"Sztafeta Pokoleń" - 1/2010

Zawartość numeru:

 

- Od Redakcji
- Z ŻYCIA STOWARZYSZENIA PIOTROWSKICH ZE STRACHOCINY
- AKTUALNOŚCI
- "Tatarskość" Piotrowskich ze Strachociny
- Z HISTORII: Tatarzy w bitwie pod Grunwaldem
- Tatarzy w I Rzeczypospolitej
- CIEKAWOSTKI TURYSTYCZNE PODKARPACIA: Zamek w Sanoku
- ZE SPORTU
- WSPOMNIENIA O PRZODKACH: Tatarscy przodkowie Stefana Piotrowskiego
- ODESZLI OD NAS
- LISTY OD CZYTELNIKÓW
- NOWINY GENEALOGICZNE
- ROZMAITOŚCI

 

Od Redakcji

Drodzy Czytelnicy!

Oddajemy do Waszych rąk piąty numer biuletynu „SZTAFETA POKOLEŃ”. Jest to numer wyjątkowy, w dużej części poświęcony tematyce „tatarskiej”, mający uczcić pamięć naszych domniemanych tatarskich przodków w 600-lecie bitwy pod Grunwaldem, w której najstarszy z nich, kniaź Najman-beg, miał znaczący udział. Co prawda, jak ciągle podkreślamy, nie mamy żadnych niezbitych dowodów na nasze pochodzenie od tatarskich kniaziów, ale wiele na to wskazuje i mówi o tym nasza tradycja rodzinna. Więcej na ten temat można znaleźć w artykule problemowym „Tatarskość Piotrowskich ze Strachociny”.

Także dział „Historia” tym razem zawiera jedynie materiały na temat polskich Tatarów. Opis ich udziału w bitwie pod Grunwaldem pozwoli docenić wkład posiłków tatarskich w ostateczne zwycięstwo wojsk króla Jagiełły, a informacje o przekazach kronikarskich na Zachodzie o ich liczebności na polu bitwy, dodatkowo zaświadczą o dużym tatarskim wkładzie w zwycięstwo strony polsko-litewskiej. Oczywiście, tutaj trzeba wziąć pod uwagę także cele propagandowe zachodnich kronikarzy – bitwę pod Grunwaldem (dla Zachodu – pod Tannebergiem) przedstawiali oni jako element wyprawy krzyżowej na „niewiernych”. Kolejny artykuł przedstawia garść informacji ogólnych na temat nacji Tatarów w I Rzeczpospolitej. Powinien być ciekawy dla nas nie tylko ze względu na nasze domniemane tatarskie pochodzenie, ale także z przyczyn ogólniejszych – polscy Tatarzy stanowili bardzo istotny komponent wielonarodowej Rzeczpospolitej szlacheckiej, prawdziwego fenomenu na arenie europejskiej. Zresztą stanowią go w pewnym sensie do dzisiaj – resztki Tatarów mieszkają w Polsce, starając się zachowywać swoją tożsamość kulturową.

Pośrednio z „tatarszczyzną” związany jest też temat naszego działu turystycznego – portret zamku w Sanoku, który przez wieki był głównym punktem obrony przed cyklicznymi grabieżczymi wyprawami krymskich Tatarów na Ziemię Sanocką.

W rubryce „Wspomnienia o przodkach” prezentujemy tym razem poczet tatarskich Piotrowskich, od Najman-bega do Aleja Mirzy Piotrowskiego - Aleksandra.

Jak zawsze, ciągle aktualny jest nasz apel o pomoc w redagowaniu biuletynu – czekamy na Wasze artykuły, listy, e-maile, telefony – z uwagami, sprostowaniami, informacjami, materiałami do publikacji.

Życzymy przyjemnej lektury!

Redakcja

 

Z ŻYCIA STOWARZYSZENIA PIOTROWSKICH ZE STRACHOCINY

Komitet Organizacyjny II Zjazdu Potomków Stefana Piotrowskiego, po przeanalizowaniu sytuacji, podjął decyzję o odwołaniu zjazdu. Podstawowym powodem takiej decyzji była zbyt mała ilość zgłoszeń. Mimo przedłużania terminu ich nadsyłania, ilość chętnych nie rosła, wręcz przeciwnie, zdarzyły się przypadki wycofywania wcześniejszych zgłoszeń. Decyzja Komitetu o rezygnacji z organizacji zjazdu była trudna, podjęto ją po długiej dyskusji i z żalem, ale i poczuciem dużej odpowiedzialności. Przeważył pogląd, że organizacja zjazdu dla garstki uczestników nie miałaby większego sensu, byłaby zbyt dużym kontrastem z udanym zjazdem sprzed trzech lat. Taki „mini” zjazd nie spełniłby przewidywanej dla niego roli.

W dyskusji pomiędzy członkami Komitetu dochodzono przyczyn porażki. Wymieniano różne przyczyny, najczęściej dwie - kryzys finansowy i rosnące bezrobocie w ostatnim roku mogły spowodować, że planowany koszt uczestnictwa (70 zł od osoby) mógł wydawać się zbyt wysoki dla uczestników, a także niezbyt fortunny termin zjazdu (zbyt krótki okres od poprzedniego zjazdu, kolizja z terminem obchodów jubileuszowych bitwy pod Grunwaldem, kolizja z finałem Mistrzostw Świata w piłce nożnej). Nie bez wpływu na ostateczną decyzję Komitetu miała także obecna sytuacja w Polsce – nastrój ludzi po katastrofie smoleńskiej, ogromna powódź w Polsce (która co prawda nie dotknęła zbytnio Strachociny i najbliższej okolicy, ale zachodnią część Podkarpacia tak - okolice Krosna i Jasła), wybory prezydenckie. Decyzja Komitetu wydaje się nam zrozumiała – lepiej odwołać zjazd niż organizacją nieudanego zjazdu podważyć sensowność idei zjazdów rodzinnych potomków Stefana Piotrowskiego. Miejmy nadzieję, że za kilka lat znowu spotkamy się na wielkim zjeździe rodzinnym, w najgorszym wypadku w roku 2017, w 350 – lecie urodzin Stefana.

W imieniu Komitetu Organizacyjnego przepraszamy wszystkich potencjalnych uczestników zjazdu za zaistniałą sytuację. Do wszystkich powinien dotrzeć indywidualny list Komitetu z przeprosinami oraz zwrot wpłaconych pieniędzy. Jeżeli tak się nie stało, prosimy o kontakt z Komitetem.

Stowarzyszenie w I półroczu 2010 roku żyło przygotowaniami do II Zjazdu Potomków Stefana Piotrowskiego, zorganizowanego dla uczczenia 600-letniej rocznicy przybycia do Polski Najman-bega, uczestnika bitwy pod Grunwaldem, według tradycji rodowej, przodka Stefana. Zarząd Stowarzyszenia, który praktycznie pełnił rolę Komitetu Organizacyjnego Zjazdu, zbierał się co miesiąc na zebraniach dla omówienia prac organizacyjnych przy Zjeździe. Wysyłano zawiadomienia o Zjeździe, dopracowywano program, uzgadniano jego realizację, przeprowadzano rozmowy w sprawie występów zespołu artystycznego i ekipy rycerzy. Ze względów finansowych zrezygnowano z wykonania ogrodzenia pomnika 600-lecia Strachociny, odłożono sprawę na okres późniejszy.

 

AKTUALNOŚCI

Wśród ofiar katastrofy prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem w dniu 10 kwietnia br. znaleźli się także parlamentarzyści z województwa podkarpackiego – senator Stanisław Zając z Jasła, poseł Leszek Deptuła z Mielca, oraz poseł Grażyna Gęsicka, także reprezentująca w Sejmie Podkarpacie. Samolot prezydencki wiózł polską delegację na obchody 70-lecia mordu polskich oficerów w Katyniu. W katastrofie zginęło 96 osób, w tym Prezydent RP Lech Kaczyński z małżonką.

Powodzie spowodowane ulewnymi deszczami, które nawiedziły Polskę w maju i czerwcu tego roku, dały się także mocno we znaki Podkarpaciu. Najbardziej ucierpiały tereny w górnym biegu Wisłoki i Wisłoka. W maju rzeczka Lubatówka zniszczyła miejscowość Głowienkę koło Krosna. Ucierpiały także miejscowości leżące nad Pielnicą, sąsiadujące ze Strachociną. W czerwcu zalane zostało Jasło. Przerwane zostały wały na Ropie, Wisłoce i Jasiołce, do 1/3-ciej jasielskich domów wdarła się woda. Ogromne szkody powódź wyrządziła także w północnej części województwa podkarpackiego, szczególnie w rejonie Tarnobrzega i sąsiedniego Sandomierza, a także w Dębicy. Wschodnie Podkarpacie, rejon Sanoka i Strachociny, mniej ucierpiał od powodzi. Puszcza Bieszczadzka i zapora w Solinie zatrzymały falę powodziową, ale poziom wody w Sanie i Osławie był bardzo wysoki. Gdzieniegdzie wystąpiły podtopienia (m.in. w dorzeczu Sanoczka), na mniejszą jednak skalę.

Jak donosi prasa, sanocki Oddział PGNiG intensyfikuje wiercenia poszukiwawcze gazu ziemnego i ropy naftowej na Podkarpaciu. W roku 2010 zamierza na ten cel przeznaczyć blisko 300 milionów zł. Dotychczasowe wiercenia sięgały jedynie głębokości ok. 1,5 tys. m. Prowadzone badania sejsmiczne wskazały możliwość występowania złóż w głębszych warstwach, tj. poniżej 2 a nawet 3 tys. m. Najbardziej obiecujące są dwa rejony, rejon Iwonicza – Haczowa, oraz pasmo ciągnące się od Kostarowiec do Zahutynia koło Zagórza (prawdopodobnie w grę wchodzą także Góry Kiszkowe w Strachocinie, będących przedłużeniem wzgórz kostarowskich). Rozważany jest także powrót w najbliższej przyszłości do intensywnej eksploatacji starych złóż ropy naftowej na terenie Podkarpacia. Stare technologie pozwoliły wydobyć ze złóż zaledwie kilkanaście milionów ton ropy z ponad 60 milionów ton udokumentowanych zasobów. W przyszłości możliwe będzie także pozyskiwanie gazu z łupków występujących w województwie podkarpackim.

Koło Gospodyń Wiejskich w Strachocinie zorganizowało opłatek wigilijny dla emerytów i rencistów. Opłatek, połączony z zabawą, był bardzo udany, cieszył się dużym powodzeniem wśród najstarszych mieszkańców wsi. Wzięło w nim udział ok. 80 par.

Stado żubrów żyjące w dolinie górnego Sanu w Bieszczadach jest zagrożone epidemią gruźlicy. Wykazały to wstępne badania znalezionej martwej 7-letniej samicy. Służba leśna przystąpiła do określenia rozmiaru zagrożenia. Wszystkie stada żubrów w Bieszczadach liczą ok. 300 osobników, jest to druga pod względem liczebności populacja w Polsce (po Puszczy Białowieskiej). W latach 1996 – 2001 epidemia gruźlicy wystąpiła w stadzie Nadleśnictwa Ustrzyki.

Według badań przeprowadzonych przez ekipę Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie Sanok znalazł się w 2009 roku na czwartym miejscu pod względem atrakcyjności turystycznej w województwie podkarpackim. Więcej turystów niż Sanok odwiedziło w zeszłym roku tylko Solinę, Rzeszów i Przemyśl.

Rodzinę w Polsce odwiedziła w grudniu zeszłego roku pięcioosobowa „ekipa” Błaszczychów-Piotrowskich z USA. Odwiedziła ona Błaszczychów mieszkających w Krakowie, Gdańsku i Warszawie, przy okazji zwiedzając te miasta (także Wieliczkę). W odwiedziny do krewniaków w starej ojczyźnie przyjechały wnuczki Kazimierza Błaszczychy-Piotrowskiego, córki jego starszej córki, Ann Swemba - Rozann Nitschke (z mężem Deanem) i Patricia Bobak, oraz córka młodszej córki Kazimierza, Rose Taylor, Lorraine Sunderland (z mężem Herbertem Spencerem). Kazimierz opuścił rodzinny kraj (razem z bratem Franciszkiem) i przybył do Nowego Świata na pokładzie statku s/s „President Grant” w 1910 roku, czyli dokładnie 100 lat temu. Amerykańska gałąź Błaszczychów-Piotrowskich obchodzi więc w tym roku stulecie obecności w USA. Z tej okazji planowany jest duży zjazd rodzinny w Rossford koło Toledo w stanie Ohio, na który zaproszono także krewniaków z Polski.

 

 

„Tatarskość” Piotrowskich ze Strachociny

O tatarskim pochodzeniu strachockich Piotrowskich zaczęto publicznie (i głośno) mówić dopiero w drugiej połowie XX wieku. Wcześniej informacja o tym była przechowywana i przekazywana w ścisłych kręgach rodzinnych Piotrowskich, i to, z tego co wiemy, nie we wszystkich rodzinach. Według dzisiejszej wiedzy, dowodów jednoznacznych na to, że strachoccy Piotrowscy pochodzą od tatarskiego kniazia Najman-bega nie ma i należy wątpić czy kiedykolwiek się znajdą. Na dowody formalne, w postaci dokumentów pisanych, raczej nie ma szans. Przodek Piotrowskich, który przybył do Strachociny w połowie XVII wieku, „rozbitek z tonącego okrętu” jakim były w tym czasie południowo-wschodnie kresy Rzeczpospolitej, był zapewne szczęśliwy, że wyniósł z zawieruchy wojennej całą głowę, nie dbał o ratowanie jakichś formalnych dowodów swojego pochodzenia, o ile w ogóle takie wcześniej posiadał. Mając to na uwadze można jednak dopatrzeć się co najmniej kilka elementów, które mogą być traktowane, oczywiście z dużą ostrożnością, jako dowody tatarskiego pochodzenia Piotrowskich.

Jednym z nich jest wygląd wielu strachockich Piotrowskich. Rysy twarzy wielu z nich przypominają twarze mieszkańców Azji Środkowej - Kazachów, Uzbeków, Kirgizów. Trzeba zaznaczyć, że Tatarzy polscy byli od zarania swoich dziejów rasowo dość zróżnicowani. Brało się to nie tylko z ich oryginalnego pochodzenia (naród „tatarski” powstał ze zmieszania się różnych plemion mongolsko-tureckiego i irańskiego pochodzenia), ale także z ciągłego mieszania się z ludnością miejscową. Już na początku ich pobytu na Litwie nastąpiła ogromna „wymiana krwi”. Wśród przybyszów było niewiele kobiet, tak więc Tatarzy żenili się z Rusinkami (częściej) i Litwinkami. Nie było to czymś niezwykłym dla nich, od wieków brali sobie za żony i nałożnice cudzoziemskie branki zdobywane w czasie wypraw wojennych. Jednak pewne cechy rasy mongoloidalnej (m.in. kształt twarzy, oczu, kości policzkowych) są na tyle silne, że były przenoszone na potomków przez pokolenia. I wygląd wielu strachockich Piotrowskich to potwierdza.

