potrawy oraz misy na miód i czosnek. Na stole stoi też świeca w garnku ze zbożem. W rogu izby postawiono snop zboża. Natomiast u sufitu wiszą trzy tzw. pająki, czyli ozdoby wykonane ze słomy i papieru. Pod wigilijnym stołem ustawiono sierpy i lemiesz pługa. Na tych narzędziach rolniczych trzymano nogi podczas wieczerzy. Miały one zapewnić zdrowie i odgonić złe moce.

 

 

Z HISTORII

Wspomnienia Zbigniewa Frynia-Piotrowskiego z Krosna

Wspomnienia Zbigniewa Frynia-Piotrowskiego z Krosna - Okruchy wspomnień z życia szkolnego w „Ogólniaku” Męskim w Sanoku w latach 1950 – 54

Odcinek II - „Grono Pedagogiczne” – c.d.

Ksiądz S. Lechowicz – uroczy człowiek, bardzo wesoły, kontaktowy, błyskawicznie nawiązujący porozumienie z młodzieżą. Ponadto dowcipny i posiadający ogromny zasób wiedzy nie tylko z zakresu religioznawstwa. Jak na zajęciach religii nawiązywał do magii, to wszyscy słuchaliśmy go bardzo uważnie, siedząc cicho jak myszy pod miotłą. Atmosfera w klasie panowała wtedy taka jak w kościele. Od czasu do czasu ksiądz opowiadał jakiś dowcip dla odprężenia. Ksiądz Lechowicz był jednym z najbardziej lubianych „belfrów”, więc nic dziwnego, że mimo usunięcia religii ze szkoły nasza decyzja o umieszczeniu jego zdjęcia na naszym maturalnym „tablo” była jednomyślna. Dodatkowo ksiądz zajmował się amatorsko zegarmistrzostwem. W tej dziedzinie współpracował ze znanym sanockim zegarmistrzem p. Gorączko. Właśnie od księdza moi rodzice zakupili wyremontowany przez niego zegarek marki „Delbana” jako prezent za maturę. Trzeba wiedzieć, że wtedy zegarek to było „coś” i jego cena była także „odpowiednia”. Należy sobie uzmysłowić, że było to zaledwie dziewięć lat od zakończenia wojny, która doszczętnie zrujnowała nasz kraj i wszystkich Polaków.

Profesor J. Bogusz, nauczyciel matematyki, astronomii i chemii, był człowiekiem niskiego wzrostu, dość korpulentny, pełny na twarzy, noszący okulary i prawie zawsze zamyślony. Stwarzał wrażenie człowieka oderwanego od rzeczywistości, ostrożnego i nie wchodzącego nikomu w drogę. Natomiast pod względem przygotowania zawodowego – nauczyciel wysokiej klasy. Na lekcjach wykłady prowadził raczej oszczędnie, ale gdy wpadł w trans, wszyscy byli zafascynowani. Był też człowiekiem, który lubił robić czasem psikusy – szczególnie z zakresu chemii. Na przykład mawiał: - Jak przyjdziesz do mnie (i tu wymieniał imię) to dam ci taką miksturę, że wszystkie pszczoły będą za tobą latały. I uśmiechał się bardzo tajemniczo. Lub mawiał – Zrobię ci takie mydełko, że panny będą długo pamiętały. Natomiast był nauczycielem wyrozumiałym i dowcipnym. Może świadczyć o tym taki epizod: - Kolega K. po wejściu profesora do klasy i rozpoczęciu odpytywania uczniów z zadanego tematu wstaje i mówi: Panie Psorze, ja nie jestem dzisiaj przygotowany do lekcji bo jak wczoraj pod lasem pasłem krowy i barany to te ostatnie zjadły mi książkę (wybuch śmiechu w klasie!). Zaznaczyć trzeba, że kolega K. mieszkał w Bieszczadach we wsi Wujskie. Profesor roześmiał się i odpowiedział: „Siadaj durniu, dobrze że co innego ci nie zjadły”. Oczywiście, tego dnia delikwenta nie pytał. Przed maturą prof. Bogusz dodatkowo udzielał bezpłatnych korepetycji uczniom z zakresu matematyki wyłuszczając co to są całki, różniczki i jak się rozwiązuje działania matematyczne z nimi. Przy okazji mówił: „Na studiach będziecie się więcej na ten temat uczyć, ale teraz słuchajcie abyście wiedzieli chociaż w którym kościele dzwonili, i aby o was nie pomyślano, że pochodzicie z pipidówki”.

Nasz biolog, profesor K. Siekierzyński – mężczyzna postawny, energiczny, dowcipny. Na lekcjach wymagający, natomiast przy egzaminach czuwający aby uczniowi nie stała się krzywda. O poczuciu humoru może świadczyć chociażby taka sytuacja: - Na lekcji gdy odpytywał uczniów podchodził do delikwenta i czerwoną kredką zataczał mu na twarzy okrąg mówiąc: „powiedz no mi, powiedz ty byku…” – i tu padało pytanie na dany temat. Lub inne zdarzenie: na Prima Aprilis nasza klasa zrobiła psikusa równorzędnej klasie Liceum Żeńskiego wysyłając do koleżanek paczkę z różnymi niespodziankami. Po dwu godzinach na lekcji prowadzonej właśnie przez profesora wchodzi do klasy woźny z zaadresowana przesyłką dla XI B. Profesor odebrał ową przesyłkę i zaczął rozpakowywać. Okazało się, że wewnątrz, w kartonie, znajduje się litrowa butelka mleka, a na niej przywiązanych 39 smoczków dla niemowląt. Wykładowca, nie zastanawiając się, jeden z „cumelków” włożył sobie do ust, a następnie zrobił to każdemu z nas. Później te „cumelki”, uwiązane na tasiemkach i zawieszone na piersi, nosiliśmy przez 3 dni, jako nasz znak rozpoznawczy. Potem zaczęły się w klasie „walki” – oblewanie się wodą gromadzoną właśnie w tych „cumelkach”. Okazuje się, że w takim zbiorniczku mieścił się prawie litr wody (dobra guma!). Wkrótce nie tylko my wszyscy byliśmy mokrzy, ale i ściany klasy przedstawiały żałosny widok i wymagały odnowienia. I w tym przypadku niezapomniany profesor Siekierzyński, na spółkę z naszym wychowawcą, pomogli w znalezieniu rozwiązania problemu. Pomieszczenie było odnowione, a sprawa pozostała między nami. Nie ulega wątpliwości, że chyba wiedział o tym „Dyro”, ale było to za jego cichą aprobatą.

Profesor M. Węgrzynowicz – łacinnik, człowiek łagodny, flegmatyk, stwarzający wrażenie, że nie obchodzi go cały świat. Lekcje przebiegały bez emocji i ogólnie nikt się nie uczył tego przedmiotu. Wyjątek stanowili koledzy, którzy wybierali się na medycynę lub do Seminarium Duchownego. Profesor miał przydomek „Fabulor”. Gdy odpytywał ucznia, to ten miał ołówkiem napisany fonetycznie tekst łaciński albo tłumaczenie na język polski, umieszczone między wierszami książki. Natomiast gdy koledzy zbyt głośno podpowiadali odpowiadającemu, profesor udawał, że tego nie widzi i nie słyszy, i na wszelki wypadek oddalał się od pytanego. To była czysta dyplomacja.

Profesor Z. Szmidt, historyk – powierzchowność pedanta, wzrostu więcej niż średniego, z lekką wadą wymowy, charakteryzujący się niezdecydowaniem. Czasem lekcje z nim miały niecodzienny przebieg. Zdarzało się, że tematem lekcji był temat, który można było różnie interpretować. Gdy klasa była niezbyt dobrze przygotowana do zajęć, a profesor zaczynał odpytywać to działo się tak: - profesor zadawał pytanie uczniowi – ten zaczynał coś odpowiadać, ale wstawał inny uczeń i mówił: panie Psorze, to nie było tak! Profesor zatrzymywał się i po sekundzie pytał – „a jak?”. Padała inna odpowiedź – Profesor na to: „więc to, to, to ty masz rację”. Ale inny uczeń oponował twierdząc, że to było jeszcze inaczej. Więc profesor pytał: „a jak to było?’ i wówczas padała jeszcze inna, alternatywna odpowiedź. Profesor wysłuchawszy kwitował to stwierdzeniem: - „to, to … to ty masz rację”. Ta dyskusja trwała i trwała, aż na koniec profesor już nie wiedział o co chodziło, jak właściwie było, i ostatecznie kto miał rację. A to było naszym celem – aby dotrwać bezpiecznie do dzwonka na przerwę.

Profesor A. Wójtowicz – mężczyzna dobrze zbudowany, wysoki, zdecydowany, wiedzący czego chcieć. Zajęcia prowadził z pewną nonszalancją – polegały one głównie na udostępnianiu piłki. Grało się nią w kosza lub szczypiorniaka. Od czasu do czasu rozgrywaliśmy między sobą mecze piłki nożnej. Do wystawiania ocen przeprowadzane były sprawdziany, odbywały się one na stadionie – skoki w dal, wzwyż, biegi na 1000 m. Z perspektywy lat można powiedzieć, że zajęcia WF były prowadzone z konieczności, aby zrealizować obowiązujący, narzucony szkole, program nauczania. Natomiast prawdziwą pasją profesora była muzyka (niestety, nie było jej w programie szkoły). Miał własny zespół muzyczny, który niejednokrotnie występował na okolicznościowych akademiach, a także na dancingach. Dancingi były reklamowane afiszami z tańcząca parą i hasłem: „Dancing nęci, dancing kusi, iść na dancing każdy musi”. Zespół ten był na „topie” na miejscowym rynku muzycznym, uchodził za jeden z najlepszych na terenie Sanoka.

Ogólnie trzeba stwierdzić, że nasze grono pedagogiczne to profesorowie z dużym doświadczeniem, ogromnym zasobem wiedzy, zaangażowani na polu nauki i z dużym autorytetem – wiadomo, wszyscy to nauczyciele sprzed wojny, a to mówiło wtedy samo za siebie.

c d n      

 

 

Moja „Kronika” – Stanisław Berbeć-Piotrowski
 
Odcinek VI

Poniżej przedstawiamy kolejny fragment „Mojej Kroniki” p. Stanisława Berbecia-Piotrowskiego. Tym razem jest to odcinek zawierający coroczne zapisy wydarzeń w Strachocinie w latach 1901 – 1930. W prezentowanej części zapisy te są oparte już częściowo na osobistych wspomnieniach autora (urodził się w 1918 roku), ale także na innych źródłach, m.in. na kronice szkolnej przechowywanej w strachockiej szkole, stąd duży udział w nich informacji dotyczących szkoły.

Kronika wydarzeń

Rok 1901

Do Strachociny przybył nauczyciel Władysław Pocałuń. Nauczycielkę A. Pleskawiczównę przeniesiono.

Rok 1904

Wysoka Krajowa Rada Szkolna zamianowała Józefa Górskiego stałym nauczycielem w Strachocinie.

Rok 1905

W szkole wybudowano nową betonową piwnicę, dwa ganki – od wschodu i zachodu, oraz sprawiono nowy dzwonek szkolny. Koszty wyniosły siedemset siedemdziesiąt koron.

Rok 1906

Nie wiadomo dokładnie w którym roku powstała Ochotnicza Straż Pożarna w Strachocinie. Według informacji uzyskanych od Zofii Błażejowskiej, urodzonej w 1895 roku, musiało to być ok. 1900 roku, gdy była pięcioletnią dziewczynką. Potwierdził to także, zdecydowanie od niej starszy, Józef Samborski, urodzony w 1870 roku. Jej pierwszym komendantem był Franciszek Cecuła. Formalnie zgłoszona została do Krajowego Związku Ochotniczych Straży Pożarnych dopiero na wiosnę w 1906 roku i została zarejestrowana jako 30-ta Ochotnicza Straż Pożarna w Galicji. Informacja o tym została zamieszczona w 12-tym numerze dwutygodnika „Przewodnik Kółek Rolniczych” z 1906 roku. Zarząd Straży zakupił dla swych członków paradne mundury – były to płaszcze-płótnianki z białego lnianego płótna, z czerwonymi wyłogami, czapki „krakuski” z pawimi piórami i czarne buty z wysokimi cholewami. Paradny strój strażacy nosili podczas różnych uroczystości państwowych i kościelnych. Zachowało się zdjęcie z pierwszych lat istnienia Straży (prawdopodobnie z 1907 roku), na którym znajduje się siedmiu strażaków w paradnych strojach. Na pierwszym planie siedzą, od lewej: Franciszek Kiszka, komendant Piotr Winnicki i Franciszek Cecuła. Z tyłu stoją, od lewej: Wojciech Kucharski, Franciszek Galant, Kazimierz Błaszczycha-Piotrowski i Jan Błaszczycha-Piotrowski.

Do Strachociny przybył nauczyciel Grzegorz Juryniec. Nauczyciel Józef Górski został przeniesiony.

Rok 1907

9 czerwca strachocka Ochotnicza Straż Pożarna otrzymała piękną chorągiew ufundowaną przez właścicieli strachockiego majątku, Kazimierę Dydyńską, Teofilę Gniewoszową i Władysława Niedźwiedzkiego, przedstawiającą na jednej stronie Św. Floriana, patrona strażaków, a na drugiej stronie Matkę Boską Częstochowską (chorągiew do dzisiaj znajduje się w kościele parafialnym w Strachocinie). Tydzień po poświęceniu sztandaru odbył się pierwszy „popis” straży przed zebranymi mieszkańcami Strachociny i zaproszonymi gośćmi.

Rok 1908

W porze zimowej p. Teofila Gniewoszowa uczyła dziewczęta szkolne ozdobnego haftowania i szycia. Pani Teofila, wdowa po Wawrzyńcu Franciszku Gniewoszu, mieszkała we dworze u swojej siostry Zofii Dydyńskiej i jej córki, Kazimiery Dydyńskiej, ostatniej właścicielce strachockiego folwarku.

Nauczycielem w Strachocinie został Wojciech Siebowicz. Dotychczasowy nauczyciel Grzegorz Juryniec został przeniesiony.

Rok 1909

W Strachocinie zostało założone „Kółko Rolnicze”. Założycielami byli: Maciej Dąbrowski, Franciszek Kiszka, Jan Winnicki i Józef Wójtowicz.

Rok 1911

19 grudnia zmarł młody katecheta ks. Piesowicz.

Rok 1912

20 marca zmarł proboszcz starachocki ks. Józef Data. Posługę kapłańską w parafii Strachocina sprawował przez trzydzieści lat. Cieszył się ogromnym szacunkiem i uznaniem wśród parafian. Funkcję proboszcza objął dotychczasowy wikary, ks. Władysław Barcikowski.

4 kwietnia odbyła się narada pomiędzy gminą a Inspektoratem Szkolnym w sprawie budowy nowej 4-ro klasowej szkoły w Strachocinie. Kierownictwo budowy objął Antoni Kopanek za sumę dwadzieścia osiem tysięcy dziewięćset koron „reńskich”.

27 października ks. biskup Karol Józef Fiszer, sufragan przemyski, dokonał konsekracji nowego kościoła w Strachocinie i bierzmowania wiernych.

1 grudnia odszedł na pensję (emeryturę) nauczyciel Wojciech Siebowicz. Na jego miejsce Rada Szkolna zamianowała kierownikiem szkoły Władysława Paulina Mermona, strachockiego rodaka.

Rok 1913

Trwa budowa nowej szkoły. Ma być oddana do użytku jesienią. Przeszkadzają ciągłe deszcze, mury mokną, rok jest wyjątkowo mokry. Słota przeszkadza nie tylko w budowie szkoły. Daje się we znaki rolnikom w całej Galicji. Pola i łąki pod wodą. Plony zapowiadają się słabe, wręcz złe. Wsi grozi nędza i głód.

Reskryptem z 18 czerwca Rada Szkolna Krajowa przyzwoliła na otwarcie z dniem 1 września drugiej klasy nadetatowej przy strachockiej szkole. Na dodatkowego nauczyciela mianowano Ewę Placzkównę. Naukę prowadzono w sali starej szkoły i w sali wynajętej w gminie (w górnej części wsi).

W listopadzie oddano do użytku nowy budynek szkolny. Naukę w szkole prowadzili: Wł. Mermon, E. Placzkówna i H. Majgerówna.

Rok 1914

28 czerwca w Sarajewie w Bośni zostaje zamordowany następca austriackiego tronu, arcyksiążę Ferdynand, wraz z małżonką. 28 lipca Austria wypowiada wojnę Serbii. Rosja wypowiada wojnę Austrii – wybucha I Wojna Światowa. Kierownik szkoły Władysław Mermon zostaje powołany do wojska. Do wojska zostają powołane kolejne roczniki rezerwistów ze Stachociny. Jesienią do Strachociny wkraczają wojska rosyjskie.

Rok 1915

Kozacy rosyjscy podpalili jeden dom w dole wsi (Marii Adamiak – „Królichy”). Ogień przerzucił się na sąsiedni dom Józefa Winnickiego. W czasie ostrzału artyleryjskiego pocisk artyleryjski uderzył w ścianę kościoła ale nie eksplodował. Tkwi tam do dzisiaj na wieczną rzeczy pamiątkę. 10 maja wojska rosyjskie opuściły Strachocinę wycofując się na wschód po przegranej wielkiej bitwie pod Gorlicami.

Rok 1918

Koniec I Wojny Światowej. Strachoczanie brali w niej udział walcząc na wszystkich frontach – w Galicji, Serbii, Bośni, Hercegowinie, Dalmacji, Chorwacji, Albanii, także we Włoszech – w Alpach, nad rzeką Isonzo i Piawą. Nie raz strzelał Polak do Polaka, walcząc w mundurze austriackim i rosyjskim. Czterdziestu z nich nie wróciło z tej wojny, zginęli na polu bitwy lub zmarli z ran. Byli to: Tomasz Adamiak („Pączek”), Grzegorz Adamiak, Feliks Buczek, Franciszek Buczek, Franciszek Cecuła („Car”), Grzegorz Cecuła („zza Potoczka”), Władysław Daszyk, Jan Dąbrowski („z Jędrusiówki”), Karol Dąbrowski, Franciszek Herburt, Piotr Janik, Jakub Klimkowski („Klim”), Paweł Kucharski, Ludwik Kwolek, Michał Kwolek („zza ławy”), Władysław Mermon, Stanisław Michalski, Grzegorz Mogilany („Wróż”), Jan Mogilany, Władysław Pielech, Piotr Piotrowski („z Kowalówki”), Jan Piotrowski („Błaszczycha”), Jan Piotrowski („Fryń”), Jan Piotrowski („Wołacz”), Feliks Pucz, Jakub Radwański („Kubisz”), Jan Radwański („z Rzeźnikówki”), Jan Radwański („Policyjan”), Tomasz Radwański („Kocur”), Wincenty Radwański, Franciszek Romerowicz, Michał Romerowicz („z pustki”), Jan Romerowicz („Bańkowski”), Jan Romerowicz („od Świerdzioczki”), Stanisław Samborski, Antoni Sitek, Ignacy Winnicki, Jan Winnicki, Paweł Wojtowicz („Ślusarz”) i Piotr Wroniak. Siedmiu Strachoczan powróciło z frontu ale, w takim stanie zdrowia, że wkrótce zmarli. Byli to: Jan Adamiak, Józef Buczek („z Hylu”), Józef Ćwiąkała, Franciszek Kiszka, Paweł Lisowski, Józef Mazur i Wawrzyniec Radwański („zza łozin”). Lista ofiar na podstawie relacji Władysława Kwolka.

W październiku wybuchła w Strachocinie epidemia groźnej influency zwanej „hiszpanką”. Zachorowała nauczycielka Michalina Józefowiczówna, która pracowała w Strachocinie od grudnia 1917 roku. Zachorował także kierownik szkoły Teofil Zwetschek. Kierownik zmarł 15 grudnia. Były liczne wypadki śmierci wśród młodzieży szkolnej. Kierownikiem szkoły został Franciszek Grzyb.

Rok 1919

W Strachocinie wybuchła epidemia tyfusu. Zachorował kierownik szkoły i czterdzieści dzieci szkolnych.

W lecie w szkole zorganizowano kolonię wakacyjną dla dzieci ze Lwowa. Rozpoczęła się ona 9 lipca.

Rok 1920

Rozpoczęła się wojna polsko-bolszewicka. Wielu młodych Strachoczan wzięło w niej udział ochotniczo. Nie wszystkim dane było powrócić. Zginęli: Franciszek Adamiak („Pączek”), Jan Galant („Braciszek”), Jan Kwolek („zza ławy”), Alojzy Pielech i Stanisław Woźniak (według informacji Władysława Kwolka).

W Strachocinie wybuchła epidemia „czerwonki”. Zmarło ośmioro dzieci.

Rok 1921

W pierwszej połowie stycznia wybuchła epidemia szkarlatyny. Zmarło dwadzieścia dzieci, w tym czternaście w wieku szkolnym.

Rok 1925

W szkole nastąpiła prawdziwa rewolucja – wprowadzono do użytku zeszyty szkolne. Dotychczas dzieci nie posiadały ani zeszytów ani ołówków. Uczyły się pisać rysując na „tabliczce” „rysikiem”. „Tabliczka” była to jakaś płytka ceramiczna koloru czarnego, oprawiona w drewniane ramki. Z jednej strony miała linie. „Rysik” to był pisak w kształcie ołówka wykonany z jakiegoś kamienia lub czegoś podobnego. Przy pisaniu na czarnej „tabliczce” pozostawiał biały ślad. Po napisaniu można było łatwo napis zmazać szmatką i pisać lub rysować ponownie.

Rok 1926

5 lipca nad Strachociną miało miejsce „oberwanie” chmury. Potok Różowy wystąpił z brzegów. W ciągu 25 min. całe podwórze szkolne znalazło się pod wodą. Niektóre domy we wsi zostały zalane. Ze szkolnej pasieki w ogrodzie woda zabrała ule.

Rok 1927

Kierownik szkoły Franciszek Grzyb został przeniesiony do Sanoka. Na jego miejsce kierownikiem został Michał Kowaliw, Ukrainiec. Nie był lubiany przez uczniów.

24 maja parafię Strachocina wizytował ks. biskup przemyski Anatol Nowak.

Firma „Galicja” rozpoczęła wiercenie otworu nr 1 na parceli Józefa Dąbrowskiego „z Jędrusiówki”.

Rok 1928

Z inicjatywy ks. proboszcza Władysława Barcikowskiego i nauczycielki Michaliny Józefowicz uczniowie szkoły wstąpili w szeregi „Milicji Niepokalanej”, organizacji religijnej założonej przez Franciszkanina O. Maksymiliana Kolbe, późniejszego Świętego. Wszyscy otrzymali legitymacje i medaliki.

Dwudziestu sześciu mieszkańców wsi wstąpiło do „Kółka Rolniczego”. Otwarto Sklep Spółdzielczy. Przyczynił się do tego kierownik szkoły M. Kowaliw. We wsi istniały już cztery sklepy, w tym dwa prowadzone przez Żydów.

W dniach 4 i 11 marca odbyły się w budynku szkolnym wybory do Sejmu i Senatu.

W wierconym otworze Kopalni nastąpił silny wybuch gazu. Był tak silny, że we wsi szyby w oknach zadrżały. Gazu nie można było ujarzmić i z hukiem i świstem uchodził w powietrze przez kilkanaście miesięcy.

Rok 1929

Zawiązano we wsi „Spółkę Oszczędności i Pożyczek – Kasa Stefczyka”.

Zima „stulecia”. Mrozy osiągały – 35 st. C. Pękały i wymarzały drzewa.

Rok 1930

Firma „Galicja” przystąpiła do wydzierżawiania od strachockich rolników parceli pod szyby naftowo-gazowe. Podpisywane kontrakty opiewały na okres 25 lat wyłączności na poszukiwania i wydobycie dla firmy „Galicja”. Na Kopalni wykonano odwiert nr 2.

c d n      

 

 

CIEKAWOSTKI TURYSTYCZNE PODKARPACIA

Brzozów - miasto biskupie.

Brzozów, jedno z mniejszych miast Podkarpacia, leży nad rzeką Stobnicą, dopływem Wisłoka, w środku najgęściej zaludnionej części historycznej Ziemi Sanockiej, w odległości ok. 20 km na północny zachód o Sanoka i ok. 20 km na wschód od Krosna. Jest stolicą powiatu brzozowskiego. Historia Brzozowa sięga XIV wieku. 2 grudnia 1359 roku król polski Kazimierz Wielki nadał dokument lokacyjny wsi na terenie lasu Brzozowe nad Stobnicą w Ziemi Sanockiej. Wieś obejmowała obszar 50 łanów frankońskich. W tym samym roku Stefan, syn Wojsta, uzyskał przeniesienie wsi na prawo magdeburskie. Brzozów był wsią królewską, ośrodkiem klucza królewszczyzn. W 1384 roku Brzozów wraz pobliskim Domaradzem został oddany przez królową Marię Węgierską (Ruś Czerwona należała w tym czasie do Królestwa Węgier) we władanie łacińskim biskupom przemyskim. W 1386 roku ze względów obronnych przeniesiono część osady na wzgórze za Stobnicą. Ta nowa część wsi otrzymała wkrótce prawa miejskie. W 1413 roku Brzozów figuruje już jako miasto z wójtem i ławą miejską. W 1430 roku wójtostwo zostało wykupione przez biskupa przemyskiego Janusza Doliwę z Lubienia. Z czasem Brzozów stał się głównym ośrodkiem dóbr biskupstwa przemyskiego, co przyczyniło się do szybkiego rozwoju miasta. Ok. 1452 roku został wybudowany w mieście dwór biskupi, który stał się ulubioną rezydencją biskupów przemyskich. Tutaj najczęściej przebywali, stąd administrowali diecezją. Dochody miasta pochodziły z rzemiosła i handlu (głównie, w tym dalekosiężnego). W XVII wieku nastały gorsze czasy dla Brzozowa (tak jak dla wszystkich miast Polski), miasto było wielokrotnie łupione przez Tatarów, Szwedów, Siedmiogrodzian Rakoczego, a także przez polskie wojska koronne. Szwedzi i Węgrzy siedmiogrodzcy nie tylko złupili miasto, ale w dużej części spalili je i zniszczyli miejskie archiwum (w tym dokumenty z przywilejami miasta).