Innym dowodem tatarskości strachockich Piotrowskich mogą być cechy charakteru bardzo wielu z nich (chyba zdecydowanej większości). Cechuje ich silna wiara w przeznaczenie (czyżby to znany tatarski fatalizm - kismet?), pewnego rodzaju bierność, z reguły brak zdolności do „robienia” interesów, brak przedsiębiorczości. Oczywiście, nie dotyczy to wszystkich potomków Stefana Piotrowskiego, ale dla większości z nich takie podejście do życia jest charakterystyczne, a przynajmniej o wiele częstsze niż wśród innych mieszkańców Strachociny. Stosunkowo mało było wśród Piotrowskich wyróżniających się na tle wsi jednostek, mimo że ogólnie Piotrowscy cieszyli się szacunkiem i uznaniem. Inną cechą charakteru Piotrowskich, przypominającą ich domniemanych tatarskich przodków, jest duży szacunek dla ustalonej hierarchii społecznej. Piotrowscy w większości nie nadają się na buntowników, ale w przypadku gdy wystąpi taka potrzeba są bardzo waleczni, uparci, czasem nawet gwałtowni.

Jeszcze innym dowodem na tatarskość Piotrowskich mogą być kultywowane wśród nich do ostatnich czasów obyczaje. Mężczyźni kobiety traktowali „z góry”, z reguły nie rozpieszczali ich, ale jednocześnie mieli dla nich duży szacunek. Raczej nie zdarzało się by któryś Piotrowski bił żonę, a wśród innych mieszkańców Strachociny nie było to rzadkością. Może wynikało to z nietypowego podejścia ogromnej większości Piotrowskich do alkoholu. Piotrowscy nie byli pijakami (a tych we wsi nie brakowało, była to przez wieki ogromna plaga nie tylko Strachociny, ale wszystkich polskich wsi), mogła to być najbardziej charakterystyczna „pamiątka” po muzułmańskich przodkach, zarówno ze względu na wyznawaną przez przodków religię (islam zabrania spożywania alkoholu), jak i spraw genetycznych (narody Wschodu mają przysłowiową „słabą głowę”). Piotrowscy w większości nie byli towarzyscy (chociaż były wyjątki!), raczej preferowali samotność, unikali towarzystwa ludzi. Wyjątkowo, nawet jak na Strachocinę, byli rozkochani w koniach.

Oczywiście, podana powyżej charakterystyka Piotrowskich oparta jest jedynie na jednostkowych, osobistych obserwacjach i rozmowach z wieloma mieszkańcami Strachociny. Nigdy nikt nie robił żadnych badań socjologicznych na ten temat, nie wynika ona z żadnych oficjalnych danych statystycznych. Z pewnością wśród Piotrowskich znajdują się osoby zupełnie nie odpowiadające powyższemu obrazowi (np. dzisiaj zapewne nie brak wśród potomków Stefana tęgich pijaków!), ale zdecydowana większość do takiego obrazu pasuje.

Kilka innych dowodów na tatarskie pochodzenie strachockich Piotrowskich przytacza Tadeusz Stanisław Błaszczycha-Piotrowski w swojej broszurce „Czy strachoccy Piotrowscy są potomkami kniazia Iwaszki, wnuka tatarskiego księcia Najman-bega ...?”, prezentowanej na Zjeździe potomków Stefana Piotrowskiego w 2007 roku w Strachocinie. Wśród nich znajduje się także kolejny dowód, może najważniejszy – tradycja rodzinna, przechowywana w rodzinach Piotrowskich (nie we wszystkich!) o ich tatarskim pochodzeniu. Pytaniem zasadniczym jest, dlaczego ta tradycja jest tak wątła, tak tajemnicza, dlaczego Stefan Piotrowski i jego potomkowie przez ponad 300 lat utrzymywali fakt swojego tatarskiego pochodzenia w tajemnicy przed obcymi. Wydaje się, że podstawowe były trzy powody.

Pierwszy i chyba najważniejszy to obawa przed niechęcią (a może nawet wrogością, próbami zemsty?) ze strony mieszkańców Strachociny za zniszczenie wsi przez najazdy Tatarów, pobratymców Piotrowskich, w latach 1624, 1655 i 1672. Szczególnie straszny był najazd w 1624 roku, część mieszkańców zginęła, część poszła w jasyr (z tych część wróciła po rozgromieniu Tatarów przez hetmana Koniecpolskiego pod Martynowem), zaledwie garstka uratowała się ukryta w okolicznych lasach. Spalono kościół, zginął strachocki proboszcz, ksiądz Maystroga. Tatarzy rozbili swój obóz („kosz”) na polach dłużańskich, pomiędzy Strachociną, Bażanówka, Długiem i Nowosielcami, wysyłając podjazdy na wszystkie strony. Trauma związana z tym najazdem przetrwała w Strachocinie do XX wieku. Nie może więc dziwić, że Strachoczanie na wspomnienie Tatarów reagowali wrogością, nieledwie nienawiścią. Ktoś kto miał świadomość swojego tatarskiego pochodzenia musiał się czuć w tej sytuacji fatalnie, wolał publicznie nie przyznawać się do pobratymstwa ze strasznymi najeźdźcami. Najlepiej było nie mówić o swoim pochodzeniu nawet dzieciom, mogły się wygadać na podwórku i nieszczęście gotowe. Dobrym wyjściem było powoływanie się na przynależność do mocno rozrodzonego w całej południowo-wschodniej Polsce klanu szlachty zagrodowej Piotrowskich herbu Ślepowron. Stąd zamieszanie w tym zakresie trwające do dzisiejszych czasów.

Drugim niemniej ważnym powodem trzymania przez Piotrowskich w tajemnicy swojego pochodzenia były sprawy religijne. Co prawda, ojciec Stefana był katolikiem ale zapewne świeżej daty (nie wiadomo czy Stefan był synem Aleja Mirzy Piotrowskiego, czy jego wnukiem), a czasy były wyjątkowo niepewne dla innowierców. Słynna polska tolerancja religijna, w połowie XVII wieku przechodziła do historii. Katolicka kontrreformacja święciła triumfy. W przypadku Strachociny nastroje religijne były szczególnie „bojowe”, wieś graniczyła przecież z terytorium kościoła wschodniego, wewnątrz którego toczyła się ostra walka pomiędzy „unitami” i prawosławiem. Walka ta podnosiła temperaturę żarliwości religijnej wyznań wschodnich, wpływając jednocześnie na nastroje wśród sąsiadów „łacinników”. Zdecydowanie pogorszyła się sytuacja muzułmańskich Tatarów w Rzeczpospolitej. Dodatkowym elementem sytuacji były wojny z Turcją i jej lennikiem, Chanatem Krymskim. Nawet przyjęcie przez muzułmańskiego Tatara wiary katolickiej nie była gwarancją, że zostanie on zaakceptowany jako „swój” (trochę to przypomina sytuację z ochrzczonymi Żydami w okresie późniejszym). W takiej sytuacji najlepiej było się nie przyznawać, że się było (albo ojciec czy dziadek był) „pohańcem”, jak potocznie nazywano muzułmanów. Świetnie stosunek do „pohańców” opisał w „Trylogii” Henryk Sienkiewicz, sam z pochodzenia Tatar.

I wreszcie obcość rasowo-etniczna i związane z tym różnice mentalnościowe. Jak już wspomniano wcześniej, potomkowie Stefana różnili się prawdopodobnie dość mocno, zarówno wyglądem jak i obyczajami, od innych mieszkańców Strachociny, mimo że Strachocinę zamieszkiwali ludzie przybyli z najróżniejszych stron świata (w drugiej połowie XVII wieku zapewnie głównie z terenów południowo-wschodniej ówczesnej Rzeczpospolitej). Ta różnica mogła być powodem, że czuli się obco w Strachocinie. Tak też byli traktowani. Gdyby do tego doszła informacja, że są oni z pochodzenia dzikimi, azjatyckimi Tatarami, to ich sytuacja mogłaby być nie do pozazdroszczenia. Jedynym logicznym wyjściem dla potomków Stefana było nie przyznawanie się do swojego tatarskiego pochodzenia. Mimo mieszanych małżeństw udawało im się przez długi czas zachowywać własne obyczaje i nie poddawać się łatwo wpływom strachockiego otoczenia. Sytuacja pod tym względem zmieniła się zupełnie dopiero w ostatnich dziesięcioleciach. Z jednej strony potomkowie Stefana zupełnie stracili swoją specyfikę, z drugiej strony tatarskie pochodzenie nie stanowi już w dzisiejszej Polsce żadnego problemu (przynajmniej taką mamy nadzieję), tak więc jakiekolwiek powody trzymania w tajemnicy tatarskiego pochodzenia straciły rację bytu.

Na koniec tych rozważań warto zadać podstawowe pytanie – czy potomków Stefana Piotrowskiego można traktować jako Tatarów polskich? Socjologowie badający współczesną grupę etniczną Tatarów polskich wyróżniają trzy elementy (komponenty) składowe ich tożsamości – „tatarskość”, „polskość” i „muzułmańskość”. Pierwszy z tych elementów, „tatarskość”, zdaniem socjologów przejawia się m.in. w endogamii, tj. obowiązku zawierania małżeństw w obrębie własnej grupy etnicznej. Jak już podano wcześniej, ze względów praktycznych, nie była ona, ani nie jest tym bardziej dzisiaj, ściśle przestrzegana, ale uważa się ją za pożądaną i bardzo wartościową. Pozwalała ona na zachowanie odrębnego wyglądu Tatarów polskich, ich cech szczególnych, jak skośnych oczu, wystających kości policzkowych, krępej budowy ciała. Innym przejawem „tatarskości” są: przywiązanie do etnonimu, tj. nazwy własnej („Tatarzy”), podkreślającej odrębność grupy, oraz wiara we wspólne pochodzenie, wywodzone aż od wojowników Dżyngis-chana, a także sentyment do Wschodu, mitycznej ziemi przodków.

Drugi z komponentów tożsamości tatarskiej, „polskość”, to cecha wyróżniająca Tatarów polskich od innych mniejszości etnicznych w Polsce. Czują się oni na poziomie etnicznym Tatarami, ale na poziomie obywatelskim i państwowym – Polakami. Posługują się wyłącznie językiem polskim (od wielu stuleci), urodzili się w Polsce i są ściśle związani z jej kulturą. W sensie kulturowym jedynie co ich wyróżnia to swoista „mitologia militarna” związana z pamięcią swoich zasług we wszystkich wojnach, które toczyła Polska, a także pamięć tradycyjnie wysokiej pozycji społecznej ludności tatarskiej w Rzeczpospolitej – przywileje szlacheckie i brak obciążeń pańszczyźnianych w zamian za służbę wojskową. Zdaniem socjologów wśród Tatarów polskich nie istnieje silna opozycja „my – Tatarzy, oni – Polacy”. Działalność tatarskiej inteligencji i ideologów nigdy nie zmierzała do przeciwstawienia Tatarów społeczeństwu polskiemu i nigdy nie miały miejsca konflikty etniczne.

Wreszcie trzeci komponent tożsamości tatarskiej, „muzułmańskość”, jest elementem najważniejszym, stanowiącym wyróżnik grupy i podstawę jej trwałości. Islam Tatarów polskich nie jest jednak tożsamy z blisko-wschodnim. Pełen jest odstępstw od swojego, sunnickiego wzoru. Wynika to przede wszystkich z kilkuwiekowego bliskiego sąsiedztwa (często w rodzinach!) z chrześcijaństwem. Tatarzy polscy nie znają języka arabskiego, języka Koranu. W różny sposób respektują pięć podstawowych obowiązków muzułmańskich – obowiązkowe modlitwy są odprawiane w zasadzie jedynie w piątki i podczas świąt, post przestrzegają nieliczni, obowiązkowa pielgrzymka do Mekki to ogromna rzadkość. W obrzędowości na co dzień występuje wiele elementów przejętych z chrześcijaństwa (m.in. choinka na Boże Narodzenie!). Funkcję integracyjną spełniają właściwie tylko uroczystości na wielkie święta islamu, na które zjeżdżają się liczne rzesze wiernych (najczęściej urządzane w Bohonikach na Podlasiu). Dopiero w ostatnim okresie pojawił się ruch „reformatorski”, który próbuje oczyścić religię Tatarów polskich od wszelkich „odchyleń”, ale natrafia on na opór ze strony „tradycjonalistów”, chcących zachować wiarę w niezmienionej formie. Te trzy opisane powyżej elementy tożsamości Tatarów polskich, zdaniem socjologów, opisują specyfikę sytuacji tej grupy w społeczeństwie polskim – z jednej strony Tatarzy starają się w pełni partycypować w kulturze polskiej na poziomie ideologicznym i instytucjonalnym, nawet mimo silnych różnic religijnych, z drugiej strony starają się za wszelką cenę zachować odrębność swojej grupy etnicznej.

Jak na tym tle prezentują się Piotrowscy ze Strachociny? Otóż jest kilka przesłanek do tego, żeby zaliczyć ich do grupy Tatarów. Ale nie spełniają oni najważniejszego kryterium – religijnego. Mimo że w ostatnim półwieczu stosunek do religii dużej części polskich Tatarów był bardzo luźny (częściowo z uwarunkowań niezależnych od nich) i wielu z nich stało się właściwie ateistami, to jednak przyjęcie chrześcijaństwa oznaczało zawsze, i nadal oznacza, wykluczenie ze społeczności tatarskiej. Kiedyś ochrzczony Tatar automatycznie otrzymywał status szlachcica z pełnią praw przynależnych tej warstwie. Dzisiaj można jedynie mówić, że jest Polakiem pochodzenia tatarskiego. Być może, w przyszłości, element religijny w zaliczaniu do grona Tatarów polskich przestanie grać swoją rolę i Piotrowscy staną się na powrót polskimi Tatarami. Taką pierwszą „jaskółką” tego zjawiska może być artykuł Anny Zielińskiej z „Przeglądu Powszechnego”, w którym pisze ona: „Odrębność wyznaniowa sprzyjała utrzymywaniu przez Tatarów polskich więzi społecznej. Chociaż żyli razem z chrześcijanami, często mieli wśród nich przyjaciół, ramię w ramię walczyli, to jednak przez dłuższy czas nie wpuszczali do swojej wspólnoty zarówno osób pochodzenia tatarskiego, które przeszły na inną religię, jak i muzułmanów nie mających tatarskich korzeni. Chrześcijanie tatarskiego pochodzenia zaczęli zacieśniać kontakty z muzułmanami dopiero niedawno”.

 

Z HISTORII

Tatarzy w bitwie pod Grunwaldem – na 600-set letnią rocznicę udziału legendarnego przodka Piotrowskich ze Strachociny, kniazia Najman-bega w tej bitwie.

„…..Miesiąc jeszcze świeci – odparł Zbyszko (z Bogdańca – red) – Jedziemy. Więc zrównawszy się z Maćkiem (stryjem) i Powałą jechali dalej razem we czwórkę szeroką obozową ulicą …. – Jak Polska Polską – ozwał się Maćko – jeszcze takich wojsk nie widziała, bo spłynęły narody ze wszystkich krain ziemi. …..- A ci, wedle których teraz przejeżdżamy, którzy są? – zapytał de Lorche. – To Tatary; przywiódł ich Witoldowy hołdownik, Saladyn. – Dobrzyż do bitwy? – Litwa umie z nimi wojować i znaczną część ich podbiła…. Ale zachodniemu rycerstwu ciężko z nimi, gdyż oni w ucieczce straszniejsi niż w spotkaniu. …” tak przedstawia swoich pobratymców nasz zacny noblista Henryk Sienkiewicz (był z pochodzenia Tatarem) w swojej powieści „Krzyżacy”.

Udział posiłków tatarskich w bitwie pod Grunwaldem jest bezsporny, spór pomiędzy historykami dotyczy jedynie liczebności oddziałów tatarskich i ich wkładu w grunwaldzkie zwycięstwo. Nasz wielki kronikarz Jan Długosz, piszący swoją kronikę kilkadziesiąt lat po bitwie podaje, że było ich „tylko trzystu”. Źródła zachodnioeuropejskie, przede wszystkim z obszaru niemieckiego, podają fantastyczne liczby, od 100 tys. do półtora miliona. Zarówno informacja Długosza jak i „fantazje” kronikarzy zachodnich obarczone są podstawowym błędem – były sporządzone dla celów propagandy. Zachód oskarżał Polskę przed całą Europą, że sprzymierzyła się z „niewiernymi” na zgubę chrześcijaństwa. Długosz za wszelką cenę chciał udział Tatarów w bitwie pomniejszyć z tego samego powodu. Z jego punktu widzenia najlepiej byłoby napisać, że nie było ich wcale, ale żyło zbyt wielu świadków, którzy widzieli ich na polu bitwy w akcji, i to w głównych rolach, tak że nie mógł tego zrobić, ale ograniczył ich ilość do symbolicznej. Opisując później bitwę sam sobie przeczy. Nie ma także zgody między współczesnymi historykami co do liczebności posiłków tatarskich. Ci, którzy podają w wątpliwość dane Długosza podkreślają, że podał on dokładną liczbę tylko wojsk tatarskich, żadnych liczb, dotyczących innych nacji, nie podawał. Przecież nikt tych wojsk na polu bitwy nie liczył. Także Tatarów nikt nie liczył, dlatego, ich zdaniem, dokładna liczba Tatarów podana przez Długosza jest nieprawdziwa, razi tendencyjnością. Oczywiście, nikt poważnie nie bierze pod uwagę liczb podawanych na Zachodzie. Ostrożni historycy szacują liczebność Tatarów na 1000 – 2000 ludzi. Znany historyk Korzon podaje liczbę 30 tys., zdaniem większości historyków zdecydowanie zawyżoną. Większość z nich mówi oględnie o „kilku tysiącach”, w ten sposób określa tę liczbę także autor najobszerniejszej współczesnej pracy historycznej poświęconej bitwie pod Grunwaldem, prof. Stefan Kuczyński („Wielka wojna z Zakonem Krzyżackim w latach 1409 – 1411” – Wydawnictwo MON Warszawa 1987).

Jak wspomniano wcześniej, na czele posiłkowych wojsk tatarskich stał Dżelal el-Eddin, najstarszy syn nieżyjącego już w tym czasie chana Złotej Ordy - Tochtamysza. Tochtamysz przegrał walkę o tron Złotej Ordy z Timurem Kutługiem, protegowanym słynnego Tamerlana, ale synowie Tochtamysza ciągle jeszcze walczyli o jego odzyskanie. Sojusz z księciem Witoldem miał im w tym pomóc, a udział oddziałów tatarskich w wojnie z Krzyżakami był elementem tego sojuszu (sojuszu skutecznego, Dżelal el-Eddin przy wsparciu Witolda na krótko został chanem Złotej Ordy, ale po kilku miesiącach został zamordowany). W skład ordy Dżelal el-Eddina wchodziły oddziały (czambuły) wojowników pochodzących z terenów zawołżańskich. Na ich czele stali według legendy, żywej wśród Tatarów litewskich, kniaziowie – begowie, m.in. Najman, Jałoir i Juszen, przodkowie kniaziowskich rodów tatarskich na Litwie. ia,

Posiłki tatarskie były to głównie oddziały konne. Część wojowników, ciężkozbrojni, nosiła pancerze ze skóry bawolej prażonej w ogniu i takie hełmy z wydłużonym nakarcznikiem ochraniającym kark i boki szyi. Jako broni zaczepnej używali szabli, lanc, arkanów, maczug lub czekanów. Pozostali, lekkozbrojni, nie nosili pancerzy, posiadali szable, oszczepy, arkany i po dwa łuki. Właśnie słynny refleksyjny kompozytowy łuk azjatycki był najgroźniejszą bronią Tatarów. Jazda tatarska była bardzo szybka i sprawna, groźniejsza w pościgu lub odwrocie niż w natarciu czołowym. Szybkość manewru w połączeniu z masowym ostrzałem przeciwnika z łuków była wielokrotnie kluczem do zwycięstwa. Jazdę tatarską uważa się zazwyczaj za jazdę lekką, ale w razie potrzeby potrafiła walczyć na bliskim dystansie nawet ze znacznie ciężej wyekwipowaną kawalerią przeciwnika.

Oddziały tatarskie dołączyły do armii litewskiej, idącej na zachód od strony Litwy, w początkach czerwca 1410 roku nad Narwią. Na początku lipca, w Czerwińsku nad Wisłą, armia Witolda wraz z Tatarami połączyła się z armią polską i połączone wojska króla Jagiełły wyruszyły na północ, ku granicy krzyżackiej. Oddziały tatarskie szły w straży przedniej wojsk królewskich. Podczas marszu do granicy Tatarzy wpadli na ziemię zawkrzańską, zastawioną przez księcia mazowieckiego Krzyżakom, łupiąc i pustosząc nieszczęsną krainę tak jakby to był kraj nieprzyjacielski, włącznie z braniem jasyru, mordami i gwałtami. Nie znając języka, nie zorientowali się że nie są jeszcze w kraju nieprzyjacielskim. Wzięci w jasyr mieszkańcy zostali na polecenie króla zwolnieni. „Dostało” się za to Tatarom i Litwinom od Długosza w kronice wojny. 9 lipca wojska królewskie przekroczyły granicę państwa zakonnego. Tutaj wreszcie mogli Tatarzy zachować się zgodnie ze swoim zwyczajem, jedynie zakazano im atakować kościoły. O świcie 15 lipca wojska królewskie dotarły pod Grunwald, gdzie zastąpiła im drogę armia krzyżacka. Przez cały czas oddziały tatarskie, razem z lekką jazdą litewską, prowadziły rozpoznanie przeciwnika, podjazdy tatarskie składały nieustannie meldunki o jego ruchach. Przy okazji Tatarzy swoim zwyczajem palili i grabili, o czym zaświadcza Długosz, pisząc, że drogę pochodu armii królewskiej w ciemnościach nocy „rozświetlały płonące dookoła włości nieprzyjaciół”. Pod Grunwaldem Tatarzy założyli swój obóz na północ od jeziora Łubień, w pewnej odległości od obozu litewskiego, na bagnistym terenie.

Oddziały tatarskie stanowiły część wojsk litewskich dowodzonych przez księcia Witolda, które tworzyły prawe skrzydło wojsk królewskich. Część Tatarów, razem z lekką jazdą litewską, stanowiła straż przednią wszystkich wojsk królewskich. Całą bitwę rozegrał król Jagiełło na wzór wodzów wschodnich, przede wszystkim tatarskich, od których uczył się tej sztuki od dziesiątków lat, walcząc z nimi na południowym wschodzie kraju. Przede wszystkim, w odróżnieniu od wielkiego mistrza krzyżackiego Ulricha von Jungingen’a, nie brał w niej bezpośredniego, osobistego udziału, lecz kierował wydarzeniami ze wzgórza, obserwując rozwój sytuacji na polu bitwy. W pierwszej kolejności król Jagiełło nakazał przeprowadzić atak rozpoznawczy straży przedniej, lekkim chorągwiom litewskim i Tatarom. Była to zwyczajowa taktyka wojsk tatarskich, stosowana na polach bitew Wschodu. Atak ten miał za zadanie zbadać teren walki, ewentualnie unieszkodliwić artylerię krzyżacką, wybić jej osłonę i łuczników oraz wywabić spoza linii artylerii ciężką jazdę zakonną i, cofając się przed nią, wystawić ją na atak ciężkiej jazdy polsko-litewskiej. Z zadania swojego Tatarzy wywiązali się doskonale, można powiedzieć, że ich atak zadecydował o wyniku końcowym całej bitwy. Przede wszystkim zdemaskowane zostały przeszkody w postaci głębokich dołów, świetnie zamaskowanych przed wzrokiem przeciwnika, przygotowanych przez Krzyżaków wcześniej, jeszcze przed przybyciem wojsk królewskich pod Grunwald. Powiódł się także atak na artylerię, która zdążyła wystrzelić tylko dwa razy i już do końca bitwy nie wzięła w niej udziału. Wyszła przed przeszkody także ciężka jazda przeciwnika, widząc klęskę własnej piechoty osłaniającej artylerię. Oczywiście, atakujący Litwini i Tatarzy ponieśli dość duże straty mimo swojej szybkości i zwinności, ale ich wycofania się z placu boju nie należy traktować jako panicznej ucieczki, tylko jako zaplanowany odwrót. Podobnie stało się w drugiej fazie bitwy, kiedy lewe skrzydło krzyżackie natarło na trzon wojsk litewsko-tatarskich na prawym skrzydle królewskim. Wojska litewskie ugięły się pod naporem ciężkiej jazdy i zostały rozproszone (z wyjątkiem trzech pułków smoleńskich), ale nie Tatarzy. Tatarzy przeprowadzili odwrót w sposób jak najbardziej zorganizowany i wzięli udział w późniejszej fazie bitwy oraz w pościgu za niedobitkami wojsk krzyżackich. Przewagą wojowników tatarskich nad zachodnio-europejskimi była umiejętność strzelania z łuku podczas galopu konia. Pozorowana ucieczka była stałym elementem taktyki wojsk mongolsko-tatarskich i często decydowała o ich zwycięstwie.

Po wielkim tryumfie wojsk królewskich nad potęgą Zakonu, do którego Tatarzy walnie się przyczynili (mieli także znaczący udział w zwycięstwie wojsk królewskich na Krzyżakami pod Koronowem kilka miesięcy po Grunwaldzie), posypały się na nich z rąk Witolda sowite nagrody, przede wszystkim w postaci bogatych nadań w ziemi w okolicach nadniemeńskich, a także koło Grodna i Wilna. Nadania te wiązały się z obowiązkiem służby wojskowej dla wielkiego księcia. Jak już wspomniano wcześniej, sam chan Dżelal el-Eddin powrócił z częścią swoich wojowników do Złotej Ordy, starając się odzyskać tron. Jednak wielu z uczestników grunwaldzkiej bitwy nie zabrało się z nim, woleli pozostać na Litwie na stałe. Nie byli pierwszymi Tatarami osiadłymi na Litwie, już od połowy XIV wieku trwała imigracja tatarska na tereny litewsko-ruskie. Tak więc bohaterom spod Grunwaldu nie było trudno zdecydować się na pozostanie w nowej ojczyźnie, tym bardziej, że sytuacja zwolenników synów chana Tochtamysza w Złotej Ordzie nie była bezpieczna. Wśród tych, którzy się zdecydowali pozostać byli, m.in. wspomniani wcześniej begowie (kniaziowie), Najman, Jałoir i Juszen. Ich potomkowie utworzyli z czasem cztery tatarskie chorąstwa (ściachy) - najmańskie, kondrackie, jałoirskie i juszeńskie. Kniaź Najman-beg, przodek strachockich Piotrowskich, był jednym z najhojniej obdarowanych (stał na czele najliczniejszego oddziału tatarskiego), otrzymał wielkie dobra, głównie w powiecie oszmiańskim, obejmujące, m.in., następujące późniejsze miejscowości (wtedy to były tereny w większości rzadko zaludnione, puszczańskie): Bohdanowo, Cicin, Dowbuciszki, Kadyszewicze, Kaskiewicze, Kienię, Kryczyn, Mereszlany, Sielce, Starosielce, oraz „dworzec” w Wilnie przy boku samego księcia Witolda, położony przy ulicy zwanej później Tatarską. Nadanie w postaci tego „dworca” może świadczyć o wyjątkowych zasługach Najman-bega w stosunku do Wielkiego Księcia.

 

Tatarzy w I Rzeczypospolitej

Pierwsi Tatarzy, których można nazwać litewskimi lub polskimi, pojawili się na Litwie w początkach XIV wieku jako emigranci ze Złotej Ordy. Wiązało się to z islamizacją tego państwa przeprowadzoną przez chana Uzbeka (panował w latach 1313 – 1342). Akcja islamizacji, prowadzona przy zastosowaniu krwawych represji, spowodowała, że niektórzy wyznawcy chrześcijaństwa (w przeważającej części byli to nestorianie), chcąc zachować wiarę przodków, emigrowali na Litwę. Ta fala osadnictwa rozpłynęła się z biegiem czasu wśród miejscowej ludności nie zostawiając praktycznie śladu. Dopiero od końca XIV wieku zaczęły napływać liczniejsze fale tatarskich imigrantów i stan ten trwał aż do końca XVII wieku. Byli to przeważnie emigranci polityczni, wyrzuceni ze swojej tatarskiej ojczyzny trwającymi bez przerwy wojnami wewnętrznymi. Część osadników stanowili także jeńcy tatarscy brani w niewolę podczas częstych wojen z Tatarami. Specyficzną grupę stanowili wojownicy tatarscy którzy, pod wodzą chana Dżelal-el-Eddina posiłkowali armię litewską w bitwie pod Grunwaldem. W nagrodę za duży wkład w zwycięstwo obdarzeni dużymi majątkami pozostali na Litwie i stanowili przez wieki elitę społeczności Tatarów litewskich w Rzeczpospolitej. Wśród nich byli także kniaziowie Piotrowscy. Właściwie członkowie tej grupy także byli uchodźcami politycznymi, którzy nie mogli być pewni losu po powrocie do ojczyzny. Nowy kraj oferował im niezły byt, a także bezpieczeństwo, wolność wyznania, utrzymanie własnych praw i odrębnej organizacji, za wszystko żądając bardzo niewiele - od arystokracji (Tatarów hospodarskich), jedynie konnej służby wojskowej na wezwanie księcia, od prostych wojowników (Tatarów-kozaków) dodatkowo udziału w jednej z sześciu służb - kurierskiej, transportowej, strażniczej, policyjnej, myśliwskiej i budowlanej. Wielki książę (hospodar) w zamian zyskiwał wierne, bitne wojsko, a zarazem osadników potrzebnych w słabo zaludnionym kraju.