W połowie lat 70-tych XVII wieku miasto, przy wsparciu biskupów, zaczęło powoli odżywać. Symbolem odrodzenia miasta była budowa nowego, murowanego kościoła. Nowa świątynia, pod wezwaniem Przemienienia Pańskiego, została ufundowana przez biskupa Stanisława Sarnowskiego. Wiek XVIII, mimo zdarzających się klęsk naturalnych, to systematyczny rozwój miasta. Rozwijał się handel, miasto otrzymało przywilej na jarmarki, rozwijało się rzemiosło obsługujące także cały rejon brzozowski. Po I rozbiorze Polski miasto straciło charakter prywatnego miasta biskupów przemyskich. Znalazło się w granicach austriackiej Galicji i stało się ośrodkiem administracyjnym nowych władz. Od 1859 roku Brzozów został siedzibą władz nowo powstałego powiatu brzozowskiego. Przyśpieszyło to rozwój miasta. Pod koniec XIX wieku na terenie miasta i w okolicy rozpoczęto wydobycie ropy naftowej. W mieście powstawały nowe budynki, także budynki użyteczności publicznej. W latach 1896 – 98 zbudowano na rynku ratusz. Na początku XX wieku powstał projekt linii kolejowej Brzozów – Sanok, łączącej Brzozów z siecią krajową (nie doczekał się nigdy realizacji). Przed I wojną światową Brzozów otrzymał zgodę na utworzenie Gimnazjum. I wojna światowa przyniosła miastu dużo zniszczeń, ale nie w takim stopniu jak w innych miastach, np. w Gorlicach.

Po I wojnie światowej w lesie brzozowskim, podczas poszukiwań ropy naftowej, odkryto źródła wody jodobromowej. To odkrycie pozwoliło na uruchomienie uzdrowisk. W 1925 roku powstało uzdrowisko „Anatolówka”, nazwane tak dla upamiętnienia fundatora, biskupa Anatola Nowaka (ulokowane było na gruntach należących do biskupstwa). W latach 1926 – 28 zbudowano w pobliżu „Anatolówki” uzdrowisko „Brzozów-Zdrój”. Uzdrowiska przetrwały tylko do połowy XX wieku. Okres II wojny światowej był dla miasta ogromnym wstrząsem - zamordowani zostali wszyscy mieszkańcy Brzozowa narodowości żydowskiej – w sumie ok. 1400 osób (łącznie z Żydami z okolicznych wiosek). Zbrodni dokonano w lesie obok uzdrowiska Brzozów-Zdrój. Zniszczona została także brzozowska synagoga. Po II wojnie światowej nastąpił rozwój ekonomiczny miasta. W Brzozowie powstawały zakłady przemysłowe, szkoły średnie, nowe obiekty handlowe i usługowe, placówki służby zdrowia i bloki mieszkalne. W 1959 roku Brzozów uroczyście obchodził 600-lecie miasta i 100-lecie istnienia powiatu. W 1961 roku powstało liceum ekonomiczne, w 1966 – technikum budowlane, w 1970 roku miasto zdobyło tytuł Mistrza Gospodarności Kraju. Brzozów nigdy jednak nie stał się miastem wielkiego przemysłu, jak wiele innych miast w woj. podkarpackim. Największym zakładem była (i jest do dzisiaj) wytwórnia koronek klockowych. Pozostałe zakłady to drobny przemysł różnych branż. W III Rzeczpospolitej Brzozów przeżywa różne trudności, podobnie jak wiele innych miast tej wielkości w Polsce. Obecnie miasto liczy ok. 8 tysięcy mieszkańców.

Brzozów nie jest zbyt bogaty w zabytki, ale w sumie warty jest zwiedzenia. Oczywiście, jak przystało na miasto „biskupie”, najpiękniejszym i najcenniejszym zabytkiem miasta jest barokowa kolegiata pod wezwaniem Przemienienia Pańskiego. Jest to naprawdę wspaniała budowla.

Jak wspomniano już powyżej świątynię ufundował biskup przemyski Stanisław Sarnowski. Budowę rozpoczęto w 1668 roku, trwała do 1686 roku, dokończył ją ksiądz Bartłomiej Misiałowicz. Konsekracji dokonał biskup J. S. Zbąski w 1688 roku. Świątynia zastąpiła poprzedni kościół spalony przez Siedmiogrodzian Rakoczego w 1657 roku. W zgliszczach spalonego kościoła odnaleziono cudownie ocalały obraz Matki Bożej Pocieszenia, od tego czasu noszący w Brzozowie imię Matki Bożej Ognistej i czczony jako łaskami słynący. W 1858 roku został ukoronowany przez biskupa przemyskiego.

Kolegiata zbudowana jest z cegły i kamienia, w formie trójnawowej bazyliki, z dwuwieżową fasadą i dwoma późnobarokowymi kaplicami po obu stronach korpusu głównego - pierwsza Matki Bożej Ognistej, druga Serca Pana Jezusa i św. Wincentego a Paulo. Wieże pochodzą z lat 1718 – 24, a kaplice boczne z 1758 r. Projektantem świątyni jest prawdopodobnie Jakub Solari. Pierwotnie miała być to budowla jednonawowa z poprzecznymi kaplicami. Jednak w trakcie budowy mury nawy zaczęły się rysować i zdecydowano się dobudować nawy boczne.

Nawa główna kolegiaty ma szerokość 11,72 m, długość 23 m i wysokość ponad 20 metrów. Przykryta jest sklepieniem kolebkowym z lunetami, pokrytym freskami. Na wprost wejścia głównego umieszczony jest żyrandol z XVIII wieku, skonstruowany w formie dwóch tarcz w kształcie okręgów. Jego dekorację stanowi ciąg drobnych kryształków i kryształowych strzałek. Z wyposażenia na szczególną uwagę zasługuje ambona z XVII wieku, a więc współczesna kościołowi. Charakteryzuje się wysokim poziomem artystycznym. Ozdobiona jest bogato motywami roślinnymi, kolumnami i główkami aniołów. Bardzo czytelna jest wymowa rzeźb figuralnych. Polichromowane i złocone rzeźby w niszach korpusu ukazują: Chrystusa., czterech Ewangelistów, świętych Piotra i Pawła oraz scenę Niepokalanego Poczęcia Maryi. Powyżej znajdują się rzeźby świętych, Joachima i Anny. Wyrasta z tej kompozycji winna latorośl, tworząc zaplecek ambony z medalionem Matki Bożej z Dzieciątkiem. Baldachim ambony zakończony jest ażurową latarnią z rzeźbą pelikana karmiącego młode, św. Michałem Archaniołem i gołębicą Ducha Świętego. Po obu stronach nawy głównej i prezbiterium rozmieszczone są obrazy przedstawiające Apostołów, malowane na płótnie z zapisanymi w języku łacińskim fragmentami aktu Wiary. Czas powstania określa się na wiek XVII. Na części sklepienia zamykającej nawę główna zostały namalowane freski współczesne, wykonane w latach 1971-1973. Przedstawiają one sceny z Ewangelii: Osiem Błogosławieństw, Burzę na morzu, oraz Rozmnożenie chleba. Na wezgłowiach łuków przedzielających sklepienie przedstawieni są Ewangeliści z atrybutami.

Na uwagę w kolegiacie zasługują także organy i chrzcielnica w kaplicy św. Anny. Obecny instrument organowy jest nowy, pochodzi z 1969 roku, ale jego prospekt zawiera elementy starego instrumentu z XVII wieku. Barokowa chrzcielnica pochodzi z XVII wieku, od tego czasu była kilkakrotnie odnawiana. Wykonana jest z tzw. czarnego marmuru dębickiego. Złocona drewniana pokrywa ażurowa, silnie wysklepiona ma kształt kopuły. Zdobi ją dekoracja plastyczna przedstawiająca liście akantu, kwiaty róży, rozety, palmety i astragale. Pokrywa zwieńczona jest rzeźbioną grupą figuralną z wyobrażeniem Chrztu Chrystusa. Na kolistej podstawie znajduje się fragment skały z figurami Chrystusa i św. Jana Chrzciciela. Chrystus stoi niżej, pochylony, z rękami złożonymi na piersiach. Nad Nim Jan Chrzciciel z proporcem w lewej ręce, w prawej, uniesionej, trzyma miseczkę, z której polewa wodą głowę Chrystusa.

W latach 1969 – 72 cała świątynia przeszła gruntowny remont. Mury opasano z zewnątrz wieńcami żelbetowymi, wzmocniono filary wewnętrzne, sklepienie na prezbiterium podwieszono do drugiego, żelbetowego, wykonano nowe sklepienie nawy, wykonano renowację i konserwację wyposażenia wewnętrznego, w tym ołtarza głównego. Kolejna renowacja ołtarzy miała miejsce w latach 1996 – 2001, a remont wież w latach 2000 – 03.

Z brzozowska kolegiatą związana jest bogata historia. W 1723 roku odbył się w niej synod diecezjalny. 19 maja 1757 roku przyjął w niej święcenia kapłańskie z rąk biskupa Sierakowskiego Ignacy Krasicki, późniejszy biskup warmiński i arcybiskup gnieźnieński, „książę poetów” polskich. W 1745 roku przybyli do Brzozowa księża misjonarze. Pod koniec XVIII w. zaborca austriacki zlikwidował kapitułę (przywrócono ją dopiero w 1975 r.), bractwa kościelne i Zgromadzenie księży misjonarzy. W czasie II wojny światowej do Brzozowa przejściowo zostało przeniesione z Przemyśla Seminarium Duchowne. W budynkach plebanii swoją siedzibę miało Gestapo.

Innym ciekawym zabytkiem miasta jest ratusz stojący przy miejskim rynku. Wcześniej istniał w Brzozowie ratusz drewniany, wzmiankowany jeszcze w połowie XVIII wieku. Obecna budowla została wzniesiona w 1896 roku według pierwotnego projektu Władysława Łuczyckiego. Budynek był już kilkakrotnie przebudowywany. Ostatni remont odbył się niedawno, w latach 2010 – 11. Budynek ratusza wykonany jest z cegły, otynkowany, dwukondygnacyjny, podpiwniczony. Wzniesiony na rzucie wydłużonego prostokąta z czterokondygnacyjną wieżą na planie kwadratu, dostawioną po stronie elewacji południowej. Nakryty jest dachem czterospadowym, zaś wieża ostrosłupowym hełmem pokrytym blachą. Budowla jest posadowiona na podpiwniczeniu niwelującym spadek terenu. Otwory okienne posiadają prostokątne profilowane obramienia z parapetami. Piętro zostało wydzielone gzymsami kordonowymi, pomiędzy nimi znajdują się płyciny prostokątne. Otwory okienne piętra zaakcentowano profilowanymi obramieniami i zwieńczono trójkątnymi przyczółkami. Kondygnacje wieży także wydzielono gzymsami kordonowymi. Trzy kondygnacje wieży są czworoboczne, czwarta – na planie ośmioboku. Otwory okienne i drzwiowe wieży są prostokątne zamknięte półkoliście, w profilowanych obramieniach. Trzecia kondygnacja wieży posiada okna w każdej ścianie i umieszczone powyżej nich zegary (umieszczone tam w 1925 roku); ściany tej kondygnacji ozdobiono dekoracją płycinową, fryzem arkadkowym i profilowanym gzymsem koronującym. Powyżej znajduje się balustrada tralkowa osłaniająca czwartą, ośmioboczną kondygnację. W elewacjach bocznych i tylnej zastosowano podziały i dekorację architektoniczną analogiczną do wyżej opisanych. Obecnie w budynku ratusza mieści się Muzeum Regionalne im. Adama Fastnachta, powstałe w 1980 roku.

Innym ciekawym zabytkiem jest dawny budynek Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”. Wybudowany w latach 1909 – 10 według projektu Jana Sas – Zubrzyckiego na planie w postaci litery L, posiada dwie kondygnacje i okrągłą wieżę w narożniku. Elewację frontową zdobią tarcze herbowe i popiersia królów polskich wykonane przez Stanisława Majerskiego z Przemyśla. Budynek po likwidacji po II wojnie światowej „Sokoła” służył Bibliotece Miejskiej, obecnie jest siedzibą Domu Kultury i kina.

Oprócz wyżej wymienionych „sztandarowych” zabytków nie brak w mieście mniej znaczących obiektów zabytkowych zasługujących na obejrzenie. Przede wszystkim są to kamieniczki w rynku. Większość z nich została wybudowana po wielkim pożarze w 1907 roku, który strawił pierwotną, drewniana zabudowę rynku. Inne takie obiekty to: budynek dawnego seminarium Misjonarzy z XVIII wieku., dom ze służbówką przy ul. Mickiewicza 23 z przełomu XIX/XX wieku, sąsiedni dom przy ul. Mickiewicza pod numerem 21, dom przy ul. Bielawskiego 1, a także Cmentarz Wojskowy i Cmentarz Żydowski.

 

 

ZE SPORTU

Piłkarze Górnika Strachocina, grający w krośnieńskiej lidze okręgowej, słabiej spisywali się w tym sezonie. Praktycznie „przespali” jesień 2012 roku. Na szczęście wiosną forma drużyny zdecydowanie wzrosła i jest szansa na utrzymanie się w lidze okręgowej na następny sezon (2013/14). Na siedem kolejek przed końcem sezonu Strachoczanie zajmowali 11 miejsce w tabeli (na 16 drużyn), ale w ostatnich pięciu spotkaniach odnieśli aż cztery zwycięstwa, co dobrze wróży na końcówkę sezonu.