Społeczność Tatarów litewskich powstała z różniących się językiem i obyczajem przedstawicieli najróżniejszych ludów mongolsko-tureckich i irańskich. Zjednoczeni religią muzułmańską oraz jednakowym położeniem prawnym, w XVI stuleciu ostatecznie stopili się w jeden naród, zatraciwszy swe pierwotne języki na rzecz początkowo języka ruskiego, z biegiem czasu mieszanki ruskiego i polskiego, wreszcie pod koniec XVII wieku głównie polskiego. Na przełomie XVI i XVII wieku była to już grupa jednolita i mająca poczucie etnicznej wspólnoty. Procesom integracyjnym sprzyjał także fakt, że wśród tatarskich imigrantów ogromną przewagę mieli mężczyźni. Siłą rzeczy zmuszeni byli do szukania żon wśród miejscowej ludności. Mężczyźni-muzułmanie nie mieli żadnych oporów przed małżeństwami z chrześcijankami, islam tego nie zabraniał.

Osadnictwo tatarskie na Litwie w swoich początkach miało charakter wybitnie militarny. Znajdowało to odbicie w jego rozmieszczeniu. Osiedla z czasów księcia Witolda położone są wzdłuż dawnej granicy litewsko-krzyżackiej oraz wokół Wilna i innych większych miast. Rzadziej książę osiedlał Tatarów na południowo-wschodnich terenach kraju, graniczących z państwami tatarskimi, chociaż jego ostrożność była chyba daleko na wyrost. Uchodźcy ze Złotej Ordy czy Krymu byli z reguły zaprzysięgłymi wrogami panujących tam chanów. W późniejszym okresie (w XVI w.) powstawały skupiska Tatarów w głębi kraju, w dobrach możnowładców. Zamieszkali w nich głównie jeńcy tatarscy, część z nich, znaczniejsi, byli przyjmowani także na służbę hospodarską, podobnie jak imigranci. Większość jeńców była jednak osadzana w rozproszeniu i poddawana przymusowej chrystianizacji, co powodowało, że nie integrowali się z tatarską grupą etniczną. Odnosi się to także do Tatarów zamieszkałych na terenach Korony.

W ciągu XVI stulecia zniknęła warstwa Tatarów-kozaków, których stopniowo uwolniono od dodatkowych służb pełnionych z tytułu posiadanej ziemi, zostawiając jedynie służbę wojskową. Tym samym zrównano ich w prawach z Tatarami hospodarskimi, a więc w epoce królów elekcyjnych Tatarzy stali się warstwą jednolitą. Zachowała się jednak tradycyjna hierarchia wśród Tatarów. Najliczniejsze były rzesze ubogiej szlachty tatarskiej wywodzącej się od prostych tatarskich wojowników. Siedzieli na małych działkach ziemi, którą uprawiali własnoręcznie, ewentualnie przy pomocy parobków. Żyli więc z własnej pracy oraz łupów wojennych. Wyższej postawieni byli potomkowie arystokracji, powszechnie używający litewskiego tytułu kniaziów (po tatarsku - mirzów). Ich przodkowie dostawali odpowiednio większe nadania, jednak i im trafiały się litewskie pustki bez poddanych. Najdostojniejsi wśród Tatarów byli potomkowie chanów (będących potomkami Dżyngis-chana), mający prawo do tytułu sołtanów lub carewiczów, czasem jednak tytułujący się tylko kniaziami. Wśród Tatarów litewskich były tylko dwa takie rody - kniaziowie Puńscy i Ostryńscy. Puńscy wywodzili się od zdetronizowanego chana krymskiego Nur Dewletta, który uciekł pod koniec XV w. na Litwę, potem zaś dalej, do Moskwy, lecz jeden z jego synów, właściwy protoplasta Puńskich, został na Litwie. Otrzymał od księcia duży obszar ziemi z drewnianym zamkiem w Puniach, od którego przyjął nazwisko i zapoczątkował ród cieszący się wśród Tatarów litewskich wielkim poważaniem. Ostryńscy pochodzili od chana Złotej Ordy Szach Achmata, uciekiniera z własnego kraju, który był więziony na Litwie przez 20 lat, nim doczekał uwolnienia w I połowie XVI wieku i odjechał ze starszym synem do tatarskiej ojczyzny. Młodszy jego syn, Aziubek Sołtan, otrzymał rozległe dobra pod miasteczkiem Ostryną i zapoczątkował ród Ostryńskich. Oba te rody w ciągu XVI wieku powiększyły jeszcze swój stan posiadania dokupując więcej ziemi i otrzymując kolejne nadania królewskie, szczególnie w powiecie trockim.

Osobną grupę tatarskiej społeczności Rzeczpospolitej stanowili Tatarzy „prości”, czyli miejscy. W miastach bowiem powszechnie osadzano tatarskich jeńców wojennych, przyznając im prawa miejskie (z wyjątkiem prawa należenia do cechów) i pozwalając zajmować się rzemiosłem i handlem. Tatarzy w miastach tworzyli swoiste getta, zwane kątami lub ulicami tatarskimi, a zajmowali się głównie furmaństwem, garbarstwem, ogrodnictwem i hodowlą. Tatarzy „prości”, podobnie jak Żydzi, obciążeni byli na rzecz państwa podatkiem pogłównym.

Należy wspomnieć także o niewolnikach tatarskich, których wielu chwytano po każdej wygranej bitwie. Nie wszystkich jeńców bowiem osadzano w miastach czy dobrach magnackich obdarowując ich swobodą osobistą. Wielu z nich pozostawało niewolnikami do końca życia. Używano ich do najcięższych prac fizycznych (np. przy budowie fortyfikacji czy kościołów), lub przymusowo osadzano na roli, z reguły na siłę chrystianizowano. Najlepszy był los tych, co zostawali służącymi w majątkach szlacheckich, gdzie niekiedy pędzili spokojny i szczęśliwy żywot. Niewolnikami tatarskimi nie handlowano, ale powszechnie przekazywano ich w podarunku.

Ludność tatarska w Rzeczpospolitej z biegiem czasu ubożała. Już w drugiej połowie XVI wieku, mimo ekonomicznie pomyślnych czasów dla kraju, zaścianki tatarskie gospodarczo podupadały. Tatar posiadający choćby najmniejszy skrawek gruntu, musiał na własny koszt stawić się na wezwanie hospodara konno i zbrojno, co było bardzo kosztowne. Wielu nie stać było na konieczny ekwipunek, sprzedawali więc (nielegalnie) swoje ziemie okolicznej szlachcie, w części lub nawet w całości – w tym drugim przypadku obowiązek służby w chorągwi tatarskiej powinien przejść na nabywcę, lecz nabywcy często się od niego uchylali. Bezrolni Tatarzy przenosili się do Korony, głównie na ziemie ruskie, najchętniej na Wołyń, gdzie masowo osiadali w dobrach magnackich, przyjmując służbę w chorągwiach prywatnych. Część szukała też zajęcia w miastach. W Koronie, na Wołyniu i Podolu, Tatarzy nie byli wolną szlachtą na prawie hospodarskim, lecz czymś w rodzaju bojarów służebnych, zależnych od magnata, który pozwolił im osiedlić się w swoich włościach. Chociaż swobody były tam mniejsze niż w służbie hospodarskiej, to odpowiednio większe były ziemskie nadania, stąd ciągły napływ zbiedniałych Tatarów litewskich właśnie do chorągwi magnackich. Dopiero w 1659, za zasługi wojenne, Jan Kazimierz obdarzył także wołyńskich i podolskich Tatarów pełnią praw Tatarów hospodarskich.

Wedle prawa ziemia tatarska („tatarszczyzna”) była własnością hospodara, nadaną Tatarowi w wieczyste i dziedziczne użytkowanie, a sprzedać ją lub dzielić między spadkobierców mógł on tylko za pozwoleniem monarchy. Jednak nagminnie łamano prawo - Tatarzy sprzedawali ziemie powołując się na uchwałę sejmu brzeskiego z 1566 r., w myśl której każdy szlachcic polski mógł dysponować ziemią podług swojej woli. Uchwała wyraźnie wyłączała Tatarów spod tego prawa, lecz mało kto o to dbał. Nielegalne rozdrabnianie „tatarszczyzn” również było rzeczą powszechną. Toteż sejmy uchwalały zakazy sprzedaży „tatarszczyzn” i zabraniały Tatarom kupowania dóbr szlacheckich (nieobciążonych służbą wojskową), a takie dobra, już zakupione, mieli Tatarzy sprzedać. Nie przynosiło to efektu, więc sejm oficjalnie uznał za „tatarszczyzny” wszelkie ziemie posiadane przez Tatarów litewskich. W roku 1624 rozpoczęła się generalna lustracja „tatarszczyzn”, ale wielu właścicieli nie-Tatarów, którzy kupili tatarskie ziemie, przeganiało rewizorów w imię szlacheckich praw i wolności. Rewizja skończyła się w 1631, przynosząc niewiele pożytku. Ostatecznie w 1662 roku państwowe chorągwie tatarskie zniesiono w ogóle, włączając Tatarów do pospolitego ruszenia szlacheckiego.

Dość niejasno przedstawia się kwestia szlachectwa Tatarów, które generalnie było uznawane, ale w świetle prawa jednak było niepełne. Do XVI wieku np. odmawiano muzułmanom prawa do świadczenia w sądzie przeciwko chrześcijanom, które to prawo uzyskali dopiero w 1568 roku. Najważniejszym ograniczeniem prawnym Tatarów-muzułmanów było odmówienie im prawa do udziału w sejmikach ziemskich (tym samym brak możliwości posłowania na sejm) oraz prawa piastowania urzędów szlacheckich. Ale np. wysokość główszczyzny za zabicie i nawiązki za zranienie Tatara hospodarskiego była taka sama, jak za szlachcica-chrześcijanina, co w oczach współczesnych miało duże znaczenie, stawiało bowiem Tatara na równi ze szlachtą. Pełnię praw szlacheckich, w tym i politycznych, uzyskiwał Tatar automatycznie w przypadku przejścia na religię chrześcijańską.

Organizacja wojskowa Tatarów litewskich opierała się na ściahach (chorąstwach). Na czele ściahu stał chorąży tatarski, który na wezwanie wielkiego księcia zbierał wojowników i prowadził ich we wskazane miejsce. Chorąży zbierał także podatek pogłówny od Tatarów „prostych” ze swego rejonu. Zastępcą chorążego był marszałek tatarski, urzędnik o identycznych uprawnieniach, lecz podległy chorążemu. Urzędy te były zasadniczo dziedziczne, ale wymagały zatwierdzenia przez monarchę, który nie zawsze przekazywał je z ojca na syna - zdarzało się, że na innego krewniaka. W XVII wieku królowie coraz częściej nadawali urzędy za zasługi, ignorując prawo dziedziczności. Oddziały tatarskie na potrzebę wojenną stawały konno. Niestety, ubodzy na ogół Tatarzy nie mogli pozwolić sobie ani na dobre wierzchowce, ani na broń, służyli więc na byle jakich szkapinach, z kiepskimi szablami i łukami. „Państwowe” chorągwie tatarskie w poł. XVI w. powinny wystawiać łącznie ponad 600 koni, liczba ta jednak ciągle malała, zwiększając się na krótko po lustracjach dóbr tatarskich, potem znów malejąc, a zdarzało się, że na wojnę stawało tylko 200 jeźdźców tatarskich.

Tatarzy mieli możliwość (i chętnie z niej korzystali) zaciągania się na służbę Rzeczypospolitej za pieniądze w innych chorągwiach, nie „państwowych” tatarskich. Wielu służyło w prywatnych wojskach magnackich na Wołyniu, Podolu i Ukrainie, zarówno w magnackich chorągwiach tatarskich, jak też w innych chorągwiach - kozackich, dragońskich, a nawet pancernych (petyhorcach). I na odwrót, magnackie chorągwie tatarskie składały się nie tylko z Tatarów – służyli w nich Czerkiesi, Czeremisi, Wołosi, Turcy, Gruzini czy Serbowie, ściągnięci zza granicy, a nawet rdzenni mieszkańcy Rzeczypospolitej, polskiego czy ruskiego pochodzenia. W służbie Rzeczpospolitej służyli także Tatarzy ordyńscy, z Krymu i innych ord czarnomorskich. Od połowy XVII wieku tych „dzikich” Tatarów zaciągano całymi oddziałami, przydając im zwykle oficerów wybranych spośród Tatarów litewskich. W efekcie takiej praktyki wojsk tatarskich w armii Rzeczpospolitej było coraz więcej, ale właściwych litewskich (polskich) Tatarów coraz mniej, zaś gwałty i grabieże „obcych” Tatarów ściągały nienawiść także i na polskich. Należy jednak stwierdzić, że często udział w wojnie nawet polskich Tatarów polegał głównie na rabowaniu miejscowej ludności. Rabunki i gwałty były wprawdzie chlebem powszednim wszystkich rodzajów wojsk, ale szlachcic polski szedł na wojnę bić nieprzyjaciela, a rabował niejako „przy okazji”, oraz z konieczności wyżywienia siebie i konia – Tatar natomiast czynił odwrotnie, na wojnę wyruszał przede wszystkim dla łupów, a walka z wrogiem była rzeczą drugorzędną (często tylko pretekstem). .

Położenie polskich Tatarów hospodarskich nie różniło się zbytnio od losu polskiej czy litewskiej szlachty zaściankowej, z tym że Tatarzy na ogół byli biedniejsi. Tylko najzamożniejsi żyli z pracy poddanych, większość uprawiała rolę własnoręcznie. Nosili się po polsku, z szablą u pasa, spożywali miejscowe potrawy (prócz wieprzowiny), mówili po rusku lub po polsku, a najczęściej gwarą mieszaną, dzielili szlacheckie poczucie wyższości nad innymi stanami. Łatwo przyjęli miejscową kulturę; w XV-XVI wieku niemal zupełnie się zruszczyli, a potem wespół z litewską szlachtą masowo ulegali polonizacji. Tylko najbogatsze rody (nie wszystkie zresztą) kultywowały tradycje orientalne, a ich dwory pełne były wschodniego przepychu.

Mimo wyznawanego islamu Tatarzy litewscy nie praktykowali wielożeństwa, żenili się często z chrześcijankami. W mieszanych małżeństwach dbali głównie o muzułmańskie wychowanie synów, córki mogły być chrześcijankami. Co prawda sejm z 1616 roku zakazał mieszanych związków pod karą śmierci, ale trzeba podkreślić, że nigdy jednak nikogo za to nie stracono. Ten sam sejm zabronił Tatarom również trzymania chrześcijańskiej służby, lecz i ten zakaz egzekwowano rzadko. Powszechnie Tatarzy nie byli traktowani jako grupa zamknięta, odizolowana i obca kulturowo, mieszali się z chrześcijanami i przyjmowali kulturę polską, jedynie wiarę i zwyczaje religijne zachowywali odrębne.

Charakterystyczne dla Tatarów było wielkie poszanowanie dla króla i rządzącej dynastii, tak Jagiellonów jak i Wazów. I wzajemnie, Tatarzy cieszyli się przychylnością i łaską królewską, panujący dawali im ziemię, przywileje i ochronę prawną, a społeczeństwo Rzeczpospolitej, choć niechętne muzułmanom, dalekie było od pogromów czy prześladowań. Toteż w meczetach co piątek modlono się za pomyślność aktualnie panującego „białego chana”.

Sejm lubelski z 1569 roku przyznał Tatarom prawo do kształcenia duchownych muzułmańskich. Od tego czasu na Litwie działało kilka szkół przy meczetach, gdzie uczono języka i alfabetu arabskiego oraz zasad islamu. W wieku XVI piśmienni Tatarzy posługiwali się początkowo pismem arabskim, stopniowo przechodząc na miejscową cyrylicę. W XVII w. zaś coraz częściej używali alfabetu łacińskiego. Na Litwie istniało ok. 60 meczetów. Budowane z drewna, posiadały zwykle wieżyczki i kopuły. W Rzeczypospolitej nie wolno było wznosić minaretów, tak więc muezzini tatarscy nawoływali wiernych do modlitwy chodząc po ulicach. Kobiety modliły się osobno, w meczetach były dla nich wydzielone tzw. „babińce”. Przy meczecie rezydował duchowny, zwany imamem lub mułłą. Meczety stanowiły centra tzw. dżemiatów, czyli gmin muzułmańskich, gromadzących wiernych z danego obszaru. Były one nie tylko parafiami, lecz w pewnym sensie również okręgami sądowymi, gdyż sprawy wewnętrzne społeczności muzułmańskiej rozstrzygał imam wedle prawa Koranu. Członkowie gminy od czasu do czasu zbierali się na narady pod przewodnictwem duchownego lub chorążego tatarskiego, dżemiaty spełniały więc także pewne funkcje sejmików ziemskich, np. wystawiały Tatarom świadectwa ślubnego urodzenia oraz pochodzenia szlacheckiego. Imam (mułła) wybierany był przez członków dżemiatu. Przewodniczył ceremoniom świątecznym i zbiorowym modłom, udzielał ślubów, przyjmował przysięgi na Koran w sądzie i w wojsku, prowadził też księgi (akta stanu cywilnego) - ewidencję narodzin, ślubów i pogrzebów. Zaszczytna funkcja w społeczności muzułmańskiej nie wywyższała jednak imamów wobec prawa pospolitego, więc służyli oni w chorągwiach tatarskich jako zwykli wojownicy.

 

 

CIEKAWOSTKI TURYSTYCZNE PODKARPACIA

Zamek w Sanoku

Zamek w Sanoku był przez wieki jedną z ważniejszych strażnic Królestwa Polskiego, a później Rzeczpospolitej, na południowo-wschodniej granicy, granicy która ciągle „krwawiła”, nękana licznymi najazdami Kozaków, Mołdawian, Wołochów, a przede wszystkim Tatarów. Był on jedynym schronieniem dla okolicznej ludności przed niewolą lub śmiercią Przez Tatarów nigdy nie został zdobyty, mimo kilkakrotnych oblężeń.

Zamek w Sanoku położony jest na wzgórzu (o wysokości 362 m n.p.m.), nad Sanem, z trzech stron otoczonym stromymi skarpami. Kiedyś San płynął pod samym zamkiem, z biegiem czasu odsunął się od wzgórza zamkowego, na miejscu dawnej rzeki biegnie teraz szeroka ulica. W okresie przedrozbiorowym na zamku urzędowali starostowie królewscy, tzw. grodowi, którzy z nadania monarchy i w jego imieniu sprawowali władzę na tym terenie. Z dawnego zamku ocalał tylko jeden, główny budynek oraz stara studnia. Jeszcze w początkach XX wieku stało boczne skrzydło południowe, przylegające do zachowanego budynku od prawej strony, natomiast północne zostało rozebrane kilkadziesiąt lat wcześniej. Kiedyś więc zamek miał kształt litery C otwartej na zachód Niedawno zrekonstruowano przyziemia wolnostojącej czworobocznej wieży od północy. Niestety, rekonstrukcja, zdaniem znawców przedmiotu, nie jest zbyt udana. Warto jednak zejść w dół i pooglądać oryginalne mury wieży. Nie zachowała się do dzisiaj także oryginalna, ciekawa główna brama zamkowa od strony południowej, z dwoma flankującymi wieżyczkami. Wzgórze zamkowe połączone było dawniej z miastem mostem na filarach (wcześniej zapewne zwodzonym), który współcześnie zastąpiono nasypem. Dawny wąwóz, oddzielający zamek od miasta, dzięki któremu zamek nie odniósł szkód podczas kilku pożarów miasta, został prawie całkowicie zasypany. Na dziedzińcu zamku niestety nie ma dzisiaj zbyt wiele do oglądania, wewnątrz budynku natomiast znajduje się bardzo interesująca ekspozycja Muzeum Historycznego ze wspaniałą kolekcją ikon, jedną z największych i najcenniejszych w Polsce. Najwyższe piętro muzeum poświęcone jest sztuce współczesnej, przede wszystkim pochodzącemu z Sanoka znanemu malarzowi Zdzisławowi Beksińskiemu, tragicznie zmarłemu kilka lat temu.

Zamek w roku 1846.

Historia zamku.
Najstarsza wzmianka o grodzie w Sanoku pochodzi z roku 1150 i została spisana w ruskim Latopisie Hipackim. Ruski kronikarz wspomina w niej o wyprawie króla węgierskiego Gejzy II na Ruś podczas której zajął on grody Sanok i Przemyśl. W sanockim grodzie wziął w niewolę posadnika (odpowiednik polskiego kasztelana) Jasza. Prawdopodobnie gród ten został przeniesiony ok. XI w. z terenu wsi Trepcza, gdzie istniał wcześniej na miejscu obecnego grodziska Horodyszcze. Nowe miejsce, na wysokim cyplu nad Sanem, u stóp góry zwanej później Aptekarką (obecnie Parkowa), lepiej nadawał się na siedzibę lokalnego urzędnika książęcego. Gród ten istniał do lat 40-tych XIV w. Pod koniec życia ostatni książę halicko-włodzimierski Bolesław Jurij Trojdenowicz przebywał stale w grodzie sanockim. Obecny zamek zbudowano z inicjatywy Kazimierza Wielkiego na miejscu dawnego grodu, po przyłączeniu Rusi Halickiej do Polski. Współczesne prace archeologiczne doprowadziły do odkrycia cmentarza, budynków mieszkalnych i gospodarczych, fortyfikacji oraz naczyń codziennego użytku dawnej osady zamkowej. Powstały w latach 40-tych XIVw. zamek był obiektem drewniano-murowanym. Istnieje zapis iż miał murowaną wieżę i drewniane budynki. Otaczała go drewniana palisada, a od miasta odgrodzony był głębokim sztucznym wąwozem. W 1366 r. zamek został przebudowany na polecenie Kazimierza Wielkiego i otoczony częściowo murem obronnym. Król w okresie swojego panowania gościł na sanockim zamku trzykrotnie. W zamku sanockim dwukrotnie gościł także książę Władysław Opolczyk, namiestnik królewski na Rusi Halickiej.

Król Władysław Jagiełło na zamku sanockim publicznie ogłosił w roku w 1417 zamiar poślubienia Elżbiety Granowskiej. Następnie wziął z nią 2 maja 1417 r. w sanockim kościele swój trzeci ślub, a na zamku wyprawił gody. Ślubu udzielił arcybiskup lwowski Jan Rzeszowski. Współcześni raczej surowo i szyderczo oceniali małżeństwo króla. Tak pisał kronikarz Bielski: "Król, co miał nieprzyjaciela gonić, to wolał tymczasem weselić się w Sanoku. Aby jeszcze był młodą pojął, ale babę Elżbietę córę Ottona z Pilic, wojewody sandomierskiego, którą przedtem uniósł jeden Morawczyk, a potem mu ją drugi wydarł, potem zaś była za Granowskim. Taż królowi niewiedzieć z czego się podobała, bo już stara była, a wyschła od suchot." Z kolei Jan Długosz tak skomentował fakt iż wkrótce po ślubie w orszak królewski uderzył piorun, zabijając kilka koni i raniąc władcę: "Znak pomsty gniewu Bożego przydarzył się królowi Władysławowi nie z innego powodu jak dlatego że nie wstydził się pojąć za żonę rodzonej - z racji pokrewieństwa duchowego - siostry Elżbiety Granowskiej" (matka Elżbiety - Jadwiga, była matką chrzestną króla stąd mowa o duchowym pokrewieństwie). Ok. 1440 r. w zamku zamieszkała młoda wdowa po królu Władysławie Jagielle, jego czwarta żona Sońka (Zofia) z Holszańskich. Tu odwiedził ją kardynał Zbigniew Oleśnicki powracający z koronacji w Budzie jej syna Władysława, zwanego później Warneńczykiem, na króla Węgier. Zamek sanocki był ostatnim domem królowej Zofii aż do jej śmierci w roku 1461. Od czasów króla Władysława Jagiełły zamek królewski w Sanoku stanowił już na stałe oprawę małżonek królewskich.

W 1448 r. na zamku trwały prace remontowe, m.in. przy moście, "wieży glinianej" i mieszkaniu królowej. W 1470 r. Sanok spustoszył wielki pożar, zamek pozostał jednak nietknięty. W 1510 r. król Zygmunt Stary zarządził budowę wodociągu w mieście, który prowadził także do zamku. W 1514 r. kolejny wielki pożar Sanoka nie dotknął wzgórza zamkowego. Przeprowadzona w latach 1523-48 akcja modernizacji zamków kresowych przeprowadzona przez króla Zygmunta Starego objęła także Sanok. Kolejną władczynią zamku była w tym okresie Bona Sforza, małżonka króla Zygmunta I Starego, która nigdy w Sanoku nie przebywała, natomiast z jej polecenia marszałek Mikołaj Wolski, starosta sanocki, dokonał niemal całkowitej przebudowy na Wzgórzu Zamkowym, a gotycki sanocki zamek przebudował na styl renesansowy. Palisadę zamieniono całkowicie na mur, zbudowano bramę wjazdową i łazienkę królewską. Wtedy też powstał piętrowy budynek mieszkalny, który z pewnymi zmianami dotrwał do dziś. Ówczesny zamek o przejściowym, gotycko-renesansowym stylu posiadał dwa skrzydła boczne oraz liczne - wykonane przez artystów kamieniarskich – ciekawe detale architektoniczne.

Zmiany objęły również część gospodarczą; oprócz stajni, kuchni, zbrojowni, spichlerza i archiwum z księgami grodzkimi, powstał browar, więzienie i piekarnia. Z rozkazu starosty wykopano na dziedzińcu głęboką studnię na wypadek oblężenia zamku. Jednak dalej część zamku pozostała drewniana. Zmieniła to dopiero kolejna rozbudowa zamku w 1558 r., która przyniosła powstanie dwóch bocznych skrzydeł, baszty, oraz bliżej nie zidentyfikowanego "muru wewnętrznego". W latach 1555-1556 zamek był krótko siedzibą węgierskiej królowej Izabeli Zapolya, siostry Zygmunta Starego, po jej ucieczce z Węgier. Od początku XV do połowy XVI wieku zamek sanocki był również siedzibą Sądu Wyższego Prawa Niemieckiego. Zamek był trójkondygnacyjny, w piwnicach odbywały się posiedzenia sądów, natomiast parter i piętro przeznaczone były dla oficjalistów. Obok stała wieża w której odbywali kary skazani za przewinienia. Akta grodzkie trzymano w osobnym budynku obok mostu. Na zamku swoje urzędy sprawowali starostowie oraz kasztelani sanoccy.

Widok zamku z wieżą

Po 1616 r. zamek zaczął popadać w ruinę, ponieważ brakowało środków na jego utrzymanie. Na sejmikach szlacheckich w Sądowej Wiszni domagano się jego remontu. Straszliwy najazd Tatarów w 1624 r. zniszczył Sanok. Zamek, mimo że poważnie uszkodzony podczas oblężenia, pozostał jednak nie zdobyty. Jego odbudowa ślimaczyła się, istnieje zapis z 1634 r. mówiący iż odbudowa zamku postępowała bardzo powoli, a dwa lata później bryła zamku została poważnie zmieniona, gdy wezbrany San podmył wzgórze i runęło jedno ze skrzydeł zamku. Lustracja zamku z 1665 r. mówiła, że wymaga on szybkiego remontu.

Na przełomie XVII/XVIII wieku do zamku dobudowano nowe skrzydło północne. Część mieszkalna zajmowała wtedy dwie kondygnacje, na dole znajdowała się izba sądowa, na górze sala i pokoje mieszkalne, pod wieżą w piwnicy więzienie. Całość otoczona była murem. Według informacji z 1765 r. zamek był już w bardzo złym stanie. W roku 1809, w okresie wojen napoleońskich, miała miejsce ostatnia obrona zamku, w czasie której męstwem odznaczył się Ksawery Krasicki, ostatni obrońca zamku, który fortelem powstrzymał nacierające oddziały austriackie. Usłyszawszy wieść o przybywającym do Sanoka ks. Józefie Poniatowskim, zajął on Sanok, ale gdy okazało się, że odsiecz nie nadejdzie, Krasicki podstępem wydostał się z murów oblężonego zamku. Wydarzenie to upamiętnia wmurowany we wzgórze pamiątkowa kamienna tablica z napisem, widoczna ze schodów prowadzących w dół skarpy.