*       *       *

Najlepsze drużyny piłkarskie Podkarpacia, występujące w grupie lubelsko-podkarpackiej III ligi, prezentują się dość dobrze w tym sezonie. Na dziewięć kolejek przed końcem sezonu 2012/13 Stal Sanok zajmuje w tabeli 4 miejsce, tracąc do lidera, Stali Mielec, tylko 4 punkty. Karpaty Krosno są w tym sezonie gorsze od Stali, zajmują 7 miejsce z 29 punktami. Słabiej spisuje się tylko podkarpacki beniaminek III ligi Czarni Jasło, którzy zajmują dopiero 12 miejsce w tabeli z 21 punktami. Mają jednak duże szanse na utrzymanie się w lidze, ich przewaga nad strefą spadkową wynosi 5 punktów.

*       *       *

Hokeiści Ciarko Sanok spisali się w tym sezonie zdecydowanie gorzej niż w poprzednim. Nie obronili Pucharu Polski, ani nie obronili tytułu mistrza Polski. Nie zdobyli nawet brązowego medalu. A oczekiwania były duże. Zresztą uzasadnione doskonałą postawą Ciarko w sezonie zasadniczym. Ciarko zdobyło 90 punktów, wyprzedziło drugi w tabeli JKH Jastrzębie o 17 punktów, a czwartą Comarch Cracovię aż o 30 punktów! W półfinale rozgrywek o mistrzostwo Polski hokeiści Ciarko mieli za rywala hokeistów Cracovii. Niestety, górą byli krakowianie. W rywalizacji do czterech wygranych zwyciężyli 4:2. Rywalizację o brązowy medal Ciarko przegrało z GKS Tychy. Mistrzem Polski została Cracovia pokonując w finale JKH Jastrzębie. Finałowa rozgrywka o Puchar Polski odbyła się na lodowisku w Sanoku. Ciarko w półfinale spotkało się ponownie z Cracovią Comarch Kraków. Po zaciętym meczu, dogrywce i serii rzutów karnych wygrało Ciarko. Niestety, zmęczenie meczem półfinałowym spowodowało, że w finale sanoczanie ulegli hokeistom Jastrzębia 4:2 i nie obronili Pucharu Polski.

*       *       *

Nasz usportowiony senior, Zygmunt Ćwiąkała z Bytomia (73 lata), syn Marcjanny z Giyrów-Piotrowskich ciągle „śrubuje” swoje rekordy. W tenisowych Halowych Mistrzostwach Europy w Sofii zdobył brązowy medal w deblu (razem z Ludwikiem Nowakiem). Niestety, w singlu pechowo trafił już w pierwszej rundzie na nierozstawionego Rogera Taylora, byłego profesjonalistę, należącego kiedyś do europejskiej czołówki (grywał w Pucharze Daviesa). Po bardzo dobrym meczu na korcie centralnym przegrał 6/4, 6/2.

 

 

ODESZLI OD NAS

Stanisław Piotrowski ze Strachociny

9 maja 2013 r. zmarł w szpitalu w Brzozowie w wieku blisko 95 lat senior rodu Piotrowskich ze Strachociny, Stanisław Berbeć-Piotrowski ze Strachociny, syn Władysława i Marcjanny z Mogilanych. Pozostawił żonę Janinę z Adamiaków i dwójkę dzieci – córkę Rozalię i syna Waldemara, piątkę wnuczek i wnuków oraz siódemkę prawnucząt. Stanisław został pochowany na cmentarzu w Strachocinie. Sylwetkę Stanisława przedstawiliśmy bliżej w rubryce „Z życia Stowarzyszenia”.

James (Jakub) Piotrowski z Roseville k. Detroit, USA

24 października 2011 roku zmarł w Roseville koło Detroit James (Jakub) Błaszczycha-Piotrowski, syn Edwarda Francisa i Julii z domu Mozdziez, prawnuk Błażeja Piotrowskiego. James urodził się 28 kwietnia 1942 roku, ukończył Uniwersytet w Detroit, brał udział jako żołnierz amerykański w wojnie wietnamskiej. Ożenił się z Claudią Bates, wdową po Tomaszu Hitt. Doczekał się dwu synów, Jamesa (ur. 1972r.) i Williama (ur. 1974r.). Adoptował dwie córki Claudii z pierwszego małżeństwa – Ann Marie i Susan Lynn. Dziadek Jamesa, Franciszek Błaszczycha-Piotrowski, syn Błażeja, wyemigrował do USA w 1910 r.

Jadwiga Rozalia Kucharska z Głubczyc, siostra Antonina ze Zgromadzenia Sióstr Szkolnych de Notre Dame

28 stycznia 2013 roku w Głubczycach na Śląsku Opolskim zmarła Jadwiga Rozalia Kucharska, siostra Antonina ze Zgromadzenia Sióstr Szkolnych de Notre Dame. Jadwiga była najmłodszą córką Jana Kucharskiego i Zofii z Wojtowiczów. Urodziła się 24 sierpnia 1930 roku w Strachocinie. Była potomkiem Stefana Piotrowskiego. Jej dziadek Władysław Kucharski był praprawnukiem Katarzyny Piotrowskiej, wnuczki Stefana (Katarzyna była zamężna za Józefa Radwańskiego). Jadwiga została pochowana 30 stycznia w Głubczycach w kwaterze sióstr zakonnych. W pogrzebie wzięli udział członkowie rodziny Kucharskich.

Adam Kwolek ze Strachociny

16 lutego 2013 roku zmarł w Strachocinie Adam Kwolek, syn Władysława Kwolka i Anieli z Berbeciów-Piotrowskich. Adam urodził się 16.09.1936 roku, był jednym z pięciu dzieci Anieli. Adam ożenił się z Danutą Dąbrowską, z którą doczekał się piątki dzieci: Barbary, Macieja, Stanisława, Krzysztofa i Piotra. Ojciec Adama, Władysław, był synem Walentego Kwolka i Marianny z Radwańskich. Matka Adama była córką Władysława Berbecia-Piotrowskiego i Marcjanny z Mogilanych, siostrą Stanisława Berbecia-Piotrowskiego, twórcy i „kustosza” Strachockiej Izby Pamięci, autora „Kroniki” zamieszczanej w naszym biuletynie.

Anna Piotrowska z Zarszyna

23 marca 2013 roku zginęła w wypadku samochodowym w Zarszynie Anna Giyr-Piotrowska, żona Wojciecha, synowa Kazimierza Giyra-Piotrowskiego ze Strachociny. Anna pozostawiła syna Pawła (ur. 1994 r.).

Helena z Zacharskich Piotrowska ze Strachociny

1 kwietnia 2013 roku zmarła w Strachocinie Helena z Zacharskich Szum-Piotrowska, córka Michała i Marii, wdowa po Janie Szumie-Piotrowskim. Helena pozostawiła dwójkę dzieci, Bogumiłę (ur. 1959r., po mężu Moskal) z którą Helena mieszkała, i Mariana (ur. 1955 r.), żonatego z Grażyna Winnicką.

Władysław Witek

7 kwietnia 2013 roku zmarł Władysław Witek, wdowiec po Jadwidze „Błażejowskie”-Piotrowskiej. Władysław urodził się 11 lipca 1926 r., był synem Michała i Małgorzaty z Wójtowiczów.

Jadwiga Piotrowska ze Strachociny

W maju 2013 r. zmarła Jadwiga Giyr-Piotrowska ze Strachociny, córka Andrzeja i Marianny z Adamiaków. Jadwiga urodziła się 19 października 1925 r. Nie była zamężna, poświęciła się pracy zawodowej. Przez wiele lat pracowała jako pielęgniarka i oddziałowa pielęgniarek w sanockim szpitalu.

Zofia z Winnickich Mastej ze Strachociny

W maju 2013 r. zmarła Zofia z Winnickich Mastej, córka Bernarda i Franciszki z Piotrowskich „z Kowalówki”, wnuczka Andrzeja Piotrowskiego „z Kowalówki”. Zofia urodziła się 11.01.1933r. Wyszła za mąż za Jana Masteja, doczekała się czwórki dzieci, 10 wnuków i prawnuczki. Potomków Zofii pokazano w rubryce „Nowiny genealogiczne”.

 

LISTY OD CZYTELNIKÓW

Jak się spodziewaliśmy, artykuł wspomnieniowy Józefa Błaszczychy-Piotrowskiego z Rzeszowa spotkał się z wieloma komentarzami, główn?ie telefonicznymi, ale także w formie pisemnej. Większość z komentujących uważa, że autor pomylił konwencje – opowieść typu „literatura faktu” zamienił na „powieść fantazy”.

Otrzymaliśmy razem z życzeniami świątecznymi i noworocznymi list na ten temat od Tadeusza Winnickiego ze Śląska, syna Zofii z Wołaczów-Piotrowskich. Pisze Tadeusz m.in.: …nikt z kim rozmawiałem nie pamięta aby widział kuźnie u „Błaszczychów” i na „Kowalówce”. Jedyną kuźnią jaka była w Strachocinie po 1929 roku to była kuźnia mojego ojca, przeniesiona jako „wiano” z dołu wsi, gdzie ojciec się urodził i mieszkała jego rodzina, do ogrodu mojej babki (Cecylii Piotrowskiej, wdowy po Janie Wołaczu-Piotrowskim, który zginął w I Wojnie Światowej – red.). Ojciec był jedynym kowalem we wsi. Uczył się zawodu u niejakiego Lojzego (tak na niego mówił ojciec), a później po wojsku, aż do ożenienia się, pracował w Lesku jako kowal. … Żaden z nich (Piotrowskich „Błaszczychów” i Piotrowskich „z Kowalówki”- red.) nie miał nic wspólnego z kowalstwem. Fantazję nasz kolega „historyk” miał zawsze ogromną. …„. Tadeusz neguje także informację Józefa o kieratach. Jego zdaniem w Strachocinie były tylko trzy kieraty u „najbogatszych” gospodarzy – u Cecułów „z Górki” (Jana i Heleny z Radwańskich, dziadków Józefa – red.), Dąbrowskich i Błaszczychów-Piotrowskich.

Należy podkreślić, że opinia Tadeusza jest jak najbardziej wiarygodna. Z Józefem prawie rówieśnicy, od urodzenia byli najbliższymi sąsiadami (ich domy rodzinne stały w odległości kilkudziesięciu metrów), w dzieciństwie bawili się razem na podwórku, przez 11 lat chodzili do szkoły, do tej samej klasy, w latach 1945-52 w szkole podstawowej w Strachocinie, w latach 1952-56 w liceum w Sanoku. Znali się nieledwie jak rodzeni bracia. Dopiero w późniejszym życiu ich drogi się rozeszły, Tadeusz osiadł na Górnym Śląsku, Józef po krótkim pobycie na Dolnym Śląsku, wrócił w rodzinne strony, do Rzeszowa.

Jak już wspomniano, podobną opinię (często wyrażaną w ostrzejszych słowach) o wspomnieniach Józefa mają inni nasi rozmówcy z przedziału wiekowego Józefa, znający temat. Niestety, wszyscy starsi, którzy mogliby coś powiedzieć w tej sprawie, już nie żyją. Przy okazji dyskusji o „kuźniach” dostało się także nam, za publikowanie „materiałów” o takiej wątpliwej wiarygodności. Odpowiadamy – zawsze będziemy zamieszczać materiały, które nie „obrażają” (naszym zdaniem!) zdrowego rozsądku i dobrych obyczajów. Nie zamierzamy wprowadzać innej cenzury „prewencyjnej”. Weryfikacja prawdziwości zamieszczonego materiału będzie odbywać się na łamach biuletynu, poprzez dyskusję czytelników.

List Tadeusza (a także dodatkowy telefon) zawierał wiele innych informacji na różne tematy, w tym rodzinne. Tadeusz całe dorosłe życie spędził na Górnym Śląsku, związany był blisko z górnictwem. Inżynier dwu specjalności, wieloletni dyrektor kopalni, wieloletni prezes klubu piłkarskiego, samorządowiec, obecnie, w wieku 75 lat, emeryt. Z dumą obserwuje rosnące wnuki – 10-letnią Olgę i 4-letniego Seweryna. Olga utalentowana muzycznie, śpiewa, tańczy, deklamuje, zdobywa laury na konkursach – dziadek jej w tym wszystkim kibicuje. Dziękujemy za miły list i mnóstwo ciekawych wiadomości.

Od Józefa Frynia-Piotrowskiego z Grybowa otrzymaliśmy w grudniu list pocztą elektroniczną. Józef pięknie pisze o godności rodu Piotrowskich, podkreślając że na nią składa się postępowanie w życiu i postawa nas wszystkich. Wspomina swoją wizytę na cmentarzu w Strachocinie, na grobie rodziców. W związku z tą wizytą cytuje wiersz Małgorzaty Pietrzak „Wołanie do zmarłych”:

O duchy zmarłych,
przyjdźcie do nas,
usiądźmy razem wokół ognisk,
niech ich ciepło przywróci wam,
dawno utraconą cielesność.
Chcemy usłyszeć,
wszystkie mądrości w Was skryte,
które nie otrzymawszy nigdy prawa głosu,
kryją się teraz po futrach pszczół,
w odbiciach kropli wody,
w innych kroplach .
W załamaniach promieni Słońca,
z trudem przedzierającego się przez chaszcze,
tak zupełnie nie uchwytne
jak my sami dla siebie.