W okresie zaborów zamek początkowo pozostał siedzibą starostwa. Później jednak, po wybudowaniu nowej siedziby dla władz, zamek praktycznie pozostawał nie użytkowany. Ostatecznie popadł w ruinę na przełomie XIX i XX w. Mury zostały przez władze austriackie częściowo rozebrane. W roku 1915, po inwazji rosyjskiej, rozebrane zostało skrzydło południowe. Od tego okresu do czasów współczesnych zamek zachował się w niezmienionej formie. W okresie międzywojennym, od roku 1934, zamek pełnił funkcję Muzeum Ziemi Sanockiej, a badania z zakresu historii ziemi sanockiej prowadził znany historyk Adam Fastnacht. We wrześniu 1939 roku zamek został bez walki zajęty przez Niemców i kompletnie splądrowany. W okresie 1939 – 41r. znalazł się na granicy niemiecko-sowieckiej, która biegła wzdłuż Sanu. Naprzeciwko zamku, po drugiej stronie rzeki, Sowieci zbudowali pas umocnień, tzw. linię Mołotowa (resztki jej można zobaczyć w dzielnicy Olchowce za Sanem). Odpowiedzią Niemców była budowa na wzgórzu zamkowym (pod dziedzińcem) jednego z elementów systemu umocnień – betonowego bunkra, który wchodził w skład tzw. „Pozycji Granicznej Galicja”. Bunkier istnieje do dzisiaj, wejścia do niego znajdują się po wschodniej i zachodniej stronie wzgórza zamkowego. W okresie okupacji niemieckiej urządzono na zamku Muzeum Łemkowszczyzny. W sierpniu roku 1944, tuż pod koniec wojny, lokalne władze niemieckie wywiozły z sanockiego zamku ocalałe najstarsze zbiory, w tym cenne pamiątki kultury polskiej na Ziemi Sanockiej. Część z nich została odnaleziona po wojnie w okolicach Legnicy na Śląsku, a następnie przekazana do AGAD i archiwum rzeszowskiego. Do roku 1946 w zamku mieścił się szpital wojskowy, później rusznikarnia.

W latach 1952-54 przeprowadzono restaurację i konserwację zamku i umieszczono w nim ponownie muzeum. W ramach prac remontowych m.in. usunięto tynk, przywrócono dawne okna, zlikwidowano balkon. W 1953r. zrekonstruowano dwa renesansowe okna. W późniejszych latach przeprowadzono prace zabezpieczające elewację budynku, a także odsłonięto fragment późnogotyckiego okna. W latach osiemdziesiątych zbudowano mury oporowe na brzegach skarpy zagrożonej osunięciem. W latach 2000-2004 na zamku prowadzone były prace renowacyjno-konserwatorskie, przebudowie uległy wnętrza zamkowe na potrzeby ekspozycji i powiększających się zbiorów muzealnych. Ostatnia renowacja zamku przywróciła mu częściowo renesansowy charakter. Zrekonstruowano również dolną część gotyckiej wieży (tzw. wieży kazimierzowskiej), położonej w północnej części dziedzińca. Wyeksponowana została stopa fundamentowa posadowienia tej wieży. Stanowi ona obecnie doskonały punk widokowy na Góry Słonne i dolinę Sanu. Projekt rewitalizacji wzgórza zamkowego z funduszy unijnych w swoich zamierzeniach ma na celu odbudowę wieży oraz skrzydła południowego zamku na potrzeby galerii im. Zdzisława Beksińskiego.

Współczesny wygląd zamku od strony Sanu

 

ZE SPORTU

Piłkarze Górnika Strachocina w tym sezonie grają w podkarpackiej klasie okręgowej (grupa krośnieńska). Radzą sobie nienajlepiej, na cztery kolejki przed końcem sezonu zajmowali dopiero 12 miejsce (na 16 drużyn), ale mogą być spokojni o swój „ligowy” byt. Przedostatni Start Rymanów traci do Górnika aż 13 punktów. Należy jednak podkreślić, że Górnik jest prawdziwą potęgą piłkarską w najbliższej okolicy. Wszystkie drużyny sąsiednich wiosek grają w niższych klasach rozgrywkowych – Zarszyna, Długiego i Bażanówki w klasie A, Grabownicy, Nowosielec i Górek w klasie B, a Czerteża, Srogowa Górnego i Pakoszówki w klasie C.

Inne drużyny piłkarskie Podkarpacia grały „w kratkę”. Stal Sanok była prawdziwą rewelacją III ligi (grupy lubelsko-podkarpackiej). Na dwie kolejki przed końcem sezonu zajmowała 4 miejsce. Zdecydowanie gorzej radziły sobie Karpaty Krosno – zajmowały dopiero 12 miejsce (na 16 drużyn), ale powinny obronić się przed spadkiem do IV ligi. Czarni Jasło są zdecydowanym liderem klasy okręgowej i w przyszłym sezonie ponownie będą grać w IV lidze (podkarpackiej). Bieszczady Ustrzyki są na 6 miejscu, a Sanovia na 8 w klasie okręgowej (grupa krośnieńska, razem z Górnikiem Strachocina). Brzozovia jest 9-ta w klasie A.

Drużyna hokejowa KH Ciarko Sanok, mimo zapowiedzi i informacji o znacznych wzmocnieniach przed sezonem, zajęła ostatecznie dopiero 9 miejsce w rozgrywkach hokeja na lodzie w sezonie 2009/2010. Nie nawiązała praktycznie żadnej walki z czołowymi drużynami ligi, koalicją śląsko-małopolską. Udało się jej jednak utrzymać w ekstraklasie krajowej, co wydaje się i tak dużym sukcesem dla tak małego ośrodka jakim jest Sanok.

Zespół KKK MOSiR Krosno na koniec rundy zasadniczej sezonu 2009/2010 w koszykówce mężczyzn zajął 12 miejsce. Pozostawił w pobitym polu znane „firmy”: Górnik Wałbrzych, AZS Warszawa i AZS Katowice. Niestety, po słabszej postawie w fazie playout, zespół spadł do II ligi. Przypomnijmy, że w poprzednim sezonie KKK MOSiR Krosno po rundzie zasadniczej zajął 2 miejsce i walczył o wejście do Tauron Ekstraligi, ale bez powodzenia.

W styczniu w Sanoku odbył się „IV Ice Racing Sanok Cup”, zawody motocyklowe na lodzie. Trzy pierwsze miejsca w zawodach wywalczyli Rosjanie, zwycięzcą został Danił Iwanow. Zawody motocyklowe na lodzie to nowa dyscyplina sportowa w Polsce. Sanok jest jednym z głównych ośrodków, w którym jest uprawiana. Pierwsze zawody w Sanoku odbyły się w 2007 roku. Czołówka światowa to w chwili obecnej Rosjanie, gdzie wyścigi motocyklowe na lodzie mają długą tradycję. Dzień później, na tym samym torze, odbyły się eliminacje strefowe do indywidualnych mistrzostw świata w tej dyscyplinie. Tym razem także zwyciężyli Rosjanie, zajęli trzy pierwsze miejsca. Zwyciężył Iwan Iwanow. Polak Grzegorz Knapp z Grudziądza był szósty.

Na przełomie kwietnia i maja w Krośnie odbyły się XI Górskie Zawody Balonowe. Wzięło w nich udział 27 załóg, w tym także goście spoza Polski. Zawody odbywały się w bardzo trudnych warunkach atmosferycznych. Zwyciężył pilot z Litwy Gintautas Mockaitis. Drugi był Adam Jaskólski z Konina, a trzeci Arkadiusz Iwański z Włocławka.

W Bieszczadach, w Roztokach Górnych, odbył się Bieszczadzki Puchar Paralotniowy 2010. Warunki pogodowe dla paralotniarzy były znakomite, piloci w kominach termicznych osiągali pułap prawie 3000 metrów, a prędkość wznoszenia dochodziła do 6 m/sek. Najdłuższy lot wykonał Michał Warda z Rzeszowa z zespołu Karpaty Paragliding Team, który przeleciał 93 km i wylądował na północ od Przemyśla.

W plebiscycie na najpopularniejszych sportowców i trenerów sportowych Podkarpackiego Trójmiasta (Jasło–Krosno–Sanok) w roku 2009 zwyciężyli Krośnianie. Wśród sportowców pierwszym był koszykarz Dariusz Oczkowicz z KKK MOSiR Krosno, przed swoim kolegą z drużyny Piotrem Plutą i siatkarką Lucyną Reptak z KSS Karpaty Krosno. Najlepszy Sanoczanin, Marek Węgrzyn, piłkarz Stali Sanok, znalazł się na piątym miejscu, a najlepszy Jaślanin, także piłkarz (JKS Czarni 1910 Jasło) Dariusz Bernacki, zajął szóste miejsce. Wśród trenerów także najlepsi Krośnianie. Najpopularniejszym trenerem została uznana Marzena Solska trenująca siatkarzy KKK MOSiR Krosno, drugie miejsce zajął Mariusz Zamirski, trener koszykarzy KKK MOSiR Krosno, a trzecie miejsce zajął Wacław Katan, trener lekkoatletów KKB MOSiR Krosno.

Nasz usportowiony senior, Zygmunt Ćwiąkała, syn Marcjanny z Giyrów-Piotrowskich, zdobywa laury nie tylko w tenisie. Jest także doskonałym narciarzem, prowadzi własną szkółkę narciarską. W tegorocznych Mistrzostwach Śląska w konkurencjach alpejskich zdobył III miejsce w swojej kategorii wiekowej. Dał się wyprzedzić tylko 56-latkowi i 64-letniemu byłemu mistrzowi akademickiemu Polski. Zygmunt ma 70 lat. W zimie nie zapomina także o tenisie, ciągle odnosi sukcesy – w rozegranych w tym roku Halowych Mistrzostwach Polski Amatorów był drugi w kategorii „ponad 65 lat”, za Józefem Hardejem, z którym przegrał po bardzo wyrównanym, zaciętym meczu. Po zeszłorocznych sukcesach za granicą znalazł się na 54 miejscu w rankingu światowym tenisistów-amatorów w swojej kategorii wiekowej, najwyżej z graczy polskich. Zygmunt jest trenerem tenisowym Górnika Bytom.

 

WSPOMNIENIA O PRZODKACH

Tatarscy przodkowie Stefana Piotrowskiego

W ramach rubryki „Wspomnienia o przodkach” przedstawiamy tym razem poczet domniemanych tatarskich przodków Stefana Piotrowskiego, naszego najstarszego, udokumentowanego przodka. Przekazy o pochodzeniu Piotrowskich ze Strachociny od kniazia tatarskiego Aleja Murzy Piotrowskiego są tylko ustne, podawane z pokolenia na pokolenie wśród Piotrowskich. Żadnych dokumentów pisanych potwierdzających je nie ma, nie ma także żadnych innych dokumentów czy pamiątek, które mogłyby chociażby pośrednio potwierdzać ten fakt. Niemniej wśród Piotrowskich tradycja taka istnieje i dlatego uważamy, że w okrągłą rocznicę (600-letnią) wiekopomnej bitwy pod Grunwaldem warto przedstawić bliżej kniazia Aleja – Aleksandra Piotrowskiego i jego przodków.

Najman-beg – najstarszy poświadczony domniemany przodek Stefana. Uczestnik bitwy pod Grunwaldem, dowódca (chorąży) jednego z oddziałów tatarskich, które przybyły na pomoc księciu Witoldowi na mocy porozumienia z byłym chanem Złotej Ordy Tochtamyszem, który utracił tron chana po klęsce z Timurem Kutłukiem, wodzem słynnego Tamerlana. Na czele tatarskich posiłków stał syn Tochtamysza, późniejszy chan Złotej Ordy, Dżelad el-Eddin. Oddział na czele którego stał Najman-beg był najliczniejszym spośród oddziałów posiłkowych, służyli w nim członkowie ułusu (plemienia) Najmanów, mającego swoją siedzibę na terenie późniejszego Chanatu Kazańskiego, nad Wołgą. Część Tatarów po zwycięskiej bitwie, nagrodzona przez księcia Witolda dużymi majątkami ziemskimi, pozostała i osiedliła się na Litwie Wśród nich był Najman-beg, który otrzymał od wielkiego księcia ogromne dobra ziemskie, głównie w powiecie oszmiańskim, ale także w wileńskim i orszańskim (obejmowały one późniejsze miejscowości: Bohdanowo, Cicin, Dowbuciszki, Kadyszewicze, Kaskiewicze, Kienię, Kryczyn, Mereszlany, Oski, Prudziany, Sielce, Starosielce, Świetlany, Uzaniszki, Wakę, Zahorje i wiele innych), oraz „dworzec” w Wilnie przy boku księcia Witolda, położony przy późniejszej ulicy Tatarskiej. Tak bogate uposażenie Najman-bega przez Witolda może sugerować jego wyjątkowe zasługi w słynnej bitwie, ale nic bliżej na ten temat nie wiemy. Z pewnością Najman-beg wziął także udział w kolejnej wojnie z Zakonem w 1414 roku, podczas której Tatarzy na służbie litewskiej spustoszyli krzyżacką wtedy Ziemię Chełmińską. Nie wiadomo co wpłynęło na decyzję Najman-bega pozostania na Litwie w służbie wielkiego księcia. Czy groza nieustających krwawych walk wewnętrznych w tatarskiej ojczyźnie, czy wieść o jakiejś klęsce książęcej rodziny Najmanów w ojczyźnie, czy uroki nowej ojczyzny? Może każdy z tych elementów łącznie. Nie wiadomo jakie właściwie imię nosił Najman-beg, „Najman” nie jest imieniem własnym lecz nazwą ułusu (plemienia), a słowo „beg” oznacza tyle co książę, Tatar arystokratycznego pochodzenia, (ale nie „książę krwi”, potomek Czyngis-chana, ci nosili tytuł „sołtan”). Tak więc Najman-beg to tyle co „książę Najmanów”. „Nasz” Najman-beg był zapewne synem naczelnika ułusu, także Najman-bega, ale „seniora”. W chwili przybycia na Litwę Najman-beg był prawdopodobnie mężczyzną w sile wieku, stał przecież na czele jednego z oddziałów tatarskich. Być może Najman-beg przybył na Litwę już jako żonaty (pozostawił żonę na wschodzie), ale zostając na Litwie ożenił się ponownie, zapewne z chrześcijanką, Litwinką lub Rusinką (bardziej prawdopodobne), pochodzącą ze szlachetnego rodu. Nie miał szans znaleźć żony odpowiedniej dla siebie wśród mieszkających na Litwie Tatarów, byli to w ogromnej większości ludzie niższego stanu, potomkowie jeńców tatarskich. Według niektórych przekazów historycznych jego żoną była córka bojara ruskiego Oliszko (Oleszko). Doczekał się prawdopodobnie trzech synów, Piotra, Kowrata (Kondrata) i Oliszki (nie ma pewności co do tego ostatniego). Najman-beg jako chorąży tatarski brał udział we wszystkich wojnach prowadzonych przez Witolda, być może także i jego następcy, Świdrygiełły. Oddziały tatarskie były zawsze gotowe na zawołanie wielkiego księcia, były nieledwie jego strażą przyboczną, niekiedy pełniły także funkcje policyjne, np. tłumiły powstanie żmudzkich chłopów. Uważane były za wojsko tanie, operatywne i karne. Używane były przez władców Litwy w boju, pościgu, zwiadzie i rozpoznaniu, eskortowaniu, akcjach represyjnych i nękających kraj wroga.

Piotr Najmanowicz – najstarszy syn Najman-bega, ur. ok. 1415r. Był zapewne synem prawosławnej Rusinki (wskazuje na to jego imię), ale pozostał, tak jak ojciec, muzułmaninem. Ożenił się zapewne także jak ojciec, z Rusinką, prawosławną, na co wskazuje imię jego najstarszego syna. Doczekał się trzech synów - Dymitra, Kasyma i Kadysza. Po ojcu odziedziczył duże dobra obejmujące m.in. późniejsze miejscowości: Bohdanowo, Cicin, Dowbuciszki, Kadyszewicze, Kienię, Sielce i inne. Przez wielkiego księcia litewskiego (i króla Polski) Kazimierza Jagiellończyka został po ojcu wyznaczony na chorążego (dowódcę) tatarskiej chorągwi (ściachu) powiatu wileńskiego zwanej najmańską. Tatarzy litewscy byli zorganizowani w kilku jednostkach rodowo-plemiennych, na czele których stali chorążowie. Każda z nich wystawiała oddział jazdy, tzw. ściach. Z oddziału przyprowadzonego na Litwę przez Najman-bega powstały dwa ściachy, najmański i kondracki (nazwa poszła od imienia młodszego syna Najman-bega, Kondrata). Chorąży tatarski był nie tylko dowódcą wojskowym, ale także sprawował władzę administracyjno-sądową i skarbową wśród podległych sobie Tatarów. Wyznaczał go wielki książę litewski (Biały Chan, jak mówili Tatarzy), przestrzegał on z reguły zasady dziedziczności, chociaż niekoniecznie syn zostawał chorążym po ojcu, czasem funkcja przechodziła na innego krewniaka. Na przestrzeni czasu organizacja wojskowa Tatarów litewskich zmieniała się, z czasem stała się typowo terytorialna, a nie rodowo-plemienna. Piotr Najmanowicz, jako chorąży jednej z chorągwi tatarskich brał udział w wojnie trzynastoletniej z Zakonem Krzyżackim (1454 – 1466), a także częsty udział w długotrwałych walkach Litwy z Tatarami toczonymi w tym czasie na południowym wschodzie Litwy.

Kadysz Piotrowicz – syn Piotra, ur. ok. 1440r. Po ojcu został chorążym tatarskim powiatu wileńskiego. Jest właściwym założycielem kniaziowskiego rodu Piotrowskich - to właśnie on przyjął regularne, polskie z formy, nazwisko Piotrowski, na pamiątkę swojego ojca Piotra (pozostali bracia Kadysza przyjęli inne nazwiska). Kadysz miał czterech synów, Iwaszkę (Janka), Mechmecia, Jachnę i Andrzeja. Sądząc po formie imienia najstarszego syna zapisanej w kronikach (Iwaszko), rodzina Kadysza była już mocno zeslawizowana, jego żona była prawdopodobnie, tak jak matka i babka, prawosławną Rusinką. Małżeństwa z chrześcijankami były czymś powszednim, wśród litewskich Tatarów często brakowało kandydatek na żony wśród współwyznawców, mimo że nie praktykowali oni wielożeństwa. Jest pewne że jedna z synowych Kadysza, żona Mechmecia, Zofia Stanisławówna, była chrześcijanką, może Polką. Mimo małżeństw z chrześcijankami, które powodowało systematyczną asymilację do słowiańskiego otoczenia, wszyscy mężczyźni w rodzinie byli ciągle muzułmanami. Tyle, że językiem ojczystym stawał się język ruski, z biegiem czasu mieszanka rusko-polska. Kadysz otrzymał po ojcu dość duży majątek, daleko mniejszy jednak od fortuny dziadka. Był m.in. właścicielem Bohdanowa, Sielec, Kadyszewicz, a zapewne także Uzaniszek i Wieżgajłów. W 1488 roku otrzymał od króla Kazimierza nadanie 6 kóp groszy z karczem nowogrodzkich i 6 kóp groszy oraz 3 beczki soli z myta kowieńskiego. Ze swoją chorągwią brał udział w 1471 roku w wyprawie królewicza Władysława Jagiellończyka do Czech, a także w wielu utarczkach z Tatarami ze Złotej Ordy i Chanatu Krymskiego atakującymi granice Litwy.

Iwaszko (Janek) Piotrowski – syn Kadysza, ur. ok. 1470r. Został kolejnym chorążym tatarskiej chorągwi powiatu wileńskiego po swoim ojcu Kadyszu. On i jego bracia otrzymali w 1525 roku od króla Zygmunta Starego przywilej, który dawał im drugie miejsce pod względem znaczenia w całym wojsku tatarskim na służbie litewskiej (na jego czele stali „carewicze” Ostryńscy i Puńscy, potomkowie Czyngiz-chana), tuż po Ułanach-Assańczukowiczach, wyprzedzając wiele znanych rodów tatarskich. W tym samym roku Iwaszko razem z braćmi sprzedał Gasztołdowi dwór koło Starych Trok za 50 kop groszy. Iwaszko jako najstarszy syn zachował ojcowskie nazwisko Piotrowski, młodsi bracia nie używali go, nazywano ich po ojcu Kadyszewiczami, tzn. synami Kadysza. Ich potomkowie przyjęli różne nazwiska, Skirmuntów i Sielskich (potomkowie Jachna), Minbułatowiczów (potomkowie Mechmecia) oraz Andrzejewiczów i Andrysowiczów (potomkowie Andrzeja). Iwaszko Piotrowski jako pierwszy wśród tatarskich Piotrowskich pieczętował się herbem przedstawiającym stylizowaną srebrną strzałę w czerwonym polu, uważaną za herb własny tatarskich Piotrowskich. Na „popisie” wojsk litewskich w 1528 roku stawił się w 6 koni, co było w tym czasie znaczącą liczbą. Brał udział w wielu wyprawach i bitwach z Tatarami i Moskwą, m.in. w bitwach z Tatarami pod Kleckiem w 1506r. i Wiśniowcem w 1512r. oraz w słynnej bitwie z Moskwą pod Orszą w 1514r. Był właścicielem majątku Sielce w powiecie oszmiańskim. Iwaszko doczekał się prawdopodobnie tylko jednego syna, Hassana. Zmarł po 1542r.

Hassan Piotrowski – syn Iwaszki, ur. ok. 1500r. Odziedziczył po ojcu majątek Sielce, odnotowany jest jako jego właściciel w 1559r. Hassan miał czterech synów, Martuzę, Araza, Redżipa i Jachję – Jana Baptystę (ur. ok. 1530r.). Sądząc po imionach synów, żoną Hassana była Tatarka, muzułmanka. Wszyscy czterej synowie Hassana wzięli udział w „popisie” wojska litewskiego w 1567r. Trzej pierwsi nie pozostawili po sobie męskich potomków, ich córki, które wyszły za mąż za przedstawicieli arystokratycznych rodzin tatarskich Assańczukowiczów i Kieńskich, wniosły swoim mężom bogate posagi, nadwerężając znacznie majątek rodzinny. Hassan z niewiadomych przyczyn nie został wyznaczony po ojcu na chorążego najmańskiego, funkcja chorążego przeszła do innej linii potomków Piotra, linii jego najstarszego syna Dymitra. W 1567 roku na popisie wojska tatarskiego chorążym ściachu najmańskiego był Machmet Jakubowicz, wnuk Dymitra Piotrowicza. Hassan, tak jak ojciec i przodkowie, brał udział w wielu wojnach i bitwach w ramach swojej służby w chorągwi tatarskiej, m.in. w wojnie z Zakonem w 1520r. i w wyprawie na Moskwę w 1535r.

Jachja (Jan Baptysta) Piotrowski – syn Hassana, ur. ok. 1530r. Został po ojcu właścicielem majątku Sielce, ale jedynie jego czwartej części. Pozostałe trzy części otrzymali jego bracia, którzy nie mieli synów tylko córki. W ten sposób rodzinny majątek Piotrowskich w większości dostał się w obce ręce. Jachja jest wymieniony w dokumentach jako świadek swojego krewnego Aleja Minkiewicza Kasymowicza w sądzie w Wilnie w 1594r. Rodzina Jachji była zapewne już całkowicie zeslawizowana, niemniej mężczyźni ciągle wyznawali islam. Nic bliżej nie wiemy o żonie i dzieciach Jachji, miał przynajmniej jednego syna – Jerzego (Jurija). Jachja w ramach służby wojskowej brał zapewne udział w wyprawie hetmana Hieronima Chodkiewicza do Inflant i w zwycięskiej bitwie pod Kiesią z Moskwą w 1560r., a także w walkach innego hetmana, Grzegorza Chodkiewicza z Moskwą w latach 1564 – 1967, m.in. w bitwach pod Ułą i Orszą.

Jerzy Murza Piotrowski – syn Jachji, ur. ok. 1560r. Był w 1600r. właścicielem już tylko niewielkiej części rodzinnego majątku w Sielcach. Uprawiał ziemię własnoręcznie, przy pomocy nielicznych sług. Doczekał się zapewne tylko jednego syna Jana, ur. ok. 1590r. Zaczął używać tytułu „murza”. „Murza” to tytuł niższy niż „beg”, ale w XVII wieku tak zaczęto tytułować na Litwie wszystkich kniaziów tatarskich. Jerzy brał zapewne (tak jak inni tatarscy pobratymcy) udział w bitwie pod Byczyną w 1588r. pomiędzy wojskami Zygmunta III z wojskami arcyksięcia Maksymiliana Habsburga. Pod koniec kariery wojskowej wojował zapewne pod hetmanem Janem Karolem Chodkiewiczem ze Szwedami w Inflantach, m.in. brał udział w słynnej zwycięskiej bitwie pod Kircholmem w 1605r. Tatarzy walnie przyczynili się do zwycięstwa, a po bitwie brali udział w pościgu za wrogiem. Niektórzy historycy oskarżają Tatarów o to, że w tej wojnie bardziej zajęci byli łupieniem i grabieżą miejscowej ludności niż walką z nieprzyjacielem. Jeżeli jest nawet choć trochę prawdy w tym stwierdzeniu, zapewne nie dotyczy Jerzego Murzy Piotrowskiego.

Jan Murza Piotrowski – syn Jerzego, ur. ok. 1590r. Wymieniony jest w 1635 roku, jako podpisujący rewizję chorągwi kondrackiej. Prawdopodobnie Jan ożenił się z muzułmanką, świadczyć o tym może imię syna, Alej, a także zaostrzające się regulacje prawne. W okresie życia Jerzego i Jana na Tatarów w Rzeczpospolitej przyszły złe czasy. Stali się oni „ubocznymi” ofiarami ofensywy kontrreformacji w Polsce. Zabroniono im małżeństw z chrześcijankami, zakazano piastowania urzędów, posiadania chrześcijańskich poddanych, a nawet zatrudniania chrześcijańskiej służby. Bieda zagościła także w domu Piotrowskich, perspektywy na przyszłość były czarne, tak jak dla wielu innych tatarskich kniaziów. Przyszło im w pocie czoła samym orać ziemię. Służba wojskowa w chorągwiach tatarskich, wymagająca ponoszenia dużych kosztów, nie przynosiła wystarczających dochodów. Jan brał udział w wojnach z Moskwą, Szwecją i Turcją, m.in. wziął udział w bitwach pod Cecorą w 1620r. i pod Chocimiem w 1621r.

Alej Murza Piotrowski – syn Jana, ur. ok. 1620r. Ożenił się przed 1647 rokiem. Właśnie w tym roku (1647) Alej, zmuszony trudną sytuacją materialną, sprzedał resztki majątku rodzinnego Piotrowskich w Sielcach Dowgiałłom i wyjechał na Ukrainę, do służby w prywatnych wojskach Mikołaja Potockiego, późniejszego hetmana wielkiego koronnego. Alej z biegiem czasu przyjął wiarę „giaurów” i imię Aleksander. Jego służba wojskowa na południowo-wschodnich kresach Rzeczpospolitej przypadła na bardzo trudny okres w dziejach Rzeczpospolitej - powstanie kozackie Chmielnickiego. Alej zapewne wielokrotnie brał udział w walce z Kozakami i Tatarami, swoimi pobratymcami z Krymu. To on właśnie, po wielu latach wojaczki, zniechęcony do Ukrainy, straciwszy (prawie) cały majątek, miał jakoby zawędrować do Strachociny, szukając tam spokojnej przystani na resztę życia. Nie wykluczone, że był inwalidą, prawdopodobnie gdyby był zdolny do służby wojskowej powędrowałby dalej w głąb kraju (toczyła się przecież wojna ze Szwedami) i tam się gdzieś osiedlił. Może jednak Alej otrzymał w Strachocinie kawał ziemi w nagrodę za zasługi wojenne. Takie przypadki były w okresie wojennym dość częste, kandydatów do nagrody przedstawiało wojsko, albo przez hetmana, albo przez wybieranych przedstawicieli („deputatów”). Możniejsi kandydaci (i stojący wyżej w hierarchii wojskowej) otrzymywali uchwałami sejmowymi często całe wioski, „niższe rangi” i szeregowych żołnierzy – szlacheckich „szaraczków” – nagradzano niewielkimi kawałkami gruntu, jedną uchwałą sejmu. Z przekazów historycznych wiemy, że nie cała Strachocina była „dzierżawą” Bobolów, oprócz nich na terenie wsi swoje posiadłości mieli także inni drobni „królewscy dzierżawcy” (F. Leśniak – „Sanok. Dzieje miasta” – Kraków 1995r.). Wśród nich mógł być Alej – Aleksander, ojciec lub dziadek Stefana Piotrowskiego.

 

 

ODESZLI OD NAS

Marian Sawczak z Sanoka

22 lipca 2009 roku zmarł w Sanoku Marian Sawczak, mąż Władysławy z Błaszczychów-Piotrowskich, córki Józefa, wnuczki Franciszka, młodszego brata Błażeja Piotrowskiego, od którego pochodzi przydomek „klanu” Błaszczychów. Władysława i Marian doczekali się dwójki dzieci, Marka i Małgorzaty. Marian był oficerem Wojska Polskiego.