Dziękujemy za piękny wiersz, za wyrazy uznania za naszą pracę (redagowanie „Sztafety”) i za miłe życzenia świąteczne. Jednocześnie zapraszamy do współpracy na łanach naszego biuletynu.

Ze Stanów Zjednoczonych otrzymaliśmy od Claudii Piotrowskiej z Roseville koło Detroit kartkę świąteczną z życzeniami i smutną wiadomością. 24 października 2011 roku zmarł jej mąż James (Jim) Piotrowski, wnuk Franciszka Błaszczychy-Piotrowskiego. Więcej szczegółów w rubryce „Odeszli od nas”.

Ciekawy list dostaliśmy od pana Stanisława Lisowskiego z Jasła. Stanisław jest wnukiem Małgorzaty z Giyrów-Piotrowskich, córki Stanisława, bratankiem księdza Piotra Lisowskiego, którego sylwetkę przedstawiliśmy w jednym z poprzednich numerów „Sztafety”. Stanisław przekazał nam, m.in. fragmenty homilii wygłoszonej na pogrzebie sławnego stryja i kilka dodatkowych informacji o nim. Ksiądz Piotr Lisowski spoczywa na krakowskim Salwatorze, w kwaterze OO Franciszkanów. Stanisław, inżynier, obecnie emeryt, interesuje się przeszłością strachockich Lisowskich, bada ich historię, szuka odpowiedzi na pytanie skąd przybyli do Strachociny w XVII wieku. W swoich poszukiwaniach dotarł m.in. do informacji, że w Rohatynie koło Stanisławowa (obecnie zwanego Iwano-Frankowskiem) ok. 1505 r. urodziła się Anastazja (Aleksandra) Lisowska, która cztery lata później została porwana przez Tatarów i sprzedana do sułtańskiego haremu w Stambule. Tam, pod imieniem Hurrem (w Europie znana jako Roksolana) została żoną sułtana Sulejmana I Wspaniałego, matką jego następcy na tronie sułtańskim, Selima II. Czyżby strachoccy Lisowscy byli spokrewnieni z sułtanem? Dziękujemy za list i interesujące informacje.

Zygmunt Ćwiąkała, syn innej „Giyrczanki”, Marcjanny, córki Floriana Giyra-Piotrowskiego, w swoim liście, w którym bardzo skrótowo przedstawił swoje „przewagi” sportowe (patrz „Ze sportu”), opisał także swoje perypetie w trakcie powrotu z Mistrzostw w Sofii. Oto fragment tego opisu: „… W Sofii mieliśmy świetny apartament (studio) w pięknym Apartament Hotelu. Do domu wracaliśmy 22 godziny non stop. Z Bułgarii, przez Serbię, do Budapesztu, przy temperaturze 35 stopni w cieniu, a przez Słowację w nocy w potwornej ulewie. Musiałem prowadzić sam, bo koledzy po drodze trochę drinkowali i spali na zmianę. Miałem problem - walczyłem ze snem, bo przez trzy noce przed wyjazdem miałem ataki kamicy nerkowej. Po powrocie do domu udało mi się urodzić 4 mm „maleństwo”. W poniedziałek wylatuję do Heiligenhaus na mecz ligi niemieckiej. …”. Ile trzeba mieć hartu ducha, żeby uprawiać sport w wieku 70+ !

 

NOWINY GENEALOGICZNE

W Roseville k. Detroit w Stanach Zjednoczonych urodził się Jordan Piotrowski, syn Jamesa Franka (Jakuba Franciszka) Błaszczychy-Piotrowskiego i Karissy. James Frank jest synem Jamesa Piotrowskiego i Claudii z domu Bates, prawnukiem Franciszka Błaszczychy-Piotrowskiego (syn Błażeja), który przybył do USA 10 kwietnia 1910 r. Mały Jordan jest jedynym wśród wielu praprawnuków Błażeja w USA, który nosi nazwisko Piotrowski.

W ostatnim okresie otrzymaliśmy od Zarządu Stowarzyszenia obszerny materiał powiększający nasze, potomków Stefana Piotrowskiego ze Strachociny, „drzewo” genealogiczne. Nie jesteśmy w stanie przedstawić całości materiału w jednym numerze „Sztafety” – będziemy go przedstawiać systematycznie w kolejnych numerach w postaci uzupełnionych „drzewek” poszczególnych rodzin. Czytelników prosimy o ewentualne uwagi i poprawki.

Poniżej przedstawiamy „drzewko” genealogiczne potomków Zofii z Winnickich Mastej, córki Franciszki z Piotrowskich „z Kowalówki”, która zmarła niedawno, a także „drzewko” potomków Marianny z Lisowskich Dąbrowskiej, córki Szymona i Franciszki z Wołaczów-Piotrowskich, wnuczki Walentego Wołacza-Piotrowskiego.

 

 

ROZMAITOŚCI

1. Strachockie rody - Kucharscy

Poniższym tekstem chcemy zapoczątkować prezentację krótkich „portretów” rodów strachockich, które na przestrzeni wieków wchodziły w relacje małżeńskie z Piotrowskimi, potomkami Stefana Piotrowskiego. Te „portrety” zostały sporządzone na podstawie materiałów zgromadzonych w okresie przygotowywania książki „Piotrowscy ze Strachociny w Ziemi Sanockiej – Genealogia rodu i najdawniejsze dzieje” (książka ta jest dziełem zbiorowym, powstawała na początku XXI wieku, została opublikowana w 2005 roku) i nie wykorzystanych w całości w tej książce. Te „portrety”w żadnym wypadku nie roszczą sobie pretensji do miana monografii rodów, ale dla zainteresowanych mogą być ciekawe. Na początek prezentujemy „portret” rodu Kucharskich, blisko związanych m.in. z Berbeciami-Piotrowskimi i niektórymi Błaszczychami-Piotrowskimi.

Kucharscy ze Strachociny

Kucharscy to stary ród strachocki, mieszkający w Strachocinie co najmniej od 300 lat. Przez wieki niezbyt liczny, ale cieszący się zawsze powszechnym szacunkiem i uznaniem. Od wieków Kucharscy wielokrotnie wchodzili w związki małżeńskie z przedstawicielami rodu Piotrowskich, stąd bliskie relacje między tymi dwoma rodami – wszyscy Kucharscy żyjący w Strachocinie w połowie XX wieku byli po kądzieli potomkami Stefana Piotrowskiego. Dzisiaj zarówno Kucharskich jak i Piotrowskich w rodzinnej wiosce pozostała jedynie garstka

Nazwisko Kucharski jest bardzo popularne w Polsce, nosi je ok. 31 tysięcy osób. Kucharscy pod względem liczebności wśród nazwisk znajdują się na 68 miejscu w kraju. Z tradycyjnych „strachockich” nazwisk wyprzedzają ich pod tym względem tylko Dąbrowscy, Szymańscy, Mazurowie, Piotrowscy i Michalscy. W zdecydowanej większości dzisiejsi Kucharscy to potomkowie drobnej szlachty zagrodowej. Tylko nielicznym z nich na przestrzeni wieków udało się przeniknąć w szeregi szlachty średniozamożnej, a w szeregi szlachty bogatej i magnatów nie „wkręcił” się żaden Kucharski. Ale bywali Kucharscy kasztelanami, zasiadali w senacie i w Izbie Poselskiej, piastowali urzędy ziemskie.

Kucharscy w Polsce raczej nie pochodzą od jednego przodka – znany heraldyk Kasper Niesiecki wymienia aż siedem herbów, którymi pieczętowali się Kucharscy (Godziemba, Jastrzębiec, Korab, Lubicz, Prawdzic, Rola, Zagłoba). Współczesny heraldyk Tadeusz Gajl dorzuca do tej liczby jeszcze pięć (Dołęga, Pobóg, Szreniawa, Wczele, Wieniawa). Może to świadczyć (ale nie musi!) o tym, że nazwisko powstało w kilkunastu miejscach w Polsce. Niesiecki podaje jako ich gniazda rodowe głównie Mazowsze i dzisiejszy region łódzki. Według portalu internetowego Moikrewni do dzisiaj mieszka w tych okolicach najwięcej Kucharskich, chociaż obecnie spotkać ich można w całej Polsce, także na Podkarpaciu (najwięcej w Warszawie i innych dużych miastach). Kucharscy, podobnie jak wielu innych przedstawicieli mazowieckiej szlachty, wzięli w przeszłości udział w ogromnej akcji osiedleńczej na południowo-wschodnich kresach I Rzeczpospolitej – Wołyniu, Rusi Czerwonej, Podolu, Zadnieprzu, Bracławszczyźnie. Prawdopodobnie właśnie ze wschodu przybyli Kucharscy (raczej jeden Kucharski) do Strachociny w drugiej połowie XVII wieku, po wielkiej katastrofie, którą przeżyła w tym czasie południowo-wschodnia część Rzeczpospolitej, jaką było powstanie kozackie Chmielnickiego. Żadne udokumentowane źródła nie wspominają o Kucharskich w Strachocinie w wiekach wcześniejszych, XV i XVI w.

Tradycja rodzinna mówi, że strachoccy Kucharscy byli drobną, zbiedniałą szlachtą zagrodową, która utrzymywała się zawsze z pracy własnych rąk. Nie ma pewności jakiego herbu używali strachoccy Kucharscy – prawdopodobnie herbu Jastrzębiec albo herbu Korab. Bardziej prawdopodobny wydaje się Jastrzębiec – Kucharscy Korabie to była bogatsza szlachta (utrzymali prawa szlacheckie po weryfikacji w zaborze austriackim), żaden z nich raczej nie musiałby szukać szans na przeżycie w Strachocinie.


Jastrzębiec

Początki rodu

Najstarszym, znanym z zapisów metrykalnych, przedstawicielem rodu Kucharskich w Strachocinie był Michał Kucharski, urodzony w 1729 r. Michał zmarł 22.10.1759 r. w wieku 30 lat. Niestety, nie znamy rodziców Michała, zapisy dotyczące zgonów w strachockiej parafialnej „Księdze Metrykalnej” nie podają takich danych. Michał żonaty był z Marianną, miał trójkę dzieci, Sebastiana (ur. 10.01.1753r.), Wojciecha (ur. 18.04.1756r.) i Jakuba Ignacego (ur. 13.07.1759r.). Matką chrzestną całej trójki była Konstancja Piotrowska, żona Kazimierza Piotrowskiego (syna Stefana, protoplasty strachockich Piotrowskich). W dzień po urodzeniu Jakuba Marianna zmarła. Mąż przeżył ją tylko o trzy miesiące. Nie wiadomo co stało się z trójką małych chłopców, prawdopodobnie zaopiekowali się nimi krewniacy, może matka chrzestna.

Kolejna informacja o Kucharskich w Strachocinie pojawia się w „Księdze Metrykalnej” dopiero 20 lat później, kiedy to Jan Kucharski żeni się (ślub odbył się 14.11.1779 r.) z Teklą Wroblowską, córką Józefa Wroblowskiego (strachockiego organisty) i Reginy. Tekla (a właściwie Marianna Tekla Zofia) urodziła się 29.03.1761 r., jej rodzicami chrzestnymi byli nie byle kto, sam proboszcz strachocki, ks. Dutkiewicz (chrztu udzielał ks. Mrozowski, Franciszkanin z Sanoka) i Konstancja Giebułtowska, wdowa po Franciszku, mieczniku sanockim, dzierżawcy strachockiego folwarku. Jan, mąż Tekli, to prawdopodobnie wspomniany wcześniej Jakub Ignacy, syn Michała, ale nie ma pewności, czy tak było w rzeczywistości. Jan i Tekla Kucharscy mieszkali w domu nr 83, w dole wsi. Z zapisów w „Księdze Metrykalnej” wiemy, że doczekali się czterech córek: Marianny (ur. 18.09.1789r.), Teresy (ur. 29.09.1792 r.), Zofii (ur. 15.03.1796 r.) i Magdaleny (ur. 27.03.1799 r.). Magdalena została żoną Jakuba Galanta ze Strachociny (ur. 6.07.1793 r., syn Stefana Galanta i Marianny z Piotrowskich), o losach jej starszych sióstr nie mamy żadnych wiadomości. Jan Kucharski pełnił zapewne funkcje jakiegoś „urzędnika” na dworze Giebułtowskich. Nie ma go w wykazie podatników wsi Strachocina, sporządzonym przez Austriaków w Galicji ok. 1790 roku.

Następna informacja o Kucharskich w „Księdze” pojawia się ponownie dopiero po dłuższej przerwie, po 22 latach, kiedy to Szymonowi Kucharskiemu urodził się syn Jan. Nie wiadomo czy Szymon był synem Jana i Tekli, jest to bardzo możliwe (innego Kucharskiego w tym czasie we wsi prawdopodobnie nie było, nie ma po nim żadnego śladu w parafialnej „Księdze Metrykalnej”), ale nie ma na to żadnego dowodu. Należy tu zaznaczyć, że w zachowanej „Księdze Metrykalnej” jest luka w zapisach w latach 1780 – 87. Szymon mógł urodzić się w tym czasie, chociaż zapis przy jego pogrzebie wskazuje na rok 1790 jako jego rok urodzenia. Szymon (znany w tradycji rodzinnej Kucharskich jako Andrzej, być może było to jego drugie imię, używane na co dzień) ożenił się z Wiktorią Buczek (ur. 17.12.1798 r.), córką Józefa Buczka (ur. w marcu 1767 r., jako syn Wojciecha Buczkowskiego i Zofii) i Katarzyny Galant (ur. 5.03.1772 r., córka Jana Galanta i Zofii).

Szymon Andrzej i Wiktoria Kucharscy mieli trójkę dzieci, wspomnianego Jana (ur. 16.11.1821 r., zm. 29.10.1903 r.), Małgorzatę (ur. 10.06.1828 r., zm. 18.04.1902 r.) i Marię (ur. 11.03.1834 r.). Szymon Andrzej mieszkał początkowo z rodziną w domu nr 66, domu należącym do Adamiaków. Tutaj urodziły się jego dzieci i pierwsza wnuczka, córka syna Jana, Helena. Dopiero na starość przeniósł się z rodziną syna do domu nr 75, gdzie mieszkał do śmierci. Nie wiadomo w jaki sposób Kucharscy weszli w posiadanie tego domu. W 1799 roku mieszkał w nim niejaki Bazyli Borecki, „szlachetnie urodzony” - generosus (według „Księgi Metrykalnej” w tym roku urodziły mu się bliźniaki, które natychmiast zmarły po urodzeniu). Jest to jedyna wzmianka o Boreckim w „Księdze” i jedyna wzmianka o domu nr 75 przed rokiem 1852. Być może dom ten miał coś wspólnego z folwarkiem, jeszcze pod koniec XVIII wieku stał na końcu wsi od strony folwarku, także jego architektura była nietypowa dla wiejskiej zabudowy.

Szymon Andrzej Kucharski przeszedł do historii Strachociny jako ten który udzielił schronienia właścicielowi strachockiego folwarku Florianowi Giebułtowskiemu podczas napadu na dwór chłopów z Kostarowiec w czasie „rabacji galicyjskiej” w 1846 r. (według tradycji rodzinnej ukrył go pod słomą w stodole). Szymon Andrzej żył w bardzo dobrych stosunkach z Giebułtowskimi, prawdopodobnie pełnił u nich rolę zarządcy lub coś w tym rodzaju. Ale posiadał własne gospodarstwo, a nie tak jak jego ojciec, którego nie ma w wykazie podatników Strachociny w 1790 roku. Panny Kucharskie bywały często we dworze, uczyły się tam szyć, gotować, pielęgnować kwiaty, ale także dobrych manier i ogłady towarzyskiej, a nawet czytać i pisać. Szymon Andrzej zmarł 13.04.1862 r. W „Księdze Metrykalnej” zapisano że zmarł w wieku 72 lat „ze starości”. Trzeba jednak podkreślić, że zapisy wieku zmarłych w strachockiej „Księdze Metrykalnej” są bardzo niepewne. Krewni, podający księdzu dane dotyczące wieku zmarłego, najczęściej nie posiadali żadnych dokumentów, określali wiek zmarłego nieprecyzyjnie, szczególnie w przypadku ludzi starszych. Bardzo możliwe, że Szymon jest „odmłodzony” o 3 – 4 lata, prawdopodobnie urodził się w 1786 lub 1787 roku i był synem Jana i Tekli z Wroblowskich.

Jan Kucharski i jego dzieci

Starsza córka Szymona Andrzeja, Małgorzata, wyszła za mąż za Stanisława Dąbrowskiego, jednego z pierwszych gospodarzy we wsi. Syn Szymona Andrzeja, Jan Kucharski ożenił się z Agnieszką Adamiak (ur. 28.12.1825 r.), córką Jana Adamiaka (ur. 24.11.1787 r., syn Józefa Adamskiego i Franciszki Lisowskiej) i Anny Radwańskiej (ur. 14.07.1794 r.). Anna Radwańska, matka Agnieszki, była córką Andrzeja Radwańskiego (ur. 25.11.1753 r., syn Józefa Radwańskiego i Katarzyny z Piotrowskich) i Agnieszki Galant (ur. 15.01.1758 r., córka Jana Galanta i Zofii), panną dość posażną i z dobrego domu, dalszą kuzynką Jana (ich babcie były siostrami). Poniżej genealogia Agnieszki Adamiak.

Jan Kucharski był bogatym gospodarzem (jak na strachockie stosunki), posiadał ok. 6 hektarów ziemi, trzymał parę koni, trzy krowy, hodował zawsze dużo świń. Jego gospodarstwo leżało w dolnej części wsi, już poza dawną granicą obszaru wiejskiego, na dawnym terenie folwarku. Prawdopodobnie jego przodek zakupił tę ziemię od właścicieli folwarku Giebułtowskich, niewykluczone jednak, że wszedł w jej posiadanie na innej zasadzie. Jan odziedziczył po ojcu Szymonie Andrzeju dom nr 75. Dom ten miał oryginalną architekturę, był jedyny taki we wsi. Wzdłuż całej części mieszkalnej ciągnęło się podcienie, rodzaj werandy z zadaszeniem opartym na ozdobnych drewnianych słupach. Wewnątrz znajdowały się trzy izby mieszkalne, co było także rzadko spotykane w Strachocinie. Osobno stała duża stodoła z obszerną, zbudowaną z polnego kamienia, piwnicą zwaną potocznie „sklepem”. Piwnica znajdowała się wewnątrz stodoły, częściowo wpuszczona w ziemię. Całości zabudowań Kucharskich dopełniał wolnostojący spichlerz, prawdopodobnie jedyna tego typu budowla we wsi.

Jan i Agnieszka Kucharscy doczekali się 8 dzieci, Heleny (ur. 23.02.1850 r.), Franciszka (ur. 27.03.1852 r., zm. 31.07.1877 r.), Marianny (ur. 8.07.1855 r.), Józefa (ur. 17.07.1857 r.), Wojciecha (ur. 31.07.1859 r.), Wojciecha (ur. 11.01.1863 r.), Władysława (ur. 15.03.1866 r.) i Jana (ur. 12.08.1869 r.). Sprawa z synami o imieniu Wojciech nie jest do końca jasna. Zgodnie z tradycją rodzinną jeden z Wojciechów, jako dorosły człowiek, wyemigrował do USA (później nie utrzymywał żadnych kontaktów z rodziną w Polsce), podczas gdy w „Księdze” zapisano zgon Wojciecha Kucharskiego, syna Jana, pod datą 7.09.1868 r. Czyżby rodzice nadali imię Wojciech kolejnemu synowi mimo, że żył jeszcze starszy brat o tym imieniu? Trudno w to uwierzyć, raczej mamy tu do czynienia z jakąś pomyłką. O tym, że Kucharscy generalnie nie mieli szczęścia do zapisów w „Księdze” świadczy przypadek Władysława i Jana. Otóż zarówno Władysław (ur. w 1866 r.) jak i Jan (ur. w 1869 r.) nie widnieją w wykazach dzieci urodzonych w tych latach, w których powinni być. Dopiero dopisano ich (z kilkoma innymi dziećmi) na początku roku 1870 z adnotacją na końcu: „Przy konskrypcyi w roku 1870 w strachocińskiej parafii c.t. przedsiębranej pokazało się iż powyżsi tutaj urodzeni w różnych latach dzieci w swoim miejscu w metrykach nie wciągnione były, co dopiero później uskutecznione zostało”. Tak więc zdarzały się i takie przypadki, że potrafiono „przeoczyć” urodzenie dziecka we wsi i nie zapisać go w „Księdze Metrykalnej”. Młodzi Kucharscy mieli to szczęście, że zauważono w porę ten fakt. Prawdopodobnie skutkiem komplikacji z zapisem daty urodzenia Władysława jest mylna data jego urodzenia, widniejąca do dzisiaj na rodzinnym nagrobku (16.01.1869 r.).

Starsza córka Jana Helena, wyszła za mąż w Strachocinie za Pawła Sitka (ur. 30.02.1839 r., syn Michała i Katarzyny z Daszyków) i doczekała się trójki dzieci: Władysława (ur. 1869 r.), Franciszka (ur. 1872 r.) i Marianny (ur. 1875 r.). Potomkowie Heleny i Pawła żyją do dzisiaj w Strachocinie.

Najstarszy syn Jana Kucharskiego Franciszek, ożenił się z Marianną Galant. Marianna (ur. 3.12.1855 r., zm. 28.12.1899 r.) była córką Franciszka Galanta i Teresy Galant (ur. 24.09.1826 r., córka Jakuba Galanta i Magdaleny z Kucharskich). Franciszek zmarł bardzo młodo, w wieku 25 lat (wdowa Marianna wyszła powtórnie za mąż za Tomasza Błażejowskiego, a po jego śmierci, po raz trzeci, za Michała Frynia-Piotrowskiego), miał tylko jednego syna Wojciecha (ur. ok. 1877 r.). Syn Franciszka, Wojciech, żonaty z Katarzyną Kiszką (ur. 25.11.1882 r., córka Macieja i Anieli z Mogilanych), miał syna Józefa (ur. 28.03.1905 r.), powszechnie zwanego w Strachocinie „Kościelnym” (pełnił przez długi czas rolę kościelnego w strachockim kościele). Józef, żonaty z Marianną Adamiak (córka Jana Adamiaka „Pączka” i Anastazji z Cecułów), miał pięć córek (Cecylię – ur. 1932 r., Helenę – ur. 1934 r., Zofię – ur. 1936 r., Janinę – ur. 1938 r. i Elżbietę – ur. ur. 1945 r.), słynnych we wsi z urody, i żadnego syna. Potomkowie Józefa żyją do dzisiaj w Strachocinie, siłą rzeczy, noszą jednak inne nazwiska.

Młodsza córka Jana, Marianna, wyszła za mąż za Marcina Berbecia-Piotrowskiego (ur. 9.11.1849 r., syn Kacpra Pawła Piotrowskiego i Katarzyny Berbeć-Szczepańskiej). Piotrowscy doczekali się 6 dzieci: Władysława (ur. 1874 r.), Jana (ur. 1877 r.), Balbiny (ur. 1882 r.), Franciszka (ur. 1885 r.), Józefa (ur. 1890 r.) i Cecylii (ur. 1896 r.). Potomkowie Marianny i Marcina żyją do dzisiaj w Strachocinie i stanowią trzon tej części rodu Piotrowskich, który pozostał do dzisiaj w rodzinnej wsi.

Nic nie wiadomo o losach kolejnego syna Jana, Józefa, być może właśnie Józef wyjechał do Ameryki, a zarówno pierwszy jak i drugi Wojciech pomarli w dzieciństwie. Tradycja rodzinna mogła zmylić imiona. Najmłodszy syn Jana, Jan-junior, ożenił się w Pakoszówce i dał początek Kucharskim w sąsiedniej Pakoszówce. Nic bliżej nie wiemy o potomkach Jana-juniora w Pakoszówce.

Władysław Kucharski i jego potomkowie

Dziedzicem posiadłości i rodowego domu Kucharskich został Władysław Prawdopodobnie nie obyło się bez posagów dla sióstr i spłat dla braci, które zapewne nadwerężyły trochę rodowy majątek Kucharskich. Władysław ożenił się z Franciszką Radwańską (ur. 7.03.1871 r.), córką Walentego Radwańskiego „z Górki”, wieloletniego wójta Strachociny, najbogatszego gospodarza we wsi. Ojciec Franciszki, Walenty to także potomek Stefana Piotrowskiego. Dziadek Walentego, Jan Radwański „z Górki”(ur. 12.06.1767 r., syn Szymona), żonaty był z Marianną Galant (ur. 13.02.1763 r.), córką Jana i Agnieszki z Piotrowskich. Agnieszka była córką Szymona (przodka Szumów-Piotrowskich), prawnuczką Stefana Piotrowskiego.

Ślub Franciszki i Władysława Kucharskich odbył się w 1889 r. w Strachocinie, ślubu udzielał brat panny młodej Paweł Radwański, Franciszkanin, O. Sebastian. Wesele było niezwykle huczne, za mąż wychodziła najbogatsza panna we wsi. W małżeństwie z Franciszką Władysław doczekał się dwanaścioro dzieci. Niestety, los nie był dla wszystkich łaskawy. Połowa z nich zmarła w niemowlęctwie lub wczesnym dzieciństwie. Przyczyny były różne, grypa, szkarlatyna, koklusz. Nie było to jakimś wyjątkiem w Strachocinie, a raczej normą. Wieku dojrzałego dożyła jedynie szóstka dzieci – Jan (ur. 1.09.1890 r.), Paweł (ur. 20.03.1892 r.), Józef (ur. 19.02.1900 r.), Franciszek (ur. 1902 r.), Jadwiga (ur. 29.10.1908 r.) i Bronisława (ur. 2.04.1912 r.). Z imion zmarłych dzieci dochowały się w pamięci bliskich tylko cztery, dwu Teofilów (obydwaj umierali w wieku 2 lat), Antoni (także zmarł w wieku 2 lat) i Maria (zmarła w wieku 4 lat).

Władysław był, tak jak wszyscy Kucharscy, człowiekiem niezwykle pracowitym. Potrafił wykonać każdą robotę, interesował się różnymi nowościami, hodował pszczoły, eksperymentował w sadzie owocowym. We wsi cieszył się powszechnym szacunkiem i uznaniem jako człowiek stateczny, prawy, nieskory do awantur i kłótni. Był bardzo religijny. Jako ojciec był wymagający dla synów, potrafił być jednak w razie potrzeby wyrozumiały. Córki lubił i rozpieszczał. Z biegiem lat Władysław stawał się coraz bogatszy, mógł sobie pozwolić na realizację planów wykształcenia dzieci. Niestety, na starszych było już za późno, udało się to tylko w przypadku Józefa i Jadwigi, dla najmłodszej Bronisławy z kolei zabrakło mu czasu. Władysław zmarł 15.03.1925 r. na zapalenie płuc. Nabawił się go gdy mocno przeziębiony pomagał w ocieleniu krowy w zimnej oborze. Mimo nalegań żony nie pozwolił wezwać lekarza, liczył się z wysokimi kosztami leczenia, miał nadzieję, że poradzi sobie sam z chorobą. Jego grób (wspólny z żoną Franciszką) znajduje się w górnej części strachockiego cmentarza.