Tadeusz Adamiak ze Strachociny

29 września 2009r. zmarł Tadeusz Karol Adamiak, syn Katarzyny z Giyrów-Piotrowskich i Antoniego Adamiaków, noszących w Strachocinie przydomek „Pączków” (ich odległymi przodkami byli Pączkowscy). Tadeusz urodził się 5 listopada 1922 roku w Strachocinie, był rolnikiem, nie ożenił się, po śmierci matki Katarzyny długo mieszkał samotnie w starym domu „Pączków” w górnej części Strachociny. Miał młodsze rodzeństwo, siostrę Ludwikę i brata Stanisława. Ludwika wyszła za mąż za Pawła Maślanego z sąsiednich Kostarowiec, a Stanisław ożenił się w Strachocinie z Zofią Pielech.

Maria Krzan z Chicago (USA)

5 listopada 2009 roku zmarła Maria Krzan, żona Feliksa Krzana, syna Karoliny z Błaszczychów-Piotrowskich. Maria pochodziła ze Starej Wsi koło Brzozowa. Ukończyła Liceum Technik i Sztuk Plastycznych w Nowym Wiśniczu. Po szkole została projektantką ceramiki w Zakładach Porcelany Stołowej w Wałbrzychu. Pracując, ukończyła studia historyczne na Uniwersytecie Wrocławskim i pracowała jako nauczycielka historii w wałbrzyskim liceum. Kiedy przeszła na emeryturę wyjechała do USA, gdzie zdała egzaminy i zdobyła certyfikat nauczyciela amerykańskiego. Pracowała w różnych szkołach średnich katolickich. W 1993 roku wyszła za mąż za Feliksa Krzana. Krzanowie mieszkali na zmianę, trochę w Chicago (USA), trochę w Polsce, w Krynicy, gdzie posiadają pensjonat. Maria została pochowana w Starej Wsi koło Brzozowa w grobie rodzinnym na miejscowym cmentarzu. Mąż Marii, Feliks Krzan, bohater spod Monte Casino, jest znanym działaczem polonijnym w Ameryce, założycielem Polskiego Związku Ziem Wschodnich, byłym prezesem Stowarzyszenia Polskich Kombatantów im. gen. Wł. Andersa, działaczem Polskiego Komitetu Imigrantów i członkiem wielu innych stowarzyszeń.

Leokadia Piotrowska z Sanoka

19 grudnia 2009 roku zmarła w Sanoku Leokadia Piotrowska, z domu Owoc, żona Józefa Błaszczychy-Piotrowskiego, syna Józefa, wnuka Franciszka, młodszego brata Błażeja Piotrowskiego. Leokadia miała 82 lata. W małżeństwie z Józefem miała dwu synów, Jerzego i Bogdana.

Grażyna Lisowska z Sanoka

W kwietniu 2010 roku zmarła w Sanoku Grażyna Lisowska, wdowa po Jerzym Lisowskim, wnuku Małgorzaty z Giyrów-Piotrowskich i Stanisława Lisowskich. Grażyna miała 59 lat, pozostawiła dwójkę dzieci, Monikę (21 lat) i Dariusza (w USA).

 

LISTY OD CZYTELNIKÓW

Ciągle więź redakcji z Czytelnikami nie jest na miarę naszych oczekiwań. W minionym okresie dostaliśmy kilka listów i kartek z życzeniami świątecznymi (na święta Bożego Narodzenia i Wielkanocne) z króciutkimi, dodatkowymi informacjami dla „Sztafety pokoleń”, ale było tego niewiele.

Dłuższą przesyłkę (e’mailową) dostaliśmy jedynie od Pani Anety Ziętek z Lublina. Pani Aneta uzupełniła dane genealogiczne jednej z gałęzi potomków Andrzeja Wołacza-Piotrowskiego. Więcej szczegółów na ten temat podajemy w :Nowinach genealogicznych”. Dziękujemy Pani Anecie, właśnie o takie uzupełnienia nam chodzi.

Dłuższy list dostaliśmy także od naszej stałej Czytelniczki pani Stefanii Piotrowskiej z Sanoka. Pani Stefania mocno przeżyła śmierć Marii Krzan, żony Feliksa Krzana, syna Karoliny z Piotrowskich, wuja zmarłego męża pani Stefanii, Emiliana Piotrowskiego. Maria była drugą żoną Feliksa, o wiele młodszą od męża (o 22 lata), osobą pełną energii i chęci życia. Jej śmierć była ogromnym zaskoczeniem dla rodziny, a szczególnie bolesnym ciosem dla Feliksa. Maryla (pod takim imieniem była znana wśród przyjaciół i rodziny) była prawdziwą podporą życiową dla naszego, steranego życiem, bohatera spod Monte Cassino (w tym roku ukończy 90 lat). Feliks wzruszająco przemówił nad grobem żony. Nakreślił Jej szlachetną sylwetkę, przypomniał Jej wrażliwość i opiekuńczość, pochwalił za wytrwałość i pracowitość. Maryla ukończyła studia w Polsce, w USA zdobyła certyfikat nauczycielski i została nauczycielką High School (amerykańskiej szkoły średniej), co nie jest łatwe dla przybysza z Polski. Była bardzo lubiana przez uczniów i kolegów-nauczycieli. Pani Stefania wzięła udział w pogrzebie Marii Krzan w Starej Wsi, skąd Maria pochodziła i gdzie została tam pochowana.

Dziękujemy za wszystkie telefony, e’maile, kartki i listy z życzeniami. Zachęcamy do dalszych kontaktów ze „Sztafetą pokoleń”, może trochę szerszych, zawierających uwagi, uzupełnienia, propozycje tematyczne czy nawet materiały do publikacji.

 

NOWINY GENEALOGICZNE

Jak już sygnalizowaliśmy wcześniej, od Pani Anety Ziętek z Lublina otrzymaliśmy informację uzupełniającą nasze drzewo genealogiczne potomków Stefana Piotrowskiego, w tym konkretnym przypadku chodzi o gałąź Wołaczów-Piotrowskich. Wnuczka Andrzeja i Anieli Wołaczów-Piotrowskich Aniela Radwańska (ur. 16.05.1907r., zm. 3.04.1984r., córka Jana i Magdaleny z Wołaczów-Piotrowskich) wyszła za mąż za Piotra Daszyka. Prawdopodobnie Piotr nie pochodził ze Strachociny, chociaż wskazuje na to jego nazwisko, bardzo rzadkie w Polsce. W małżeństwie z Piotrem Aniela doczekała się dwójki dzieci, Janiny i Stanisława. Janina i Stanisław pozakładali rodziny i doczekali się potomków (Janina już prawnuków). Poniższy diagram pokazuje znanych nam potomków Anieli i Piotra.

Należy jeszcze dodać, że Tadeusz Korfanty pochodzi z sąsiedniej (dla Strachociny) Grabownicy Starzeńskiej, a Maria Koczera z Jurowiec.

18 lutego 2010 roku w Lublinie urodził się Tymoteusz Michał Fryń-Piotrowski, syn Roberta i Elżbiety z Boderów. Gratulujemy rodzicom. Tymoteusz ma dwu starszych braci, Mateusza (lat 15) i Igora (12 lat).

 

ROZMAITOŚCI

Łuk refleksyjny (azjatycki), używany przez Tatarów – jest to łuk, w którym łęczysko (drzewce) nie jest prostym prętem, lecz kilkuwarstwową kompozycją różnych rodzajów drewna, przy czym przynajmniej jedna warstwa jest sklejana w stanie silnego naprężenia. Tak wykonane łęczysko w stanie rozprężonym nie ma kształtu prostego, łagodnego łuku, lecz wybrzuszony w środkowej części do wewnątrz. Powoduje to, że przy mniejszych wymiarach łęczyska uzyskuje się większą siłę nośną.

Łuk refleksyjny powstał prawdopodobnie w Chinach ok. I wieku p.n.e., a następnie rozpowszechnił się wśród ludów żyjących na stepach Środkowej Azji. Rozróżnia się kilka odmian tego łuku różniących się kształtem i budową (refleksyjny, retrofleksyjny, fleksyjny, rewersyjny), jednak dla całej tej grupy łuków przyjmuje się wspólną nazwę – łuki azjatyckie. Łuk refleksyjny posiadał podobny zasięg jak łuk europejski, ale był od niego znacznie mniejszy, co umożliwiało wygodne strzelanie z konia. Jego użycie, szczególnie w galopie, wymagało długiego treningu. Z łuku refleksyjnego strzelało się lżejszymi i krótszymi strzałami niż z łuku europejskiego, co powodowało, że łuk ten był mniej celny. Nie miało to jednak większego znaczenia dla łuczników konnych, którzy stosowali ten łuk do szybkich, zmasowanych ataków na nie opancerzonego zazwyczaj przeciwnika.

* * *

Wielowiekowe sąsiedztwo dawnej Rzeczpospolitej z Tatarami, skutkowało przejmowaniem od nich wielu obyczajów i słownictwa, szczególnie w zakresie militariów. Często były to słowa przejęte przez Tatarów od innych narodów Wschodu – Turków, ludów irańskich, Arabów. Poniżej kilka przykładów tego typu przypadków:

Arkan – to broń w postaci sztywnej liny uformowanej w pętlę, przeznaczonej najczęściej do chwytania dzikich koni. W Ameryce na Dzikim Zachodzie znany pod nazwą lasso. Koń schwytany na arkan zaciskał pętlę na szyi, w wyniku czego malał dopływ krwi do mózgu i koń zamroczony padał. Jeździec zakładał wtedy koniowi uździenicę, wsiadał na niego i ruszał galopem w step żeby zmęczyć konia. Po powrocie, konia przywiązywało się ponownie przy pomocy arkanu, aby przy dalszym szarpaniu się konia powtórzyć czynność. Często trzeba było zrobić to kilka razy, aby ujarzmić dzikiego konia, a zdarzały się przypadki, że takie konie nie dały się w ogóle ujarzmić. Arkan służył także Tatarom do chwytania jeńców w jasyr podczas najazdów na sąsiednie kraje. Czasem arkanami nazywano także sznury służące do wiązania jeńców.

Bachmat – koń tatarski, krępy, na niskich, silnych nogach, niezwykle wytrzymały na głód, pragnienie i trudy podróży. Hodowany także w dawnej Rzeczpospolitej, z biegiem czasu stał się ważnym składnikiem rasowych koni polskich.

Buława – maczuga w języku tatarskim. Broń obuchowa używana niegdyś w walce ze słabo opancerzonym przeciwnikiem. Z biegiem czasu stała się oznaką władzy wojskowej, w dawnej Polsce hetmanów, obecnie marszałka – najwyższego stopniem dowódcy wojskowego. Buława hetmańska to była krótka laska zakończona głowicą w kształcie kuli lub gruszki, misternie rzeźbioną. Często wykonana była ze szlachetnych metali, wysadzana drogimi kamieniami.

Buńczuk – sztandar tatarski, symbol władzy w armii tatarskiej (i innych wschodnich, z czasem także w polskiej). Był to ogon z końskiego włosia oprawiony w srebrną gałkę, wiszący na drzewcu zwieńczonym metalową ozdobną kulą lub grotem. Ilość wiszących na drzewcu ogonów zależała od rangi dowódcy. W polskiej armii przed hetmanem wielkim noszono buńczuk dwu-ogonowy, przed polnym – pojedynczy (przed tureckim sułtanem – siedmio-ogonowy, a nawet dziewięcio-ogonowy). Najstrojniejszy był buńczuk biały. Współcześnie buńczuki towarzyszą oddziałom kawalerii podczas parad wojskowych.

Buzdygan – podobnie jak buława, była to pierwotnie broń typu obuchowego. Z biegiem czasu stał się oznaką władzy oficerskiej. Nosili go regimentarze, pułkownicy, rotmistrze, porucznicy i chorążowie. Była to krótka laska (trzonek, o długości ok. 60 cm), zakończona metalową głowicą, zbudowaną z sześciu lub ośmiu piór, promieniście odchodzących od trzonu. Pióra miały kształt trójkątny lub trapezowy, zwężający się ku dołowi. Buzdygan oficerski był najczęściej wykonany ze szlachetnych metali, bogato zdobiony kamieniami, w zależności od zamożności właściciela.

Haracz – kontrybucja lub okup. Płacony często Tatarom (także Turkom) za zaniechanie najazdu lub odstąpienie od oblężenia. W dzisiejszych czasach słowo haracz nabrało trochę innego znaczenia, zdecydowanie kryminalnego.

Jasyr – tym słowem określano w Rzeczpospolitej niewolę tatarską, także wziętych do niewoli jeńców. Głównym celem wypraw tatarskich na ziemie Rzeczpospolitej było wzięcie jak największej ilości „jasyru”. Wziętych do niewoli ludzi sprzedawano w niewolę na targach Krymu, Stambułu i innych miast Bliskiego Wschodu. Tylko najbogatsi byli przetrzymywani w celu otrzymania okupu od rodziny lub przyjaciół. Handel niewolnikami był jednym z głównych filarów ekonomiki Chanatu Krymskiego.

Karabela – ozdobna szabla pochodzenia wschodniego, noszona przez szlachtę polską od XVI wieku, ale szczególnie powszechna w wieku XVIII. Nazwa pochodziła od miasta Karbala, w dzisiejszym Iraku, które było ojczyzną tego typu szabel. Była to szabla bardzo lekka, krzywa, o otwartym jelcu i rękojeści ukształtowanej na kształt głowy orła. Pozwalało to oprzeć o dziób orła mały palec, podczas gdy kciuk spoczywał na grzbiecie trzonu, co powodowało, że dobrze nadawała się do wykonywania cięć łukowych i przeciąganych, a także wykonywania słynnego „młyńca”. Była to szabla reprezentacyjna, najczęściej bogato zdobiona, bardzo rzadko używana do boju, a nawet rzadko do pojedynków, często z wygrawerowanymi na głowni sentencjami. W I Rzeczpospolitej wyprodukowano kilkaset tysięcy takich szabel.

Kołczan lub sajdak – futerał na strzały do łuku. Wykonany z drewna, kory, futra lub skóry, wzmacniany i ozdabiany metalowymi okuciami. Przy jeździe konnej mocowany najczęściej do siodła, czasem u pasa jeźdźca.

Kulbaka – siodło końskie typu wojskowego. Tatarska kulbaka była drewniana, polska zazwyczaj miała na szkielecie drewnianym poduszkę skórzaną, wypchaną sierścią bydlęcą. Charakteryzowała się wysokimi łękami, tj. wysokimi „kulami” z przodu i tyłu jeźdźca. Kulbaka tatarska miała kulę przednią wyższą i ostrzejszą, a tylną szerszą. Pozwalało to jeźdźcowi na pewne trzymanie się w siodle w trakcie walki szablą, szczególnie podczas wykonywania cięcia znad głowy, kiedy jeździec jest uniesiony wysoko w strzemionach, a energia związana z takim ciosem powoduje silne i nagłe przemieszczenie się jego środka ciężkości. Szkielet siodła był robiony z drewna bukowego, wzmocnionego okuciami stalowymi. Okucia wierzchnie, ozdobne, wykonane były z blachy mosiężnej.