Śmierć Władysława była ogromnym ciosem dla rodziny. Franciszka została praktycznie sama z małą Bronisławą i dwójką „studentów” na głowie (Józef i Jadwiga). Oczywiście, pomagali jej starsi synowie, ale oni mieli już swoje rodziny, o które musieli się troszczyć. Standard życia w domu Kucharskich zdecydowanie się obniżył. Mimo tych trudności Franciszka potrafiła dokończyć edukację dzieci. Po wydaniu za mąż najmłodszej córki Bronisławy Franciszka żyła samotnie (pod jednym dachem z rodziną syna Franciszka, ale oddzielnie, „przez próg”) przez 34 lata, zagłębiona w lekturze książek. Po wojnie otrzymywała małą rentę po synu Józefie (zrzekła się jej na rzecz Franciszki synowa Helena, żona Józefa). Była nie tylko wspaniałym źródłem informacji o historii rodziny i rodzinnej wioski, ale skarbnicą wszelkich „życiowych mądrości” dla dzieci, wnuków i prawnuków, którzy ją odwiedzali. Franciszka zmarła w wieku 96 lat, 1 sierpnia 1967 roku, została pochowana obok męża Władysława na strachockim cmentarzu.

Najstarszy syn Władysława, Jan, wychowywany był na dziedzica ojcowego gospodarstwa, ale już jako młody chłopak przeniósł się na „Górkę”, do dziadka Walentego Radwańskiego, któremu pomagał w prowadzeniu gospodarstwa po śmierci syna Józefa. Od dziadka odszedł na wojnę (I wojnę światową), którą na szczęście przetrwał cało i zdrowo. Ożenił się w Strachocinie (w 1917 r.) z Zofią Wójtowicz, córką Józefa i Katarzyny z Mogilanych, wnuczką Sebastiana i Brygidy Kościelniak, urodzoną 25.04.1893 r. Po ślubie zamieszkał na krótko w domu rodziców, ale ze względu na ciasnotę przeniósł się do Wójtowiczów, gdzie też nie było zbyt wygodnie. W tej sytuacji jedynym rozwiązaniem była budowa domu. Jan zakupił starą chałupę w Odrzechowej (wieś ok. 9 km na południe od Strachociny), rozebrał ją i postawił nowy dom na działce, którą otrzymał wcześniej od dziadka Walentego (na „Górce”, obok starego domu Radwańskich, później Cecułów). Na Wigilię 1919 r. przeniósł się z rodziną do swojego nowego domu. Zamierzał, śladem innych młodych Strachoczan, wyjechać na pewien czas do Ameryki, ale ze względu na żonę i małe dzieci zrezygnował z wyjazdu. Zabrał się z ogromną energią za prowadzenie gospodarstwa, które pozostało dla niego głównym zajęciem na całe życie. Jan z Zofią doczekali się sześcioro dzieci, Józefa (ur. 11.03.1918 r.), Władysława Tomasza (ur. 29.12.1919 r.), Stefanii Marianny (ur. 23.07.1922 r.), Kazimierza (ur. 1.01.1926 r.), Stanisława Wojciecha (ur. 23.03.1928 r.) i Jadwigi Rozalii (ur. 24.08.1930 r.). Jan zmarł 21.04.1965 r. Został pochowany w rodzinnym grobowcu na cmentarzu w Strachocinie. Zofia przeżyła męża prawie 23 lata, doczekała się praprawnuków, zmarła 16.03.1988 r. przeżywszy 95 lat. Pochowana została obok męża.

Najstarszy syn Jana, Józef, wybrał karierę duchowną, wstąpił do zakonu OO. Franciszkanów, ukończył seminarium we Lwowie, przyjął święcenia kapłańskie i imię zakonne Leon. Po II Wojnie Światowej studiował dodatkowo na Uniwersytecie Poznańskim (chciał mieć zawód na wypadek rozwiązania zakonu przez władze komunistyczne i uniemożliwienia mu pracy jako duchowny), ukończył muzykologię i filozofię. Później zgodnie z zasadami zakonu franciszkańskiego przebywał czasowo w różnych klasztorach w całej Polsce (m.in. w Poznaniu). Przez pewien okres był wykładowcą filozofii i muzykologii w Seminarium Franciszkańskim w Krakowie. Był także przez dłuższy czas gwardianem klasztoru OO. Franciszkanów w Sanoku. Na emeryturze przebywał w klasztorze OO. Franciszkanów w Krośnie. Zmarł 12.03.2005 r. w Krośnie i tam został pochowany. Drugi syn Jana, Władysław, jako młody chłopak zgłosił się do wojska jako ochotnik (na wiosnę 1939 r., w okresie kiedy przez Polskę przechodziła fala najwyższego patriotycznego uniesienia), został telegrafistą-łącznościowcem. Wziął udział w kampanii wrześniowej, walczył w 5 dywizji armii „Kraków” m.in. pod Olkuszem. Szlak bojowy zakończył w Kieleckiem, gdzie zastała go kapitulacja. Po zakopaniu wraz z kolegami całego uzbrojenia oddziału, przedarł się do Strachociny unikając niemieckiej niewoli (szedł pieszo, tylko nocami, omijając posterunki i oddziały niemieckie). W czasie wojny rozpoczął pracę w kopalni gazu ziemnego w Strachocinie. W 1945 r. kopalni udało się go wyreklamować od poboru do wojska. W 1947 r. ożenił się z Anielą Marianną Winnicką (ur. 6.12.1930 r.), córką Jana Winnickiego i Zofii z Wołaczów-Piotrowskich, wnuczką Jana Wołacza-Piotrowskiego i Cecylii z Kiszków. Władysław zamieszkał z żoną w domu rodziców. Miał dwójkę dzieci, Alicję (ur. 1948 r.) i Andrzeja (ur. 1950 r.). Ukończył 2-letnią szkołę majstrów-wiertaczy w Krośnie i pracował jako wiertacz w kopalni Strachocina. W 1954 r. ukończył Technikum Naftowe w Jaśle dla pracujących. Został kierownikiem wiertni (kierował pracą ok. 40 ludzi), okresowo „szefował” dwom wiertniom. W tym charakterze pracował na terenie całej Polski, początkowo w Przedsiębiorstwie Jasielskim, później w Pile, po kilku latach przeszedł razem ze swoim dyrektorem do Krakowa, później razem z nim do Wołomina pod Warszawą. Miał dobre wyniki w pracy, był ceniony przez swoich przełożonych, stąd te wędrówki w takt ich awansów po całej Polsce. Kilka lat przed emeryturą przepracował w Rzeszowie, stosunkowo blisko domu. W sumie pracował ponad 40 lat w przemyśle naftowym, głównie w ekipach poszukiwawczych, na terenie całego kraju, z dala od rodziny. W tym czasie żona Aniela praktycznie samodzielnie wychowywała dzieci (pomagała jej teściowa Zofia), wybudowała nowy dom na miejscu starego domu Jana, prowadziła gospodarstwo. Władysław osiadł w Strachocinie na emeryturze. Udzielał się społecznie, m.in. brał udział w budowie strachockiego klasztoru, spisywał pamiętniki. Zmarł w 29 stycznia 2011 r., pochowany został w grobowcu rodzinnym Kucharskich na strachockim cmentarzu. Alicja i Andrzej, dzieci Władysława, ukończyli studia, pozakładali rodziny i osiedli poza Strachociną – Alicja w Krakowie, Andrzej w nieodległym Krośnie.

Starsza córka Jana, Stefania wyszła za mąż za rodaka strachockiego Stanisława Pielecha (ur. 17.021911 r.), syna Wojciecha i Julianny z Balików z Wielopola k/Sanoka. Stefania wprowadziła się do domu Pielechów, w dolnej części Strachociny. Doczekała się szóstki dzieci, Zofii Julii (ur. 10.04.1942 r.), Heleny Władysławy (ur. 21.05.1944 r,), Elżbiety Lucyny (ur. 1.11.1946 r.), Augustyna (ur. 1948 r.), Jana (ur. 1953 r. i Małgorzaty (ur. 1961 r.). Mąż Stefanii, Stanisław pracował w kopalni Strachocina. Zmarł stosunkowo wcześnie, 23.03.1974 r., został pochowany w Strachocinie. Stefania po odejściu z domu dzieci mieszkała samotnie w starym domu mając za najbliższego sąsiada (ok. 30 m) swojego syna Jana. Zmarła 12.08.2004 r., pochowana została obok męża. Dzieci Stefanii pozakładały rodziny, część pozostała w rodzinnej wsi (Helena, Augustyn, Jan, Małgorzata), część wyemigrowała ze wsi (Zofia, Elżbieta). Jej potomkowie (Stefania doczekała się kilkoro prawnuków) żyją do dzisiaj w Strachocinie, większość jednak rozproszona po całej Polsce, a nawet Europie.

Kolejny syn Jana, Kazimierz, ukończył szkołę rolniczą, ożenił się w Strachocinie z Kazimierą Michalską, córką Józefa, nauczycielką. Osiadł z rodziną w Sanoku, przez całe zawodowe życie pracował w przedsiębiorstwie melioracyjnym. Miał trójkę dzieci, Witolda (ur. 1958 r.), Annę (ur. 1960 r.) i Agnieszkę (ur. 1962 r.). Zmarł 30.05.2002 r., pochowany został na nowym cmentarzu w Sanoku. Wdowa Kazimiera mieszka w Sanoku z młodszą córką Agnieszką. Trójka dzieci Kazimierza mieszka z rodzinami w Sanoku.

Stanisław, najmłodszy syn Jana, poszedł w ślady starszego brata i został Franciszkaninem. Ukończył seminarium w Krakowie, przyjął święcenia kapłańskie (i imię zakonne Salezy Maria), przebywał w różnych klasztorach franciszkańskich, dość długo w Głogówku na Śląsku Opolskim, także we Wrocławiu i Legnicy. Przez długie okresy pracy w tych ośrodkach pełnił funkcję proboszcza parafii (kościoły zakonne są tam jednocześnie parafialnymi). Będąc już na emeryturze, wrócił w rodzinne strony do klasztoru w Sanoku, gdzie przebywał do śmierci. Zmarł 15.10.2001 r. w Sanoku, pochowany został w grobowcu OO. Franciszkanów na cmentarzu w Sanoku.

Najmłodsza córka Jana, Jadwiga, ukończyła Liceum Pedagogiczne w Bielsku-Białej. W czasie nauki w liceum mieszkała w internacie sióstr zakonnych Notre-Dame, była to pomoc ze strony sióstr dla rodziny Kucharskich w zamian za opiekę Józefa, brata Jadwigi, nad nimi w czasie wojny we Lwowie. Po ukończeniu liceum Jadwiga nie podjęła pracy zgodnie z urzędowym „nakazem pracy” lecz postanowiła zostać zakonnicą. Wstąpiła do zakonu sióstr szkolnych Notre-Dame, zgodnie z tradycją zakonną przebywała w różnych klasztorach na terenie całej Polski, długi czas była przełożoną w klasztorach w Warszawie i we Wrocławiu. Na emeryturze przebywała w klasztorze w Głubczycach na Śląsku. Zmarła w tym roku, 28 stycznia, w Głubczycach i tam została pochowana.

Młodszy syn Władysława i Franciszki, Paweł (ur. 20.03.1892 r.), odbył służbę wojskową. W czasie I wojny światowej poległ na froncie w Serbii jak wielu Polaków z Galicji.

Kolejny syn Kucharskich, Franciszek (ur. 3.04.1898 r.) pozostał z rodzicami w domu rodzinnym. Ożenił się z Małgorzatą Daszyk (ur. 25.10.1899 r.), córką Jana i Katarzyny z Szumów-Piotrowskich. Miał czwórkę dzieci, Mieczysława Stefana (ur. 3.08.1922 r.), Ludwikę (ur. 14.09.1925 r.), Stefana Władysława (ur. 20.08.1928 r.) i Józefa Mariana (ur. 3.01.1936 r.). Franciszek całe życie pracował jako rolnik. Zginął 6.11.1944 r. (właściwie zmarł w wyniku ran postrzałowych, w których rozwinęła się gangrena) z rąk żołnierzy sowieckich, którzy napadli na kościół w Strachocinie. Został pochowany na strachockim cmentarzu. Małgorzata przeżyła męża 44 lata, zmarła 30.06.1986 r.

Najstarszy syn Franciszka, Mieczysław, ożenił się w Strachocinie z Marianną Galant (ur. 21.08.1921 r.), córką Franciszka Galanta i Cecylii z Adamiaków. Wybudował dom niedaleko starego domu Kucharskich. Oprócz prowadzenia małego gospodarstwa trudnił się zawodowo krawiectwem. Miał trójkę dzieci, Krystynę (ur. 1948 r.), Stanisława (ur. 1951 r.) i Wiesława (ur.1957 r.). Zmarł stosunkowo młodo, nagle, 21.01.1972 r. Pochowany został na cmentarzu w Strachocinie. Córka Mieczysława, Krystyna, wyszła za mąż i osiadła w Krakowie, gdzie mieszka do dzisiaj. Synowie, Stanisław i Wiesław, pożenili się i osiedli z rodzinami w Sanoku. Córka Franciszka, Ludwika, nie wyszła za mąż, mieszkała całe życie razem z matką, zmarła 14.01.1984 r., pochowana na cmentarzu w Strachocinie, razem z matką Małgorzatą. Średni syn Franciszka, Stefan, ożenił się w Strachocinie z Alfredą Pielech (ur. 5.02.1932 r.), córką Władysława i Walerii z domu Sitek, prawnuczką Pawła Sitka i Heleny z Kucharskich (starszej siostry dziadka Władysława). Wybudował murowany dom na działce rodzinnej Kucharskich, tuż obok starej stodoły, zabrał do niego matkę. Miał trójkę dzieci, Jerzego (ur. 1956 r.), Ewę (ur. 1958 r.) i Antoniego (ur. 1966 r.). Stefan pracował całe życie zawodowe w Lasach Państwowych jako strażnik leśny. Zmarł 9.02.2006 r., pochowany został na strachockim cmentarzu. Starsze dzieci Stefana, Jerzy i Ewa, pozakładały rodziny i wyprowadziły się ze Strachociny. Najmłodszy Antoni pozostał w rodzinnej wsi, ożenił się i doczekał dwójki dzieci, Dominiki i Tomasza. Tomasz (ur. 2007 r.) jest ostatnim Kucharskim w Strachocinie w najmłodszym pokoleniu. Najmłodszy syn Franciszka, Józef, ukończył studia na wydziale budownictwa Politechniki Krakowskiej, ożenił się z Marią Holota, ma córkę Agatę (ur. 1964 r.), zamieszkał z rodziną w Katowicach. Miał duże osiągnięcia w życiu zawodowym. Córka Agata, lekarka, wyszła za mąż za Marka Przybojewskiego, zamieszkała z mężem w Wiśniczu k/Tarnowa.

Kolejny syn Władysława i Franciszki, Józef (ur. 19.02.1900 r.), był pierwszym w rodzinie, który zdobył wyższe wykształcenie. Najpierw Józef uczęszczał do Gimnazjum im. Królowej Zofii w Sanoku, I wojna światowa przerwała jego naukę. Zmobilizowany na początku 1918 r. do armii austriackiej został skierowany do szkoły oficerów rezerwy w Preszburgu (Bratysławie). Po jej ukończeniu został skierowany na front włoski, na szczęście dla niego, działania wojenne na tym obszarze szybko wygasły, tak więc Józef wrócił w rodzinne strony i na początku listopada 1918 r. zgłosił się jako ochotnik do tworzonego Wojska Polskiego (Legionów Piłsudskiego). Wziął udział w walkach z Ukraińcami o Galicję Wschodnią, w składzie Batalionu Strzelców Podhalańskich walczył na odcinku Chyrów-Sambor. W styczniu 1919 r. dostał się do niewoli ukraińskiej, skąd udało mu się zbiec. W 1919 r. wziął udział w walkach z bolszewikami na Wołyniu, w 1920 r. wziął udział w zwycięskiej bitwie warszawskiej (zwanej potocznie „cudem nad Wisłą”) z Armią Czerwoną.

W 1922 r. został zdemobilizowany z wojska w stopniu podporucznika. Za kilkuletnią służbę wojskową otrzymał kilka odznaczeń, m.in. Krzyż Walecznych, Gwiazdę Przemyśla, Medal za wojnę 1918-21, odznakę „Orlęta”. W 1922 r. Józef zdał końcowe egzaminy gimnazjalne i rozpoczął studia w Akademii Medycyny Weterynaryjnej we Lwowie. Był współzałożycielem i działaczem Akademickiego Koła Ziemi Sanockiej. Po dwu latach, z niewiadomych przyczyn przerwał studia i wstąpił do seminarium OO. Paulinów na Jasnej Górze (oficjalna wersja mówiła, że na życzenie matki), skąd po kilku miesiącach wyciągnęli go koledzy (Józef „uciekł” ze Lwowa w tajemnicy przed nimi), m.in. Józef Stachowicz z Jaćmierza, późniejszy długoletni, znany profesor - polonista w sanockim liceum. Informację o miejscu pobytu Józefa wyciągnęli od Franciszki podstępem. Oficjalna wersja obowiązująca w rodzinie mówiła, że Józef ciężko zachorował i lekarze zalecili mu rezygnację ze studiów teologicznych. Po powrocie do Lwowa rozpoczął studia na wydziale filozoficznym Uniwersytetu im. Jana Kazimierza, później zmienił plany i ukończył ostatecznie wydział matematyczno-przyrodniczy tego uniwersytetu. Po studiach podjął pracę w Zakładzie Ubezpieczeń od Wypadków we Lwowie (w 1926 r.) W czasie studiów musiał zarabiać na swoje utrzymanie, matka niewiele mogła mu pomagać finansowo, zajmował się dawaniem korepetycji, m.in. córkom znanego architekta lwowskiego Kustanowicza. Z jedną z nich, Heleną, ożenił się w 1928 r. W małżeństwie z Heleną Józef miał córkę Barbarę (ur. 1930 r.).

W latach 30-tych Józef przeniósł się z rodziną do Krakowa, gdzie był jednym z założycieli (później dyrektorem) krakowskiego Oddziału Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. We wrześniu 1939 r. Józef został zmobilizowany, służył w krakowskim 5 pułku ciężkiej artylerii. Jako oficer rezerwy nie wziął udziału w pierwszej fazie działań na froncie z Niemcami. W późniejszej fazie walczył w okolicach Lwowa, gdzie dostał się 18 września do niewoli sowieckiej i został osadzony w obozie w Kozielsku. Wywieziony z obozu na podstawie listy nr 040/2 z kwietnia 1940 r. zginął rozstrzelany na rozkaz Stalina (razem z tysiącami innych oficerów rozstrzelanych w różnych miejscach Związku Sowieckiego) przez NKWD w Lesie Katyńskim. Znajduje się na liście ofiar Katynia zamieszczonej w książce „Katyń” wydanej przez wydawnictwo ALFA w Warszawie w 1989 r.. Na „Liście ofiar ekshumowanych w Katyniu”, opublikowanej w tej samej książce, zamieszczony jest jako Kucharski bez imienia i bez daty urodzenia, („Kucharski ...., ppor., pocztówka, karta szczep., kwit poczt.-AM2337, karta pisana w Kozielsku w dniu 24.4.1940-WO-str.39”). Żona Józefa, Helena wraz z córką Barbarą, uciekły przed Niemcami z Krakowa do Lwowa, w 1940 r. zostały przez Sowietów deportowane w południowo-wschodni rejon Archangielskiej obłasti i zostały osadzone w obozie pracy nad rzeką Wyczegdą. Helena pracowała przy najcięższych pracach, m.in. przy wyrębie i spławie drewna. Po podpisaniu układu z Sowietami przez gen. Sikorskiego, Helena ewakuowała się z armią gen. Andersa do Iranu, skąd wyjechała do Indii. Podczas pobytu w Teheranie podjęła pracę w szpitalu wojskowym jako pielęgniarka, później w Indiach (w obozie pod Bombajem) dalej pracowała jako pielęgniarka, była nawet przełożoną pielęgniarek. Do Polski wróciła po wojnie w 1947 r. i osiadła w Ostrołęce, gdzie zamieszkali jej rodzice po wysiedleniu ze wschodu. Pracowała całe życie jako pielęgniarka, zmarła w 1978 r., została pochowana w Ostrołęce. Córka Józefa, Barbara, wyszła za mąż za dalekiego swojego kuzyna Romana Kustanowicza, przez co wróciła do rodowego nazwiska matki. Kustanowicze zamieszkali w Warszawie, mieli jednego syna Jacka (ur. 1957 r.), utrzymywali bardzo luźne kontakty z resztą rodziny Franciszki. Mąż Barbary zmarł w 1996 r. Barbara na emeryturze mieszka w Warszawie.

Starsza córka Władysława i Franciszki, Jadwiga, ur. 29.10.1908 r., ukończyła Seminarium Nauczycielskie w Sanoku. Nakazem pracy została skierowana w okolice Radomska do Stobiecka Szlacheckiego, gdzie rozpoczęła pracę w miejscowej szkole. Tam poznała Witolda Kulińskiego za którego wyszła za mąż. Kulińscy doczekali się dwu córek, Teresy (ur. 1936 r.) i Barbary (ur. 1942 r.). Po wojnie Kulińscy zamieszkali w Poznaniu, gdzie mieszkali do śmierci. Witold zmarł w 1967 r. Jadwiga pracowała do emerytury jako nauczycielka. Zmarła w 1991 r., pochowana w Poznaniu, obok męża. Starsza córka Kulińskich Teresa wyszła za mąż (mąż już zmarł) i osiadła na stałe we Wrocławiu. Młodsza Barbara nie wyszła za mąż, mieszkała z matką, kilka lat po śmierci matki i przejściu na emeryturę przeniosła się z Poznania do Wrocławia, w pobliże starszej siostry. Obydwie siostry, emerytki, mieszkają we Wrocławiu. Teresa ma syna Tomasza.

Najmłodsza córka Władysława i Franciszki, Bronisława (ur. 2.04.1912 r.) wyszła za mąż za Stanisława Błaszczychę-Piotrowskiego, syna Jana i Pauliny z Giyrów-Piotrowskich. Ślub odbył się 22.07.1933 r., młodożeńcom udzielił go O. Sebastian, wuj Bronisławy. Po ślubie Bronisława wprowadziła się do domu Błaszczychów-Piotrowskich, gdzie przeżyła ponad 60 lat. Bronisława ze Stanisławem doczekali się czwórki dzieci, Anny Agnieszki (ur. 5.07.1934 r.), Barbary Jadwigi (ur. 5.02.1939 r.), Władysława Henryka (ur. 19.01.1943 r.) i Tadeusza Stanisława (ur. 18.10.1945 r.). Wszystkie ich dzieci, po ukończeniu szkół, wyprowadziły się ze Strachociny, pozakładały rodziny i zamieszkały w różnych stronach Polski. Córka Anna na Śląsku, synowie na Pomorzu, w Gdańsku, córka Barbara najbliżej, bo w Sanoku. Bronisława doczekała się 7 wnuków, a pod koniec życia 6 prawnuków. Stanisław zmarł w 1986 r., Bronisława w 1994 r. Obydwoje zostali pochowani na strachockim cmentarzu.

 

2. XX-lecie Związku Tatarów Polskich'

Związek Tatarów Rzeczpospolitej Polskiej obchodził w 2012 roku swoje 20-lecie. Powstał w 1992 roku na fali zmian wolnościowych w Polsce. Początkowo nosił nazwę Związek Tatarów Polskich, zmienił ją dwa lata później, w 1994 roku. Pierwszym prezesem Związku był Stefan Mustafa Mucharski. Od 2011 roku prezesem jest Jan Adamowicz. To właśnie Jan Adamowicz w swoim przemówieniu inauguracyjnym powiedział, że „misja Związku zakłada stałe dążenie do wzmocnienia jedności, zgody i tożsamości narodowej wśród wszystkich Tatarów Rzeczpospolitej Polskiej, bez względu na wyznanie”. Niestety, wśród członków społeczności tatarskiej w Polsce, a nawet wśród liderów tej społeczności, świadomość że Tatarem może być nie tylko muzułmanin ale także np. katolik, z trudem toruje sobie drogę.

Uroczystość 20-lecia Związku obchodzono w Sali Reprezentacyjnej Urzędu Wojewódzkiego w Białymstoku. Udział w niej wzięli przedstawiciele środowisk tatarskich praktycznie z całej Polski, także przedstawiciele władz państwowych i samorządowych z Podlasia. Były dekoracje odznaczeniami, okolicznościowe przemówienia i ogólna dyskusja na temat tatarskiej współczesności i działań mających na celu dalszy wszechstronny rozwój społeczności tatarskiej w Polsce. W dyskusji zgodnie podkreślano, że bardzo istotną rzeczą, może nawet najważniejszą, jest wychowanie w rodzinie - budowanie w dzieciach od najmłodszych lat tatarskiej tożsamości. Kształtowanie dumy z bycia Tatarem. Nie można tracić z oczu osób, które mieszkają z dala od głównych skupisk tatarskich. Tatarów w Polsce jest zbyt mało i nie można sobie pozwolić na zrywanie więzi z jakąkolwiek grupą. Uroczystość rocznicową uświetnił występ tatarskiego zespołu tanecznego „Buńczuk”. Ostatnim akordem obchodów 20-lecia była sentymentalna podróż do tradycyjnych ośrodków życia tatarskiego na Podlasiu – Kruszynian i Bohonik. W Kruszynianach gości przywitał przewodniczący miejscowej gminy muzułmańskiej, Bronisław Talkowski. Na koniec wycieczka zajechała do zajazdu „Tatarska jurta” państwa Bogdanowiczów, na tatarski obiad. Towarzysząca wycieczce łemkowska pieśniarka Julia Doszna, poruszona przeżyciami w zwiedzanych meczetach i Mizarach (cmentarzach) zaśpiewała kilka nastrojowych pieśni, dedykując je polskim Tatarom.